Skocz do zawartości
Nerwica.com

Myśli samobójcze


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

ja mam 31, chodzę na terapię od kilku lat i jak widać mam pogorszenie.

 

dobrze robisz, przyszła partnerka będzie mogła docenić zmiany na lepsze, choć pewnie Ci to trochę zajmie skoro problemy ciągnęły się od dawna. zresztą, wiele trudności wymaga długoterminowej pracy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Makabra, przesypiam bo mój organizm się wyłącza. nie mam stałej pracy, ale mam kilka zleceń do skończenia w ciągu tygodnia i nie jestem w stanie ich wykonać. nie umawiam się z nikim żeby popracować po czym biorę do ręki książki i usypiam. teraz jak widać - jestem na forum - więc powinnam wziąć się do pracy. ale oczywiście jak siadam to zaczyna się z kolei jazda w myślach. albo zalewają mnie te myśli albo odrętwienie i sen. i tak jest codziennie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli jest karma a ja zacząłbym realizować to co uważałem za marzenia to w przyszłym wcieleniu dostane jeszcze gorsze warunki, może urodzę się w Afryce i będę głodował? Wolę już dowegetować to życie albo się zabić i liczyć na to, że nie ma nic albo, że dzięki temu, że nie uległem tym pokusom będę miał lepiej. Nie każde życie ma sens, raczej żadne go nie ma albo mają go tylko nieliczne.

 

jetodik opisał świetnie to jak logiczne i racjonalne myślenie zabija radość. Ja po prostu miałem za dużo czasu żeby myśleć i za dużą inteligencję żeby nie dojść do tych wniosków (nie żebym się chwalił, dużo jest takich osób jak ja pod tym względem).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

proszę was o pomoc. co robicie kiedy napadają was skojarzenia z samobójstwem. rzeczy typu: to Twój ostatni wieczór ze znajomą, było miło, wrócisz więc do domu i... (tu następuje uruchomienie planu co zrobię). czy pozwalacie im po prostu płynąć i zachowujecie się jak gdyby nigdy nic i wracacie do domu (siedzę właśnie sama i mam głowę pełną niedobrych fantazji) i traktujecie to jako stan przejściowy czy..co właściwie robić w takich momentach żeby to od siebie odsunąć. czy w ogóle się da?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no i co z tym syfem robić? rozumiem że ten wątek jest po to, żeby się wyżalić że jest źle/bardzo źle/gorzej/beznadziejnie.

a ja bym chciała wiedzieć czy są jakieś strategie działania. jak to ma minąć? przeczekujecie aż samo przejdzie, ignorujecie?

 

-- 08 paź 2014, 22:03 --

 

(cóż. no ja na razie je po prostu przesypiam.)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie, jestem tu nowa, ale nie z nowym problemem, ponad 10 lat tkwię w szponach depresji i nerwicy lękowej. Pierwszy napad lęku i wylądowałam z własnej woli u psychiatry, zapisał mi coaxil. Brałam dwa razy dziennie, jako było przez trzy lata. Potem mimo ciągłego przyjmowania pogorszenie stanu. Pojawiły się myśli samobójcze. Znalazłam psychologa, ale po kilku spotkaniach zrezygnowałam, bo gorzej czułam się opowiadając o sobie. Nie chciałam brać silniejszych leków, w otoczeniu miałam koleżankę, która bardzo źle tolerowała silniejsze. W necie również czytałam o skutkach. Kupiłam kilka mądrych książek, wyszłam na prostą, cały czas biorąc coaxil, ale już tylko raz dziennie. Było dobrze. Rok temu powiesił się kolega. Moje myśli o całkowitej autodestrukcji wróciły, ale miałam resztkę woli walki o siebie. Zwiększyłam coaxil do trzech tabletek, wróciłam do książek. Zmniejszyłam dawkę do dwóch tabletek. Dobrze było do niedawna. Tydzień temu myśli znów wróciły, silniejsze niż wcześniej. Biorę coaxil trzy razy dziennie, ale na tę siłę już nie działa skutecznie. W ostatni czwartek napisałam list pożegnalny, smsa do najbliższej mi osoby, wyłączyłam telefon i poszłam na przejazd kolejowy. Stałam tam i czekałam na pociąg. Nadjeżdżał, a ja odstawiłam torebkę obok i weszłam na torowisko. Zaczął trąbić, nie wiem czy mnie widział czy trąbił dlatego, że przejazd będzie mijał. Nie przestawał trąbić i zbliżał się coraz bardziej i wtedy zeszłam z torów.

Trąbił jeszcze gdy już minął mnie ostatni wagon.

Do tej pory najbliżsi ze mną nie rozmawiali o tym. Znają mój stan od dawna, wiedzą o poprawach i pogorszeniach, że jakoś dawałam sobie radę przez tyle lat, ale wcześniej nie mówiłam im, że takie myśli siedzą mi w głowie.

