Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

PS Gdzie jest Naranja? Gdzieś zniknęła - czyżby gorzej się czuła?

do mnie też się nie odzywa. może to stres przed 7f?

 

Bingo. Chociaż nie wiem, czy nazwać to stresem - raczej mocnym przybiciem. Mam WIELE obaw.

 

Druga rzecz to taka, że nie idzie mi terapia z obecną terapeutką, choć zapowiadało się nieźle :cry:

I bardzo mocno opadłam z sił i nadziei... Jestem BARDZO zmęczona. Oddychaniem, byciem. mimo antydepresantów. Wczoraj trzymałam w ręku garść Ketonalu, ale stwierdziłam, że to nie jest rozwiązanie - mogę przeżyć i rozwalić sobie wątrobę, nerki, a po co mi dodatkowe cierpienie? I tak samo - skacząc pod pociąg mogę tylko uciąć sobie nogi (słyszałam o takim przypadku), skacząc z wieżowca połamać kręgosłup (też słyszałam), powieszenie też może się skończyć "tylko" złamaniem karku (słyszałam), a śmierć głodowa to duży hardcore. Tak więc chyba na razie jestem skazana na życie ;):roll:

 

Poza tym pomyliły mi się daty w kalendarzu i myślałam, że na 7f idę dopiero za 3 tygodnie, a to już za 12 dni!!! :shock::shock::shock:

 

Kite, przepraszam, że nie odpisałam. Nie umiem zebrać myśli, przemyśleć tego, co napisałaś. Nie miałam sił. :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też nie mam sił. Przepraszam jeśli ktoś się znowu na mnie wku...wi..Ja naprawdę od 1,5 roku nie miałam ani jednego dobrego dnia. Zaledwie może kilka razy na chwilę zelżało mi cieripenie ( o ostatnim takim razie Wam pisałam). I naprawdę z wyjątkiem tego cierpienia i pustki ( bo w sumie pustka jest jakims uczuciem, no może jeszcze frustracją, czasem poczuciem przykrości) to nie czuję nic. Nic, najmniejszej rzeczy przyjemnej ani uczuć wyższych w stylu zachwyt, radość. Wczoraj zrobiłam taki experyment i zjadłam stilnox o 17.30. Stilnox podnosi mi nastroj. I okazala sie rzecz dziwna - jak ustalo poczucie cierpienia i pustki to nie czulam doslownie - DOSLOWNIE nic. Bylam jak robot juz zupelnie. Chociaz wtedy bylam w stanie się czyms zainteresowac leciutko, wiec moze nie zupelnie jak robot, ale prawie. Bardzo dziwne poczucie. Poczucie bycia robotem- powloka+myśli. Ten eksperyment mi pokazal, że ja naprawde nie mam uczuc i gdyby nie ta pustka i cierpienie to nie czulabym nic. Zresztą tak miałam na amitryptylinie - po niej tez mi ustalo na pare tygodni cierpienie, ale nie czulam zupelnie nic. Ja wiem, że ja tak długo nie pociągnę. Pisze z ręka na sercu, że ostatnio codzien rozmyslam o tym, że chciałabym iść do DPSU. BO do moich rodziców nie chce wracać. Chociaż sama nie wiem. Ja nie jestem lekarzem, ale moje wyobrazenia co mogłoby mi pomoc sa następujące - nikłe nadzieje, że mi pomoze solian lub jakis inny neuroleptyk jeśli to schizofrenia prosta lub ketamina (wtedy tylko Poznań) jeśli to lekooporna depresja. Moi rodzice szaleją, żebym nie szła do szpitala:( Mają do mnie niemal pretensje i mówią, że to i tak nic nie da, bo byłam juz w tylu. No ale byłam w zupelnie innych celach. Poza tym 3 związane z ciotką. Jak pójdę do tej prywatnej kliniki ( do dr G), to rzeczywiscie moze nic nie dać, bo tam mają leki takie same jak w warunkach domowych. Ponadto jak wspomniałam, lekarka stamtąd ( a tam jest tylko kilku lekarzy) już została przez ciotkę ( bez mojej wiedzy) uprzedzona co mi jest. Więc się zastanawiam czy nie napisać do prf. R jeszcze raz i nie błagać go o szpital - tu liczyłabym na ketaminę. Moja terapeutka też uważa, że jak mi farmakologicznie coś nie pomoże, to ona słowami nic nie zrobi.Jutro mam wizytę u dr G - męczyć sie do jutra czy pisać dziś do prof. R? Jesliby R mi dzis odpisal, ze mnie nie przyjmie, to moglabym jutro rozwazac czy isc na oddzial do G...ale to i tak by nic nie dalo, bo ja mam taką anhedonię i jestem tak odcieta od uczuc, ze nie jestem w stanie nawet sie zrelaksowac....nie jestem w stanie np się polozyc w ciągu dnia i przespac...więc nawet opcja, że poszlabym na oddział do G zeby odpocząć odpada, bo pewnie czulabym tam takie samo cierpienie ja codzien...

