Skocz do zawartości
Nerwica.com

Lęk

  1. Długo myślałam nad tym co napisałam poniżej. Może ktoś miał podobnie. Wybieram się do psychiatry, ale zastanawiam się czy dobrze zrobiłam. Wahania nastroju w ciągu dnia Problemy z zaśnięciem, przebudzanie w nocy Zmienność emocji w ciągu dnia Zwiększona płaczliwość, potrafię codziennie znaleźć do tego jakiś powód, który z perspektywy czasu okazuję się głupotą Dni bądź godziny gdy mam doła, nie widzę sensu życia, nie mam na nic ochoty ani siły nic zrobić Zdarza się że coś mnie ucieszy, trwa to coraz krócej ale zdarza się Popadanie w taką jakby histerię gdzie płaczę , chcę krzyczeć, wyobrażam sobie śmierć i chcę umrzeć, tnę się , gryzę się po rękach Poczucie bezsilności, smutku, pustki, niechęć do życia Ciągłe zamartwianie się rzeczami które kiedyś nie powodowały u mnie takiego uczucia Zamykanie się w swoich myślach, w swoim świecie Problemy z zapamiętywaniem i skupieniem co według mnie jest następstwem tego że w mojej głowie jest masa myśli, rozmów co trochę burzy rzeczywistość wokół Strach przed interakcją z obcymi ludźmi jak witanie się, nawiązywanie kontaktów, problem z rozmową, patrzeniem w oczy i udzielaniem się. Na ogół w takich sytuacjach radzę sobie najlepiej po alkoholu Przez większość czasu poczucie zmęczenia braku energii żeby coś zrobić Słabe kontakty z rodzicami, rodziną Oprócz smutku, jest też dużo tego uczucia zobojętnienia, gdzie nie czuję kompletnie nic, nic mnie nie zaskoczy, nie ucieszy, nie rozzłości. Przebywanie w licznym gronie np. rodzinie, klasie pełnej ludzi wywołuje we mnie spięcie, nerwowość, zdenerwowanie, lęk, pocenie Wyraźcie proszę swoje opinie, może ktoś miał podobnie. Czy słusznie postąpiłam umawiając się do lekarza czy może wyolbrzymiam ?
  2. Cześć. Szanuje Wasz i Swój czas więc postaram się streścić, co mnie tu sprowadza... Około 3 lat temu na pewnej uroczystości zrobiło mi się słabo i niemal się przewróciłem. Błahostka, która pociągnęła sprawy znacznie dalej. Jak się zapewne domyślacie, każda taka uroczystość sprawiała, że z tyłu głowy miałem tą sytuację i sam się nakręcałem. Po pewnym czasie przełożyło się to na msze w kościele (stopniowo z nich zrezygnowałem, to i też 'problemu się pozbyłem' :)) ) , kolejki w sklepie, czasem podczas spacerów, jazdy na rowerze - ale to też nie zawsze. Oddaje honorowo krew, gdzie do punktu mam z 300 metrów. Zdarzało się, że największym wyzwaniem było dojście do tego punktu, a w nim było już wszystko ok. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Było więcej takich 'smaczków' ale z reguły obecność kogoś lub słuchanie muzyki sprawiało, że o tym nie myślałem. Niecały miesiąc temu 'nagle' zaczęło się pogarszać, tak po prostu. Zaczęło się już w pociągu, gdy wracałem ze studiów do domu na święta. Potem przez cały weekend czułem jakiś niepokój, bałem się wyjść z psem - ale wychodziłem. Wychodziłem i niemal od razu łapały mnie zawroty głowy, szybsze bicie serca... Miałem wrażenie, że ciało chce mi powiedzieć iż jest w stanie zagrożenia - ale przecież tego zagrożenia nie było. Co ciekawe, najczęściej takie 'ataki' dopadały mnie tylko w godzinach wieczornych, rano zazwyczaj mi to nie dokuczało. Jakie było rozwiązanie? Wychodziłem z psem najczęściej w godzinach porannych :)) W tym samym czasie miałem prawdopodobnie infekcję gardła, było strasznie spuchnięte i ciężko było złapać oddech. Myślę, że domyślacie się co to dla mnie oznaczało, gdy serce wali jak szalone, a mi się gardło ściskało przy braniu wdechu. ;)) Muszę przyznać, że byłem zwyczajnie przestraszony, nie wiedziałem co mi jest. Porobiłem badania, EKG, cukier, saturacja - ok. Podwyższone tsh 3ciej generacji i kreatynina. Jutro idę na dalsze badania w tym kierunku. W między czasie zdecydowałem się jednak na psychiatrę, ponieważ tak jak napisałem w przeszłości bywały 'epizody' że czułem pewien niepokój, zwłaszcza jeżeli chodziło o wszelkiego rodzaju 'czekania' - na przystanku, w kolejce, na dworcu, a czasem nawet bałem się iść do toalety czy pod prysznic - na szczęście zdarzyło się tak parę razy tylko.. Zbagatelizowałem, ponieważ nie utrudniało mi to życia AŻ tak mocno. Pani psychiatra stwierdziła u mnie agorafobię (czy jakoś tak) i przypisała leki ( mozarin + cloransen ). Po przeczytaniu ulotek myślałem, że jak je wezmę to dopiero zwariuję. Lekarz mnie uprzedził, że objawy mogą się nasilić itp. ale bardziej boję się skutków ubocznych. Wiem, że nikt mi tu tego nie powie, czy dam radę bez leków ale myślę, że warto będzie skontaktować się ponownie z psychiatrą i zaproponować najpierw samą terapię? Spróbuję dzisiaj wieczorem wyjść i zobaczyć jak organizm zareaguje. Kupiłem sobie melisę i nervosol ( oo tak, na pewno pomoże :)), czuję lekki niepokój gdy pomyślę o wyjściu ale czy od razu należy pakować się w takie leki jakie mi przypisano? Przyznam szczerze, że wzięcie leków traktuje jako osobistą porażkę. Zawsze uważałem się za osobę odporną psychicznie, zawsze byłem zrównoważony, nic mnie nie ruszało, a teraz okazuje się, że mam obawy przed wyjściem z chałupy. Wstyd i zażenowanie... ale mam zamiar wziąć ten lęk na rogi... może najpierw bez leków... Miało być krótko, a wyszło pewnie jak zwykle. Fajnie gdyby ktoś podzielił się swoją historią. Zawsze łatwiej jest dokonać czegoś czego już ktoś dokonał. Miłego dnia. Pozdrawiam M.
  3. Dzień dobry, Trochę się gubię w nazewnictwie i co do czego pasuje w tej nerwicy. Zostałam zdiagnozowana z nerwica lękową. Przeszłam w swoim życiu już przez wiele lęków. Jednak często tematy moich obsesji bardziej pasują do ocd. Od kilku miesięcy mam myśli, że może jestem lesbijką, mimo ze nigdy dziewczyny mi się nie podobały i zawsze chciałam i dalej chce być z mężczyzna. Przerażona sprawdzałam czy się podniecam czy nie. Ale do pytania przechodząc, czy może ktoś z nerwicą lękową miał lęk przed byciem osoba homoseksualna?
  4. Relkaa123

