Skocz do zawartości
Nerwica.com

ekomar321

Użytkownik
  • Postów

    13
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia ekomar321

  1. A bardzo miło to czytać - dziękuję za opinię. Nie ukrywam, że takie odpowiedzi stanowią dla mnie bardzo duży bodziec, żeby jeszcze więcej pomagać innym :). Co do wypowiedzi - kwintesencja to chyba nie kontrolować nasze myśli, ale sprawić, żeby te myśli nas nie kontrolowały (nie pamiętam, gdzie ten cytat usłyszałem). Jeśli chodzi o Twoją sytuację, to to jest właśnie to uświadomienie, zrozumienie, które znacznie pomaga radzić sobie z problemem. Myślę, że jesteś na jak najbardziej dobrej drodze, żeby wrócić do pełni zdrowia. Co do pomagania na forum - aktualnie niestety poszukuję na to czas, robię tyle różnych rzeczy. Jeśli ktoś chce, zachęcam do kontaktu prive, na meilu pojawia mi się wiadomość, stąd z marszu mogę zareagować. Pozdrawiam:)
  2. Nie jest dziwne. To, co opisujesz, wskazuje na nerwicę natręctw. Zanika u Ciebie ciągłość myślenia pod jej wpływem - najzwyczajniej ciężko Ci się na czymś skupić. Czy ta nerwica muszą mieć konkretną formę? Nie musi. Wystarczy, że masz wspomniane dziury w głowie utrudniające Ci myślenie. Co zrobić? Widzę, że przebiega to u Ciebie dosyć łagodnie - to duży plus . Przede wszystkim postaraj się w przeciągu dnia poświęcić czas na medytację, pozbieranie myśli. Jeśli coś robisz - rób to dokładnie, najlepiej jak potrafisz. Generalnie: uczyń wszystko, co ma wzbudzić w umyśle określony porządek. Wyrobienie sobie takich pożytecznych nawyków może się okazać o wiele potężniejsze od tej lekkiej formy nerwicy.
  3. Pozwól im przejść. Jeśli będziesz z nimi walczyła i się przejmowała, to raczej to nie pomoże. Pozwól im być i przestań je wzmacniać. Rozważ też rozmowę z dobrym psychologiem, zamiast tylko zażywać psychotropy. Pamiętaj, że w nerwicy trzeba sobie pewne rzeczy uświadomić i same lekarstwa mogą zdziałać nie zawsze cuda. Problem wydaje mi się natury nerwicowej - te myśli to po prostu natręctwa, skoro ich fizycznie nie słyszysz, a zatem masz na nie wpływ. Wobec tego polecam mój poradnik w linku, gdzie dokładnie opisuję sposoby rozwiązania problemu. Odnośnie objaw somatycznych - tak to niestety wygląda. Często najwięcej dostaje się żołądkowi, który jest naszym "emocjonalnym" odbiornikiem. Organizm pod wpływem natręctw lubi się rozregulowywać, czego doświadczamy właśnie przez wszelkiego rodzaju bóle. Problem należy rozwiązać od głowy strony, czyli leczyć się z nerwicy:). Pozdrawiam.
  4. Musisz walczyć. Przełamuj strefę komfortu, którą nerwicowcy lubią sobie zawężać. Pójdź na siłownię, znajdź sobie cel, poszukaj partnerki. Postaraj się pewne rzeczy sobie uświadomić, może terapia behawioralno-poznawcza? Samymi psychotropami zbyt wiele nie zdziałasz. Sam wiem, jak można być słabym, a potem to wszystko stopniowo przezwyciężać i dążyć do normalnego, szczęśliwego życia. Polecam także mój poradnik w linku. Natomiast jeśli mam w czymś szerszej pomóc, kontakt prive. Pozdrawiam.
