Skocz do zawartości
Nerwica.com

Witajcie


jadzik18

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie, mam na imię Jagoda. Mam 24 lata. Bardzo długo leczyłam się na nerwicę i depresję, ale jakoś udało mi się w większym stopniu je pokonać. Lecz nie przez terapie czy leki...tą zmianę w sobie osiągnęłam dzięki swojej pracy nad sobą. Mimo, że najgorszy okres jest już za mną, czasem czuję się strasznie samotna, dlatego chciałam znaleźć kilku forumowych "przyjaciół", z którymi można pogadać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jadzik18, dobrze trafiłaś. jak spędzisz tu trochę czasu, to na pewno poznasz wartościowe osoby. Ja już nie wierze, żadną terapie, żadne leki. Jedynie własny rozum. może kiedyś zmądrzeje :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam po długiej przerwie, dwa lata mnie nie było i powiem, że jest ze mną coraz gorzej...aż ciężko cokolwiek napisać, nie chcę się poddawać, ale jest mi strasznie źle...mam straszne lęki, już boję się prawie wszystkiego...mam bardzo odpowiedzialną pracę i coraz gorzej się z niej wywiązuje...ach szkoda gadać...pozdrawiam wszystkich

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie, postanowiłam napisać swoją historie, tylko to trochę długie, nie wiem czy komuś chciałoby się czytać. Napisałam to, bo chcę iść do lekarza, a i tak wiem, że nic bym nie wydusiła z siebie.

 

Od dziecka byłam bardzo dziwna…nieśmiała, małomówna, nie miałam żadnych koleżanek, nikt mnie nie lubił, byłam wycofana społecznie. Co więcej czułam po prostu, że mnie nie ma…nie czułam siebie, swoich potrzeb, myślałam, że jestem z boku i tylko oglądam jakieś przedstawienie o tytule „życie”. Byłam niewidzialna dla innych. Pamiętam ten smutek jak zawsze na przerwach siedziałam sama pod klasą, a inne koleżanki kupowały sobie oranżadkę w proszku i sypały sobie nawzajem na ręce…Pamiętam, że wtedy tak marzyłam, żeby kiedyś mnie zawołały do siebie i cały czas zadawałam sobie pytanie co jest ze mną nie tak, że one mnie nie widzą i nie lubią. Tak zawsze marzyłam o takim prawdziwym przyjacielu, dla którego mogłabym się poświęcać, robiłabym mu niespodzianki, spędzałabym z nim czas wolny. Jednak nikt nigdy nawet do mnie nie zagadał, byłam czystym powietrzem. Nigdy nie miałam żadnych potrzeb. Nie wiedziałam, że mogę „coś chcieć”. Byłam nijaka. Czułam się strasznie samotnie. Próbowałam swój ból przytłumić czytając bajki, książki i pisząc wierszyki. Wszystko to działo się we mnie, nie miało nigdy ujścia na zewnątrz.

Mój tato był wysoko postawionym urzędnikiem gminnym. Był bardzo surowy, nie oszczędzał mi i mojej siostrze kar cielesnych, czasami nie wiadomo było nawet za co. Trochę pił i robił niepotrzebne awantury. (ale na pewno nie było to tak źle jak w innych domach, nie pił aż tak dużo, nie rzucał nami o ściany, tylko po prostu tak zwyczajnie nas bił). Bałam się go i zawsze starałam, żeby był zadowolony. Moja mama zawsze starała się nas przed nim bronić. Uczyłam się bardzo dobrze, miałam stypendia, chciałam, żeby rodzice byli ze mnie dumni i marzyłam, że kiedyś to słowo usłyszę od taty. Moja młodsza siostra była inna, wesoła, uśmiechnięta, otwarta, właziła non stop tacie i mamie na kolana i się przytulała. Ja nie lubiłam tego, zawsze się odpychałam, ich dotyk sprawiał mi ból. Wszystko co robiłam z góry już było skazane na krytykę, nie pamiętam żadnej pochwały skierowanej w moją stronę, choć tak bardzo o nią zabiegałam. Robiłam wszystko, żeby przypodobać się rodzicom, żeby mnie Lubieli. Moja siostra była normalna. Była oczkiem w głowie taty, ładnie śpiewała, była błyskotliwa, sąsiedzi ją lubili. Ja taka szara mysz, nie miałam uzdolnień, zawsze w cieniu mojej siostry. Tata chciał, żebyśmy wyrosły na ludzi, dlatego chodziłam z moją siostrą na mnóstwo zajęć dodatkowych: gra na pianinie, angielski, SKS, CTW i inne. Jednak mi zawsze to ciężej przychodziło, bo nie miałam po prostu do tego talentu. Zawsze było porównywanie: „Dominika robi to lepiej…”

