Skocz do zawartości
Nerwica.com

zostac bezdomnym?


carlosbueno

Rekomendowane odpowiedzi

Polecam film "into the wild" - na faktach. Koleś chyba też miał takie ciągoty. Osobiście podejrzewam go o coś w rodzaju osobowości schizoidalnej.

Co do Cmino de Santiago, to szlak wiedzeie też przez Polskę i inne europejskie kraje, czyli chyba nie zaczyna się w Pirenejach? ALe może mam jakieś niewłaściwe dane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Polecam film "into the wild" - na faktach. Koleś chyba też miał takie ciągoty.
Tylko on wyruszył w kompletną dzicz, gdzieś w góry na Alasce, to chyba co innego niż to o czym napisał Sabaidee. Kurde Sabaidee, respekt...

Czasem też mam ochotę rzucić wszystko i zrobić właśnie coś takiego. Jakbym miał cofnąć się o jakieś 3 lata i przeżyć taki survival, to ciekawe czy nie byłbym w lepszym położeniu niż obecnie. Kto wie czy za 3 lata nie powiem tego samego...Wyobrażam sobie siebie na łożu śmierci i co??? Niedługo mnie nie będzie, umrę, przepadnę w nicość. Zero wspomnień, luka w życiorysie, dążenie za wszystkim i za niczym jednocześnie. A taka wyprawa choćby roczna.... :105:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że nie jestem osamotniona w takich samych przemyśleniach, by wszystko rzucić w pizdu. "Najlepsze" w tym wszystkim jest to, że mam osobowość schizoidalną, tą samą którą przypisuje się w większości ludziom bezdomnym. Qrwa żyć nie umierać.

 

Mam straszne ciągotki by wyjechać na wakacje w Bieszczady i na Ukrainę z plecakiem i namiotem by przeżyć jakiś czas w samotności. O niczym tak nie marzę.

 

Ogólnie czuję się jak wrak człowieka, bez wykształcenia ze zrytą do granic absurdu osobowością... do tego mam bardzo nihilistyczne podejście do życia. Miałam przyjemność rozmawiać z bardzo dobrą panią psycholog, trwało to rok (pomoc psychologiczna) ale ostatecznie nie dałam sobie pomóc, gdy zaczęła się psychoterapia.

 

Jestem nieprzystosowana do życia w społeczeństwie, jeśli w ogóle. Nie ma przede mną przyszłości, będzie tylko gorzej. A to, że wyląduję kiedyś na bruku to tylko kwestia czasu, a gdy tak się stanie to skończę ze sobą pod pociągiem bo bardzo lubię kolej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja gdy mam ochotę zniknąc to na szczęscie mam azyl w postaci psychiatryka.

Może brzmi to karkołomnie , lecz w rzeczywistości takowe nie jest.

Moja lekarka jest ordynatorką oddziału afektywnego, który dzieli się na 2 pododdziały. Zamknięty i otwarty- na parterze budynku.

Ja z racji tego, że ordynatorka zna mnie od lat zawsze jestem na otwartym. Nie ma obaw , że coś nawywijam.

Na otwartym są sale 2 osobowe. Częśc damska i męska . Jest oddziałowa kuchenka, telewizor,fajna łazienka.

Na posiłki idzie się na stołówkę na drugim końcu terenu szpitala. Żarcie dobre. Można się nażreć . 2 razy w tygodniu relaksacja, muzykoterapia, gimnastyka poranna.

Na terenie szpitala jest kaplica w której co niedziele są msze. Przychodzi ksiądz-Jezuita.

Pomimo, że w domu nie uczestniczę w obrzędach katolickich , to tam biorę udział we mszy.Uspokaja mnie to. Bardzo kameralny klimat. 20-30 osób na mszy.

Oddział jest otwarty od 8 do 18 . Trzeba być co zrozumiałe na obchodach ( co drugi dzień ), na terapiach ,rozmowach z psychologiem, na posiłkach i innych zaplanowanych czynnościach, w momencie wydawania leków.

Ale najwazniejszy jest pobliski las i boisko z przyrządami do ćwiczeń.

To kwintesencja tamtejszego luzu dla mnie.

Oczywiście wychodzenie do lasu , poza teren szpitala jest formalnie zakazane.Ale takie "przestępstwo " mnie kompletnie nie rusza.

Całe godziny spędzam na chodzeniu po Lublinieckich lasach słuchając swojej ukochanej muzy, oraz ćwicząc na boisku.

Cały wrogi mi świat przestaje istnieć

Personel miły, ale stanowczy.

