Skocz do zawartości
Nerwica.com

reportaż z Syberii ;) część 2 - ostatnia


Saanna

Rekomendowane odpowiedzi

20.08 Niedziela.

Po krótkim, bo po dwu godzinnym śnie wstajemy i szybko się pakujemy. Ładujemy się w pośpiechu do autokaru, by być jak najszybciej w Irkucku- i znów kierowcy nam mówia- za 4 godziny- magiczna liczba, czy co? Średnio w to wierzę patrząc na półprzytomnego jednego z kierowców.

Po 11-ej jesteśmy już przy promie ..i.......i nic. utknelismy na przeprawie. Ktos zaczął się wpychać w kolejke promową, wykłócać się, że nikogo nie wpuści na prom, a przed nami z 5 samochodów i jeden autokar. Zamkneli wjazd, nawet była bijatyka przed promem. My nie mamy nic do gadania. Obowiązuje ścisła hierarchia. Innostrańcy są ostatni. Bez autokaru Przeprawiliśmy się na druga stronę- jedyna atrakcja miejsca. Dobrze , że knajpeczki są- można cos zjeść i wypic.

Pływamy promem w ta i spowrotem nie wiedząc co ze sobą robić. Jest coraz chłodniej i......nudniej.

Jest godzina 17.30, siedzę w autrokarze, bo jest przeraźliwie zimno. Dalej tkwimy w tym samym miejscu. Miejscowi wpuszczają na prom jedynie swoich znajomych i mieszkanców wyspy. Turyści tkwią. Nie wiadomo o której przejedziemy. Jest strajk przy promie. Jakies bójki, przepychanki, kłótnie. Typowo wschodni klimat. Russia, welcome to!

Na przeprawie promowej poznajemy 2 polki. Dziewczyny od 2 miesięcy są w podrózy. Jedna z nich przez 4 miesiące była na wymianie międzyuczelnianej w Japonii. Później dołączyła do niej koleżanka. Zwiedziły niemalże całą Japonię, Chiny, Mongolię i właśnie wjechały do Rosji. Mają w planach zabawić kilka dni na Olchonie, a później zmykają do Polski. Nieźle!

Mówiły, że Chiny są piekne, a jako cudzoziemki miały wiele przywilejów. Mongolii nie polecają. Podobno Ułan Bator jest nieatrakcyjny. Cóż. Nie wiem. Zależy kto co lubi, ja zawsze chciałam tam pojechać, ale same podkreśliły, że mongolie potraktowały po macoszemu.

Ok. godziny 19 nareszcie ruszamy. Wszyscy zziębnięci zapadają w sen. Do Irkucka dojeżdżamy punkt 12 w nocy. Jest naprawde zimno. Druga noc, kiedy są przymrozki. Dobrze, że tym razem śpimy w Akademiku. Warunki całkiem niezłe- przynajmniej jeśli chodzi o pokoje. Z sanitrariatami jest już gorzej. Syf oraz jest koedukacyjnie tzn jeden prysznic na cały budynek i brak zasłonek. Pierwsza spokojna noc.

 

21.08. poniedziałek

Szybka ewakuacja. Zaraz ma podjechać pociąg do Sliudianki. Całe szczęście, że obok jest stacja. Podróż do Sliudianki dłuży się niesamowicie. Głównie to śpimy. W slidiance przesiadamy się od razu do krugobajkałki- pociągu, który jedzie bajkalskim wybrzęzem aż do Listwianki. Nalegalismy na Zbynia, aby zmienił plan wyprawy, ponieważ w Listwiance nie ma co robić, ale ten był nieugięty: że to dobra baza wypadowa na rejsy statkiem i łażenie po górach, że krugobajkałka jest taaaaaka atrakcyjna i takie tam bla bla bla. Owszem może i jest atrakcyjna trasa, ale nie przez osiem godzin. Na Boga! 70 km przez 8 godzin, to naprawde horror show!

Pociąg jest króciutki i zdezelowany. Zajmujemy jakies pierwsze lepsze wolne miejsca. Akurat przy rosjanach(robotnikach jadących do pracy przy tunelach).....już upojonych. No i zaczyna się integracja. Częstują nas browarem(takim z 3 litrowej butelki. Napis na butelce brzmiał- piwo dla balszoj kompanii), samogonem i domowymymi pirożkami, pielmieniami.

Bomba. Podróż się już tak nie dłuży, pomimo, iż jedziemy chyba 20/h. Pogoda jest świetna, przepiekne widoki. Ma się wrażenie, że pociąg sunie po wodzie. Co prawda Częste postoje troche nas irytują, ale jesteśmy nimi zafascynowani. Są to malenkie wioseczki. A w nich najczęsciej 5 domów nie więcej. Dosłowny koniec świata. Na jednej ze stacji spotykamy prawdziwego wiarusa z wojny ojczyznianej i domowej. Starszy pan, z długim, zakreconym wąsem, z fajka w ustach, ubrany w mundur, z błyszczącymi orderami. Prawdziwy smak konca świata i pewnej wschodniej egzotyki, gdzie tradycja jest dalej żywa.

Za 100 rubli wychodzimy na lokomotywę i jedziemy tak z pół godziny. Po chwili wracamy do przedziału. Zaduch- jak to w pociągu, niesamowity. Całe szczęscie zaraz był postój i to 30 minutowy. Rosjanie korzytają z okazji i wskakują nago do jeziora. Chłopy się kapią, a my z Pauliną postanawiamy się przejść. Przybiega do nas Sanka(jeden z rosyjskich robotników z przedziału), otwiera wagon towarowy(ostatni). Pyta isę czy nie chcemy pojeździć motorem. Patrzymy na siebie niepewne, czy dobrze zrozumiałyśmy. Wchodzimy, oglądamy motor Minsk, który jest w środku. Okazało się, że to ich. Sanka przynosi garnek z ziemniakami i pielmieniami, pierożki oraz Samogon(mix). Rozsiadamy się na worku z żytem. Powoli zbiega się reszta jego kolegów, Maciek, Michał i nawet profesor- (prof. Z politechniki, naprawde wyluzowany gość).

