Skocz do zawartości
Nerwica.com

"Wszystko albo nic"


USE90

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich!

No wiec mam taki... dziwny problem. Albo inaczej, problemow to ja mam troche wiecej i zapewne ich zrodlo to dosc traumatyczne dziecinstwo. Na dzis dzien borykam sie , miedzy innymi, z obnizonym nastrojem (od kilku lat, dosc lagodne objawy choc... bywaja momenty depresji w prawdziwym tego slowa znaczeniu), lekka fobia spoleczna, uzaleznieniem od pornografii, elemety nerwicy natrectw, prokrastynacja itd. (*) Ma to tez swoj odzwiek fizyczny i socjalny; coraz wieksza waga (102 kg przy 85 sprzed 3-4 lat), coraz slabszy wzrok (przesiadywanie godzinami na komputerze i na porno) i coraz wieksze izolowanie sie od ludzi (przesiadywanie samemu w pokoju).

I tu zaczyna sie ten problem o ktorym chce napisac. Zdaje sobie sprawe z tego ze to wszystko rujnuje moje zycie, i chce z tym walczyc. Chce wziasc sie za siebie. Ale problem w tym... ze u mnie jest albo wszystko albo nic. Albo perfekcja, albo mizeria. Albo ostra dieta i trening, intensywna nauka i pracowanie nad soba (zero komputera, zero internetu, wymaganie wobec siebie by zaczac panowac nad swoimi "problemami" niemal ze odrazu,itd.,itp.) albo... godziny przed komputerem, tony niezdrowego zarcia, pornografia, itp. Sa dwa ekstrema, nie ma nic posrodku. Albo na internet nie wejde, albo... jak juz wejde to bede siedzial pol dnia. Albo bede przestrzegal diety, albo... bede zzeral po dwie pizze dziennie. Albo bede sie uczyl mozliwie duzo i na perfekt, albo... uczyc sie nie bede wcale. I tak mamy zamkniete kolo. Na przyklad; czuje wielki zal do siebie ze oslabilem sobie wzrok tymi latami na komputerze. Zal czasami przybiera na sile, i musze sobie poprawic humor (ktory ociera wtedy o depresje), czyli... wchodze na komputer/pornografie. A te wejscie rujnuje moja "perfekcje" czyli... przechodze w stan mizerii. I nie potrafie z tego stanu wyjsc odrazu. Zwykle potrzebuje wyznaczyc jakas date ( od nastepnego miesiaca, od nastepnego tygodnia) ktora oznacza probe wyjscia z marazmu. Na przyklad; postanawiam ze od 07.01.2012 0:00 zaczynam... "walke z moimi problemami". Do tej daty nie robie nic z nimi, a po niej... probuje robic wszystko niemal ze naraz (dieta, nauka, psychika itd) i niemal ze perfekcyjnie. Jak latwo sie domyslic nie udaje mi sie i... powracam do stanu wyjsca. Czyli kolejne planowanie typu; "od tego i tego zaczynam dzialac".

Bylbym bardzo wdzieczny, jesli ktos moglby mi wskazac gdzie lezy moj problem. Nie chodzi mi tyle o diagnoze (za malo informacji by byla ona trafna), co o... wskazowki. Co to moze byc? Jak z tym walczyc? Itd.,itp. Z gory dzieki za wszelko pomoc!

Aha, mam 21 lat.

 

--------------------------------------------

*To sa moje przypuszczenia, do psychologa nie chodzilem, wiec nie wiem co na ten temat uwazalby profesjonalista.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej.

Korba.

Dobra rada, tylko zmieniłbym kolejność,heheheh.

Pierw psycholog potem jeśli zajdzie taka KONIECZNOŚĆ , psychiatra.

Wizyta u psychiatry w 99 % zakończy się lekami psychotropowymi , a to niczego nie załatwi.

Oni tylko czekają na kolejną owieczkę do strzyżonego ponad miarę stadka,hehehehe

 

Use

Znam ten klimat.

Ja mam calkowicie czarno-biały system postrzegania świata.

Nie mam żadnych odcieni szarości , a ponoć świat się składa z tysiąca odmian szarości.

Kozak-frajer

przyjaciel-wróg

wierna-kurwa

Dobry-skurwiel

harówka-złodziejstwo

...itd itd.

Stało się to jedną z przyczyn mojego całkowitego upadku, z którego raczej się już nie podniosę.

Za dużo namieszałem w swoim życiu i rok 2012 zgodnie z przepowiednią majów będzie rokiem KOŃCA ŚWIATA-DLA MNIE.

