Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mój dzisiejszy dzień


daablenart

Rekomendowane odpowiedzi

dominika ja tez mam problem ze wstawaniem :( niby wstaje jak budzik zadzwoni, ale boję się, że jak tylko zmrużę oko na chwilę to obudzę się za późno i zamiast "dospać 5 minut" wstaję i jestem nieprzytomna cały dzień :( a jak nie muszę wstawać, ale nie chcę spać za długo i nastawię budzik np. na 9 i potem zmrużę oko to budzę się ledwo przed 11 :/ to może być od elicei?

w ogóle nie umiem odpoczywać, ciągle chodzę zmęczona, a nie prowadzę takiego męczącego trybu życia. wtf?!

 

i miałam dzisiaj akcję w pociągu, że na chwilę straciłam kontakt ze światem. Byłam przytomna, ale tak jakbym się zamyśliła, zagapiła i jednocześnie była w fazie między utratą przytomności, a przytomnością. Trwało to jakieś 2 minuty. P. próbował do mnie mówić, klepał mnie po twarzy, pstrykał przed oczami i nic. Zero reakcji. Ktoś wie co mogło mi się stać? Takie odrealnienie. Potem rozbolała mnie głowa, przeszło po 15 minutach, ale od tamtej jestem tak zmęczona i przemęczona jakby ktoś mi zabrał całą energie. wtf 2?!

 

umieram? :o

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale ja leki biorę od 5 miesięcy, to powinno się już wszystko z nimi ułożyć :( dzisiaj P. nawet mi powiedział, że od leków jestem inna. Spokojniejsza, zamulona, zamyślona, niby ok, ale kiedyś byłam aktywniejsza, żywsza, bardziej ruchliwa, no ale miałam częste ataki. I teraz ma wrażenie jakbym nie była sobą. Nie wiem już co o tym myśleć :( być sobą z atakami, czy być warzywem bez ataków? echhh :( niech mnie ktoś przytuli :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzień dzisiejszy a raczej wieczór spędzam na zastanawianiu się jak przeminęło moje ostatnie 7 miesięcy z nerwicą. Pierwsze dwa miesiące były absolutnie najgorsze, bo przeplatały się z regularnymi atakami paniki, które dawały mi w kość, jak chyba nic innego w ciągu mojego życia. Potem, stopniowo, zacząłem akceptować swoją przypadłość i w końcu zrozumiałem, że jest to nerwica a nie rozpadający się organizm, połączony z szaleństwem. Gdy tylko to zaakceptowałem i gdy zapisałem się do psychiatry i psychologa, na przestrzeni czasu zaczęło się już robić tylko i wyłącznie lepiej. Było to o tyle trudniejsze, że postanowiłem nie brać żadnych leków, tylko walczyć samemu ile się da. I dzisiaj w zasadzie, po tych 7 miesiącach, jest w miarę OK. Co prawda nie miałem żadnej solidnej terapii, tyle tylko, co się wygadałem i wyrzuciłem wszystko, co miałem na sercu a trochę tego było. Do tego stopnia że na pierwszej wizycie, jeszcze u psychiatry, zwyczajnie się w pewnym momencie rozryczałem i przez cennych 10 minut nie mogłem wydobyć z siebie słowa. Ale była to naprawdę ogromna ulga, bo przez całe dzieciństwo (te ciut starsze, 10 lat w górę) nie zapłakałem chyba ani razu, ale to już w ogóle inna, skomplikowana historia.

 

W każdym razie żyję sobie teraz, próbując się w jakiś sposób z moja nerwicą przyjaźnić, i akceptując to, że raz na jakiś czas głowa mnie napieprza. Nie mam już ataków paniki, czasem może ciężej mi zasnąć, gdy zbierze się za dużo myśli, ale to tez już nie to, co było na początku. Z sercem i ciśnieniem lepiej, rzadko kiedy odczuwam, by faktyczine podskakiwało. Jedynie ten ból głowy, który postanowił się odezwać dzisiaj i który praktycznie mnie do Was zaprowadził :-) Zupełnie jakbym byl orzeszkiem i próbowano mnie rozłupać ogromnym dziadkiem do orzechów. Ale cóż poradzę. Pozostaje wiara, że jutro będzie lepsze. I zazwyczaj jest :-)

 

Może się komuś te chaotyczne przemyślenia przydadzą, tak odnośnie tego, jak to może wyglądać z nerwicą po paru miesiącach, i że wcale nie musi się wszystko utrzymywać, czy też w ogóle - pogarszać. Jak pierwszy raz przeglądałem to forum, to pamiętam, że takich informacji poszukiwałem z ogromnym spragnieniem. No nic, trzymajcie się, obserwujcie siebie (ale bez przesady, z lekkim przymrużeniem oka) i dbajcie o tryb życia i dietę. Bo psycholodzy i psychiatrzy to jedno, ale mi przykładowo OGROMNIE pomogło też odstawienie kawy i coli. Czy też generalnie - kofeiny. Raz na jakiś czas może sobie pozwolę, ale generalnie już nawet wolę nie, bo wiem, że później jedynie będę miał prawdziwy sztorm myśli w głowie i będę odczuwał niepokój.