Sanka odpala maszynę. I jazda. Wszyscy się cieszą jak dzieci. Samogon się leje. Wszyscy pija. Nawet profesor, po czym zmyka.;o). Michaś wsiada na motor. Radość szalona, zwłaszcza, że michał jest motocyklistą i niegdys startował w rajdach. Trochę rzuca motrem, zwłaszcza na zakrętach.;) Nie bardzo można się rozpędzić w wagonie towarowym. ;o) kręci kilka bączków i luz. Postanawiamy jechać do listwianki w wagonie. Był straszny zaduch, więc Rosjanie postanawiają otworzyć drzwi. Trochę hałasu przy tym robimy. Nagle przybiega prowadnica z kierownikiem pociągu i nas wyrzucają. Krzyki, ajkieś krótkie przypychanki słowne między rosjanami. Konioec zabawy. Szkoda. Pokorni wsiadamy do pociagu. Sanka jednak się nie poddaje i gdy resztę zaganiają, on otwiera drzwi z drugiej strony i biegnie do wagonu. Paulina pędem tuz za nim. Jego akurat kierownik nie przyuważył, ale paole tak : Ja wiżu wasze nóżki- krzyknął. Paulina smiejąc się do rozpuku(a ona się śmieje na cała okolice) wraca. Spokojnie już zasiadamy w przedziale. Nasi kompani idą spać. Czemu się nie dziwię.

Jakoś towarzystwo już wymięka. Poznaję anglika obok. Stewart wraca z pekinu. Jedzie do domu do Londynu. W pekinie studiował geografię. Jedzie do listwianki. Zbyniu postanawia go przygarnąc. Załatwia mu kwatery razem z nami. Dojeżdzamy na miejsce, w włąsciwie do stacji końcowej, bo do listwianki dopłynąc trzeba jeszcze promem.

W końcu dochodzimy do kwater. Cena śmieszna(50 rubli za namiot, a jeśli chodzi o nas wychodzi to ok.13 rubli za dzien, czyli 1,5 zl), a warunki niemalże luksusowe. Możemy korzystać z kuchni, jest prysznic z gorącą wodą, oraz toaleta z prawdziwego zdarzenia, a nie dziura w ziemi. Hilton wymieka.

 

22.08- wtorek

Najgorsze plany się ziściły. Nie wiadomo co robic w Listwiance. Miejsce jako takie średnio nam się podoba. No dobrze- w ogóle nam się nie podoba. Jest to kurort dla bogatych Rosjan- hotel w jaskrawych kolorach pasuje do tego miejsca jak kwiatek do kożucha. Poza tym jest jeden port i jakies tam knajpki jakich wiele(np. Randewu ;o)) Kicz przemieszany z biedą.

Udajemy się na punkt widokowy- widok na ujscie Angary. Część idzie szosa-szlakiem, inni korzystaja z wyciągu tak jak ja ;o).

Generalnie nie wiem, jaki jest plan na dziś. Idę za wszystkimi. Właściwie to dzielimy się na 2 grupy. Część chce jechać do Talcy- skansenu. Mamy jechać marszrutką. Gdy ta się zatrzymuje okazuje się, że za 20 km mamy zapłacić 50 rubli. Niektórzy rezygnują,a inni wsiadają. Tak się składa, że z 18 osób, zostają 4 na przystanku- Michał, Paola, ja i Marta. Dzielimy się na 2-ki i postanawiamy łapać stopa. Czekalismy zaledwie kilka minut. Jakiś szalony rosjanin- chyba bogaty biznesmen, postanawia podwieść naszą czwórkę do talcy za darmo.;o). Stop na Syberii- tego jeszcze nie przeżyłam. Droga jest świetnej jakości, poza tym samochód też. Gość jedzie jak szalony. Czuć przeciążenia na wzniesieniach(droga jest pagórkowata) co wprawia w nas w euforię i przerażenie zarazem. Wyprzedzamy i mało co nie zderzyliśmy się z innym samochodem przy prędkości 140 km na godz. Tak wnioskuje z przerażenia Pauliny(a to rzadkość, bo ona lubi szybko jeździć) i Marty. Ja tegoi nie widziałam, bo siedziałam po prawej stronie....tuż za kierowcą(japonski samochód). Zresztą rosjanin chyba też tego nie widział, bo ruch prawostronny, a samochód był przystosowany do jazdy lewostronnej.;)Jak dla mnie jazda trwała nie dłużej niż 10 min, po czym znajdujemy sie u wejscia do skansenu.

Idziemy przed siebie- dochodzimy do placu, na którym kłebvia się niemieccy, bądź holenderscy turyści. Widzimi pare , starych chałupek, jak to w skansenie ;o). Jakaś stara cerkiewka, parę chat mieszkalnych zamienionych na bary i czajnię. Opczywiście wszystko zamkniętę. Najwięcej frrajdy przynosi nam jednak chodznie na szczudłach. Nienajlepiej mi to wychodziło. Po kwadransie wyczerpującej zabawy idziemy dalej. Skansen przedstawia miejscowość, którą zamieszkiwały 3 narodowości- rosjanie, buriaci i ewenkowie. Róznice w kulturach są bardzo widoczne. Rosjanie mieszkali w chatach- jakie znamy. Ozdobione jedynie ornamentami- troche mi to przypominało styl góralski- jeśli chodzi o zdobienia, buriaci w jurtach, a ewenkowie w „wigwamach”. Jest to kultura bardzo przypominającą mi...indian. wszak indianie przeszli do Ameryki właśnie z Syberii, więc nie wykluczone, że są to bardzo spokrewnione ze soba narody.