Trzeba przestrzegać reguł. W końcu to psychiatryk.

Czuję się jak na koloniach letnich. Mam ochotę napić się kawy na tarasie przed budynkiem-piję. mam ochotę kimać-kimam.mam ochotę pogadać -gadam, nie mam-zakładam słuchawki mi patrze jak inni rozmawiają....Chcę czytać książkę-czytam ( ale to rzadko-odkąd choruję nie potrafię się skoncentrować na czytaniu-nic do mnie dociera. Ale mam metodę-czytam książki , ktore już znam-fabuła staje się nie istotna -napawam się dialogami.)

Mam ochotę słuchać muzy-słucham . Codziennie pół godziny prysznica.Dodatkowa kolacja w postaci jajecznicy, ktorą sobie smażę . 5 minut z buta od szpitala , na uboczu jest Kaufland.Czasami zapuszczam się na miasto-Lubliniec to małe, schludne stare miasteczko z rynkiem i starówką. Chciałbym tam zamieszkać.Trzeba oczywiście uważać , żeby nie spotkać na mieście personelu.

Spokój zakłóca jedynie milicja, ktora wielokrotnie w ciągu dnia wjeżdża na teren szpitala (oddział sądowy i izba przyjęć )

Zawsze mam schiza że to po mnie.....

Może choroba tam nie ustępuje, ale brak pośpiechu, obowiązków, z których coraz trudniej mi się wywiązywac oraz spokój działają kojąco.

Oczywiście są też minusy.W końcu to psychiatryk. Ale nie zwracam na nie uwagi.

Jadę tam WYLUZOWAĆ SIĘ i to właśnie ROBIĘ.

Rozmawiałem już z lekarką. Przed latem mam zamiar znowu tam się zaszyć przed światem.

Może to nieodpowiedzialne z mojej strony, może mając żonę i dziecko nie powinienem tam uciekać.

Ale wiecie co?

Mam to w dupie.

Choroba nauczyła mnie egoizmu-uczucia , które kiedyś uważałem za naganne i zawsze stawiałem innych przed sobą samym.Zapewne to przyczyniło się również do choroby.Żyłem niezgodnie ze swoimi potrzebami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też czasem miewam takie myśli żeby uciec gdzieś w cholerę,zdegenerować się całkowicie...Może wtedy odnalazłbym sens życia.Wyjechać gdzieś bez pieniędzy,jedzenia wtedy trzeba się zmusić do myślenia i kombinowania.Podoba mi się bardzo początek Batmana z 2005 roku z Christianem Bale.Wsiada na statek,wyrusza w podróż gdzie uczy się kraść żeby nie umrzeć z głodu,bić żeby się obronić i ogólnie hartuje charakter.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam wrażenie, że to najbardziej obciachowy i kiczowaty temat Internetu. Czytając posty związane z samobójstwem na różnych forach, normalnie umierać się odechciewa. Gadanie (postowanie) o śmierci to jakiś rodzaj masturbacji nastolatków i małoletnich mentalnie. Często z podtekstem "będzie wam smutno, jak umrę... hehe".

Ale do rzeczy.

Powiedzmy, że ktoś nie ma depresji ani nie cierpi na anhedonię, schizofrenię itp. Ma niedorozwój umysłowy i autyzm. Odkąd pamięta (czyli od wczesnego dzieciństwa) cierpi na drażliwość. Patologicznie wkurzają go pewne dźwięki i obrazy (co uniemożliwia funkcjonowanie w społeczeństwie), nie nawiązuje zdrowych relacji z ludźmi, nie ma żadnej więzi z rodzicami, nie czuje powiązań z rzeczywistością, bo od dziecka żyje wymyślonym światem i iluzjami (na zasadzie - w myślach permanentnie kręci film fabularny, oczywiście na bazie faktycznych zdarzeń). Dryfując w iluzji, zaniedbuje się przecież prawdziwe życie (zawala szkołę, , nie ma się hobby z wyjątkiem wspomagaczy czyt. muzyka, film, sztuka; no i kariera zawodowa leży). Pojawiają się realne powody samobójstwa - "zawalam życie, bo żyję tym życiem, którego naprawdę nie ma".