 

Miłego i powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj poszłam do ośrodka z zamiarem zrezygnowania z oddziału dziennego, ale mój terapeuta tak mną zakręcił, że jednak zostałam... Na koniec dnia byłam wściekła, na niego, i na siebie, że się tak dałam zmanipulować... Czuje się osaczona :roll:

 

Dzisiaj znowu będzie to samo :roll: Najchetniej bym tam po prostu nie poszła, ale muszę iść do psychiatry do ośrodka, i znowu spotkam się z terapeutą, i znowu będzie namawianie, rozmawianie, pierdolenie :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatnie dni niestety nie należą do najlepszych :( Nawet nie przypuszczałam, że można aż tak cierpieć z powodu utraty bardzo bliskiej osoby, osoby dla, której byłam wstanie zrobić wszystko, zaufałam jej bezgranicznie, zjawiła się ona niespodziewanie w moim życiu, stała się powiernikiem moich problemów życiowych, była ukojeniem dla mojej chorej duszy – taki mój Anioł Stróż. To takie dziwne uczucie kiedy się kogoś poznaje i ma się uczucie jakby znało się tę osobę od zawsze, taka bratnia dusza :) W krótkim czasie dzięki tej osobie odmieniło się moje życie, stało się takie pozytywne, zaczęłam wierzyć, że pomimo okrutnej przeszłości czeka mnie jeszcze coś pozytywnego :) To wszystko działo się chyba za szybko, było sporo niejasnych sytuacji, ale starałam się je rozjaśnić, wyprostować, widocznie za późno, mam o to do siebie żal, ale to i tak nic już nie zmieni :( Właściwie nie wiem jak i dlaczego, co zrobiłam nie tak, w którym miejscu zawiniłam :( Mam do siebie wielki żal, że jestem bardzo naiwna, łatwowierna i lokuje swoje uczucia w osobach, które później z łatwością wykorzystują moją słabość. Nie wiem dokładnie jakie to uczucie, nie potrafię na 100% określić czy to przyjaźń, czy miłość, zauroczenie na pewno wiem, że to silne uczucie. Osoba, której zaufałam, która wspierała mnie, dawała mi poczucie bezpieczeństwa, którego zawsze potrzebowałam, w jednej chwili odwróciła się ode mnie :( Powiedziała mi wiele bardzo raniących mnie słów, które bolą cały czas. Zastanawiam się po co to wszystko co było, czy czegoś mnie to nauczy, czy wyciągnę na przyszłość wnioski?? Póki co wiem jedno, że kolejny raz rozsypałam się i zagubiłam, poprzednimi razy potrafiłam się pozbierać, teraz czuje, że jest inaczej, bo najgorsze co się tym razem rozsypało to moje serce. Niby czas leczy rany - tak to mądrze i prosto brzmi, ale kawałki, które będę próbowała na nowo poukładać i tak pozostawia bliznę :( Tęsknota jest okrutna, ale muszę żyć dalej, muszę zapomnieć :( Najlepsze, że nie potrafię być zła na tę osobę, może zabrzmi to dziwnie, ale mimo krzywdy, którą mi wyrządziła, chcę dla niej jak najlepiej, żeby odnalazła radość życia, bo wiem, że również jest osobą zagubioną, żeby spełniły się jej marzenia :) Próbuję również, odnaleźć w swoim cierpieniu jakiś sens, że to co się stało, pomogło zrozumieć tej drugiej osobie czego tak naprawdę chce, za kim tęskni, z kim chce być i kogo kocha :) Niedawno przeczytałam ciekawe zdanie: „Jeśli coś kochasz, to puść to wolno..., jeśli wróci – jest Twoje, jeśli nie – nigdy Twoje nie było...” Może uznacie, że jest głupie i naiwne, ale coś w tym jest. Zgodnie z tym co mówiła moja ukochana Babcia, że nic w życiu doczesnym nie trwa wiecznie, mam nadzieje, że moje cierpienie i ból w końcu przeminą i po tych czarnych dniach w końcu zaświeci słońce.

Sorry, że tak zanudzam, ale moja zlękniona i depresyjna dusza potrzebowała to z siebie wyrzucić

:cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiejszy dzien całkiem dobry . Poprawiłem oceny i została mi tylko matma ale mysle że sobie poradze. Chciałem zapytać jak sobie radzicie z nieprzyjemnym uczuciem ciepła w ręce lub w nodze. Jest ciepło i niby ma zdrętwieć ale może pomrowić lub czasami nie i tak w kółko. Macie jakies sposoby na to? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

dwa razy dzisiaj miałam dziwne zawiechy. Tak jakbym na kilka sekund traciła kontakt z rzeczywistością. Takie uczucie pomiędzy tym jak się traci przytomność a jak się traci równowagę w połączeniu z fazą przed-snu. Nie umiem tego opisać, ale dziwnie się czuję. Wczoraj miałam to samo :/ Miał ktoś coś podobnego?

 

Poza tym praca do 22 wczoraj, dzisiaj, jutro.. a w sobotę poprawki :< no i ostatnio cieszyłam się, że mam nowego kolegę w pracy, który miło się uśmiecha, a od wczoraj nawet cześć nie mówi :evil: w sumie nie to, żeby mi jakoś wybitnie zależało, ale zaczęłam robić pierwsze kroki, żeby się odzywać do ludzi, a gdy w końcu miałam potencjalnego kandydata, żeby walczyć ze swoimi lękami i rozmawiać to zacząć traktować mnie jak powietrze :( przykro przykro przykro. Pewnie zauważył, że jestem mało fajna i nie warto zwracać na mnie uwagi :(

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×