Dosyć szybko obchodzimy skansen, idziemy jeszcze nad Angarę. Jest to urokliwe miejsce. Czaru dodają jeszcze 2 pasące się koniki tuż przy brzegu rzeki. Postanawiamy wrócić. Z początku zakładaliśmy wróćić na trasę przez wieś, ale była ona ....zamknięta. nie wiem, czemu, ale często w rosji zdarza się, że jakas miejscowość jest zamknięta np. bramą, kończy się nagle droga i przejazdu nie ma. Wracamy tak jak szliśmy. Wychodzimy na trasę. Po chwili zatrzymuje się gość-buriat. I za podwiezienie życzy sobie......100 rubli! Od osoby! Buriaci licza sobie za stopa!. Zaczynamy się targować i wkrótce cena spada do 35! ;o) po chwili buriat się orientuje,czemu go zatrzymaliśmy. Myslał, że chcemy od niego coś kupić(tak go zrozumiałam),a on nawet miejsca nie miał w marszrutce, bo jechał z produktami. No nic. łapiemy dalej. Machamy i .....nagle zatrzymuje się przy nas ........Kamaz. my oczywiście w smiech.

 

Kierowca woła: dawajtie, dawajtie.

 

Siadamy na rozwalonych siedzeniach, na jakiś gąbkach, a właściwie to spręzynach. Samochód się krztusi, ale jedziemy, rzuca we wszystkie strony. Sympatyczny rosjanin nawiązuje rozmowe.

 

Odpowiadamy standartowo: my z polszy, my studienty. My pryjechali na tri niedzieli.

 

I takie tam. Ten kamaz to fajna rzecz. Prawdopodobnie nic w nim nie działało....poza silnikiem. O prędkościomierzu można było zapomnieć. Wskazówka pokazywała 0. Inne liczniki również nic nie wskazywały. Wysadza nas z 3 km przed Listwianką. Idziemy i kogo spotykamy przy porcie? Dziewczyny grupy! Też jechały stopem. Wysiadły tuż przed naszymi oczami.;o) Myslimy, że kiepsko zrobiły, że podzieliły się z chłopakami na oddzielne 2 grupy. Wg nas powinni się wymieszać, łatwiej byłoby złapać. One umówiły się przy porcie, więc na nich czekają. My się smiejemy, że jeszcze sobie posiedzą- wiadomo, że 2, czy 3 facetów ma gorsze szanse na złapanie stopa niż dziewczyny, no ale.... patrzymy a tu chwilę póxniej chłopcy wysiadają z marszrutki. Wszyscy w komplecie. Tak myślimy, aby jechać w przyszłym roku na syberia na stopa. (ktoś od nas spotkał białorusina z minska, który własnie taki wypad sobie zrobił. Do irkucka mjechał 9 dni. Sądzę, że nie tka żle- zważywszy, że do samej Lizbony -ok. 4 tys. Km- jedzie się z jakieś 4 do 5 dni)

Wieczór kończymy klasycznie. Właściwie można by o tym nie wspominać. Dzień w dzień, a raczje noc w noc. Ten sam scenariusz. Nawet te same teksty. Ja jestem z znudzona i z paroma osobami idziemy na „miasto”. Noc wyjątkowo ciepła. Cisza. Postanawiamy przejśc się do końca miejscowości. Ciemno. Mały ruch jednak jest. Samochody wyjeżdzaja czasem z nienacka. Michał woła bym zeszła na chodnik. Zdecydowanie bezpieczniej aż tu nagle...... to było przeżycie. Nie widząc niemalże nic w tych ciemnościach zapadam się pod ulicę po pas! Michał pomaga mi wyjśc. Oswietlamy sobie latarką ulicę i widzimy, a tu zarwany kawałek ulicy na sporej długości. Dałabym 2 kroki dalej, to wpadłabym cała. Nie wiem, czy tow ina kiepskiego podłoża ulicy(to tak jak promenada, tuż przy samiutkim jeziorze), czy też jakies ruchy tektoniczne- okolice jest katywne pod tym względem i czasem zdarzają się małe trzęsienia ziemi. Nieważne, ochłonęłam. Idziemy dalej, do centrum miasta. Życie kulturalne toczy się najwidoczniejw porcie. Tu jest ten piękny hotel, oraz kilka knajp wraz z dyskoteką Randewu. Dużo młodych pijanych rosjan. Pijani wsiadaja do samochodów. Życie jest piekne. Idziemy jeszcze troche po czym wracamy. Tym razem ide po chodniku. Wracamy ok. 2 w nocy.

 

23.08 środa.

Wstajemy nawet wcześnie, bo ok. 8. Plan jest taki, aby dziś popłynąć gdzieś wodolotem. Chcemy udac się do Balszych Kotów, a z tamtąd na piechotę do Listwianki- ok. 20 km. Ja jestem za, bo nie mogłam się tego doczekać. Jest niestety dosyć wietrznie. Paulina zostaje na kwaterach, a ja z chłopakami ide do portu. Szukamy jakiegoś cennika. Nigdzie nie ma. Wodoloty kursuja jak chcą. Tzn. jeśli będzie, to będzie, jęsli nie to nie. Proste! Ponadto dosyc silnie wiało i prawdopodobnie większośc rejsów nie tylko wodolotami, ale również promami została odwołana. Nigdy nie widziałam takich fal na jeziorze. Po Bajkale pływają obiekty morskie.

Kręcimy się trochę w okolicy. Idziemy na targ. Lubię takie klimaty. Na targu można wielu ciekawych ludzi poznać i przyjżeć się życiu miejscowej ludności. Za wiele nie mogłam poobserwować. Siadamy gdzieś na murku z pirożkami. Moja uwagę zwraca mały chłopiec. Na oko, 7, może 9letni. Taszczy jakąs wielka torbę, jakby to dla niego była norma, a za nim toczy się pijana mamusia. Siadają w naszym poblizu. Dzieciak gdzieś ucieka. Wygląda na wyjątkowo pewnego siebie- mały dorosły, mama gdzies tam się stacza pod murem. Postanawiamy mw końcu się ruszyc i pójść jedynie z 5 km. A potem wrócić.