Prosze doradzcie

Przepraszam, że znów pisze to samo, ale u mnie od 1,5 roku codzien jest to samo...i chcialabym skonac, zeby odpocząć od tego cierpienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Prosze doradzcie

 

Proszę bardzo, moja rada: przestań się nad sobą użalać, nakręcać i skupiać na objawach, pisać w kółko o tym samym, bo w ten sposób nie masz szans na zakończenie tego cierpienia. Po co Ci takie życie? Zacznij w końcu poruszać na terapii inne tematy niż pustka, cierpienie, nawet, jeśli na razie nie budzi to emocji, mów o swojej rodzinie, cokolwiek. Poszukaj takiego terapeuty przed którym będziesz chciała się otworzyć. Albo inaczej: wypróbuj najpierw wszystkie możliwe leki i metody biologiczne, aby stwierdzić czy pomagają, a jak nie pomagają to już będziesz miała pewność, że to nie w biologii pies pogrzebany. Ale nie użalaj się BO TO NIC NIE DAJE.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skąd masz pewność, że to u mnie psychologiczne i że tylko terapia mi pomoże, skoro już nawet moja terapeutka uważa, że podstawa jest farmakologiczna? I że zaburzenia osobowości jeśli u mnie są, to niewielkie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skąd masz pewność, że to u mnie psychologiczne i że tylko terapia mi pomoże, skoro już nawet moja terapeutka uważa, że podstawa jest farmakologiczna?

 

Czy ty czytasz mnie uważnie..? Przecież Ci napisałam:

 

wypróbuj najpierw wszystkie możliwe leki i metody biologiczne, aby stwierdzić czy pomagają, a JAK nie pomagają to już będziesz miała pewność, że to nie w biologii pies pogrzebany

 

Poza tym niezależnie od tego, czy przyczyny są psychologiczne czy biologiczne to użalanie się nad sobie i skupienie na objawach nie pomoże Ci w pozbyciu się go.

 

I że zaburzenia osobowości jeśli u mnie są, to niewielkie?

 

Z tego, co piszesz o sobie i jak piszesz to ja widzę spore...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tego, co piszesz o sobie i jak piszesz to ja widzę spore...

Widocznie wiesz lepiej od rozchwytywanej terapeutki z ileś tam dziesiętnym stażem

 

Nie. Nie wiem lepiej. Niezależnie od niej napisałam, co zaobserwowałam z Twoich wypowiedzi i tyle. Z tego, co piszesz i jak piszesz, to widać, że masz problemy osobowościowe. Ty nie widzisz tego naprawdę..?

 

I co Ci mówili na 7f? Że nie zaburzenia osobowości? To jakim cudem Cię tam przyjęli?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chcieli mnie tam przyjąć, bo miałam jedną z diagnoz zaburzenia schizotypowe. Ale uprosiłam ordynatorkę, żeby dała mi szansę.

