Skocz do zawartości
Nerwica.com

Psychoterapia nie działa


KrzysztofT

Rekomendowane odpowiedzi

Jak ja bym chciał mieć takiego terapeutę, do którego chodziłbym z zaufaniem, że mi pomoże. Dodatkowo, żeby był moim przyjacielem, mógłbym zadzwonić w chwili kryzysu, żeby się poradzić. Najlepiej grupę kilkoosobową ekspertów, która za mną by chodziła i prowadziła nade mną badania, żeby mi pomóc. Może wtedy coś by zdziałali. Bo aktualnie terapie mi nie pomagały, nad czym ubolewam, bo moje życie jest jałowe od dobrych paru lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak ja bym chciał mieć takiego terapeutę, do którego chodziłbym z zaufaniem, że mi pomoże. Dodatkowo, żeby był moim przyjacielem, mógłbym zadzwonić w chwili kryzysu, żeby się poradzić. Najlepiej grupę kilkoosobową ekspertów, która za mną by chodziła i prowadziła nade mną badania, żeby mi pomóc. Może wtedy coś by zdziałali. Bo aktualnie terapie mi nie pomagały, nad czym ubolewam, bo moje życie jest jałowe od dobrych paru lat.

 

z tego co pamiętam masz schizofrenię - Twój psychiatra ma być Twoim partnerem z którym będziesz dzielił się, dzwonił w chwili kryzysu i jego możesz się rodzić - i życzę się żebyś miał takiego lekarza

psychoterapia jest tylko dodatkowo i określony typ - inny rodzaj mógłby Ci tylko zaszkodzić

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

devnull spotykasz się z człowiekiem, a oczekujesz, że on stanie się nagle bogiem i przemagluje Ci tak "łepetynę", aż poczujesz się... "zdrowy". Skąd ja to znam :105: . Doświadczenie uczy, że to właśnie (wygórowane) oczekiwania są źródłem problemów.

 

No dobra, to co jest w stanie zrobić terapeuta czego ja nie jestem w stanie zrobić ?

Wygórowane, nie sądzę, gdyby mi pomógł chociaż na 20% moich zaburzeń byłoby dobrze,

a nie marzę nawet o 100% uzdrowieniu. Więc hola hola...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

devnull relacji sam ze sobą nie stworzysz. Jeżeli będziesz "w stanie" robić wszystko samemu, to w końcu, porośniesz jak taki kołek.

Ktoś kiedyś napisał "Rozpocznij tam, gdzie jesteś. Wykorzystaj, to co masz. Zrób to, co możesz." - myślę, że powinieneś się nad tym zastanowić.

 

Poza tym te procenty, to liczysz proporcją czy jak? :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest takie wschodnie powiedzenie- Jak uczeń jest gotów to i mistrz się znajdzie.

Te wszystkie osoby które źle trafiają z terapeutami albo przerywają terapię chociaż dobrze się zapowiada, albo mają inne problemy uniemożliwaijące im terapię, tak w głebi siebie nie chcą się zmienić a próbują jedynie jakoś przetrwać. Bo zmiana siebie, stanie się kimś innym niż sie jest, budzi tak ogromne lęki że człowiek podświadomie nie chce za żadne skarby do tego dopuścić. Łatwiej jest przeżywać swoje znane lęki i cierpienia niż mierzyć się z czyms nowym i nieznanym. A do tego potrzebna jest ogromna odwaga.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest takie wschodnie powiedzenie- Jak uczeń jest gotów to i mistrz się znajdzie.

Te wszystkie osoby które źle trafiają z terapeutami albo przerywają terapię chociaż dobrze się zapowiada, albo mają inne problemy uniemożliwaijące im terapię, tak w głebi siebie nie chcą się zmienić a próbują jedynie jakoś przetrwać. Bo zmiana siebie, stanie się kimś innym niż sie jest, budzi tak ogromne lęki że człowiek podświadomie nie chce za żadne skarby do tego dopuścić. Łatwiej jest przeżywać swoje znane lęki i cierpienia niż mierzyć się z czyms nowym i nieznanym. A do tego potrzebna jest ogromna odwaga.

 

Zgadzam się całkowicie !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

devnull relacji sam ze sobą nie stworzysz.

Murphy, nie można było tego lepiej ująć ;)

 

Tylko i tak znajdzie się ktoś, kto stwierdzi, że relacje to może stworzyć równie dobrze z kumplem, któremu może się wygadać i nie płacić za takie "pogaduchy" jak terapeucie. Ale to tylko tacy, którzy nie bardzo się orientują, na czym relacja terapeutyczna polega albo kiepsko trafiali - a niestety w Polsce terapeutów z powołania jest jak na lekarstwo.

