Skocz do zawartości
Nerwica.com

Emetofobia - Lęk przed wymiotowaniem


Dorotaa

Rekomendowane odpowiedzi

Kacha89, u mnie huśtawka. Lekki "detoks" sobie zrobiłam od forum.

 

Ostatnie dni nie były dobre, okres na dobre mnie rozbił ale dziś lepiej.

Rano przebudziłam się z taką radością, że... On jest. Że leży obok, że Go mam. Jak co rano wtuliłam się w jego ciepłe ciałko, a On, jak zawsze przez sen przytulił mnie mocno do piersi. Jakie to jest cudowne... Mieć Go. Nie mieć nikogo innego, ale mieć właśnie i tylko JEGO. Co dzień, co noc... Kochać tak mocno całą sobą, co rok mocniej, co dzień dojrzalej... Później wstaliśmy, ja zrobiłam stertę prasowania, pod nosem kurwując na ilość Jego podkoszulków

, zjedliśmy coś na obiad, byliśmy na zakupach. Później uprzątnęłam w szafie ciuchy, jakieś pierdoły powywalałam z pudełek, z szafki, posprzątałam lakiery do paznokci. No, urobiłam się ale pomyślałam, że kolejnej przeleżanej i zmulonej soboty nie zniosę.

A teraz z lubością leżę, wwąchuję się w świeczkę zapachową i wsłuchuję w odgłosy gierki South Park, w którą gra mój Ukochany, dojrzały, inżynier magister. :twisted: Przy okazji wysłuchuję komentarzy, kogo "zabił", jaką ma misję... Uśmiecham się do siebie... Bywa mi źle ale trafiłam na najlepszego mężczyznę na świecie...

 

Więc dziś lepiej, ogólnie ostatnio gorzej z lękami i objawami somatycznymi. Ale walczę ze swoją głową i myślami.

Jestem też zmęczona pracą. Potrzebuję wolnego, odespania... :time:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej. Dawno tu nie zaglądałam. Ale tyle mi się w życiu działo...

 

Miałam iść na terapię do psychiatryka. Nie poszłam, przez pracę.

 

Biorę Setaloft cały czas i jest mi lepiej, jem więcej ale nadal nie potrafię przytyć, moja waga zatrzymała się na 42 kg. Przy 167 cm wzrostu.

 

Byłam w Warszawie, pociągiem, z Radomia, na grobie bł. ks. Popiełuszki, mojego życiowego bohatera, mentora i stróża. Bardzo to wszystko przeżyłam, ale o dziwo, nie panikowałam.

 

Wczoraj byłam na weselu pod Kazimierzem Dolnym, przeżyłam, ale byłam ze swoim ukochanym, przyjechaliśmy samochodem i miałam tę świadomość, że w każdej chwili możemy wsiąść w samochód i wrócić do domu. Raz miałam.. hmmm swego rodzaju odruch wymiotny w gardle i lekko spanikowałam, posiedziałam w samochodzie sama i mi przeszło. Zjadłam całe opakowanie Validolu, ale dzięki temu jakoś funkcjonowałam.

 

Wciąż, gdy się przejem, lub nawet najem, jest mi niedobrze. Ale nie panikuję już za bardzo z tego powodu, przestałam tak panicznie się tego bać.

 

Jestem w depresji, pomimo tego, że jestem szczęśliwa. Dzisiaj spędziłam przecudowny dzień ze swoim mężczyzną, w którym coraz bardziej się zakochuję.

 

A jednak coś jest, czego mi brakuje, coś stale przeszkadza cieszyć mi się z życia. Czasami łapie mnie nagłe, niezrozumiałe, silne uczucie pragnienia, czuję jakbym miała wypić całą wodę świata, mam niby ochotę na jakiś sok albo co, jednak żaden napój nie jest w stanie tego pragnienia zaspokoić. Po chwili mi przechodzi. To pragnienie wywołują błahostki: kilka słów usłyszanych od kogoś obcego, piosenka, promienie słońca, czy nawet znikąd się pojawia, ale nie potrafię sama go wywołać. Jest tak silne, że mam ochotę piszczeć jak zbity pies. Nie wiem, za czym tęsknię, czego tak bardzo pragnę, przygniata mnie to.

