Skocz do zawartości
Nerwica.com

Pomocy

Znaleziono 9 wyników

  1. Cześć wszystkim, zwykle nie sięgam po takie środki, jak pisanie na forum, ale w tej chwili stoję pod ścianą. Wprawdzie lepiej radze sobie psychicznie, leki na pewno pomagają. Wkrótce mam się też wybrać do psychoterapeuty.. jednak jest to nagła sytuacja i nie mam nikogo, kto by mógł wysłuchać. Zaczął się nowy semestr, dzisiaj był pierwszy dzień zajęć. Ogólnie wczoraj wieczorem byłam tak pozytywnie nastawiona, dzisiaj rano też. Cieszyłam się ze znowu zobaczę znajome twarze i że niedługo skończę drugi rok.. Tyle że po powrocie z jednych zajęć miałam taki kołowrotek emocji, że do tej pory, a jest 22:45 nie byłam w stanie nic konkretnego zrobić. Bardzo szybko w czasie wolnego zapomniałam, jak to jest porównywać się do innych, słyszeć w głowie myśli, wyzywające cię od gorszych, głupyszych, niezaradnych, beznadziejnych.. że ten chłopak w którym się zabujałam nie tylko ma cię w poważaniu, ale na pewno uważa za ciapę i ogólnie godną politowania. Szybko przypomniałam sobie, że na zajęciach moja pewność siebie w wiedzy językowej, którą mam (studiuje lingwistykę) drastycznie spada i jak zwykle czuję że nic nie umiem i się nie nadaje. Kochałam tłumaczyć i uczyć się angielskiego, ale szczególnie jedna babka, w sumie dwie, tak mi to obrzydziła, że wymiotuję na myśl o praktykach... przykre to i chce mi się płakać z tego powodu. W dodatku mam strasznie rozgadaną współlokatorkę, która zajmuje się głównie swoimi problemami. Nieraz dawalam jej zrozumienia że nie mam psychicznie możliwości jej zawsze słuchać, ale odbija się to jak groch o ścianę. Często muszę uciekać na korytarz albo pod prysznic dla odrobiny spokoju. Mogłabym przejść do jednoosobówki ale boję się że ją tym urażę. Nie wiem jakbym jej to wytłumaczyła. Nie umiem jej dobitnie powiedzieć, że potrzebuje pół dnia ciszy i spokoju, żeby jakoś funkcjonować. Boje się że się obrazi.. czy coś. Konfrontacji i konfliktów po prostu nie znoszę. Nie wiem co robić. Już nawet nie mam siły po raz enty myśleć o rzuceniu studiów (które zresztą były moim wyborem i które.. kocham??, teraz to nie wiem, bo częściej kipię na zajęciach i na nie marudzę niż się z nich cieszę).. jestem zrezygnowana. Obecnie jedyny plus tego że studiuje to sympatyczni ludzie w grupie i to że mogę pochwalić się rodzinie wynikami. Ciągle się męczę sama z sobą. Mam wrażenie że to duże miasto mnie dusi. Że to środowisko tłumaczy i jego oczekiwania mnie przerastają. Czuję się strasznie antyspołeczna, bo najlepiej się czuje zamknięta w pokoju. Boje się wychodzić z domu. Co jest ze mną nie tak? Radość czerpię jeszcze z dawania korków, ale i tutaj nie mam spokoju. Wieczne obawy, że jestem beznadziejna, że powinnam odpuścić, że jestem niewystarczająca, nawet mimo oczywistego zadowolenia uczniów. Większość czasu walczę sama z sobą o spokój w głowie. Czasem jeszcze dadzą o sobie znać jakieś rzeczy z przeszłości, jakiś żal do kogoś, jakaś rana, bolesne wspomnienie.. Mam dość tych "łatek", które przykleiły się do mnie w podstawówce (głupia, zbyt powolna, dziwna, nieogarnięta) i które co jakiś czas aktywują się, kiedy popełnię błąd albo ktoś mnie skrytykuje. Dziś to w ogóle czuję się jak worek bokserki, w który ktoś mógłby uderzyć, a ja nie umialabym się obronić. Zdecydowanie zbyt łatwo mnie zranić.. nie wiem jak się bronić i nie brać do siebie słó innych...
