Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jestem DDA, nie jestem nadczłowiekiem


Gość MateuszCZK

Rekomendowane odpowiedzi

No wlasnie, tylko tego sie trzeba jakos nauczyc, przeprogramowac podswiadomosc bo to w niej siedzi. Cel jest przejrzyscie okreslony za to droga do niego - wrecz przeciwnie. Wiem co tylko nie wiem jak ;)

 

-- 02 sty 2014, 14:05 --

 

Dodam, ze u mnie to jest na dzien dzisiejszy sprawa solidnie wtorna.

Bylo juz lepiej i to duzo lepiej. Umialam jakos znalezc rownowage, umialam poprosic o pomoc. Nie, nie tyle umialam ale uczylam sie tego i bylam na dobrej drodze.

Mialam grupe fantastycznych przyjaciol ktorzy raz juz mnie z dolka wyciagneli - na sile, ale tego wlasnie potrzebowalam.

Wszystko wrocilo do stanu "sprzed" a mozna rzec, ze sie nawet pogorszylo w moim toksycznym zwiazku. Szczegolnie sprawa proszenia o pomoc bo to moglo zaowocowac awantura z efektami specjalnymi. A ta awantura mogla miec daleko idace implikacje i odbic sie dlugim echem na nas wszystkich. Ten epizod w moim zyciu utrwalil dysfunkcyjne postawy. Malo tego - mam flashbacki ale coraz rzadziej na szczescie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aardvark3, mysle ze trzebqa sie tez poczuc bezpiecznie w swoim otoczeniu czyli otoczyc sie ludzmi ktorym mozna zaufac

jak najbardziej podpisuje sie pod tym. I tu sie zaczynaja schody...

Przyjaciol mam daleko. Tutaj,mimo iz zyje wiele lat - nie bardzo.

Kilkanascie lat w poprzednim miejscu, zawarlam kilka zazylych znajomosci (nie szermuje slowem "przyjazn" nadaremno bo ma dla mnie spore znaczenie) ale tez tak z dystansu bo ja przybysz a eksio tam sie urodzil i wychowal, wiec swoj. I mialam wrazenie, ze gdy doszloby do konfrontacji to ja jestem na przegranej pozycji. On tez staral sie mnie izolowac ale nieskutecznie bo byl malo inteligentny. Gdyby byl madrzejszy i cwany to pewnie bym juz tutaj z Wami nie siedziala.

Wyprowadzilam sie, trafilam na osiedle gdzie wiekszosc to wynajmujacy (czyli nie zzywaja sie z otoczeniem) i - juz o tym wspominalam - roznica pokolenia. Ludzie mlodzi, z malymi dziecmi. Jest milo, fajnie, kazdy uprzejmy, uczynny, dziadostwa nie ma - ale bliskosci nie ma co szukac.

W swoim domu czuje sie bezpiecznie - wlasciwie chyba pierwszy raz tak na dluzej i na serio. To jest moje miejsce i nikt tu nie bruzdzi. Chyba tez dlatego wylaza ze mnie te dawno zagrzebane traumy i zgrzyty. Moga sie pokazac. Nic i nikt im nie przeszkadza, nikt nie zajmuje czasu swoimi toksynami.

Ale ludzi mi potrzeba, tylko oduczylam sie jak do nich wyjsc. W moim przypadku to nie jest tak hop siup dzisiaj sobie wieczorem wyjde do pubu czy na koncert.

Ale w temacie - wku*wia mnie czesto ze za duzo potrafie bo musze. Z wyjatkiem prac w ktorych wymagana jest sila fizyczna i niektorych precyzyjnych (cierpie na zespol tunelu nadgarstka) to zrobie tyle co przecietny pan domu. Wymienie uszczelke, naprawie lampe, posluguje sie biegle narzedziami. Wcale nie jestem z tego dumna bo to tylko dodatkowe obciazenie. Sama je na siebie wzielam z niecheci do proszenia o cokolwiek - bo juz pisalam: albo chaja, albo wielka laska i czekanie do usranej smierci. A jesli cos sie potrzebuje i o cos prosi to juz a nie za pol roku.

