Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

Widzę, że w grupie proces uzdrawiania następuje szybciej. Ja, żeby uporać się z głównym atakiem nerwicy spędziłęm kilka miesięcy na najwyższych obrotach, co m nie prawie całkowicie wykończyło. Następna faza dla was do przezwyciężenia to nabranie dystansu do choroby. Choroba trwa, bo ciągle chcecie wrócić do swoich ukochanych na 'starych prawach'. Niestety nie da się tego zrobić w ten sposób, bo naturalnie awansowaliście do następnego etapu związku. Trochę ciężko się pogodzić z tą zmianą, ale trzeba, jeżeli chcecie się rozwijać. Ja dopiero teraz zaczynam być świadom, że ten nowy etap jakościowo jest równie ekscytujący (prawdę mówiąć dla mnie nawet wydaje się spokojniejszy i pewniejszy) jak ten, do którego ciągle w myślach wracacie. Ja przez lata borykałem z nerwicą się sam, więc rozumiem co macie na myśli mówiąc o braku sił czy rezygnacji z walki. W naszym przypadku nie da się tego zrobić na zdrowy rozum od ręki. Nie wyczekujcie całkowitej poprawy zdrowia z nadejściem każdego dnia, bo to spowoduje tylko spadek wiary w wyzdrowienie. Na to potrzeba czasu. U mnie sprawa już jest bardziej zaawansowana. Jak czytam wasze posty to ubolewam, bo pamiętam te pierwsze chwile i bezsilność w walce z myślami. Dzisiaj wiem, że walka którą prowadziłem wtedy przy moich założeniach była skazana na niepowodzenie. Pamiętam, jak się wtedy wiłem pogrążony w przerażających myślach. U mnie przełom nastąpił wtedy, gdy dodatkowo pojawiło się natręctwo, co do którego byłem na 100% pewien, że jest nieprawdziwe. Ale mechanizm odczuwania w tym stanie był ten sam. Dzisiaj wiem, że to są zaburzenia ale mimo tej wiedzy w momentach ataków chwilowo tracę świadomość, że to jest choroba. Trwa to już jednak którką chwilę. Myślę, że najważniejsze to uzmysłowienie że to choroba i nie kombinowanie dodatkowych powodów tych stanów. Kiedyś tak jak wy nie mogłem na początku zaznać ukojenia moich nerwów nawet przy partnerce. Dziś ze świadomością pochodzenia tych stanów normalnie doznaję uczucia miłości, szczęścia i wszystkiego czego się teraz doszukujecie. Ale ma to miejsce najczęściej gdy jestem z moją dziewczyną sam na sam, bez zewnętrznych zagrożeń, impulsów itd. Stres ma tu bardzo ważną rolę. Ja w początkowym stadium brałem leki i dużo mi one pomogły. Nie wszystkie leki działają na każdego w jednakowy sposób. Dla mnie skuteczny okazał się anafranil. Dzięki lekom można upewnić się, że to zaburzenia a nie własne myśli. Wiem jak wam ciężko i będę dzielił się moją wiedzą na temat naszej choroby. Ale nie traćcie czasu. Czym szybciej się wyleczycie tym szybciej powrócicie do czerpania radości z bycia w związku. Dla mnie ta choroba to największy wysiłek w życiu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakubie swiete slowa! Podziwiam Twoja wiedze i madrosc na ten temat, masz racje... dzis znowu wstalam z niepokojem ale teraz przeczytalam Twoj post i wiem ze zaraz zrobi mi sie lepiej, mam do Ciebie pytanie: jaka dawke leku bierzesz? Czy musiales dlugo czekac na efekty? Masz racje, ze jak juz myslimy ze jest dobrze i nagle przyjda te mysli i watpliwosci nie nalezy sie martwic, bo ja na przyklad chcialabym JUZ zeby to poszlo :) milego dnia! Wszystkiego dobrego dla was!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja czasami od razu wstaję z niepokojem, który czasami znika od razu po kilku sekundach. Czasami też wstaję z uczuciem uwolnienia od tego cholerstwa, a potem myśli w przeciągu dnia się pojawiają. Zwróć uwagę na stres. Zobaczysz, że on potęguje myśli. Stres nie musi dotyczyć drażliwego tematu. Nie wiem czy już to wiecie, ale nawet po usunięciu przyczyn nerwicy objawy utrzymują się średnio przez ok 6 miesięcy z tendencją gasnącą. Jeżeli chodzi o leki to brałem anafranil w dawce 75 mg dziennie. Ale cała kuracja uwzględniała zmienną dawkę leku. Na pierwsze efekty musiałem czekać tak na prawdę trochę ponad miesiąc, ale zadowalające efekty poczułem do 5 - 6 miesiącach. Tylko ja wtedy brałem leki bez psychoterapii, a to był błąd. Dopiero teraz jestem właściwie uzbrojony do walki. Niestety, nie ma innej możliwości przejścia przez to piekło jak po prostu doświadczać tego cholernego bólu i korygować nasze spojrzenie na drażliwe tematy. Z mojego doświadczenia same leki niczego nie naprawią. Zlikwidują objawy, będziesz się czuła zdrowa, cieszyła miłością do twojego chłopaka i w stresowej sytuacji wszystko będzie miało szansę powrócić. Czasami mam takie wrażenie, że nerwica to eksternistyczny tryb nauki samego siebie. Nie musimy się z nikim rozstawać, bo tu nie o to chodzi. Musimy dojrzeć. Douczyć się tego, czego nas nie nauczono być może nas w rodzinie. W moim przypadku nerwica natręctw została wyzwolona przez lęk przed odrzuceniem. Jak widzę u kilku osób na tym forum też występowały podobne zachowania poprzedzające pierwszy atak nerwicy. Jednak każdy powinien sam dojść do sedna sprawy. To zagwarantuje dostateczne zrozumienie tematu i pomoże w walce z nerwicą. Zaakceptujcie to, że jesteści chorzy. Dopiero wtedy będziecie mogli rozpocząć walkę, stojąc po właściwej stronie