Choć w świetle mojej dzisiejszej wiedzy i wg wszystkich lekarzy, u których byłam to diagnoza zaburzeń schizotypowych była bzudurna.Chyba.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chcieli mnie tam przyjąć, bo miałam jedną z diagnoz zaburzenia schizotypowe.

 

No to dziwne, że Cię ze względu na to nie chcieli przyjąć, przecież to jedno z Z.O....

 

A w wypisie z 7f masz właśnie schizotypowe?

Powiem Ci, że ja w DUŻEJ mierze przejawiam objawy zaburzenia schizoidalnego, ale...CO Z TEGO? Nie diagnozę mam leczyć, tylko siebie.

 

Choć w świetle mojej dzisiejszej wiedzy i wg wszystkich lekarzy, u których byłam to diagnoza zaburzeń schizotypowych była bzudurna.Chyba.

 

A jaka Cię bardziej przekonuje? Schizofrenia? Osoba w psychozie nie powie o sobie, że jest chora i że podejrzewa schizofrenię, nie ma takich obaw, jak Ty. Poza tym jednak podstawowe objawy schizofrenii to omamy i urojenia, brak krytycyzmu oraz społeczne wycofanie (a Ty jednak pracujesz), objawy negatywne (depresja, chłód emocjonalny) to tylko dodatek.

 

Pomijając już to, że schizofrenia i psychotyczne objawy niekoniecznie są zdeterminowane przez geny itd. Coraz bardziej odchodzi się od medycznego, biologicznego modelu zaburzeń. No, oczywiście zależy kto. Neuroprzekaźniku zawsze szaleją, czy to u zdrowych, czy to u chorych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Objawów psychotycznych w sensie wytwórczych nigdy nie miałam. Raczej słynę z trzeźwego myślenia i dlatego część osób w ogóle uważa, że ja udaję chorobę czy coś w tym rodzaju. Jak już rozmawiałam o tym, że chcę się wypisać, to pani ordynator powiedziała coś, że może faktycznie przyjęcie mnie było pomyłką, zwł. że mam tę diagnozę zaburzeń schizotypowych, ale potem na wypisie dali mi osobwość histrionizna, gdyż jak już mówiłam wiele razy powiedzieli mi, że uważają że ja udaje tę pustkę i cierpienie i wręcz usłyszałam coś na zasadzie, że mam się do tego "przyznać".

Myślę, że Tobie Kraków pomoże, ponieważ sądzę, że czujesz o wiele więcej niż ja. Ty wiesz z jakiego powodu masz depresję, ja czuje tylko pustkę. Nawet jeśli to wszystko miało początek w sytuacji domowej to zupełnie - ZUPEŁNIE utraciłam z tym kontakt emocjonalny.

Moja Mama mi właśnie przysłała n-tego smsa z postraszeniem co będzie jak pójdę do szpitala. Oczywiście z koronnnym argumentem, że stracę pracę. A powiem Wam szczerze, że oddałabym te pracę milion razy i mogłabym żyć do końca życia z żebrów, żeby tylko poczuć się lepiej.

Mój chłopak były widzi jak ze mną jest źle i uważa, że bezwględnie powinnam iść do szpitala. Co do którego to sam nie wie.Powiedział nawet, że mi pomoże finansowo jak stracę pracę. Mnie martwi co innego - że ja w tej pustce wariuję. I praca, choć straszne cierpię , jest sposobem częściowego zabicia jej.Ja sie w domu nie czuję lepiej. Tak samo cierpię. I nie mogę się położyć i np. przespać. Nie jestem w stanie bez tabletki. Po drugie ja w tej pracy bardziej ściemniam, że pracuję niż pracuję. Choć moi rodzice w to nie wierzą kompletnie mi w tym stanie czasem ciężko stronę przeczytać.Jak tu przyszłam, to byłam prawą ręką szefa z szansą na jakieś fajne stanowisko w przyszłości. A teraz moja praca polega mniej więcej na pracy sekretarki i ledwo daję radę. Tzn. stanowisko ciągle to samo, tylko ja coraz mniej robię.Tak, że wątpię, żebym dała radę w JAKIEJKOWLIEK innej pracy czując takie cierpienie, a nie mam gwarancji, że szpital mi pomoże.Zwłaszcza, że dotychcasowe nie pomogły,

