Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

I to, czego nie dostaliśmy od najbliższych, możemy dostać od innych osób, które w życiu spotykamy już jako dorośli, to ciepło, miłość, zainteresowanie. Ja czegoś takiego doświadczyłam, w jakimś stopniu, i uważam że to nas może uleczyć, może uleczyć jakieś traumy z dzieciństwa! Ale życie nie jest sielanką i nie można oczekiwać że zawsze będziemy otrzymywać to co "powinniśmy". Jak mówiła piosenka Ewy Bem "gdzie to jest napisane, gdzie to jest napisane że ma być dobrze..."

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale myślę też, że w życiu przychodzi moment kiedy rodzinę trzeba opuścić i zająć się własnym życiem, rozwijać się, zająć sie sobą, zamiast skupiać się na nieudanych relacjach z matką / ojcem.

 

Tylko weź pod uwagę to, że istnieje coś takiego, jak uwewnętrzniona matka. To przede wszystkim z nią się trzeba uporać - z tym, co ma się głęboko i mocno zaszczepione w głowie. Coś, co zatruwa duszę. Uwierz mi, że siłą woli się nie da.

 

To raz, a dwa - gdybym potrafiła opuścić rodzinkę, która mnie od siebie uzależniła tak, że mam poczucie winy, jak myślę o mim własnym życiu, etc. (a nawet mam poczucie winy, że istnieję) - to nie miałabym depresji i nie poszłabym na terapię. Zająć się sobą, opuścić dom i się rozwijać to mogą względnie zdrowe osoby. Istota ZO i depresji polega na tym, że ta samorealizacja możliwa nie jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Naranja ... Jeszcze przyszło mi do głowy....wychowałaś się bez ojca.

Czy nie jest tak, że możesz miec zbyt wygórowane oczekiwania co do Niej?

Wiem, odpiszesz,że taki Jej obowiązek-bycia MATKĄ.

Myślę,że należy brać też z pod uwagę rózne przyczyny, historię, Jej historię, Jej życie.

Nie chcę Jej usprawiedliwiać.

czy Ty od Niej ciągle wymagasz,żeby się zmieniła?

Wiesz,że to może nigdy nie nastąpić?

Ja w każdym bądź razie, nie liczyłabym na to.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, nie ma na świecie osoby której życie jest pasmem szczęśliwości. Każdy ma jakieś cierpienie i konflikty z bliskimi. W mojej rodzinie były osoby których rodzice umarli, moja babcia wychowywała się w domu dziecka bo w transporcie na zachód zgubiła rodziców. Dziadek przeszedł wojnę i widział śmierć wielu kolegów, stał do odstrzału pod murem dwa razy. I jakoś nie chorowali na kliniczną nerwicę ani depresję, byli bardzo pogodnymi osobami.

A ja mam powiedzieć że mam problemy nerwowe, które mi uniemożliwiają normalne życie, bo moja matka była oschła? Coś mi się tu kupy nie trzyma.

To jest dokładnie to co ja uważam i ciągle powtarzam. I jak już mowiłam, moja lekarka mowiła, ze jest coraz wiecej dowodow na biologiczne przyczny nerwic i zab.osob. O depresji i schizofrenii nie wspomnę. na pewno stres moze coś wywołać, przyspieszyc, powiekszyc, ale ja jestem biologistką. Jak się to komus nie podona to trudno. Terpaueta mozę pomóc w relacjach, ale nie w braku uczuć. I nie gdy ktoś ma pozwyższone napięcie w miesniach od dziecisnstwa. BO poznalam chlopaka, ktróy od dziecinsta nie ma uczuc i ma strasznie napiete miesnie od dziecinsta, a w moim cudownym szpitalu moja (moja???) lekarka mu wmawia, ze to zaburznia osobowosci...nie chce się wypowiadac apriori,ale mi to się nie zgaadza...Dlaczego na przyklad po akientonie (leku, ktory działa na dopamine momentalnie pojawialy mi sie uczucia, bylam radosna, chcialam sluchac muzyki, spotkac sie ze znajomymi, sprzątać, tworzyć, stawalam sie na 2,5 h (tyle on dzialal) znów dawną Olą?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale życie nie jest sielanką i nie można oczekiwać że zawsze będziemy otrzymywać to co "powinniśmy".