 

-- 08 sie 2014, 09:58 --

 

Jest takie wschodnie powiedzenie- Jak uczeń jest gotów to i mistrz się znajdzie.

Te wszystkie osoby które źle trafiają z terapeutami albo przerywają terapię chociaż dobrze się zapowiada, albo mają inne problemy uniemożliwaijące im terapię, tak w głebi siebie nie chcą się zmienić a próbują jedynie jakoś przetrwać. Bo zmiana siebie, stanie się kimś innym niż sie jest, budzi tak ogromne lęki że człowiek podświadomie nie chce za żadne skarby do tego dopuścić. Łatwiej jest przeżywać swoje znane lęki i cierpienia niż mierzyć się z czyms nowym i nieznanym. A do tego potrzebna jest ogromna odwaga.

To, co napisałaś, bardzo dobrze odzwierciedla to, co akurat przeżywam mocno w mojej terapii!

Nowe, opuszczenie "diabła znanego"... to mój etap. Czuję, że się rozsypuję na drobne kawałki i nie wiadomo, co z tego będzie i jak będzie. Przerażające to...

Zgadzam się, że mnóstwo osób chodzi do terapeutów nie po to, aby się zmienić, lecz aby przetrwać swoje cierpienia opierając się na kimś w swojej niedoli i tyle, choć wcale nie muszą być tego świadomi, więc nie wiedzą, dlaczego terapia nie pomaga. Tylko że dobry terapeuta powinien umieć to pokazać tak, aby pacjent nie poczuł się zaatakowany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie w początkowym okresie terapeuta zapytał po co ja tak naprawdę chodzę na terapię. Zastanowiłam się głeboko i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu zrozumiałam że po uwagę terapeuty. Wstyd mi było do tego się przyznać bo byłam przekonana że po to aby nad sobą pracować i się zmieniać.

Bałam się też że jak mu powiem prawdę to on mnie wywali z terapii. Ale dla niego to było oczywiste że takie osoby są tak bardzo spragnione uwagi, bo jej nie dostawały w dzieciństwie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czuję, że się rozsypuję na drobne kawałki i nie wiadomo, co z tego będzie i jak będzie. Przerażające to...

Fakt byl taki okres kiedy przestalam wiedziec kim jestem...juz nie bylam ta co przedtem ale jeszcze nie ta ktora mialam sie stac.... i ten czas pomiedzy byl straszny

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...juz nie bylam ta co przedtem ale jeszcze nie ta ktora mialam sie stac....

Ooo, mniej więcej tak się teraz czuję. Choć.. jedną nogą stoję ciągle w patologii, a jedną w zdrowieniu. To pierwsze się zaczyna walić, a drugie jeszcze nie zbudowane. Taki misz-masz.

 

Rozumiem Candy, że udało Ci się ten etap przejść i z czasem powoli budować z tych kawałków siebie zdrowszą?

Ja się boję, że rozpadnę się całkowicie i nic ze mnie nie pozostanie. Albo że nie będę umiała się poskładać. Ale jednak mam taką nadzieję:) Oczywiście rozmawiam o tym z terapeutką. Ona jest taka spokojna, nie wpada w panikę, jak ja, pozwala mi zrozumieć, co się ze mną dzieje i zachowuje się tak, jakby to był normalny etap zdrowienia, choć trudny i ryzykowny. Jej spokój w jakiejś mierze się mi udziela, ale i tak jest to straszne.. dziwnie się czuję, tak obco ze sobą teraz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja zacznę się zmieniać w kogoś innego wtedy gdy zacznę nawiązywać kontakt z odszczepioną częścią i zacznę czuć. Przeraża mnie to bo stanę się nową osobą, kimś nowym, innym niż jestem i nie wiem kim. A ta obecna zniknie na zawsze. Ja się czuję tak jakbym się szykowała do zniknięcia, do tego że przestanę istnieć. I co mi z tego że na moje miejsce narodzi się ktoś inny jeżeli ja zniknę? Zapomnę wszystkie moje obecne, sztuczne emocje, zapomnę dlaczego tak reagowałam, zapomnę co czułam. Ale to nastąpi jeszcze nieprędko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeraża mnie to bo stanę się nową osobą, kimś nowym, innym niż jestem i nie wiem kim. A ta obecna zniknie na zawsze. Ja się czuję tak jakbym się szykowała do zniknięcia, do tego że przestanę istnieć. I co mi z tego że na moje miejsce narodzi się ktoś inny jeżeli ja zniknę?

