Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak pogodzić się z samotnością?


Rekomendowane odpowiedzi

Zgadzam się z przedmówcami. Ja, jedząc kilka posiłków dziennie, straciłam kilkanaście kilogramów więcej,niż ty planujesz zrzucić. Ale nie chudłam dla zdrowia, tylko żeby lepiej wyglądać, pozbyć się problemów, itp. Co z tego, że ciało schudło, skoro psychika się nie zmieniła. I z tego powodu przybyło znów trochę kilogramów, ale bez porównania z tym, co było wcześniej. Psychikę mam zrytą tak, jak poprzednio, więc pod tym względem nic się nie zmieniło. I dlatego mogę z całym przekonaniem powiedzieć, ze samo odchudzanie nie jest takie trudne, ale najtrudniejsze jest ułożenie sobie wszystkiego w głowie. Dlatego brak motywacji, brak siły... Przeszłam to na sobie, więc wiem, co mówię. W tej chwili nie mogę schudnąć nawet kilka kilogramów, bo mnie coś blokuje psychicznie, co jest o tyle dziwniejsze, ze przecież na własnej skórze odczułam, że można zrzucić mnóstwo kilogramów. A teraz nic. Skąd blokada? nie wiem, z wielu pewnie powodów. Podświadoma niechęć do tego "przymusu odchudzania", niezadowolenie, ze po odchudzaniu nic się nie zmieniło, inne problemy i generalnie właśnie zła motywacja do odchudzania.

A żarcie tylko marchewek odradzam. Ja jadłam o wiele więcej i chudłam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zmęczona_wszystkim, no dokładnie o to chodzi. Najpierw trzeba zaakceptować siebie, potem chudnięcie powinno być dla zdrowia.

 

Ja mam nadwage 15kg i moj facet mnie ciagle namawia zabym schudla :( ale jak
mam do zrzucenia 28kg

 

To jak w końcu? Wg mnie coś kręcisz i widzę, że masz duże zaburzenia psychiczne i nie chodzi tylko o depresję. Dieta marchewkowa? Masz na to siłę, a na zdrową dietę nie? Skąd weźmiesz marchewki skoro mama kupuje parówki? :)

 

Swoją drogą odeszliśmy od tematu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Swoją drogą odeszliśmy od tematu.

Właśnie. Nie śledzę tematu od początku ale pewnie pisaliście o nadwadze jako przyczynie samotności. Szczerze wolałabym nadwagę, z tym da się coś zrobić. Ja od lat walczę z trądzikiem i mam wrażenie, że jestem przez to wręcz odpychająca :( Może dlatego jestem ciągle sama?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W po raz pierwszy od ponad 4 lat zostałam sama.... oba związku w sumie nie były zbyt udane. W pierwszym dziewczyna była po prostu potworem (w końcu przyznałam to przed samą sobą) w drugim chłopak był zbyt dziecinny i rozpieszczony (bogata rodzina, matka zapatrzona w niego, wychowująca go na gwiazdę). Rzucił mnie zupełnie nieoczekiwanie. Próbował mnie zdradzić, chociaż wcześniej dałabym sobie rękę odciąć, że tego nigdy by mi nie zrobił. Prawdy dowiedziałam się od tej dziewczyny.

Nie umiem sobie z tym poradzić mam strasznie zaniżone poczucie wartości. Czuję się źle w swoim ciele (chociaż mam spore powodzenie i wiele osób było w szoku z powodu rozstania, bo mówili, że mój były nie miał prawa narzekać na mój wygląd.... oraz dziwili się jak mu z jego aparycją udało się związać z tak ładną dziewczyną).

Zastanawiam się czy mnie kiedykolwiek kochał, a być może zawsze chciał do niej wrócić, skoro go rzuciła.... A on po trzech latach próbował znowu się z nią związać.

