Skocz do zawartości
Nerwica.com

Psychoterapia dziala!Czekam na każdego posta z wasza opinia


maura

Rekomendowane odpowiedzi

Często jest tak że na terapii odkrywamy pewną część siebie której się wstydzimy albo myślimy że jest zła albo nie w porządku - lepiej żeby jej nie było i wypieraliśmy ją przez lata. Każdy ma różne części w sobie ważne żeby umieć sie nimi "posługiwać" ;)

dokladnie jest tak jak napisalas. Ja odkryłam bardzo wiele rzeczy..dotarło do mnie jak 'skrzywione' mialam postrzeganie swiata i siebie (kłania sie perfekcjonizm haha) i taki w sumie szok przezyłam..teraz mi smutno, ze tyle lat byłam w błedzie. Zobaczymy jak to bedzie dalej:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja odkryłam bardzo wiele rzeczy..dotarło do mnie jak 'skrzywione' mialam postrzeganie swiata i siebie (kłania sie perfekcjonizm haha) i taki w sumie szok przezyłam..teraz mi smutno, ze tyle lat byłam w błedzie. Zobaczymy jak to bedzie dalej:)

Na tym polega terapia żeby wyprostować te skrzywienia bo to one sa powodem naszych zaburzeń. Dalej będzie tylko lepiej i tak jak napisała

*Monika* gdyby nie przeszłość nie byłabyś w tym miejscu co teraz. Szkoda tylko że trzeba było przez to wszystko przejść ale widzę teraz że było warto bo jakość życia jest nieporównywalnie lepsza :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

*Monika* gdyby nie przeszłość nie byłabyś w tym miejscu co teraz. Szkoda tylko że trzeba było przez to wszystko przejść ale widzę teraz że było warto bo jakość życia jest nieporównywalnie lepsza :D

No , a co , gdyby nie te wszystkie nasze porażki życiowe, popełnione błędy, trudności?

Nie wiem jak Ty, ale ja błądziłam jak ćma szukająca światła.

Psychoterapia nie tylko pokazała mi co wpłynęło na moje wcześniejsze stany, wybory życiowe, ale bardzo mnie rozwinęła. Wiadomo, można byłoby popracować dużej na terapii bo zawsze jest "coś" do przepracowania. Ale wiadomo, trzeba w końcu zacząć samemu pokonywać trudności. Bo życie nie składa się tylko z samych dobrodziejstw. Może i składa się, ale nasze nieumiejętności wpływają na to, że te dobrodziejstwa odbieramy jako trudności :D

 

No i cieszę się, ze dochodzisz do takich samych wniosków jak ja :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

*Monika*, kiedyś miałam pretensje do całego swiata że mnie to spotkało, po co ja się tak męczę, za co i dlaczego. Teraz widze to inaczej że gdyby nie to właśnie załamanie i dotarcie do dna to nie miałabym się pewnie od czego odbić i dalej bym się kręciła w jakimś kołowrotku jak chomik w klatce z klapkami na oczach. Terapia jest bolesna szczególnie na poczatku i w momencie dużego przełomu a potem już z górki. :yeah:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

*Monika*, kiedyś miałam pretensje do całego swiata że mnie to spotkało, po co ja się tak męczę, za co i dlaczego. Teraz widze to inaczej że gdyby nie to właśnie załamanie i dotarcie do dna to nie miałabym się pewnie od czego odbić i dalej bym się kręciła w jakimś kołowrotku jak chomik w klatce z klapkami na oczach. Terapia jest bolesna szczególnie na poczatku i w momencie dużego przełomu a potem już z górki. :yeah:

Szkoda, że nie byłaś moimi myślami jak mnie to wszystko spotkało. Mało tego, początek terapii jak dla mnie to trwał ponad półtorej roku, bo właśnie po póltorej roku terapii mogłam odczuwać efekty, chociaż dla terapeutki efekty były widoczne wcześniej. Ja ich wcześniej nie dostrzegałam bo tak jak napisałaś terapia była bolesna, a ja skupiałam się dalej na objawach. Potem przyszedł przełom, ale dosłownie z dnia na dzień. Koniec drugiego roku terapii był znośny, a trzeci rok był bardzo fajny.