Miałam straszne lęki, bałam się wszystkiego, ciemności, głośnych dźwięków, burzy nie czułam się bezpiecznie, ale to wszystko działo się we mnie, nie miało to nigdy ujścia na zewnątrz…Do 13 roku życia moczyłam się w nocy. Bardzo na mnie tato za to krzyczał i upokarzał mnie za każdym razem gdy się zesikałam. Myśleli, że robię to specjalnie. Pamiętam, że jak w nocy obudziłam się i zobaczyłam, że prześcieradło jest mokre szłam do łazienki i je prałam po ciemku, żeby tato rano nie zobaczył, żeby mnie nie zbił i nie krzyczał. Tak się bałam nocy, że znowu się zesikam i będzie kara, że nastawiałam sobie budzik co 30 minut, żebym się budziła i chodziła do łazienki, ale i tak nigdy nie udało mi się przespać w suchym łóżku. Kiedyś był organizowany obóz językowy w Złocieńcu. Bardzo chciałam jechać, spytałam taty czy da mi pieniadze, a on powiedział, że jak dwa tygodnie się nie zesikam w łóżko to mi da. Mimo moich usilnych starań nie udało się i nie pojechałam. Z powodu moczenia nocnego wylądowałam w szpitalu na badaniach układu moczowego. Byłam tam 2 tygodnie w wieku 6 lat. Pamiętam to jak dzisiaj. Robili mi mnóstwo badań jednak na wypisie ze szpitala widnieje napis: „Moczenie ma podłoże psychiczne. Proszę o kontakt rodziców z psychologiem.” Jednak takiego kontaktu nie było. Za to najeździłam się po wielu lekarzach, którzy mieli leczyć rękoma. Pamiętam jak byłam z tatą w Piotrkowie Trybunalskim, potem z mamą w Bytowie u znachorki. Jednak i to nie pomagało.

Dodam jeszcze, że w wieku 6 lat byłam wykorzystywana seksualnie przez syna koleżanki naszej mamy. Oczywiście nikt o tym nie wiedział, oprócz mojej siostry, która czasami też brała w tym udział. Nie chce o tym pisać, bo to zbyt trudne dla mnie. Pamiętam jakby to było wczoraj. Ten chłopak potem siedział w więzieniu, a niedawno próbował popełnić samobójstwo. Pewnie próbował swoich sztuczek jeszcze wiele razy i sumienie w końcu nie wytrzymało.

Gdy miałam 11 lat mój tato zachorował na nowotwór. Był to straszny okres, pełen niepokojów i walki o jego zdrowie. Był twardy, nie pokazywał po sobie smutku. Mama jednak ciągle płakała. Martwiłam się bardzo o nią. Opiekowałam się tatą do południa, bo miałam na 13 do szkoły, potem przychodziła pielęgniarka, a o 15 wracała mama z pracy. Bardzo się bałam być sama z nim. On krzyczał, bo go bolało, ja nie wiedziałam co zrobić, przekręcałam go na boki, a on mnie wyzywał, że nie tak. Bardzo płakałam po kątach. To straszne patrzyć jak ktoś bliski gaśnie w oczach. Chodziłam do szkoły, ale myślami wciąż byłam przy łóżku cierpiącego taty. Trwało to kilka miesięcy, zawsze był w domu, potem była agonia i jego śmierć na naszych oczach. Było to bardzo tragiczne wydarzenie. Mama się bardzo załamała, została z nami sama, mając bardzo słabo płatną pracę. Przez kilka grubych miesięcy panowała w domu grobowa atmosfera, brak poczucia bezpieczeństwa, strach o to co będzie. Nie mieliśmy na nic pieniędzy, bałam się o mamę, pękało mi serce jak widziałam, że płacze, a ja nic nie mogłam zrobić. Strasznie się zmieniła, stała się bardzo nerwowa, krzyczała, wpadała w stany depresyjne, płakała…wszystko krytykowała, była zawsze zła o wszystko i na wszystkich. W sumie to zrozumiałe po tym co przeszła.