Obecnie nie umiem sobie wyobrazić, że z kimkolwiek się zwiążę, że trafię na kogoś dobrego, kto mnie w dodatku zafacynuje. Mam ogromną potrzebę bliskości. Zawsze słyszałam, że kocham zbyt mocno i o wiele mocniej niż moi partnerzy byli warci. Co mam ze sobą zrobić? Wieczorami się zupełnie rozklejam, zwłaszcza, że jestem jedynakiem, mieszkam właściwie na odludziu.... Dość ciężko o częste spotkania ze znajomymi na których brak nie narzekam.... Tylko problemem ta moja niechęć do ludzi.... oraz to, że większość osób zaczyna mnie po prostu nudzić. Mimo to wyżej wymienionej dwójce chciałam dać wszystko. Myślę, że po prostu nie przeżyję kolejnego nieudanego związku i załamię się zupełnie tak ogromnie jest dla mnie coś takiego ważne. Zawsze udany związek był dla mnie życiowym numerem jeden.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

khaleesi, nic nowego nie słychać, chyba muszę pojechać do Tybetu i nauczyć się od mnichów samotności :P

 

zannia, przez trądzik? Przecież można go dobrze zakryć makijażem. Prędzej nie masz nikogo przez małą pewność siebie i samoocenę.

 

Ahma, to po co aż 28 kg? Z za grubej na za chudą? Bez sensu. Ja tu widzę najpierw potrzebę dobrej terapii.

 

Haris, myślę, że potrzeba Ci czasu i to minie. Takie myślenie jak Twoje jest normalne zaraz po rozstaniu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lukrecja przestan sie glodzic a zacznij ruszac. Ja codziennie robie cwiczenia z MelB. Nie chce schudnac bo tego nie potrzebuje ale w moim wieku fajnie ujedrnic cialo a ten trening jest wielofunkcyjni..ci co chca schudnac chudna a ci ktorzy chca zrobic rzezbe robia ja.

Bez ruchu nie osiagniesz zadnych efektow a cwiczenia dobrze wplywaja na depresje

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na poprawe nastroju i przy okazji efekt ujędrniający czy też nawet utratę wagi w połączeniu z odpowiednią* dietą dobra jest też Zumba.

 

*odpowiednia znaczy tyle, co zbilansowana, na marchewkach i ćwiczeniach nie pojedziesz za długo, a możesz się nabawić przykrych konsekwencji jak np. anemia, o późniejszym tyciu do kwadratu nie wspomnę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14, <3 właśnie jestem po ćwiczeniach z mel b :D

torres, mam makijaż codziennie ale nie kładę tyle tapety żeby wszystko znikło. No na pewno niska samoocena też jest winna ale nie oszukujmy się, nikt do mnie nie zagaduje, nikt nie spojrzy, nie uśmiechnie się ani nawet nie zaczepi na fejsie :( A nie sądzę żebym wyglądała jak jakaś depresyjna szara myszka albo morderca...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moze to zla dieta. Ale musze ja wyprobowac. Moze w ktorys dzien zjem cos wiecej niz marchewke zeby nie zaslabnac

Byłaś już kiedyś na diecie takiej konkretnej gdzie się mało je? Jeśli nie to powiem Ci jak to się skończy: przytyjesz. Przytyjesz bo wytrzymasz maksymalnie kilka dni a potem się zaczniesz objadać. Efekt jojo murowany, nie tędy droga.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O! ciekawy temat który ostatnio też mocno zaprząta mi głowę wynikający głównie z nastawienia do życia i siebie.

Co do konkretnych działań...nie,po prostu wystarczy czekać,wydaje mi się że z czasem potrzeba związku czy czegoś powinna się mocno ograniczyć.

Póki co w głębi świadomości czy własnego "ja" jeszcze się z tym nie pogodziłem,ale wierzę że z czasem uda się to godnie znosić,a może nawet zaakceptować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O! ciekawy temat który ostatnio też mocno zaprząta mi głowę wynikający głównie z nastawienia do życia i siebie.

