Skocz do zawartości
Nerwica.com

Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?


LINA

Rekomendowane odpowiedzi

@mloda_hipochondryczka witaj wsrod swoich, obyś nie zabawiła tu za długo 🙂 masz szczęście, że Twoi rodzice zabrali Cię do psychiatry bez kombinowania, samodzielnych terapii wychowawczych i uprzedzeń. Tak, my nerwicowcy na dnie mamy tak, że nie mamy na nic ochoty , leżymy i oglądamy seriale. Lecz swoją nerwicę, a wyjdziesz znów na prostą. Wiem, że teraz w to możesz nie wierzyć, że wydaje się to kompletnie nieosiągalnym stanem, ale z tego się wychodzi, serio. Powoli, ale można, serio.

@infrared Dzięki za Twoje info o globusie i metodach samoobrony 🙂 kiedyś też próbowałem masowania szyi , ale potem mnie tylko bardziej  z zewnątrz nawalała. Może to właśnie dowód na napięcie ? Cholerka możliwe, ale to masowanie jakoś nie dla mnie. Spróbuję jeszcze z tym rozgrzewaniem, tylko że mam schizy pt. "a co jeśli mam opuchliznę i ją tylko powiększę?" 🤤

@Teksas ja dalej na sercie, chociaż mam wrażenie, że osiągnąłem stan odporności nerwicy na nią, zgodnie ze znanym schematem, że powrót do leku, który pomagał często kończy się fiaskiem. Teraz mnie moja Pani Nerwica złapała za gardło i to dosłownie. Już zapomniałem jaka ta gula jest męcząca, a ta wróciła ze zdwojoną siłą. Nie panikuję tak jak na początku, ale też nie mogę oderwać myśli od siebie. Taki poziom dostateczny minus. Też mam różne dodatki, które się pojawiają i znikają, wczoraj tak mnie rypało w jednym miejscu między żebrami, że waliłem w nie pięścią, żeby puściło 🙂 Dzis tego już nie ma. Magia, cholera. Jeszcze pojadę na sercie, ale jak nic nie ruszy to pójdę po coś "nowego". Zobaczymy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć wszystkim,

nie chcę zakładać oddzielnego tematu o moich przypadłościach związanych z nerwicą więc pozwolę sobie tutaj opisać choroby i schorzenia, które mi „doskwierały”: 

Mam 29 lat i pierwsze napady miałem już w podstawówce:

- ostre zapalenie wyrostka robaczkowego (coś koło 2002 r.). Przed wyjazdem na wakacji do Hiszpanii samochodem (jeszcze nie było tanich linii lotniczych) przypadkowo przeczytałem w gazecie artykuł odnośnie kosztów leczenia za granicą i m.in. wymieniona była operacja wycięcia wyrostka robaczkowego, która kosztowała około 10tys euro. Od przeczytania artykułu każdy ból brzucha przypisywałem zapaleniu wyrostka. Mówiłem rodzicom żeby zawieźli mnie do szpitala na badania, ale oni mnie zbywali mówiąc, że wymyślam. Całą podróż samochodem jak i pobyt na wakacjach byłem cały w nerwach i bałem się tego ataku. Dopiero przeszło mi jak wróciliśmy do Polski. I właściwie od tego się zaczęło;

- cukrzyca (2003 r.). W gimnazjum z mamą poszedłem na badania morfologii krwi, bo nigdy ich wcześniej nie miałem robionych. Wynik cukru wyszedł ponad normę: od normy 80 do 120 miałem wynik koło 140.  Wtedy u mnie w domu zaczęła się panika, że to może być początek cukrzycy. Wtedy Internet w Polsce już w miarę dobrze hulał to zacząłem studiować o tej chorobie. O cukrzycy wiedziałem wszystko (do tej pory wszystko wiem). Czytałem o przyczynach, objawach, czytałem historie chorych jakie mieli pierwsze objawy. Mało tego nawet rozglądałem się ile kosztuje pompa insulinowa. Przeliczałem ile pije wody, ile godzin śpię, czy jestem zmęczony jak przychodzę ze szkoły itp. Dopiero kolejne badania morfologii krwi „wyleczyły” mnie z cukrzycy, bo wynik wyszedł prawidłowy. A zawyżony wynik cukru spowodowany był zbliżającym się przeziębieniem i gorączką;