Mój stan poprzedni w połączeniu z żałobą bardzo źle wpłynął na moją psychikę. Stałam się jeszcze bardziej wycofana, zamknięta, czułam się winna, że nie mogłam nic zrobić by pomóc tacie. Byłam zła na siebie za to jaka jestem, że tato nigdy nie był ze mnie zadowolony. Zawsze byłam odludkiem. Chciałam być jak inne dzieci, wesoła, pogodna itp. Ale nie umiałam taka być. Uważałam, że jestem nikim, że nie zasługuję na żadną koleżankę, że jestem zła, nic nie warta, że nikt mnie nie może lubić. W piątej klasie podstawówki zaczęłam się zacinać, tak po prostu, nigdy wcześniej tego nie miałam i tak mi zostało do dzisiaj. Wszyscy bardzo mnie przedrzeźniali i się ze mnie śmieli. Był to dla mnie koszmar, nie umiałam z tym żyć, jeszcze bardziej zamknęłam się w sobie i uświadomiłam w tym, że jestem nic nie warta. Czułam się bardzo samotna i odrzucona. Miałam straszne lęki, bałam się chodzić do szkoły, nie chciałam wychodzić z domu, w sumie tak sobie teraz myślę, że wtedy cała ja to byłam jeden wielki lęk. Jednak wszystko to działo się we mnie, nikt o tym nie wiedział. Kiedyś po wywiadówce, nauczycielka powiedziała mojej mamie, że powinna ze mną jechać do psychologa, bo ze mną jest coś nie tak. Pojechałyśmy i do psychologa i do psychiatry. Nie mogłam nic wydusić z siebie, mówiła tylko mama, która w sumie nic o mnie nie wiedziała oprócz tego co nauczycielka doniosła. Nie miałam do nikogo zaufania. Postawiła diagnozę: nerwica lękowa, depresja i fobia społeczna i przepisała silne leki przeciwlękowe: Anafranil i Afobam. Po tych lekach czułam się okropnie, przewracałam się o własne nogi, lęk się nasilił, byłam półprzytomna, ciągle spałam na lekcjach, nauczyciele już mnie nawet potem nie budzili. Wtedy nie żyłam, tylko istniałam. Wszystko mi było obojętne. Kilka razy miałam zmieniane leki na Xannax i inne, ale też nie dały rezultatów. Byłam zła na siebie i cały świat za to, że się w ogóle urodziłam.

Oparcie znalazłam w Bogu, postanowiłam zapisać się na oazę. Poszłam na pierwsze spotkanie choć bardzo się bałam odrzucenia. Przyjęli mnie bardzo miło. Pamiętam pierwszy wyjazd oazowy. Przechadzaliśmy się po korytarzach seminarium, a ktoś z grupy krzyknął: „Czy ktoś widział Jagodę? Szukam jej.” Ja nie mogłam uwierzyć, był to dla mnie szok. Ktoś mnie szukał, zauważył w ogóle, że jestem. Od tamtej pory ta dziewczyna została moją pierwszą przyjaciółką, był to rok 2004. I to był przełom, kiedy pierwszy raz poczułam, że ja to prawdziwa osoba, żyjąca, że mnie widać. Potem było już lepiej. Przydało się nawet to, że umiałam grać na organach, zapisałam się do parafialnej scholi i grałam w kościele na Mszach. Czułam się wspaniale. Moja relacja z Bogiem była bardzo dobra, czułam że On mnie tak kocha, że z Nim mogę góry przenosić. Byłam kilka razy na rekolekcjach i pielgrzymkach. Odczuwałam powołanie do zakonu. Chociaż sama przed sobą bałam się do tego przyznać.

Dzięki poznanej Siostrze zakonnej trafiłam do pracy w Domu Pomocy Społecznej gdzie poczułam pierwszy raz w życiu się potrzebna i coś warta. To tutaj nauczyłam się bardzo wielu rzeczy. Siostry pomogły odkryć mi talenty, które były bardzo głęboko ukryte pod moim ciasnym pancerzem. Jestem im za to bardzo wdzięczna, są mi bardzo bliskie, w chwili obecnej są jedynymi osobami, z którymi potrafię rozmawiać o tym co mnie cieszy i boli. Kocham tą pracę i uważam, że jest ona jedyną sprawą, która mi wyszła w życiu.

Moja mama poznała mężczyznę, który jest ateistą i wyszła za niego za mąż. Jest dziwny, chłodny, bez uczuć, wszystko co było związane z nami krytykował. Nie lubiłam go, ale nie chciałam, żeby mama była sama, bo bardzo dużo w życiu wycierpiała, dlatego zaakceptowałam go. Mieszkaliśmy długo razem (7 lat) potem mama z nim się wyprowadzili do innego miasta, a ja zostałam z siostrą, jej chłopakiem i ich małym dzieckiem. Z racji tego, że ja im ciągle zawadzałam i im było ciasno, musiałam podjąć szybko decyzje o kupnie mieszkania. Wzięłam kredyt w tym celu i kupiłam mieszkanie w opłakanym stanie, do dzisiaj je remontuje. Zapożyczyłam się u ludzi i w banku, ale tym się nie martwię, pieniądze dla mnie nie stanowiły nigdy większej wartości.