 

To nie o to chodzi. Chodzi o to, aby zacząć sobie samemu dawać empatię, wyrozumiałość, szacunek, etc, czyli zyskać poczucie własnej wartości i godności. Inaczej będziemy tkwić w uzależnieniu od innych ludzi i od ich akceptacji i ciepła. Problem pojawia się wtedy, gdy się czuje całym sobą, że się na to nie zasługuje, że się wręcz nie ma prawa istnieć i czuć, a co dopiero darzyć siebie samego, swoje uczucia, szacunkiem (heloł, to ja... :roll: ). Trudno jest przestać nienawidzenia siebie i dawać sobie prawo do różnych rzeczy, gdy ma się zaszczepione przez rodziców co innego. Afirmacje można sobie włożyć w... :? Nie wierzę, że można dokonać autentycznej głębokiej przemiany siebie bez przemiędlenia relacji z rodzicami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wierzę, że można dokonać autentycznej głębokiej przemiany siebie bez przemiędlenia relacji z rodzicami.

Ja chyba też nie. Jak juz mowilam - jstem za podejsciem syt\stemowym

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wierzę, że można dokonać autentycznej głębokiej przemiany siebie bez przemiędlenia relacji z rodzicami.

Myślę że kiedy w nas dokonuje się przemiana, to te relacje też się zmieniają, jednocześnie. I nie wydaje mi się że relacje z rodzicami trzeba przemiędlać, choć jakoś nad nimi pracować - tak. Jak pewnie nad wszystkimi ważnymi relacjami w naszym życiu ;)

(Co mówi osoba która jest samotna która spędza dużą część dnia przed komputerem, hehehe ;) )

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jest dokładnie to co ja uważam i ciągle powtarzam. I jak już mowiłam, moja lekarka mowiła, ze jest coraz wiecej dowodow na biologiczne przyczny nerwic i zab.osob. O depresji i schizofrenii nie wspomnę.

 

to jest akurat prawda. przyczyną nerwic, depresji, zaburzeń osobowości, psychoz, zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych, schizofrenii nie muszą być jedynie traumatyczne przeżycia, trudne dzieciństwo itd. mogą mieć one również podłoże biologiczne, m. in. być spowodowane różnymi drobnoustrojami, pasożytami, bakteriami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, nie leczę się, ani psychiatra, ani terapeuta, nawet nie psycholog. dawek leków od dawna nie stosuję. mam leki z praktycznie wszystkich moich zmian i sobie wg uznania mieszam, różne rodzaje i najróżniejsze dawki. a jak pojadę na festiwal to zakupię dużą ilość marychy i będę sobie dopiero experymentować! coraz częściej myślę o śmierci..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę,że należy brać też z pod uwagę rózne przyczyny, historię, Jej historię, Jej życie.

 

Generalnie w terapii uczę się, aby patrzeć-odczuwać moja matkę z pozycji małego dziecka, które wcale nie musi tego rozumieć.

 

czy Ty od Niej ciągle wymagasz,żeby się zmieniła?

 

To nie o to chodzi.

Matka - ta kobita, z którą teraz mieszkam - to pal sześć.

Chodzi o matkę z głowy, tę wszczepioną w mózg.

To ją trzeba zmienić, z nią się uporać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Matka - ta kobita, z którą teraz mieszkam - to pal sześć.

Chodzi o matkę z głowy, tę wszczepioną w mózg.

To ją trzeba zmienić, z nią się uporać.

 

Z tą wszczepioną w mózg, da się uporać?

Czyli trzeba zmienić nasze wyobrażenie o Niej?

Nie wiem, trochę tego nie rozumiem.

Mam o Niej wyobrażenie, o tym jaka powinna być dla mnie. Ja wiem , jaka powinna dla mnie być. I co z tego? W marzeniach, w sferze wyobrażeń jest inna, nie taka jak teraz.