 

Mam już w nosie moich rodziców. Chcialabym iśc do szpitala. Ale bardziej sensowne wydaje się iść do Poznania tymczasem mam od ręki załatwioną t a prywatną klinikę gdzie cudów raczej nie będzie. Chyba. Jednakże bardzo szkoda, że moi rodzice tak mnie traktują. Zwłaszcza mama. Wyszydzanie, zero ciepła, wsparcia dla MOICH decyzji. Zawsze taka była. Musiałam robić jak w wojsku, jak Ona chciała. Z drugiej strony taka dwoistość. Odmawia codziennie za mnie różaniec i mówi, że ona liczy na cud. Wiem jak to beznadziejnie brzmi - matka wyszydzająca, a jednocześnie odmawiająca różańce. Mam nadzieję, że to nikogo nie zniechęci do Wiary. Taka po prostu jest moja mama. strasznie dużo przez nią przeszłam. Lęku i cierpienia. I złości oczywiście. Ale teraz nie mam do tego dostepu zupełnie.

Teraz jedyne co, to się czuję opuszczona przez wszystkich i bezradna.I to uczucie strasznego cierpienia. Gdyby nie ono, to nakichałabym na wszystkich i dała sobie radę. A teraz to jedynie bardzo chciałabym umrzeć. Codzień. Od 1,5 roku. Ale boje się zabić.Nawet jak ktos mówi, że jest niewierzący, to nikt nie wie co jest po tamtej stronie.

 

I ostatnio sie przyłapuje na myslach - nie chcę nikomu absolutnie sprawic przykrości, ja to piszę w odniesieniu do swoich rodziców, że być może łatwiej mają Ci, co rodziców nie mają. Ale wiem, że to też nieprawda. Że bez nich bym zginęła. Bo jak coś się dzieje, to zawsze mogę na nich liczyć - dowiozą. przywiozą itd. Tylko wsparcia emocjopnalnego nie mam i przez większość życia nie miałam. I podejrzewam, że to miało niebagetaleny wpływ na mój stan, choć wątpię czy jedyny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po co ci wsparcie emocjonalne jak nie masz uczuć? Ja nigdy nie czułem potrzeby takiego wsparcia i komplementy generalnie są dla mnie obojętne, nawet mnie czasem irytują bo ktoś kto daje komplement się często spodziewa po mnie reakcji a potem się czuje obrażony jak jej nie dostanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O jejku....ile razy ja mam pisać, że nie czuję uczuć wyższych i przyjemnych. A cierpienie czuje przeogromne.I nie wiem czy to czuję, ale w głowie mam rozpacz, przerażenie, frustrację, brak nadziei, że jest jakieś wyjście z tego cierpienia.

Tak, pisać mogę. Moja praca polega też tylko na pisaniu i dlatego mogę jako tako pracować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Objawów psychotycznych w sensie wytwórczych nigdy nie miałam.

 

No więc jak nie masz objawów psychotycznych = nie masz psychozy, schizofrenii.

 

na wypisie dali mi osobwość histrionizna

 

Z pewnością masz kilka cech histrionicznej. Tak, jak Cię czytam. Ale nie w tym sensie, że udajesz cierpienie, ja Cię o to absolutnie nie podejrzewam, ale w tym sensie, że Ty bardzo na siebie tutaj wracasz uwagę, piszesz długaśne posty, nakręcasz się w tych swoich objawach, rozpisujesz o cierpieniu, wręcz budujesz atmosferę tragizmu - bo to fakt, że Twoja sytuacja jest tragiczna -TAK, JAK WIĘKSZOŚCI Z NAS TUTAJ - ALE chodzi o to, że można o swoim cierpieniu na różny sposób pisać i w różnym celu, niektórzy się izolują, innymtrudno im się podzielić swoim bólem, a ty piszesz w taki melodramatyczny SPOSÓB. W histrioniczny sposób. Dużo, kwieciście, dramatycznie. Można cierpieć okrutnie, a na różny sposób to wyrażać. Ty zwracasz na siebie uwagę takimi długimi postami i rozwałkowywaniem cały czas tego samego, w sposób dramatyczny - typowy dla histrioników.