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Musimy sie uczyc to prawda... Kubo jesli moglbys mi doradzic sadzisz ze stosuje dobre metody :np. jak przychodzi mysli, szybko zajmuje sie czyms innym, staram sie nie myslec non stop o moim chlopaku, nie patrze na zdjecia i nie czekam az pojawi sie mysl : tak napewno go kocham, przy nim staram sie byc wesola nie mowie mu o problemie? Z gory dziekuje!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziękuje za Twoje posty, Jakub :) tu czuję się przez Was rozumiana jak nigdzie... :)

 

Zauważyłam, że kiedy się stresuję (bez względu na to czym) to taki "bezsens " życia mnie dopada... i wtedy zaczynam mieć jazdy i nakręcam się i wracam do tematu podstawowego.

 

Nie wiem czy już to wiecie, ale nawet po usunięciu przyczyn nerwicy objawy utrzymują się średnio przez ok 6 miesięcy z tendencją gasnącą.

 

Tak właśnie... a ja cały czas mimo tego, że wydaje mi się, że w pewnym stopniu się poznałam + skończyłam psychoterapie, wydaje mi się, że juz to nie ma prawa wracać! i stąd moje lęki... aczkolwiek słabsze :) ostatnio trwały 2 dni, a nie 2 tygodnie :D

 

