Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

W kwestii dupaki,to praktycznie jak inne potrzeby fizjologiczne jak sranie czy żarcie " Nie oszukujmy się synu, do tego wystarczy ręka" cytując bastion Kinga D: .

Zaś sama izolatka,oh well choć stabilna nikt nie da po piórach jak się odetniemy. Wincyj + nie widzę.

A chyba że jeszcze oszczędzi się na wielu kwestiach .

Ale być może i mi kiedyś się znudzi wieczna posiadówa w internetach D:

W moim krótkim jak dotąd żywocie nauczyłem się jednego - by nie spodziewać się zbyt wiele po relacjach z ludźmi,jeśli są to dobrze,ale na tyle ile się da -trzeba pamiętać że to może szlag trafić z dnia na dzień.

No i gdy jest dobrze często jest git,jednak zdarzają się i "złe chwile" wtedy często "najlepsi" przyjaciele wyparowują D:

Wydaje mi się że izolatka jest częściowo "wpisana" w żywot osoby ze zrytą beretką .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zamiast zrytego beretu lepiej lepiej brzmi granat pod kopułką :twisted: ...poza tym ja poryte berety to widzę jak 'biegają wśród ludzi....

 

...tacy pro społeczni pro-śpiący ...zaczynasz rozmowę i stwierdzasz ,że niema o czym rozmawiać ...często ,bardzo często...

 

Samotność ? - jest fajna ....ale we 2kę ....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zabiję się, nie wytrzymuję już tej pustki i bycia otumanionym prochami, bez autentycznych uczuć i też więzi.

To właśnie to demotywuje mnie najbardziej do poznawania nowych osób, potem dopiero w grę wchodzą

takie czynniki jak niska samoocena lub nieśmiałość.

 

Chciałbym tak utopijnie by ktoś się mną zaopiekował, bym leżał i nawet żadnej rozmowy, być głaskanym,

jak skopany pies.

 

Mi już tak odjebało, że rozważam oddanie się w ręcę jakiś sióstr miłosierdzia co by mnie na wózku woziły

po parku i pokazywały: "o zobacz! ptaszek przeleciał".

 

Potrzeba mi rehabilitacji psychiatrycznej, bo lata dystymii i trucie lekami zakopały mnie pod ziemię,

ja nie istnieję, ja dawno nie żyję, nie jestem człowiekiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po co im mowisz, ze bierzesz benzo?

 

Nie mówię.

Tak się składa, że mój psychiatra jest wicedyrektorem szpitala i od ręki

by mnie posłał na terapię, ale mówi że ma związane ręce bo nie on

decyduje o przyjęciu, a branie benzo i tak wyjdzie na wierzch,

bo robią badania krwi.

Skoro on mówi, że to nie przejdzie (a stoi on po mojej stronie - chce dobrze),

to musi być coś na rzeczy.

 

Oczywiście na płatną psychoterapię mnie nie stać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do samotności to u mnie zawsze jest tak że chcę do kogoś wyjść a nie mam gdzie i z kim albo mam ochotę odizolować się od świata bo banda debili z którymi jestem cały czas mnie deprymuje. Ale ogólnie to nie mam za dużo czasu a i przez chorobę moje życie towarzyskie jest tylko napisem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W relacjach z ludźmi też się czai ta pieprzona pułapka samooceny,jak się ma człowiek za g***o to i tak wszystko pójdzie w p***u mać.

Jak ktoś nie odejdzie,to my sami coś rozwalimy,tak czy siak ból doopy będzie większy jak wcześniej,we łbie pozostaje mi wrażenie że bez tego ani rusz,jeśli sam siebie nie lubisz,albo choć nie tolerujesz to i tak będzie kicha.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Polubienie siebie jest teraz jednym z moich głównych celów, bo jednak trudno być szczęśliwym i spełnionym człowiek, jak się jest swoim wrogiem. Tylko ja już mam pewną dawno postawioną tezę na swój temat i każdy kontrargument jestem w stanie obalić... szkoda, że to nie działa w drugą stronę. Niektórzy to totalni idioci i wcale nie czują się zażenowani, gdy coś im nie wyjdzie, a nawet mają zbyt duże mniemanie o sobie. Chociaż rzeczywiście, to jakby inna, ale zawsze skrajność.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie również wykańcza samotność. Mimo tylu prób jestem nadal sam. Ciężko opisać jak to wpływa na psychikę. Obecnie nienawidzę siebie. Jest we mnie tyle negatywnych emocji, że nie panuję nad tym. Chciałbym znowu mieć tą radość życia, czuć się dobrze we własnej skórze, ale podświadomość robi swoje. Nie wiem zbytnio jak zapanować nad tym. Chyba przekroczyłem magiczną granicę. :roll: Druga osoba na pewno uśmierzyłaby sporą część tego bólu, ale nie sprawi, że zaakceptuję siebie. Jednak w takim stanie ciężko liczyć na jakieś uczucie. Pytanie tylko jak przełamać ten zaklęty krąg.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie przez kobiety tylko przez wewnętrzną słabość....

ja się chciałam zabić przez byłego..

ale to teraz widzę, że problem leżał we mnie

i to ja jestem kluczem do jego rozwiązania

 

Już to wiem, z tym problemem i jego pochodzeniem ;

...ja się chciałem zabić po 1szej, przy 2giej 2razy to zrobiłem w sumie/ niedawno przy znajomościach netowych i samotności w środku znów się zabiłem .....jaaaaakkkk ja chce spokoju

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli człowiek nie polubi siebie i własnego towarzystwa,czy niema tej stabilności we łbie,wszystko się sypnie,nawet jeśli ktoś nas polubi takimi jakimi jesteśmy - sami go odsuniemy uznając się za niegodnych/wstaw milion innych czynników i wyimaginowanych argumentów które są tylko u nas we łbie.

 

A moi drodzy z ciekawości,jak wyglądały/wyglądają wasze relacje z "normalsami" - (przez to rozumiem osoby,które nie wiedzą co to goowniana samoocena,brak chęci do żywota itd i te które nigdy nie podjęły czy nie musiały podjąć żadnej formy leczenia) jesteście w stanie z nimi stworzyć sensowniejszą relacje jak "kumpel od kufla/kielicha" czy "najlepsiejsza psiapsióła która jest tylko wtedy gdy jest dobrze i jesteście na zakupach" czy coś więcej?

 

Jeśli chodzi o mnie,kiedyś próbowałem zaufać rodzince,skończyło się giga failem,większość normalsów z dawnych lat - kontakt zerwany,wszystko straciło znaczenie i się rozpadło D:

Na dziś tylko tyle co normalsy w robocie,ale szczerze powiedziawszy czasem mam ochotę rzygnąć dalej jak widzę gdy z nimi tam gnije.

Nie spotkałem też jak dotąd (nie licząc znachorów - czyli psychologowie,psychiatrzy i terapeuci) "normalsów" które by były jakoś ogarnięte i mogły zrozumieć nas "świrów" - Może są wyjątki od reguły,ale zwykle "najedzony głodnego nie ogarnie"

A jak u was to wygląda/wyglądało D: ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×