Profesjonalna psychoterapia unaoczniła mi ten problem z czarno bialym postrzeganiem rzeczywistości.

Nie powiem Ci , że musisz z tym walczyć. Efekty walki są z reguły odmienne od zamierzonych.

Bardzo dużo pomaga mi dzięki terapii zrozumienie przyczyn,genezy i skutków mojego postrzegania świata.

Mając taką wiedzę można powoli ,skutecznie modyfikować swoje życie i podejście do niego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

intel skoro już co nieco przerobiłeś na swojej terapii i poznałeś przyczyny, genezę takiego postrzegania rzeczywistosci w kategoriach czarny albo biały, to podziel się z czego to u Ciebie tak pokrótce wynika?

 

Dlaczego tak postrzegasz świat, co Ci to daje? Dlaczego to co jest pomiędzy się nie liczy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ha.

Ciężko tak w kilku zdaniach streścić ponad roczną terapię,hehehehe

Po pierwsze terapia uświadomiła mi , że tak właśnie, w każdym aspekcie postrzegam świat.

Dotychczas myślalem że to normalne i że wszyscy tak mają.

Po drugie pokazała mi jakie są zgubne efekty takiego postrzegania świata.

Idealnie albo gówno...

Czyli skoro nie potrafię osiągnąc w czyms IDEAŁU , to albo pogłebia mi się nerwica związana z rozdźwiękiem pomiędzy oczekiwaniami a możliwościami , albo rzucam wszystko w diabły nie potrafiąc się zadowolić formą pośrednią oscylującą wokół ideału...

Inna sytuacja.

Żona zbyt często rozmawia ze znajomym...Aha-bankowo będę miał rogi. Żona ma awanturę a znajomy może nawet w mordę dostać.

Inna sprawa. Skoro w pracy mam zarabiać jakieś śmieci to wolę w ogóle nie pracować.Albo zarabiam 10 tysiaków na miesiąc albo mam to w dupie......I potem wplątuję się w jakieś kryminalne kretyństwa czego efektem jest czekający mnie wyrok.

 

Takie sytuacje można mnożyć w nieskończonośc . Sami wiecie jak to jest i jak to działa.

Podstawą moim zdaniem nie jest szukanie przyczyn takiej percepcji , ale UŚWIADOMIENIE sobie, jak to działa i jakie są tego konsekwencje.

Ja na przykład obserwuję w moim mniemaniu ludzi "ktorym się powodzi" ogólnie rzecz biorąc.

Z tego co widzę ,to oni żyją właśnie w świecie składającym się z 1000 odcieni szarości. Nie ekstremalizują życia , ani świata.

Nie potrafię na przykład cieszyć się zwykłym samochodem za 6 tysiaków, ktory wozi mnie gdzie chcę. Nie cieszy mnie ta szarośc , nie doceniam jej. Ja MUSZĘ mieć jak kiedyś, przez krótki okres czasu Audi A8 4,2 benzyna 300 KM.....Nie chodzi mi o szpan czy buractwo. Chodzi o to ,że to auto EKSTREMALNIE przyspieszalo i zapierdalało 290 km/h.

Lecz po co?? Nie wiem.

I to powoduje właśnie nerwicę i jej ekstremalizację. Nie mogę w tej chwili mieć takiego samochodu i dostaję szału nienawidząc mojego zwykłego Daewoo....ktory tak naprawdę spełnia wszystkie oczekiwania jakie pokłada się w samochodzie potrafiąc doceniać odcienie szarości.

DLA MNIE "SZARY" JEST SYNONIMEM SŁOWA "FRAJER"

To znaczy tak było cale życie.

Teraz mam świadomośc , że to błedne postrzeganie i rozumowanie.

Znam przyczynę moich problemów.

Mogę dzięki temu starać się modyfikować swoją percepcję i podejście do życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

USE90, To się nazwa patologiczny perfekcjonizm. I ewidentnie masz problem z realizacją celów długofalowych. Jeśli nie widzisz natychmiastowego efektu Twojego działania i nie nosi ono znamion perfekcji, doskonałości to szybko się zniechęcasz i rezygnujesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mad_Scientist

A mozna z tym perfekcjonizmem walczyc samemu (jak?), czy tez bez pomocy specjalisty sie nie obedzie? Hmm, lepiej powinienem zapytac czy mozna to "skrzywienie" wogole "naprawic" czy tez cale zycie bedzie sie to za toba ciagnelo?