No i oczywiście staram się rozumieć, że zakochanie nie wróci, że teraz będzie inaczej, co nie znaczy, że mniej pięknie. Ale ten mój mózg zakodował sobie tamten stan, jako "idealny", dlatego tak ciężko jest uwierzyć, że się kocha mimo tego, że jest nie tak jak kiedyś :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pikpokis . Generalnie zmiana tematu myśli, gdy pojawiają się drażliwe treści jest dobrą metodą, ale trzeba wiedzieć po co to się robi. Tu nie chodzi o to, aby w ten sposób całkowicie stłumić myśli w tym momencie i zrobić to tak dobrze, że już nigdy nie powrócą. Trzeba mieć świadomość, że odbija się je, bo to są myśli natrętne, które nie prowadzą w sumie do niczego. Bo rozstanie jak już wiecie niczego nie załatwi. Trzeba nauczyć przeżywać się te myśli ale pozbawić je mocy. Tak funkcjonują zdrowi ludzie. Musisz odrzucać natręctwa i być świadoma, że robisz to, bo wiesz że to choroba. Na pewno czujecie jakościową różnicę w przeżywaniu tych myśli. Nie chodzi mi tu o przygnębienie. Chodzi o to, że podczas przeżywania tych myśli umysł i w sumie całe ciało przełącza się w tryb zawieszenia. Ja odczuwam to jako stan, w którym jestem sparaliżowany lękiem jak zając, który stoi na drodze i patrzy w światła nadjeżdzającego samochodu. Obsesja !!! Nigdy tak się wcześniej nie czułem. Zwróćcie też uwagę na to, że w borykaniu się z rzeczywistymi problemami nie przeżywacie tego w ten 'chory' sposób. Co do twojego sposobu na walkę z nerwcą mogę powiedzieć, że zrozumiałaś na czym polega zależność nakręcania nerwicy natręct. Jest to jeden z najważniejszych kroków jakie teraz wykonałaś w kierunku wyleczenia. Starasz się nie myśleć o swoim chłopaku ciągle, nie patrzysz na zdjęcia i nie szukasz obsesyjnie momentu, aż głos w tobie ci powie : ok, teraz wiem, że na pewno go kocham. W ostrych stanach nerwicy nie znajdziesz takiego argumentu, który utwierdzi cię w przekonaniu, że go kochasz. Postaraj się wyciszyć. Za chwilę, jak obrzęk emocjonalny trochę się zmniejszy, poczujesz w chwilach dnia te uczucia, ale tym razem staraj się obejść z nimi swobodniej. Bez nacisków. Twoje uczucia do twojego chłopaka są i to potwierdza twój upór w walce. Ty też potrzebujesz miejsca w związku dla swoich potrzeb. Czuć się swobodnie, żeby rozwijać dojrzałą miłość.

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 1:15 pm ]

apsik84 Wyleczyć całkowicie nerwicę natręctw jest bardzo trudno i na prawdę niewiele jest udokumentowanych przypadków takiego ozdrowienia. Najczęściej na skutek leczenia udaje się doprowadzić do na tyle zadowalającej poprawy, że 'chory' człowiek normalnie funkcjonuje w społeczeństwie. Czasami dopiero po kilku latach uczestnictwa w terapii nadchodzi oczekiwane wyciszenie. Myślę, że ty już to wiesz, bo wynika z tego, że odczuwasz poprawę po swojej psychoterapii. Podziel się doświadczeniem z innymi uczestnikami forum, bo bez wątpienia pomożesz im walczyć z nerwicą na stojąco.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakubie bardzo podnosisz nas na duchu.

Z twoich wypowiedzi potrafie sie dowiedzieć rzeczy o których wczesniej nie miałam pojecia....

a powiedz mi, czy odczuwałeś na początku brania leków jakieś skutki uboczne? Powiedzcie mi jak to jest?

 

Pozdrawiam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na pewno czujecie jakościową różnicę w przeżywaniu tych myśli. Nie chodzi mi tu o przygnębienie. Chodzi o to, że podczas przeżywania tych myśli umysł i w sumie całe ciało przełącza się w tryb zawieszenia.

Tak zauważyłam to! Jak pojawiają się już takie "oswojone" (w sensie nie-nowe) myśli obsesyjne, to od razu je rozpoznaję, one jakoś "wyglądają" trochę inaczej w mojej głowie...

 

A co do psychoterapii, to się zawiodłam. Byłam dziś i babka powiedziała, że ona się zastanowiła i ona nie jest w stanie mi pomóc, bo to za rzadko raz na tydzień, że ona by sugerowała Centrum Psychoterapii na Sobieskiego (wiecie coś na ten temat?) bo tam jest 3-4 razy w tygodniu, indywidualna i grupowa a najlepsza to dla mnie by była systemowa terapia rodzinna...sama studiuję psychologię to mam jakieś pojęcie o tym wszystkim, ale czuję się spławiana przez tych wszystkich psychologów :/

 