  5. No właśnie mniej więcej tak to wygląda. Przyznam, że sam miałem do czynienia z partnerkami uzależnionymi mentalnie od rodziców. Co się okazywało - najchętniej na mnie chciały przenieść rolę ojcowską, przy czym szybko im uświadamiałem, że nie tędy droga . Także jak jej pomagasz w uniezależnieniu się i zmienia te stare nawyki, no to tylko tak trzymać. Pozdrawiam:)
  6. Myślę, że tak. Proszę popatrzyć na komentarz osoby wyżej:). To dosyć istotne okazać sobie szacunek z takiego powodu. Zazwyczaj nerwica jest przyczyną zaburzonej samooceny, a przecież człowiek powinien mieć do siebie szacunek, bo walczy i stara się rozwiązać problem. Co do tych porównań - myślę, że to kwestia stylizacji:). Analogia i porównanie zawsze pozwalają lepiej ująć wątek.
  7. Jest silniejszy, bo dźwiga na swoich barkach dwukrotnie więcej trudności niż przeciętna, nieznerwicowana osoba. Jak pisałem, skala według uznania, ale w moim uznaniu tak to przeciętnie wygląda. Kto tu jest silny? Ten, co wspiera, czy ten, który mierzy się z nerwicą? Nieco minęliśmy się z kontekstami, ale chyba rozumiesz, o co mi chodzi . Z tym się zgodzę. Może powodować trudności z czytaniem, skupieniem się na rozwiązywaniu zadania itp. Ale nie wyklucza to rozwijania strony analitycznej, co miało miejsce w moim wypadku i jestem o tym przekonany. Czy chodzi o nadmiar bodźców zalewających świadomość? Myślę, że o to. A że jest to związane z nerwicą? Cóż, wymieniałem korzyści związane z obcowaniem z nią (dystans do tematu wskazany).
  8. Też wygląda mi to na typową depresję. Nie zamartwiaj się żadnymi myślami o rozwodzie - być może to tylko Twoja subiektywna, chwilowa opinia pojawiająca się pod wpływem depresji. To nie czas, żeby takie rzeczy ustalać. Jeśli masz wokół siebie bliską osobę, której ufasz, postaraj się jej o problemie powiedzieć, przedstawić Twój stan - nie powinnaś się z tym kryć, skoro przeszło to do takich rozmiarów. Do tego obowiązkowo wizyta u dobrego psychologa.
  9. Typowy atak lęku. Bodziec, jakim jest wystąpienie publiczne, od razu kojarzysz ze stresem. Natura takiego lęku zazwyczaj jest irracjonalna, także nie musisz się specjalnie dziwić, że nie wiesz, skąd się wziął. Dodatkowo jeśli zaczynasz próbować z nim walczyć (niepokojem), tym trudniej Ci się skupić na bieżącym zadaniu, ponadto organizm reaguje mocnym stresem. A skąd stres? Po prostu stawiasz nieświadomie organizm w stan gotowości, próbując uporać się z niechcianą myślą. Czy warto się tym przejmować? Zupełnie nie. Następnym razem zamiast próbować zwalczać lęk i zastanawiać się po stokroć, że przecież kiedyś go nie było, zwyczajnie... pozwól mu być, absolutnie nie reaguj, jak się pojawi. Zobaczysz, że lęk albo minie, albo zdecydowanie się zmniejszy:).