    Pomocy

    Hej słuchajcie nie wiem czy w dobrym miejscu pisze ale nie wiem co sie ze mną dzieje mam 15 lat prawie 16 i od ok 3 miesięcy męczy mnie myśl ze bede lesbijka, a wiec zaczęło się tak ze przeglądałam jakieś tiktok dziewczyn które mówiły ze sa lesbijkami itp i wtedy zadałam sobie pytanie a co jeśli ja jestem później mi taka myśl pojawiała się co jakis czas i szybko znikała pojechałam 18.07 do energylandi i zakochałam się w chłopaku tak na zabój ze ciągle chodziłam tam gdxie on był i wgl niestety musiałam jechać wcześniej i nie zdążyłam wziąść numeru ani nic pojechałam tam 1.08 wtedy juz myśli ze były strasznie natrętne i bardzo przez mie płakałam tego dnia w energylandi szukałam tego chłopaka ale nue mogłam go znalesc tam byli inni chłopacy którzy mnie jarali itp pamiętam ze cały dzień byłam wesoła i o tym nie myślałam nawet poznałam tam chłopaka który byl naprawdę przemiły i przystojny itp. Pojechałam tam ostatni raz 22.08 i juz wtedy humor był słaby troszkę bo patrzyłam na moją przyjaciółkę i dziewczyny ktore tam były i moje myśli same za mnie mówiły ladna czy nie? Ja sama próbowałam sie bronić i mówiłam ze ona mi sie nie podoba itp bo nie czułam tego jakby mi sie podobała. Pod koniec dnia popłakałam się o chłopaka bo dowiedziałam się ze on jest starszy i to sporo i raczej nie mam u niego szans itp później sie cieszyłam bo gadałam z nim itp itp po tym wyjeździe planowałam wyjechać tam jeszcze raz bardzo płakałam bo męczyły mnie te myśli przez ktore nie dałam rady myśleć o tym chłopaku itp bo jak zaczęłam myśleć nachodziły mnie myśli ze co jeśli nie bede potrafiła go kochać itp zaczęłam mieć straszne problemy z tym ze np jak zobaczę jakiegoś chłopaka to mi sie nie podoba i wiem ze nie każdy chłopak musi sie podobać ale mnie to samo z siebie paraliżowało, wyjazd niestety sie nie udał przez co przeżyłam to strasznie, dużo płakałam, dużo sie stresowałam mimo tego ze patrząc na dziewczyny jest totalnie obojętna i n8e obchidza mnie ale moje myśli nie wiem jak to nazwać chcą same oceniać te dziewczyny i zawsze muszę sobie to udowodnić mówiąc ze jest brzydka czy coś, oprócz tego strasznie boję sie ze podoba mi sie mija koleżanka a ja tego nie wiem albo ze mi sie spodoba mimo tego ze ja nawet nie myślę o żadnych dziewczynach tylko o chłopakach snia mi sie tylko oni, fantazjuję tylko z nimi (choviac teraz mam to utrudnione przez tą sytuację) zawsze podobali mi sie chłopacy zawsze śniłam o nich myśląc ze np mamy dziecko czy coś, pociąg w jakiś znaczeniu tez do nich odczuwałam itp ale od tych 3 miesięcy jestem strasznie przygnębiona bardzo się boję mimo tego ze sa dni albo nawet tygodnie ze jest okej nie myślę o tym ale później znowu to wraca ja juz nie wiem co robić pamiętam jak w czerwcu cieszyłam się każdym dziem marzyłam o chłopaku i nie miałam żadnych myśli a teraz ciągle sie boje ze spodoba mi sie dziewczyna i ze jestem lesbijka, chodzi oto ze tym dłużej o tym myślę i sie boje tym bardziej wmawiam sobie więcej rzeczy np ze moze ktoś mi sie podoba z dziewczyn a ja o tym nie wiem itp przysięgam ze większość dni to strach i płacz mam juz tego dość boje sie tez ze nigdy mi to nie przejdzie i boje sie ze to jest prawda myślałam ze to PRzejdzie ale nic nie przechodzi co mam robić? Czy będzie kiedyś tak jak dawniej? Czy beda mi sie podobać chłopacy i nie będe juz myślała ze to ze ktoś mi sie podoba z chłopaków to tylko sobie tak wmawiam? Dodam ze aktualnie podba mi sie dwóch chłopaków ale te całe myśli mnie tak męczą ze boje sie ze to nie prawda nawet mie wiem jak to nazwać, dodam też że przez ten czas tych myśli podobali mi sie bardzo chłopacy i ciągle o nich mówiłam ale teraz każda myśl mi mówi ze to moze nie prawda? Przepraszam ze pisze tak nie składnie itp ale chciałam bym być szczęśliwa itp a nie wiem kto mi może pomóc, strasznie sie boje i ciągle płaczę chce żeby bylo jak dawniej.. niech mi ktoś pomoże chce nirmalnie żyć a nie płakać proszę
  5. Witam, mam niespełna 20 lat i myślę, że rozwinęła się u mnie wyjątkowo paskudna nerwica. Mógłbym ją opisać jako życie w ciągłym niepokoju/strachu, brakiem możliwości czerpania przyjemności z życia, zerową motywacją i poczuciem ogólnego bezsensu istnienia. Moim głównym objawem jest irracjonalny, niepodparty żadnymi sensownymi powodami lęk przed zostaniem umieszczonym w więzieniu. Boję się, że nieumyślnie zrobię coś, przez co będę musiał resztę życia spędzić za kratami, albo też zostanę w jakieś przestępstwo po prostu wrobiony. Unikam między innymi jazdy samochodem, aby przypadkiem kogoś nie potrącić, albo co gorsza - nawet nie zauważyć samego wypadku i zostawić poszkodowanego na pewną śmierć. Wiem, że jest to niemożliwe, aby uderzyć w innego człowieka i zupełnie tego nie zauważyć, jednak zawsze pojawiają się u mnie natrętne myśli w stylu: czy cała podróż na pewno przebiegła spokojnie? czy samochód podskoczył bo najechałem na próg zwalniający, czy leżał tam może człowiek? Innym moim objawem jest strach o swoje życie, który objawia się najczęściej: -podczas jedzenia: a co, jeśli ktoś dodał mi do potrawy trucizny? -przed zaśnięciem: a co, jeśli ktoś podczas snu spróbuje mnie zabić? Pojawia się u mnie również strach przed chorobami, których istnienia mogę nie być świadomy i które mogą skrócić moje życie. Stan ten towarzyszy mi od kilku lat, jednak ostatnio bardzo nabrał na sile. Od czasu do czasu pojawiają się myśli samobójcze wywołane przez ogólny brak perspektywy na jakąkolwiek poprawę mojego stanu (tylko myśli, żadne realne plany ani nic w tym stylu, zresztą za bardzo boję się bólu). Zauważyłem, że moje objawy nasilają się za każdym razem, kiedy w moim życiu dzieje się coś dobrego, na przykład od niedawna jestem w związku z kochającą dziewczyną na której bardzo mi zależy, i za wszelką cenę nie chcę jej stracić. Odbyłem już wizytę u psychoterapeuty, udało nam się wspólnie ustalić, że duży wpływ na moją psychikę mogły mieć negatywne relacje z rodzicami, częste przeprowadzki czy bycie w przeszłości straszonym przez osoby trzecie właśnie więzieniem czy chorobami. Czy ktoś ma podobne objawy? Jakiekolwiek wskazówki jak zacząć żyć normalnie?
  6. Marysia91