Mój chłopak dziś wyjechał na 2 tygodnie :( Nie wiem, jak sobie poradzę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lochness mi sie czasami serce krajało jak widziałam, że moj chłopak siedzi ze mna i sie martwi i tak naprawde nie wie co robić. Ale ile znaczą dla nas te wspólne chwile smutku! ile dla mnie znaczy, że on przy mnie jest... i był w tym najtrudniejszym czase... zaprowadz chłopaka na psychoterapie - to najlepsze co możesz zrobić, poza tym możesz mu pomagać w taki sposób, że będziesz mu próbowała pokazać co jest natręctwem a co rzeczywistością... bo on może jeszcze tego nie rozumieć i nie rozróżniać... wiem że to moze podle zabrzmieć, ale nie wierz w to że kiedy przyjdzie lepszy dzień to oznacza, że to cholerstwo już mija... to właśnie tak działa, raz jest ok i wtedy jest się pewnym, że da sie samemu rade, ale potem dowala jeszcze mocniej... więc nawet jeśli rękami i nogami będzie sie zapierał że juz jest ok, to każ mu iść na psychoterapie :) sama wiem jak mowiłam mamie, kiedy mnie wysyłała do lekarza, że już sobie poradze bo akurat czuję, że dziś jest lepiej...

 

dużo cierpliwości Ci życzę :) bo wyobrażam sobie jak ciężko jest "wytrzymać" z taką osobą.

 

poza tym nie jestem przekonana co do deprim... to chyba za silna przypadłość jak na takie leki...

 

co do moich leków (fevarin) to miałam skutki uboczne kilka dni: wymioty, kręciołek (w nocy zwłaszcza), jadłowstręt i taka niemoc + zbyt dużo energii w jednym ;) tzn odczuwałam tyle energii w nocy, że musiałam kilka przysiadów zrobić bo inaczej nie umiałam zasnąć... a w dzień spałam.. właśnie duuuużo śpie po tych tabletkach, nie mam problemu zasnąć w dzień o byle której godzinie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lochness, deprim nie jest lekiem, który cokolwiek tu zdziała (no może chwilowy efekt placebo). To prawda, dla ciebie to również jest dół. Ale jego myśli są generowane przez chorobę. Są niezgodne z jego uczuciami, przekonaniami czy nawet osobowością. Nie czekaj na cud. Pomóż znaleźć twojemu chłopakowi dobrego psychiatrę zanim zabraknie wam sił. To nie są już żarty. Jeżeli chodzi o efekty uboczne terapii farmakologicznej to u mnie wystąpiło nadmierne pocenie się i lekki wzrost masy ciała. Nic ponadto. Lochness - życzę ci wytrwałości w walce o twojego chłopaka. Twoja pomoc jest mu naprawdę bardzo potrzebna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam wszystkich! Kubo moze ja zle poradzilam lochness zeby tak co chwilke nie wypytywala chlopaka jak sie czuje? Powiedzialam to tylko z wlasnego doswiadczenia mi by bylo gorzej gdyby moj chlopak sie mnie pytal czy mi juz lepiej i czy nadal mam mysli... jesli nie mam racji to lochness przepraszam! Lucy moze takie rozstanie dobrze zrobi co? stesknisz sie:))) napewno :) u mnie dzis gorzej:( Zaczelam sie strasznie bac ze pewnego dnia przestane go kochac (dokladnie takie zdanie ukladalo sie w mojej glowie) na dodatek zaczelam prosic Boga zeby dal mi jakis najmiejszy znak ze bedzie dobrze ( pomyslalam: co Bogu to robi- tak brzydko ;/ ) i nic..... zadnej odpowiedzi:( juz chcialam mu w myslach powiedziec: daj znak Boze jak bedzie zle... ale balam sie bo byle podmuch wiatru chyba bym wziela za rzeczywista odpowiedz :( Kubo jak my sie Tobie odwdzieczymy za pomoc..... kurcze ide juz sie polozyc, bo znowo mysli ida :( papa!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakub jest nieoceniony ze swoją wiedzą :)

Ja też dziś postanowiłam się dokształcić z podręcznika 'Psychopatologii", który muszę wykuć na egzamin i się dowiedziałam, że dużo osób z natręctwami ma także objawy depresji, która im utrudnia walkę z myślami i tworzy się takie błędne koło zaburzeń...

