Skocz do zawartości
Nerwica.com

Koniec

Znaleziono 2 wyniki

  1. Cherry11

    To już chyba koniec.

    Cześć. Piszę tutaj, bo łapię się ostatniej deski ratunku. Może zdarzy się cud, w który tak po cichu kiedyś wierzyłam. Chociaż już na to nie liczę, za długo się zmagam ze sobą. Mam problemy z życiem. Nie mam siły, wszystkie aktywności życiowe są dla mnie bezsensowne, nie potrafię wykrzesać z siebie radości z życia, żyję bo muszę. Tak ciężko o tym mówić.. Wie tylko mój mąż, przed wszystkimi ukrywam, wstydzę się, że nie jestem jak inni. Nawet dla męża staram się jakoś żyć, bo szkoda mi go:( Wstydzę się, że mój mąż trafił na taką wariatkę bez przyszłości i lepiej żebym popełniła samobójstwo, on wtedy będzie miał szansę poznać kogoś normalnego i uwolnić się ode mnie. Bardzo mnie kocha, a ja nie umiem opisać jak bardzo jest dla mnie ważny, najważniejszy. Mam 25 lat, jesteśmy dwa lata po ślubie. Mieszkamy razem, staram się wykonywać obowiązki domowe i pracuję. Jest mi tak cholernie ciężko, dużo płaczę, jestem zrezygnowana, boję się wszystkiego, nie umiem opisać moich odczuć.. Czasem się zmotywuję, żeby iść np. na siłownię, ale to nie pomaga. Biorę leki od roku, diagnoza to problemy adaptacyjne. Biorę je, ale wydaje mi się, że to nie kwestia farmakologii, a coś we mnie siedzi, w mojej głowie i nie pozbędę się tych myśli, bo taka już jestem. Nie mogę się zdobyć na jakiś cel w życiu, żyję za karę, nie chcę już, nie chcę, żeby mój mąż musiał się za mnie wstydzić, nie chcę żeby rodzina i znajomi wiedzieli, że jestem nienormalna.. Buduję mur wokół siebie, wychodzę na zimną, złośliwą i wredną kobietę. Boże, nie wiem co robić. Przez to zdarza mi się palić, napić alkoholu, bo wtedy nie myślę, jest mi lepiej. Ale wiem, że nie tędy droga, boję się, że skończę jeszcze w rynsztoku.. Zwariuję, chyba tylko pod pociągiem moje miejsce, nie wierzę już, że cokolwiek się zmieni... Nie mam siły i wiary. Pomocy proszę..
  2. na_skraju

    czesc

    czesc, chce sie przywitac i wygadac, nie mam komu tak naprawde. niby slysze deklaracje „jestem z toba” no ale nie, kazdy ma swoje sprawy, swoje zycie, swoje problemy. Ok, w sumie to rozumiem. zostalam sama ze wszystkimi swoimi myslami. A te sa zle. Jestem na skraju. Jesli ktos gdzies we wszechswiecie chcial sprawdzic ile wytrzymam, to wlasnie tyle i juz nic wiecej. Czuje ze to koniec, cokolwiek teraz robie jest ponad moje sily. mam plan, wiem co zrobie. Jeszcze kilka dni, mam „obowiazki” i zaplanowane rzeczy, chce to ogarnac i odejsc zostawiajac porzadek i moze dobre wspomnienia. w domu pretensje, ze znowu sie smuce, ze wyolbrzymiam, ze to glupie. nie tacy jak ja, nie z takim zapleczem (rodzinnym, finansowym itd) odchodzili z tego swiata. no tylko tyle chcialam. Nie widze dla siebie nadziei, wiem ze to koniec. Jeszcze te kilka dni. I ulga
×