    Witajcie ;)

    Cześć Wam, chciałam się przywitać jestem Marysia i mam 28 lat
  7. Jeśli ktoś z was stosował trening autogenny Shultza, to czy przynosił efekty? Jak się czuliście przed przystąpieniem do niego, w trakcie i po? I jak zaczynaliście? Bo na stronie Medonet jest napisane, że przez pierwsze 2 tygodnie należy ćwiczyć jedynie uczucie ciężaru, tak więc ile wtedy powinien trwać cały trening? Na innych stronach czytałam, że minimum 15 minut dziennie jest potrzebne, żeby były efekty, a na Medonet jest napisane, że 5 minut należy poświęcić na dane ćwiczenie (czyli przez pierwsze 2 tygodnie będzie to tylko uczucie ciężaru). Chciałabym się do tego zabrać, ale nie chcę czegoś zrobić nie tak jak trzeba
  8. Hej wszystkim..od kilku tygodniu zmagam się z powrotem ataków paniki. Tym razem skupiają się na tym ze wkręcam sobie ze mam zawał... serce zaczyna walić, wydaje mi się ze drętwieje mi lewa ręka, Ze boli serce itd...jestem po konsultacji z lekarzem, od jutra wracam na asentre (bardzo długo udało mi się być bez leków:( ) ale cały czas się zastanawiam czy nie iść do zwykłego lekarze po skierowanie do kardiologa? Zrobić jakieś badania serca? Pewnie nic nie wyjdzie ale już tak głęboko w to wpadłam ze nie wiem czy to uczucie w sercu to wynik paniki, czy może atak paniki spowodowany jest rzeczywiście przez jakieś problemy z sercem? Leżę w łóżku i się mecze od godziny, już nie wiem co robić z tym. Boje się ze nabawie się naprawdę jakiś problemów z sercem przez to wszystko..Albo ze zacznę jutro brać tabletki i będzie jeszcze gorzej.. poradzicie coś?
  9. Jutro czeka mnie wizyta u psychologa. Nigdy wcześniej nie byłam na takiej konsultacji. Dostałam skierowanie od lekarza rodzinnego (po skierowanie do lekarza POZ wysłał mnie laryngolog). Od dawna czuję, jakby mi coś zalegało w nosie, na początku nie utrudniało mi to funkcjonowania, ale od października ub.r. mój stan znacznie się pogorszył i mam od tego czasu poważne trudności z oddychaniam przez nos i usta. Laryngolog twierdzi, że nic w moim nosie nie widzi, ale chodziłam dotychczas do lekarzy na NFZ (do psychologa też się zapisałam na NFZ) i żadnych bardzo dokładnych badań mi nie robił. Na ostatniej wizycie wysłał mnie do psychologa (wspomniał też, że psycholog mnie pewnie wyśle do psychiatry) i kardiologa (bo czasem budzę się w nocy przez utrudnione oddychanie). I właśnie jutro mam termin. Strasznie się boję, bo poza tym podejrzeniem nerwicy wiem, że mam też inne problemy psychiczne. Jeszcze w podstawówce/gimnazjum uświadomiłam sobie, że mam niemal wszystkie objawy fobii społecznej, a niedawno doszłam do wniosku, że prawdopodobnie mam też urojenia i depresję (mam 20 lat). Boję się nawet wspomnieć o tych dwóch ostatnich, nie wyobrażam sobie, że z kimkolwiek mogłabym o tym rozmawiać. W sumie to nawet nie wiem, czy wspomnieć o czymkolwiek poza tym na co dostałam skierowanie... Bo niby o fobii jestem gotowa powiedzieć, ale i tak mnie przeraża dalsze rozmawianie o niej. Cały czas nie jestem pewna czy mam nerwicę, mam też teorię, że laryngolog po prostu nie zrobił/zlecił mi wystarczająco dokładnych badań laryngologicznych, żeby dociec co mi jest. Najchętniej bym to odwołała i siedziała w domu. Boję się, że się rozpłaczę w gabinecie, bo naprawdę nie mam pojęcia jak moje ciało zareaguje na mówienie obcej osobie o tak delikatnych i trudnych dla mnie tematach, pewnie będę się strasznie trzęsła... Nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić, a to już jutro Od czasu kiedy mama mnie zapisała do psychologa, starałam się od siebie odsuwać wszelkie myśli o tym co mnie czeka, bo wiedziałam, że bym się ogromnie stresowała. Ale teraz już mi nic innego nie pozostaje, chciałabym się jakoś przygotować (chociaż nie mam pojęcia jak to zrobić i na miejscu pewnie wszystko i tak bym zapomniała z przerażenia), a jedyne co mi się chce to płakać, że muszę tam iść... Strasznie się boję i nie wiem co robić
  10. Cześć, jestem tu nowy chciałbym podzielić się swoimi poszukiwaniami na reakcje naszego organizmu na nerwice natręctw. Od 15 lat zmagam się z nerwica, przeszedłem już wszystkie odmiany w chyba najsilniejszymi objawami jakie są możliwe. Z komplulsji mycia rąk które kończyły się wizytami u dermatologa przerodziło się w zaburzenia obsesyjno kompulsywne z przewagą ruminacji i myśli. Była juz nerwica na tle krzywdzenia bliskich która dała mi w kość, nerwica na tle "magicznego myślenia" przez które musiałem zrezygnować z wielu prac, hobby oraz większości przyjemnosci z życia. Na tle seksulanym w każdym możliwym sensie która powodowały depresję i bólem emocjonalnym. Był lęk przed schizofrenia, lek przed zwidami i urojeniami i natręctwa egzystencjonalne w sumie było tego bardzo dużo. Doprowadziło to do zaburzeń osobowsci lękowej, zależnej i obsesyjno kompulsywnej a także w mniejszym stopniu do zaburzeń lęku panicznego. Opisze tutaj lęk na tle seksualnym i jego skutkach ubocznych. Do tego nazwijmy to wypracowania zachęcił mnie mój psychiatra. Osoba z zaburzeniami obsesyjno kompulsywnymi z przewagą myśli i ruminacji, cierpiąca na odmianę obsesji na punkcie seksualności obawia się ciągle żeby nie zostać pobudzonym do nie właściwej treści która jest nie zgodna z jej/jego osobowością i preferencjami. Kiedy widzimy lub słyszymy seks nasz mózg otrzymuje impulsy do prymitywnego wzgórza mózgu które widzi to wyłącznie jako czynność seksulana jest to normalne w każdym organizmie. Podobnie jest z impulsem jedzenia, mózg otrzymuje impuls jeść nie ważne co ponieważ to już należy do naszych preferencji co chcemy zjeść. Natrętne myśli również mają treść seksulana i impulsy także są wysyłane i tu zaczynają się problemy w rozumowaniu tego procesu u osób zaburzonych. Osoba zaburzona myśli że ten impuls oznacza że coś ja podnieca i zaczyna odczuwać silny lęk. Tak naprawde nasz organizm zaczyna panikować, podnosi się ciśnienie krwi, zaczynami oddychać ciężej poprostu nasz organizm jest pobudzony, i także źle to rozumujemy zaczynamy się skupiać na naszych dolnych częściach ciała aby nie doszło do żadnej reakcji pachwinowej czyli "groinal response". Czym bardziej się skupiamy na swoich częściach ciała tym bardziej je czujemy, czujemy jak dopływa tam krew, tak jak z sobą i które cierpią na nerwice na tle krzywdzenia osób, często