Monika1974, nie leczę się, ani psychiatra, ani terapeuta, nawet nie psycholog. dawek leków od dawna nie stosuję. mam leki z praktycznie wszystkich moich zmian i sobie wg uznania mieszam, różne rodzaje i najróżniejsze dawki. a jak pojadę na festiwal to zakupię dużą ilość marychy i będę sobie dopiero experymentować! coraz częściej myślę o śmierci..

 

Chyba żartujesz! :shock:

Dlaczego?

Dlaczego zostajesz z tym wszystkim sama?!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, lekarze, zmieniają mi leki, po ostatniej zmianie prawie się zabiłam a ona nie chciała mnie przyjąć, pojechałam, powiedziałam w czym rzecz a ona mnie odesłała bo nie miała czasu. zostałam totalnie sama. psycholog? ta która jest mi dostępna każe się modlić, chodzić na warsztaty z osobami upośledzonymi i starać się o rentę aby żyć na koszt państwa. terapeuty nie znam żadnego w mojej okolicy(powiecie). podobno jest jeden. nie mam sił by szukać. marzę tylko o tym by przestało boleć. przestaje na chwilę jak zmieszam większą dawkę ze wskazaniem na chloroprotixen, odpływam. nie mam nawet sił na kraków. jadę tam tylko dlatego że michaś będzie miał blisko i będzie mnie odwiedzał. jak mnie przyjmą, nie zgodzę się, wiem, to egoistyczne że teraz zajmuję komuś miejsce, ale ja tylko tego potrzebuję- poprzebywać z michasiem. i już niczego mi nie potrzeba.. nie mam już sił by walczyć.. nie chcę walczyć..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tą wszczepioną w mózg, da się uporać?

Czyli trzeba zmienić nasze wyobrażenie o Niej?

Nie wiem, trochę tego nie rozumiem.

Mam o Niej wyobrażenie, o tym jaka powinna być dla mnie. Ja wiem , jaka powinna dla mnie być. I co z tego? W marzeniach, w sferze wyobrażeń jest inna, nie taka jak teraz.

 

Przeciez to bardzo proste. Jest sobie male dziecko, ktore niczego nie wie o swiecie. Czysta karta, tabula rasa. I to mama zapisuje pierwsze wiersze w tej ksiazce. To ona determinuje, jak dalej bedzie wygladala fabula, historia. Musimy podjac watek, ktory ona zaczela. W pewnym momencie sami zaczynamy podejmowac decyzje. Ale czy naprawde sami? Ciagle w podswiadomosci mamy wyryte te rzeczy, ktore kiedys 'spisala' matka. A wymyslajac porownanie bardziej na czasie, to jestesmy jak komputer, robot, ktory zostal zaprogramowany przez matke (w pewnym stopniu). I chodzi o to, zeby te informacje, ktore ona nam zapisala na dysku ignorowac, gdy pojawiaja sie nowe obliczenia. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Matka - ta kobita, z którą teraz mieszkam - to pal sześć.

Chodzi o matkę z głowy, tę wszczepioną w mózg.

To ją trzeba zmienić, z nią się uporać.

 

Z tą wszczepioną w mózg, da się uporać?

Czyli trzeba zmienić nasze wyobrażenie o Niej?

Nie wiem, trochę tego nie rozumiem.

Mam o Niej wyobrażenie, o tym jaka powinna być dla mnie. Ja wiem , jaka powinna dla mnie być. I co z tego? W marzeniach, w sferze wyobrażeń jest inna, nie taka jak teraz.

 

Monika, no to jak być powinno z tym okiełznaniem "problemu pt: matka?!

naranja, w Twoich postach i nie tylko Twoich bo i braku uczuć (może i innych przepraszam jesli pominęlam) przewija się motyw poczucia winy wobec matki, rodziców ...w zwiażku z czym?!!!!!!! Z tym że nie dali Wam tego czego potrzebowałyście -miłości , zrozumienie itp.?! Czy czujecie sie "winne" tego ze jesteście "słabe" = chore na depresję i zaburzenia osobowości?!

 

Ja podobnie jak Wy od matki nie otrzymałam miłości ,od ojca zresztą tez ,ale nie mam poczucia winy, w moim pojęciu jest prosta relacja , to co otrzymałam - oddaję 8) ...i moim zdaniem to się zawsze sprawdza...serio,nawet jeśli nie od razu to w przyszłości to się sprawdza.