  2. cześć historia jest dosyć długa wiec w skrócie objawy i leki jakie biorę. Mężczyzna lat 21 Objawy jakie mam obecnie: Czuje się strasznie. Ciagle mam odczucie odrealnienia, spowolnienia, problemów z koncentracja. Ciagle mam dziwne myśli dotyczące sensu życia, jakichś sytuacji czy wartości. Mam problemy z podejmowaniem nawet najmniejszych decyzji. Czuje się ciagle winny ze moje życie wyglada tak a nie inaczej. Ciagle czuje się niezdecydowany co chce robić w życiu oraz co jest moim celem życiowym. Mam problem z motywacja aby zacząć robić rzeczy nieprzyjemne które zbliża mnie do postawionych celów. Ciagle czuje ścisk w klatce piersiowej. Czuje się mało wartościowy i gorszy od innych. Jest we mnie dużo zazdrości i budzi to poczucie gorszości ze nie jestem taki jak osoby które podziwiam. Mam wrażenie ze wszystko co mnie otacza jest mi obce. Mam wrażenie czasem ze totalnie nie dociera do mnie świat zewnętrzny. Widzę to co się dzieje ale to do mnie nie dociera. Jestem wiecznie zmęczony i niewyspany. Praktycznie mało co mnie cieszy i sprawia mi dłuższa radość. Boje się wszystkiego. Boje się przyszłości i przeszłości a nie umiem żyć tu i teraz. Ciagle nachodzą mnie egzystencjonalne pytania. Nie potrafię się cieszyć tym co mam bo od razu pojawia się smutek ze to i tak minie. Strasznie mam schematyczne i zaszufladkowane myślenie. Boje się wychodzić do ludzi mimo ze to sprawia ze czuje się lepiej. Co mi jest ? Nerwica , dystymia, depresja, borderline, apatia, anhedonia ? Sam nie wiem. Wiem ze nie mam powodów aby się martwić. Zarabiam dużo robiąc to co kocham we własnym biznesie, mam kochających rodziców którzy nigdy mi nic nie zrobili abym miał traumy, mam przyjaciół, partnera, własne mieszkanie, drogie ubrania, sprzet najnowszy, rozwijam pasje chodzę na studia które mnie jaraja i mimo to jestem strasznie nieszczęśliwy. Co jeszcze mam zrobić aby się wyleczyć ? Stosowane leki: miravil, dutilox, wellbox, escitalopram, anafranil, sulpiryd, prefaxine, apiriox, esketamina, pregabalina, hydroksyzyna doraźnie Pełna historia: Witam. Mam 21 lat i nie wiem co dokładnie mi dolega ale już nie mogę tak dłużej funkcjonować. Od kilku lat leczę się psychiatrycznie z mniejszymi bądź większymi rezultatami. Wszystko zaczęło się od problemów żołądkowych w 2016 po operacji wyrostka robaczkowego. Przez długi czas miałem problemy z żołądkiem i jelitami. To był okropny czas dla mnie. Ciagle mnie coś bolało i bałem wychodzić się z domu gdyż mogł mnie dopaść mocny ból lub biegunka na mieście. Pamietam ze w tamtym okresie nie widziałem w sobie nadzieji. Dużo płakałem i chodziłem przybity. Wtedy tez zdiagnozowano u mnie depresje. Zacząłem brac miravil bo byłem niepełnoletni i grupa leków jest zdecydowanie bardziej ograniczona. Przez około 2 lata brałem ten lek i raz było lepiej raz gorzej ale generalnie ciagle zwiększyłem dawkę aż do maksymalnej. W międzyczasie rozpoznano u mnie zapalenie żółciowe żołądka, IBS, Sibo, nietolerancję pokarmowe na fruktozę i laktozę. Zaczęło się żmudne leczenie i dieta. Pamiętam wtedy ze często miałem nieobecności w szkole z tego powodu. Strasznie się nakręciłem każdym kłuciem które odczuwałem. Po