Skocz do zawartości
Nerwica.com

Krok do wolności? Gdzie i jak kolejny?


Demir

Rekomendowane odpowiedzi

Dzień dobry.

 

Zwracam się tutaj z poradą, z którą pewnie wielu z Was miało okazję spotkać i wobec, której wystosowaliście duże ilości propozycji, wsparcia czy czegokolwiek, co można nazwać lekarstwem na niską samoocenę.

 

Cierpię na to prawdę mówiąc... zawsze? Nie potrafię przypomnieć sobie czasów, kiedy miałem w sobie więcej pozytywnych myśli na swój temat, niż negatywnych. Zawsze znajduję się czarna plama na jasnym i (wydawało by się) pięknym dniu.

 

Analizowałem cholernie długi okres czasu swoje wnętrze, to jak wpływa niska samoocena na relacje z innymi, na zainteresowania, sposób bycia, poświęcanie się dla siebie, na realizację swych marzeń. I wiem doskonale, że jest to główny hamulcowy, który czeka śmiejąc się, patrzy na mnie i wie, że od wielu lat staram się wyjść z dołka własnych myśli i z gorszym albo lepszym efektem wstaję rano z kłębkiem myśli - pozytywnych albo negatywnych.

 

Wszystko pewnie ma podstawę u mojego wychowania i tego, jak przeżyłem czasy szkolne. Czasy szkolne (szkoła podstawowa i gimnazjum) przeżyłem fatalnie. Byłem odrzucony, nielubiany, szkalowany - bo słuchałem innego rodzaju muzyki niż wszyscy, zachowywałem się inaczej niż wszyscy i uznawałem, że podstawą godnego reprezentowania siebie, i zarazem bycia "fair" jest bycie w stu procentach w porządku wobec nauczycieli i znajomych. Wrogów w jednej klasie miałem więcej niż obecnie prezydent Rosji mógłby sobie "wymarzyć".

 

Miałem także problemy z nauką. Powodowało to liczne konflikty w rodzinie, która przez złe oceny zsyłała mnie myślami do szkół zawodowych - wtedy ten typ szkoły uznawany był za formę edukacyjnej patologii, gdzie wypracowany był jasny, klarowny schemat: nieuk -> szkoła zawodowa -> klasyczny robol.

 

Uważam też, że w tym momencie muszę także powiedzieć bardzo istotną rzecz – brak znajomych, wielka niechęć rówieśników do mojej osoby, ciągły zawód ze strony rodziców oceniających negatywnie moje stopnie uzyskiwane w szkole, zmusiły mnie do skoku z balkonu, którego jednak nie zrobiłem, bo się bałem. Tylko dlatego, że się bałem.

 

Wychowywała mnie tak naprawdę babcia i mama, bo ojca wiecznie w domu nie było, ale wychowywanie odbywało się w takiej formie, że podopieczni nauczyli mnie kłamać, nauczyli mnie, że ten sposób może przynieść więcej korzyści, niż bycie szczerym. Wielokrotnie bycie szczerym kończyło się dla mnie źle. Stąd częste posługiwanie się kłamstwem w stosunku do rodziny i brak do dzisiaj silnych więzi z nimi poza mieszkaniem i umawianiem się na kolejne plany i sposoby ich realizacji.

 

Nie chcę źle oceniać wychowania moich rodziców, bo uważam się za osobę empatyczną, kulturalną z ogromnym warsztatem umiejętności wspomagania innych, a to z pewnością jest ich zasługa. Mam jednak wrażenie, że w wychowaniu pominęli mój stan psychiczny i to, że socjalizowanie się z ludźmi jest wysoce zaburzone.

 

Do końca klasy 2 liceum tak naprawdę miałem tylko kilku znajomych. Przez chęć bycia akceptowanym nadwyrężałem swoje zasady, bo chciałem być fajny, poczuć się śmieszny, chciałem zostać jednym z tych, którzy przynależeli do pewnej grupy. Kończyło się to tragicznie.

 

Drogą wielu błędów, dedukcji, odkrywania poszczególnych stopni zaznajomienia i tego, czy ludzie są szczerzy, bo są, czy ich szczerość jest tylko wynikiem pewnych manipulacji, dotarłem tutaj. Przebyłem drogę od pesymisty, który bał się usta otworzyć ze stresu, z obawy o wyśmianie, z poczuciem wstydu za bycie tym, kim się jest, do racjonalisty z pewnym umiarkowanym, małym, ale dość już widocznym optymizmem.