Ja też się załamałam nerwowo, tak oceniła na wstępie moja terapeutka bo pytalam o to.

 

floris_1, do mnie nie było skierowane pytanie, ale chyba ja też mogę odpowiedzieć?

Ja chodziłam w nurcie psychodynamicznym ponad trzy lata. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałabym napisać coś od siebie, przez 2 lata byłam przekonana, że terapia mi tylko szkodzi, w czwartek, ni z tego ni z owego był przełom i wierzę w terapię i w to, że jest możliwa zmiana:) i staram się nie myśleć o diagnozach, bo to sprowadza mnie w dół... wow :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

izzie, a po co Ci diagnoza? Ona i tak może się parę razy w trakcie terapii zmieniać z uwagi na fakt, ze pracujesz ciągle nad sobą, pracujesz nad trudnościami swoimi.

Dlatego moja terapeutka nigdy nie mówiła stricte o diagnozie, tylko o trudnościach. Ma pani taką i taką trudność.....to nawet lepiej brzmiało :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

floris_1 do mnie nie było skierowane pytanie, ale chyba ja też mogę odpowiedzieć?

Ja chodziłam w nurcie psychodynamicznym ponad trzy lata. :D

[

 

Jasne, że możesz odpowiedzieć!:) Gratuluję sukcesu we własnej terapii!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kaja123, jak to było u Ciebie z pracą nad wyrazaniem zlosci? Bo napisałas, ze tez ja tłumilas. Dla mnie to mega trudna sprawa..U mnie szczegolnie dotyczy to zwiazków, tzn. ja przez cale swoje zycie uwazałam, ze dobry zwiazek to taki w ktorym nie ma konfliktów..nie wspomne oczywiscie o przekonaniu, ze motylki beda ciagle...kiedy stan zakochania mijał i zwiazek mial przejsc w inny etap..ja uciekałam..bo nagle zaczynalo mi cos przeszkadzac w partnerze, cos mnie zloscilo itd..i myslalam, ze 'to nie to' i dawałam dyla. I tu teraz w trakcie terapii wychodzi, ze moj obraz relacji w zwiazku byl skrzywiony..chciałam zwiazku idealnego..a nie ma czegos takiego. Ajjj..i teraz kiedy czuje zlosc na mego Lubego..to zaraz sie pojawia mysl 'o matko, to chyba go nie kochasz, skoro Cie irytuje'..i co za tym idzie ..pojawia się lęk..itd itd. Ucze sie mu mowic kiedy mnie zezloscil..tak konstruktywnie...co jest trudne, bo zlosc wywoluje we mnie tez wyrzuty sumienia ajjjj :D Prawde mowiac to niedawno dopiero dotarlo do mnie, ze nie ma zwiazku idealnego...i pewnie za szybko chce efektów...hehe bo ja to sobie myslalam, ze bedzie tak...terapuetka mi powie: ma pani taki i taki problem..ja to szybko przyjme...potrenuje ze dwa razy i gotowe.

 

I pytanie kolejne: Czy Wy w trakcie tego kryzysu, tez bylyscie rozdraznione, wiekszosc rzeczy Was irytowała i balyscie sie, ze utkniecie w tym na dobre?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bedzie.dobrze, Zezłoszczone? Mało powiedziane. Wkurw non stop przez dwa lata ! tak u mnie przynajmniej było. Z błahego powodu nawet. Budziłam się i już miałam tyle złości w sobie, że nie sposób tego opisać, mało tego, nie znajdowałam żadnych metod, żeby tą złość wyładować w konstruktywny sposób.

Też bałam się, że utkwię w tym stanie na zawsze.

