Skocz do zawartości
Nerwica.com

Spotkało mnie coś nieprawdopodobnego


Yaco

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich. Jestem tu pierwszy raz.

Mam pięćdziesiąt jeden lat, jastem na zwolnieniu lekarskim z powodu bóli brzucha, a niedawno zostałem zwolniony z pracy.

Zdiagnozowanie bóli brzucha idzie bardzo wolno z powodu służby zdrowia, chyba nie muszę tłumaczyć.

Mam bardzo depresyjną osobowość, złe dzieciństwo, później wieloletnie mieszkanie u teściów w rodzinie jeszcze bardziej toksycznej niż moja.

 

Ale do rzeczy. ZUS sprawdza ludzi na długotrwałych zwolnieniach lekarskich. Byłem dzisiaj na wezwaniu w ZUSie.

Kobieta przyglądała mi się w trakcie rozmowy uważnie, po czym stwierdziła że mam "kolczastą" osobowość.

Że jestem bardzo konfliktowy i cokolwiek bym nie zrobił ludzie mnie nie lubią. Prawda.

Kiedy spytałem skąd ta diagnoza, wymieniła wiele rzeczy, których wszystkich nie powtórzę. Za dużo tego

a ja chyba jeszcze jestem w szoku. Że za szybko, agresywnie i chaotycznie mówię. To samo z rękami.

Że w ciągu rozmowy z nią dwa razy zrzuciłem papiery, raz jej raz swoje.

Że mam wrogi wyraz twarzy (inna rzecz że dzisiaj czułem się wyjątkowo źle i twarz miałem ściągniętą. To grymas na który nic się nie poradzi).

Powiedziałe że nie neguje, że z moim brzuchem jest coś nie tak, ale jej zdaniem to przyszło niejako z głowy. Z powodu spięcia.

Że długotrwałe napięcie nerwowe kumuluje się niejako w brzuchu.

Że widać że ze mną jest coś nie tak i że sam sobie nie poradzę. Żeby pójść do psychologa, czy też psychiatry, nie pamiętam.

Ta kobieta nie była wroga. I mam wrażenie że doskonale się na tym zna, bo śmiałbym się z tego gdyby nie fakt, że wszystko co mówiła o moich problemach międzyludzkich nie było w 100% prawdą.

Najgorsze jest to że ja siebie zupełnie tak nie odbieram. Kiedy wchodzę gdzieś gdzie ludzie są na luzie raptem to się kończy.

Ktoś kto obsłużył poprzedniego klienta dowcipkując, przy mnie robi się sztywny i oficjalny. I próba podtrzymania rubasznej atmosfery albo spełza na niczym, albo nie jest szczera. Czy możliwe że ktoś z depresją (Możecie powiedzieć że nie jestem lekarzem, ale ja mam depresję, taką czy inną), tak działa na otoczenie?

Miszkam w krakowie. Jeśli jest jakieś miejsce spotkań dla ludzi z tego typu problemami, to dajcie namiar.

Chciałbym pogadać z kimś, komu temat nie jest obcy. jaco_sz@wp.pl

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sa ludzie , którzy tak działaja na otoczenie ,są ludzie, ktorych nie po prostu nie lubi i nie lubia ich prawie wszyscy, poniewaz dziwnie sie jakby zachowują,

mi natomiast wszyscy mowią jak jestem miła i fajna ,znam chyba kogoś kogo tak moze otoczenie odbierać chociaz ja tej oosby tak nie odbieram

a ta osoba sama dla mnie była miła ja ja polubiłam bardzo natomiast dla otoczenia raczej dziwna, starała sie na siłe jakby wpasowac w otoczenie, ale jakby nie wychodziło do końca i chyba niektórzy ja sztucznie odbierali , ja natomiast widziałam jakby prawde i dlatego te osobe tak polubiłam, hm czasem to dizwne jest wszystko ,lale tęsknie bardzo za tym kimś, zresztą ja tę osobe wyczułam a ta osoba zbyt skupiona jest na sobie i własnym przezywaniu i nie widzi tego co dzieje sie w drugiej osobie i jak przezywa wszystko, widiz swoje emocje a nie emocje innych a zarzuca innym,ze nie skupiaj sie na niej tak jak powinni, to chyba jedyny zarzut w stronę tej osoby,

jest tu parę osób z KRK, jest watek miasta , tam wejdź odszukaj Kraków, ja nie jestem z KRK,ale bywam bo mam rodzinę w tym mieście

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z drugiej strony jeśli faktycznie od dłuższego czasu żyjesz w napięciu i jeśli nawet Tobie samemu wydaje się, że zachowujesz się "normalnie", tzn na luzie itp, to jednak jest coś takiego, co sprawia, że inni ludzie na pierwszy rzut oka widzą, że Ciebie coś dręczy, że wprawia Cię to w zły nastrój. I chcąc nie chcąc możesz nieświadomie emanować tymi wszystkimi emocjami - które uwidaczniają się w jakiś trudny do wychwycenia sposób.

