Skocz do zawartości
Nerwica.com

nadopiekuńcza matka


Rekomendowane odpowiedzi

mark123, naucz sie nie przejmowac ojcem, i co z tego ze Cie widzi? A myslisz ze on w swoich oczach jest idealny tez na pewno sie denerwuje tylko tego nie widzisz. Nie nalezy sie skupiac na sobie, bo to wzmaga nerwice, ale na danej czynnosci...Poza tym jakby czlowiek zostal sam, to by z musu sie nauczył, ktos tu pisał ze by siedział w brudnych majtakach, ale sadze ze w koncu by je uprał, chociazby z powodu zapachu :mrgreen:

 

-- 21 wrz 2014, 18:13 --

 

monooso, to wyjdz z domu i idz na spacer, jakis ludzi spotkasz na pewno, to juz powod by sie umyc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mark123, naucz sie nie przejmowac ojcem, i co z tego ze Cie widzi? A myslisz ze on w swoich oczach jest idealny tez na pewno sie denerwuje tylko tego nie widzisz. Nie nalezy sie skupiac na sobie, bo to wzmaga nerwice, ale na danej czynnosci...Poza tym jakby czlowiek zostal sam, to by z musu sie nauczył, ktos tu pisał ze by siedział w brudnych majtakach, ale sadze ze w koncu by je uprał, chociazby z powodu zapachu :mrgreen:

Mój egocentryzm oraz wewnątrzagresywna nienawiść do obowiązków rosną coraz bardziej i w sumie mało prawdopodobne są zmiany w najbliższym czasie.

 

-- 21 wrz 2014, 20:58:52 --

 

Zadań domowych raczej prędzej czy później się wszystkich nauczę, ale poczucie agresji do tych zadań oraz do rodziców będzie chyba rosnąć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najbardziej nienawidzę wykonania jakiegoś zadania domowego w momencie, gdy ojciec to widzi

Mam tak samo. U mnie najgorszy lęk jest związany z rozmową z kimś obcym, np. sąsiadem w obecności ojca. Zresztą nie tylko ojca bo do tego grona mogę dorzucić również resztę domowników ale wydaje mi się, że postać ojca wzbudza we mnie największy stres. Dlaczego tak się dzieje? Aż wstyd mówić ale ja chyba nigdy nie rozmawiałem z nikim tak na luzie w obecności swoich rodziców, zawsze przeważnie były to tylko króciutkie oficjalne zdania, których wymówienie było niezbędne aby coś załatwić. Teraz obawiam się, że mogliby zobaczyć, iż jestem bardzo nieśmiały, a to według mojego ojca jest najgorszą cechą ludzką, gardzi nią i zawsze się z niej wyśmiewał. Zresztą on wie, że jestem nieśmiały ale jestem przekonany, że nie wie w jak dużym stopniu. Tak to przynajmniej zachowuję pewne pozory. Świadomość tego, że mógłby zobaczyć, iż nie potrafię rozmawiać z ludźmi i bardzo się tym stresuję (a przypomnę, że stres w jego obecności wzrósłby do granic absurdu) wzbudza we mnie przeogromną potrzebę unikania takich sytuacji. W jego obecności moja fobia społeczna nabrałaby astronomicznych rozmiarów, wyszedłbym na jeszcze większego kosmitę niż jestem w rzeczywistości. Poza tym odczuwam jeszcze stres przed tym, że mój ojciec zobaczyłby w jaki sposób rozmawiam z ludźmi. Zobaczyłby, że gadam podobnie do jego, a jestem przekonany, że później byłoby to powodem to wytykania. Mówiłby, że nie potrafię nawet wymyślić własnego stylu tylko go kopiuję itp. masakra, to taki człowiek. Dlatego w obecności swoich rodziców w ogóle nie rozmawiam z nikim obcym, czy to sąsiad, czy nawet dzwoniący teleankieter.

 

monooso, to wyjdz z domu i idz na spacer, jakis ludzi spotkasz na pewno, to juz powod by sie umyc.

