Skocz do zawartości
Nerwica.com

Yaco

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Yaco

  1. Yaco

    [Kraków]

    Ja proponuję jakiś plenerek. Może spotkajmy się pod zoo i wtedy ustalimy spacerek ? A piweczko można wziąść do torby ;-) Straży miejskiej tam nie ma. Ruch wszystkim się przyda.
  2. Yaco

    [Kraków]

    Jestem zainteresowany spotkaniem. Jakbyście się zbierali dajcie znać. Osobiście do szwendania się preferuję lasek wolski.
  3. Witam Im więcej czytam, tym mniej wiem na temat swojego problemu. Więc już nie wystawiam sobie diagnozy, gdyż nawet psycholog i psychiatra nie rzucali żadnymi nazwami. Jestem po prostu skrajnie spięty. Wiąże się to z coraz większymi kłopotami zdrowotnymi. Dwukrotnie usłyszałem że dziwne że mi serce nie wysiada. I że muszę się rozluźnić bo inaczej źle się to skończy. Dobrze wiedzieć ale jak wykonać ? Psychiatra dała mi leki uspokajające, ale nie widzę różnicy. Dzisiaj poszedłem na badanie gastrologiczne (mam przewlekłe bóle brzucha) i nie byłem w stanie go wykonać. Lekarz miałe furię w oczach, bo jak twierdził - sondę miałem już w żołądku. Ale odruch zwrotny taki że zacząłem się wyrywać. Dwa razy próbował a na trzeci się nie zgodził. Bo uszkodzę i siebie i aparat. I znów to sakramentalne że jestem zbyt spięty !!! A więc do sedna. Co w ramach relaksacji doradzilibyście komuś takiemu jak ja. Powinienem iść w tej chwili na rower, pogoda piękna ale mam niewiarygodnego wręcz doła. Może za chwilę się do tego zmuszę. Najgorsze że ja siebie tak nie postrzegam ! Poczucie beznadziei, depresji, owszem. Kiedy jednak pytam najbliższych, wszyscy to potwierdzają. Że za szybko mówię, że mam chaotyczne poczynania i ruchy itp. Że generalnie wzbudzam niepokój. Może ktoś z was to przerabiał, i ma jakiś dobry pomysł, jakieś zasady których się trzymać itp. Na razie uczuliłem wszystkich by mnie strofowali jak się rozpędzę z mową, i staram się mówić wolno. Podejrzewam jednak, że jeśli poczucie zdołowania będzie mnie prześladować to nic z tego. Kiedy spytałem panią psychatrę, w trakcie wizyty czy zamierza mi zaaplikować "tabletkę szczęścia", to powiedziała że nie. Chyba że chcę. Bo ona widzi środki uspokajające. I te biorę. Może jednak poprosić o coś na podniesienie nastroju. Może wtedy bym się uspokoił?! Dodam tylko że przyczyna jest jednoznaczna. Wieloletnie mieszkanie w bardzo toksycznym domu. Teraz doszła jeszcze śmierć żony. Najgorsze jest to, że przyczyny problemu już nie ma. Mam w tej chwili normalny dom a jedyny stres to brak pracy. Pracę możliwe że będę miał (w trakcie załatwiania). Tylko że jeśli faktycznie jestem tak "kolczasty" (określenie lekarki z ZUSu), to szybko mogę się znaleźć znów na ladzie. Jeśli macie ochotę to doradźcie coś.
  4. Samotność cię dobija. Ja moją córkę, która miała totalnego doła (znęcali się nad nią w gimnazjum) wysłałem do fajnego ośrodka pomocy społecznej dla młodzieży (nie przejmuj się nazwą). Wyciągnęli ją z depresji, miała tam wielu przyjaciół. Zapisała się na łuk, do harcerstwa... Teraz jest dziewczyną udzielającą się towarzysko. Wady które miała ma nadal ;-) ale nie jest samotna, a samotność to rzecz która wykończy każdego, nie ma twardzieli ;-) Gdybyś była z Krakowa to daj znać. Powiem ci gdzie się zgłosić. Tam naprawdę jest fantastycznie.