 

Mam 23 lata i czuję, że chcę więcej i mogę więcej. Czuję, że świat jest nienormalny, powariowany, a tych, którzy na tym świecie czuli się tak samo zdeptani jak ja, jest wielu. I chciałbym im z całego serca pomóc, ale wiem, że nie będę w tym wiarygodny, dopóki ostatecznie nie wytnę z siebie tego wirusa, który wszczepiła mi cała rzesza ludzi (świadomie i nieświadomie), a którego nazywam „niską samooceną”.

 

Dzisiaj jestem w trzymiesięcznym związku, co jest dla mnie ogromnym sukcesem, bo nigdy nie potrafiłem uwierzyć w to, że mogę się komukolwiek podobać, z kimkolwiek być. I choć z tego powodu się cieszę, to nadal przez mój poziom poniżania się „dla zasady”, który według mnie trzyma się zbyt wysoko, zaburza relacje w moim związku. Czuję się czasami gorszy, bo nie znam pewnego słowa, który jest znany mojej połówce, bo nie znam tak dobrze języka obcego, jak moja połówka. Czuję też czasami (wstyd mi za to), że moja połówka jest ze mną, bo podobam się z wyglądu, a ja oczekiwałbym oceny mojego charakteru, który nie ulegnie zmianom tak bardzo, jak ciało. Co w tej sytuacji robić? Jak ze sobą walczyć, z takimi myślami?

 

Doszedłem do wniosku, że w dalszym ciągu uciekam myślami do świata fantastycznego, w którym jestem uwielbiany, miłowany, przystojny – jak posąg. Wiem, że muszę to kontrolować, ale najzwyczajniej w świecie czasem dochodzi do momentu, w którym nawet nie myślę o kontroli chorego/pięknego świata, bo akurat w danym momencie, w danej chwili mam „zjazd nastroju” i wtedy nietrudno o myśli o rozstaniu, o samobójstwie, o poczucie się gorszym od świata. Co wtedy robić?

 

No i przede wszystkim – jak wpoić sobie do głowy to, że każdy jest człowiekiem i niezależnie od błędu, jakie popełnił, czy tego, czy czegoś nie potrafi bądź nie wie, nie czyni go istotą drugiej kategorii. Jak? Dodam, że jestem w ogromnej mierze liberalny w stosunku do czynów ludzi, ale wobec siebie jestem ideologicznym faszystą.

 

Przepraszam, że tak ogromny wywód tutaj nakreśliłem, ale chcę udowodnić jednym, że naprawdę da się wyjść z tego piekła, jakie ludzie nam zgotowali, a jakie my z ogromną przyjemnością bądź bólem pielęgnowaliśmy, a drugich prosić o pomoc. Pewnie uda mi się za jakiś czas żyć własnym życiem, oddychać swoimi płucami i myśleć własnym umysłem, ale może ktoś dobrą wskazówkę rzuci.

 

Pozdrawiam i czekam na odpowiedzi!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jestes egocentryczny.

zawsze wieeksze szanse maja ludzie z lepszym wygladem- powinienes do cholery to docenić. sam na pewno tez nie wybrales kobiety ze wzgledu na charakter tylko Ci się po prostu spodobała, wiec nie wciskaj farmazonów.

jestes mezczyzna,a roztkliwiasz sie jak baba.

nie miej pretensji do rodziców, wychowali Cię najlepiej jak umieli, a Ty jestes dorosły- wychowuj się sam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

''Doszedłem do wniosku, że w dalszym ciągu uciekam myślami do świata fantastycznego, w którym jestem uwielbiany, miłowany, przystojny – jak posąg.'' To było jedyne zdanie i pierwsze które przeczytałem w tej całej opowieści i już jebłem leże i wstać nie mogę.

 

Zima- Opalona egzotyczna egocentryczna zazdrosna piękna bliska mojego ideału który znaleźć pora przyszła:*****

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytałaś dokładnie to, co napisałem? Zastanowiłaś się nad tym, przejadłaś to? Sądzę, że tego nie zrobiłaś, ewentualnie wyłączyłaś trochę wyobraźni przy odczytywaniu kolejnych akapitów. Czy oceniając mnie jako egocentryka zadałaś sobie pytanie, czy moje działania są nakierowane na "ja coś dam, ale potem żądam"?

 

Doceniam to, z kim jestem i to, że akceptuje to jaki jestem. Doceniam to, że rodzice wychowali mnie tak, że nie muszą się wstydzić moich zachowań i nie być świadkami rozpieprzania przeze mnie przystanków i innych rzeczy.