Chyba tak jest w moim przypadku. Czasem zupełnie nie mam siły na walkę. Myślę sobie: może rzeczywiście lepiej się rozstać? Ale potem sobie uświadamiam, że bym nie potrafiła, że Marcin jest dla mnie za ważną osobą...ale to wszystkie takie trudne :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie

Widzę, że wam trochę lepiej - cieszy mnie to. Ja wczoraj byłem na terapii i chyba wreszcie zaczynamy się zajmować właściwym (wg mnie) problemem. Wiele zrozumiałem i mam nadzieję zrozumieć jeszcze więcej aż będę mógł poukładać sobie w głowie jak należy. Trzymam kciuki Piko w czwartek:), mam nadzieję, że coś Ci pomoże ta wizyta. Trzymajcie się kochani. Tak pozatym witam kolejnego faceta z tym problemem - witam Cię Jakubie. Pozdrowionka

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie dopośćcie, aby natrętne myśli budowały mur odgradzający was od partnera. Kiedy ich nasilenie się zmniejsza uświadamiajcie sobie, że to natręctwa i że jesteśmy z drugą osobą, bo sobie sami ją wybraliśmy i ją kochamy. Fajnie było by, gdyby ludzie, którzy poprzez np. psychoterapię uzyskali poprawę samopoczucia dzielili się z innymi ludzmi na forum swoim doświadczeniem czy też formą, albo przebiegiem leczenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak ale czasami te myśli są silniejsze. Im większy mur zbudują tym jesteśmy spokojniejsi. Im bardziej walczymy tym bardziej te mysli wykańczają. Ile można tak wytrzymać... Ja myślę, że długo nawet bardzo długo ale każdy by chciał spokoju....chociaż malutką chwilę spokoju...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszystko ok, ale mnie chodziło o to, żeby nie dopuścić do tego, że akceptuje się natrętne myśli jako potwierdzenie naszych obaw. To jest poddanie się chorobie i tyle. I każdy człowiek, który dłuższy czas się z tym cholerstwem boryka ci to powie. W ten sposób akceptujesz życie z chorobą, ale całkowicie na jej warunkach. Masz rację, że nasza walka wzmaga objawy nerwicy, bo tak na prawdę walczymy sami ze sobą. U mnie natężenie myśli zmienia się w cylku dnia. Czasami jest bardzo słabo, ale np. wieczorem wszystko przechodzi i czuję się normalnie. Cieszę się swobodą i jestem szczęśliwy bo wiem, że moje uczucia są realne. To są chwile w których mogę złapać oddech. Należy rozróżnić mur odgradzający nas od partnera, ale wytworzont przez lęki, od naturalnej potrzeby zajęcia się samym sobą. U mnie wytważanie się dystansu wynikającego z natręctw pogłębia depresję, co z kolei jest pożywką dla nerwicy. I całe koło się zamyka. Nie wiem jak jest u was, ale u mnie bardzo pomaga kontakt z moją dziewczyną. Jak się na przykład do niej przytulam, to czuję się dobrze i lęki przechodzą. Czasami nawet wystarczy telefon i gdy czuję, że u niej wszystko dobrze i nie nie ma powodu do obawy o nasze losy to także natrętne myśli mi przechodzą i samopoczucie wraca do normy. W chwilach, kiedy jestem normalny pojawia się natomiast smutek wynikający ze świadomości, że to choroba i że następnego dnia rano myśli mogą powrócić, a ja w tym momencie jestem na 100% pewien swoich uczuć do mojej ukochanej. Bezsilność

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 2:31 pm ]

mieciu każdy by chciał spokoju i szczęśliwego życia - ale nie każdego stać na narkotyki :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakub u mnie jest podobnie - jak dzwonię do swojego chłopaka w momencie, kiedy mam największą nawałnicę myśli, to się uspakajam. Jego pomoc jest naprawdę świetna - wie, kiedy mną "potrząsnąć", a kiedy mnie łagodnie uspokajać :)