zjedzeniu tylko myślałem czy będzie mnie bolec brzuch czy nie. Wtedy lekarka zmieniła mi miravil na dutilox. Tak jak w poprzednim leku szału nie było. Tez dawka z czasem została zwiekszona do maksymalnej. Mój stan psychiczny się nie poprawiał ponieważ ciagle stresowałem się choroba i bólami. Gastroenterolog przepisał mi lek o nazwie Sulpiryd który jest dosyć starym lekiem i rzadko stosowanym w psychiatrii obecnie. Nastąpił wtedy mocny przełom w leczeniu żołądka i jelit. IBS zniknął oraz znaczna cześć boli ustala i jakoś nie miałem już takich nerwowych boli ani takiego przewrażliwienia na każdy bodziec związany z żołądkiem. Z rok czy półtora leczyłem żołądek aż do całkowitej remisji objawów. Można powiedzieć ze gdy skończyły mi się problemy żołądkowe głowa się mocno uspokoiła. W 2020 roku można powiedzieć ze wszystko było całkiem okej. Mailem jakieś problemy z relacjami i nieśmiałością oraz nastrojem ale ogólnie czułem się ciagle jakoś 7/10. Dodam ze w międzyczasie próbowałem 3-4 terapii ale żadna z nich nie została ukończona oraz nie trwała dłużej niż kilka miesięcy. Ale wracając to wszystko się układało aż do stycznia 2021 gdzie na imprezie na studiach wypiłem dużo alkoholu i wziąłem leki ( jak zwykle dawkę codzienna, to nie była próba samobójcza bo wziąłem normalna zalecana dawkę ) Po imprezie wszystko było git aż obudziłem się następnego dnia. Poczułem się totalnie innym człowiekiem. Totalnie sparaliżowany przez strach i lek. Czułem się strasznie odrealniony i spowolniony. Po prostu czułem się fatalnie. Byłem w bardzo dużym dołku psychicznym. Myślałem ze to kac ale trwało to dobę jedna druga trzecia i nie chciało minąć. Udałem się do psychiatry. Psychiatra twierdził ze to normalne po alkoholu i lekach ale przepisał mi pregabaline przeciw lekowo i odstawił sulpiryd. Kazał udać się na oddział wrazie nagłego wypadku. Kilka dni później znowu wylądowałem u psychiatry. Praktycznie nic nowego nie usłyszałem. Ten stan trwał miesiącami i czułem się ciagle smutny i zestresowany. Dostałem totalnej anhedonii i nic mnie nie cieszyło. Po prostu każda myśl wywoływała u mnie stres. Jedynie w szkole na studiach wśród ludzi czułem się dobrze. Weekendy w samotności mijały mi okropnie. Dużo płakałem i czułem się nikim. Miałem bardzo duże wsparcie wśród rodziny i najbliższych i im mogłem się wygadać. Psychiatra prowadzący zdecydował ze odstawi mi dutilox i wprowadzi wellbox. Odstawianie duloksetyny to był koszmar. Mimo ze schodziłem stopniowo to czułem takie zagrożenie życia i uczucie ze wariuje. Coś czego nie da się opisać. Lek taki ze nie szło nic robić. Myślałem wtedy ze popełnię samobójstwo jeśli mi to nie ustąpi. Udało mi się załatwić wizytę u psychiatry prowadzącego jak najszybciej. Mimo ze czekałem krótko to każda świadoma minuta była cierpieniem którego nic nie mogło ugasić. Psychiatra przepisał mi welbox i zdecydował ze nie musimy schodzić z jednej kapsułki dutiloxu dopóki nie będę gotowy. Ciagle czułem się zmęczony, bez energii, bez chęci do życia. Wellbox oczywiście nie zadziałał i nie czułem się na nim za dobrze. Brałem potem maksymalna dawkę wellbox + jakiś potencjalizator nie pamietam