Z kolei bywa też tak, że - nie widziałam Ciebie - może w oczach innych ludzi masz surową twarz, może zamkniętą w sobie i już samo to może wywoływać dystans pomiędzy Tobą a otoczeniem. Doświadczyłam tego jeśli już nie na sobie, to w mojej rodzinie, w otoczeniu... Np moja teściowa - bardzo miła kobieta, uczynna i pomaga mi zwłaszcza teraz, kiedy strasznie dużo choruję - ale jak mam z nią rozmawiać to aż mnie skręca. Nigdy nie czułam się przy niej swobodnie, a próbowałam milion razy! Ona naprawdę nie emanuje sama z siebie serdecznością i wielu ludzi odbiera ją jako zimną.

 

Tym bardziej jeśli cierpisz na depresję, to możesz mieć problem w kontaktach z ludźmi. Jeśli masz gdzieś iść, coś załatwić i odczuwasz w związku z tym duże napięcie nerwowe, może niepokój - wbrew wszystkiemu ludzie bardzo dobrze wyczuwają nastroje innych ludzi - jedni będą mili dla Ciebie, jak pani w ZUS-ie, a inni nie będą mili, bo mają bardziej wredny charakter. Będą wyczuwali Twój strach, niepewność, będą widzieli nerwowe poruszanie twoich dłoni - choć sam możesz uważać, że ono nerwowe nie jest, i będzie budziło to ich nieufność do Ciebie, a nawet lęk.

 

Uczęszczam na psychoterapię i psycholog wielokrotnie wytykał mi moje problemy w kontaktach z ludźmi. Jeśli idziesz w przeświadczeniu, że sprawiasz innym kłopot, że zostaniesz źle przyjęty, to wówczas stajesz się ofiarą własnych emocji - takie podejście aż prosi się o to, by inni Cię traktowali co najmniej z dystansem.

 

Dobra, starczy tej psychologii. W sumie chętnie posłuchałabym o innych Twoich sytuacjach związanych z otoczeniem, to może wtedy mogłabym powiedzieć więcej.

 

Pozdrawiam cieplutko :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Innych sytuacji ;-) ?

Miejsca do pisania by brakło. Dzięki za odpowiedź, bardzo sensowne jest to co napisałaś.

W dużym skrócie i z uproszczeniem, bo jednak krępuję się pisać takie rzeczy na forum ogólnym.

Pochodzę z toksycznej rodziny. Wżeniłem się też w toksyczną rodzinę. Żona bała się swojego ojca i w najmniej właściwych momentach brała jego stronę.

Więc nic się nie klarowało, przez czternaście lat mieszkaliśmy z nimi i to było kolejnych 14 lat gehenny.

Oczywiście napiszesz - "mogliście się wyprowadzić". Nie było my. Ewą rządził tatuś.

Później wyprowadziliśmy się do malutkiego, własnego mieszkania. Właściwie to początkowo ja z córką, bo żona długo miotała się,

jak już wspomniałem była uzależniona emocjonalnie od ojca, bała się go i była ślepo posłuszna ( tak na marginesie oszukałem ją z tym mieszkaniem,

cały czas potwierdzałem że mieszkanie będzie na wynajem, a mieszkać będziemy dalej u tatusia i mamusi ;-) ).

Miała paskudną, dziedziczną chorobę. Byliśmy w tym czasie w stanie wojny od ładnych paru lat (czyli kolejny stres i brak wsparcia w kimkolwiek).