Tak jak w talcy tak i w listwiance droga nagle się kończy..... na jakiejś bramie. Ignorujemy ją i idziemy dalej. Ktoś nagle wyskakuje i każe nam zawracać. Krzyczy, że przejścia nie ma, czy trzeba płacić. Już dokładnie nie pamiętam. Wracamy się. Odbijamy w małą uliczkę. Takiej listwianki jeszcze nie znałam, ale widoki jak najbardziej nie były już mi obce. Chaty mieszkanców były nie remontowane chyba od 50 lat. Niektóre ledwo się trzymały w fundamentach. Dochodzimy do końca drogi. Stoi jakiś niewykończony budynek. Na oko- kolejny hotel. Obok ładna polanka. Postanawiamy zrobic sobie sniadanie i widząc fajne ławeczki pod daszkiem na tej polance rozkładamy jedzenie. Nagle przybiega kolejny jakis mężczyzna i mówi, że 50 rubli za jedzenie- okazało się, że weszliśmy w „piknikową zonę” - zmywamy się. Dalej to też teren zamknięty. W dole widzimy jakieś domy, a przed nami kolejna brama. Tym razem to jest już jakieś obserwatorium- pewnie obiekt wojskowy. Wchodzimy. Nikt do nas nie podbiega poza ciekawskimi psami. Wychodzi jakas kobieta. Chyba pracownica tego obserwatorium. Pytamy o drogę do Balszych Kotów. Kobieta za dobrze drogi nie zna. Mówi, że łatwo się zgubić,a przejście do tej miejscowości zajmie nam 2 dni. Że w jeden dzień tego nie przejdziemy, ale jak podkreśla, nigdy tam nie była, przynajmniej nie jechała drogą. No nic. idziemy pod górę. Łysy chyba ma dość. Ale jak zwykle, nastepnego dnia.;o)

Faktycznie łatwo się zgubić są 3 drogi i nie wiemy gdzie iść. Idziemy wpierw w lewo. Strome wejście, ale gdy dochodzimy na górę jest jedynie wieża obserwacyjna. Schodzimy na dół. Tym razem kierujemy się w prawo. Między czasie, Michaś biega po lesie i zabawia się w grzybiarza. Co chwila wybiega z jakims grzybem. Idziemy prosto i znów brama. To już jest obserwatorium. Ktos znów nas wygania. Niespecjalnie nam się już chce. Trochę się nudzimy. Wracamy do tego samego miejsca. Zostaje nam droga prosto- to na pewno ta do Bolszych Kotów. Nie chce nam się. ;o) wracamy z grzybami. Z powrotem widzę tą samą panią, pijana śpi, 2 innych pijaczków postanawia ją podnieść. Takie obrazki. Na marginesie rozbawia nas znak zakazu wjazdu na lód samochodami. Nieźle musi być tu w zimę. Podobno cały Bajkał zamarza.to tyle.

W ogóle ten dzień był jakiś nijaki. Każdy czyms próbował się zająć. Z paulina wieczorkiem postanowiłyśmy jedynie pójść do sąsiedniej miejscowości po pamiątki. Michał zafascynowany grzybobraniem namawia do biegania po lesie. Jakoś nie mam ochoty. Postanawiam wrócić na kwatery. Wracam jakims moskwiczem do Listwianki. Nie byłam jedyną autostopowiczką tego pana, bo poza mną jeszcze jechał jeden gość.

Reszta dnia, a raczej wieczoru zleciała leniwie. Na byczeniu, praniu i ogarnianiu samego siebie. Nawet wódka lac się nie chciała.

 

24.08 czwartek.

Rano jedziemy autokarem do irkucka. Wczoraj byliśmy naprawde przestraszeni, że niedostaniemy się do miasta. Dosyć szybko rozniosła się fama, że biletów na autobus nie ma, marszrutki nie jeżdża, a z wodolotami......nie wiadomo. Całe szczęście udało nam się dostać bilety- za jakieś 60 rubli. Jechaliśmy ponad godzinę w ścisku i przejściu.

Nie wiedzielismy gdzie wysiąść. Całe szczęscie na przystanek wyszedł po nas Krzysiek, który do Irkucka przyjechał kilka godzin wcześniej. Rozdzielamy się.

Zaopatrzeni w przewodnik „podbijamy” miasto. Pierwsze kroki stawiamy w Szanghajce- targ prowadzony w wiekszości, a może i w całości przez chińczyków. Słychać chińsko- rosyjski. Klimaty generalnie sa znane- stadion(tylko nie takich rozmiarów). W scisku stanowimy łatwy łup dla kieszonkowców. Na szanghajce można dostać niemal wszystko. Powoli wychodzimy. Bieda tutejszych mieszkańców jest jasno widoczna. Ku mojemu zdziwieniu, sporo jest żebrzących romów. Oczywiście ioch praktyki sa znane chyba wszedzie(zresztą chyba nie tylko ich). Pozostawiają własne dzieci gdzieś na ulicy, by zbierały pieniądze. Moja uwage przykuwa mała dziewczynka(może 4 letnia), która sama siedzi w łachmanach na chodniku. W deszczu. Z michałem robimy zdjęcia dziewczynce. Jakoś nie mam sumienia, choć zdjęcie zrobiłam. Wrzucam drobne dziecku, choć i tak wiem, że i task jej to nie pomoże w niczym. Bo to przecież pieniądze dla rodziców.:/.