  10. Na początku tych stresów może być, w końcu będziesz przekraczał swoją dotychczasową, czterościanową strefę komfortu. Z czasem powinieneś się przyzwyczaić, że praca to codzienność, a nie nadmierne wyzwanie:). A jeśli lęki się rozpanoszą w danym dniu i ściągną z nóg? Nie jestem specjalnym zwolennikiem postawy typu "hura i do przodu", ale w takim wypadku to według mnie najlepsze rozwiązanie. Skupianie się na lęku i pogłębianie go specjalnie nie pomoże. Dokuczają lęki? A pozwól im być, siłą ich nie zwalczysz. Skoncentruj się też na tym, że nabierasz doświadczenia, jesteś coraz pewniejszy i spokojnie tą pracę wykonujesz. Czy oby na pewno jest sens przed jej rozpoczęciem rozważać o tym, co powie pracodawca w reakcji na psychiatrę? Polecam mój świeży artykuł, gdzie problem lęków poruszam całkiem szczegółowo: poradnik-dla-nerwicowca-t56645.html. Pozdrawiam:)
  11. Zima - gdyby osiągnięcie wieku dorosłego gwarantowało rozwiązanie każdego problemu i wyzbycie się problemów z okresu dojrzewania, to każdy po ukończeniu osiemnastki byłby jak najbardziej szczęśliwy. A tak, najpierw się spieszymy, żeby ją osiągnąć, a potem większość na tą dorosłość narzeka. W istocie większość naszych nawyków i przekonań jest wyniesiona z okresu dzieciństwa. Według niektórych psychologów, to w tym wieku w największym stopniu kształtuje się otoczka, którą nazywamy osobowością. Nic więc dziwnego, że po wejściu w wiek dorosły tak trudno przestawić pielęgnowane latami wyuczone zachowania. Demir - skup się na Twoich przekonaniach na swój temat. Środowisko nie ma z nimi nic wspólnego. Jak Cię widzą, tak Cię piszą. Znam naprawdę wiele osób, które przechodziły wszelkiego rodzaju metamorfozy, także efekt pierwszego wrażenia jest tak naprawdę mało istotny. Według mnie powinieneś popracować nad swoimi przekonaniami, w razie czego mogę polecić konkretne książki. Jeśli uznasz siebie za osobę ważną, pewną siebie, to w rezultacie będziesz zwracał uwagę na te wątki w Twoim życiu, które te cechy podbudują (na przykład udaną randkę z dziewczyną). Natomiast jeśli uznasz, że jesteś gafą, to choćby i w danym dniu stało się 10 pozytywnych scenariuszy, i tak zwrócisz uwagę na jedną drzazgę w przeciągu dnia. Źle postawiony krok, nie tak wypowiedziane zdanie od razu sprawią, że utożsamisz takie wydarzenie z Twoim przekonaniem na temat bycia nieudolnym. Nie ma tak przypadkiem? Masz przecież dziewczynę, rozwijasz się, jesteś o wiele bardziej ogarnięty niż przed laty, a Ciebie irytuje, że ona zna kilka słówek lepiej w języku obcym! Tylko my decydujemy o swojej wartości. Warto to sobie uświadomić:)
  12. A witam Marcina, witam. Problemy ze snem to całkiem typowa przypadłość. Przede wszystkim umysł wtedy nie ma specjalnie na czym się skupić, więc często zaczyna wytwarzać "nowe cuda". W przeciągu dnia można wybrać łatwe założenie - im więcej natręctw, tym więcej z siebie daję. Bez chwili na refleksję, po prostu cały czas działam, realizuję swoją pasję. Masz widzę podobne nastawienie, także w tej sprawie się zgadzamy. Ale jak to zastosować w przypadku snu? Dwa razy mocniej będę próbował zasnąć? Totalnie bez sensu. Jak miewałem tego typu problemy, próbowałem medytacji przed snem. Możesz przetestować. Najmocniej odciążyła mnie natomiast docelowa technika - po prostu nawet jak dokuczał mi stos myśli, w zupełności nie reagowałem. Jak nie mogłem zasnąć, nie przejmowałem się godziną, minutą, po prostu pozwalałem natręctwom być, na kulturce czekając, aż zasnę. To pomogło lepiej. Polecam też melatoninę. Pozdrawiam:)