I teraz pytanie - niedługo wyjdzie, że żyję tak ponad 30 lat. Żyję życiem, którego realnie nie

ma. Generalnie mam dość. Nie szanuję psychiatrów, bo zawsze zakładam, że ten drugi człowiek jest głupszy niż ja. Nie radę sobie z rzeczywistością, pieniędzmi,lekarzami itp. Nie wyobrażam sobie wylądować pod mostem, a moja przypadłość w końcu mnie do tego doprowadzi.Ponieważ nigdy nie miałem z nimi żadnej więzi i nie dbali o mnie specjalnie (a ze śmierdzącym, zaniedbanym dzieckiem nikt się nie chce bawić to i nauczyciele ograniczają swój kontakt)

Jeżeli dziecko w zerówce całymi dniami stoi pod ścianą i nikt się do niego nie odzywa, ani ono się do nikogo nie ma ochoty odzywać, to ma świadomość, że coś z nim nie tak. Jeżeli potem grupa je wyśmiewa i przedrzeźnia, i nikt nie staje w jego obronie, to tym bardziej ma świadomość, że coś jest nie tak. Tylko nie powie:"społeczeństwo mnie nie rozumie", tylko "nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie lubi, nikt się ze mną nie chce bawić..." Tu nie ma nic książkowego, niezwykłego. Drażliwość jest czysto fizyczna - wszystko denerwuje. I brak umiejętności społecznych.

ja mam problem z poziomu parteru - nie mam skończonych studiów, nie chce mi się pracować niema siły i ochoty odzywać się do nikogo bo wolę sobie "kręcić godzinami film", więc kto mi opłaci rachunki, żarcie, mieszkanie? Stracę dach nad głową, pracy szybko nie znajdę, bo nie mam kwalifikacji, nikt mi nie pomoże, bo nie mam znajomych, więc wyląduję pod mostem. Jestem obecnie aseksualnym żulem o urodzie mocno dyskusyjnej (brak atutów w międzyludzkim handlu wymiennym), a naprawdę nie chce grzebać po śmietnikach. A właśnie prawdopodobnie wkrótce stracę dach nad głową. A za coś muszę utrzymywać ciało, by mogło zająć się zmyślaniem siebie.

Mam w dupie rzeczywistość, o ile mi nie doskwiera. A bez kasy będę głodny,będę chory, będzie mi zimno, nie będę mieć na Internet i odtwarzacz mp3,nie będe mieć zębów , nie będe mieć nóg,nie będe mieć na filmy na DVD itp. I nie będę mógł w spokoju roić sobie, jaka to jestem boski,silny, przystojny, inteligentny i jak wielu wspaniałych ludzi mnie otacza. Miałem przebłyski dojrzałości, kiedy wydawało mi się, że umieram. Oczywiście, że nikt by nie zauważył, że ten dziwny z pierwszego piętra zrobiła zszedł z tego świata. Bo nie mam żadnych znajomych, przyjaciół, rodziny itp. W pracy znali mnie tylko chyba z imienia, nazwiska i spowolnienia. A ja ich znałem tylko z nawyków, które mnie wkurzają - ta laska ma wkurwiające perfumy, temu kolesiowi śmierdzą trampki, ta bębni palcami o stół a tamta siorbie jak pije kawę. bywali jeszcze ci, którzy pstrykają palcami, gadają do monitora, nucą, mają łupież, wciągają gile do gardła, jak mają katar, chrząkają... boże, grzecznie pracodawca otworzył mi drzwi a ja powiedziałem "miło było" i wszędzie by było to samo!!! Ja naprawdę mam dość. Chcę jakoś funkcjonować. Nie muszę zakładać rodziny i mieć przyjaciół - wystarczy, że zarobię na wynajęcie mieszkania, jedzenie, internet i zabawki, które zastępują mi rzeczywistość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam wrażenie, że to najbardziej obciachowy i kiczowaty temat Internetu. Czytając posty związane z samobójstwem na różnych forach, normalnie umierać się odechciewa. Gadanie (postowanie) o śmierci to jakiś rodzaj masturbacji nastolatków i małoletnich mentalnie. Często z podtekstem "będzie wam smutno, jak umrę... hehe".

 

hehe hehe hehe nokurwa ale to prawda

 

jak slysze ze ktos chce sie zabic to nie potrafie sie nie zasmiac :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

carlosbueno, nie życzę Ci tego by zostać bezdomnym, to tylko takie gadanie że chcesz, bezdomni są poniewierani, skąd weżniesz kasę na przeżycie, będziesz żebrał? W bidulku nocleg miesięczny kosztuje 500 zł.

Ja ten temat stworzyłem w 2012 roku, czasami mam takie eskapistyczne pomysły ale raczej w życie je nie wprowadzę, chyba że życie mnie zmusi do tego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×