Ciągle szukam swojego miejsca na ziemi. Tak naprawdę to sama nie wiem czego chcę. Jestem w środku taka pusta. Byłam pewna, że chcę iść do zakonu, ale boję się…Znowu te lęki zaczęły wracać, boję się że sobie nie poradzę, że to jednak nie to, że nie jestem warta zakonu. Czasami czuję się jak takie małe, bezradne dziecko. Chyba nie mam uczuć, jakby ktoś mi wyrwał serce i je spalił. Kiedyś miałam uczucia, byłam bardzo wrażliwa, chciałam pomagać, teraz też chcę, ale ten ból i smutek który mi towarzyszy jakoś zagłuszył tą moją wrażliwość.

W chwili obecnej popadłam w straszną depresję…nie chcę być sama, boję się samotności, a w związku się w ogóle nie widzę…nie wiem czy mogłabym dać mężczyźnie to czego oni najbardziej potrzebują…bliskości…, boję się bliskości, boję się bliskich relacji, boję się odrzucenia, poza tym mam problem, nie znoszę dotyku, chociaż już jest z tym coraz lepiej, ale widzę jak bardzo to zależy od zaufania drugiej osobie...pomału tracę nawet moją wiarę, a tego najbardziej się boję, bo wiem, że bez niej życie jest jałowe i bez sensu. Modlę się codziennie, proszę by Bóg zabrał ode mnie tą pustkę, chcę nadal czuć Jego miłość. Chcę być dobra, chcę pomagać innym, chcę kochać Boga, a na razie nie mam nawet siły, żeby wstać z łóżka, ogarnąć się, nawet nie mam siły pracować, skupić się na tym co ważne, praca wcześniej dawała mi wielką radość, teraz to zwyczajny obowiązek. Jednak gdyby nie ludzie z pracy już dawno by mnie nie było. Mam myśli samobójcze, ale chyba jestem za wielkim tchórzem i pewnie nic bym sobie nie zrobiła, poza szramami na rękach od żyletki Wstyd mi, że potrzebuję pomocy, bo pracuję jako terapeuta i to ja powinnam pomagać, ja powinnam mieć twardą psychikę i być oparciem dla innych, tymczasem jestem tak słaba jak trzcina, uginam się przy najsłabszym wietrze, chociaż ciągle walczę z czarnymi myślami, które codziennie oplatają moją duszę. Nie chcę się użalać nad sobą, choć mam ciągle wrażenie, że nic innego nie robię, ale naprawdę tak mi strasznie ciężko. Chciałabym przeżyć to życie w sposób godny, chciałabym być potrzebna, żeby to życie miało sens i było dobre. Chciałabym pomagać słabszym, potrzebującym, a ta depresja zabiera mi moje całe siły i mój cały optymizm. Nie wierzę nadal w siebie i swoją wartość. Rozum mówi co innego, a serce co innego czuje. Chcę wyzdrowieć, wiem, że są terapie, które pomagają. Tylko, że ja o depresji i nerwicy wszystko wiem, innym mogłabym pomagać, ale sobie jest najgorzej.

Nie uważam, że moje życie było jakieś tragiczne, złe, ludzie mają gorsze tragedie i umieją sobie jakoś z tym radzić, wina jest tylko we mnie, w mojej psychice, jestem za słaba…za głupia. Nie czułam się nigdy kochana, choć pewnie pisząc to ranię moich rodziców, bo oni pewnie mnie kochali tylko nie umieli mi tego okazać, bo byłam dziwna. Ja też nigdy nie umiałam im pokazać, że zależało mi na nich. I tak nasze drogi się rozeszły. Każdy żyje swoim życiem, nie znając drugiego. Chciałabym być normalna, umieć budować dobre relacji, umieć cieszyć się z komplementu, a nie uważać, że ktoś się ze mnie nabija, chciałabym uwierzyć, że ktoś mnie lubi za to jaka jestem, tak po prostu, za nic, za to że jestem. Chciałabym być choć przez chwile szczęśliwa i spełniona. Wiem, że przez moje zachowanie niedługo stracę nawet tą garstkę przyjaciół, którą mam. Ile można wytrzymać z kimś takim jak ja. Ale dzięki nim żyję, dzięki nim udaje mi się wstać z łóżka i ruszyć do przodu. Wiem, że Ci ludzie to sprawka Boga, który nie pozwoli bym została całkiem sama. Jednego jestem pewna, potrzebuję POCZUCIA BEZPIECZEŃSTWA – nigdy tego nie zaznałam, ale przypuszczam, że jest to wspaniałe uczucie. Namiastkę tego odczuwam tylko wtedy, gdy jestem blisko Przyjaciół.