  13. Słowem wstępu Witam wszystkich. Na imię mam Marcin. Widząc ogrom doświadczeń i masę traum wielu ludzi na tym forum poszukujących pomocy niemal w każdym źródle, postanowiłem stworzyć ten artykuł. Nazwałbym go poradnikiem psychologicznym, jednak już teraz zwracam uwagę, że nie mam fachowej, akademickiej wiedzy naukowej z zakresu psychologii. Materiał, który Państwu przekazuję, jest materiałem spajającym niemal wszystkie moje doświadczenia związane z szeroko pojętą nerwicą. Ponadto zawiera wiele przemyśleń, przedstawia moją ścieżkę prowadzącą do rozwiązania problemu dotyczącego tak wielu z Was. Dlatego prędzej skłaniałbym się ku określeniu, że ten tekst po prostu będzie przydatny dla psychologów (i dla osób cierpiących na nerwicę), którzy dopiero po styczności z nim mogliby stworzyć tekst naukowy, aniżeli sam w sobie miałby takim być. Jeśli ktoś z Państwa jest psychologiem i chciałby nawiązać ze mną współpracę lub zadać jakieś pytania, proszę śmiało pisać. Nigdy nie studiowałem niczego związanego z psychologią, jednak przez lata doświadczania trudów nerwicy uważam, że mam w tym geście wystarczająco dużą wiedzę, żeby się nią z Wami (użytkownikami forum) podzielić. Nie zmienia to faktu, że momentami ciągle rozważam studiowanie tego kierunku. Myślałem o jakimś szczególnym układzie tego tekstu. Przy delikatnej odrobinie wysiłku mogłaby powstać nawet i mała, a może i niemała książka. Postawiłem jednak na „wielobranżowy” artykuł zwieńczający moje doświadczenie, zawierający porady zwalczania nerwicy, a także swego rodzaju sposób zrozumienia jej. Tekst zawierał w początkowej fazie zakładkę „O mnie”, natomiast po dłuższym namyśle doszedłem do wniosku, że na aktualnym etapie wolałbym pozostać anonimowy. Oczywiście nic wielkiego by się nie stało, gdyby któryś ze znajomych mnie zidentyfikował po krótkim opisie, jednak także nic złego się nie dzieje, gdy będę dla Was po prostu Marcinem. Jeśli jakiś psycholog w celach naukowych chciałby poznać moją historię i ją przeanalizować, oczywiście mu w tym pomogę. To tyle, moi drodzy, początkiem rozważań. Tekst ten dedykuję wszystkim chorym na wszelkiego rodzaju nerwice, wszystkim poszukującym w życiu ukojenia i spokoju. Choroba czy nie? Jak zapewne zauważyliście, nigdzie nie użyłem tego słowa. Nie dlatego, że uważam, że nerwica nie jest chorobą. W pewnym sensie jest, i o ile moja wiedza byłaby z tego zakresu szersza, pewnie sam sobie postawiłbym różnego rodzaju diagnozy. Problem leży głębiej – słowo „choroba” z automatu wzbudza w niektórych z nas poczucie, że coś po prostu nas dopadło i tyle. Innymi słowy: to magiczne określenie potrafi w niektórych z nas zahamować jakiekolwiek mechanizmy obronne i zwolnić z poczucia odpowiedzialności za nasz żywot. – No przecież zachorowałem i jest wszystko do dupy. Nerwicę pod wpływem medytacji, rozważania punkt po punkcie danego zjawiska, dziennego treningu, odpowiedniej motywacji i pomocy innych osób, da się przezwyciężyć lub znacznie złagodzić. Wielu męczy się tak bardzo, nie