skupiają się że na pewno nic nie trzymaja w ręce, i dzieje się na odwrót niż by chcieli ponieważ mają przez to uczucie jakby coś trzymali. Niektóre osoby dostają erekcji lub w przypadku kobiet nawilżenia oraz orgazm jest to spowodowane ciągłymi impulsami jak wcześniej wspominałem "prymitywnego wzgórza mózgu". Czasem gdy zaburzona osoba zobaczy obraz który wywołuje u niej lęk/panikę lub dostanie natretnej myśli które kończą się ta sama reakcja dochodzi do nadaktywacji współczulnego układu nerwowego czyli reakcji "walki lub ucieczki" która może powodować niechciany wytrysk. Nasz organizm podczas lęku i stanu walki lub ucieczki nie zawsze konsultuje to z nami aby zaoszczędzić nam czas podczas tej reakcji , także nie ma to nic wspólnego z naszymi preferencjami. Pokazuje nam to najgorsze co może się przytrafić osoba z zaburzeniami obsesyjno kompulsywnymi. Tutaj są cytaty oraz części artykułow naukowych tłumaczonych z języka angielskiego " Podczas ataku paniki dochodzi do nadaktywacji współczulnego układu nerwowego. Wykazano również, że przedwczesny wytrysk jest związany z wysokim poziomem lęku i że występuje duża częstość przedwczesnego wytrysku u pacjentów z zaburzeniem paniki i fobią społeczną" " Nadmierna aktywność współczulnego układu nerwowego, w tym zwiększona aktywność dopaminy i noradrenaliny, oraz zmniejszonej aktywności serotoninergicznej występującej w zaburzeniu panicznym, może prowadzić do spontanicznego wytrysku ” "Zgłaszano przedwczesny lub spontaniczny wytrysk w przypadkach zwiększonej aktywności adrenergicznej (ataki paniki, fobia społeczna). W takich przypadkach zgłoszono nadpobudliwość i zmniejszenie aktywności serotoniny" Podczas gwałtu rowzniez dochodzi do podobnych reakcji Reakcje fizjologiczne (erekcja lub orgazm) wynikają z kontaktu fizycznego, a czasem nawet z ekstremalnego stresu. Gdy ktoś zostanie zaatakowany, może wejść w tryb walki lub ucieczki”. Reakcje fizjologiczne mogą być produktem ubocznym mechanizmu „walki lub ucieczki”, którego nasze ciało używa do utrzymania nas przy życiu, i nie odzwierciedlają faktycznej reakcji emocjonalnej ofiary na atak ani w żaden sposób nie wyrażają zgody. Nasze ciała reagują na stymulację; ktoś łaskotany może się śmiać, gdy jest łaskotany, ale to nie znaczy, że się podobało. Reakcje fizjologiczne na gwałt lub wykorzystywanie seksualne działają w ten sam sposób. Nasze ciało ma ograniczona ilość reakcji na to co dzieje się w mózgu. Np płaczemy gdy jesteśmy smutni, źli, szczęśliwi, poirytowani, wzruszeni, wystraszeni. Tutaj cytat z Wikipedii Osoba cierpiąca na OCD może stale skupiać się na tym, aby się nie pobudzać lub sprawdzać, czy się nie podnieca, a to może prowadzić do „reakcji pachwinowej”. Wiele osób cierpiących na OCD przyjmuje tę rażącą odpowiedź jako faktyczne podniecenie, podczas gdy w rzeczywistości tak nie jest. Obsesje seksualne OCD często powodują poczucie winy, wstydu, depresję i mogą zakłócać funkcjonowanie społeczne lub pracę. Około 40% osób cierpiących (liczba może być wyższa ze względu na związane z tym zakłopotanie) również zgłasza towarzyszące im pobudzenie fizjologiczne. Reakcje mogą obejmować przyspieszenie akcji serca, uczucie bycia podnieconym a nawet erekcje, zwiększone smarowanie (u kobiet) i orgazm. Ta reakcja zazwyczaj powoduje więcej zamieszania i niepewności. Jest to jednak uwarunkowana reakcja fizjologiczna w prymitywnym wzgórzu mózgu, która nie identyfikuje myśli jako seksu z określoną osobą, ale tylko seks. Zasadniczo nie świadczy to o własnych pragnieniach. Cierpimy ponieważ te reakcja uboczne są dla nas niezrozumiale przez lęk który także je powoduje, cierpimy ponieważ nie ma to nic wspólnego z naczymi preferencjami i upodobaniami. Pamiętajmy ze Mózg, umysł i My to osobne rzeczy które że sobą współpracują. Mam nadzieję że w tym trochę chaotycznym wpisie komuś pomogłem.
  11. Witam, mam 22 lata i od momentu rozpoczęcia pandemii Covid-19 (nie jestem zarażony) dopadają mnie następujące objawy. -Bóle mięśni -Napięcia mięśni -Mroczki -Biegunka -Ataki paniki -Odczuwalne bicie serca -Napływy gorąca do głowy -Gorące ucho -Mrowienia -Pieczenia -Drętwienia -Drżenia ciała -Ciężkie nogi -Uczucie pulsujących żył -Bóle brzucha, pleców i stóp -Paraliże Wszystkie objawy zaczęły się nasilać stopniowo. Mam manie sprawdzania wszystkich objawów w internecie i nakręcania się na wybraną chorobę Np.Stwardnienie Rozsiane czy zakrzepica. 3 miesiace temu odstawiłem po kilku latach energetyki i papierosy. Badanie przeprowadzone przez neurologa nie wykazało żadnych odchyleń (skierował na badanie dna oka). Morfologia jak elektrolity wyszły super. Witamina D delikatnie niska. Badanie IgG i IgM przeciw Boreliozie negatywnie. Mam normalny apetyt, a nawet przytyłem 2kg. Czy dopadła mnie Nerwica? Nie miałem spokojnego/szczęśliwego dnia od 2 miesięcy. Pozdrawiam
  12. Witam , mam pewien problem Nazywam się Krzysiek mam 22 lata zawsze byłem wesolym zwariowanym typem Wszystko zaczęło sie od tego jak wyjechałem do Anglii mieszkając już tam pewien czas pewnego wieczoru po zjedzonej kolacji dostałem tak teraz myślę " ataku paniki " serce zaczęło mj kołatać nogi uginać myślałem że umieram przyjechała karetka zbadali mnie wszystko było okej przez kolejne trzy dni dalej byłem roztrzęsiony Po około pół roku wróciłem do Polski i miałem jeszcze z 4.5 ataków zgłosiłem się do psychiatry stwierdziła że tak czasami dzieje się w moim wieku i dostałem Rexetin och jaki ja byłem po nim szczęśliwy brałem go 3 miesiące po odstawieniu było nawet okej ataków już nie mialem Ale dalej mam uderzenia gorąca piszczenia w uszach co chwilę.cos mnie kłuje wydaje mi się że jestem.chory A najgorsze są moje.mysli widzę nóż wydaje mi się że mogę zrobić komuś krzywdę chociaż to już przeszło Albo wydaje mi się że jestem złym człowiekiem (chociaż nigdy nikomu krzywdy nie zrobiłem) Zamieszkałem z dziewczyną to teraz dręczą mnie myśli czy na pewno ja kocham i nie dają mi spokoju to najbardziej mnie martwi czuje taki lęk odrazu w brzuchi Siedząc w pokoju na imprezie muszę obejrzeć wzrokiem dokładnie każdy przedmiot Często ściskam.piesci lub drapie się itd itp Te myśli czasami nie dają mi spokoju to strasznie irytujące gdy mnie to dopada czuję pustkę w środku to mega nie przyjemne macie jakieś rady?
  13. Kaska4444