 

-- 22 cze 2011, 00:51 --

 

uht, jestes facetem w tym licznym gronie kobitek, powiedz czy Twój problem to równie "matka"?!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika, no to jak być powinno z tym okiełznaniem "problemu pt: matka?!

Qrcze nie wiem, ale zaintrygowała mnie wypowiedź naranji. Poruszę to napewno na poniedziałkowej sesji!

 

Monika1974, lekarze, zmieniają mi leki, po ostatniej zmianie prawie się zabiłam a ona nie chciała mnie przyjąć, pojechałam, powiedziałam w czym rzecz a ona mnie odesłała bo nie miała czasu. zostałam totalnie sama. psycholog? ta która jest mi dostępna każe się modlić, chodzić na warsztaty z osobami upośledzonymi i starać się o rentę aby żyć na koszt państwa. terapeuty nie znam żadnego w mojej okolicy(powiecie). podobno jest jeden. nie mam sił by szukać. marzę tylko o tym by przestało boleć. przestaje na chwilę jak zmieszam większą dawkę ze wskazaniem na chloroprotixen, odpływam. nie mam nawet sił na kraków. jadę tam tylko dlatego że michaś będzie miał blisko i będzie mnie odwiedzał. jak mnie przyjmą, nie zgodzę się, wiem, to egoistyczne że teraz zajmuję komuś miejsce, ale ja tylko tego potrzebuję- poprzebywać z michasiem. i już niczego mi nie potrzeba.. nie mam już sił by walczyć.. nie chcę walczyć..

 

Tak nie można..........kobieto..... :hide:

Podejmij jeszcze próby leczenia, proszę Cię!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Korba, to w takim razie dlaczego jednak nie 7f, skoro i tak bierzesz zwolnienie?

Bo połowa mniej czasu zwolnienia i o 90% mniej obaw.... :smile:

 

To pójdź na 3 miesiące na 7f, jak ja (tzn. ja idę tylko na 2 tygodnie - tak sobie mówię;)), a Twoje obawy podziel na 2, bo ja też je mam - i już się robi 45% ;)

 

-- 22 cze 2011, 08:37 --

 

naranja, w Twoich postach i nie tylko Twoich bo i braku uczuć (może i innych przepraszam jesli pominęlam) przewija się motyw poczucia winy wobec matki, rodziców ...w zwiażku z czym?!!!!!!!

 

W związku z tym, że ja mam głębokie POCZUCIE - nie przekonanie (!), ale poczucie - że nie wolno mi czuć, odczuwać, istnieć (emocjonalnie), mieć swoich potrzeb, nie mówiąc już o chęci uniezależnienia się i życia swoim życiem. Mam silne POCZUCIE, że to egoizm. Że zwracanie uwagi na to, co czuję, czego chcę, pragnę ja - to egoizm. I za ten "egoizm" mam poczucie winy. Odczuwam to wszystko tak, jakby moje poczucie własnej tożsamości (którego teraz nie mam, albo jest liche) było wręcz ciosem w stronę mamy, a raczej babci - która bardziej była dla mnie matką, niż moja własna... Chodzi o kobiety, które są w mojej psychice chyba bardziej niż te fizyczne osoby obok - chociaż tego też nie jestem pewna... WIEM, że własna tożsamość to nie egoizm, mogę sobie racjonalizować, "zmieniać myślenie", filozofować, ale CZUJĘ, że tak jest... Jak budzi się we mnie jakaś emocja albo potrzeba to od razu pojawia się POCZUCIE winy :cry:

 

-- 22 cze 2011, 08:39 --

 

Czy czujecie sie "winne" tego ze jesteście "słabe" = chore na depresję i zaburzenia osobowości?!

 

Nie, za to akurat siebie nienawidzę.

(Siebie? Czy tak naprawdę matkę i babcię?)

Matkę i babcię - że (podobno mimowolnie i nieświadomie) nie dały ciepła i zrozumienia i dlatego teraz mam takie problemy z emocjami.

Siebie - że teraz nie potrafię z tego wyjść.

