Skocz do zawartości
Nerwica.com

Introvertic

Użytkownik
  • Postów

    31
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Introvertic

  1. Takiej wiedzy, jaką komunikujesz. Zamiast pisać "wiem, że niedasie", było napisać, ze rozmowy były przeprowadzane. Proste? Proste jest dla mnie tylko i wyłącznie to, że powinieneś zmienić ton swoich postów. Jesteśmy na forum, na którym wiele osób zmaga się z ciężkimi problemami, niektórzy będą szczególnie podatni na ostre słowa. To nie onet, czy inny pudelek. Nie ma powodu, by traktować innych z góry i być opryskliwym.
  2. No tak, w końcu żyję z nią pod jednym dachem tylko 26 lat. I na podstawie setek poprzednich poważnych rozmów nie mam prawa podejrzewać, że sto pierwsza będzie wyglądała tak samo. To by był popis wszystkowiedzy.
  3. Gwoli krótkiego wstępu - sam miałem kiedyś krótki epizod depresyjny, zmagałem się też jakiś czas z nerwicą lękową. Wiadomo, że zawsze po niej zostaje pewien ślad w psychice, ale myślę, że sam obecnie jestem psychicznie dość stabilny - przynajmniej o tyle, że nie mam większych ataków somatycznych, czasem charakterystyczne bóle głowy. Mieszkam z matką, która również ma za sobą depresję, wciąż dość ciężko radzi sobie z problemami. Co jakiś czas chodzi do psychologa, czasem bierze tabletki uspokajające na sen. I teraz pojawia się mój problem. Jestem bardzo mocnym introwertykiem, wszystkie problemy trzymam dla siebie. Radzę sobie z nimi na swój sposób, staram się zdrowo wyzwalać emocje, dbam o swoje zainteresowania, by mieć w życiu rzeczy, które sprawiają mi szczęście. Niestety moja matka reprezentuje odmienne podejście. Nawet jeżeli nie wyżala się bezpośrednio ze wszystkich swoich bolączek, to będzie chodzić po domu i wzdychać, opowiadać o swoim refluksie, stać w kuchni trzymając się za brzuch, robić z siebie cierpiąca i ledwo żyjącą ofiarę. Źle się z tym czuję, bo wiem, że powinienem ją wspierać, ale jestem dorosłym człowiekiem, który sam ma masę swoich problemów i naprawdę nie potrafię z nią żyć. Kończę obecnie studia, które późno zacząłem, za pół roku planuję wynająć jakiekolwiek mieszkanie. Jednocześnie pracuję na pół etatu. Wymaga to ode mnie ogromnego wysiłku, zwłaszcza że najchętniej w ogóle nie spędzałbym czasu z ludźmi, a kiedy wracam odpocząć do domu, muszę przyjmować cudze cierpienie. Czuję jak nim przesiąkam, jak jest mi zwalane na głowę, jak muszę współcierpieć za matkę. Czuję się jak podróżnik z ogromnym i ciężkim plecakiem, na który matka postanawia dodatkowo wskoczyć, przybijając mnie zupełnie do ziemi. To z pewnością strasznie egoistyczne co mówię, pewnie powiecie że powinienem jej powiedzieć jak się czuję, że potrzebna jest komunikacja, że by to pomogło. Ale ja wiem, że pomogłoby to na chwilę, starszych ludzi ciężko jest zmienić. Przynajmniej moja matka się już nie zmienia. Mam wrażenie, że jest uzależniona od cierpienia. Był ktoś w podobnej sytuacji? Czy jestem bezduszny? Czy powinienem pomagać matce, czy też powinienem się od niej odciąć? Zupełnie nie mam pojęcia jak patrzeć na tę sytuację. Wiem, że czuję się w niej tragicznie. Jak kolumna o którą ktoś się nieustannie opiera, bo myśli, że to stabilna kolumna, gdy zupełnie tak nie jest.
