Skocz do zawartości
Nerwica.com

nic nie czuję


reneSK

Rekomendowane odpowiedzi

Ta myśl przyszła podczas czytania książki, której bohater po bardzo ciężkich przeżyciach zmieniał się. Zewnętrznie - mimo młodego wieku, był wyniszczony jak starzec oraz stopniowo przychodziły zmiany celów, pragnień, pasji. Nie czuł potrzeby miłości, ale pewnego dnia spotkał kobietę, którą pokochał.

Trudno mi wyjaśnić dlaczego akurat wtedy mi to przyszło do głowy :)

Zmiany okoliczności mogą spowodować obudzenie się uczuć, można znaleźć to czego się chce naprawdę. To może być coś zupełnie innego niż się spodziewamy.

Może nic szczególnego nie odkryłam, ale dla mnie to nowość...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ta myśl przyszła podczas czytania książki, której bohater po bardzo ciężkich przeżyciach zmieniał się. Zewnętrznie - mimo młodego wieku, był wyniszczony jak starzec oraz stopniowo przychodziły zmiany celów, pragnień, pasji. Nie czuł potrzeby miłości, ale pewnego dnia spotkał kobietę, którą pokochał.

Trudno mi wyjaśnić dlaczego akurat wtedy mi to przyszło do głowy :)

Zmiany okoliczności mogą spowodować obudzenie się uczuć, można znaleźć to czego się chce naprawdę. To może być coś zupełnie innego niż się spodziewamy.

Może nic szczególnego nie odkryłam, ale dla mnie to nowość...

 

Samo obudzenie uczuć jeszcze do niczego nie prowadzi, bo jeśli te uczucia zostaną skierowane w złym kierunku, tj. bez szans na odwzajemnienie? Ja przez pewien czas, w wyniku wielu doświadczeń i okoliczności losowych byłam zniechęcona, negatywnie nastawiona do uczuć, zamknięta w sobie, choć na zewnątrz tego nie było widać i spotkałam w nieodpowiednim czasie kogoś, kto akurat obudził we mnie bardzo gorące uczucia. Wybuch i tyle, ale bez szans na odwzajemnienie. Doprowadziło mnie to do takiego stanu, że jedyne, czego pragnęłam, to żeby właśnie nic nie czuć. Im większe uczucie, tym większa porażka (oczywiście, nie chodziło tylko o tamtą osobę, ale o splot wielu innych czynników, np. nadzieja związana ze zmianą, nagły przypływ optymizmu, itp.) Teraz jestem jeszcze bardziej zablokowana i tym bardziej owo okazywanie uczuć mi nie wychodzi. a wygląda to mniej więcej tak, że łatwiej mi odegrać "uczucie", niż je przeżyć, tak jakby jego prawdziwość mnie przerażała i odsłaniała. I jakoś nie potrafię zdobyć się teraz na żywsze uczucia w stosunku do kogokolwiek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ludziska damy rade :<img src=:'>

choć źle ze mną obecnie i musiałem się wspomóc afobamem to jutro mój lekarz wraca z urlopu i

chce powrócić do fluoksetyny bo cipriamil gorzej na nim i tak długo zwlekałem z tym nie lubię sie prosić isc do porardni

coś z tym zrobić dopiero dzisiaj niewiem czy mężczyźni tak mają czy depresja tak z człowieka robi... wrrr

 

uważam że odpowiednio dobrane leki to podstawa żeby się terapeutyzować choć na nią jestem oporny i uparty

niewiem bo jestem mężczycną i trudnirj mówi sie o emocjach??? c\

 

czytam o męskiej depresji i dużo sie zgadza u mnie że jednak my inaczej chorujemy inaczej narzekamy inaczej wyglądają objawy i rzadzej zgłaszamy sie do lekarza...

 

znowu sie zastanawiam czy jestem w stanie lepiej żyć w domu rodzinnym bo z jednej strony nei mam wyjścia niski dochód ,renta a zdrugiej coś to blokuje pewnie matka...

 

i to sa takie sprzeczności które powodują że nieważne co zrobie i tak wrócą te dylematy jak bumerang...

 

powinny być jakieś hostele albo coś niewiem przystosowawcze w szwecji tak jest ponoc tam nie ma typowych psychiatryków

tylko bardziej zycie w pewnych warunkach i postawienie na terapie i choć zakłądałem jak sie lepiej czułem wiele rzeczy

strategie na to wszystko ,taktyke co powinienem a czego nie moge...i dupa zbita NIE WYCHODZI MI popełniam błędy...

 

np alkochol który powoduje we mnei depresje

 

reasumując kazdy wiem inaczej choruje i inaczej działają leki ale śa pewne zasady i odpowiedzialnosc w leczeniu

wiem mam tendencje do katowania sie jak mój lekarz mówi ale popełniam błędy więc jestem głupi choć lekarz uważa że jestem inteligentny ale chyba nie emocjonalnie :)

 

wiem DEPRESJA niweczy plany ,podejscie zabiera tożsamość ,uczucia ,popędy itp i możemy tu narzekać do usranej ś....