Spokojnie. Złość Ci przejdzie :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hehehe no ja w koncu od jakiegos czasu zaczełam mowic tez terapuetce, ze mnie denerwuje, ze terapia mnie wscieka...mojemu Męzowi tez w koncu po 3 latach znajomosci zaczełam stawiac jakies wymagania ( do tej pory sprzatanie, gotowanie, pranie, zakupy, oplaty..wszystko było na mojej glowie+ nerwica) ..powiedziałam mu, ze za duzo jest na moich barkach, ze chce, aby mi pomagał....generalnie zaczełam mu mowic o swoich potrzeba, zlościach, prganieniach, lękach....tyle, ze ja mam tez problemy z bliskością...i im blizej jestem z Nim..tym wiekszy lęk :D. Tak trudno dociera do mej mózgownicy, ze czasem nie mam ochoty na przytulanie..ze czasem chce porobic cos sama..i ze to normalne...no i moj podstawowy problem to, to, ze nie daje sobie prawa do czucia sie zle...ze aktualnie mam prawo czuc sie zezloszczona, smutna, itd...a ja wciaz wymagam od siebie nadludzkiego podajscia do mej walki z nerwica :)

 

-- 30 cze 2013, 11:45 --

 

ale tez sa dni, ze mam powera...jak np. wczoraj:D

 

generalnie to przestałam uciekac przed nerwica...przestałam szukac ukojenia w uzywkach..grach komputerowych, ciagłym spaniu....jestem bezbronna jak dziecko teraz...teraz tylko przemóc się i zacząc robic to co sie lubi..i dac sobie prawo do odczuwania kazdej emocji:)...ajjj...a to takie trudne :D

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kaja123, jak to było u Ciebie z pracą nad wyrazaniem zlosci? Bo napisałas, ze tez ja tłumilas. Dla mnie to mega trudna sprawa..

Dla mnie też :D Samo powiedzenie że jestem zła na Ciebie bo... sprawiało jakąś ulgę i było mega trudne.

Piszesz idealnych związków nie ma. Zależy co masz na myśli pisząc idealny. Motylki w brzuchu są w pierwszym etapie zakochania i można to przyrównać do "odurzenia". Jak się wytrzeźwieje to spada się na ziemię i widzimy że partner nie jest bez skazy. Generalnie można kogoś kochać a jednocześnie być o coś na niego złym, poirytowanym, to sie nie wyklucza. To że jestem zła na ukochaną osobę nie znaczy że jej nie kocham.

 

 

bedzie.dobrze, Zezłoszczone? Mało powiedziane. Wkurw non stop przez dwa lata ! tak u mnie przynajmniej było. Z błahego powodu nawet. Budziłam się i już miałam tyle złości w sobie, że nie sposób tego opisać, mało tego, nie znajdowałam żadnych metod, żeby tą złość wyładować w konstruktywny sposób.

Też bałam się, że utkwię w tym stanie na zawsze.

Spokojnie. Złość Ci przejdzie :D

Monika napisała i za mnie. Nic dodać nic ująć :mrgreen:

 

 

generalnie to przestałam uciekac przed nerwica...przestałam szukac ukojenia w uzywkach..

no i to mi się teraz najbardziej podoba u siebie :D Nigdy w życiu nie byłam taka trzeźwo myśląca jak teraz i dopuszczam do siebie różne emocje a kiedyś je tłumiłam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej. ja tez chodze na psychoterapie ale bylam dopiero 3 razy wiec sama nie wiem czy ona jest skuteczna czy nie... mialam na poczatku problem z wychodzeniem z domu a teraz doszlo do tego ze bardzo mnie dusi,mam wrazenie zaklejonego gardla i tak odczuwam jakby mi cos tam jezdzilo;( biore tez escitalopram actavis 10mg od psychiatry. z wychodzeniem sie nawet poprawilo ale objawy zwiazane z gardlem nie ustepuja odczuwam to jak rano wstaje i az do czasu polozenia sie spac.... okropienstwo;( robilam badania tarczycy, badanie ralyngologiczne i nic nikt tam nie widzi,mowia ze wszystko jest w pozadku a ja nie umiem sobie z tym radzic juz poprostu wymiekam.... prosze napiszcie cos,cokolwiek,za wszystkie odpowiedzi dziękuje;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