  4. Szczerze mówiąc, to raczej pod nerwicę mi to nie podpada. Co nie zmienia faktu, że masz rzeczy nad którymi popracować możesz, zwłaszcza, że jesteś ich świadom. Jeżeli będziesz się czuł, że sam nie dasz rady, wybierz się do psychologa i wspólnie omówcie jakie kroki podjąć. Czasem zwykła rozmowa odpręża i rozluźnia, kiedy wyrzucisz parę rzeczy z siebie.
  5. Opowiedz swojemu facetowi o tym, nadmieniając, że nie chcesz takiego świadka. Przypominam, że Twój komfort psychiczny jest tutaj najważniejszy i z ludźmi prezentującymi taki poziom po prostu nie należy się zadawać. I alkohol nie jest tutaj żadnym wytłumaczeniem.
  6. No nieźle, od września pracowałem na pełnej parze, studiując i pracując jednocześnie. Dawałem radę i nawet bóle głowy udawało mi się jakoś ignorować, a stany lękowe szybko wyciszać. Teraz z kolei miałem dwutygodnią przerwę świąteczną, która w poniedziałek się kończy i zaczyna mnie ogarniać panika. Mimo tego, że przez cztery miesiące radziłem sobie wyśmienicie, to mam wrażenie, jakbym miał nie dać rady sobie na nowo w pracy, która wcale strasznie skomplikowana nie jest. Mam wrażenie, jakbym miał nie poradzić sobie na uczelni, mimo tego, że byłem jednym z lepszych studentów tego semestru. Naprawdę nie wiem jak to cholerstwo działa, ale zwyczajnie boję się poniedziałku :) Boję się konfrontacji ze wszystkimi i z samym sobą. Boję się, że nie uda mi się ponownie wejść w ten pracowity rytm, skoro już tak się rozleniwiłem ostatnio. Ech... Życie z nerwicą lękową :) O ile stało się "ciekawsze"...
  7. Też mam problemy w supermarketach na tle nerwicowym i momentalnie mnie tam zaczyna boleć głowa. Do tego mam wrażenie, że używają tam jakichś naprawdę najgorszych żarówek, bo mam wrażenie, jakby to ich oświetlenie tak specyficznie szybko migotało, jeżeli rozumiecie co mam na myśli. Jakby światło nie płynęło strumieniem, a dochodziło takimi krótkimi falami. W każdym razie drażni mnie to niesamowicie :)
  8. Japońskie miso z kawałkami tofu, jeżeli dobrze mi się wydaje :)
  9. Czy ciągłe sprawdzanie, czy się coś zrobiło, podpada pod nerwicę natręctw? Np. muszę wstać na rano do pracy, bądź na uczelnię i boję się, że źle nastawiłem budzik w komórce. W efekcie potrafię 10 razy nastawiać ten budzik, raz za razem, tak na wszelki wypadek. Mimo tego, że za każdym razem widzę, że nastawiłem go dobrze, to jednak po 3 sekundach znowu powtarzam całą czynność, wpadam w taką pętlę. Albo przed chwilą - mimo tego, że wyszedłem z łazienki mając pewność, że zakręciłem wodę w kranie, mało tego, nawet nie słyszałem, żeby ta woda leciała, to jednak musiałem się zawrócić tę parę kroków w tył, otworzyć drzwi i sprawdzić, czy na pewno nie zostawiłem włączonej wody. Albo przestaję sobie coś gotować, wyłączam gaz, po czym dwa razy jeszcze wracam do kuchni, żeby się upewnić, czy jest wyłączony. Zatem, nerwica natręctw? Oprócz tego, że marnuję czas i jest to w pewien sposób męczące, to jakoś strasznie mi to życia nie niszczy. Powinienem coś z tym zrobić, jakieś ćwiczenia, przeczytać jakąś książkę? Czy też może wybrać się na wszelki wypadek do jakiegoś specjalisty?