Może myślą, że chciałam ich nastraszyć tylko, a ja naprawdę zamierzałam to zrobić.

 

Teraz już nie chcę sobie dawać rady.

Umysł mnie boli... i już nie chcę, czuć tego bólu.

 

ps: od wczoraj czytam ten temat i zastanawiałam się czy się tu zapisać i napisać o sobie, jestem na 238 stronie, i zastawiam się jeszcze co się stało z osobami, które pisał na samym jego początku, tak jak Zahar, depresyjny, robert, dziewczyny chyba bardziej wytrwałe w obecności w tym temacie, to chyba świadczy, że lepiej sobie radzą z tą chorobą.

Ale może się mylę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ika40, też kiedyś weszłam pod pociąg i też bardzo trąbił, myślę że one jednak trąbią jak widzą przed sobą potencjalnego samobójcę... również zeszłam z torowiska w ostatnim momencie, przyznam, że to silne przeżycie. Miałam wtedy chyba 16 lat...

 

Generalnie ja nie planuję śmierci, nie planuję popełnienia samobójstwa, i zamiast kolekcjonować rzeczy które by mi je ułatwiły, to się ich pozbywam. Ale myśli samobójcze mam przez cały czas, nie pojawiają się i nie znikają, tylko są - permanentnie, nieprzerwanie. Ciągła i nieustępliwa chęć śmierci, która od dawna mnie nie opuszcza. Ciężko jest to wytrzymać i ciężko znieść ciągłe napięcie, które temu towarzyszy, i ciągły silny lęk, że za którymś razem popełnię samobójstwo. Jestem bardzo impulsywna i działam pod wpływem chwili - każde okaleczenie, które sobie zrobiłam, było nagłe. Nigdy nie myślałam nad nim i nie planowałam go, to jak popęd, którego nie udało mi się w porę skontrolować. Czasem czuję silną potrzebę żeby natychmiast wyskoczyć przez balkon albo skoczyć z mostu. Czasami nagle przed oczami pojawia mi się obraz siebie podcinającej sobie żyły i czuję wtedy, że po prostu muszę natychmiast to zrobić, bo inaczej ból rozsadzi moje ciało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A teraz są stałe. Codziennie, podczas normalnych sytuacji jak krojenie chleba - bo nóż, powrotu do domu - bo rzeką, czy też przez pasy.

Dzisiaj śniło mi się, że pisałam list pożegnalny. Był żałosny. W życiu bym czegoś takiego nie napisała - przynajmniej nie w takiej formie.

Dzisiaj mieliśmy też spotkanie z psychologiem. Gadał jakieś frazesy o stresie przedmaturalnym, o tym co może nam się pojawić za jakiś czas... Hah, większość symptomów to moje drugie imię. I jeszcze to gadanie, że mamy sobie szukać w każdych kryzysowych sytuacjach dodatkowych rozwiązań - takich po prostu nie ma.

Nie kryję się z tym, że chcę umrzeć. Powiedziałam to nawet matce, ale uznała za gadanie bez sensu.

Nie zostawię listu, bo po co? Przecież ostrzegałam. Ewentualnie jedynie wspomnę o osobach, które mnie do tego czynu ostatecznie popchnęły.

Czuję się jak odwleczony granat. Wystarczy moment.

I wiem, że kiedyś to zrobię. Pytanie tylko: kiedy.

 

-- 16 paź 2014, 19:47 --

 

Gadanie w stylu: czeka was więcej porażek w waszym życiu, więcej stresów, dorośniecie, to dopiero będziecie mieć problem chyba zadziałało odwrotnie niż ta kobieta zamierzała.

Straszenie mnie nie jest dobrą formą motywacji. Całe dzieciństwo byłam zastraszana, a tutaj takie teksty od 'specjalisty'. No ja dziękuję...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poważne myśli samobójcze mam od lipca. Planowałem nawet zakończyć swój nieudany żywot w paździeniku, ale jak widać na planach się skończyło. Coś mnie tu trzyma, chyba łudzę się, że coś w życiu osiągnę, że jeszcze będe szczęśliwy. Chyba muszę upaść na samo dno, żeby to zrobić np. zostać bezdomnym. Nie chcę też odchodzić jak większość samobójców (powieszenie, skok z okna czy przedawkowanie leków). Chce odejść z hukiem, tak żeby trąbiły o tym wszystkie media, a cała Polska i nie tylko o tym mówiła. Chciałbym, żeby za 10 lat ludzie wspominali i mieli zakodowaną datę moich "wyczynów", tak jak teraz mają daty kojarzące się z jednym konkretnym wydarzeniem np.10 kwietnia 2010 czy 11 września 2001.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

proszę was o pomoc. co robicie kiedy napadają was skojarzenia z samobójstwem. rzeczy typu: to Twój ostatni wieczór ze znajomą, było miło, wrócisz więc do domu i... (tu następuje uruchomienie planu co zrobię). czy pozwalacie im po prostu płynąć i zachowujecie się jak gdyby nigdy nic i wracacie do domu (siedzę właśnie sama i mam głowę pełną niedobrych fantazji) i traktujecie to jako stan przejściowy czy..co właściwie robić w takich momentach żeby to od siebie odsunąć. czy w ogóle się da?