Udajemy się powoli na główny deptak. Znajdujemy się w centrum Irkucka. Mijamy stare chaty- widok nader powszechny. Charakter miasta był nadane głównie przez Polaków, jednak szkoda tego widoku. Można było się domyslec jak pieknie wyglądał w czasach „prosperity”;o). Skręcamy w ulicę Marksa- w każdym mieście jest ulica Marsa, a zraz przy niej Lenina. Nie inaczej jest i tutaj. Marksa jest cała rozkopana. Musimy iść ulicami, co wprawia mnie w obawę. Zresztą nie bez przyczyny. Tutejsi kierowcy nie wiedzą co to jest kierunkowskaz, pierszeństwo, czasem i nawet klaskson. Watpię nawet, czy co poniektórzy znają kodeks drogowy- tu mała poprawka. Podobno jako taki, w Rosji nie istnieje. Nie wiem, ale wszystko by się zgadzało. Po drodze spotykamy ta Polkę z dziwnym akcentem. Jednak miała rację, że się spotkamy. W Irkucku studiuje. Idziemy dalej ulica lenina. Załatwiamy parę spraw po drodzę jak pocztę, czy kafejkę internetową na Suhe Batora. Kierujemy się w stronę Angary. Szukamy „pięknego parku z fontrannami”. Tak mami nas przewodnik. Rozglądamy się wokół. Rozwalająca się kamienica, jakis pusty stawik z zardzewiałymi rurami. Hmmm to chyba kiedyś była fontanna. Czyżby? ;o) Nieee, chyba nie to. I faktycznie dalej ukazuje się nawet ładny park i plac. Wszystko właściwie było by w porządku gdyby nie fakt, iż trzeba przejść przez ulicę. A na rosyjskich ulicach zawału można dostać. Trzeba mieć oczy wokół głowy. To było spore przejście dla pieszych. Tak mniej więcej 25 metrowe. Napawam się strachem, bo kilka minut wcześniej mało co nie przejechał mnie samochód. Przebiegamy w pośpiechu(biedne babcie;o)). W trakcie spaceru zwiedzamy 2 cerkwie, przy których robią sobie zdjęcia pary młode- a jakże!. Idziemy tylko do sklepu. Robimy zakupy i kierujemy się nad brzeg. Leniwie wracamy już na dworzec. Wsiadamy do pociągu do Ułan- Ude. Mniej więcej 600 km drogi.

Ja jestem bardzo ciekawa, co tam będzie, bo słyszałam, że to centrum szamanizmu, a Irkuck średnio przypadł mi do gustu. Fakt, faktem chaotycznie jak wszędzie, ale bez charakteru.

Rozsiadamy się w pociągu, jedziemy, aż tu nagle słyszymy „witajcie bracia słowianie”. To ci sami policjanci, którzy chcieli nas wysadzić w swierdłowsku. Zapraszamy ich by wpadli na jednego. Mówią, że przyjdą. Nie przyszli. Ale to było do przewidzenia. Miła niespodzianka. Tym razem byli znacznie milsi. ;o)

 

25.08 piątek.

Do Ułan- Ude przyjeżdżamy o godzienie 6.45. Wychodzi po nas pani prezes poloni w Ułan-Ude. Czekają na nas już marszrutki, które zabiora nas do akademika. Warunki w akademiku sa jeszcze „śmieszniejsze”, niż te w Irkucku- prysznice "otwarte na oścież podobnie z było z toaletami. tego nie da sie opisac.

O 9 busy są z powrotem. Tym razem razem z Julia i Olą(negro-buriatka mówiąca po polsku) mają nas zabrac do Dacanu, czyli swiątyni buddyjskiej. Obchodzimy klasztor i wchodzimy do swiątyni. Mnie się podoba. Przez chwilę czuję się jak w prawdziwej azji(sic!), tybecie, czy w podobnym innym miejscu. Mnisi odprawiaja mantry i co chwila rzucają ryzem(?). składamy hołd Buddzie i dokonejmy ablucji- leje wodę wpierw na dłoń, moczę usta i myję twarz.

Z elą kręcimy kołowrotki jak szalone- buddyjskie modlitwy i zyczenia- co by pomóc szczęściu. Trochę chodzimy po okolicznych straganach. Część z nas robi zakupy, aż za duże. Ja jedynie skusiłam się na kadzidełka. ;o)

Mamy już jechać dalej, ale brakuje jednej osoby. Karoliny. Jak zwykle, ta uciekła do jakiegos lamy- szamana, astrologa, czy cos takiego, po przepowiednie, namaszczenie przed lotem. Karolina bardzo boi się latać samolotami, a dziś wieczorem miała nas opuścić i leciec z Irkucka do Moskwy- tymi samymi liniami lotniczymi, które się niedawno rozbiły. Ponad 100 zfginęło. Tez bym się bała.

Jedziemy na wzgórze Jeleni, z którego rozpościera się panorama na miasto. Tuz przy wzgórzu znajduje się cmentarz szamański. Większość z nas chce na niego iść, bardziej niż na wzgórze. Julia- nasza przewodniczka zresztą też. Co chwila nalega na tatę(jednego z kierowców- Buriata) by tam się udac. Jednak ten ją karci. Podobno kobiety nie mogą tam chodzic, ale i tak część osób tam poszła. Ja jednak uszanowałam to. Wspinamy się na wzgórze. Widac ogormne serge- totemy ze szmatkami. Troche przypomina suszące się pranie, ale co tam.;o)

Idziemy na skałkę z Jeleniami- legenda głosi, że kobieta rzuciła się w przepaść, właśnie z tej skały, a z miłości za nią jej mąż. Ale czemu jelenie? ;o) nie pamiętam.

Jest szalenie zimno. Większośc z nas się snuje. Jesteśmy nie lada zmęczeni, ponieważ spaliśmy dosyć krótko.

Po godzinie znów ruszamy. Tym razem kierowcy nas gdzieś wiozą. Sami nie wiemy gdzie. Po dosyć dłuższej i krętej jeździe zawożą nas do kolejnego Dacanu. Już nie jest tak ciekawie jak poprzednio. Dacan troszkę kiczowaty z białej cegły. Poprzedni był drewniany taki....chiński.;o) jesteśmy głodni i zmarznięci. Całe szczęscie jest jakaś knajpka. Fundujemy sobie jakies jedzenie. Biorę pozy, gulasz i bawarkę- nieznosze bawarki, ale oni ja pija wszędzie. Teraz mamy jechać do skansenu. Padamy na twarz, dlatego prosimy abyśmy się rozdzielili, bo nie mamy już siły. Częśc z grupy- jednak decyduje sie na wycieczke, reszta do akademików, a własciwie to do miasta.