widząc opcji ratunku, bo uważa, że skoro zachorowali, to nie są w stanie przeciwdziałać nerwicy. To oczywiście nieprawda. Tylko w nas leży moc, dzięki której przezwyciężamy takie rzeczy jak ta. I to pierwsze spostrzeżenie, na które bardzo chciałem zwrócić uwagę. Może dla niektórych wyda się infantylne, ale sam wiem, ile razy wychodziłem z założenia, że gdyby nie to choróbsko, to bym zrobił czynność A lub czynność B. Problem leży w nas, w naszym postępowaniu, które możemy zmienić, a nie w zewnętrznym obiekcie, który nakazał nam być chorym. Więc jak mam to zmienić? Przedstawię nieco rozważań i myślę, że każdy z Was znajdzie tutaj coś dla siebie. Dla mnie najlepszą metodę przeczytałem dzięki DJ Remo, czyli Remigiuszu Łupickiemu, właścicielowi wytwórni My Music (kiedyś napisał temat na tym forum, mam nadzieję, że u niego dobrze). Jak kojarzycie Meza, Eldo, Karolinę Czarnecką czy artystkę Julę, to właśnie wydaje im płyty i czuwa nad nimi ta osoba. Proszę w tym miejscu zwrócić uwagę, że mimo nerwicy, można osiągać naprawdę duże cele. Wracając do tematu: DJ Remo zalecił, żeby każdą negatywną myśl, czy to lękową, czy natrętną… po prostu obserwować. I to w tym momencie paradoksalnie jedyne rozwiązanie, które tak skutecznie pozwala mi radzić sobie z nerwicą. Zbyt proste, prawda? Proszę zwrócić uwagę, że gdyby rozwiązanie było skomplikowane, to zamiast rozmawiać z dziewczyną, popijając mojito, rozważalibyśmy jakiś skomplikowany algorytm rozwiązywania problemu nerwicy, który i tak wpędził by nas w pułapkę myślowo-lękową (tutaj ‘smaki objawowe’ proszę dobierać według uznania). Więc jeśli przykładowo przychodzi Wam myśl, że zaraz umrzecie albo spocą się Wam ręce, po prostu… pozwólcie tej myśli przejść, być, zaistnieć. To próba walki z myślą powoduje, że zamiast skupiać się na bieżącej czynności, dokonuje się proces tak zwanej potyczki. Oczywiście ten jest skazany na porażkę, bo im dłużej z myślą walczymy, to tym dłużej się na niej skupiamy. W konsekwencji wzmacniamy jej siłę, a w naszym mózgu tłoczymy nowe sieci neuronowe, połączone synapsami, wzmacniające nerwicę, tak jak robi to górnik, kopiąc tunel w poszukiwaniu węgla. Taki wydatek energetyczny może przynieść raczej tylko zmęczenie i jeszcze większe spięcie organizmu, aniżeli jakiekolwiek wymierne korzyści. Mózg nie zna słowa „nie” i o ile takie pojęcie funkcjonuje w boolowskiej logice i naszym codziennym życiu opartym na abstrakcyjnym myśleniu, tak nasza warstwa podświadoma mózgu już działa na innych zasadach. Myślisz o czymś? Jak nie chcesz o tym myśleć, to i tak o tym myślisz. Powtórzcie sobie sto razy „nie chcę myśleć o białym bażancie”, a zrozumiecie, o co mi chodzi. Paradoks sytuacyjny polega na uświadomieniu sobie, że tak naprawdę nie musimy podejmować żadnych działań, żeby zwalczyć lęk. Jeśli tym argumentem do Was nie przemawiam, to proszę sobie wyobrazić, co musiałoby się stać, żeby jakieś konkretne działanie miałoby przynieść konkretny efekt. W grach starczyłoby wypić jakąś dobrą butelkę z maną, we Władcy Pierścieni pewnie wypowiedzieć jakąś sławetną inkantację czaru, najlepiej w języku elfów. W rzeczywistości jednak nie ma żadnego antidotum w butelce, w czarowanie też specjalnie nie wierzę, tak więc pozostaje nam wykorzystać pewne właściwości