 

Dostałam jakieś proszki na uspokojenie i pomogły, przynajmniej raz. Jak mnie znów najdzie, pewnie też sięgnę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kamaja, dzięki za odpowiedź. ja też dostałam przeciwlękowe i może się nimi otumanię jeśli będzie bardzo źle. póki co zeszłam z najgorszych stanów,po długim czasie rozkręcania się zadziałały antydepresanty. bardzo chciałabym w przyszłości nie wracać do takich wyobrażeń i planów, ale jeszcze nie mam pomysłu jak się tego pozbyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

madseason, niestety, ostatnio dowiedziałam się, że są osoby po prostu skłonne do depresji. Dlatego trzeba bardzo uważać, nawet kiedy już wyjdziesz z tego stanu teraz. U mnie się powtarza z pewną regularnością, ostatnio nawet częściej. Biorę antydepresanty od ponad roku na coś innego i w tym momencie nie działają już tak na mnie. Dlatego musiałam sięgnąć po ten uspakajacz. Dostałam go po ostatniej próbie...intensywnego znieczulenia się ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kamaja, cudów nie oczekuję. wiem, że nie będę optymistycznie nastawioną do życia osobą, są jednak momenty w których czuję się 'normalnie' to znaczy nie przytłacza mnie rzeczywistość aż tak bardzo i zabieram się do pracy i nawet jestem zadowolona z tego co robię. szukam pomysłu na to jak wydłużyć coś takiego a skrócić ekstremum w którym każde działanie jest puste i pozbawione sensu a cała energia schodzi mi na próby trzymania się w pionie. tak samo z myślami. o ile służą jako swoistego rodzaju (zdradliwy) 'pocieszacz' czy objaw stresu to jakoś sobie z nimi radzę. po prostu płyną w mojej głowie jako nawoływania. ale jak zaczynają się nakręcać to nie wyrabiam i bardzo chciałabym się nauczyć być uważną na tyle żeby nie wchodzić w ten młyn.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

od września, wróciłam po dość długiej przerwie - chyba dwuletniej. decyzję odwlekałam od stycznia. że może wcale niepotrzebne i przesadzam, ale już mnie tak przycisnęło że masakra - z dnia na dzień poszłam do psychiatry jak zombie. teraz, po podwyższeniu dawki zeszłam z największego doła choć nadal zawalam obowiązki bo nie widzę sensu w ich wykonywaniu (tylko strach przed karą momentami motywuje).

napisałaś że bierzesz na coś innego antydepresanty...a pracujesz jakoś nad tym żeby nie wpadać w rozważania o śmierci? czy przyjmujesz że to będzie wracało?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie to jest bardziej skomplikowane. Biorę na bulimię od ponad roku, na depresję brałam tylko dorywczo (jak wiedziałam, że się zaczęła) tak od 18 r.ż. A teraz sie dowiedziałam przy okazji terapii na bulimię o mojej osobowości, która stwarza mi wiele problemów w kontaktach z ludźmi (bliższych relacjach). Ja wpadam w doły często przez utratę kogoś (śmierć, odejście, odrzucenie). Także myślę, że zaczynam dopiero pracę :/

Krótko bierzesz, u mnie zaczęły działać jakoś po 2 m-cach. Może poproś lekarza o wyższą dawkę albo zmianę leku?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie będę póki co prosić, już mam podwyższoną. widze się z lekarzem za trzy tygodnie. ostatni raz, bo nie stać mnie już na prywatne wizyty.

co do terapii to rzeczywiście trochę to trwa i im dalej tym zwykle więcej się ujawnia. ja myślałam że już kończę a teraz takie atrakcje mam w głowie, że wracamy od nowa do przepracowywania relacji. też mam problem w kontaktach, nie rozumiem własnych uczuć i bardzo boję się bliskości w związkach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że jesteś z Krakowa. Zapisz się na Kopernika do jakiegoś psychiatry za darmo. Poczekasz miesiąc czy dwa, ale zawsze będziesz miała kontynuację. Ja tu mam też terapeutę. Chociaż lepsza byłaby terapia behawioralno - poznawcza, której tu nie prowadzą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×