- guz mózgu (2005). W liceum przechodziłem silne stresy związane z maturą. Przy silnym stresie mam dziwne mrowienie z tyłu głowy. Mrowienie przypisywałem guzom mózgu;

- schizofrenia (2010). W czasie wakacji, w okresie studiowania, doznałem pierwszy raz uczucia derealizacji. Tzn. wcześniej nawet nie słyszałem o takim zaburzeniu. Nawet w google było mi ciężko wpisać co mi dolega i kombinowałem: „dziwne uczucie jakbym był w jakiejś grze”, „wrażenie sztucznego świata” i jakoś trafiła się derealizacja. Tam przeczytałem, że to może być objaw schizofrenii i się zaczął festiwal paniki. Lęki przeszły mi dopiero z początkiem roku akademickiego kiedy natłok spraw sprawił, że o tym już nie myślałem.

- HIV/AIDS (2016/2017). Jakoś tak się zdarzyło, że wyszła mi grzybica w miejscach intymnych, która zeszła dzięki maści w ciągu 2 dni. Jednakże jak zacząłem studiować skąd się mogła wziąć wyszło, że prawdopodobnie z powodu obniżenia odporności organizmu, a obniżenie odporności organizmu z powodu wirusa HIV. Przeczytałem całe forum dotyczące zakażenia wirusem HIV, w którym każdy inny temat nakręcał mnie jeszcze bardziej. Byłem już tak znerwicowany, że chciałem jechać do punktu badań oddalony ode mnie o 130 km, żeby dla świętego spokoju się przebadać. Jednakże zaraz popadłem w kolejny lęk, że jeżeli jednak okaże się to prawdą, to mój świat legnie w gruzach i sobie z tym nie poradzę, ale zaraz z drugiej strony lęk się podwajał ponieważ wmawiałem sobie, że jeżeli oni mnie teraz nie przebadają to nieleczony HIV zaraz przerodzi się w AIDS. I festiwal nerwicy trwał prawie rok. Mimo, że nie jestem homoseksualistą, nie miałem styczności z narkotykami ciężkimi, nie miałem też przelotnych przygód z kobietami to umysł i tak wytwarzał sobie potencjalne przyczyny tej choroby,

- stwardnienie zanikowe boczne/ borelioza / tężyczka. Aktualnie przeżywam lekkie drgania mięśni oraz fascykulacje (nowe słowo, które poznałem w zeszłym tygodniu). Prawdopodobnie jest to spowodowane brakiem witamin i minerałów lub nerwicą lub tężyczką lub wszystkim z powyższych. Obstawiam tężyczkę, bo czytałem, że nasila się przy alergiach, a ja jestem nieleczonym alergikiem od dwóch lat. Czemu nieleczonym? Ponieważ gdy byłem u alergologa na testach z krwi to powiedziała, że nie jestem alergikiem po czym ja wracam do domu i nagle kichanie i woda z nosa non stop. Nie chciała mi przepisać żadnych lekarstw i zrzuciła wszystko na krzywą przegrodę w nosie. Ogólnie fascykulacje miałem już jakiś czas temu, ale nigdy nie zastanawiałem się nad nimi. Jednakże jak zacząłem o nich czytać w Intrenecie to zaraz natrafiłem, że to mogą być objawy stwardnienia zanikowego bocznego. Przeczytałem od deski do deski fora ww. chorób i znowu z każdym przeczytanym tematem powiększa mi się lęk, że mogę być chory na tak straszną chorobę i o niczym innym nie myślę. Aktualnie łykam witaminy i obserwuje cały czas swoje ciało czekając na nowe objawy. Jak nie przejdzie po jakimś czasie to pójdę do lekarza na badania. Chociaż samo badanie i jego wynik stresuje mnie bardziej jak ta choroba. Po prostu mam ogromny lęk przed diagnozą,

- kaszel utrzymujący się ponad tydzień ? To na pewno jakiś poważny problem z płucami,

- ból gardła bez innych objawów? To pewnie rak krtani,

- zgaga? To na 100% wrzody żołądka albo coś dużo gorszego,

- czasami mam problem z zatokami, które bolą w okolicach czoła. Wtedy myślę, że rośnie mi guz płata czołowego,