 

Wybaczcie, że nie kontynuuję Waszego wątku rozmowy, prawdę mówiąc, nie czytałam poprzednich wiadomości. Wpadłam tylko napisać, że żyję, mam się lepiej i jeszcze nie zwymiotowałam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej ;)

tak sobie siedzę i czytam ten wątek i powiem Wam ,że mam podobnie. Różnica jest tylko taka ,że ja tak mam poza domem i dotyczy to nie tylko wymiotowania ale też np. biegunki albo ogólnie złego samopoczucia, omdlenia. W pracy, albo gdzieś ze znajomymi, na mieście, wyjeździe czy gdziekolwiek poza domem obsesyjnie uważam na to co jem. Generalnie jem mało albo wcale a jeśli już to tylko sprawdzone jedzenie, bez skórek i niezbyt tłuste i obowiązkowo miliony razy przeżute (obrzydliwie jem i tego też się wstydzę). Oprócz tego stoperan, hydroxyzyna i gumy miętowe zawsze w pobliżu- bez nich się nie ruszam.

To nie jest tak ,że boję się wymiotowania (gdy jestem sama w domu mogę wymiotować do woli). Ja po prostu boję się upokorzenia, że ktoś zobaczy jak to robię, albo zwymiotuję publicznie, nie zdążę do łazienki itd. Gdy jestem w pracy to po prostu odliczam godziny i "oby się tylko nie rozchorować". Nie wyobrażam sobie zwolnić się w czasie pracy, ten wstyd i upokorzenie (tak, wiem ,że to nie racjonalne). Generalnie brzydzę się swojej filozofii przed innymi. Chodzę na terapię ale tak naprawdę jeszcze nie poruszyłam tych tematów, cholernie mi wstyd, że psycholog mogła by pomyśleć ,że miałam biegunke albo wymiotowałam, chyba wolałabym zapaść się pod ziemię. Załatwiam się też "cichaczem" jak nikogo nie ma w domu . Rujnuje mi to życie, ciągle uważam na to co jem, zażywam probiotyki (żeby nie dostać jelitówki), ograniczam się jak mogę a to nic nie pomaga.. Czy myślicie ,że to podchodzi pod emetofobię czy pod coś zupełnie innego ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pretoria, witaj :)

Cóż, ciężko określić czy to emetofobia czy nie. Na pewno w jakimś sensie tak, jednak - szczęściaro! - nie boisz się wymiotowania w domu, a my z emeto boimy się zawsze ;) Również mam tak, że bardziej od samego rzygania boję się rzygania w miejscu publicznym. Oczami wyobraźni widzę jak haftuje na rynku/w markecie/kościele, whatever - ludzie patrzą, brzydzą się, a mnie jest wstyd :( Niestety, w domu boję się nie mniej i pracuję z terapeutką nad tym czego ja się w tym właściwie boję - na pewno upokorzenia, nie panowania nad sobą, bycia wstrętną. Logicznie wiadomo, że jest to bez sensu, ale tu nie ma logiki ;) Jak gdzieś wyjeżdżam to muszę mieć oddzielny pokój (żadne wspólne wyjazdy!), łazienkę (mogę spać na pryczy w szałasie, ale łazienka musi być), apteczkę (mogę się wracać 100km po moje leki). Zawsze mam przy sobie: stoperan, metoklopramid, aviomarin, hydroksyzynę, validol i nifuroksazyd. Pilnuję tego jak dowodu osobistego i telefonu. Spróbuj poruszyć ten temat na terapii!

 

mggabijp, myślałam ostatnio o Tobie, wiesz? :) Super, że jest lepiej! :*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pretoria, to może spróbuj napisać to sobie w domu i dać terapeutce na kartce? Opisywać zawsze jest łatwiej, możesz jej pokazać posta, którego tu napisałaś :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem chyba jakaś nienormalna :( Drugi dzień jestem na mircie. Pierwsza noc - super, wreszcie spałam. W dzień też nieźle, nawet coś zjadłam mimo, że apetytu nie miałam. Drugi wieczór - zażyłam, zasnęłam, po 2,5h obudziły mnie straszliwe mdłości. Wpadłam w panikę, ale jakoś się uspokoiłam i zasnęłam. Wstałam rano i DRAMAT - okropne mdłości, aż mnie dusi :( Posiedziałam w łazience na podłodze płacząc, zażyłam metoklopramid i czekam aż zadziała :( Poddaję się z tymi lekami, PODDAJĘ SIĘ :( Czytam na zagranicznych forach jak super mirta działa przy tej fobii, ale znalazłam kilka osób, które właśnie miały takie objawy nietolerancji włącznie z wymiotami!! No nie dam rady, nie dam :( Miałam takie nadzieje, a jest mi tak okropnie źle :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