działania umysłu. Generalnie: problem leży w nieumiejętnym uruchamianiu pewnych zakodowanych w nas atawistycznych mechanizmów, które w danej chwili są nam do niczego niepotrzebne. To tak jakby całymi godzinami zastanawiać się, co zrobić, żeby nie przycisnąć danego przycisku. Można by się skupić, drodzy czytelnicy, na czymś innym, albo… nie robić nic. Brzmi znajomo w analogii do rozważanego problemu? Chcecie zwalczyć myśl, lęk, strach? To pozwólcie mu być. To spowoduje, że nasz organizm i umysł przestanie poświęcać aż tak olbrzymie zasoby energetyczne, żeby „uporać się” (to oczywiście w cudzysłów, nasz mózg z niczym nie musi się uporać, on po prostu działa, jak mu nakazujemy) z jakąś myślą. Dopiero podjęcie walki z myślą/lękiem wyzwala w nas różne reakcje, których byśmy nie chcieli. Skoro nie chcemy spoconych rąk, to dla mózgu jest to informacja, że najwyraźniej jest nam to potrzebne, skoro o tym myślimy. Podświadomość nie wie, czy potrzebujemy wilgotnych dłoni, czy mamy nerwicę i po prostu bardzo tego nie chcemy. Sygnał to sygnał. W czasach dzikości, jak chciały nas zjeść krokodyle, spocone ręce były przydatne, jeśli chcieliśmy chwycić się gałęzi, ponieważ wytwarzało to odpowiednie tarcie, którego suche ręce by nie zapewniły. Mechanizm został zachowany. Oczywiście nie jestem Darwinem, ale podaję Wam prosty przykład działania naszego umysłu. Podświadomość to warstwa usługowa mózgu, która m.in. wykonuje posłusznie nasze polecenia. Jeśli ktoś z Was tego nie rozumie, to nic nie szkodzi. Chodzi o to, żebyście pozwolili niechcianej myśli bądź uczuciu zaistnieć. Zobaczycie, jak dobrze na tym wyjdziecie. I pamiętajcie, że podświadomości nie da się oszukać. Jeśli powtarzacie w głowie „pozwalam ci być, droga myślo/drogi lęku”, a problem nie ustaje, to po prostu nie umożliwiacie mu zaistnieć, przepłynąć przez Was. Bądźcie cierpliwi, dużo trenujcie, a zobaczycie, z jaką łatwością zaczniecie odpędzać niechciane myśli bądź paniczny lęk. Jak podjąć weryfikację, czy mam do czynienia z natrętną myślą? To akurat całkiem proste, ale może wywoływać wiele problemów. Zanim skorzystacie z techniki przedstawionej wyżej, musicie się upewnić, że myśl, która Wam przechodzi przez głowę, jest faktycznie natrętna. To pozwoli Wam zapobiec pewnemu mętlikowi w głowie i odróżnić "dobre od złego". Łatwiej z lękiem – tutaj od razu wiemy, że ten kolega jest nam raczej niepotrzebny. Kiedy to już ustalicie, możecie śmiało przystąpić do techniki przedstawionej wyżej. Po prostu wcześniej zastanówcie się, czy od strony merytorycznej przerobiliście daną myśl. Jeśli coś Wam powtarza, że boli Was trzustka i myśl ta kotłuje się w głowie od kilku godzin, to może warto pójść do lekarza rodzinnego, a nie pozwolić tej myśli przejść, tak jak byłaby nieistotna i natrętna? Może jest istotna i przez ból mózg wysyła sygnał, że na daną kwestię powinno otoczyć się większym priorytetem? Oczywiście, jak na nerwicę przystało, prędzej wmówicie sobie, że bardzo boli Was jakiś narząd, aniżeli faktycznie by Was bolał, jednak uczulam. Natomiast jeśli robicie coś istotnego – piszecie sprawdzian bądź macie rozmowę o pracę, a nie siedzicie przed komputerem – korzystajcie natychmiast z docelowej techniki (pozwolić myśli zaistnieć). W takich sytuacjach nie ma czasu na