 

i wiem że łatwo mi sie pisze ale chciałbym bardziej pozytywnie wspierać ludzi tutaj choć wiem jak to trudne jak jest mi gorzej... teraz też pisze tego posta bo mi gorzej jak mi lepiej raczej mnie tu nie ma a sztuka właśnie też tu napisać

 

pozdrawiam wszystkich

 

http://www.drogadosiebie.pl/przymierze_terapeutyczne

 

wklejam linka odnośnie przymierza terapeutycznego , proszę to spisać i powiesić w ramce !!!

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja ostatnio zaczęłam tęsknić za moimi depresyjnymi myślami..wiem, że to dziwnie brzmi, ale naprawdę, przez te 4 lata czułam, przynajmniej "coś" czułam, całą gamę złych uczuć, ogromny smutek, żal, tęsknotę, wielką samotność..teraz nie ma nic, ani złych uczuć, ani dobrych, jestem pusta w środku, niby wydaje się fajne- bez myśli s., bez płaczu, super..ale wcale nie jest lepiej, jest strasznie pusto, nie umiem znaleźć nawet innego słowa, po prostu pusto.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja sie tu produkuje w poście a wy narzekacie... :smile:

 

skopana osobowosć to duży problem bo jak nie depresja to osobowość i tak błędne koło

 

zauważyłem kilka paradoksów odnośnie naszego chorowania i pomocy

 

rodzina z jednej strony chce pomóc i wiele osób pewnie z nią mieszka bo sama obecni nie dała by rady

z drugiej strony toksyczność relacji itp mamy paradoks ???owszem bo gdzie tu mieszkać jak w większosći

przypadków jak nie wszyscy jednak zaburzenia psychiczne dzieciństwo i rodzina mają na to wpływ chyba ,

lekarzem nie jestem

 

i zjednej strony powinniśmy być samodzielni ,mili , pracujący z poczuciem własnej wartości ,zaradni itp

 

i tu jest problem bo jak zwykle dużo sie o kase rozbija a raczej chory jej dużo nie ma nawet jak pracuje ale moge

sie mylić...

 

dlatego uważam po raz nty a może ja tak mam że w domu rodzinnym nie wyzdrowiejemy ale nie mam wyboru

za dużego i tu jestem ale też mało robie w tym kierunku jak narazie

 

bo trójprzymierze o tym mówi o pomocy i wsparciu rodziny ale z drugiej strony oni patrzą na nas nie czają tego

i powstaje frustracja kolejny paradoks tegoooooooo gównnnnnnnnnaaaaa dlatego proces nasz cały plan i strategia na leczenie jest bardzo trudne bo poradnia zdrowia psychicznego jedno a otoczka tego wszystkiego drugie sądze że powinno

być właśnie ale co??? hostel , ośrodek są ale sie wychodzi i wraca do gówna

 

wiem chrzanie jak pomylony chyba oddział półroczny w międzyrzeczu mnie czeka był ktoś wie jak tam jest???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

magic, toksyczna rodzina może się przyczynić do zaburzeń osobowosci jak i wywołaniu chorób psychicznych takich jak depresja schizofrenia czy CHAD, które w normalnej, zdrowej rodzinie wcale by się nie ujawniły.

 

Ja sie niebawem wyprowadzam ze swojego rodzinnego domu i jestem ciekawa, czy wpłynie to poztywnie na mój nastrój, będe miałą mniej nawrotów, czy bedzie tak samo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nowy dom nowe problemy gorzej w depresjii gdzie znowu paradoks wole być sam a z drugiej strony nie

ale w sumie obcy inaczej działa niż rodzina bo ona jest troche zmęczona i inaczej cie postrzega bo żyje

z tobą na codzień sama obecność kogoś bliskiego ja jestem facetem i wole obecnosc kobiety jednak

raz do mnie przyjechałą koleżanka i mi pomogło to przetrwać tym bardziej że ona też choruje i rozumie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

magic, nie wierze ze bedzie dobrze, moze byc tylko w miare poprawnie.znowu mam ochote rzucic wszystko w pizdu i zaczac od poczatku, tylko wtedy czuje ze potrafie. i moge sie odblokowac, bo inaczej jestem bardzo zablokowana.

kto moglby pomoc? chyba tylko dawca nowego mózgu. mózg sobie musze przeszczepic, ot co.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich.

 

Dawno już nie pisałem tutaj, myślę, że podświadomie w którymś momencie zrozumiałem, że to forum, a właściwie ten temat mi nie pomaga. Oczywiście nie mówię, że wszyscy jesteście w podobnej sytuacji, chcę tylko zwrócić uwagę, żebyście zaglądnęli w siebie i wyciągnęli wnioski. Czy dzięki temu buduję coś dobrego czy wręcz przeciwnie?