- jestem nosicielem wirusa opryszczki i kiedy obniży mi się odporność to wychodzi mi febra na ustach. Wtedy mam obawy, żeby następnym razem nie wyszła mi na mózgu. Pewnie mało osób wie, że jest coś takiego jak opryszczkowe zapalenie mózgu, które bardzo ciężko zdiagnozować, a brak szybkiej diagnozy prowadzi do 100% śmierci. Czasami jak zdarzy się cud i lekarz poda na czas acyklowir to prowadzi „tylko” do poważnych zmian neurologicznych. Nawet poinstruowałem narzeczoną, że jak zobaczy zmiany mojej osobowości (a to jest jednym z główniejszych objawów) to w szpitalu pierwsze co ma mówić, żeby badali mnie pod tym kątem,

I tak sobie tkwię w najstraszniejszych chorobach świata. Nigdy nie byłem u psychologa czy psychiatry, a wiem, że powinienem odbyć parę sesji. 

Wyżej opisałem moje stany hipochondrialne, a mam również „zwykłe” lękowe typu:

- strach przed lataniem. Tzn. samolotem latam, ale przed wejściem na pokład mam milion myśli, że nie dolecimy, że moi rodzice dowiedzą się o mojej śmierci z telewizji, a ja się z nimi nie pożegnałem, że ze mną zginie moja narzeczona i to będzie moja wina i jej rodzice będą mieli pretensje do moich rodziców, że ja ją do tego namówiłem. Wszystko z najczarniejszych scenariuszy. Do tego rozmyślam kiedy była ostatnia katastrofa lotnicza, jak dawno to zaraz mam silne przekonanie, że to właśnie czas na mój samolot. W myślach mam reportaż na tvn „Katastrofa samolotu z Polakami na pokładzie” itp. Najdziwniejsze jest to, że kiedy zaczynałem latać samolotem to bardzo to lubiłem i cieszyłem się przed każdym lotem. Nie mam pojęcia czemu nagle mi się „odwidziało”. Fakt faktem parę razy przeżyłem niefajne sytuacje typu: turbulencje czystego nieba (samolot nagle opada) albo twarde lądowanie i może to wpłynęło na moją bogatą wyobraźnię,  

- czasami boje się bardziej o innych niż o siebie. Czasami przez same myśli napływają mi łzy do oczu, jak pomyślę, że śmierć dotknie moich bliskich,

- jak jadę samochodem i na trasie jest strome wzniesienie to mam lęki, że ktoś z drugiej strony górki właśnie wyprzedza i zaraz się z nim zderzę. Prawdopodobnie spowodowane jest tym, że na studiach przeżyłem wypadek samochodowy;

- kiedyś miałem lęki, że jak pójdę spać to się już nie obudzę.

I dużo dużo innych.

Fajnie jak ktoś to przeczytał, bo nigdy o tym nikomu nie mówiłem, a jak mówiłem to na pewno nie o wszystkim. Jedyna osoba, której się zwierzam to moja narzeczona, ale też nie wie o wszystkim, bo nie chce jej zamartwiać. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@ZnerwicowanyWaldek

Dzień dobry, witaj na naszym kochanym forum. Przeczytałem Twoją wypowiedź bardzo dokładnie i mamy bardzo wiele zbieżnych problemów. Też mam 29 lat, rok temu wkręcałem sobie guza mózgu, bo piszczało mi w uchu, przeszło po rezonansie głowy. Za małolata (jakieś 18 lat temu) po obejrzeniu filmu o AIDS, przeraźliwie bałem się, że mam tę chorobę, mimo że kompletnie nie wiedziałem, jak się ją łapie. Raz wylądowałem na pogotowiu przekonany o zapaleniu wyrostka robaczkowego, był to również okres raka jelita, przekonanie, że nowotwór zjada mnie od środka było silniejsze, niż Pudzian w prime time. Najbardziej jednak podobni jesteśmy w przypadku lęku przed lataniem. Dopiero w tym roku pierwszy raz wsiadłem do samolotu. Od lutego odbyłem 11 lotów, podczas 9 z nich byłem naćpany Lorafenem, więc jakoś przeżyłem, ale 2 na trzeźwo - koszmar, moje czarne myśli w 100% pokrywają  się z Twoimi.