 

-- 22 cze 2011, 08:45 --

 

I chodzi o to, zeby te informacje, ktore ona nam zapisala na dysku ignorowac, gdy pojawiaja sie nowe obliczenia. :D

 

Ignorować to raczej bez sensu. Wyobraź to sobie - słyszysz ciągle w głowie krytyka, etc. - i starasz się to olewać... I tak całe życie...? ile sił na tą "olewkę" idzie! A poza tym - dlaczego biernie olewać? Chyba bardziej sensowne jest to, aby zacząć na to WRESZCIE reagować. Że jakim prawem ktoś Ci coś takiego mówi i robi, i dlaczego nie ma serca, że jest bezczelny i bezduszny albo apodyktyczny (wstaw to, co pasuje) twierdząc tak. I jak my się z tym czujemy - to przede wszystkim. Wygląda to trochę na rozmowę z samym sobą w tym momencie, heh, ale w sumie w terapii dlatego porusza się dzieciństwo, bo stamtąd pochodzą te "informacje".

 

-- 22 cze 2011, 08:52 --

 

jak mnie przyjmą, nie zgodzę się, wiem, to egoistyczne że teraz zajmuję komuś miejsce,

 

Ale dlaczego zajmujesz "komuś" miejsce? To będzie przecież TWOJE miejsce. W dodatku ja będę na Ciebie czekać :smile: I co z tego, że nie jesteś zmotywowana, etc.? To TEŻ jest temat na terapię. Że nie masz motywacji, ani sił - widocznie tak bardzo Cię męczą Twoje przeżycia, że nie starcza sił na co innego. Ja też nie mam sił, nie mam nawet pojęcia, jak dojadę do Krakowa, bo jestem zmęczona i spowolniała... Nie jesteś więc sama. A brak motywacji do terapii może być spowodowany lękiem - przed zaufaniem, przed poruszaniem tego, co bolesne, przed usłyszeniem kolejny raz takich bzdur, że masz się modlić albo starać o rentę (jak tak można człowieka powierzchownie traktować, indoktrynować i spisać na straty?!).

 

-- 22 cze 2011, 09:04 --

 

Z tą wszczepioną w mózg, da się uporać?

Czyli trzeba zmienić nasze wyobrażenie o Niej?

 

Nieeeeeeee. To (moim zdaniem) zupełnie nie tak. Dlaczego i jak zmienić wyobrażenie? Wręcz przeciwnie - trzeba zacząć nazywać fakty i swoje odczucia po imieniu. Czyli dążenie do prawdy - odzieranie się z iluzji, marzeń i wyobrażeń. Jak NAPRAWDĘ odczuwaliśmy relację z mamą - i jak ona naprawdę reagowała na nasze problemy, emocje, etc. Konkrety. I WRESZCIE zacząć na to REAGOWAĆ adekwatnie, stanąć po swojej stronie, zacząć mówić, jak się wtedy czuliśmy. Bo zobacz - dopóki wyobrażasz sobie, że matka była ok, że biedna była, nie taka zła - to winę zwalasz na siebie i to ty w swoich oczach jesteś nie-ok, zła, winna, taka i owaka, no i poczucie własnej wartości leży. Gdy jako dziecko np. słyszałam krytykę i krzyki matki to dla zachowania dobrego obrazu matki (dla poczucia bezpieczeństwa) obwiniałam siebie - że widocznie to ja taka beznadziejna byłam, że zasługiwałam na wieczne wrzaski i wyzwiska. A teraz mogę zacząć mówić, jak bardzo mnie to rani i jak wielki żal mam do niej za tę krytykę, że to bez serca było. I to niekoniecznie chodzi o rozmowy z matką tu i teraz. Chodzi o stawanie po swojej stronie, w swojej głowie. Łatwiej powiedzieć, trudniej wykonać, ale to chyba ten trop...