Co do konkretnych działań...nie,po prostu wystarczy czekać,wydaje mi się że z czasem potrzeba związku czy czegoś powinna się mocno ograniczyć.

Póki co w głębi świadomości czy własnego "ja" jeszcze się z tym nie pogodziłem,ale wierzę że z czasem uda się to godnie znosić,a może nawet zaakceptować.

 

Ale dlaczego ograniczać? Ta potrzeba najczęściej przekształca się w zgorzknienie. nie wierzę w możliwość związku, ciężko mi nawiązywać przyjacielskie relacje, ale gdybym powiedziała, ze kiedykolwiek się z tym pogodzę, to byłoby kłamstwo, bo wiem, ze z taką rzeczą pogodzić się nie da. Przynajmniej ja tak uważam. godnie znosić? Jak? Nie da się. Jeśli widzę, ze udany związek i fajna miłość jest w zasięgu prawie każdego, a mi się nie przydarza, to jak to godnie znosić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O! ciekawy temat który ostatnio też mocno zaprząta mi głowę wynikający głównie z nastawienia do życia i siebie.

Co do konkretnych działań...nie,po prostu wystarczy czekać,wydaje mi się że z czasem potrzeba związku czy czegoś powinna się mocno ograniczyć.

Póki co w głębi świadomości czy własnego "ja" jeszcze się z tym nie pogodziłem,ale wierzę że z czasem uda się to godnie znosić,a może nawet zaakceptować.

 

Ale dlaczego ograniczać? Ta potrzeba najczęściej przekształca się w zgorzknienie. nie wierzę w możliwość związku, ciężko mi nawiązywać przyjacielskie relacje, ale gdybym powiedziała, ze kiedykolwiek się z tym pogodzę, to byłoby kłamstwo, bo wiem, ze z taką rzeczą pogodzić się nie da. Przynajmniej ja tak uważam. godnie znosić? Jak? Nie da się. Jeśli widzę, ze udany związek i fajna miłość jest w zasięgu prawie każdego, a mi się nie przydarza, to jak to godnie znosić?

 

Pytanie pierwsze - Jeśli sam siebie skreślam, i się ograniczam,skazuje na to - właśnie dlatego.

Co do pogodzenia się z tym w 100% zapewne się nie da.

Znoszenie,cóż...to raczej okłamywanie siebie,pytanie na jak długo ta sztuczka zadziała.

Co do ostatniego zdania...w zasięgu dla każdego,kto w to wierzy i coś robi,lub jest otwartym,wie kiedy pojawi się szansa i ją wykorzysta.

 

Ja zaś się poddałem,przekreśliłem,wykluczyłem, z moim podejściem pozostaje albo

A) narzekać (ale na co,skoro pasywnie się z tym godzę?)

B)starać się milczeć,co pewnie będę próbował robić.

Choć prawda jest taka że wiecznie uciekać się nie da...zapewne jestem jednym z tych osobników które to sprawdzą na sobie.

Jeśli mój post jest denerwujący (co całkiem możliwe - sorry)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

godnie znosić? Jak?

żyć z tym, robić swoje. jestem samotna? okej. nie będę w związku? okej, może to nawet lepiej. żyć i robić swoje. popłakać od czasu do czasu, pozwolić sobie na to, ale potem otrzeć łzy i zrobić to, co jest właśnie do zrobienia.

Jeśli widzę, ze udany związek i fajna miłość jest w zasięgu prawie każdego, a mi się nie przydarza, to jak to godnie znosić?

a gdzie te udane związki? w 2011 w Polsce rozwiodło się 65 tys. par.

ile jest naprawdę szczęśliwych związków w Twoim otoczeniu? a ile tylko Ty widzisz szczęśliwymi przez pryzmat swojej sytuacji?

wiesz, nie mówię że szczęśliwe związki nie istnieją albo są niemożliwe. no bo są. zdarzają się. piszesz, że Tobie nie i rozumiem Twój ból. bo to jest strata. ale- spójrz na to z tej strony, nic nie jest takie jakie wydaje się na pierwszy rzut oka. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do ostatniego zdania...w zasięgu dla każdego,kto w to wierzy i coś robi,lub jest otwartym,wie kiedy pojawi się szansa i ją wykorzysta.