anna marek, myślę, że masz globus histericus, czyli zaburzenie czynnościowe przewodu pokarmowego objawiające się wrażeniem obecności ciała obcego albo ściskania w gardle, które ustępuje podczas spożywania pokarmów lub picia płynów. Objawom tym nie towarzyszy utrudnione lub bolesne przełykanie i nie można ich tłumaczyć chorobą organiczną. Globus jest jednym z zaburzeń konwersyjnych. Od tego się nie umiera, ale sam objaw jest uciążliwy.

W takich przypadkach sprawdza się psychoterapia.

Nasz wątek forumowy na ten temat:

kula-w-gardle-globus-histericus-t34695.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kaja123, piszac o idealnym zwiazku, mam na mysli- zadnych klotni, partner nie irytuje, nie nudzi, odgadujemy swoje pragnienia i generalnie jest jak w filmie romantycznym hahaha. Straszna iluzja, co nie? I pomyslec, ze cale zycie tak myslalam...kazdy zwiazek konczylam, bo w koncu stwierdziałam, ze to nie ten wlasciwy...a tymczasem to po prostu moje dziwne wyobrazenia mnie blokowały i wciaz blokuja przed dojrzałym zwiazkiem. Wolałam snuc swoje zycie w fantazjach niz w realnym swiecie. Poza tym..moi rodzice daleko odbiegali od zgranego malzenstwa..obiecałam sobie, ze moj zwiazek bedzie fajowy..ze przede wszystkim nie bedzie zadnych klotni...i tak sie przyblokowałam na zlosc, gniew...ze w koncu pojawiły sie natrectwa.

 

*Monika*, napisalas, ze ktoregos pieknego dnia zaczelo byc Ci lepiej...czy cos sie konkretnego wydarzylo? Bo ja dowiedziałam sie teraz tego wszystkiego o sobie, o swiecie..swiat legł w gruzach...jestem zlekniona, smutna, przerazona...bo wbrew pozorom..mimo, ze wiem, ze tamto bylo iluzją..to mimo wszystko jakos tak czulam sie wyjatkowa dzieki tym fantazjom itd...a teraz boje sie, ze nie polubie 'zwykłego' zycia...ze będę zawieszona w martwym punkcie. Staram sie jak moge..walcze ile sil..trenuje nowe zachowania..przestałam uciekac...a mimo wszystko czuje sie beznadziejnie. Terapuetka powiedziała mi, ze w zasadzie to ja jakby przezywam 'żałobę' po swoim zyciu..to raz...dwa zbyt wiele wymagam od siebie to dwa...a trzy..to to, ze potrzeba czasu. A ja sie boję, ze mimo tych cwiczen, walki..to i tak bedzie dupa z tego...bo moze ja jestem jakas 'niereformowalna'?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bedzie.dobrze, terapia powoduje m.in., że cały nasz świat dotychczasowy, wyobrażenia o nim, przekonania legną w gruzach.

Terapia to jak plac budowy. Na początku wszystko na takim placu jest totalnie porozwalane, panuje tam nieład. Ale działania mają doprowadzić do tego, aby wybudować na tym placu nowy dom, na mocnych fundamentach. Po pewnym czasie na takim placu budowy nowego domu zaczyna panować ład i porządek. A na sam koniec plac budowy jest posprzątany, widać dom na silnych podwalinach. Tak właśnie można porównać terapię, do takiego placu budowy.

Całe życie w sumie pracowałaś na swoje trudności (zaburzenia), a teraz chciałabyś w rok czasu wyzdrowieć? Nie ma tak łatwo :D

Wiem, ze jesteś niecierpliwa, ale troszkę się jeszcze musisz chcieć wysilić. ;)

Będzie dobrze!

 

Nie było u mnie żadnego konkretnego dnia, nic się nie wydarzyło, nie pamiętam zresztą...po prostu....zaczęło być lepiej i zaczęłam dobrze się czuć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×