Wychodziłem z domu na spacery przez wiele miesięcy, teraz rzadziej bo pogoda nie sprzyja, a i brak odpowiedniego odzienia robi swoje. Etap siedzenia zamkniętemu w domu jest już za mną. No ludzi spotykałem, owszem ale kończyło się tylko na kontakcie wzrokowym. Niektóre osoby mnie nawet zagadywały (jacyś znajomi z dzieciństwa czy sąsiedzi) ale ja nie potrafię z nimi gadać, odczuwam lęk, nie mam nawet o czym z nimi gadać więc jestem tak jakby w ciągłym biegu, powiem dwa słowa i szybciutko pędzę dalej. A co do mycia to się myję, robię to na siłę. Gdybym przestał się myć i wychodzić na samotne spacery to prawdopodobnie w ogóle nie wstawałbym z łóżka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mark123, Pewnie Cię obrażał i wyśmiewał się z Twoich potknięć.

Odkąd pamiętam, obiektywnie nigdy mnie nie obrażał ani się ze mnie mnie naśmiewał.

 

-- 22 wrz 2014, 17:55:04 --

 

Jedynie było to możliwe subiektywnie poprzez nieprawidłowe przetwarzanie przez mój mózg normalnej sytuacji na taką, że coś było obrazą i naśmiewaniem się, ale to nie wina ojca tylko trochę nieprawidłowego działania mojego mózgu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie moi rodzice zwłaszcza matka przesadnie chwalili i nadal chwalą choć jestem totalnym zerem, inni by mnie dawno wygnali takiego darmozjada i nieroba.

Mnie też normalni rodzice już dawno pogoniliby z kijem w ręku. Kto trzymałby takiego wygodnickiego darmola. Ze względu, że moi rodzice nie są normalni to mogę tak siedzieć nawet do ich śmierci. Nie są oni ode mnie nic w stanie wyegzekwować. Zresztą dziwię się normalnym rodzicom posiadającym nienormalne dzieci, jak to jest możliwe? Przecież ktoś musiał nas tego nauczyć. Otoczenie myśli, że wykorzystuję biednych rodziców. Wszyscy myślą, że jestem leniem, darmozjadem i wygodnie mi żyć nic nie robiąc. Inni chodzą do pracy, zarabiają kasę, spotykają się ze znajomymi, chodzą na randki, umawiają się z dziewczynami itd. Inni coś robią ze swoim życiem, robią cokolwiek. A tutaj ich syn zabunkrował się w domu, nie chce pracować, z nikim nie utrzymuje kontaktu, nie interesuje go w ogóle przyszłość. Masakra, wszyscy myślą pewnie, że jestem stukniętym frajerem. Jak można w takim wieku tak się zachowywać. Do tego zero wyrzutów sumienia z tego powodu, a nawet paradoksalnie przedni humor z kuriozalności całej sytuacji. Wiooo i dalej na rodzicach synek jedzie, aż zajedzie ich na śmierć. Normalna osoba nie mogłaby tak funkcjonować, spaliłaby się ze wstydu, męska duma by jej nie pozwoliła, no ale ja nie jestem normalną osobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

carlosbueno, Ja już w ten sposób żyję 22 lata. Co do dziewczyn to ostatni raz z dziewczyną towarzysko rozmawiałem chyba w podstawówce, to dla mnie w ogóle jak odrębny gatunek. Ja też nie wiem sam na co czekam. Żyję z dnia na dzień jak jakieś zwierzę. Chociaż nie bo zwierze to przynajmniej poszukuje partnera w celu prokreacji, a ja nawet na to nie mam ochoty. Popłakałem się ze śmiechu, sytuacja jest na prawdę komiczna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie matka chwaliła, obecnie już w sumie nie. Gdyby mnie matka traktowała adekwatnie, to nigdy w życiu by mnie ani trochę nie pochwaliła, jestem beznadziejny od urodzenia.