Nie wiem czy coś dobrego mnie jeszcze spotka….raczej nie…umieram powoli od środka…szukam pomocy, bo chciałabym w końcu zacząć żyć i nie męczyć moich przyjaciół moimi problemami. Taka prawda, nie radzę sobie ze sobą, a powinnam, gdyż mam już 26 lat.

Jeżeli to przeczytałeś do końca tzn. że twardy z Ciebie zawodnik 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jadzik18, Przeczytałam.... smutne to co piszesz. Wyobrażam sobie co przeszłaś opiekując się chorym śmiertelnie ojcem...Wiem jak to jest ,,być niewidzialnym w szkole,,Moja mama chorowała na schizofrenię ale ja nie pamiętam wiele z jej choroby-zmarła jak miałam 17 lat i do tej pory obwiniam się o jej śmierć( że przeze mnie, bo mogłam być lepszą córką, nie pyskować, nie sprzeciwiać sie) To nie Twoja wina, lecz rodziców, ze nie walczyli o Ciebie, ze nie próbowali do Ciebie dotrzeć.Mój syn jest takim typem-samotnik, zamknięty w sobie, nie zwierza się..jednak ja postanowiłam iść z nim do psychologa. Chcę to zmienić, Twoim rodzicom było tak wygodnie, ze nie zawracałaś im głowy. Jak moim....Powinnaś iść na terapię DDA\DDD wiele przeszłaś, wiele zamroziłaś w sobie.Dzięki tej terapii odżyjesz, zobaczysz wszystko w innym świetle. Ja chodzę od wakacji zeszłego roku. Widzę poprawę, więc naprawdę polecam. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Gunia za ciepłe słowa i za odpowiedź. Ja ciągle nie chcę dopuścić do siebie myśli, że jest coś ze mną nie ta, chcę sobie sama radzić...w pracy nikt by nie powiedział, że coś jest ze mną nie tak. Wszyscy mnie lubią i mówią że tak ciepłej osoby nigdy nie znali, że mają we mnie wsparcie, że umiem znaleźć zawsze rozwiązanie na ich problemy...że jestem kochana...ale po pracy kompletnie się rozsypuję...dlatego biorę czasem dodatkowe dyżury, żeby rzucić się w pomaganie innym i słuchanie ich problemów, to pomaga...nie myślę wtedy o tym bólu...

 

Ale wiecznie nie da żyć się pracą...choć ona sprawia mi jedyną radość...

 

Masz na imię Jagoda? Tak pytam, bo ja tak mam na imię i wołali na mnie Gunia kiedyś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jadzik18, Nie-Agnieszka. Ja chciałam żeby tak do mnie koś mówił :)

Ja też byłam pracoholiczką... w pracy spełniałam się rewelacyjnie. Dlatego spędziłam tam większość czasu. Bywało że pracowałam 16 godzin dziennie. Do czasu-najpierw nastąpiło wypalenie zawodowe. Wiesz, to że ze mną coś nie tak dotarło do mnie dopiero rok temu. Jak zaczęłam krzywdzić swoich bliskich-krzykiem, wpadaniem w furię, jak ciągle w domu byłam nieszczęśliwa, jak nie potrafiłam znieść widoku bliskich, chciałam się gdzieś zamknąć i mieć święty spokój. Wg mnie to wszyscy mi robili na złość i się specjalnie nie słuchali, czepiali,żeby mnie tylko zdenerwować. :( Typowe podejście do życia DDA... poczytaj sobie coś na ten temat. Nawet na tym forum jest dużo materiałów o dda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakbym czytała o sobie...ach...:(

Ja tutaj o sobie też przeczytałam po raz pierwszy.... Spróbuj poszukać w swoim mieście Ośrodka leczenia uzależnień, tam są psychoterapeuci na NFZ i krótko się czeka. Ja czekałam 2 tygodnie na pierszą wizytę. Naprawdę warto spróbować. Ty pomagasz innym więc daj pomóc sobie, bo jesteś fantastyczną dziewczyną zasługujesz na szczęście :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×