  5. Czego ty chcesz od tego zdjęcia ?! Ja nie dostrzegam niczego złego. Po prostu trochę jesteś starszy i w innym ujęciu. A na zdjęciach wychodzi się bardzo, bardzo różnie... I wygląda to tak, jakbyś wyszukiwał czegoś na siłę. Dobijał się. Mi ostatnio lekarka powiedziała że widać po mnie chorobę psychiczną. Żebym poszedł do psychiatry bo sam sobie z tym nie poradzę. I to jest powód do podłamki. A mam odwrotnie niż ty. Mi moja gęba wydaje się w miarę sympatyczna a tu taka niespodzianka ;-)
  6. Innych sytuacji ;-) ? Miejsca do pisania by brakło. Dzięki za odpowiedź, bardzo sensowne jest to co napisałaś. W dużym skrócie i z uproszczeniem, bo jednak krępuję się pisać takie rzeczy na forum ogólnym. Pochodzę z toksycznej rodziny. Wżeniłem się też w toksyczną rodzinę. Żona bała się swojego ojca i w najmniej właściwych momentach brała jego stronę. Więc nic się nie klarowało, przez czternaście lat mieszkaliśmy z nimi i to było kolejnych 14 lat gehenny. Oczywiście napiszesz - "mogliście się wyprowadzić". Nie było my. Ewą rządził tatuś. Później wyprowadziliśmy się do malutkiego, własnego mieszkania. Właściwie to początkowo ja z córką, bo żona długo miotała się, jak już wspomniałem była uzależniona emocjonalnie od ojca, bała się go i była ślepo posłuszna ( tak na marginesie oszukałem ją z tym mieszkaniem, cały czas potwierdzałem że mieszkanie będzie na wynajem, a mieszkać będziemy dalej u tatusia i mamusi ;-) ). Miała paskudną, dziedziczną chorobę. Byliśmy w tym czasie w stanie wojny od ładnych paru lat (czyli kolejny stres i brak wsparcia w kimkolwiek). Później Ewa się niesamowicie zmieniła. Coraz dłużej mieszkała z nami, w końcu tylko z nami. A kiedy tatuś dzwonił to pochylała głowę jak skazaniec i obiecywała przyjechać. To były chyba najszczęśliwsze lata naszego z córką i żoną życia. Odreagowaliśmy chyba wyszystkie wcześniejsze stresy i bez przerwy brechtaliśmy (śmialiśmy się) jak idioci. Z byle powodu albo i bez powodu. Obserwując nas w tym czasie ktoś by pomyślał że stuknięci ludzie. Ale Ewę choroba toczyła coraz bardziej. Wdał się rak i w styczniu 2011 zmarła. Ja rozwaliłem samochód w pracy, a w jakiś czas później zwolniono mnie. Od bardzo długiego czasu dokuczały mi bóle brzucha. Po śmierci Ewy to się nasiliło. Więc teraz znów jest do dupy. Póki co jestem na zwolnieniu, ale rzeczywiście zminiłem się pod wieloma względami paskudnie. Kiedyś byłem pracocholikiem, z inwencją, nie odkładający niczego na później. Potrafiłem na urlopie tęsknić za pracą. W tej chwili jestem wiecznie zmęczony, choćbym nic nie robił. Wszystko odkładam na później. To poczucie zmęczenia (ból brzucha dokłada swoje) jest tak dojmujące, że faktycznie czuję czasami że mam jakby bólem ściągniętą twarz. I jeszcze ten komentarz kobiety z ZUSu. Że to nie brzuch tylko głowa... Koleżanka załatwia mi wizytę u psychiatry, bo normalnie musiałbym czekać do czerwca. Ale ja w to nie wierzę. W to że ktoś taki może mi pomóc. Chyba że zdiagnozuje mnie i faktycznie jakaś pigułka szczęścia podniesie moje