Większość rodziców, gdyby mieli takiego syna, jak ja, to by od dzieciństwa po mnie ostro jechali.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie rodzice praktycznie wcale nie chwalili ale jest to spowodowane tym, że oni nie okazują emocji, szczególnie tych pozytywnych, które doceniają coś w drugim człowieku. Sam mam dzisiaj z tym wielkie problemy. Za to opier*olić to potrafią. Moje poczęcie nigdy nie powinno dojść do skutku, moi rodzice nigdy nie powinni spłodzić dzieci. To normalnie cud, że taki frajer jak mój ojciec poznał się z taką frajerką jak moja matka i to już przed końcowym gwizdkiem. Takie zaburzone, nieszczęśliwe osoby bez chwili refleksji i zdrowego rozsądku postanowiły zacząć płodzić sobie dzieci bo tak trzeba i odhodować je jak kury w kurniku. Zero jakiegokolwiek planu, pełen spontan.

 

mark123, Co w Tobie takiego beznadziejnego od urodzenia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mark123, Co w Tobie takiego beznadziejnego od urodzenia?

Predyspozycje do skrajnego lenistwa i egoizmu, skrajna słabość psychiczna, duża powolność, obojętność na czynniki motywowania pozytywnego, przetwarzanie przez mózg sytuacji negatywnych ze sporym wzmocnieniem, a sytuacji pozytywnych ze sporym osłabieniem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wychowywanie się w komfortowych warunkach może mieć spore konsekwencje...To najprawdziwsza prawda,sam stałem się tego ofiarą.Zawsze wszystko miałem podawane na tacy przez matkę potem przez Ojca.Gdy nastoletni koledzy chodzili pracować jako pomocnicy brukarzy,murarzy itp. ja gniłem przed komputerem i miałem tylko postawę roszczeniową w stosunku do Ojca którego wykorzystywanie po śmierci matki było czystym okrucieństwem.Brzydzę się sobą za to,za tę całą postawę roszczeniową.Dlatego dzisiaj nienawidzę z całego serca socjalizmu i zwolenników państwa opiekuńczego bo to niszczy człowieka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wychowywanie dziecka poprzez zapewnienie mu komfortu to chyba pod kątem nauki normalnego życia najgorsza metoda wychowawcza, bo dziecko wtedy się niczego w tym aspekcie nie uczy. W ogóle "nóż mi się w kieszeni otwiera", gdy ktoś pisze, że najważniejsze jest, aby dziecko czuło się dobrze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie w tej całej nadopiekuńczości rodziców znajduje się źródło przynajmniej moich problemów z ogarnięciem się w życiu dorosłym. W moim domu było to posunięte do takiego ohydnego stopnia, że nie tylko byłem wyręczany przez matkę ale również przez ojca. Oboje rodziców podzieliło wszystkie obowiązki pomiędzy siebie, załatwiali wszystkie sprawy itp. Ich życie było bardzo nudne więc musieli je czymś wypełnić. Całe życie traktowali mnie jak malutkie dziecko (teraz to się powoli zmienia dzięki mnie), nie pozwalali mi na odrobinę samodzielności przez co dzisiaj jestem kompletnie nieogarnięty i mam fobię społeczną. Obserwując znajomych z dzieciństwa, którzy również pochodzili