jaki. Później było przejście na escitalopram i pregabalina 300mg. Wreszcie udało mi się zejść z duloksetyny rozdzielając kapsułki i dzieląc kuleczki na coraz mniejsze porcje. Taki setup leków przygotował mnie na leczenie esketaminą. Miałem olbrzymie nadzieje na poprawę po tej terapii. Kosztowała ona moich rodziców 30.000 zł. Na esketamine zareagowałem okropnie bo dostałem drgawek potów i leków oraz nudności ale tylko za pierwszym razem. Potem była mega faza i uczucie kilkuminutowej euforii i odklejki oraz kilku godzinny zjazd. Wszystko było prowadzone w klininice. Objawy zmalały maksymalnie o 20%. Psychiatra zdecydował się dodać jeszcze sulpiryd jako potencjalizator. Niestety i ten sposób nie pomógł. Zdecydowałem się pójść do jednego z lepszych profesorów psychiatrii na dolnym Śląsku. Profesor zwiększył mi dawkę pregabaliny do 450 i przepisał anafranil. Zalecił również wizytę w szpitalu psychiatrycznym dla lepszej diagnostyki. Odmówiłem jednak ze strachu. Po anafranilu czułem się bardzo źle i miałem potworne leki i uczucie strachu. Nie dało się tego wytrzymać. Dawka pregabaliny która stosowałem również nie pozwalała mi na skuteczna koncentracje. Ciagle czułem się odrealniony i spowolniony. Wróciłem do profesora po miesiącu i stwierdziłem ze trudno godzę się na szpital psychiatryczny i wracam do escitalopramu. Pobyt w szpitalu minął bardzo dobrze. Byłem w klinice psychiatrii we Wrocławiu. Przez 4 tygodnie byłem hospitalizowany. Bardzo dobrze się czułem w szpitalu o dziwo wśród pacjentów. W szpitalu zrobiono mi test scid który wykazał u mnie cechy osobowości borderline. Dziwi mnie ta diagnoza bo nie jestem wybuchowy ani nie mam mani na przemian z depresja a także nie miałem żadnych prób samobójczych. Po wyjściu odstawiono mi sulpiryd. Później byłem znów u profesora to dostałem wenlafleksyne która później została mi zwiekszona do 225 mg. Obecnie jestem w trakcie terapii grupowej na odziale leczenia nerwic. Wcześniej tez pol roku chodziłem i nie widziałem postępów. Miałem badanie QEEG które wykazało jakieś problemy z przepływami. Szczerze powiedziawszy nie wiem co robić. Terapia nie działa sprawia ze tylko czuje się gorzej. Żaden lek nie chce pomoc. Nie wiem co mi zostało. Próbuje medytacji i innych sposobów na minę fulness ale każdego dnia jest to samo. Dosłownie wszędzie piszą ze depresji czy inne zaburzenia można leczyć ale jak. Lekami już próbowałem a terapia tez u mnie nie jest za skuteczna bo znam wszystkie mechanizmy ale nie umiem ich zastosować.
  3. Witam, od ponad 3 miesięcy lecze sie na nerwice lękową z napadami paniki i epizodami depresyjnymi, przez te 3 miesiace brałem spamilan 1/2 tabletki rano i 1/2 tableki wieczorem i sulpiryd raz dziennie rano. Te 3 miesiace wygladaly mniej wiecej tak ze raz na tydzien lub dwa dopadał mnie silny lęk albo silny smutek,ostatni miesiąc głównie smutek (W przerwach między silym lękiem/smutkiem bywało różnie, czasem dobrze czasem gorzej ale do zniesienia). W środe (10.07.2018) poszedłem do psychiatry opowiedzieć co się dzieje, psychiatra przepisała mi lek Miravil 50 mg i zaleciła żeby brać po pół tabletki przez 4 dni a potem już calą, dodatkowo zaleciła