 

Moze ktos kto tez na to cierpii i byl na terapii ma jakies rady?

 

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz jak o tym napisałeś USE90, zrozumiałem że mam podobny problem. Owszem staram się wyjść na prostą, ale teraz postanowiłem, że najważniejsze będzie nauczyć się żyć z moimi problemami. Był to krok w niepatrzenie na świat w kontekście białe - czarne. Zdecydowałem, że zadowolę się czymś mniejszym. Skonsultuję problem ze swoim psychologiem, już kiedyś kiedy chodziłem do psychologa w liceum, wspominał mi on o tym że jestem zbytnim perfekcjonistą. Szkoda że człowiek to nie komputer i nie da się go tak łatwo "przeprogramować".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam to samo co autor tematu. Słodyczy i słodzonych napoi nie spożywam w ogóle, bo nie zjem kulturalnie 2-3 ciastek i szklanki 7up tylko wszystko od razu zeżrę i wypiję. Żadnego umiaru. Jakbym pił alkohol to pewnie nie 1-2 kieliszki tylko chlałbym aż do zarzygania, aż padnę nawalony pod stół.

 

I te dążenie do perfekcji, do ideału którego się nie osiągnie. Za ile rzeczy w swoim życiu się nie brałem, bo wiedziałem, że nie doprowadzę ich do moich chorych, wyimaginowanych "standardów", do poziomu który mnie zadowoli. Wszystko chciałbym od razu, jak nie widzę szybko efektu to mnie szlag trafia. Choć na przykład jedząc cebulę czy pijąc ziółka na poprawę stanu włosów nie frustruję się nie widząc natychmiastowych efektów. Ucząc się nudnych rzeczy na kolokwium bierze mnie cholera, gdy mi nie chcą wejść do głowy i zaraz zostawiam naukę i biorę się za coś innego a w innym znowuż przypadku brak efektów mi nie przeszkadza, czego nie rozumiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I nie trzeba ładować kasy w naprawianie takiego auta? W jaki sposób najlepiej kupować takie?

 

 

heheheheh

Trzeba mieć zaprzyjaźnionego diagnostę samochodowego-mechanika.

On każdego dania od wielu lat oglada od podszewki samochodziki.I wie co, pomimo kosmicznego, nowoczesnego wyglądu jest gównem ,a co nie jest.

Wie , ktory samochód człowieka zeżre, a który nie.

Zawsze zanim kupię samochód mówię mu jaką kwotą dysponuję, czego od auta oczekuję i pytam co mam kupić.

Wtedy otrzymuję propozycje wynikające z doświadczenia i obejrzenia tysięcy samochód od podszewki.

Teraz mam samochód , ktory się wogóle nie psuje , a jedynie zużywa-koszt łożyska do koła tylnego-18 pln ,a 2 tulejki stabilizatora z przodu-uwaga 1,80 pln za sztukę !!

Pracowalem na myjni. I z przerażeniem słuchałem opowieści właścicieli kilkuletnich samochodów za prawie 100 tysiaków, w ktorych pękały głowice.Naprawa-6 tysięcy.

I ta przecudowna elektronika . Doslownie mobilne komputery na 4 kołach. Auto mechanicznie w 100 % sprawne ale nijak nie jedzie bo zerojedynkowy szmelc ma taki kaprys.I pan Bolek z warsztatu nie naprawi. Tylko serwis za 2 tysiaki.

Ale odbiegliśmy od tematu.

Chodzi o to że jadąc moim samochodem jestem nieszczęśliwy.

Wszystko albo nic.

Fantastycznie chętny do współpracy 300 konny potworek albo nic.......

Nienawidzę szarości.

Męcząca i frustrująca sytuacja.

Ogromny rozdźwięk pomiędzy oczekiwaniami a możliwościami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja alurat co do rzeczy, to nie mam tak jak wy. Mam odwrotnie. Nieznosze tych drogich aut, bo mnie meczą i wręcz wkórwiają. Czuje sie jakos tak sztucznie i niezasłużenie wyeksponowany. Nie mam swojego, ale w rodzinie mam nowe dobre fury i takimi jezdze. Ostatnio jednak przesiadłem sie do starego grata-niegrata i polubiłem ten samochód duzo bardziej niz te elektroniczne. Ma to co potrzeba, chodzi bez zarzutu i jest ok. A z tymi ekstra super nie raz miałem kuriozalne kłopoty z elektroniką i nie raz zastanawiałem sie "na jaki chuj robią coś takiego?". Jesli chodzi o telefony to to samo. Mam 10 letni model, a jak bym wybierał nowy to wybrałbym emporie.