Też mam podobne rozkminy w głowie, ale powoli próbuję to sobie układać...

 

Nie ma raczej opcji, aby stać się kimś totalnie innym, w tym sensie, że miałaś taką, a nie inną historię życia, jesteś tym, kim jesteś ze swoimi doświadczeniami, temperamentem, itd. Chodzi chyba o to, aby zmienić patrzenie i przeżywanie siebie, aby ten sposób przestał być zaburzony, błędny, fałszywy, w różnym rozumieniu tego słowa... aby zniknął dyskomfort i nadeszła ulga. Aby z tych kawałków budować poczucie jedności i wreszcie poczuć, kim się JEST, naprawdę. Przypuszczam, że na początku może to być dziwne-nowe, bo nieoswojone, ale w ogólnym rozrachunku uwalniające, muszę w to wierzyć, bo co mi zostaje..?

I może na tę siebie "przeszłą" będzie można kiedyś popatrzeć tak, że to był potencjał mnie, który spał, ja śniłam na jawie i w zafałszowany sposób radziłam sobie z rzeczywistością (i moją wewnętrzną i zewnętrzną), a teraz to naprostowałam. Ale ciągle byłam "ta sama", jeśli wiesz, o co mi chodzi, terapia ani ze mnie ani z Ciebie nie zrobi tabula rasa, nie ma takiej opcji/ryzyka więc nie znikniemy :) nie da się wymazać doświadczeń, emocji i popędów, które w nas są, to przecież niemożliwe i nie o to zresztą chodzi - raczej nie o wymazanie, ale takie "namazanie", pomalowanie, aby było lepiej ;) Myślę, że to dotyczy wszystkich, bo nawet sama nazwa zaburzenie OSOBOWOŚCI świadczy o tym, że pod spodem się ją ma, takie zalążki osobowości, które z lęku się trzyma w osobnych szufladkach, często totalnie zamkniętych, nie pozwala się im rozwinąć. Nie wiem, jak Ciebie, ale mnie takie podejście nastraja optymistycznie, choć przerażona jestem swoją drogą...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Temperamentem? A jaki ja mam temperament? Nawet tego nie wiem. Nie wiem co lubię a czego nie lubię, nawet nie wiem kogo lubię. Wiem tylko co obecnie bardziej lubię a co mniej lubię. Za jakiś czas znów to się zmieni. Niczego o sobie nie wiem. Kiedyś byłam zupełnie inną osobą ale też nie byłam sobą. Ciągle mam nowe zmieniające się sztuczne osobowośći.

Nie ma we mnie ciągłośći.

To znaczy jest ciągłość w pewnym zakresie, w moich negatywnych uczuciach, lęku, poczuciu winy, poczuciu gorszośći. Te same uczucia przewijają się przez całe moje życie i są niezmienne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja po tym że teraz czuję się że jestem na dnie a inni którym pomagałem są szczęśliwi w swoich rodzinach a mnie olali już dawno nie czuję zaufania do nikogo w moim otoczeniu. Terapeutka zawsze mi wmawia to samo pomimo zachowań mizantropijnych, uczuciowych i ogółem wahań nastroju które mi się relatywnie często zdarzają. Że właśnie jestem nastawiony wrogo do otoczenia i nikogo nie dopuszczam do siebie i mam swoją "czerwoną linię". A jak mam się zachowywać skoro wszyscy mnie wydupili na życiu kiedy ja się poświęcałem dla nich? Żałuję że nie byłem zimnym sukinsynem i nie mówiłem żeby se sami radzili. A teraz mają wielki pretekst że to ja jestem taki nieporadny i dlatego jestem tu gdzie jestem. Teraz jestem rozdarty bo są we mnie 2 osoby: jedna mi mówi bym komuś wreszczie zaufał bo na starość to nawet nie będzie kogoś kto mnie pochowa ale druga mówi że przez takie zaufanie jestem na dnie i krzyczy prosto z mostu - pierdol takie uczucia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem Candy, że udało Ci się ten etap przejść i z czasem powoli budować z tych kawałków siebie zdrowszą?