 

Spotkałem wspaniałego człowieka, który pomaga mi się zmieniać. Zmiany, owszem, małe, ale bardzo pozytywne. Ta osoba pomogła mi dostrzec mój problem wyraźniej. Co było moim problemem? Między innymi to, że nie byłem w stanie go wskazać. Byłem tak zagubiony (dalej jestem, ale mniej), że zacząłem szukać idiotycznych wyjaśnień. Że straciłem emocje, że jestem i byłem ich pozbawiony od początku. Głupio mi teraz o tym pisać, bo wtedy przyjmowałem to za prawdę absolutną, a z perspektywy czasu widzę, że w swoim zagubieniu szukałem odpowiedzi. A jestem tak skonstruowanym człowiekiem, że jedyne odpowiedzi na jakie się natykałem były negatywne, degradujące i starające się zniszczyć mnie.

 

Czemu nagle teraz zajrzałem na forum, po 2 latach milczenia? Szukałem informacji na temat aleksytymii i jeden z wyników przeniósł mnie właśnie tutaj. Może olałbym to całe pisanie, bo jest to w pewien sposób ciężkie dla mnie, ale przeczytałem post Korata, który był (jest?) jednym ze stałych bywalców tego tematu. Pomyślałem, że jestem wam to winny. Wielu z was pasuje do tej jednostki chorobowej. To co pisał Korat... Powinien za tym pójść już wtedy. Bo przeczytał znaki dobrze, ale nikt mu nie pomógł tego zobaczyć. A w aleksytymii człowiek nie jest w stanie działać samodzielnie, potrzebuje opiekuna. Wiem, że nie wszyscy mogą liczyć na takie osoby. Szczególnie absurdalne wydawać się to może starszym z was. Taki stary i potrzebuje opiekuna? Tak. Potrzebuje. To może być też psychoterapeuta tylko naprawdę trzeba znaleźć kogoś, kto podoła temu zadaniu.

 

Nie chcę, żebyście mi wierzyli bezgranicznie, bo ja sam tak kiedyś robiłem. Żyłem słowami innych forumowiczów i często mnie to wpędzało w jeszcze większe zagubienie. Po prostu zastanówcie się na spokojnie, sami to zobaczycie, jeśli to będzie prawda.

 

Stonka, wiele osób powtarzało Ci w kółko - jak to możliwe, że nie czujesz, a jesteś potwornie zmęczona i sfrustrowana. Zastanów się nad tym. Może to zmęczenie i frustracja to były właśnie jakieś emocje, których nie byłaś w stanie wyrazić. Twoje całe ciało nie mogło tego utrzymać w sobie, więc zaczynało się gotować skutkując w/w objawami. To tylko taka myśl.

 

Nie będę pisał już więcej, bo chciałbym jakiejś dyskusji, ale byłbym wdzięczny gdybyście powiedzieli mi, co u was i jak wygląda wasze życie. Co robicie. Czy coś się zmieniło na lepsze? Niestety nie mam czasu na przeglądanie 100 stron forum, a miło byłoby wiedzieć. W końcu w jakiś sposób, mimo że nie znamy się osobiście, jesteśmy towarzyszami tej zasranej niedoli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam.

Mam na imię Beata i mam 35 lat.

 

Nie wiem jak to opisać...

 

Moja mama - mój największy Przyjaciel, najukochańsza istota jaką znałam...wszystko robiłyśmy razem, miałyśmy te same zainteresowania, poglądy... jedna osoba w dwóch ciałach.

10 dni temu zmarła, po długiej walce z rakiem. Ostatnie 3 dni była już nie świadoma, tego co się dzieje (tak mówili lekarze) bo ciągle spała będąc na morfinie - wieczorem dostałam telefon ze szpitala "przykro mi, ale Pani Mama zmarła"

Siedzieliśmy....ja i tata,ze łzami w oczach, uczucie tak okrutne, nie do opisania ból, który zapewne nie jeden z nas przeżył. Ale wiedziałam i wiem do teraz, że muszę być silna, silniejsza niż mój tatko, żeby się nie załamał - w końcu byli 37 lat razem i byli bardzo zgodną i kochającą się parą.

 

Czas pożegnania, pogrzebu...

 

Myślałam... czułam że jak dojdzie do tego, że moja mama umrze, to i ja tego nie przeżyje, a co najmniej zwariuje, nie będę już tym samym człowiekiem...jednak jest inaczej.

Od pogrzebu zapłakałam tylko raz, nie czuję smutku choć bardzo mi jej brakuje.

Mam wrażenie, że nic się nie stało, żyję, śmieję się, nie mam żadnej depresji.

To mnie martwi.

 

Czy ja nie mam żadnych wyższych uczuć??

Czy takie zachowanie jest normalne??

Czy ktoś miał coś podobnego??

 

Proszę Was, podzielcie się ze mną swoimi odczuciami, doświadczeniami..czy ktoś miał coś podobnego?

 

Pozdrawiam serdecznie

Beata.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×