 

] gdyż jak już mówiłam wiele razy powiedzieli mi, że uważają że ja udaje tę pustkę i cierpienie

 

Usłyszałaś dosłownie "Pani UDAJE"?

 

Myślę, że Tobie Kraków pomoże, ponieważ sądzę, że czujesz o wiele więcej niż

 

A skąd Ty możesz wiedzieć, czy czuję o wiele więcej od Ciebie?? Bo siebie uważasz za najbardziej nieczującą i cierpiącą w RP? (tj. kiedyś pisałaś) Ja jestem BARDZO oderwana od emocji i zlodowaciała, pozytywnych emocji nie odczuwam WCALE, przyjemności ZERO, czuję się wręcz (a raczej myślę) robotem i w swoim egocentryzmie też czasem uważam, że nikt, nawet Ty nie jesteś oderwana od emocji tak bardzo jak JA. Zobacz, jakie bzdurne jest to porównywanie! Nie wiesz, co mi w głowie siedzi. Nie wiesz, jakie mam stany. Nie wiesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też myślę, że jeśli już się czepiać zaburzeń osobowości, to mam cechy histrioniczne. I jak sięgam pamięcią, to zawsze wszystko przezywałam tragicznie. Choć w różny sposób,bo będąc dzieckiem i nastolatką byłam strasznie zamknięta w sobie. Myślę, że gdybym nie miała cech histrionicznych to bym zanik uczuć przeżywała mnie dramatycznie może. Może nie byłoby wokół tego tyle lęku. Może bym przeżywała jak Uht.

Usłyszałaś dosłownie "Pani UDAJE"?

Usłyszałam coś w rodzaju, że mi nie wierzą. Więc ja na to czy mam się PRZYZNAĆ, że jest inaczej niż jest, żeby im się zgadzało? A oni na to " no sama pani to powiedziała, żeby się przyznać" i głupi śmiech pielęgniarki.

 

Naranja,a ja po prostu mam takie przeczucie, ze Tobie Kraków bardziej pomoże.

 

Właśnie dostałam smsa od mojej starej lekarki, w którym wystawiła mnie do wiatru. Tym bardziej się utwierdziłam w przekonaniu, że trzeba szukać innej pomocy i to moim zdaniem w szpitalu. Mydliła mi oczy 7 miesięcy, że mnie z tej depresji wyleczy, a teraz umywa ręce.

 

Czuję się strasznie opuszczona przez wszystkich - przez lekarkę, terapeutkę,ciotkę, rodziców. Ale to wszystko byłoby nieważne. Gdybym nie czuła tego cierpienia, to bym na nich nakichała. A tak jestem od nich uzależniona.

I gdybym nie bała się jednak piekła i wiedziała jak się zabić skutecznie -tzn. tak żeby naprawdę umrzeć a nie zostać warzywem, to może bym to zrobiła. Ale nie - najpierw bym chyba wypróbowała ketaminę i elektrowstrządy. A może i psychochirurgię. Więc skoro tak myślę, to jest we mnie jeszcze gram nadziei.

 

-- 29 cze 2011, 15:45 --

 

pozytywnych emocji nie odczuwam WCALE, przyjemności ZERO

Nigdy? Czy co jakiś czas masz lepszy dzień w którym czujesz jakiekolwiek pozytywne emocje? Proszę napisz szczerze, bo dla mnie to ważne. Kiedy ostatni raz czułaś jakiekolwiek pozytywne emocje (mogło to być coś banalnego np.miło mi się czyta gazetę albo och jak przyjemnie na tym spacerze). Proszę napisz szczerze, bo to dla mnie bardzo ważne, zaraz Ci napiszę dlaczego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pozytywnych emocji nie odczuwam WCALE, przyjemności ZERO

Nigdy? Czy co jakiś czas masz lepszy dzień w którym czujesz jakiekolwiek pozytywne emocje?