 

Ale mimo wszystko wiem, że gdzieś jest element, który wymaga poprawienia i wiem moja droga, że jestem dorosły i mogę zmieniać swoje życie, ale to wymaga czasu. Zmiana to nie jest pstryknięcie palcem. Wiem też, że te dziwne myśli, które się pojawiają w mojej głowie, mają destrukcyjne efekty i przez to dochodzi do dziwnych wypadków.

 

Ktoś coś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zima - gdyby osiągnięcie wieku dorosłego gwarantowało rozwiązanie każdego problemu i wyzbycie się problemów z okresu dojrzewania, to każdy po ukończeniu osiemnastki byłby jak najbardziej szczęśliwy. A tak, najpierw się spieszymy, żeby ją osiągnąć, a potem większość na tą dorosłość narzeka.

W istocie większość naszych nawyków i przekonań jest wyniesiona z okresu dzieciństwa. Według niektórych psychologów, to w tym wieku w największym stopniu kształtuje się otoczka, którą nazywamy osobowością. Nic więc dziwnego, że po wejściu w wiek dorosły tak trudno przestawić pielęgnowane latami wyuczone zachowania.

Demir - skup się na Twoich przekonaniach na swój temat. Środowisko nie ma z nimi nic wspólnego. Jak Cię widzą, tak Cię piszą. Znam naprawdę wiele osób, które przechodziły wszelkiego rodzaju metamorfozy, także efekt pierwszego wrażenia jest tak naprawdę mało istotny. Według mnie powinieneś popracować nad swoimi przekonaniami, w razie czego mogę polecić konkretne książki. Jeśli uznasz siebie za osobę ważną, pewną siebie, to w rezultacie będziesz zwracał uwagę na te wątki w Twoim życiu, które te cechy podbudują (na przykład udaną randkę z dziewczyną). Natomiast jeśli uznasz, że jesteś gafą, to choćby i w danym dniu stało się 10 pozytywnych scenariuszy, i tak zwrócisz uwagę na jedną drzazgę w przeciągu dnia. Źle postawiony krok, nie tak wypowiedziane zdanie od razu sprawią, że utożsamisz takie wydarzenie z Twoim przekonaniem na temat bycia nieudolnym. Nie ma tak przypadkiem? Masz przecież dziewczynę, rozwijasz się, jesteś o wiele bardziej ogarnięty niż przed laty, a Ciebie irytuje, że ona zna kilka słówek lepiej w języku obcym!

Tylko my decydujemy o swojej wartości. Warto to sobie uświadomić:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zima - gdyby osiągnięcie wieku dorosłego gwarantowało rozwiązanie każdego problemu i wyzbycie się problemów z okresu dojrzewania, to każdy po ukończeniu osiemnastki byłby jak najbardziej szczęśliwy. A tak, najpierw się spieszymy, żeby ją osiągnąć, a potem większość na tą dorosłość narzeka.

W istocie większość naszych nawyków i przekonań jest wyniesiona z okresu dzieciństwa. Według niektórych psychologów, to w tym wieku w największym stopniu kształtuje się otoczka, którą nazywamy osobowością. Nic więc dziwnego, że po wejściu w wiek dorosły tak trudno przestawić pielęgnowane latami wyuczone zachowania.....

Zgadza się. Mam własnie okazję obserwować jak moja partnerka staje się dorosła - po uwolnieniu od przemocy toksycznych rodziców. Dopiero uczy się podejmowania decyzji i brania za nie odpowiedzialności. Z dziewczynki zmienia się w kobietę i nawet dość sprawnie jej to wychodzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie mniej więcej tak to wygląda. Przyznam, że sam miałem do czynienia z partnerkami uzależnionymi mentalnie od rodziców. Co się okazywało - najchętniej na mnie chciały przenieść rolę ojcowską, przy czym szybko im uświadamiałem, że nie tędy droga ;). Także jak jej pomagasz w uniezależnieniu się i zmienia te stare nawyki, no to tylko tak trzymać. Pozdrawiam:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ekomar321, dziewczyna opisana w tym poście: post1990012.html#p1990012

nie jest i nie była moją partnerką. Nie jest świadoma własnych zaburzeń, a co dopiero ich przyczyny. Moja próba uświadomienia jej stanu poniosła fiasko.

 

Moja obecna partnerka nie jest mentalnie uzależniona od rodziców. Była ofiarą przemocy psychicznej, czego jest świadoma. Okazała się też zdolna do decyzji uwolnienia się od toksycznego wpływu. Decyzji niełatwej zważywszy na młody wiek. Teraz powolutku staramy się wspólnie niwelować skutki wieloletniego oddziaływania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×