z patologicznych rodzin (i to nawet bardziej niż moja) gdzie ojciec był alkoholikiem, to oni na pewno mają pewne problemy z samym sobą z tego powodu (wyrażanie emocji, używki) ale jednak jako tak funkcjonują, są ogarnięci i w miarę normalni. Dlaczego? Ponieważ ich rodzice nie byli nadopiekuńczy tylko dawali im przestrzeń i zaufanie. A u mnie to była ciągle mega kontrola i rygor jak w jakimś zakładzie poprawczym. Czułem się zawsze zduszony w tym domu. Moi rodzice musieli zawsze o wszystkim wiedzieć, musieli wszystko sami ustalać. Nawet nie awansowałem do takiego stopnia aby nosić klucze do mieszkania przez co pamiętam, że w dzieciństwie czułem się z tego powodu źle bo inni już dawno mieli o wiele większa autonomię niż ja. Krótko mówiąc wychowali kalekę i duże dziecko. Po takim odchowaniu niech teraz nie wymagają ode mnie, że będę funkcjonował jak normalne osoby do których jestem porównywany bo jeżeli osiągnę taki poziom jak oni przynajmniej w 50% to chyba za dobre parę lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja byłem przez matkę wyręczany zarówno w czynnościach, jak i też w sprawach życia codziennego i w rozwiązywaniu wszelkich problemów. Było to wyręczanie w sporej części na życzenie, więc czułem się z tym bardzo dobrze. Gdybym był zmuszany do zaradności, samodzielności i nieegoistycznych zachowań, czułbym się w dzieciństwie z tym źle, ale miałbym szansę wyrosnąć normalną życiowo i przydatną osobę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mark123, To chyba normalne, że dziecko (zresztą dorosły również) lubi być wyręczane. Jeżeli od najmłodszych lat życia było się wyręczanym to później takie dziecko myśli sobie, że tak musi być, że to jest normalne, że rodzice chcą dla nas jak najlepiej, że mamy dobrych rodziców, że bardzo o nas dbają itd. Ja w przeszłości myślałem, że mam bardzo dobrych rodziców w porównaniu ze swoimi znajomymi ponieważ ich rodzice nie byli z nimi aż tak blisko (tak to ujmę). U mnie natomiast ta patologiczna bliskość praktycznie pozbawiona uczuć służyła tylko jako instrument do wypełnienia pustki przez moich własnych rodziców. To oni chcieli być ciągle na piedestale, to oni chcieli ciągle wszystko załatwiać, to oni chcieli wszystko robić. Doszło to do takiego stopnia, że nawet jak sam chciałem coś wykonać to nie pozwalali mi. Nie wiem skąd ale mieli w sobie niesamowicie wielkie poczucie, że ja nic nie umiem, w ogóle mi nie ufali.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie rodzice raczej ufali, ale matka zamiast postawić na pierwszym miejscu wymagania, to postawiła to, bym czuł się dobrze. Nigdy nie miałem typowej chęci, by sam coś zrobić, zdarzyło się czasem, że matka mi powiedziała, żebym coś zrobił, ale że byłem mocno przewrażliwionym emocjonalnie dzieckiem, to jakakolwiek negatywna uwaga matki mnie dodatkowo zniechęcała, by zrobić coś samodzielnie. Chyba częściowo przez wyręczanie rozwinęła się u mnie agresywna wrogość do działania.