 

Choć prawda jest taka że wiecznie uciekać się nie da...zapewne jestem jednym z tych osobników które to sprawdzą na sobie.

Jeśli mój post jest denerwujący (co całkiem możliwe - sorry)

 

Twój post nie jest denerwujący, bo rozumiem to doskonale. Też się prawie całkiem przekreśliłam (albo raczej ludzie mnie skreślili), ale samooszukiwanie się i wmawianie, że to kiedyś zaakceptuję, zniszczy mnie. Już to przerabiałam. I zawsze jednak tli się ta nadzieja... głupia, bo głupia. A wierzyć pewnie i można, też kiedyś wierzyłam i robiłam coś w tym kierunku. I jakoś nie wyszło. więc zostaje mi bycie "singlem z przymusu" z ewentualnymi epizodami spotkań z kimś, dla kogo będę kimś przejściowym pomiędzy związkami.

 

-- 20 wrz 2013, 00:06 --

 

żyć z tym, robić swoje. jestem samotna? okej. nie będę w związku? okej, może to nawet lepiej. żyć i robić swoje. popłakać od czasu do czasu, pozwolić sobie na to, ale potem otrzeć łzy i zrobić to, co jest właśnie do zrobienia.

To nie jest godne życie, jeśli robię coś zamiast czegoś innego, czego nie mogę mieć. To raczej "przeżycie", wegetacja. Wiem, ze i bycie singlem, i bycie w związku ma swoje plusy i minusy, jak wszystko. Może faktycznie wielokrotnie powtarzane kłamstwo stanie się prawdą i jeszcze sama uwierzę, że życie singla to same plusy. A ja wcale nie jestem "związkoholikiem", wręcz przeciwnie, samotność lubię, ale nie kiedy jest na mnie wymuszona.

a gdzie te udane związki? w 2011 w Polsce rozwiodło się 65 tys. par.

ile jest naprawdę szczęśliwych związków w Twoim otoczeniu? a ile tylko Ty widzisz szczęśliwymi przez pryzmat swojej sytuacji?

wiesz, nie mówię że szczęśliwe związki nie istnieją albo są niemożliwe. no bo są. zdarzają się. piszesz, że Tobie nie i rozumiem Twój ból. bo to jest strata. ale- spójrz na to z tej strony, nic nie jest takie jakie wydaje się na pierwszy rzut oka. ;)

 

Owszem, ale czemu się koncentrować na rozwodach, jak można na tych, którym się udało. Jestem realistką i widzę, ze mało jest związków idealnych, wiele jest po prostu zwykłych, a inne nieudane. ale to tylko banalne usprawiedliwianie się. Nie chcę się związać, bo i tak ludzie się rozstają? Nie będę jeździć samochodem, bo jest tyle wypadków? wystarczyłby mi taki prosty, zwyczajny związek, z odwzajemnionym uczuciem, żeby tylko zobaczyć, jak to wygląda, jeśli obu stronom zależy (nawet gdyby miało się to zakończyć rozstaniem). Tylko tyle czy aż tyle?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zmęczona_wszystkim, O,singiel z przymusu,pasuje idealnie do sytuacji.

Ta wizja którą opisałaś,nie jest optymistyczna,raczej realistyczna.

Co do mnie,pewnie dopiero przerobie to na własnej skórze i zobacze,jak długo można się oszukiwać..