samopoczucie i samoocenę... I pewnie przy okazji ustąpi ból brzucha ;-) ? Nie będzie tak dobrze. Nie będzie już dobrze. Po prostu nie i już i nie wmówię sobie tego waszym sposobem. Już w to nie wierzę. Być może wiara czyni cuda ale we mnie jej już nie ma. Ale miło było przelać te wynurzenia na... klawiaturę ;-) ? W tej chwili jedyne czego chcę to znaleźć pracę. I wierzył bym w siebie, bo z tym sobie zawsze radziłem, ale z przewlekłym bólem brzucha i z kompletnym brakiem koncentracji ? Równia pochyła. Pominąłem kilka ważnych kwestii. Kofliktowy byłem zawsze. Nerwus, jak mnie określali ludzie. Nie piję, na wypadek gdybyś to podejrzewała. Tzn. do zeszłego roku pociągałem piwko. Ale doszło już do trzech dziennie, po za tym sądziłem, że od tego brzuch mnie boli. Więc od 27 grudnia nie wypiłem ani piwa, a brzuch boli jeszcze bardziej... Gdybyś miała ochotę to odezwij się jeszcze...
  7. Witam wszystkich. Jestem tu pierwszy raz. Mam pięćdziesiąt jeden lat, jastem na zwolnieniu lekarskim z powodu bóli brzucha, a niedawno zostałem zwolniony z pracy. Zdiagnozowanie bóli brzucha idzie bardzo wolno z powodu służby zdrowia, chyba nie muszę tłumaczyć. Mam bardzo depresyjną osobowość, złe dzieciństwo, później wieloletnie mieszkanie u teściów w rodzinie jeszcze bardziej toksycznej niż moja. Ale do rzeczy. ZUS sprawdza ludzi na długotrwałych zwolnieniach lekarskich. Byłem dzisiaj na wezwaniu w ZUSie. Kobieta przyglądała mi się w trakcie rozmowy uważnie, po czym stwierdziła że mam "kolczastą" osobowość. Że jestem bardzo konfliktowy i cokolwiek bym nie zrobił ludzie mnie nie lubią. Prawda. Kiedy spytałem skąd ta diagnoza, wymieniła wiele rzeczy, których wszystkich nie powtórzę. Za dużo tego a ja chyba jeszcze jestem w szoku. Że za szybko, agresywnie i chaotycznie mówię. To samo z rękami. Że w ciągu rozmowy z nią dwa razy zrzuciłem papiery, raz jej raz swoje. Że mam wrogi wyraz twarzy (inna rzecz że dzisiaj czułem się wyjątkowo źle i twarz miałem ściągniętą. To grymas na który nic się nie poradzi). Powiedziałe że nie neguje, że z moim brzuchem jest coś nie tak, ale jej zdaniem to przyszło niejako z głowy. Z powodu spięcia. Że długotrwałe napięcie nerwowe kumuluje się niejako w brzuchu. Że widać że ze mną jest coś nie tak i że sam sobie nie poradzę. Żeby pójść do psychologa, czy też psychiatry, nie pamiętam. Ta kobieta nie była wroga. I mam wrażenie że doskonale się na tym zna, bo śmiałbym się z tego gdyby nie fakt, że wszystko co mówiła o moich problemach międzyludzkich nie było w 100% prawdą. Najgorsze jest to że ja siebie zupełnie tak nie odbieram. Kiedy wchodzę gdzieś gdzie ludzie są na luzie raptem to się kończy. Ktoś kto obsłużył poprzedniego klienta dowcipkując, przy mnie robi się sztywny i oficjalny. I próba podtrzymania rubasznej atmosfery albo spełza na niczym, albo nie jest szczera. Czy możliwe że ktoś z depresją (Możecie powiedzieć że nie jestem lekarzem, ale ja mam depresję, taką czy inną), tak działa na otoczenie? Miszkam w krakowie. Jeśli jest jakieś miejsce spotkań dla ludzi z tego typu problemami, to dajcie namiar. Chciałbym pogadać z kimś, komu temat nie jest obcy. jaco_sz@wp.pl
×