P.S. Piszesz o tym, że mama też mogła mieć trudną historię, problemy, itd. Tak, jasne. Ale, zobacz - moje trudności z emocjami pochodzą z dzieciństwa - z czasów, gdy ja nie musiałam tego rozumieć, jej rozumieć i nie rozumiałam. Tak, jako dorosła potrafię sobie wytłumaczyć, że moja matka coś tam coś tam, że pewnie źle nie chciała, ale co z tego? To mi pozwala jej nie ukatrupić teraz z gniewu ;) ale nie skoryguje moich zaburzeń osobowości, czyli problemów z emocjami. Chyba nie da się wyleczyć swoich uczuć bez przyjęcia perspektywy dziecka.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi się fantastycznie zmieniły stosunki z rodzicami jak sie wyprowadziłam...wtedy dopiero zaczęli mnie dopieszczać, odwiedzać...była sielanka...do czasu aż m zaczęły uczucia zanikać.....teraz się strasznie martwią...mama się wkurza, dlaczego ja chcę iść do 10-tego szpitala...nie mogę jej powiedzieć, ze dla mnie wizyta u prof R była niesatysfakcjonująca...że postawił diagnozę na odstawie mojego opisu wysłanego mailam, w którym tysiąc razy zastrzegłam, że tak się boję schizofrenii prostej, że jak to stwierdzi, to moje myśli samobójcze staną się nie do wytrzymania...to był taki mój mechanizm obronny...napisałam mu to, bo choć w głębi ducha podejrzewam u siebie schizofrenię prostą, to bardzo się jej boję i nie wytrzymywałam myśli, że mógłby to stwierdzić, więc w ramach mechanizmu obronnego nie do końca świadomie napisałam jak histeryczka.Sądzę, że tak pomyślał i pomyślał, że to nie schizofrenia.Sądzę, że on pomyślał jak większość lekarzy, że ktoś kto się tak boi schizofrenii, nie może jej mieć, że nie byłby świadomy. No i jeszcze inne względy, o których nie chcę pisać...jestem nieusatysfkacjonowana wizytą u prof R. Liczyłam na to, że weźmie mnie na oddział na obserwację. Dlatego chcę iść na niezależny oddział. I w konsekwencji diagnozy - jeśli to taka przedziwna depresja - to czy możliwa jest ketamina, a jeśli to schizofrenia prosta - to jak mam z nią żyć i uzmysłowienie moim rodzicom, że cierpię na nieuleczlaną, straszną chorobę psychiczną i że nie mogą ode mnie wymagać normalnego życia. Taki mam plan. Żeby to się w końcu wyjasniło tak na 100%. Gdzieś, gdzie ja bym zaufała diagnozie. Bo kszmarem jest żyć w takim zawieszeniu, a leczenie (antydepresanty+psychoterapia) nic nie zmieniają.

 

Ja też myślę, że wojna jest jednym z najgorszych koszmarów. Właśnie czytam "Pamiętniki z powstanie warszawskiego" Białoszewskiego... polecam wszystkim, którzy nie mogą się oderwać od żalu do matki itp.

Naranja, czy jesteś pewna, że Twój fatalny stan ma tylko podłoże psychologiczne? Że to tylko żal do matki? Czy nie uważasz, że to dziwne, że nie możesz się realizować jakoś inaczej i znaleźć ciepło, zrozumienie, satysfkację, miłość od innych ludzi? Czy bierzesz pod uwagę, że tak długo utrzymująca się depresja może mieć podłoże biologiczne?

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, jestem zaskoczona Twoją odpowiedzia co do poczucia winy ...chociaż ..hmmm, obraz człowieka, tego jak sam siebie odbiera i co sobie o sobie mysli kształtuje sie pod wpływem niejako "odbijania" sie jak w lustrze w "oczach" czyli odbiorze przez najbliższych i w sumie masz rację ze trudno myśleć o sobie pozytywnie jak kazdy Ci mówi ze jestes beznadziejna...

Pamietam jak jako nastolatka byłam pełna optymizmu i wiary w siebie , kochałam modę i tworzenie stylizacji :lol: i ...co poszłam aby zapytac mamy ona ZAWSZE mi odpowiadała " daj spokój, zobacz jak TY wygladasz....no beznadziejnie, nogi za grube ,no wogóle ...daj spokój, ubierz sie "normalnie" :mrgreen: " ...pamietam co czułam ...tego nawet nie da sie opisać ... ale po pierwszym "szoku " emocjonalnym szłam do taty i jego pytałam " może byc?, mogę tak iść ubrana?" i on zawsze mi mówił ze wygladam pięknie ...i chyba to mnie "ratowało" ,ze juz wtedy nie zwariowałam ..