Później Ewa się niesamowicie zmieniła. Coraz dłużej mieszkała z nami, w końcu tylko z nami. A kiedy tatuś dzwonił to pochylała głowę jak skazaniec

i obiecywała przyjechać. To były chyba najszczęśliwsze lata naszego z córką i żoną życia. Odreagowaliśmy chyba wyszystkie wcześniejsze stresy

i bez przerwy brechtaliśmy (śmialiśmy się) jak idioci. Z byle powodu albo i bez powodu. Obserwując nas w tym czasie ktoś by pomyślał że stuknięci ludzie.

Ale Ewę choroba toczyła coraz bardziej. Wdał się rak i w styczniu 2011 zmarła. Ja rozwaliłem samochód w pracy, a w jakiś czas później zwolniono mnie.

Od bardzo długiego czasu dokuczały mi bóle brzucha. Po śmierci Ewy to się nasiliło.

Więc teraz znów jest do dupy. Póki co jestem na zwolnieniu, ale rzeczywiście zminiłem się pod wieloma względami paskudnie.

Kiedyś byłem pracocholikiem, z inwencją, nie odkładający niczego na później. Potrafiłem na urlopie tęsknić za pracą.

W tej chwili jestem wiecznie zmęczony, choćbym nic nie robił. Wszystko odkładam na później. To poczucie zmęczenia (ból brzucha dokłada swoje) jest

tak dojmujące, że faktycznie czuję czasami że mam jakby bólem ściągniętą twarz.

I jeszcze ten komentarz kobiety z ZUSu. Że to nie brzuch tylko głowa...

Koleżanka załatwia mi wizytę u psychiatry, bo normalnie musiałbym czekać do czerwca.

Ale ja w to nie wierzę. W to że ktoś taki może mi pomóc. Chyba że zdiagnozuje mnie i faktycznie

jakaś pigułka szczęścia podniesie moje samopoczucie i samoocenę...

I pewnie przy okazji ustąpi ból brzucha ;-) ? Nie będzie tak dobrze. Nie będzie już dobrze.

Po prostu nie i już i nie wmówię sobie tego waszym sposobem. Już w to nie wierzę.

Być może wiara czyni cuda ale we mnie jej już nie ma. Ale miło było przelać te wynurzenia na... klawiaturę ;-) ?

W tej chwili jedyne czego chcę to znaleźć pracę. I wierzył bym w siebie, bo z tym sobie zawsze radziłem, ale z przewlekłym bólem brzucha i

z kompletnym brakiem koncentracji ? Równia pochyła.

Pominąłem kilka ważnych kwestii. Kofliktowy byłem zawsze. Nerwus, jak mnie określali ludzie.

Nie piję, na wypadek gdybyś to podejrzewała. Tzn. do zeszłego roku pociągałem piwko.

Ale doszło już do trzech dziennie, po za tym sądziłem, że od tego brzuch mnie boli.

Więc od 27 grudnia nie wypiłem ani piwa, a brzuch boli jeszcze bardziej...

Gdybyś miała ochotę to odezwij się jeszcze...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz łatwego zycia nie miałeś ponieważ związałeś się z osobą uzależnioną od rodziców w sumie od ojca, wałczyłeś o normalne życie a jak zaczeło sie układać to zona umarła.Musiało to na tobie wywrzeć duże wrażenie i odbija sie na pewno ten stres w Twoim zachowaniu, może wykonujesz nerwowe chaotyczne ruchy, może mówisz szybko nieskładnie nerwowo przez co ludzie Cie nie rozumieją do końca gubisz wątki. Jesteś w pewnym sensie na zakręcie życiowym, tracisz prace problemy sie kumulują. W takiej sytuacji psychiatra naprawdę może pomóc i lekami jakoś zniwelować to duże napięcie nerwowe i stres, jednak leki nie załatwią wszystkiego, może pomóc terpią ,ale ludzie tez uczęszczają na nią latami i różnie bywa, jednak siedzenie w takiej sytuacji jest chyba najgorszym wyjściem , ponieważ bez pomocy specjalisty Twój stan mógłby się jeszcze pogorszyć a tak to przynajmniej będzie w miarę stabilny.

Tu każdemu każdemu powie ze będzie lepiej a co mamy mówić,że będzie gorzej, nie rób z tym nic bo i tak nie dasz rady a może jednak ktoś da radę i będzie mu lepiej niz jest i tobie tez tego życzę i to bardzo i może to nie prawda,ze całe życie ludzie Cię nie lubią , może tyko teraz robisz takie wrażenie s tanie głębokiego stresu, walcz ,dobrze,ze idziesz do lekarza.

Powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×