brać nadal spamilan w dawce 1 tableta rano 1 tabletka wieczorem i sulpiryd brać tak jak wcześniej. Nastepnego dnia obudzilem sie o 5 rano przestraszony, wziąłem hydroxyzyne i jakoś zasnąłem ale przez cały dzień juz byłem pozbawiony radości i smutny Dzisiaj (12.07.2018) wielokrotnie budziłem się w nocy zlany potem, od 3 do 4 rano dostalem biegunki (prawdopodobnie z nerwów) w końcu wziąłem hydroxyzyne i zasnąłem, teraz gdy to pisze jestem po drugim napadzie płaczu, nie wiem już co ze mną bedzie. No i mam kilka pytań: Czy to możliwe ze przy tak małej dawce i tak krótkim czasie brania Miravilu wystąpiły już pierwsze skutki uboczne? Jeśli tak to jak długo mogą one trwać i jak przetrwać czas w którym będą? Czy jeśli po tych ponad 3 miesiącach (prawie 4!) lęk i smutek nawracają, czy nie oznacza to że sulpiryd i spamilan sie nie sprawdziły? Czy jeśli po tak długim czasie lęki i smutek nie ustępują to powinienem zmienić psychiatre? Prosze o pomoc, pozdrawiam
  4. Witam, mam 23 lata i od 3-3,5 miesiąc borykam się z następującymi objawami. -Drżenia ciała -Drgawki -Nieustające mroczki przed oczami -Skurcze łydek i ud -Mrowienia w całym ciele -Pieczenia twarzy, nóg i pleców -Biegunka na zmianę z prawidłowym stolcem -Napięcia twarzy -Bóle żuchwy -Uwidocznienie żył na ciele -Pulsowanie żył -Przyśpieszone akcje bicia serca -Bóle wszystkich mięśni -Sztywności kręgosłupa -Ból miednicy -Uciski w głowie (głównie z prawej strony za okiem) -Chwilowe zaburzenia czucia kończyn -Silny lęk przed SM lub inna choroba -Bezsenność Morfologia OK, Badanie elektrolitów OK, Witamina D trochę niska, USG żył kończyn dolnych OK. Neurolog przeprowadził test młoteczka. itp i nic nie znalazł. Badanie dna oka wykazało tylko nadciśnienie tętnicze i delikatną wadę. Nie robiłem Rezonansu głowy, ponieważ neurolog nie widział podstaw. Proszę o opinie
  5. Półtora miesiąca temu zgłosiłem się do psychiatry z nie wielkimi problemami(stres pourazowy, przejściowe stany depresyjne)z którymi jakoś sobie funkcjonowałem bez większych problemów lecz chciałem w 100% się ich pozbyć.Lekarz przepisał mi Depralin(escitalopram) po zażyciu 1 dawki wystąpiły ekstremalne skutki uboczne(wymioty,drgawki,lęki,światłowstręt,derealizacja,omamy słuchowe i wzrokowe,nadwrażliwość na dźwięk) Musiałem zgłosić się do lekarza dyżurnego który przepisał mi spamilan który lekko uspokoił skutki uboczne(do tego stopnia bym nie zszedł) ale nadal byłem przykuty do łóżka. przestałem brać te leki z obawy o moje zdrowie. tydzień później zgłosiłem się do innego psychiatry który stwierdził ze mam nerwice lękową i leki z tej grupy są bezpieczne i nic takiego nie powinno wystąpić i przepisał mi (zoloft+alprazolam)w najniższych dawkach Reakcja na te leki była podobna do wcześniejszego leku i przestałem zażywać leki po 1 dawce nie biorę żadnych leków już 3tyg ale nadal utrzymuje mi się derealizacja i jakiś stan depresyjny Nie jestem w stanie słuchać muzyki i robić czegokolwiek bez zmuszania się do tych czynności Czy ktoś tutaj miał podobny przypadek? A jeśli miał to jak sobie z tym poradził? z góry dziękuje za pomoc bo nie mogę znaleźć żadnych informacji na temat mojego problemu.