 

naranja, czy ten temat przepracowywałaś na terapii? On mi się wydaje kluczowy, no bo jaka można życ ...a jednoczesnie miec "poczucie winy" ze sie istnieje...

Aco do nazwania tego co się tu i teraz czuje to sie zgadzam..psychoterapeutka podsuneła mi aby w momencie jak matka mnie krytykuje, moje postępowanie itp powiedziec " wiesz co mamo,zamiast tego wolałabym usłyszec ze mnie kochasz..." i wiecie co ...nie potrafie :hide: ...nie potrafie BEZ EMOCJI jej tego powiedziec ! Od razu mi sie łzy zbierają ... :roll: ,tak wiec póki co nie zrealizowałam tego pomysłu.

btw. teraz tez mi sie "oczy spociły" :(

 

Korba, ja sie w Twoim temaci enei wypowiadam...nie znam 7f i ...tak naprawdę mimo ze od kilku dni myśle "co bym zrobiła " na Twoim miejscu to nadal nie wiem ,ale ...widzę ze TY zaczyansz wiedziec,to super,trzymam za Ciebie kciuki,abys była pewna swojej decyzji jaka by ona była.Zobaczyłam tez ze lepiej Ci jak pracujesz ,to dobrze..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

naranja, czy ten temat przepracowywałaś na terapii? On mi się wydaje kluczowy, no bo jaka można życ ...a jednoczesnie miec "poczucie winy" ze sie istnieje...

 

Mnie się na tym etapie też wydaje kluczowy, tak go odczuwam. Bez tego chyba nic nie ruszy. Wałkuję to na terapii od trzech-czterech sesji. Mnie chyba lata zajmie, aby się od tego uwolnić, jeśli to w ogóle możliwe...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

WItam czyjak biore antybiotyk amotaks to czy nie bedzie problemów jak oddam krew na igg igm na baolerioze? czy pokaze tak jak ma pokazać ? czy antybiotyk z fałszuje wyniki?

 

no lepiej by było, gdybyś nie brał w tym czasie antybiotyków i nie robił badania również bezpośrednio po zakończeniu kuracji antybiotykowej, gdyż może to zafałśzować wyniki. chyba, że są to antybiotyki rozbijające cysty borelii (np. metronidazol). ja bym na Twoim miejscu poczekała jakiś czas.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W depresji obniżony nastrój rozciąga się w skali – na jednym końcu jest rozpacz i niepokój, a na drugim zobojętnienie i zanik emocji.

 

Często pacjenci mówią, że nic ich nie cieszy, a nawet, że nie potrafią już nikogo kochać. Jest to związane z drugim objawem osiowym. Dawniej nazywano go anaesthesia dolorosa, czyli znieczulenie bolesne – pacjent czuje się wyzuty z pozytywnych uczuć.

 

-- 22 cze 2011, 09:56 --

 

malibu napisał(a):

naranja, czy ten temat przepracowywałaś na terapii? On mi się wydaje kluczowy, no bo jaka można życ ...a jednoczesnie miec "poczucie winy" ze sie istnieje...

Mnie się na tym etapie też wydaje kluczowy, tak go odczuwam. Bez tego chyba nic nie ruszy. Wałkuję to na terapii od trzech-czterech sesji. Mnie chyba lata zajmie, aby się od tego uwolnić, jeśli to w ogóle możliwe...

Brzmi to dla mnie kosmicznie...jak można mieć poczucie winy, że się istnieje??????????? Względem kogo? Matki? Boga? Społeczeństwa? Przyznasz, że racjonalnie patrząc, to nonsens...no ale ja wiem, że uczucia nie są racjonalne...od czego to Ci się zaczęło? Co pierwsze wywołało w Tobie poczucie winy, że istniejesz? To straszne, że przez taki - naprawdę NONSENS ( nie piszę tego, żeby Ci umniejszyć, tylko, żebys spojrzała z boku)- tak cierpisz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×