  10. Dzień dzisiejszy a raczej wieczór spędzam na zastanawianiu się jak przeminęło moje ostatnie 7 miesięcy z nerwicą. Pierwsze dwa miesiące były absolutnie najgorsze, bo przeplatały się z regularnymi atakami paniki, które dawały mi w kość, jak chyba nic innego w ciągu mojego życia. Potem, stopniowo, zacząłem akceptować swoją przypadłość i w końcu zrozumiałem, że jest to nerwica a nie rozpadający się organizm, połączony z szaleństwem. Gdy tylko to zaakceptowałem i gdy zapisałem się do psychiatry i psychologa, na przestrzeni czasu zaczęło się już robić tylko i wyłącznie lepiej. Było to o tyle trudniejsze, że postanowiłem nie brać żadnych leków, tylko walczyć samemu ile się da. I dzisiaj w zasadzie, po tych 7 miesiącach, jest w miarę OK. Co prawda nie miałem żadnej solidnej terapii, tyle tylko, co się wygadałem i wyrzuciłem wszystko, co miałem na sercu a trochę tego było. Do tego stopnia że na pierwszej wizycie, jeszcze u psychiatry, zwyczajnie się w pewnym momencie rozryczałem i przez cennych 10 minut nie mogłem wydobyć z siebie słowa. Ale była to naprawdę ogromna ulga, bo przez całe dzieciństwo (te ciut starsze, 10 lat w górę) nie zapłakałem chyba ani razu, ale to już w ogóle inna, skomplikowana historia. W każdym razie żyję sobie teraz, próbując się w jakiś sposób z moja nerwicą przyjaźnić, i akceptując to, że raz na jakiś czas głowa mnie napieprza. Nie mam już ataków paniki, czasem może ciężej mi zasnąć, gdy zbierze się za dużo myśli, ale to tez już nie to, co było na początku. Z sercem i ciśnieniem lepiej, rzadko kiedy odczuwam, by faktyczine podskakiwało. Jedynie ten ból głowy, który postanowił się odezwać dzisiaj i który praktycznie mnie do Was zaprowadził :-) Zupełnie jakbym byl orzeszkiem i próbowano mnie rozłupać ogromnym dziadkiem do orzechów. Ale cóż poradzę. Pozostaje wiara, że jutro będzie lepsze. I zazwyczaj jest :-) Może się komuś te chaotyczne przemyślenia przydadzą, tak odnośnie tego, jak to może wyglądać z nerwicą po paru miesiącach, i że wcale nie musi się wszystko utrzymywać, czy też w ogóle - pogarszać. Jak pierwszy raz przeglądałem to forum, to pamiętam, że takich informacji poszukiwałem z ogromnym spragnieniem. No nic, trzymajcie się, obserwujcie siebie (ale bez przesady, z lekkim przymrużeniem oka) i dbajcie o tryb życia i dietę. Bo psycholodzy i psychiatrzy to jedno, ale mi przykładowo OGROMNIE pomogło też odstawienie kawy i coli. Czy też generalnie - kofeiny. Raz na jakiś czas może sobie pozwolę, ale generalnie już nawet wolę nie, bo wiem, że później jedynie będę miał prawdziwy sztorm myśli w głowie i będę odczuwał niepokój. Miłego i powodzenia!
  11. Jeżeli w jakiś sposób Ci to pomoże, to u mnie też nerwica rozpoczęła się od rzucenia palenia. Nie wiem, czy to endorfinek w organiźmie zabrakło, czy na jakiej zasadzie się to wszystko stało, ale dzień po rzuceniu miałem swój pierwszy atak paniki.