 

Z moich obserwacji wynika, że albo około 90% dzieci przechodzi fazę cierpienia, by nauczyć się trochę zaradności i samodzielności, albo zdecydowana większość ma w swojej naturze chęć by się tego nauczyć, a tylko sporadycznie zdarzają się dzieci z głupią naturą, które tej chęci w ogóle nie mają.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mark123, Ja jestem ciekaw co sobie myśleli moi rodzice wyręczając mnie ze wszystkiego, nie dając dojść do głosu, nie pozwalając aby coś wykonać. Czy robili to dla mnie czy dla siebie? Czy robili to dla swoich własnych korzyści czy dla moich? Odpowiedź jest jasna i klarowna - robili to dla siebie. Nie trzeba być super nianią aby zdać sobie sprawę z tragicznych konsekwencji wiecznego niańczenia, nie wprowadzania stopniowo w świat dorosłych i nie pozwalania dziecku tym samym na prawidłowy, zdrowy rozwój. Nawet jeżeli moi rodzice nie mieli żadnego planu na wychowanie dzieci, nie wiedzieli zupełnie jak ma to wyglądać (a tak było) to jednak do tak prostych wniosków jak obdarowywanie dziecka zaufaniem + samodzielnością = zaradny życiowo człowiek, każdy trzeźwo myślący osobnik dochodzi. Tak więc dlaczego oni to robili? Pisałem to już tutaj nieraz, otóż dlatego, że ich życie było nudne jak flaki z olejem, łapali się czego się da aby wypełnić czymś chociaż sekundę swej marnej i bezproduktywnej egzystencji, aby dowartościować się dziecka kosztem i pokazać jacy to oni są zaradni i wspaniali. Nie mieli przed kim się popisać to robili to przede mną, szczególnie ojciec, któremu zresztą zawsze wtórowała moja matka. Ja nieraz chciałem zrobić coś samodzielnie ale nigdy nie zostałem do tego dopuszczony. Np. ojciec coś opowiadał czego to on nie robił w moim wieku jednocześnie mnie opieprzając, że czemu ja tego nie zrobię, no więc ja odpowiedziałem, że nie ma sprawy, mogę to wykonać bez problemu i w tej chwili następowała gwałtowna reakcja z jego strony, stanowcze weto, które nie pozwalało mi nawet spróbować. Chodziło tylko o wieczne dowartościowywanie się moim kosztem, budowanie własnej legendy. Też byłem mocno przewrażliwiony i jednocześnie zamknięty w sobie chyba od zawsze. Nawet jeszcze w wieku nastoletnim jeden ostry krzyk ojca powodował we mnie płacz. Byłem tak wytresowany, że reagowałem na sam krzyk automatycznie strachem, zawstydzeniem i płaczem. Dopiero może 2 lata temu zdałem sobie sprawę ze swoich absurdalnych reakcji, co pozwoliło je przełamać. Oczywiście dalej jestem bardzo przewrażliwiony na punkcie krzyku i agresji w moją stronę. Nie potrafię się kłócić jak normalne osoby bo wtedy takie emocje we mnie wstępują, że albo kogoś zabiję albo zaleję się płaczem ze smutku. Dlatego unikam wszelkich kłótni, jestem pokojowy. Swego czasu w środowisku mówili, że zostanę pantoflem ze względu na swoją spokojną naturę, która przecież ukształtowała się głównie z powodu unikania konfliktów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nawet jeszcze w wieku nastoletnim jeden ostry krzyk ojca powodował we mnie płacz. Byłem tak wytresowany, że reagowałem na sam krzyk automatycznie strachem, zawstydzeniem i płaczem. Dopiero może 2 lata temu zdałem sobie sprawę ze swoich absurdalnych reakcji, co pozwoliło je przełamać. Oczywiście dalej jestem bardzo przewrażliwiony na punkcie krzyku i agresji w moją stronę.

U mnie lęk przed agresją ojca rosnął z wiekiem stając się coraz bardziej irracjonalny i silniejszy, w dzieciństwie mocno zestresowany byłem tylko wtedy, gdy był na mnie zły, obecnie silny lęk potrafi pojawić się nawet, gdy złość ojca nie dotyczy w ogóle mnie i nawet przybrać formę, że ojciec rzuci się na mnie i pobije lub zabije, co chyba w moim przypadku to chyba zakrawa o jakieś emocjonalne stany urojeniowe.

 

Nie potrafię się kłócić jak normalne osoby bo wtedy takie emocje we mnie wstępują, że albo kogoś zabiję albo zaleję się płaczem ze smutku. Dlatego unikam wszelkich kłótni, jestem pokojowy. Swego czasu w środowisku mówili, że zostanę pantoflem ze względu na swoją spokojną naturę, która przecież ukształtowała się głównie z powodu unikania konfliktów.