Koniecznie odwiedź psychiatrę, psychologa. Nie ma na co czekać, mnie leki i terapia pomogły na tyle, że teraz funkcjonuję w miarę normalnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do latania, mam niestety to samo. Największą tragedię przeżywam przed wejściem, podczas startu i lądowania, bo teoretycznie wtedy przydarza się najwięcej wypadków. Cały lot siedzę jak na szpilkach, oczekując na tragedię. Oczywiście, też mam myśli, że akurat TEN samolot spadnie i czasem nawet przyglądam się ludziom, z którymi lecę i im współczuję, że się znaleźli na pokładzie razem ze mną 😂 mimo to, latam dość często, najwcześniej na hydroksyzynie, albo %%. Tylko tak jestem w stanie to znieść. A wysiadajac z samolotu czuje, jakby darowano mi nowe życie 😅 podczas, gdy mój mąż lub współpracownicy zdążyli się wyspać i zrelaksować podczas lotu 😉 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, ZnerwicowanyWaldek napisał:

 

- stwardnienie zanikowe boczne/ borelioza / tężyczka. Aktualnie przeżywam lekkie drgania mięśni oraz fascykulacje (nowe słowo, które poznałem w zeszłym tygodniu). Prawdopodobnie jest to spowodowane brakiem witamin i minerałów lub nerwicą lub tężyczką lub wszystkim z powyższych. 

Witaj @ZnerwicowanyWaldek

Fascykulacje miałem już przy pierwszym ataku nerwicy i też obstawiałem najgorsze paskudztwa. Było już tak, że leżąc skakał mi co chwilę inny mięsień z nasileniem 1/sekundę. Przeszło. Wróciło przy kolejnym epizodzie nerwicowo-depresyjnym. I znów przeszło. To tak na pocieszenie, jeśli ma Ci jakoś pomóc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Mam 21 lat. Zaczęło się u mnie od czerwca bólem w lewym kwadracie biodrowym. Oczywiście pierwsze co to Google i rak jelita grubego, 4razy wyladowalem na izbie przyjęć gdzie miałem robione badania krwi które oczywiście wykazały że jestem bardzo zdrowy, potem wykonano mi kolonoskopie która również wykazała że jelito jest zdrowiutkie, potem przyszedł czas wylotu do Hiszpanii i dwa dni przed wylotem zaczął się ból w prawym kwadracie biodrowym, oczywiście diagnoza moja że wyrostek, bałem się że jak wyleje mi się w Hiszpanii to umrę, zapalenie otrzewnej itd, pojechałem do szpitala 3 krotnie, za 3 lekarze zostawili mnie na obserwacje, miałem TK które nic nie wykazało no i wykonano mi laparoskopie diagnostyczna podczas której usunięto mi zdrowy wyrostek i nic nie znaleziono. Dodam również że keidys wyszła mi afta na policzku i odrazu przypisywalem to raku slinianki. Teraz pojawił się ból jądra który przeszedł, oczywiście usg miałem wykonane z powodu obaw ale jak zawsze wyszło perfekcyjnie. Teraz zaczął się ból kręgosłupa w obrębie piersiowym. Już nie mogłem tak dalej żyć bo już czasem się tak zalamywalem że płakałam że mam raka jelita, raka jądra czy wyrostek którego już nie mam. Podjąłem w piątek się wkoncu leczenia, dostałem Duloxetine oraz Lamotrix, mam nadzieję że będzie lepiej. Pozdrawiam 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Robek1996 witaj na forum! Widzę, ze doświadczyłeś klasycznej randki z nerwicą, na gorszą umówić się nie można. Dobrze, że w miarę szybko zareagowałeś i podjąłeś walkę, trzymam kciuki, że będzie udana i pogonisz prześladującą nas sukę. Zachęcamy do regularnego wylewania żali, zapewniam, że to swoiste katharsis 🙂 . Widzę, że ostatnio coraz więcej facetów się tu pojawia.

Edytowane przez Tukaszwili

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć :) Postanowiłam zarejestrować się i dołączyć do was, bo obawiam się, że i mnie ta zmora dopadła (paniczny lęk przed rakiem) 

Zaczęło się tak naprawdę w szkole średniej. Po przeziębieniu wyczułam u siebie powiększone węzły chłonne na szyi i o zgrozo! nad obojczykiem. Wizyty u 3 lekarzy, badania. Wszystko ok. Do obserwacji. Potem miałam trochę spokoju.