    Nerwica a koronawirus

    Witam. Jak tam wasze nerwice w obliczu zagrożenia koronawirusem? u mnie jest ciężko. Miałam już ustabilizowana nerwice przez pół roku czułam się już bardzo dobrze, aż tu nagle ten wirus. Na początku to chyba jak każdy nie przejmowałam się ale od jakiegoś tygodnia sobie nie radzę. Nie popadam w jakaś paranoje nie wykupuje papieru kilogramami jak inni ani nie robię zapasów. Bardziej meczy mnie lęk przed tym ze jak już zachoruje to nie wyobrażam sobie siebie z tą nerwica w szpitalu itp itd chce być dobrej myśli bo jestem młoda mam 26 lat i to o starszych powinno się martwić ale w obliczu mojej nerwicy jest to dla mnie masakra zważywszy ze mam obsesje na punkcie mojego zdrowia. Eh wiem ze przesadzam i sama sobie to mówię ale są takie dni ze jest ciężko. A jak u was? Ma tez tak ktoś ? Czy jestem przewrażliwiona...
  14. Żyje z tym już trochę staram się chować ale gdy widzę czy słyszę dziecko serce zaczyna walić a ja mam ochotę ewakukowac się... Chcę opisać to szybko żeby mieć to z głowy bo jak to pisze to zaczyna mnie uciskać w klatce i jest duszno.. Ja i starszy brat nie mieliśmy ojców bo jego nie żyje mój uciekł do Niemiec. Kiedyś była kłótnia i obrażaliśmy sobie ojców aż brat powiedział że "twój cię wyruchał jak byłeś mały i masz dupsko pęknięte"... No i pobiegałem do mamy i powidzialem jej to... Mama mi powidziala co się stało i czemu ojca nie ma... Nie mogłem uwierzyć ale niestety.. Jak byłem mały to to coś co jest moim ojcem zrobiło mi krzywdę. Na początku to się nie odzywało ale ni stąd ni z owąt siadlo mi to na psychikę.. Że może to przeszło w genach Że ja też taki będę Itp.. To mi zjebało głowę i Serio zaczęłem myśleć o sobie w ten sposób!.. .... Wstydziłem się bo jak tu iść gdzieś i POWIEDZIEĆ SORRY NIE WIEM CZY JESTEM PEDOFILEM.... Nie czuje pociągu do dzieci i nigdy bym nie zrobił nic Mam dziewczynę kocham Ją ale nie powiem bo się boję straty jej a wtedy to serio bym się zabił. Przepraszam że piszę tak niechlujnie ale pierwszy dzielę się tym co mnie męczy. Przez to ciężko mi pracować przebywać z innymi! BO ZA DARMO CZUJĘ SIĘ WINNY I NIE IDZIE WYBIĆ Z GŁOWY TEGO... A teraz co chwila pisze z jakimś kolega i on wysle mema z jakimś księdzem czy coś takiego to się zastanawiam czy on wysyła to do mnie czy dla śmiechu nie wiem, ja chodzę obsrany ze kiedyś ktoś źle zinterpretuje moje zachowanie i połamią mi ręce czy cokolwiek co się takim zboczeńcą robi! Co ja /cenzura/ mam robić bo nie wytrzymam i w końcu skasuje sobie bo przerwę mam tylko gdy śpię a jak się budzę to 5sek i zaczyna się zabawa z krzywą fazą.... POMOC HELP ME
  15. Jakie kanały na YouTube polecacie? Mi pomogło oglądanie "twoja fobia pl" na YT. A wam?
  16. Hej. Nie jestem pewna czy to, co przeżywam, to PTSD, mimo wielu przeczytanych artykułów, więc pokrótce przedstawię problem, z którym się borykam i może ktoś mi odpowie. Trzy lata temu wpadłam w złe towarzystwo: używki, panie lekkich obyczajów i nocne wycieczki były czymś normalnym. Wtedy myślałam, że chcę komuś pomóc. Niestety okazało się, że zostałam oszukana i zmanipulowana przez osobę, która wydawała mi się wtedy najbliższa. Przez rok żyłam w przekonaniu, że ktoś śledzi mój każdy krok, że ja i moja rodzina jesteśmy na celowniku, co później okazało się prawdą, ponieważ węszenie po szemranych dzielnicach i odkopywanie niewygodnych faktów ostatecznie kogoś zdenerwowało. W międzyczasie podsyłano mi listy, kartki i e-maile z pogróżkami, miejscami spotkań i ostrzeżeniami, których groza była poparta faktami z życia codziennego. Jakby ktoś faktycznie śledził zwyczaje moje i moich bliskich. Podrzucano mi również różne substancje, a w najgorszym momencie została zastraszona nawet moja mama. Po tamtym wydarzeniu zerwałam wszelkie kontakty, zmieniłam środowisko i zupełnie się zmieniłam, co zauważyła moja pozytywnie zaskoczona rodzina. Odmieniłam swoje życie, wyparłam tamtą siebie i stałam się swoim zupełnym przeciwieństwem. Zajęłam się milionem spraw, podjęłam wiele dodatkowych aktywności, spałam po 4/5 godzin na dobę, aby się ze wszystkim wyrobić, bo tak łatwiej było mi zapomnieć. Chyba chciałam zrobić wszystko, aby nie myśleć o rzeczach, które widziałam i przeżyłam podczas tamtego okresu. Ale ten tuszowany strach i emocje powróciły w postaci koszmarów. Rzadko pamiętałam swoje sny, ale w tamtym okresie bałam się zasnąć, bo jedyne, co pamiętałam po przebudzeniu to lęk, paraliże senne, brak kontroli nad sobą niczym w nieumiejętnym świadomym śnieniu, galopujące serce. Po mniej więcej 6 miesiącach takiego życia, załamałam się na około miesiąc. Nie wychodziłam z domu, fantazjowałam o samobójstwie, miałam wyrzuty sumienia, uważałam się za człowieka gorszego sortu; uważałam, że każdy widzi, co robiłam i że zdradza mnie każdy mój niefortunny ruch, a każde wspomnienie o narkotykach czy ich zapach powodowały u mnie gniew, potem agresję. Wdałam się w dyskusję z używającymi studentami, nie panowałam nad sobą, gdy ktoś palił obok mnie, a jednocześnie ciągle chodziłam po miejscach o nieciekawej reputacji, aby "sprawdzić" czy w razie powtórzenia się sytuacji, dałabym radę znów działać jak poprzednio (nie byłam święta: kłamałam, kradłam...), mimo że serce stawało mi w piersi ze strachu. Jakoś się podniosłam, naprawiłam to, co zniszczyłam, ale niedługo po mojej rekonwalescencji zmarła moja mama i gdy po kilku miesiącach poukładałam sobie codzienność, to znowu miałam "zawieszenie". Tylko tym razem wyrzuty sumienia były jeszcze gorsze, nie miałam siły na nic, zaniedbywałam wszystkie obowiązki, ignorowałam bliskich, nienawidziłam ludzi, ale przede wszystkim samej siebie - ponownie miałam myśli samobójcze. Cudem doprowadzono mnie do psychologa i po kilku spotkaniach oraz wizycie u psychiatry zdiagnozowano u mnie ChAD. Pani psycholog wiedziała o opisanym przeze mnie roku, ale nigdy nie zgłębiałyśmy tematu - pokazałam jej jedynie kartki z pogróżkami. Przepisano mi leki i przez jakiś czas faktycznie było lepiej, ale później nastąpił dołek, który przekreślił wszystko. Brałam leki, po kilku godzinach piłam (mimo że długo po osiągnięciu pełnoletności stroniłam od używek ze strachu, że się uzależnię), aby się odciąć i uwolnić od koszmarów i myśli o tamtych wydarzeniach, znowu zaniedbywałam obowiązki i rodzinę, bo przyjaciół nie miałam (starzy odeszli, gdy przeżywałam swoją "przygodę", a nowych nie umiałam znaleźć, bo nie byłam już taka nieskalana). Znowu jakoś się podniosłam, przeprowadziłam na drugi koniec kraju i myślałam, że wszystko mam już za sobą. Ale wystarczyła rozmowa z kimś albo przejście przez pewną część miasta, abym znowu poczuła ten paraliżujący strach. Dosłownie wmurowywało mnie w ziemię, a serce zaczynało walić jak młotem. Wystarczy, że mam gorszy dzień lub jakiś element, który wspomina mi o tamtym okresie, a wyrzuty sumienia, lęk, złość i wszystkie te emocje powracają. Często mam też poczucie, że nigdzie nie pasuję; że nie jestem kimś zdegenerowanym lub szukającym kłopotu, ale nie umiem odnaleźć się w świecie ludzi, którzy nigdy nie widzieli innej rzeczywistości. Z kolei z ludźmi, którzy pochodzą z takich środowisk, potrafię znaleźć nić porozumienia. Czuję się sobą i nie muszę udawać kogoś, kim nie jestem, aby być akceptowana. Naprawdę staram się wyłuskać z tego, co kiedyś robiłam coś dobrego. Zaczęłam udzielać się w wolontariacie, który pomaga ludziom z przeszłością wrócić do codzienności. Wiem, jakie to trudne (nawet idiotyczny język, którym się posługujemy zupełnie się różni od tego z zewnątrz i trzeba się pilnować, nie tylko w przypadku przekleństw) i myślę, że w pewien sposób ich rozumiem. Teraz jest lepiej, ale nie jest jeszcze dobrze. Mam ciągle ten strach z tyłu głowy, te koszmary i wyrzuty sumienia, pociąg i jednocześnie odrazę do używek, alkoholu... Złość i rozczarowanie sobą, że kiedyś popełniłam błąd. Podczas górek jakbym tego nie pamiętała, ale każdy dołek to nie tylko depresja, ale i powrót do tamtego stanu sprzed trzech lat. Podsumowując: nie wiem, co robić. Nie wiem czy zapisywać się na terapię, a jeśli nawet, to czy wspominać terapeucie o tych zdarzeniach? Czy zgłębiać ten temat? Czy jeśli powiem, że myślę, że to PTSD, to uzna mnie za histeryczkę? Z drugiej strony tamten okres nadal paraliżuje moje życie i nie wiem jak sobie z tym poradzić. Gratuluję, jeśli dotrwałeś/dotrwałaś do końca mojego wypracowania
  17. No więc, ostrzegałam w temacie. Nie każdy chce takie rzeczy czytać. Szczególnie faceci. Otóż dzisiaj zaczęłam czuć delikatnie w podbrzuszu że może zbliżać mi się okres, a że i czas na niego to tym bardziej pewność. Ale ze nie tak dawno byłam w toalecie i dopiero delikatnie czułam coś w brzuchu, poszłam najpierw po pranie do piwnicy i zapalić. Jak wróciłam uznałam że profilaktycznie założę Podpaske bo może faktycznie to okres. Poszłam do WC, patrzę, na bieliźnie nie ma ani śladu krwi. Zrobiłam siku i jak się podcieralam to patrzę, a delikatnie widać że okres zbliża się, krwi prawie wcale, ledwo tak z siku pomieszana, papier zaróżowiony (nie mogę powiedzieć że czerwony). I nagle strach. A jak źle sprawdziłam majtki i była krew a leginsy zajęłam i położyłam na półce w łazience. To wszystko brudne, półka też... Sprawdziłam tamte majtki jeszcze raz, krwi nie widziałm. Więc założyłam nowe z podpaską a leginsy w razie czego i podkoszulke zrzuciłam do prania. Założyłam czyste ciuchy i w strachu wzięłam bluzę w której siedziałam na kanapie a zajęłam idąc do łazienki i też wyrzuciłam do prania. Założyłam czyste ciuchy i poszłam wstawić pranie. Nagle sznurek przy kapturze innej bluzy, która leżała w praniu razem z ciuchami które przed chwilą tam zarzuciłam, dotknął moich czystych ciuchów. Więc je też zajęłam i wyrzuciłam do prania. Mój mąż się wkurzył już wtedy gdy brałam ta bluzę z kanapy do prania. Niby mi zaczyna przechodzić ale jak się zakręce to nie ma zmiłuj.... Kiedyś w takiej sytuacji po prostu założyłam Podpaske i nowe majtki i nawet leginsow nie wyrzuciła bym do prania. Powiedzcie mi proszę, jak powinnam zrobić, jak w takiej sytuacji robi zdrowa kobieta?
  18. Cherry11