 

Nie. Nie mam lepszych dni ani godzin. Moje pierwsze odczucie po przebudzeniu to sine zmęczenie i zdołowanie, rozpacz, pierwsza myśl to "o boże, znowu. żyję..." i myśl o samobójstwie, a potem myśli, że może jeszcze pomoże to, tamto... Nie mam siły ani ochoty wstać. Codziennie od paru lat łażę w piżamie albo dresie, nie wychodzę z domu, wychodzę tylko w dniu terapii (wtedy też robię zakupy jedzeniowe), mam problemy z umyciem się, bo nie mam sił. Mój pokój to burdel, bo nie chce mi się sprzątać i nie mam sił. Od 5 lat nie byłam na koncercie, imprezie, wakacjach, kinie [tzn. kino było parę razy "z musu" - program oddziału szpitalnego, ale nic nie kojarzyłam..] - bo nawet nie odczuwam relaksu, zainteresowania, nic takiego, żadnej ochoty na to. Nie mam takich dni, że czuję, że bym się spotkała z kimś znajomym albo poszła na spacer albo że mam ochotę na lody albo że fajna miła pogoda, etc. Nie mam czegoś takiego. Słońce powoduje rozpacz. Nie odczuwam pozytywnych emocji, a jeśli już mi puszcza blokada emocjonalna to odczuwam przykre: poczucie winy, opuszczenia, zdrady, gniewu. Ale to rzadko. Kilka razy do roku wsiądę na rower, ale nie dlatego, bo odczuwam ochotę, ale np. bo nie mam inaczej siły dojść do babci. Nie umiem od dawna o czymś powiedzieć "fajne", "miłe", "mam ochotę na...", "lubię"... Nie palę, nie piję, bo nawet do tego mnie nie ciągnie. Do niczego mnie nie ciągnie. Czuję się jak Windows XP. Dzień w dzień. Ja nie czuję się człowiekiem i czasami miałam natrętne myśli albo lekkie urojenia, że nim nie jestem, bo nie czuję. Robot. Zombie.

 

mogło to być coś banalnego np.miło mi się czyta gazetę albo och jak przyjemnie na tym spacerze

 

Nie chodzę na spacery wcale, bo nie mam siły. Gazet też nie czytam, bo mnie nic nie interesuje. Nie słucham też muzyki, bo straciłam odczuwanie przyjemności, każdy dźwięk powoduje rozpacz, rozdrażnia lub jest obojętny. Nie mam takich dni, gdzie mogę stwierdzić, że ta piosenka jest miła dla ucha. Czasem smakuje mi coś, np. truskawki z jogurtem, jestem w stanie napisać "mniam", ale nie jest to czysta przyjemność - ona jest zawsze nałożona na rozpacz.

 

A jakie znaczenie ma dla Ciebie i twojego leczenia to, co ja mam..?

 

-- 29 cze 2011, 16:45 --

 

Kiedy ostatni raz czułaś jakiekolwiek pozytywne emocje

 

Ach, ale zapomniałam powiedzieć, że w tym roku tuż po szpitalu miałam taki ok. dwutygodniowy okres huśtawki emocjonalnej, w którym zdarzyło mi się kilka godzin każdego dnia, że miałam ochotę na coś, że coś mi sprawiało przyjemność, odczuwałam chęć na coś. Np. aby pójść do Empika i przejrzeć gazetę - było to dla mnie NIESAMOWITE, że poczułam ochotę na to i miałam siły tam iść! Albo że poczułam, że chcę sobie na kolację zrobić cukinię z warzywami i zjadłam ze smakiem - to też NIEZWYKŁE. Albo że mam ochotę na naukę francuskiego i sprawiało mi przyjemność uczenie się i wymawianie słówek. No i czułam też coś w rodzaju, że dobrze się czuję w tym, co ubrałam na siebie. Co jeszcze... miałam chęć wyjść do ludzi, pogadać z nimi. Czyli takie zwykłe rzeczy dla zdrowego. Dla mnie to było coś fantastycznego - taka PO PROSTU ochota na coś i brak rozpaczy. Kilka-kilkanaście godzin w ciągu sześciu lat...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hello, I'm back. ;)

 

Lady_B, wspaniale, że zdecydowałaś się na terapię!!!!!