 

Poza tym zrobiłam dziś duży krok, ale teraz niestety znowu się cofnęłam (zawsze o tej porze czuję się gorzej :( ), ale dzięki temu momentowi wierzę, że będzie z powrotem normalnie :) Mianowicie dziś, jak wracałam do domu, pomyślałam sobie: "Nieważne, jak spędzamy czas i o czym rozmawiamy, ważne że robimy to wspólnie" -> była to odpowiedź na moje głupie obsesje, że my do siebie nie pasujemy, nic nas nie łączy i nie mamy o czym rozmawiać (btw czy trzeba non stop gadać?). Wcześniej się z tymi myślami "kłóciłam" na zasadzie: a mamy o czym rozmawiać i wymieniałam, a to lubimy robić wspólnie i wymieniałam, ale to nic nie dawało, a dzisiaj zauważyłam, że wystarczy sobie powiedzieć z dużą dozą pewności: Nie, jest inaczej! Nie roztrząsać, i obniżyć wagę tych myśli :)

 

A jeszcze jedno: jestem umówiona na piątek w Centrum Psychoterapii na Sobieskiego - czy ktoś je kojarzy? Nie wiem, czy widzieliście mój post wczorajszy, że tamta babka uznała, że się nie nadaje do terapeutyzowania mnie :/

 

kochani! jutro wyjezdzam Kielce! 8 marca mam operacje! trzymajcie kciuki! :*

oczywiście, że trzymam kciuki :) na pewno wszystko będzie dobrze :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie natężenie myśli zmienia się w cylku dnia. Czasami jest bardzo słabo, ale np. wieczorem wszystko przechodzi i czuję się normalnie. Cieszę się swobodą i jestem szczęśliwy bo wiem, że moje uczucia są realne. To są chwile w których mogę złapać oddech.

 

Ja mam bardzo podobnie. Nie wiem dlaczego jest tak, że ranki zawsze są najgorsze, w ciągu dnia naprawde różnie, jak się poddam myślą to beznadziejnie, a jak jestem w dobrym nastroju, to potrafi być ok:). Wieczory natomiast są naprawde spokojne.

 

U mnie wytważanie się dystansu wynikającego z natręctw pogłębia depresję, co z kolei jest pożywką dla nerwicy. I całe koło się zamyka. Nie wiem jak jest u was, ale u mnie bardzo pomaga kontakt z moją dziewczyną.

 

Tak, kiedy wytworzył się dystans spowodowany natręctwami to pogłębiała się depresja. Pamiętam, jak myślałam, że już nie daję rady. To było coś okropnego, stwierdziłam wtedy, że musze to zakończyć raz na zawsze. Całą drogę z uczelni do domu dręczyła mnie obsesyjna myśl, że zrywam z chłopakiem. Ułożoną miałam całą sytuację, rozmowę, "widziałam" wszystko i tak ta moja wyobraźnia działała, że miałam wrażenie, że to się dzieje naprawde (albo że sie stało). Nie mogłam sobie z tym poradzić. Całą drogę płakałam (w tramwaju, w autobusie itd) nie mogłam się opanować, bo czułam się tak jakby nic ode mnie nie zależało... tylko jakby coś mną zawładnęło... Przyszłam do domu, wpadłam w histerię, myśląc o tym i ukłądając to wszystko w głowie nie miałam ochoty żyć... dopiero potem doszłam do siebie i widziałam, że nie chce takiego scenariusza...

 

 

W chwilach, kiedy jestem normalny pojawia się natomiast smutek wynikający ze świadomości, że to choroba i że następnego dnia rano myśli mogą powrócić, a ja w tym momencie jestem na 100% pewien swoich uczuć do mojej ukochanej. Bezsilność

 

Ostatnio miałam taki smutek w sobie... taki ogromny ból w sercu, że to będzie wracać mimo świadomości....