Dokladnie i o wiele bardziej teraz siebie lubie. Nauczylam sie zdrowego egoizmu, asertywnosci, stawiania granic. Teraz doskonale wiem czego chce a czego nie chce i potrafie to jasno wyrazic nawet jezeli otoczeniu to nie pasuje. Pokonczylo mi sie sporo znajomosci ktore bazowaly na mnie i na tym ze nie potrafilam odmawiac. Teraz jezeli na cos nie mam ochoty, czasu albo po prostu czuje ze ktos chce mnie wykorzystac reaguje stanowczo bez wzgledu na to co sobie pomysli. Moj komfort jest najwazniejszy. No i poznalam nowych , swietnych ludzi ktorym pasuje to jaka teraz jestem. Czuje sie z nimi o wiele bezpieczniej i swobodniej bo oni tez umieja stawiac granice. Zawsze bylam jakas uposledzona jezeli chodzi o towarzyskie gierki, nigdy nie potrafilam zlapac zaowalowanych sugestii i cenie sobie to ze mowia wprost.

W kazdym razie ten okres pomiedzy kiedy dopiero sie tworzylam i zmienialam byl koszmarny. Ale warto bylo

 

-- 09 sie 2014, 14:19 --

 

Ja po tym że teraz czuję się że jestem na dnie a inni którym pomagałem są szczęśliwi w swoich rodzinach a mnie olali już dawno nie czuję zaufania do nikogo w moim otoczeniu.

Semir, to jest dobry czas zeby zaczac cos zmieniac. U mnie zaczelo sie kiedy olali mnie nawet najblizsi i cos we mnie wtedy peklo. Zrozumialam ze tylko ja sama jestem swoim przyjacielem albo wrogiem i musze wybrac kim chce dla siebie byc. Poszlam na terapie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14,

Semir, to jest dobry czas zeby zaczac cos zmieniac. U mnie zaczelo sie kiedy olali mnie nawet najblizsi i cos we mnie wtedy peklo. Zrozumialam ze tylko ja sama jestem swoim przyjacielem albo wrogiem i musze wybrac kim chce dla siebie byc. Poszlam na terapie ;)
Z tym że ja cały czas jestem na terapiach nie mieszkam sam jak na razie wokół mnie pełno jest ludzi od tego jednak na dłuższą metę to mnie wykańcza i chcę czasem się zaszyć by coś przemysleć. A poza tym moje życie właśnie opiera się na takich sytuacjach. Rodzina,znajomi, dziewczyny moich przyjaciół, przyjaciele i partnerzy(dawni i przyszli) moich partnerek czy nawet osoby z zewnątrz zupełnie mi nie znane wszyscy walczą ze wszystkimi a ja bywam często tym cholernym epicentrum. To mi nie daje o tym wszystkim zapomnieć choć bardzo bym chciał :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest takie wschodnie powiedzenie- Jak uczeń jest gotów to i mistrz się znajdzie.

Te wszystkie osoby które źle trafiają z terapeutami albo przerywają terapię chociaż dobrze się zapowiada, albo mają inne problemy uniemożliwaijące im terapię, tak w głebi siebie nie chcą się zmienić a próbują jedynie jakoś przetrwać. Bo zmiana siebie, stanie się kimś innym niż sie jest, budzi tak ogromne lęki że człowiek podświadomie nie chce za żadne skarby do tego dopuścić. Łatwiej jest przeżywać swoje znane lęki i cierpienia niż mierzyć się z czyms nowym i nieznanym. A do tego potrzebna jest ogromna odwaga.

 

A skoro ja chcę bardzo się zmienić ?

Dla mnie jakaś zmiana byłaby czymś niesamowitym, nie napawa mnie to lękiem, a nadzieją.

W takim razie nic już nie rozumiem.

 

>Nie wiem co lubię a czego nie lubię, nawet nie wiem kogo lubię.

 

No to jesteś zbyt zagubiona jak na osobę, której niby terapia pomogła...

 

>Ja zacznę się zmieniać w kogoś innego wtedy gdy zacznę nawiązywać kontakt z odszczepioną częścią i zacznę czuć. Przeraża mnie to bo stanę się nową osobą, kimś nowym, innym niż jestem i nie >wiem kim. A ta obecna zniknie na zawsze. Ja się czuję tak jakbym się szykowała do zniknięcia, do tego że przestanę istnieć. I co mi z tego że na moje miejsce narodzi się ktoś inny jeżeli ja zniknę? >Zapomnę wszystkie moje obecne, sztuczne emocje, zapomnę dlaczego tak reagowałam, zapomnę co czułam. Ale to nastąpi jeszcze nieprędko.