Zorganizowalam sobie ogrodek - maly bo maly ale sympatyczny - i ciezko mi go teraz utrzymac w sensownej formie. Stracilam juz pnacze bo sie luk zlamal - nie mial kto wzmocnic, ja probowalam ale do tego trzeba sily. Machnelam reka - trudno. Mam znajomych ktorzy mogliby pomoc ale odkad zazadali zaplaty - jakos niesmacznie sie zrobilo. Zawsze sie jakos odwdziecze ale tak obcesowo sprawe postawic - no niefajnie. Ja bym nawet nie pomyslala zeby przyjaciolom, znajomym wystawiac rachunek za przysluge...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sama je na siebie wzielam z niecheci do proszenia o cokolwiek - bo juz pisalam: albo chaja, albo wielka laska i czekanie do usranej smierci. A jesli cos sie potrzebuje i o cos prosi to juz a nie za pol roku.

tez tak mialam... skutecznie zniechecilo mnie to do proszenia o cokolwiek. byl to nawet dobry sposob zeby mnie wytresowac do radzenia sobie samej

 

Mam znajomych ktorzy mogliby pomoc ale odkad zazadali zaplaty - jakos niesmacznie sie zrobilo. Zawsze sie jakos odwdziecze ale tak obcesowo sprawe postawic - no niefajnie. Ja bym nawet nie pomyslala zeby przyjaciolom, znajomym wystawiac rachunek za przysluge...

 

Bardzo nie hallo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tez tak mialam... skutecznie zniechecilo mnie to do proszenia o cokolwiek. byl to nawet dobry sposob zeby mnie wytresowac do radzenia sobie samej

teraz nie ma mnie kto i po co tresowac bo jestem na swoim (duzy, bardzo duzy komfort psychiczny pomimo bagazu przeszlosci i ceny jaka za to place - samotnosci i wyobcowania) ale i tak mnie to wkurza. Ale zgadzam sie - to wlasnie taka tresura przez osoby egoistycznie i roszczeniowo nastawione do zycia. Byle nic z siebie a wszystko dla siebie. Kochanie nie moge patrzec jak sie przemeczasz sprzatajac lazienke - wyjde na piwo z kolegami :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie zaglądałem tu przez rok.. nie sądziłem, że ktokolwiek zainteresował się tym wątkiem, bo spadł na kolejne strony przeglądania..

 

Dlaczego jestem tu ponownie, po takim czasie? Deja wu sprzed roku, tyle że już chyba nieco słabsze..

 

Od początku w nieco telegraficznym skrócie.. walka z sobą, z prawdą, z sobą, z prawdą, wypieranie złego dzieciństwa, koloryzowania, unikanie prawdy, nadcżłowieczeństwo, strach, radość..

PIEPRZONE SKRAJNOŚCI!

 

Na studiach, w sesji letniej miałem jedną poprawkę - mocno się podłamałem.. ale jakoś to przeżyłem.

Praca? jak to praca, ale mam do niej większy dystans i pracodawca traktuje mnie z większym szacunkiem, widze tutaj zmiany.

 

Związek? Raz lepiej, raz gorzej.. mieszkam ze swoją dziewczyną od października i jest dobrze, czasem nawet pięknie.. choć bałem się otworzyć.. pokazałem się z tej drugiej strony,pokazałem swoją rodzinę, swoje wnętrze, zranioną duszę, ogromną wrażliwość, pokazałem łzy.. choć nadal się boję, że dla niej to wszystko zbyt ciężkie do zniesienia, zbyt trudne i mnie zostawi.. cholerny lęk przed samotnością.. boję się, bardzo się boję..ona jest taka wspaniała.. najlepsza! często myślę, że nie zasługuję na taką cudowną kobietę..

 

obecnie na studiach nie miałem problemu z zaliczeniami, ale.... włączało mi się nadczłowieczeństwo, chora ambicja, by pokazać rodzicom, że jestem czegoś wart, że potrafię, że umiem, że będę kimś.. walka o piątki.. 4,5 mnie nie interesowało = męczyłem się..