  6. Jak w temacie. 6 lat temu rozpoczęłam terapię. Nie miałam wówczas bladego pojęcia o nurtach i wymaganiach, jakie powinna taka terapia spełniać. "Trafiłam" na terapię psychodynamiczną do mężczyzny (z polecenia przez ważne dla mnie osoby, którym ufam). Z wielkim zaangażowaniem weszłam w sesje w związku z moimi problemami z córką (głęboka depresja, próby samobójcze). I zostałam, bo zaufałam - już ze swoimi problemami. A te dotyczyły wiecznego poszukiwania opiekuna i obrońcy. Nawet mąż (jesteśmy razem 30 lat - lat, tak, tak... ) nie był w stanie temu sprostać. Potrzebowałam to zrozumieć, odkryć źródła i nauczyć się z tym żyć. Terapia po krótce wyglądała w ten sposób, że sesje były przegadane przez mnie i przemilczane przez terapeutę. Było mi tam "zimno", choć oczywiście ciągle się o "ciepło" dobijałam. Z nadzieją, że coś się zacznie dziać i poczuję, że idę do przodu. Ta uparta i nieustępliwa nadzieja, to też mój schemat oddziecięcy. Zimno terapeuty przeplatało się z nielicznymi momentami "cieplejszymi". Taki rollercoaster. Psychicznie to było bardzo trudne dla mnie. W którymś momencie terapeuta jak zwykle bez tłumaczenia zmienił sposób pracy - stał się ciepły, serdeczny, w kontakcie, rozmawiał, wymienialiśmy sms-y, były drobne upominki, terapeuta był wspierający i bliski. Uwierzyłam, że mnie zrozumiał. Uwierzyłam, że to jest moja prawdziwa terapia i weszłam w tę bliskość-nie bliskość jak w przysłowiowe masło. Poczułam się bezpiecznie i zaufałam na 100 % po wielkiej walce z samą sobą, co było wyczynem w moim wypadku, bo z natury (i przeżyć wczesnodziecięcych) nie ufam nikomu. Zaufałam do tego stopnia, że na jednej z sesji powiedziałam mu, że go kocham. W moim rozumieniu były to słowa skierowane do opiekuna i obrońcy (do taty tak naprawdę, który istniał w moim życiu tylko formalnie), nie do mężczyzny. Były komunikatem do pracy o tym, co czuję i przeżywam, nie wyznaniem miłości tzw. oblubieńczej. Przecież na co drugiej sesji byłam zachęcana do wyrażania wszystkich uczuć... I wtedy wszystko natychmiast "się rypło". Zostałam z wyraźną wyższością totalnie odrzucona, potraktowana lodowato, wściekłością, odepchnięciem. Wróciła natychmiast "stara" terapia psychodynamiczna w najlepszym wydaniu. Chłód, dystans, dyrektywność, brak emocji, brak interakcji, brak tłumaczenia, nie miałam już prawa do niczego. Szczerze, zupełnie nie rozumiałam, co się stało. Byłam totalnie zdruzgotana i zagubiona. I tak brnęliśmy w tę "koluzję". We mnie wytworzyło się naturalnie przeniesienie negatywne. Sama nic z tym nie umiałam zrobić, co logiczne. Potrzebowałam wtedy pomocy bardziej niż na początku terapii. A terapeuta stwierdził po pewnym czasie, że skoro jest tylko przeniesienie negatywne, to on już z tym nic nie zrobi i kończymy terapię. I w taki sposób po kolejnych 5 miesiącach (terapia trwała 5 lat) zakończyliśmy sesje. Zostałam... Z niczym tak naprawdę. No, dobrze, odkryłam swoje mechanizmy oddziecięce i inne - ale nie nauczyłam się z nimi żyć. Za to zyskałam kolejną traumę - lub ściślej głęboko odnowiłam starą. No i oczywiście, zyskałam ogrom wiedzy i doświadczenia. Tak bardzo pokrótce wygląda moja historia. Jestem rok po zakończeniu tamtej terapii. Mam sesje z trenerem rozwoju osobistego i nową terapię - poznawczo-behawioralną. Zmagam się ze złymi efektami tamtej terapii. Moje pytanie dotyczy po pierwsze tego, czy istnieją jakieś grupy wsparcia po takiej nieudanej terapii. Może pytanie jest śmieszne, ale zapytam. Po drugie - jakie, jako pacjent, mam możliwości uzyskania sprawiedliwości wobec ewidentnych błędów terapeuty, od których on całkowicie się odciął? Wyszło długo... Dziękuję, jeśli to przeczytałaś/-eś. Pozdrawiam.