Następna była ziarnica, potem pewnie jakiś rak mózgu albo innego narządu. Generalnie coś tam sobie wymyślałam, ale tak bardziej w granicach normy. 

Wszystko wróciło ze zdwojoną siłą w tym roku. W styczniu urodziłam synka. Wiodłam sobie spokojne, szczęśliwe życie kiedy pewnego dnia (miesiąc przed wyznaczoną datą ślubu, żeby było ciekawiej) zauważyłam na prawej piersi pieprzyk. Nic dziwnego powiecie. W zasadzie tak, miałam go od zawsze. Tyle tylko, że wyglądał inaczej. Teraz był duży, nierówny, rozlany, dwukolorowy i do tego łuszczył się! Oczywiście internet - czerniak. Po kilku dniach wizyta u dermatologa, Pani dokładnie obejrzała to coś i powiedziała „Ja bym to usunęła, jak najszybciej”. Pot mnie oblał, wyszłam z tego gabinetu cała zaryczana. Na drugi dzień wizyta prywatnie u chirurga, wycięcie, wysłanie do badania. 3 tygodnie czekania na wyrok. Tak, dla mnie to było pewne, że to czerniak. W końcu wyniki przyszły - zwykłe znamię. Uff będę żyć! 

Kolejny taki moment przeżyłam jakoś 2 miesiące temu. Wyczułam z tyłu uda kulkę. Oczywiście jak to jak zaczęłam się macać po obu nogach. I co? O nie! Tych kulek jest od groma. To na pewno zaawansowany rak wszystkiego, a te kulki to kolejne przerzuty. Przyszło co do czego okazało się, że to cellulit. Coż, ciąża zrobiła swoje ;) 

Ostatnio czułam gulę w gardle. No i już miałam w głowie raka przełyku albo krtani.

Teraz mam kolejny taki moment, w zeszłym tygodniu bawiąc się z synem zwróciłam uwagę na kolejny pieprzyk. Tym razem lewa ręka. Mam go od dziecka, nigdy nie przyglądałam się mu jakoś szczególnie. Jest o wiele ładniejszy od tego wyciętego, ale przecież nie może być tak pięknie. Przed ciążą był chyba mniejszy! To na pewno znowu czerniak. Wczoraj wieczorem zaczęłam macać rękę i co? No jasne, że wyczułam jakieś kulki, ścięgna czy cokolwiek to jest. Myśl jedna, przerzut do węzła. Rano zdążyłam wymacać już kilka innych podejrzanych rzeczy. Tak się wymacałam, że mnie całe ręce bolą ;) Mężowi już nawet o tym nie wspominam, bo mnie z domu wygoni. I tak sobie żyję z tymi moimi urojeniami. 

Pozdrawiam :) 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Krokodylica, witaj na forum 🙂 z tego, co zdążyłam się tutaj naczytac, to pieprzyki znajdują się w TOP10 hipochondrycznych historii. Ja sama mam ich od groma i jeszcze trochę, i to różne, najróżniejsze, a jako nastolatka miałam wycinane znamię, tzw. myszkę 🙂 wtedy nawet nie interesował mnie wynik hist-pat., bo nie odebrałam go do dnia dzisiejszego a minęło 12 lat 🙂

Co do węzłów, te małe świństwa zmieniły moje życie w taki koszmar, że w pewnym momencie myślałam, że tylko zakład zamknięty mnie uratuje. Odnotowałam poprawę, ale znów dają czasu, jednak podchodzę do tego z dystansem. Staram się przynajmniej. I też niestety powiększył mi się kolejny nadobojczykowy. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 4.11.2018 o 20:54, Pholler napisał:

@mloda_hipochondryczka witaj wsrod swoich, obyś nie zabawiła tu za długo 🙂 masz szczęście, że Twoi rodzice zabrali Cię do psychiatry bez kombinowania, samodzielnych terapii wychowawczych i uprzedzeń. Tak, my nerwicowcy na dnie mamy tak, że nie mamy na nic ochoty , leżymy i oglądamy seriale. Lecz swoją nerwicę, a wyjdziesz znów na prostą. Wiem, że teraz w to możesz nie wierzyć, że wydaje się to kompletnie nieosiągalnym stanem, ale z tego się wychodzi, serio. Powoli, ale można, serio.