Zwiedzamy Ułan-Ude. Wysiadamy przy głównej atrakcji miasta- największej głowie Lenina na świecie. Jest pieikny! Fenomenalne dzieło. Przy okazji załatwiamy swoje sprawy- jak poczta, znaczki, telefony. Śmieszna sytuacja była, bo tak jak w Irkucku zabrakło znaczków, tak tutaj nie ma pocztówek(tzn. nie ma z U-U, są jedynie całe pakiety lub z ...Arszanu. a gdzie jest arszan?). Kolega filatelista jednak chce za wszelką cene kupic znaczki, ale nieugięta urzędniczka mu niechce sprzedać, bo nie ma kartki(nie kupił) . po tym epizodzie idziemy głównym deptakiem- arbatem, idziemy na targ, robimy jedne z ostatnich zakupów, już na powrót, jakies suweniry z Rosji oraz na „teraz”. Wsiadamyw tramwaj i wracamy do akademika. W tramwaju robimy sobie sesję zdjęciową. Miejscowych to nieco dziwi, ale co tam.

Po paru godzinach wszyscy są już w akademiku. Wieczorem idziemy na spotkanie z polonią. Szczerze- nie bardzo mam ochotę. Jedyne o czym marzę to sen. Poza tym humor tez mi średnio dopisuje, a właściwie to w ogóle.

Jedziemy do biblioteki. Ogólne powitanie, zastawiony stół jedzieniem. jest .......nudno. nie przepadam za takimi klimatami. Przemówienia, czytanie wierszy, zaproszenia z obu stron. Później robi się neico weselej, bo zaczynamy spiewać. Choć ja za ta czynnoscią nie przepadam. Idą w ruch szlagiery typu: Hej sokoły, szła dzieweczka, oczy czarnyje. Ot takie biesiadowanie. Ale generalnie było smieszno- ironicznie. Jakaś diewojka spiewająca rosyjskie pieśni oraz akoredeonista , który znalazł się w tym miejscu chyba przez przypadek. Jedna pieśń była interesująca mianowicie hymn buriacji. Podobał mi się. Trochę śmiechu było jak Zbynio tłumaczył Rosjan. Zupełnie bez sensu, bo wszyscy rozumieli, ale on chciał się pokazać, a raczej wykazać. No nic. Impreza skończyła się ok. 20. dostaliśmy jeszcze zaproszenie do polskiego kościoła, by spotkać się z księdzem następnego dnia. nie zamierzam korzystac.

 

26.08 sobota

wiekszość wstała rano i pognała do kościoła. Ja z paroma osobami zostałam. Byczymy się do południa. Chyba jako jedyni pozostalismy. Ok. 13 wychodzimy. Łapiemy jakąs marszrutkę. I to był błąd. Moglismy jechać tramwajem 2 przystanki,a tak błądziliśmy po mieście z 20 min. Ludzie krzyczeli, że z sumkami jestesmy. Miejsca mało, ktos mi grozi mandatem, ja nie rozumiem, coś odpowiadam wściekła: ja budu placic. Poza rtym jakby tego było mało to czas nam ucieka i plecak mi się dodatkowo popsuł. ciuchy wysypują się na ulice, gubie kosmetyczkę i w ogóle zbieram swoje rzeczy z chodnika. Zdązamy. zegnamy si.ę z julią i jej rodziną. Okazało się, że Julia- studentka dziennikarstwa na UW jest koleżanką z roku siostry Łysego. Zrozumiałe? Mjam nadzieje. ;o) odjeżdżamy o 13.45. hymn buriacji jest grany. Jednak prawda co mówili, że przy każdym pociągu odjeżdżającym z U-U grany jest hymn. Macham z okna pociągu na do widzenia Julii.

Wiekszośc z nas jest skacowana i chora. Dlatego jest taki spokój. Prawie wszyscy ida spać. Taki spokój będzie niemalże do końca. Nikt nie spiewa.

 

27.08 niedziela

dalej jedziemy koleją. Nudy, nudy, nudy. Co druga osoba zdycha. Ten ma gorączkę, tego gardło boli, a kogos innego brzuch. Nie jedziemy bajkałem, ale komfort jazdy jest nieznacznie gorszy. Całe szczęście nie ma tej piekielnej klimatyzacji i okna można otwierać. Jest swieżej. Pogoda się zmienia. Jest typowo jesiennie. W nocy dosyć zimno. Prawdziwa Syberia. Czas jako tako mija w rytmach Kasty. Niemal każdy snuje się po pociągu poszukując czegokolwiek i kogolwiek by się nie nudzić. A to dopiero początek dnia. Nikt nie pije? Pewnie do czasu. I racja, wieczorem łysy z chłopakami pił wóde(i poszedł spać) a ja z paulina, michałem i marta postanwiamy w końcu pójśc do restauracyjnego. Kupujemy sobie po browarze- az całe 35 rubli za sybirskają koronę(ok. 4 zł). Pisałam już, że to nie bajkał? Ale restauracyjny pożądny. Dalej zasłony w oknach, firany i kryształy na stole. Nawet tv i dvd. Fajne te dvd- stoi na kartonie i skrzynce po piwie na dodatek obwiązane taśmą, by wszystko się trzymało. Ciekawa konstrukcja. i własciwie to były jedyne atrakcje tego dnia z pociagu.

 

28.08 poniedziałek

Standardowy dzień w pociagu, który wolno się toczy. nudy. Kasa się kończy mam ostatnie 10 rubli. Żarcie tez zresztą się kończy. Byle do Moskwy. A tu jeszcze 2 dni! Jak tu przezyć za złotówkę 48 godzin?