 

naranja, strasznie mi przykro to czytać, bardzo współczuję Ci Twojego stanu... :( Mam nadzieję, że 7f okaże się jednak strzałem w dziesiątkę i Ci pomoże...

 

Czuję się strasznie opuszczona przez wszystkich - przez lekarkę, terapeutkę,ciotkę, rodziców. Ale to wszystko byłoby nieważne. Gdybym nie czuła tego cierpienia, to bym na nich nakichała. A tak jestem od nich uzależniona.

I gdybym nie bała się jednak piekła i wiedziała jak się zabić skutecznie -tzn. tak żeby naprawdę umrzeć a nie zostać warzywem, to może bym to zrobiła.

 

A Ty znowu swoje, Olu. :roll: Opuszczenie - to uczucie i to bardzo silne. Podobnie jak poczucie uzależnienia. Nie jesteś warzywem. Masz bardzo wiele uczuć. A że nie są przyjemne - cóż, to wynika po prostu z Twojej sytuacji życiowej, rodzinnej. Mnie też nic tak naprawdę nie cieszy, nie robię niczego z przyjemnością tylko z przymusu i obowiązku, no i co? :roll: Za to tak jak Ty mam wiele uczuć nieprzyjemnych, przykrych, trudnych. To się leczy terapią... Ale taką prawdziwą, a nie zwykłymi pogadankami i wyżaleniem się...

 

Jutro mam obronę, trzymajcie proszę kciuki o 11tej...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, próbujesz zrozumieć, dlaczego się tak czujesz? Myślisz, że jest jakiś powód Twojej depresji poza tym, że zablokowało Ci się wydzielanie serotoniny w mózgu?

 

New Tenuis, przecież sporo o tym piszę w tym wątku..

 

A w mózgu mi się nic nie zablokowało. Biorę antydepresanty, brałam chyba wszystkie w max dawkach, różnych zestawieniach, nic nie pomogło. Bo nie w chemii mózgu pies pogrzebany. Ja po prostu czuję się nieprawdziwie sama ze sobą, nie czuję się ważna dla samej siebie, nie czuję, że moje życie jest coś warte, mam poczucie winy jak myślę o swoich potrzebach, emocjach, więc staram się nie dawać im prawa do głosu. W dużej mierze przyczyniła się do tego ostatniego (być może "na dokładkę" do przeszłości) moja ostatnia "terapia", gdzie terapeuta wrzeszczał na mnie lub docinał, że jestem egocentryczna, narcystyczna i egoistyczna, bo mówię i myślę o sobie. Dopiero teraz zaczynam to łączyć z tą terapią i jestem w szoku, jak trudno mi się od tego uwolnić, praktycznie teraz jakakolwiek myśl, że chciałabym coś DLA SIEBIE, że chciałabym dobrze dla siebie, jakąś przyjemność itp. jest nie do wytrzymania... krzyczy mi w głowie "egoizm!"... No ale na dobrą sprawę to się wzięło z dzieciństwa. Nie czułam się ważna i wartościowa taka, jaka jestem i absolutnie nie potrafię tego poczuć teraz, wmówić sobie, etc. Nie wiem, jak mogę walczyć o siebie, od razu mam myśli i poczucie, że to egoistyczne albo nieważne. Bardzo mocno brak mi poczucia bliskości i jakiekolwiek nawet minimalne przejawy niezrozumienia, odrzucenia, kopa, racjonalizowania oraz chłodu powodują we mnie myśli samobójcze, bo trudno mi to wytrzymać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×