    To już chyba koniec.

    Cześć. Piszę tutaj, bo łapię się ostatniej deski ratunku. Może zdarzy się cud, w który tak po cichu kiedyś wierzyłam. Chociaż już na to nie liczę, za długo się zmagam ze sobą. Mam problemy z życiem. Nie mam siły, wszystkie aktywności życiowe są dla mnie bezsensowne, nie potrafię wykrzesać z siebie radości z życia, żyję bo muszę. Tak ciężko o tym mówić.. Wie tylko mój mąż, przed wszystkimi ukrywam, wstydzę się, że nie jestem jak inni. Nawet dla męża staram się jakoś żyć, bo szkoda mi go:( Wstydzę się, że mój mąż trafił na taką wariatkę bez przyszłości i lepiej żebym popełniła samobójstwo, on wtedy będzie miał szansę poznać kogoś normalnego i uwolnić się ode mnie. Bardzo mnie kocha, a ja nie umiem opisać jak bardzo jest dla mnie ważny, najważniejszy. Mam 25 lat, jesteśmy dwa lata po ślubie. Mieszkamy razem, staram się wykonywać obowiązki domowe i pracuję. Jest mi tak cholernie ciężko, dużo płaczę, jestem zrezygnowana, boję się wszystkiego, nie umiem opisać moich odczuć.. Czasem się zmotywuję, żeby iść np. na siłownię, ale to nie pomaga. Biorę leki od roku, diagnoza to problemy adaptacyjne. Biorę je, ale wydaje mi się, że to nie kwestia farmakologii, a coś we mnie siedzi, w mojej głowie i nie pozbędę się tych myśli, bo taka już jestem. Nie mogę się zdobyć na jakiś cel w życiu, żyję za karę, nie chcę już, nie chcę, żeby mój mąż musiał się za mnie wstydzić, nie chcę żeby rodzina i znajomi wiedzieli, że jestem nienormalna.. Buduję mur wokół siebie, wychodzę na zimną, złośliwą i wredną kobietę. Boże, nie wiem co robić. Przez to zdarza mi się palić, napić alkoholu, bo wtedy nie myślę, jest mi lepiej. Ale wiem, że nie tędy droga, boję się, że skończę jeszcze w rynsztoku.. Zwariuję, chyba tylko pod pociągiem moje miejsce, nie wierzę już, że cokolwiek się zmieni... Nie mam siły i wiary. Pomocy proszę..
  19. Abby99