 

zaś jeśli chodzi ci o związek,który mógłby się potem rozpaść ale choć przez jakiś czas byłby udany,to nie są to kosmiczne wymagania..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może faktycznie wielokrotnie powtarzane kłamstwo stanie się prawdą i jeszcze sama uwierzę, że życie singla to same plusy. A ja wcale nie jestem "związkoholikiem", wręcz przeciwnie, samotność lubię, ale nie kiedy jest na mnie wymuszona.

niee, życie singla to nie są same plusy. i jeśli powtórzysz kłamstwo 100 razy, to być może Ty zaczniesz uważać je za bardziej prawdopodobne, ale prawdą się wcale nie stanie. chodzi o to, żeby robić to, co ma się akurat do zrobienia i nie zastępować samotności niczym, niech sobie ona będzie.

Nie chcę się związać, bo i tak ludzie się rozstają? Nie będę jeździć samochodem, bo jest tyle wypadków? wystarczyłby mi taki prosty, zwyczajny związek, z odwzajemnionym uczuciem, żeby tylko zobaczyć, jak to wygląda, jeśli obu stronom zależy (nawet gdyby miało się to zakończyć rozstaniem). Tylko tyle czy aż tyle?

nie chodzi o to. tylko piszesz, że wszędzie są szczęśliwe pary, a wcale tak nie jest. chociaż w sumie to też zależy od Twojego podejścia do tematu- jeśli szczęściem jest już samo bycie w związku, to pewnie masz rację.

postaraj się odebrać mój post zgodnie z tym co chciałam przekazać- chodzi mi o to, że samo bycie w związku nie nobilituje, to, że się kogoś ma nie sprawia, że stajesz się szczęśliwą osobą (czasami jest wręcz odwrotnie). masz rację, że zdrowy, fajny związek oparty na partnerstwie i wzajemnym szacunku na pewno dodałby skrzydeł każdemu, ale ale to już myślenie bajkowe. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kestrel, mówisz, że nie kosmiczne wymagania, a jednak nic z tego jak na razie…

socorro, i własnie to, że samotności nie da się niczym zastąpić jest tragiczne, bo zawsze wykorzysta chwile słabości i pojawi się w postaci mega doła w niespodziewanym momencie, czasami wtedy, kiedy wydaje się już, że wreszcie w głowie się ułożyło.

Wcale nie pisałam, że wszędzie są szczęśliwe pary, ale widzę szczęście u wielu. Nie, bycie w związku nie nobilituje i nie zapewnia szczęścia, ale już bycie z kimś, kto odwzajemnia uczucie, jest całkiem dużą namiastką szczęścia, przynajmniej dla mnie. Byłam kiedyś w bardzo nieudanym „związku”, takim z tzw. rozsądku, czyli bez uczucia, żeby z kimś być, popróbować życia w parze (bez wspólnego mieszkania). To nie było szczęście, więc bynajmniej nie dążę do bycia z kimś dla samego faktu bycia. Takie myślenie jest mi dalekie, chociaż nigdy nie wiadomo, czy kiedyś nie wrócę do czegoś takiego, jeśli ktoś po prostu zwróci na mnie uwagę, bo we łbie mam pokręcone.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pojawi się w postaci mega doła w niespodziewanym momencie, czasami wtedy, kiedy wydaje się już, że wreszcie w głowie się ułożyło.

zgadzam się jak najbardziej. to przeokrutnie podłe uczucie, jednego dnia ją doceniam, drugiego- samotność przeszywa do szpiku kości.

już bycie z kimś, kto odwzajemnia uczucie, jest całkiem dużą namiastką szczęścia, przynajmniej dla mnie

to zrozumiałe. ale tak jak piszesz- bardzo dużo zależy od tego, co jest w głowie. pewnie masz w głowie jakiś swój obraz partnera, którego chciałabyś w przyszłości mieć co? ;) piszesz- żeby odwajemnił uczucie, a co to dla Ciebie znaczy? żeby był czuły, wrażliwy, rozumiejący? czy żeby był i mówił że kocha, od czasu do czasu podrzucając kwiatki i mówiąc miłe słówko?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to zrozumiałe. ale tak jak piszesz- bardzo dużo zależy od tego, co jest w głowie. pewnie masz w głowie jakiś swój obraz partnera, którego chciałabyś w przyszłości mieć co? ;) piszesz- żeby odwajemnił uczucie, a co to dla Ciebie znaczy? żeby był czuły, wrażliwy, rozumiejący? czy żeby był i mówił że kocha, od czasu do czasu podrzucając kwiatki i mówiąc miłe słówko?