Ja chyba ogólnie pod kątem wkurzenia na zewnątrz jestem oazą spokoju, a wewnątrz furiatem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie lęk przed agresją ojca rosnął z wiekiem stając się coraz bardziej irracjonalny i silniejszy

U mnie chyba ten mechanizm ciągle funkcjonował na podobnym poziomie do czasu aż nie uświadomiłem sobie jego absurdalności. Wcześniej działałem ciągle z automatu, a jak sobie go uświadomiłem to nastąpił pstryk i doszło do tego, że praktycznie w ogóle przestałem bać się swojego ojca. Teraz na jego krzyki włącza mi się przeważnie agresja, a nie lęk jak wcześniej. Kiedyś miałem wielkie problemy aby swobodnie rozmawiać ze swoimi rodzicami patrząc im w oczy. A dzisiaj? Dzisiaj jestem chyba najbardziej pewny siebie w tym domu. Gdy rozmawiam ze swoimi rodzicami to mam niesamowitą pewność siebie, wyczuwam ich słabość i speszenie (tak jakby się mnie oni teraz bali). Jak to się pozmieniało w ciągu paru lat. :D

 

obecnie silny lęk potrafi pojawić się nawet, gdy złość ojca nie dotyczy w ogóle mnie i nawet przybrać formę, że ojciec rzuci się na mnie i pobije lub zabije, co chyba w moim przypadku to chyba zakrawa o jakieś emocjonalne stany urojeniowe.

Może Twój ojciec w przeszłości prowadził z kimś bójki przy Twoim udziale i stąd ten strach.

 

Ja chyba ogólnie pod kątem wkurzenia na zewnątrz jestem oazą spokoju, a wewnątrz furiatem

Po mnie to chyba z zewnątrz widać czy jestem wkurzony, czy jestem przestraszony. Przeważnie staram się nic nie odczuwać i z tego powodu nic po mnie nie widać. Nie lubię jak ktoś zna moje emocje. Muszę ten lęk zamienić na złość jak w przypadku relacji z rodzicami. Muszę to przenieść na otoczenie zewnętrzne, wtedy wyrobię w końcu normalną reakcje, że jak ktoś mnie będzie atakował fizycznie czy werbalnie to zacznę odczuwać agresję, a nie lęk i smutek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie chyba ten mechanizm ciągle funkcjonował na podobnym poziomie do czasu aż nie uświadomiłem sobie jego absurdalności. Wcześniej działałem ciągle z automatu, a jak sobie go uświadomiłem to nastąpił pstryk i doszło do tego, że praktycznie w ogóle przestałem bać się swojego ojca. Teraz na jego krzyki włącza mi się przeważnie agresja, a nie lęk jak wcześniej. Kiedyś miałem wielkie problemy aby swobodnie rozmawiać ze swoimi rodzicami patrząc im w oczy. A dzisiaj? Dzisiaj jestem chyba najbardziej pewny siebie w tym domu. Gdy rozmawiam ze swoimi rodzicami to mam niesamowitą pewność siebie, wyczuwam ich słabość i speszenie (tak jakby się mnie oni teraz bali). Jak to się pozmieniało w ciągu paru lat. :D

Mnie uświadomienie nie pomogło, by lęk zmalał. Z rozmowami z rodzicami u mnie jest odwrotnie, kiedyś mogłem z nimi swobodnie rozmawiać, patrząc w oczy, obecnie jest z tym problem.

 

Może Twój ojciec w przeszłości prowadził z kimś bójki przy Twoim udziale i stąd ten strach.

Podobno tylko, gdy byłem niemowlakiem, doszło raz do bójki pomiędzy nim, a wujkiem (ale nie wiem, czy było to w tym samym pomieszczeniu, w którym leżałem, czy w innym), poza tym bójek nie było.

 

Po mnie to chyba z zewnątrz widać czy jestem wkurzony, czy jestem przestraszony. Przeważnie staram się nic nie odczuwać i z tego powodu nic po mnie nie widać. Nie lubię jak ktoś zna moje emocje. Muszę ten lęk zamienić na złość jak w przypadku relacji z rodzicami. Muszę to przenieść na otoczenie zewnętrzne, wtedy wyrobię w końcu normalną reakcje, że jak ktoś mnie będzie atakował fizycznie czy werbalnie to zacznę odczuwać agresję, a nie lęk i smutek.