oskaka, nie dam rady, czuję się tragicznie :( Ten metaklopamid nic nie pomógł, mdli mnie tak, że aż dusi :( Mąż przyjechał do mnie z pracy bo chyba bym sobie żyły podcięła :( Jestem wrakiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

oskaka, jasne, że mam. Już zarzuciłam, jest odrobinę lepiej. (A może to zasługa tego, że się wypłakałam z tego stresu). Odpuszczam tą mirtę, wiem,że szybko, ale nie mogę. Przechodzę na hydroksyzynę i umawiam się raz jeszcze do psychiatry. Może mianseryna zaskoczy? Właśnie o niej czytam i w ulotkach nie ma ani słowa o nudnościach i wymiotach!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Michal8282, w tym wątku raczej mało kto tknie się SSRI. My unikamy wszystkiego, co ma nudności/wymioty w ubokach, ale w innych wątkach czytałam, że ssri i mirta fajnie się łączą i super działają.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem. Xanax chyba najlepszy, bo powiem Ci, że na moje ataki nudności tradycyjne leki nie pomagają (ani aviomarin, ani metoklopramid, który ma pomagać na nudności po chemioterapii nawet :bezradny: )

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz rację Alu ,nie pomagają. Po awiomarinie i hydroksyzynie jeszcze gorzej mam, a wiąże się to z tym że jestem zmulony i słaby psychicznie po tych lekach. Na mdłości psychogenne trzeba coś przeciwlękowego raczej a nie nasennego. Pomęczę jakiegoś psychiatrę o mitrę do mojego seroxatu, może ten mix pomoże.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj byłem paczki powysyłać w K-Exie, no i oczywiście lęk w biurze. Pani wypisywała listy, ja coraz bardziej zlękniony i spocony. W wyobrazni już rzygałem, napad lękowy i.... nic, przeszedł, mdłości minęły :). Cholernie zadowolony dzisiaj z siebie jestem że przetrwałem z sukcesem napad lękowy. Tak sobie myślę że to jest sposób na przejęcie tej nerwicy. Od dzisiaj woreczek w kieszeń i twardo idę w miejsca których się bałem. Poza tym polecam stronę Emethophobia Help Anny Cristie, jej historia dała mi do myślena skąd może być emetofobia. No to ciężkie wyzwanie przede mną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Michal8282, super, takie sukcesy cieszą :) Ja wczoraj malowałam dziewczynę (jestem makijażystką) i już oczami wyobraźni widziałam, jak na nią zwracam. Ręce się trzęsły, plecy i uda spocone jak u świni, klucha w gardle, ale też dałam radę. Dziś też mnie nagle chwyciło i to w domu, zamiast typowych przeciwwymiotnych wzięłam Xanax i jest lepiej. Ja woreczków nie noszę, bo w ogóle nie dopuszczam możliwości, że TO mogłoby się stać :hide::( Oby nigdy, błagam niebiosa :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też nawet bałem się myśleć o TYM :) że to się stanie. Wcześniej jak nosiłem woreczek to przypominał mi tylko o problemie, ale teraz nie chcę już się tego bać. Porzygam się, to najwyżej, staram się myśleć że mam gdzieś, to co pomyślą ci którzy to zobaczą. Nie powiem żebym teraz stawiał wszystko na jedną kartę i pchał się w miejsca gdzie czuje ten lęk, ale powoli chcę przełamywać bariery które sam sobie postawiłem, przeżywać napady lękowe i zobaczyć do czego one doprowadzą. A dzisiaj się przekonałem że do niczego strasznego, chociaż są skrajnie nieprzyjemne, ale wole co chwilę rzygać niż żyć z takimi ograniczeniami (przynajmniej tak sobie wmawiam teraz:)).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Michal8282, dobre podejście, też takie miałam przez długi czas ;) A powiedz w domu też boisz się wymiotów czy tylko w miejscach publicznych? Ja w momencie, gdy dobrze się czuję i myślę racjonalnie to nawet dochodzę do wniosku, że dobrze będzie wreszcie zwymiotować i pozbyć sie tej głupiej fobii, ale niestety - w momencie ataku racjonalne myślenie szlag trafia :hide:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×