 

Chodzi mi o partnerkę, nie partnera :P Nie, nie mam właśnie żadnego dokładnego obrazu ani ideału. Chyba trudno określić, czego oczekiwałoby się w zakresie okazywania uczuć, bo każdy człowiek jest inny i być moze spodobałoby mi się okazywanie uczuć w taki sposób, który wcześniej by mi nie odpowiadał. Ale czułość, wrażliwość, wyrozumiałość,a przy okazji miłe słowa i gesty można przecież połączyć :lol: Na pewno zależałoby mi na tym, żeby było to uczucie obustronne. Jasne, nawet zainteresowanie ze strony kogoś, kim bym nie była zainteresowana, byłoby mile w chwilach największego doła i poprawiłoby mi samoocenę, ale w związku już by to na razie nie funkcjonowało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Takie 1-stronne zainteresowanie czasem pewnie boli tę drugą stronę,ale cóż na siłe nie da się z kimś być bo prędzej czy później się to rozleci.

 

Zastanawia mnie też czy bez choroby umysłowej też by człowiek czuł się,czy raczej sam siebie w tej kwestii dyskwalifikował czy też nie.

Zapewne życie osób które są singlami z przymusu,ale nie mają "zrytej beretki" jest o tyle prostsze że choć akceptują ten fakt i nie mają z tym aż takiego problemu.

 

We własnym wypadku nadal rozważam (bo to jedyne co potrafię chyba) czy to lenistwo,strach,nieudolność czy wady. socorro, zdanie o znoszeniu tego - w 100% racja,jeśli tak potrafisz (albo podobnie) to szczerze gratuluje.

Sam muszę się tego nauczyć.

Z drugiej strony,co już zahacza o totalny absurd,sam nie wiem czasem czy chciałby jakiejś relacji czy nie,to je cyrk dopiero :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanawia mnie też czy bez choroby umysłowej też by człowiek czuł się,czy raczej sam siebie w tej kwestii dyskwalifikował czy też nie.

Zapewne życie osób które są singlami z przymusu,ale nie mają "zrytej beretki" jest o tyle prostsze że choć akceptują ten fakt i nie mają z tym aż takiego problemu.

 

Myślę, ze tacy single nie byliby aż tak samotni, przynajmniej część z nich, bo potrafiliby się cieszyć tymi plusami życia singla i łatwiej by im było znosić plusy. A jak tu się cieszyć, jeśli ma się problem, żeby cieszyć się czymkolwiek. nie powstrzymywałoby ich to, co z kolei powstrzymuje ludzi ze zrytą psychiką przed ogólnym cieszeniem się życiem, które przecież oprócz związków ma inne aspekty.

 

We własnym wypadku nadal rozważam (bo to jedyne co potrafię chyba) czy to lenistwo,strach,nieudolność czy wady. socorro, zdanie o znoszeniu tego - w 100% racja,jeśli tak potrafisz (albo podobnie) to szczerze gratuluje.

Sam muszę się tego nauczyć.

Z drugiej strony,co już zahacza o totalny absurd,sam nie wiem czasem czy chciałby jakiejś relacji czy nie,to je cyrk dopiero :lol:

 

To, że sam nie wiesz, pewnie zależy od nastroju danego dnia. Jeśli dzień jest bardziej znośny, to taka myśl mniej mi krąży po głowie, więc i mniejsza wtedy odczuwam wewnętrzną presję. U mnie to akurat niska samoocena połączona ze strachem, z naciskiem na to pierwsze. strach bardziej wynika z tego, że boję się ludzi, że będą mieć o mnie taką samą opinię, jaką ja mam o sobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×