@infrared Dzięki za Twoje info o globusie i metodach samoobrony 🙂 kiedyś też próbowałem masowania szyi , ale potem mnie tylko bardziej  z zewnątrz nawalała. Może to właśnie dowód na napięcie ? Cholerka możliwe, ale to masowanie jakoś nie dla mnie. Spróbuję jeszcze z tym rozgrzewaniem, tylko że mam schizy pt. "a co jeśli mam opuchliznę i ją tylko powiększę?" 🤤

@Teksas ja dalej na sercie, chociaż mam wrażenie, że osiągnąłem stan odporności nerwicy na nią, zgodnie ze znanym schematem, że powrót do leku, który pomagał często kończy się fiaskiem. Teraz mnie moja Pani Nerwica złapała za gardło i to dosłownie. Już zapomniałem jaka ta gula jest męcząca, a ta wróciła ze zdwojoną siłą. Nie panikuję tak jak na początku, ale też nie mogę oderwać myśli od siebie. Taki poziom dostateczny minus. Też mam różne dodatki, które się pojawiają i znikają, wczoraj tak mnie rypało w jednym miejscu między żebrami, że waliłem w nie pięścią, żeby puściło 🙂 Dzis tego już nie ma. Magia, cholera. Jeszcze pojadę na sercie, ale jak nic nie ruszy to pójdę po coś "nowego". Zobaczymy.

Bardzo pomogła mi twoja wiadomosc ale jednak tylko na dwie godziny... ze mna chyba coraz gorzej. Mam dalej jakies zaczerwienienie na piersi, jadę jutro do lekarza rodzinnego zeby mi to zobaczył. Tak sie boje... naprawde cały czas płacze i obawiam sie najgorszego. Nie wytrzymam juz dłużej.... tak sie boje jutrzejszego dnia ze nie wiem czy zawału nie dostane 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, mloda_hipochondryczka napisał:

Bardzo pomogła mi twoja wiadomosc ale jednak tylko na dwie godziny... ze mna chyba coraz gorzej. Mam dalej jakies zaczerwienienie na piersi, jadę jutro do lekarza rodzinnego zeby mi to zobaczył. Tak sie boje... naprawde cały czas płacze i obawiam sie najgorszego. Nie wytrzymam juz dłużej.... tak sie boje jutrzejszego dnia ze nie wiem czy zawału nie dostane 

Eh @mloda_hipochondryczka , te nasze "uspokojenia" na kilka godzin to też bardzo typowy objaw nerwicy. I pewnie to jedyna choroba jaką masz, ale za to dość wredna. Da się ją zaleczyć, ale lubi wrócić. Jesteś na początku drogi, ale tak jak pisałem wcześniej - masz szczęście, że Cię ktoś na nią wepchnął. Dasz radę, a z każdym dniem będzie odrobinkę lepiej. 

Witam nowych. Chociaż zawsze jak się witam to mam wrażenie, że siedzimy na wyspie rozbitków i machamy radośnie do nowo przybyłych, jakby trafili w dobre miejsce 🙂 ale skoro Was już dopadły sztormy to może w sumie dobrze, że przybiliście w ogóle do jakiejs wyspy? I może tego się trzymajmy 🙂