skomplikowane procesy dochodzeniowe, jest tylko pozwolenie na obecność czegoś w danej chwili niechcianego (lęku, strachu, natręctwa). Jeśli zezwolimy danej myśli być, przestaniemy z nią walczyć, nasz mózg od razu przejdzie do innego, następnego w kolejce priorytetu myślowego. Po prostu skupi się na rozmowie kwalifikacyjnej, a nie na tym, żeby nie pociły się ręce. Bo skoro pozwalamy się im pocić, to co nas, za przeproszeniem, dalej ta myśl obchodzi? Niech się pocą, jak chcą. W konsekwencji przestaną, bo będzie nam to najzwyczajniej w świecie mało potrzebne. Jak wspomniałem, z perspektywy czasu problem nerwicy lękowej określiłbym jako nieświadome uruchamianie pewnych somatycznych układów w organizmie. Z reguły stawiamy organizm w stan stresu, który zazwyczaj w danej chwili nie jest zupełnie potrzebny. Podobnie z natręctwami – tutaj obiektem bardziej jest umysł, którego po prostu regularnie stawiamy w stan gotowości, przy czym zazwyczaj tworzymy coraz to nowsze natręctwa. Jedyną skuteczną metodą przeciwdziałania jest rozwój i praca nad naszym duchem. Pustka Na początku pracy z wymienioną techniką „pozwalania istnienia” zauważyłem, że bardzo łatwo wejść w stan apatii, kiedy nie towarzyszy nam żadna emocja. To oczywiście pocieszny sygnał, więc pozwalajmy sobie tkwić w takim położeniu, dopóki nie zainteresuje nas coś konkretnego (chyba, że wykonujemy coś istotnego, wtedy nasza świadomość sama z siebie skupi się na danej czynności, po wyzwoleniu od niechcianego uczucia/myśli). Z doświadczenia wiem, że jak tylko udało mi się przezwyciężyć negatywną myśl czy lęk, a robiłem coś mało wymagającego myślenia, od razu starałem się skupić na czymś innym, byle by wzbudzić w mózgu uczucie zapomnienia o natręctwach. To całkiem dobra metoda, ale nie możemy tego zrobić na siłę, bo zrobimy błędne koło i natrętne myśli powrócą. Jak przezwyciężyliśmy myśl, podchodzimy do tematu spontanicznie, nie spieszymy się z tym, żeby znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Możemy być apatyczni, smutnawi, nudni, nic nie szkodzi. Ale możemy też być spokojni, w swego rodzaju błogostanie. Tutaj odczucia są już indywidualne. Zbyt agresywna próba przywrócenia dobrego nastroju może się skończyć namnożeniem natręctw. Znowu to samo! Co teraz? Proszę też mieć na uwadze, że, przynajmniej wedle moich doświadczeń, opanowywanie lęku przypomina w pewnym stopniu falę. Mimo upływu czasu, jej skutki są odczuwane. Nie dziwcie się zatem specjalnie, jeśli po kilku dniach niemal błogiego nastroju, przyjdzie dzień, kiedy lęki/natręctwa powrócą w zwielokrotnionym stopniu. Tego typu nawroty są całkiem typowe dla nerwicy i ich obecność nie powinna specjalnie dziwić. Warto zatem uzbroić się w cierpliwość i nawet, kiedy lęki pojawią się w najmniej oczekiwanym momencie, przyjąć to ze spokojem, zamiast wpadać w panikę. Same minusy? To, moi drodzy, najprzyjemniejszy wątek, jaki przyszło mi poruszyć. Mianowicie będę w poniższych akapitach wypisywał plusy wynikające z faktu bycia nerwicowcem. Oczywiście proszę zbyt dosłownie tych przechwałek nie odbierać. Waszym celem jest uwolnić się spod jej ciężaru, jednak wiele pozytywów tak naprawdę pojawia się z samego faktu obcowania z nią. Chciałbym na początek zwrócić uwagę, że skoro żyjecie, chodzicie do