 

29.08 wtorek

Cóż, jedziemy dalej. Nic się nie zmnieniło. Ten sam pociąg, ten sam kierunek, tylko kolejny dzień. Jest spokój cisza, nawet pisać mi się nie chciało. Kasy brak. Byle do moskwy by wymienic dolary.

 

30.08 środa

o 4.41 mamy być w Moskwie. 2 godziny przed przyjazdem, prowadnice wszystkich budzą, aby każdy zdążył na toalete i zdanie poscieli. Okazało się, że zgubiłam ręcznik, który jest w każdym komplecie. Te prowadnice ogólnie sa baaardzo niemiłe. Nie lubię ich. Potrafiły ci tuz przed nosem zamknąć toalete i powiedzieć szorstko :ZONA! Nawet na minutkę nie puszczą, bo ZONA!

Po pierwsze chcę się wytłumaczyć, iż ręcznika jakże pięknego nie wziełam. W domu mam takich, a nawet ładniejszych, kilka. Prowadnice wciąż mnie szturechają by zapłacić. Nie tylko ja jestem w takiej głupiej sytuacji. Agata zgubiła.......prześcieradło. ma płacić 100 rubli. Sajgon. I takie prowadnice nie przeliczą, czy gdzies coś się nie schowało. Ma dana osoba oddać komplet. Dorabiają sobie dziołchy.

Ręczniczka nie znalzałam. Zrzuciliśmy się po 10 rubli na ręcznik. Niech sobie loda kupią.

Mamy 18 godzin w Moskwie. Ciut przy dużo. Wtedy było z 12, a było aż nadto. Dochodzimy do siebie przed leningradzkim. Jest jeszcze ciemno. Wchodzimy do metra i jedziemy na białoruską. Dom coraz bliżej.

Pierwsze co robimy to kierujemy się na park kosmonautyki. Jest tam pomnik robotnika i kołchoźnicy. Przy parku jest świetny widok na ostankino. Podobno zamknięte. Zwiedzamy sobie park. Nawet ładny. Oczywiście wszystko balszoj. Pogoda nareszcie dopisuje. Zwiedzamy tupolewy, widzimy fragmenty jakiś satelit. Całkiem fajnie. Otwierane sa knajpeczki. Słychać nawet bałkańskie rytmy. No proszę! Zaraz potem mega hit białyje rozy! Z pauliną odstawiamy jakis disco taniec, dzięki czemu zwracamy na siebie niezłą uwagę. ;o) jest smiesznie.

Następny w planie był Lenin. Stoimy w kolejce. Dosyć szybko się przesuwa. Wszędzie stoją ochroniarze. Trzeba przejśc kilka bramek zanim się dojdzie do mauzoleum. Sprawdzają, czy czegos nie masz. Oczywiście zakaz jest wszelkich telefonów i aparatów- no to akurat jest jasne. Wchodzimy do środka. Czuje się dziwnie. Cisza, ciemno. Lezy lenin w gablocie. Taki mały i pomareańczowy. 10 sekund ogladania i to wszystko. Ok. za mauzoleum jest jeszcze pochowany dzierżynski,. John reed, niejaki stalin. Pogoda się pogarsza, chłodno i deszczowo.

Później kierujemy się na majakowską. Wyczytałam, że niedaloeko majakwskiej sa pietriarsze prudy- tam gdzie w „mistrzu i malgorzacie” ukazła się Berliozowi i poecie Woland. Początkowo mieliśmy iśc piechotą twerska, ale był to spory kawałek drogi, więc decydujemy się na trolejbus, czy po prostu bus. Po 20 minutach stania mamy dość. Mamy już iść na metro, aż tu nagle podjeżdża autobus. Koszt biletu: 15 rubli. Duużo. Przynajmniej nam się tak wydaje. Ale pozniej się okazało, że to normalna cena. Nieważne. wchodzimy do metra. Z majakowskiej idziemy balszaja sadowaja, apotem od razu na prudy. Hmmm sympatyczny skwerek. Może nie jest to czego oczekiwaliśmy, ale jest miło. Przypomina mi starą ochotę, albo raczej mokotów- taki mniej więcej klimat. Jesteśmy głodni. Wyjmujemy kuchenki, makaron, sosy i pichcimy. Między czasie gramy w karty, albo chowamy się przed deszczem.;o) po 1,5 godzinie gotowania, wygłodniali rzucamy się na jedzenie. Trochę się przypaliło, ale i tak uważamy, że było pyszne. ;o). Na prudach siedzimy jeszcze godzine. Opuszczamy urocze miejsce i ruszamy na Uniwersytet. Uniwerek moskiewski to nasz Pałac Kultury.(aha spotykamy Olge i Grzesia) No w naszym jest collegium civitas i par einnych szkół. Jest.....balszoj. to zupełnie inna moskwa. Taka spokojna. Wszędzie czyściutko. Jest ładnie. Ogrody zadbane, tylko chodniki krzywe i te nenufary..... zelazne nenufary w fontanie, w której nie było chyba nigdy wody. ;o) idziemy na punkt widokowy. Super panorama. Widać jeszcz stadion na łużnikach, skocznie narciarską i pozostałe 4 pałace kultury( a jest ich 7). Wydajemy ostatnie pieniądze na koszulki, matrioszki, spinki , kartoszki i browara.;o). Mnie ten browar trochę zakręcił. Niebezpiecznie później było schodzić z górki, no ale dałam rade. Schodzimy pod skocznie. Nie wiedziałam, ze moskwiczanie mają wyciąg ze skocznią- to takie nasze szcześliwice. ;o). Postanawiamy teraz pójśc piechota do parku kultury. Jednak to nie był ten skwer gdzie byliśmy poprzednio.