Mój wpis do dzienniczka na dzis: co dzień to coś nowego. Przedwczoraj dusiła mnie gula, dosłownie dlawiła mnie, a już wczoraj praktycznie jej nie bylo, a pojawiła się derealka. Derealka praktycznie się skończyła, gula wraca. Tabletka i spać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wytrzymam. Czy kolanoskopie mozna sobie zrobic tak, o, kontrolnie? Czytałam, ze lekarze raczej sa nie chętni do wykonywania tego badania bez objawów, szczególnie u osob mlodych (przed 30) ... Bo przeczytałam, ze insulinoopornosc zwiększa ryzyko zachorowania na nowotwory szczegolnie jelita (nawet o 50%). Do tego u pacjentów z podniesionym CRP, następnie rozwijal sie rak jelita (a ja ostatnio mialam na poziomie 9). Znowu dopadł mnie ten okropny lęk, bole żołądka i glowy. Nie mam sił już. W nowym roku mam juz rozpisane badania na usg jamy brzusznej, kontrolne co roku piersi i tarczycy, badania hormonalne i krwi do kontroli, chce zrobic rozmaz na helicobacter z kalu, usg ginekologiczne i zostaje do zrobienia gastroskopia (tu mam te zgagi rzadko bo rzadko, ale jakis powod do zrobienia moze i by byl) i kolanoskopia. Czy ja juz zwariowalam? Problemy z gospodarka weglowodanowa mam juz od dobrych kilku lat, ale dowiedzialam sie o tym nie dawno jak tak nagle zaczelam tyc - a jak juz cos sie zdążyło mi rozwinac tyle ze nie ma jeszcze objawow? :( Jeszcze ten ciagly stres. Insulinoopornosc mam prawdopodobnie od przewlekłego stresu, chyba sama sobie zapracuje na jakiegoś guza. Ehhh, okropnie sie czuje, znowu ten lęk od kilku dni odczuwam i ochotę ucieczki gdzieś, tyle, ze sama przed soba nie ucieknie. Ostatnio czytalam fora jak ludzie znosza chemie i sie "pocieszalam", ze az tak zle nie musi byc ..... Straszne to wszystko

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@laveno

ale CRP 9 to nic strasznego. mój dobry kumpel cierpi na wrzodziejące jelito, czyli ryzyko raka jest zdecydowanie większe, niż u przeciętnego człowieka. przy ostrym ataku choroby miał CRP na poziomie 90parę. nie wiem czy lekarz chętnie da skierowanie na kolonoskopię, jeśli powiesz, ze masz pewne obawy, to chyba nie powinien robić problemów, choć oczywistym jest, że nie masz raka jelita 🙂

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja zaraz zbadać te wezly. Wydaje mi się, że mam w tym nadobojczu 3 te węzły i to prawie na sobie, więc trochę się cykam, że to jakiś pakiet. Ale jak wszystko będzie ok, to nie marnuje i wracam do żywych. Bo o dziwo nie panikuje prze badaniem. A może to zły znak hahaha, zawsze jak się bałam było ok, teraz się praktycznie nie boję.... Zobaczymy 🙂🙂 🙂

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja jestem właśnie na świeżo po ataku paniki, którego skutkiem są duszności od jakichś 25 minut. Właściwie wszystkie znaki na ziemi i niebie ostrzegały, ale ignorowałem. Ostatnio byłem narażony na negatywne bodźce - ojciec kumpla miał zawał, koleżanka z pracy zabieg na serce, więc kwestie kardiologiczne grały symfonię. Sam ostatnio tak po cichu rozważałem czy może nie przebadać ponownie pikawy. Odrzucałem jednak te myśli tłumacząc się nerwicą. Od dwóch dni męczy mnie przeziębienie plus problemy jelitowe, jakieś skurcze, kłucia, brak apetytu, taka lekka jelitówka. Wiadomo, że podczas przeziębienia nerwicowiec jest bardziej podatny na ataki. W każdym razie - wczoraj wieczorem łyknąłem aspirynkę, gorąca herbata z imbirem, cytryną, miodem i leżenie pod kocem. Łamanie w kościach dziś ustało, ale jelita dalej męczą, choć mniej. Wychodząc z pracy łyknąłem 3 Rutinoscorbiny i Sanprobi IBS, aby podereperować bebechy. Nagle mój mózg wpadł na pomysł, że zmieszałem leki, więc dostanę wstrząsu anafilaktycznego. Gula w gardle natychmiast, ale mimo wszystko udało się przetrwać, po jakichś 15 minutach przeszło. Niestety psyche już była nadszarpnięta. Jadę kolejką i zacząłem czytać o bólach brzucha przy przeziębieniu. Gdzieś coś tam mi mignęło, że bóle brzucha MOGĄ być wywołane kwestiami kardiologicznymi. Postanowiłem przestać czytać, chowam telefon do kieszeni, mija może 5 minut i bach! Uczucie połknięcia serca, uderzenie ciepła, za chwilę tachykardia i gorąc na twarz, a totalne zimno na stopach. Jestem e komunikacji miejskiej, więc lęk nasilony, bo już się boję, że nikt mi nie pomoże. Atak trwał może 3 minuty. Na szczęście trafił się przy końcu drogi do domu, zaraz wysiadałem. Zimne powietrze mnie trochę ocuciło, zwolniłem oddech i teraz myślę: kurde, może pójdę do kardiologa? Pozdrawiam Was czule z dna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej 🙂