pracy, żyjecie wśród ludzi i wychodzi Wam to chociażby połowicznie dobrze, to już jesteście dwukrotnie silniejsi od przeciętnego, nieznerwicowanego obywatela pięknej Rzeczypospolitej. Skalę można dobierać oczywiście według uznania i indywidualnie, przeciętnie zaś tak to według mnie wygląda. Kiedy zwykła osoba skupia się na codziennych problemach, my to odbieramy… jakoś inaczej. Zwykła, z pozoru problematyczna sprawa w stosunku do ciągłej potrzeby radzenia sobie z nerwicą wydaje się o wiele mniej istotna. Co z tego wynika? Życiowa siła, po prostu. Bieżące sprawy przerażają nas raczej mniej, niż zwykłą osobę. Jesteście wszyscy silni, skoro jesteście w stanie żyć na co dzień z taką przypadłością. Czy to nie powód do dumy? Być może nie każdy ma takie odczucia w tym względzie, ale mnie pewne przyziemne rzeczy niepokoją w o wiele mniejszym stopniu, niż jeśli nigdy nie miałbym styczności z nerwicą. Po prostu mam zbyt duży bagaż doświadczeń, żeby przerażało mnie, jeśli (załóżmy) obrazi się na mnie znajomy lub zwolnią mnie z pracy. Nie przesadzam w tym wypadku zupełnie. Nerwica, w szczególności natręctw, rozwija także naszą stronę analityczną. Przecież w trakcie codziennego, niejednokrotnie gwałtownego stawiania umysłu w stan gotowości, chcąc nie chcąc, w pewien sposób rozwijamy go. Oczywiście sam sposób nauki nie wygląda tak, jak byśmy tego oczekiwali, jednak fakt faktem, plusy są oczywiste. Bardzo wiele osób chorujących na nerwicę to osoby inteligentne, mądre. I wcale nie wyklucza to dobrych relacji społecznych. Nic, tylko się rozwijać i przeciwdziałać tej diablicy. Uczymy się także poszukiwania odpowiedzi, właściwie poszukiwania sensu życiowego. Nerwica zmusza do refleksji, zastanawiania się nad naszym istnieniem. Sam wiem po sobie, ilu książek bym nie przeczytał i ile wartościowej wiedzy by mnie ominęło, gdyby nie ta przypadłość. Mogę szczerze powiedzieć, że na temat psychologicznej strony człowieka i relacji społecznych wiedziałbym, mniemam, co najmniej dwukrotnie mniej. Dodam jeszcze, że pracuję jako korektor tekstu kilku gazet na północy kraju. Jestem przekonany, że nie rozwinęłaby się u mnie tak swobodna zdolność tworzenia wypowiedzi, gdyby nie szereg natręctw napotykanych w przeciągu dnia, które wręcz zmuszały mnie do rozpatrywania spraw bardzo często w sposób ultra szczegółowy (kto jak kto, ale Wy najlepiej zrozumiecie, o co mi chodzi). Natręctw miewałem tak wiele, że nie wiem, czy byłbym w stanie w jednym akapicie wymienić wszystkie. Umiejętność wczucia się w stronę osoby znerwicowanej jest dla mnie szczególnie łatwa w stosunku do psychologa, po prostu… sam to przechodziłem i sam sobie z tym poradziłem. Oczywiście w żaden sposób nie chcę umniejszyć pracy wykonywanej przez specjalistów. Wraz z rozwojem mojej wiedzy psychologicznej, przyrostem doświadczenia i znajomości kanonów ludzkich zachowań, chciałbym zacząć zarabiać na udzielaniu porad psychologicznych. Cel zamierzam zrealizować już teraz, pomagając Wam. Ponadto planuję także stale współpracować z niektórymi osobami i regularnie śledzić ich postępy. Słowem zakończenia tego tematu – zwróćcie się do mnie o pomoc, a chętnie pomogę. Ps. Jeśli tekst Wam się spodoba, nie widzę nic przeciwko, żeby napisać jeszcze kilka. Czekam na Wasze opinie. Pozdrawiam.
×