    Problem ze studiami

    Witam wszystkich. Postanowiłam wyżalić się w końcu na jakimś forum i poprosić o radę bo nie wiem już komu się wyżalić. Rok temu cierpiałam na depresję z powodu matury. Ciągłe uwagi nauczycieli i wmawianie mi, że nie zdam doprowadzały mnie do szału. A do tego presja od rodziców. Po czasie zaczęłam chodzić do psychiatry i przyjmować leki (które nic nie dawały). Napisałam maturę, zdałam wysoko i byłam z siebie dumna. Złożyłam papiery na uczelnie prywatną. Moi rodzice postanowili, że jest blisko, będę mieszkać w domu, nie muszę pracować i oczywiście będą mi płacić za szkołę. Życie jak z bajki? Nie do końca. Cały czas nie jest mi na rękę to bo czuję nad sobą ich presję typu ''my płacimy, a ty się masz uczyć i nie odzywać.'' Wybrałam się na filologię angielską. Zawsze interesowałam się angielskim, siostra też prawie ukończyła ten kierunek i bardzo polecała szkołę. Że fajni ludzie, fajni wykładowcy, jest lajtowo. Sama pamiętałam zawsze, że moja siostra mega chwaliła uczelnię i od gimnazjum marzyłam aby iść w ślady mojej siostry. I tutaj zaczyna się problem. Moje oczekiwania minęły się z rzeczywistością. Ja w ogóle nie rozumiem co się dzieje za zajęciach. Jestem już na drugim semestrze i w ogóle nie potrafię zrozumieć chociażby gramatyki opisowej. Nie rozumiem jej a moja siostra jak ją proszę o pomoc to zawsze jest ''ja też tego nie rozumiałam, nie wytłumaczę Ci, ja jak tam chodziłam to było inaczej''. Nie wiem w co ręce włożyć i jak się tego uczyć. Do tego tyle przedmiotów historycznych. Wszystko po angielsku, takie nowe i inne. Nie umiem się odnaleźć. Ciągle chce mieć wszystko pod kontrolą i wszystko zaliczać ale jak nawet mi się noga potknie to popadam w histerię, mam depresję, że na pewno już po mnie. Jestem też osobą cichą. Mam kilka znajomych na uczelni ale nie umiem się od tak do ludzi odzywać. To jest ciężkie. Próbowałam nawet dzisiaj też poćwiczyć tę gramatykę opisową i nawet wpisywałam w internecie frazy żeby lepiej zrozumieć ale nic nawet nie ma na ten temat w internecie...Nie sypiam po nocach bo cały czas myślę tylko o tym jak mi źle idzie, że nie mam nawet pomysłu na siebie. Czuję czasami, że te studia nie są dla mnie. Co to za studiowanie kiedy nie śpisz po nocach i się ciągle stresujesz. Nie tak sobie to wyobrażałam. A kiedy próbuje o tym porozmawiać z moją matką to słyszę tylko, że ''twoja siostra jakoś dała radę, dasz radę, a co jak nie te studia? Nic innego się nie liczy, tylko studia i tylko magister bo inaczej skończysz pod mostem. W pracy to dopiero jest do d**py a nie jakaś uczelnia. A jak nie to proszę bardzo rzuć studia i idź do pracy''. Ona nie rozumie, że ja chce od niej trochę zrozumienia. Że mam problem i chcę wsparcia. Że jestem zagubiona i po prostu nie wiem co mam robić. Najgorsze jest to, że cały czas nastawiałam się na ten angielski, maturę rozszerzoną mam tylko z tego i za bardzo teraz nie wiem co mogę oprócz tego robić. Interesuje się makijażem i całkiem mi wychodzi, fotografią czy prowadzeniem blogów. Lubię dzielić się z innymi moimi poglądami i dyskutować. Ale teraz się zgubiłam i nie wiem jak wrócić i znowu być szczęśliwa. Czy ktoś z was miał może podobną sytuację i mógłby mi coś doradzić? Wybaczcie jeżeli moja wypowiedź jest zbyt chaotyczna.
  20. Witam wszystkich!:) Na co dzień jestem bardzo otwartą i komunikatywną osobą, lubię sobie pożartować , zagadywać do obcych ludzi na ulicy. Jednak od paru lat mam jeden poważny problem, którym jest uczucie ciągłego lęku. Nie wiąże się on z żadnymi kontkretnymi sytuacjami, czy myślami, po prostu towarzyszy mi na codzień. Zacząłem się tym interesować od strony medycznej no i wychodzi na to , ze cierpię na nerwice lekową. Na codzień studiuje , pracuje(nie jest ani trochę stresująca) , trochę poimprezuje No i jestem dość aktywny fizycznie. Jedyny wpływ na to może mieć fakt , ze niepotrzebnie analizuje każdą pierdołe zamiast się po prostu nie przejmować. Jeśli chodzi o używki to bardzo sporadycznie. Byłem u psychiatry , który chwile posłuchał , przepisał jakieś leki i papa. Nie mam zamiaru brać lekow psychotropowych. Sporo dało mi przestudiowanie książki o tematyce nerwicy. Czy według Was jest możliwe pokonać to poprzez terapie polegającą wyłącznie na rozmowie ze specjalistą? Pozdrawiam:)
  21. Witam, mam na imię Karol, jestem młodym studentem pierwszego roku studiów technicznych. Od dzieciństwa jestem osobą dosyć wrażliwą na różne bodźce psychiczne, osobą, która dużo myśli o swoich decyzjach, przyszłości, konsekwencjach wyborów i najbliższym otoczeniu. Najprościej mówiąc - moje podejście do życia wahało się między racjonalizmem a przesadnym pesymizmem a niekiedy przesadnym optymizmem nawet. Ludzie otaczający mnie mogą odnosić mylne wrażenie, że jestem twardym introwertykiem, który dobrze sobie radzi z emocjami. W wieku 13 lat przechodziłem nerwicę lękową, która była najprawdopodobniej skutkiem ubocznym dojrzewania, zaczynałem wtedy inaczej patrzeć na świat i moja psychika nie potrafiła tego udźwignąć. Do dziś nie umiem określić i nikt nie wskazał sensowniejszego powodu tej choroby. Minęło 6 lat od tamtego czasu i wkraczając powoli w dorosłe życie czuję, że nie jestem na to gotowy. Przez gimnazjum i szkołę średnią prowadziłem styl życia introwertyka, tzn spędzałem czas wolny w domu przed komputerem, książkami, telewizją oraz na zabawie z psem. Czasami spotykałem się z kolegami z mojej wsi i graliśmy w nogę. Spotkania towarzyskie, większe imprezy stresowały mnie (do dziś stresują), więc gdy miałem wybór bez konsekwencji omijałem je w większości. Nadszedł czas studiów - czas, który inaczej sobie wyobrażałem. Myślałem, że studia to przyjemny czas, że to taka dłuższa i trudniejsza szkoła średnia z domieszką "dorosłego" życia. Moja psychika zakłuła mnie po raz kolejny. Z dala od domu, w mieście, w akademiku, zdany na siebie i swoją delikatną psychikę. Z technicznego punktu widzenia radziłem sobie dobrze, nie miałem problemów z załatwianiem różnych spraw na własną rękę. Wydawało się pod koniec pierwszego tygodnia studiów, że nie jest tak źle, ale najgorsze było przede mną.. Po przyjeździe na weekend do domu bardzo szybko nadszedł czas na powrót do studenckiej rzeczywistości. I właśnie tu moje nerwy dały o sobie znać... Uświadomiłem sobie, że za parę lat się usamodzielnie i będę musiał opuścić dom. To co wcześniej było dla mnie czymś normalnym, nagle stało się strasznie cenne. Nagle zaczęło brakować mi rodzinnego ciepła, każdy tydzień był przeprawą "byle do piątku" i kończył się jak najwczesnym pojawieniem się w rodzimej miejscowości, a następnie rozpaczą w dniu powrotu do akademika (moja uczelnia była w innym mieście). Zdarzały się tygodnie, w których powrót nie był tak bolesny, ale i takie, które mnie rozklejały. Z biegiem czasu stany nerwicowe się unormowały, zdałem semestr i rozpocząłem nowy. I w tym nowym semestrze pojawiły się nasilone nawroty moich problemów. Doprowadzają mnie one do bezsilnego płaczu i destabilizacji moich planów m.in. na naukę. Boję się, że przez całe studia nie wygram z tym i po skończeniu ich wrócę do rodzinnego domu skreślając karierę na rzecz uspokojenia psychiki. Nie wiem co robić.. Czy to normalne? Czy jest szansa, że samo przejdzie kompletnie z czasem? Proszę o pomoc i rady... albo chociaż pocieszenie.. (Jeśli moja historia jest niejasna mogę ją spróbować jeszcze raz opowiedzieć lub rozwinąć)
  22. maja21