 

Czym innym jednak jest perfekcjonizm wewnętrzny. Tez mam wiele założeń pracy nad sobą. Psycholog mi powiedział że u ludzi takich jak ja, to normalne że jest albo wszystko, albo nic. Miałem tak już w zasadzie od małego. Pamietam jak chodziłem na sport, który w zasadzie mnie nie interesował(całe osiedle kumpli także i z takim samym podejsciem). Postanowiłem sie wypisać, ale najpierw postanowiłem że zdobędę medal MP juniorów. Od podszewki pomysł chybiony, bo cięzko sie zmobilizowac do robienia czegoś czego sie z zasadzie nie lubi. Jednak chodziłem i trenowałem do czasu. Do czasu jak wypadł mi jeden trening i wszystko poszło na marne. Tak samo z koszykówką w która grałem na podwórku. Usłyszałem, że niektórzy koszykarze NBA na treningach oddają po 100 dodatkowych rzutów za 3pkt. Więc ja postanowiłem robic cos podobnego. Tylko że ja miałem oddawać po 100 celnych rzutów każdego dnia. Jak wchodzisz w taki kierat, to w zasadzie im wiekszy wysiłek tym bardziej cie cieszy. Zacząłem rzucac nawet więcej. W koncu nie zajmowało mi to zbyt wiele czasu, ale w zasadzie im lepiej mi szło, tym bardziej sie frustrowałem i wkorwiałem na siebie. Dochodzi do automatyzmu i w zasadzie czujesz kazdy rzut doskonale. Czujesz że piłka zeszła ci np: na mały palec. Nie liczy sie juz samo trafianie. Liczy sie rytm i jakość rzutu itd... Oczywiście sytuacja sie powtórzyła i przerywałem to, gdy tylko wypadł mi choc jeden dzień. Z jakimis przerwami powracałem, ale zawsze to samo.

 

 

Do tego jakbym był wściekły na rzeczywistośc i samą siłą woli chciał na nia wpływać. Nie akceptowałem w grze niecelnych rzutów i wkórwiałem sie na maksa. Niby to morma że nie trafiasz, ale jakos tak miałem że nie mogłem tego zaakceptować i miało wpadać. Paradoksalnie im wieksze wymagania, tym mniej sie przykładałem. Miało wpadac i już, bo jestem dobry. Mam to do dziś i chyba uwoluowało. Obecnie nie podejmuje prób nauki, czy treningów. Mam jakis wewnętrzny opór.

 

Wiadomo, że najwiekszy wpływ ma wychowanie. Jeśli rodzice wymagaja zbyt duzo, lub gdy ma sie poczucie że nie można tych oczekiwac spelnić to może dojśc do inercji. Uczysz sie czegoś takiego jak bezradnośc i nie wierzysz w to, że może ci sie udać. Nie wierzysz że twoje działanie może miec sens i wartość. Narzucasz sobie jakieś wyobrażeniowe wymagania, ale samo działanie nie ma wartości. Wartość ma tylko ta powierzchowna cecha, którą bedzie można ocenić. Jednak nie jest powiedziane, że osiagnięcie celu przyniesie satysfakcje

Wymagania są bardzo duże, a wewnętrzna gotowośc do działania bardzo mała. Chodzi mi o gotowość pozytywną, a nie taką napedzaną lękowo, czy jakąś neurotyczną powinnością. Sa pewnie jakies przerózne wspólne cechy, ale generalnie sprawa jest zlożona i indywidualna.Na taki stan może sie składac wiele czynników i moga sie one w mniejszym czy większym stopniu przeplatać.

 

-- 09 sty 2012, 15:01 --

 

Przypomniałem sobie, ze te kwestie sa poruszane w ksiazce K Horney. "Nerwica a rozwój czlowieka". Juz na samym poczatku w pierwszym rozdziale " W pogoni za wielkością" przedstawia dwie koncepcje. Koncepcja "ja rzeczywistego" i koncepcja "ja idealnego". Samoidealizacja jest określana jako własnie ogólne zjawisko"pogoń za wielkością". składaja sie 3 sprawy. 1:potrzeba perfekcji 2 neurotyczna ambicja 3 potrzeba mściwego triumfowania.

 

Choc nie mam pewności, czy to dotyczy konkretnie tego o czym pisaleś, to mysle że w tej książce znajdziesz więcej niz bedziemy mogli ci napisać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×