Witam!
Muszę podzielić się z kimś swoimi wątpliwościami, bo zwariuję. Leczę się od 2007 roku na zaburzenia depresyjno- lękowe. Wszystko było ok, leki, psychoterapia, leki...Po zmianie Doxepinu na Citabax 40mg wszystko wydawało się układać. Miałem znajomych, wsparcie...Jednakże od paru tygodni czuję się strasznie, nie potrafię nawet określić tego bólu, który jątrzy otwarte rany w moim sercu. Jest mi źle, znajomi odeszli, rodzina nie rozmawia ze mną na tematy mojego samopoczucia, a nawet bym nie chciał już wspominać, że źle się czuję, bo matka od razu skupiła by uwagę na fakcie możliwego popełnienia przeze mnie samobójstwa. Czuję się samotny i opuszczony, wiem, że wszystko co robię, robię źle, już wiele razy wspominało mi to wiele osób zwłaszcza w pracy, którą postanowiłem zmienić, więc jestem w okresie wypowiedzenia umowy. Nie mam kompletnie siły na nic, całe dnie spędzam w łóżku śpiąc, a w nocy oglądam telewizje lub siedzę na necie, bo nie potrafię zasnąć i tylko wiercę się na łóżku. Nie mam siły nawet żeby wstać, wmusić w siebie jedzenie, umyć głowę, ogolić się. Męczę się tylko, nie potrafię skupić myśli na czymś miłym. Praktycznie nie rozmawiam z matką i rodzeństwem, nie potrafię, nie umiem wylać na nich swojego bólu i żalu. Duszę się w czterech ścianach, znam każdą rysę na suficie na pamięć. Myślałem o pobycie na oddziale w szpitalu psychiatrycznym, ale w kwietniu mam maturę i muszę się uczyć, do czego oczywiście jak nie trudno się domyśleć, nie mam motywacji! Nawet gdybym znalazł czas na oddział, to moja pani doktor psychiatra powie mi zapewne, że przesadzam i że nie ma podstaw do leczenia zamkniętego. Naprawdę już nie daję rady. Może ktoś z was podzieli się swoimi doświadczeniami. Moim błędem było zapewne to, że powinienem brać citabax regularnie, czego nie robiłem, bo odrzucałem leki gdy tylko poczułem się dobrze, myśląc, iż dam sobie radę sam.