  12. Cudownie. Wyczekiwana od dłuższego czasu psychiatry już jutro, a tak w zasadzie, to dzisiaj. Za 7 godzin z kawałkiem. Oczywiście próba usilnego uśnięcia jak człowiek, by móc o nieludzkiej porze wstać, zakończyła się w pewnym momencie charakterystycznym "tyknięciem", które nauczyłem się już rozróżniać jako atak lękowy. I tylko domyślać mi się pozostaje, że mogę się obawiać faktu, że nie uda mi się przelać wszystkiego co mi dolega na słowa, bo chyba właśnie tego się obawiam w obliczu nadchodzącej wizyty. Że nie będę potrafił dokładnie sprecyzować jaki jest mój problem, co dokładnie się ze mną dzieje, i że psychiatra nie będzie potrafił zastosować odpowiedniego leczenia. To chyba musi być to. Paradoksalnie, brak snu, która mnie teraz czeka, napewno nie pomoże mi w jasnym formułowaniu myśli, gdy wyruszę na wizytę z podkrążonymi oczami. Duży kubek melisy i ulubiona tabletka z nadzieniem walerianowym co prawda już mi towarzyszy, ale mam absolutną pewność, że tego miażdżącego czaszkę bólu nie usunie. Nie pomoże też uspokoić oddechu, który jak głęboko bym się nie zaciągał, wydaje się być nienaturalnie płytki i nerwowy. Nie uwolni mnie też od tego impulsu, który zdaje się razić całe moje ciało niepokojem. Jestem teraz w czarnej dupie i nawet jeżeli zasnę na półtorej godziny gdzieś nad ranem, to wiele mi to nie pomoże.
  13. Też mnie właśnie dorwało. Czuję zupełne odrealnienie i mam wrażenie, jakbym za chwilę miał się rozpłakać. Mimo tego, że myślę w miarę racjonalnie i nic mnie jakoś szczególnie nie przygnębia, mam wrażenie, jakby w głowie istniała jakaś delikatna tama, która trzyma się ostatkiem sił i zaraz ma pęknąć. Mam wrażenie, jakbym zaraz miał się rozryczeć na głos, mimo tego, że od dzieciństwa nie płakałem chyba ani razu. Praktycznie czuję, jak muszę przymykać oczy, by zapobiec zbliżającym się łzom. Nie wiem w ogóle, czy to jeszcze nerwica, czy już depresja. Nie mam też pojęcia, czy powinienem ulec temu uczuciu i najzwyczajniej się rozpłakać, może cały ten namacalny ciężar by spłynął z mojej głowy... Z drugiej strony, czułbym się chyba jak szaleniec, płacząc zupełnie bez powodu, bo żadnego nie widzę... Jestem przepełniony czymś duszącym, mimo tego, że sam w sobie czuję się dobrze... Boże, i znowu mam wrażenie, jakby było mnie dwóch. Jeden który chciałby żyć normalnie i wesoło, tak jak żył przed pierwszym atakiem, po swojemu i drugi, który skłąda się tylko z jednej nieokreślonej emocji, ciężkiej i przeraźliwie smutnej, który nawet się nie odezwie słowem by powiedzieć co tak naprawdę jest nie tak... Po prostu siedzi gdzieś we mnie i emanuje przytłaczającym poczuciem cierpienia.
  14. NeoPersen Forte tylko brzmi tak profesjonalnie. W rzeczywistości większość tego Neo i Forte, to po prostu ogromna dawka melisy. Zdecydowanie lepiej działają na mnie tabletki labofarmu, które mają w składzie też walerianę.
  15. Czuję się naprawdę źle, te wizyty u psychiatrów powinny mieć miejsce wcześniej a nie po miesiącu. Nie rozumiem z jakiej racji człowiek ma czekać aż tyle czasu, znowu się czuję, jakbym miał zaraz zwariować, czuję się zupełnie kimś innym niż byłem a do wizyty jeszcze dwa tygodnie... Wcinam tabletki na bazie waleriany, popijając melisą, ale w tym stanie niewiele to daje. Nic nie robię a czuję się taki zmęczony, to paradoksalne. I z jednej strony siedzę nie mając sił, z drugiej strony czuję, jakby mózg mi wirował niczym turbina, ciągle coś analizując po swojemu, bezustannie i z ogromnym tempem, niezależnie ode mnie. Strasznie to wycieńczające...
×