Po mnie, gdy jestem przestraszony, to raczej widać, nie umiem "wyłączyć" ani zamaskować strachu. Z jednej strony wiem, że lepiej być wkurzony niż przestraszony, ale z drugiej jestem bardziej w pewnym sensie "przyzwyczajony" do strachu, bo w przeszłości na strach mi pozwalano, a na złość nie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie uświadomienie nie pomogło, by lęk zmalał. Z rozmowami z rodzicami u mnie jest odwrotnie, kiedyś mogłem z nimi swobodnie rozmawiać, patrząc w oczy, obecnie jest z tym problem.

Teraz tak sięgam pamięcią to u mnie przyczyniło się do tego również uświadomienie, że moi rodzice mają mniejszą wiedzę niż ja i mają mniejszą świadomość niż ja czyli są zwyczajnie głupsi. Zawsze myślałem, że moi rodzice to jacyś herosi bo na takich się kreowali czyli, że wszystko wiedzą, wszystko umieją załatwić, że zawsze są parę szczebli w hierarchii nade mną bo ja według nich g*wno wiedziałem i na niczym się nie znałem. Traktowali mnie zawsze jak upośledzonego dzidziusia. Po tym jak uświadomiłem sobie jacy w rzeczywistości oni są mali, jak udają, jak przez tyle lat żyłem w iluzji to momentalnie wszystko pierdyknęło, nie są dla mnie już żadnym autorytetem, nie mam przed kim się wstydzić czy bać, przed takimi słabymi ludźmi? Nawet moja podświadomość zrozumiała, że przed takimi ludźmi nie ma czego się obawiać. Przecież ja ich mogę zrównać z podłogą jedną ripostą.

 

Podobno tylko, gdy byłem niemowlakiem, doszło raz do bójki pomiędzy nim, a wujkiem (ale nie wiem, czy było to w tym samym pomieszczeniu, w którym leżałem, czy w innym), poza tym bójek nie było.

Może były tylko ich nie pamiętasz, a Twoi rodzice zataili pewne fakty przed Tobą. Ja, np. nie wierzę w zdecydowaną większość opowieści swojego ojca. Nawet moja matka nieraz mówiła, że w większości to bujdy.

 

Po mnie, gdy jestem przestraszony, to raczej widać, nie umiem "wyłączyć" ani zamaskować strachu. Z jednej strony wiem, że lepiej być wkurzony niż przestraszony, ale z drugiej jestem bardziej w pewnym sensie "przyzwyczajony" do strachu, bo w przeszłości na strach mi pozwalano, a na złość nie.