 

Rodzice? lepiej nie mówić.. kompletnie nie interesują się mną.. często traktują mnie jak powietrze, nie dostrzegają moich potrzeb, obaw, uczuć.. czuje się niechcianym dzieckiem, całkowicie im niepotrzebnym, noo.. może do jednego, ażeby chwalić się całemu światu, jakiego mają zdolnego syna.. Mają w dupie moje potrzeby nie tylko emocjonalne, ale i materialne.. Mają bardzo dużo pieniędzy, a ja na studiach, gdybym nie dorabiał,ledwo bym wiązał koniec z końcem... mam do nich ogromny żal..

 

We wrześniu miałem ogromny dół - spowodowany myślami o wspólnym mieszkaniu z dziewczyną.. ale też przed wspólną wycieczką za granicę.. 1 dzień przed dnią mocno się denerwował, zemdlałem, pogotowie, ale jednak pojechałem, jakoś przeżyłem, nawet było fajnie.. somatyzowałem, wydawało się, ze to grypa żołądkowa, ale to zwykłe nerwy i pieprzone dda..

Od tego momentu zacząłem się sobie bacznie przyglądać, monitowałem swoje życie, jak się zachowuje i reaguje w pewnych sytuacjach.. często przychodziły stany lękowe, bóle brzucha, brak apetytu ... postanowiłem coś z tym robić.. Próbowałem się zapisać na terapię,jednakże nie było miejsca... więc zacząłem chodzić na mityngi wsparcia..

Po jakimś czasie udało mi się zapisać na terapię, na którą uczęszczam od listopada. Czy się zmieniłem? Nie, nie zmieniłem się, to jeszcze nie ten czas.. ale widzę wiele, otwierają mi się oczy, uczucia, których niegdyś nie potrafiłem nazywać.. zaczynam rozmawiać z sobą i nie być taką skałą, która nic nie czuje.. Terapia zmienia moje patrzenie na świat, na partnerstwo, na rodziców.. jednakże są to cały czas małe kroczki i trochę z lękiem idę przed życie, bo nie wiem dokąd zmierzam...

 

Przepraszam za ten bełkot, nie będę nic w nim poprawiać, ani czytać drugi raz. Napisałem co gra mi aktualnie w sercu..

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie było mnie tu kawał czasu. Niektórzy, jak czytam wyżej, zastanawiają się co u mnie. Jest dobrze, jest w sam raz, będzie jeszcze lepiej! Przeszedłem terapie - 2 lata (grupowa + indywidualna). Na pogłębioną nie poszedłem, to moja decyzja, a terapeutka tylko mnie poparła. Po co to pisze? Chce dać świadectwo, że warto. Warto nad sobą pracować. Czasami pojawiają się zakręty, stare demony próbują się przedrzeć, ale jestem silniejszy i przede wszystkim więcej widzę i staram się stale nad sobą pracować. Szef, którego miałem, po paru miesiącach został "byłym szefem" i odszedłem. Dziewczyna, która okazywała wsparcie na początku, dobijała mnie jeszcze bardziej. Okazało się, że była taka sama jak ja, podobne schematy. Ona nie chciała nad sobą pracować. Życie - orka 16h dziennie w książkach/pracy to była dla niej normalka i nie widziała możliwości zmiany. Spacer raz w tygodniu to czasem zbyt wielkie żądania. Rozstaliśmy się. W sumie pewnie wydarzyłoby się to wcześniej, ale na terapii jasno mówili, by nie podejmować żadnych pochopnych decyzji na początku. "Przyglądałem się" sobie, analizowałem, nie podejmowałem decyzji, nim nie byłem jej pewien. Szukałem, czy problem nie leży we mnie. Zacząłem walczyć o swoje potrzeby i związek "jest źle, ale stabilnie" mnie nie urządzał. Poznałem wspaniałą kobietę, 2 lata razem, niebawem ślub. Ciągłe odkrywanie siebie. Coraz więcej radości w sercu. Własna firma, która raczkuje i ledwo zipie, ale daje mnóstwo satysfakcji. Masa różnych dziwnych pomysłów i próba ich realizacji przy boku kogoś, kto mówi "Zrób to, nie bij piany! Działaj!". To wspaniałe. Można się cieszyć. Można popełniać błędy. Można czuć i okazywać uczucia. Można płakać, śmiać się, robić głupie rzeczy. Można żyć tak jak się chce. Można być szczęśliwą osobą. Tego Wam z całego serca życzę! Nie tylko na Święta :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×