 

No to masz nierealne wymagania względem terapii, bo to o czym piszesz nie zdaży się nigdy, chciałabyś wymazać siebie niczym dysk twardy w komputerze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A jak mam się zachowywać skoro wszyscy mnie wydupili na życiu kiedy ja się poświęcałem dla nich? Żałuję że nie byłem zimnym sukinsynem

To są dwie skrajności... Między byciem skurwysynem, a poświęcaniem się dla innych są inne postawy.

Co właściwie było dla Ciebie tym poświęcaniem się?

 

-- 10 sie 2014, 09:46 --

 

W kazdym razie ten okres pomiedzy kiedy dopiero sie tworzylam i zmienialam byl koszmarny. Ale warto bylo

Candy, dzięki za powiew optymizmu! Choć to swego rodzaju offtop w tutejszym wątku ;)

 

-- 10 sie 2014, 09:53 --

 

Rodzina,znajomi, dziewczyny moich przyjaciół, przyjaciele i partnerzy(dawni i przyszli) moich partnerek czy nawet osoby z zewnątrz zupełnie mi nie znane wszyscy walczą ze wszystkimi a ja bywam często tym cholernym epicentrum.

A przyszła Ci taka myśl, że to Ty się w tym epicentrum stawiasz, z jakiegoś powodu? Przecież nie musisz. Obiektywnie rzecz biorąc masz możliwość wyjścia, gdy Ci coś nie pasuje, masz możliwość zrezygnowania z tych znajomości, masz wybór czy stawiać im granice czy być biernym, możesz próbować nowych reakcji, możesz wyjść z roli tego epicentrum - oczywiście po to jest terapia, aby potrafić to wszystko z czasem wdrożyć w działanie. A przedstawiasz sytuację tak, jakby nic od Ciebie nie zależało, bo inni są tacy i siacy.

 

-- 10 sie 2014, 10:00 --

 

A skoro ja chcę bardzo się zmienić ?

Dla mnie jakaś zmiana byłaby czymś niesamowitym, nie napawa mnie to lękiem, a nadzieją.

W takim razie nic już nie rozumiem.

Semir, nikt nie podważa Twojej chęci zmiany :smile: Chodzi o to, że oprócz niej w człowieku jest także zarazem naturalny lęk i opór przed tą zmianą, widocznie w Twoim przypadku nie uświadomiony. Jedno nie wyklucza drugiego, paradoksalnie. Nie chcę się mądrzyć sama, więc podsyłam kilka linków dla rozjaśnienia sprawy:

http://www.pracownia-rozwoju.com.pl/blog/2013/06/kryzys-w-psychoterapii/

http://www.psychologia.net.pl/artykul.php?level=426

http://terapeuticum.blog.pl/dynamika-relacji-terapeutycznej/

http://egoterapia.com.pl/zaburzenia-zachowania/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nastia, Właściwie wszystko nie ma tu określonej rzeczy ale podczepiane to jest pod okreslenie "naiwny". Pomagałem w związkach,finansowo i ogółem starałem się być wsparciem dla innych często stawiając swoje życie na szpilce. Teraz 16 letnie dziecko ma bardziej ułożone kolorowe i dojrzałe życie. A co do skrajności to powinienem przynajmniej w pewnej części tego jebnąć drzwiami i powiedzieć radź sobie sam ja mam swoje życie które też jest ważne.

 

-- 10 sie 2014, 17:20 --

 

A psychoterapię skończyłem przed czasem bo nie mam warunków za dużo osób wokół mnie i brak czasu przez psychologa nie miałem innego wyjścia i przez to że pracuję raczej nie zmieszczę w harmonogramie psychoterapii( bo musiałbym właściwie pójść do kogoś z zewnątrz) .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W kazdym razie ten okres pomiedzy kiedy dopiero sie tworzylam i zmienialam byl koszmarny. Ale warto bylo

 

Ja okres największych koszmarów już mam za sobą a moje samopoczucie cały czas się poprawia. Więc u mnie to przepoczwarzanie się nie będzie takie straszne. Kwestia tylko aby pokonać przed tym lęki, lęki przed zmianą.

 

-- 10 sie 2014, 18:40 --

 

devnull,

No to jesteś zbyt zagubiona jak na osobę, której niby terapia pomogła...

Czy ja pisałam że jestem już zdrowa? Czy też że jestem w trakcie terapii. A czy pomaga ocenia się na podstawie zmiany, różnicy pomiędzy początkiem terapii i danym etapem. Gdy komuś poprawia się samopoczucie to znaczy że terapia mu pomaga.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×