 

Jeśli chodzi o moją psychoterapie, czyli to co spowodowało, że czuję się lepiej to: byłam na psychoterapii poznawczej... myślę, że poznałam siebie na tyle, żeby umieć rozróżniać, kiedy mnie dopada obsesja... pozwoliło mi to "wyluzować"... wiecie łamię granicę, jakich kiedyś bym nie potrafiła złamać. To mi pomaga. Mam do siebie większy dystans. A co ważniejsze - na więcej złych emocji sobie pozwalam, bo to był mój problem, że miałam wobec siebie zbyt wygurowane oczekiwania, perfekcjonizm pod każdym względem... nigdy złych myśli, nigdy złych emocji bo przecież to złe... teraz pozwalam sobie przeklinać :) wiecie, że nie potrafiłam tego robić? Nigdy nie zapaliłam papierosa... nie umiałam - bo to złe... nie mogłam oceniać innych - bo to złe... nie mogłam krzyczeć, złościć się na innych... nic! nie mogłam mówić o swoich pragnieniach, bo to złe (mózg mi mówił że to egoizm)... ja w ogóle myśleć prawie nie mogłam! stałam się jakimś dziwnym stworem, jakimś robotem... powód -> jak byłam dzieckiem ustawiłam sobie granice postępowania wg religii katolickiej (rozumianej moim małym niedojrzałym mózgiem), bo wszystko było grzechem (to własnie początek mojej choroby, ale wtedy nie wiedziałam, że to choroba)

 

myślę, że to spowodowało też krzywe patrzenie na związek... np brak umiejętności mówienia o uczuciach, pragnieniach itd. To chyba największy powód mojej nerwicy... ale jest jeszcze kilka rzeczy... w każdym razie

myślę, że każdy z was musi poznać siebie... żeby poznać swój problem. Ja czuję, że się uwalniam. Pod wieloma względami :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mieciu witaj! kuba nas pociesza :)))) lucy niestety nie wiem co to za centrum bo nie jestem z warszawy ;) dziekuje mieciu w czwartek jak wiesz pierwsza wizyta :) Aniu trzymam kciuki oby to juz ostatni zabieg i wrocisz zdrowa i fizycznie i psychicznie.... mialam dzis niby normalny dzien ale potem przyszlo rozdraznienie a tak jak kuba napisal : stres=zwiekszone mysli...... :( dzis bylam z moim chlopakiem zabiegana ale jak juz sie przytulilismy np. to sprawdzalam w myslach co czuje podczas tulenia sie ;/ niestety nie mialam motylkow w brzuchu:((((( ciezko mi kochani dzis.... bardzo....jeszcze wczoraj w nocy albo mialam sen albo to sie na jawie dzialo... tylko nie myslcie ze oszalalam heh.... wczoraj jak wiecie prosilam Boga : daj mi znak! bylam zawiedziona ze nie dal..... w nocy dostalam chyba nauczke jesli to nie byl sen: otoz pol nocy nie spalam az nagle poczulam jak koldre ktos ciagnie w przeciwna strone, mysle sobie: co to! eee nic... i nagle zasunela mi sie na glowe! poczulam tylko ciarki, ciemno mi sie przed oczyma zrobilo i tylko jedno slowo: matka boska! do rana nie spalam, trzymalam koldre i marzylam zeby juz byl ranek, nie wiem kochani jak to potraktowac, nie wieze w takie rzeczy:( a moze to byl sen :( moze dostalam nauczke jak niewierny Tomasz ktory musial zobaczyc zeby uwierzyc;/ trzymajcie sie kochani! ide sobie meliske zrobic:) dziekuje ze jestescie....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oj też chciałabym się uwolnić. Nawet nie wiedziałam, że to będzie dla mnie takie trudne, że Marcin wyjedzie na te 2 tygodnie. Pierwszy dzień jestem sama i strasznie mi go brakuje, te rozmowy przez telefon są takie płytkie, nic nie wnoszące. Chciałabym się przytulić, po prostu z nim pobyć...ale jak tak zaczynam myśleć, to od razu mam natręctwa, że wcale nie tęsknię, tylko po prostu czuję się samotna, i każdy może zastąpić te pustkę.. :/ bardzo to wszystko męczące...ciekawe co wyjdzie z tej nowej terapii...zaczynam czuć coraz większą niechęć do psychologów :x

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×