Czytam cały czas Wasze wpisy ale jakoś się nie udzielałam ostatnio. Było ze mną juz o wiele lepiej jednak ostatnio wśród bliskich panowała tzw jelitówka. Tak się wystraszyłam ze na pewno zachoruje (wiem ze to strasznie głupie) ale jestem tak przewrażliwiona na punkcie jelit i biegunek, ze przerażają mnie nawet takie dolegliwości jak grypa jelitowa. Długo nie trzeba było czekać na objawy nerwicy. Znów boli mnie brzuch z nerwow, mam szybki puls czasem mi nie dobrze, do tego wczoraj zjadłam na obiad coś ostrego po czym „przegoniło mnie” do wc. Jeszcze bardziej się wystraszyłam i stwierdzam ze to jest błędne koło. Ja juz nawet nie wmawiam sobie raka jelita tylko boje się po prostu iść do toalety. Dosłownie boje się kazdego burczenia w brzuchu masakra. Wiem, ze w porównaniu do waszych dolegliwości moje są błahe ale jednak bardzo rujnują mi życie :( 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tukaszwili, mam nadzieję, że jednak wygrasz tę walkę i lekarza nie odwiedzisz. To błędne koło. 

Wczoraj byłam na badaniu tych węzłów. Lekarz w progu zaczął się śmiać, ale mówił, że podziwia, bo nie było mnie już 5 miesięcy i, że się stęsknił. Żartownis. Zbadał mnie dokładnie (lubię go, bo na badaniu bada mi wszystkie węzły, sledzione i wątrobę, u innych musiałabym dodatkowo płacić). I orzekł, że węzłami w dole nadobojczykowym się nie przejmować, bo prawidłowe i, że to w sumie na granicy z szyja. Standardowo, węzły w kącie żuchwy po obu stronach niezmienne od roku po 2 cm. Jednym słowem, zdrowa. 

Wyszłam, uśmiechnięta, po czym znów przegladnelam te wydruki i... Ten taki czarny w środku, ten okrągły. Powiedziałam dość, bo skończyloby się tym samym, co pół roku temu. 

Ania, raka jelita nie masz na pewno i wydaje mi się, że już to chyba sobie wbilas do głowy. A żołądek jako pierwszy reaguje na stres, więc będzie bolał, będzie się przelewalo. To nie ma znaczenia, bo jesteś zdrowa. A na jelitowke wpływu nie masz, choć faktycznie to przykry wirus, tyle, że nie umrzesz z jego powodu. 😁

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też mi często drży co popadnie. 

Roza, bardzo dobre wieści. I tak jak piszesz - jeśli ok to nie drążyć tematu. Zdrowa? Zdrowa ;) Ty to się chociaż badasz, bo ja to ostatnio pół roku temu robiłam morfologię (która tak swoją drogą wyszła ok), ale wtedy nie miałam jeszcze takiej fazy jak teraz. 

U mnie wczoraj lepiej. Rano macałam się tylko raz. Z racji tego, że syn mnie zaraził jakimś przeziębieniem to latam cała zaflegmiona. Wieczorem nie wytrzymałam i znowu macanko. Oczywiście wyczułam w pachwinach kulki, od razu pot mnie oblał, trzęsawka, puls chyba 200. Wzięłam kilka głębokich wdechów, uspokoiłam się i na spokojnie sprawdziłam jeszcze raz. To jednak nie były węzły, ale tak dla pewności posprawdzałam wszędzie gdzie się da. No czysto, więc w sumie doszłam do wniosku, że może jeszcze nie jestem aż tak umierająca skoro nie mam wszystkich węzłów wielkości śliwki :) 

Najgorsze w tym wszystkim są te cholerne ataki paniki. Jest dobrze, nie myślę o niczym negatywnym i wystarczy czasem jakaś głupia wzmianka w telewizji na ten temat i ja już mam myśli „O nie. Przecież ja też jestem chora”. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×