Moskwa nas zaskakuje. Z mostu widzimy olbrzym,i- jak wsyztsko- pomnik cara- chyba aleksandra 1 na frachtowcu. Fajne, naprawde fajne. Park kultury to park rozrywki, lunapark. Odpuszczamy sobie, natomiast paola z michałem ida naprzeciwko do parku rzeźby. Między czasie spotykamy........Stewarta! a miał być w Londynie. Okazało się, że nie ma biletów do londynu i nie wiadomo kiedy będą. Ciekawe. Po krótkiej rozmowie żegnamy się, natomiast my powoli kierujemy się już na Arbat. Zmęczenie nam dokucza.. po drodze, na bulwarze sewastopolskim robimy jeszcze zakupy za ostatnie pieniądze. 2 bochenki, żółty ser- nareszcie, majonez, serki topione. na więcej nas nie stac. Całośc ok. 40 rubli. Oczywiście trzeba jeszcze alkohol kupić. Kupuje kilka Sybirskich koron i Bałtik, plus drink „gin z tonikiem”. Nie mam nic. jestem spłukana. Ledwo co idę. Na arbacie tuz przy pomniku okużdżawy zasiadamy przy wolnym stoliku, wyjm,ujemy jedzienie i robimy kolację wśród tłumu loudzi i pomiędzy gośćmi arbackich restauracji. Nie mam już siły. Śpię jedząc. Jedząc spię. Poza tym jestem tak przeraźliwie zmęczona, że czuję się jakbym była pijana.

Po półgodzinnej gehennie naqreszcie jesteśmy w pociągu. Półprzytomna leżę na koi. Chyba ruszamy. Jest! Jedziemy do brześcia. Paulina pyta się czy chcę herbatę. Ja zmęczona odpowiadam, że tak i......usypiam w ciągu 30 sekund!

 

31.08 czwartek.

Godzina 12. Jesteśmy już w Brześciu. Pogoda jest nieprzyjemna. Leje jak z cebra. Część ludzi idzie na miasto na obiad. My postanawiamy zostać przy bagażach. Nie mamy nic. jesteśmy przeraźliwie głodni. Mam jeszcze jakieś 2 dolary. Dostaje w zamian ok. 7 000 rubli białoruskich. Da się przeżyć. Od razu kupuję pirożki, tym razem z dżemem –pychota- za raptem 280 rubli (ok. 30 groszy). Z pauliną postanawiamy pójść na browar do dworcowego baru. Tu czas stanął w miejscu. Właśnie jest przerwa. Pani nas nie dość, że nie obsłuzy, bo przerwa, to nawet nie powie, kiedy ta przerwa się skończy. Uroczo! Idziemy obok. Bar otwarty. kupujemy Paskudny browar. Mimo, iż bałtika, to nie smakuje nam. Przeterminowane. Robimy się głodni. Czas ugotować makaron z sosem.Wpadamy na genialny pomysł. Po co gotować wodę na kuchence, skoro można wziąć z baru wrzątek. Na Mission Impossible wysyłamy Maćka. I owszem, miła pani się godzi. Po paru minutach chłopcy wracają........z 2 litrowymi garnkami! Kobiecina przerażona robi wielkie oczy! My w śmiech. Nie można nas było opanować przez 5 minut! Wszyscy w barze mają zapewnioną przez nas rozrywkę. Biedna ekspedioentka myślała, że M. przyjdzie z małym kubkiem, a on stawia gar na ladę! Chłopcy uciekają speszeni. Ale i tak im się udało wykombinowac wrzątek. Z sąsiedniej restauracji. Od razu z gotująca się woda idziemy pod ekstra znaleziona miejscówkę na dworcu- pod schody. Tam rozstawimy butle, rozwinijamy karimaty- i sniadanie u Tiffaniego gotowe. To była wielka konspiracja.l nie wychodziliśmy byliśmy cicho. Wtem nagle pojawił się przy nas soldat. Przestraszeni myslimy „ no ładnie. Wpadliśmy”. A soldat jedynie „smacznego”. No tak, my biedne studienty. Po wkusnym obiedzie zbieramy tobołki. Czas już wracać. Tym razem nigdzie nie byliśmy w Brześciu. Pogoda była fatalna.

 

To tyle. Ok. godziny 16.30 następuje odprawa celna na dworcu. Widzę, że ten żołnierz, który nas nakrył jest celnikiem. No ładnie. Niemniej jednak, wsyztsko ejst ok. wsiadamy do pociągu i ruszamy do Terespola. Widok Bugu wzrusza nas niesamowicie. Polska! Ok. 17 już jesteśmy na terespolskim dworcu. Do pociągu do warszawy jest trochę czasu więc postanawiamy jakoś sobie czas zagospodarować. Od razu wszyscy dzwonią do Polski. Wsyztsko ok., nawet szczęsliwi. o godzinie 18.45 wsiadamy do pociągu do warszawy i ruszamy. W pociągu odczuwalny jest smutek i koniec. Co możemy robić w pociągu. Oczywiście klasyka. Trzy godziny mijają jak z bicza strzelił. To już jest koniec. Widok pałacu kultury i mariotu z daleka wcale mnie nie ucieszył, choć warszawa wyglądała tego wieczora naprawdę ślicznie. O 22 zajeżdżamy na Centralną. Nie wierzę. To już jest naprawdę koniec. Żegnamy się wszyscy i powoli się rozchodzimy. Każdy jedzie w swoją stronę. Wychodzę z podziemi, tramwaje, autobusy, gwar warszawski. Smutno mi. Czuć już jesienny wieczór. Chłodno. Czekam sama na 10, która zawiezie mnie prosto do domu. Nie mam najwmniejszej ochoty. Zamyślam się już wspominam. Niestety nagle drzwi się otworzyły i pokornie wsiadam do tramwaju.

KONIEC.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak cuuuuudnie....!!! :105:

Co do cmentarza szamańskiego - :shock: wow, "prawdziwy"?, w znaczeniu - z krowami i koniami? - co do odwiedzania cmentarzy - ciekawy zwyczaj, nie nawiedza się zmarłych w obawie, iż sprowokuje się duchy do powrotu na 'ten świat'. Cały obrzęd pochówku jest wprost bajeczny... :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×