Z tym wyłączeniem strachu to zależy od sytuacji, różnie z tym bywa. Przeważnie z całych sił staram się nie okazywać strachu, ani żadnych innych emocji, a to powoduje, że jestem postrzegany jako osoba chłodna, wrogo nastawiona do otoczenia i zamknięta w sobie. Pamiętam, że w każdej szkole do której chodziłem to koledzy z klasy zawsze od początku trzymali mnie na dystans, tak jakby się mnie bali, dało się to wyczuć w trakcie rozmowy. Nie dokuczali mi, nie wyzywali, a nawet się bali odezwać do mnie. Traktowali mnie poważniej niż innych, czuć było napięcie. A to ja wtedy paradoksalnie się ich bałem. Jeżeli się ich bałem to dlaczego nie było widać mojego strachu tylko coś innego? Natomiast dla innych osób niektórzy zaczynali już od początku dokuczać i stawały się one tzw. kozłami ofiarnymi. Dlaczego? Ponieważ po tamtych osobach od razu było widać strach i zdenerwowanie, a inni to wykorzystywali. Ja natomiast grałem rolę kolesia po którym wszystko spływa, byłem w tym bardzo dobry. Oczywiście po jakimś czasie otoczenie wyczuło, że jestem nieasertywny i nieśmiały co kończyło się dla mnie bardzo źle, dałem sobie wejść na głowę bo nie umiałem zareagować, mimo, że mogłem. Coś mnie blokowało. Teraz mam wrażenie, że nie umiem nawet maskować strachu ponieważ odblokowałem po części emocje i przez to moje objawy zdenerwowania się nasiliły. Mi też na złość nie pozwalano w domu, była ona brutalnie tłumiona siłą przez ojca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz tak sięgam pamięcią to u mnie przyczyniło się do tego również uświadomienie, że moi rodzice mają mniejszą wiedzę niż ja i mają mniejszą świadomość niż ja czyli są zwyczajnie głupsi. Zawsze myślałem, że moi rodzice to jacyś herosi bo na takich się kreowali czyli, że wszystko wiedzą, wszystko umieją załatwić, że zawsze są parę szczebli w hierarchii nade mną bo ja według nich g*wno wiedziałem i na niczym się nie znałem. Traktowali mnie zawsze jak upośledzonego dzidziusia. Po tym jak uświadomiłem sobie jacy w rzeczywistości oni są mali, jak udają, jak przez tyle lat żyłem w iluzji to momentalnie wszystko pierdyknęło, nie są dla mnie już żadnym autorytetem, nie mam przed kim się wstydzić czy bać, przed takimi słabymi ludźmi? Nawet moja podświadomość zrozumiała, że przed takimi ludźmi nie ma czego się obawiać. Przecież ja ich mogę zrównać z podłogą jedną ripostą.

W moim przypadku rodzice raczej mają większą wiedzę niż ja. Za herosów ich nie uważam, za autorytet też nie, ale są rzeczy, na których się znają, a ja nie znam się na niczym i ogólnie są o wiele lepsi ode mnie. Są też o wiele silniejsi psychicznie ode mnie, mieli trudne dzieciństwo, a wyrośli na w miarę normalnych.

 

Może były tylko ich nie pamiętasz, a Twoi rodzice zataili pewne fakty przed Tobą. Ja, np. nie wierzę w zdecydowaną większość opowieści swojego ojca. Nawet moja matka nieraz mówiła, że w większości to bujdy.

Teoretycznie jest to prawdopodobne, ale jakoś wydaje mi się, że nie zataili.

 

Z tym wyłączeniem strachu to zależy od sytuacji, różnie z tym bywa. Przeważnie z całych sił staram się nie okazywać strachu, ani żadnych innych emocji, a to powoduje, że jestem postrzegany jako osoba chłodna, wrogo nastawiona do otoczenia i zamknięta w sobie. Pamiętam, że w każdej szkole do której chodziłem to koledzy z klasy zawsze od początku trzymali mnie na dystans, tak jakby się mnie bali, dało się to wyczuć w trakcie rozmowy. Nie dokuczali mi, nie wyzywali, a nawet się bali odezwać do mnie. Traktowali mnie poważniej niż innych, czuć było napięcie. A to ja wtedy paradoksalnie się ich bałem. Jeżeli się ich bałem to dlaczego nie było widać mojego strachu tylko coś innego? Natomiast dla innych osób niektórzy zaczynali już od początku dokuczać i stawały się one tzw. kozłami ofiarnymi. Dlaczego? Ponieważ po tamtych osobach od razu było widać strach i zdenerwowanie, a inni to wykorzystywali. Ja natomiast grałem rolę kolesia po którym wszystko spływa, byłem w tym bardzo dobry. Oczywiście po jakimś czasie otoczenie wyczuło, że jestem nieasertywny i nieśmiały co kończyło się dla mnie bardzo źle, dałem sobie wejść na głowę bo nie umiałem zareagować, mimo, że mogłem. Coś mnie blokowało. Teraz mam wrażenie, że nie umiem nawet maskować strachu ponieważ odblokowałem po części emocje i przez to moje objawy zdenerwowania się nasiliły.

Ja umiem zamaskować każdą emocję, oprócz wstydu i strachu. W sumie zazdroszczę tym, którzy umieją zamaskować wstyd i strach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×