  7. Cześć, czy jest ktoś może na tym forum który ma lek przed nowym otoczeniem ludźmi, praca? Odkąd pamietam panicznie boje się nowych miejsc, ludzi, otoczenia, nie potrafię pójść sama do podstawowych miejsc, podjęcie nowej pracy jest dla mnie bardzo dużym wyzwaniem, 4 lata pracowałam w firmie której nienawidziłam za każdym razem gdy podjęłam decyzje o zwolnieniu i to zrobiłam, po kilku dniach bądź tygodniach wracałam, gdy dostaje tylko zaproszenia na rozmowę kwalifikacyjna do nowej pracy wpadam w panikę cały czas o tym myśle ( z reguły myśle za bardzo), rozmyślam różne scenariusze które są oczywiście jak najgorsze, nie dam sobie rady, nie będę potrafiła czegoś zrobić, zrobię siebie kretynke, stanie się wszystko co najgorsze i w efekcie końcowym nawet dzień przed takim spotkaniem nie jestem w stanie jej odbyć, czuje wewnętrzny niepokój, cala sie trzęsę, ostatnio doszło tez drapanie sie nieświadomie po palcach czasem do ran, nawet jak jestem już przed budynkiem panikuje dostaje atak duszności wracam do domu potem sama siebie za to nienawidzę, przez to wszystko czuje się coraz gorzej czuje ze w niczym w życiu nie jestem sobie w stanie poradzić
  8. Witam! Mam 21 lat. Nie wiem od czego zacząć wiec zacznę od początku. Przeprowadziłem się z małego miasta do centrum Polski. Mam dziewczynę, która ma 19 lat i jest w klasie maturalnej. Żyjemy na odległość, jeździmy do siebie. Od prawie roku czasu mam problem ze sobą. Jestem bardzo nerwowy i zazdrosny, bardzo często wybucham gniewem i złością, dość często wyżywam się na dziewczynie która nie jest niczemu winna. Mieszkam sam, nikogo w tym mieście nie mam. Nie możemy się dogadać od dłuższego czasu. Czasami jestem miły i potulny a czasami w chodzi we mnie szatan i denerwuje się o wszystko co by nie zrobiła. Widzę, że robię źle a nic z tym nie mogę zrobić. Mam problem ze sobą. Bardzo mi zależy na mojej dziewczynie, ale przez moje ciągłe zmiany nastroju i wybuchowość jestem na granicy rozstania z nią. Co mogę ze sobą zrobić, co jest ze mną nie tak że mi odbija co jakiś czas kilka razy dziennie. Może też jest ktoś taki jak ja. Proszę o pomoc
  9. Żyje z tym już trochę staram się chować ale gdy widzę czy słyszę dziecko serce zaczyna walić a ja mam ochotę ewakukowac się... Chcę opisać to szybko żeby mieć to z głowy bo jak to pisze to zaczyna mnie uciskać w klatce i jest duszno.. Ja i starszy brat nie mieliśmy ojców bo jego nie żyje mój uciekł do Niemiec. Kiedyś była kłótnia i obrażaliśmy sobie ojców aż brat powiedział że "twój cię wyruchał jak byłeś mały i masz dupsko pęknięte"... No i pobiegałem do mamy i powidzialem jej to... Mama mi powidziala co się stało i czemu ojca nie ma... Nie mogłem uwierzyć ale niestety.. Jak byłem mały to to coś co jest moim ojcem zrobiło mi krzywdę. Na początku to się nie odzywało ale ni stąd ni z owąt siadlo mi to na psychikę.. Że może to przeszło w genach Że ja też taki będę Itp.. To mi zjebało głowę i Serio zaczęłem myśleć o sobie w ten sposób!.. .... Wstydziłem się bo jak tu iść gdzieś i POWIEDZIEĆ SORRY NIE WIEM CZY JESTEM PEDOFILEM.... Nie czuje pociągu do dzieci i nigdy bym nie zrobił nic Mam dziewczynę kocham Ją ale nie powiem bo się boję straty jej a wtedy to serio bym się zabił. Przepraszam że piszę tak niechlujnie ale pierwszy dzielę się tym co mnie męczy. Przez to ciężko mi pracować przebywać z innymi! BO ZA DARMO CZUJĘ SIĘ WINNY I NIE IDZIE WYBIĆ Z GŁOWY TEGO... A teraz co chwila pisze z jakimś kolega i on wysle mema z jakimś księdzem czy coś takiego to się zastanawiam czy on wysyła to do mnie czy dla śmiechu nie wiem, ja chodzę obsrany ze kiedyś ktoś źle zinterpretuje moje zachowanie i połamią mi ręce czy cokolwiek co się takim zboczeńcą robi! Co ja /cenzura/ mam robić bo nie wytrzymam i w końcu skasuje sobie bo przerwę mam tylko gdy śpię a jak się budzę to 5sek i zaczyna się zabawa z krzywą fazą.... POMOC HELP ME
×