    Szkoła

    Cześć. Od kiedy pamiętam mój strach przed szkołą znacznie się powiększał, gdy wiedziałam, że mojej przyjaciółki akurat nie będzie. Teraz miałam taką sytuację - przyjaciółka w czwartek powiedziała mi, że nie będzie jej dzisiaj w szkole. Od tamtego czasu towarzyszył mi ciągły lęk, płacz, złe myśli. Dzisiejsza noc była wyjątkowo trudna - co chwile się budziłam, czułam jak bardzo jestem zestresowana pójściem do szkoły. Na miejscu było już w porządku. Jak sobie z tym poradzić? Sytuacja wyglada za każdym razem tak samo (próbuje sobie uświadomić o braku zagrożenia, ale niestety nie udaje się).
  23. Cześć. Pisałem już tutaj kiedyś temat. Trochę się zmieniło od tego czasu ale napisze ponownie. Walczę z fobią społeczną, uczęszczam do psychiatry. Od dłuższego czasu biore parogen 2x rano i od niedawna rispolept pół tabletki. Moim problemem jest to strach przed atakiem innych, wystarczy agresywniejsza wypowiedź w stosunku do mnie i serce zaczyna mi łomotać, zaczynam się mylić w tym co mówie i robię. Wtedy gdy ktoś mnie atakuję to ja chcąc się bronić i automatycznie mimo, że ta osoba ma rację ja się zamykam na dialog i jestem na nie. Bardzo mi to utrudnia życie, pracując w toksycznym środowisku powoduję to jeszcze większy konflikt, a ja po prostu chcę być dobrze traktowany. A w tym sęk, że bardziej zły jestem na to, że zostałem poniżony i nie potrafię na to odpowiedzieć... Czekam na jakieś sugestie czy moje leczenie idzie w dobrym kierunku czy zastosować coś innego. Postanowiłem zabrać się za to porządnie i uporać się z tym.
  24. Oliwia.

    Czy to nerwica?

    Dzień dobry. Nazywam się Oliwia. Mam 16 lat. Od początku tego roku uczęszczam do liceum. Co się z tym wiąże - nerwy z powodu zmiany szkoły, nowi ludzie, nauczyciele. Nigdy nie miałam takich problemów jakie mam teraz. Bardzo boli mnie głowa, czuje się przygnębiona. Jak mam cokolwiek powiedzieć na lekcji, chociażby przeczytać coś z podrecznika na głos, mój głos w tym momencie się strasznie zarywa + z nerwów połykam ślinę 100 razy na minutę. Robi mi się w tym momencie bardzo zimno i słabo, mój brzuch zaczyna bardzo boleć, czuję że zwymiotuję. Moje plecy tak zaczynają boleć, że ledwo co się ruszam. Melisa nie pomaga, nawet bym powiedziała że pogarsza sytuację, bo zaczyna mnie po niej bardzo mdlić a brzuch zaczyna bardziej bolec. Wszyscy ciągle mi powtarzają: „Nie denerwuj się!”, „Nie masz czym się przejmować”, „Jak się ciagle tak będziesz denerwować to wpadniesz w nerwicę” ale nic kompletnie nie pomaga, tym bardziej te słowa pogarszają to wszystko.. Po szkole płaczę bardzo często, czuję że nie mam siły.. moja mama bardzo mnie wspiera ale niestety w szkole to wszystko inaczej wyglada niż bym chciała. Bardzo proszę o pomoc:(
  25. Witajcie, chciałbym poprosić was o pomoc bo sam już nie daje rady, ale zacznijmy on mojej przeszłości w skrócie wy lepiej przyswoić się w temacie.Zawsze byłem jednym z tego nie wielkiego grona chłopaków którzy nie rozmawiali z dziewczynami. Podstawówka 0 kontaktu, gimnazjum, próbowałem jakoś zacząć rozmawiać z dziewczynami ale bylem zawsze chamsko odrzucany przez co czułem ból psychicznie. Obecnie jestem w 1 Technikum w klasie gdzie jest 14 chłopaków i 18 dziewczyn. I teraz przechodzimy do sedna tematu. Chciałbym zacząć rozmawiać z dziewczynami ale się wstydzę i czuję strach jednocześnie przed ponownym odrzuceniem. Nie chcę znowu przeżywać tego samego co w gimnazjum. Dodam że mam strasznie niską samoocenę i wymyślam tyle różnych złych zakończeń jakie mogłyby wyniknąć gdybym zagadał. Więc, co zrobić, jak przestać tak źle o sobie myśleć i zagadać w końcu do którejś dziewczyny.Proszę pomóżcie mi bo już taki stan niszczy mnie od środka.
×