Skocz do zawartości
Nerwica.com

Do czego doprowadziła mnie nerwica. Moja historia


przegranyy

Rekomendowane odpowiedzi

Witam Wszystkich !

 

To mój pierwszy post na tym forum .

Chciałem opisać mój przypadek i pokazać Wam niestety na własnym przykładzie do czego może człowieka doprowadzić fobia społeczna/nerwica .

 

Post jest bardzo długi, więc jeżeli nie masz ochoty- nie czytaj.

 

Mam podstawy twierdzić, że mój przypadek jest bardzo rzadki, być może jestem jedyny z tak zaawansowanym problemem i wiem też, że nie ma już wyjścia z tej sytuacji . Przeglądałem setki stron zarówno polskich, jak i anglojęzycznych w poszukiwaniu podobnego przypadku jak mój - bezskutecznie.

 

Nie jest to żadna prośba o pomoc czy rady, bo wiem, że nic mi już nie pomoże, chciałem tylko ostrzec innych, że nie można tej choroby lekceważyć i myśleć , że sama minie. Ja niestety muszę pogodzić się z takim życiem.

 

Od dziecka byłem bardzo wrażliwy i podobno bardzo inteligentny ( słowa głównie nauczycieli ). Nie mogłem znieść jak ktoś np. się na kimś wyżywał, byłem także trochę przewrażliwiony na punkcie swojego wyglądu, ciężko mi było siebie zaakceptować. Ale oczywiście to nie jest jakieś wyjątkowe i pewnie dużo ludzi tak ma .

 

Pierwsze moje poważniejsze lęki zaczęły się kiedy przeniosłem się z jednego liceum do drugiego. Byłem bardzo niepewny siebie, nie radziłem sobie za bardzo z nową sytuacją. Szybko moją niepewność zauważyła klasa i oczywiście przestali mnie traktować poważnie, na porządku dziennym było wyśmiewanie i tak dalej. To jeszcze pogłębiło moje problemy i lęki, codziennie po szkole miałem doła i tylko w domu przed komputerem lub zajmując się jakimś hobby typu elektronika uspokajałem się. Aż do następnego dnia w szkole.

 

Szkołę jakoś przeżyłem i postanowiłem pójść na studia. Na uczelnię dostałem się bez problemu, decydowały punkty z matury i za oceny, a te były niezłe. Dojeżdżałem około 150 km co drugi weekend, zajęcia w soboty i niedziele.

Moje lęki na uczelni stawały się jeszcze silniejsze niż w liceum, doprowadzały mnie do takiego stanu, że nawet kilka dni po powrocie do domu „dochodziłem do siebie”.

Potwornie bałem się, że ktoś mnie zapyta, a ja dostanę ataku lęku. Jednak jeszcze gorszy był powrót do domu, bałem się chodzić w nocy po mieście, bałem się , że ktoś mnie napadnie, a ja zamiast się bronić dostanę ataku lęku.

 

Pamiętam, że ostatnie lata , kiedy czułem się jeszcze „normalny” , oprócz fobii społecznej, to mniej więcej pierwszy i trochę drugi rok studiów. Normalny w tym sensie, że moje emocje i uczucia były normalne, wiedziałem czego chce, po prostu normalnie przeżywałem życie, a lęk był tylko jego częścią, która czasami mi przeszkadzała.

 

Niestety to zaczęło się zmieniać. Lęki doprowadzały mnie do takiego stanu, że po prostu traciłem uczucia, emocje, zauważałem coraz częściej, że np. nie czuję tego, gdy komuś bliskiemu coś złego się działo, nie czułem też np. radości z zaliczonego egzaminu, nie zależało mi tak jak kiedyś na tym, że go zdam.

 

Wtedy też pozornie zmniejszyły się lęki, i wydawało mi się , że zaczynam je oswajać, przezwyciężać. Niestety, nie było tak, gdyż działo się to kosztem uczuć, których miałem coraz mniej, właśnie dlatego lęk się zmniejszał. Coraz częściej działo się tak, że czułem, że po prostu jakiegoś wydarzenia nie przeżyłem, wracałem ze studiów i czułem się jakbym nigdzie nie był, żyłem za coraz większą „ścianą”.

 

Coraz częściej, żeby coś przeżywać musiałem „odblokowywać” swoje emocje, miałem dni kiedy czułem się w miarę normalnie a zaraz czułem się fatalnie. Coraz bardziej przeszkadzał brak uczuć, nie potrafiłem np. przeżywać złości , gdy ktoś mi dokuczył, po prostu nie było tak jak dawniej, ciągły lęk zmienił moje widzenie świata, coraz częściej miałem nieprzespane noce i coraz bardziej cierpiałem psychicznie.

 

Nie wiem jaki wpływ na moje problemy miał komputer, przed którym spędzałem większość czasu. Z jednej strony pozwalał zapomnieć mi o lęku, a zwłaszcza oglądanie porno na necie, a z drugiej strony czułem, że np. po całym dniu siedzenia przed nim byłem za jeszcze większą „ścianą” , nieraz musiało minąć kilka, kilkanaście godzin po odejściu od kompa, aż zaczynałem w miarę przeżywać. Niestety zauważyłem też, że również zajmowanie się innymi rzeczami , np. jakimś hobby powodowało jakby „blokowanie „ moich uczuć. Później także czytanie książek, a najgorsze – nauka, jakby mnie „blokowały”. Dlatego bałem się uczyć, zwłaszcza np. dzień przed zajęciami, bo wiedziałem, że znowu nie będę miał uczuć. Często właśnie, gdy następowało „odblokowanie” było to dla mnie bardzo bolesne psychicznie i fizycznie, czułem ogromny ból psychiczny, a do tego czułem, jakby coś cały czas „siedziało” mi w brzuchu. Już wtedy wiedziałem, że nie będę miał dziewczyny, bo moje emocje , ich raz odczuwanie raz nie, do tego skrajnych, od euforii do doła powodowało, że nie wiedziałem czego chcę, nie wiedziałem kogo lubię , kogo nienawidzę, moje życie było coraz bardziej bolesne i nie do zniesienia. Z miesiąca na miesiąc moje problemy coraz bardziej się pogłębiały.

 

Pamiętam, pod koniec studiów dostałem pracę. Było to dłubanie przy takich różnych urządzeniach, zresztą mniejsza z tym. Wtedy już moje problemy były bardzo zaawansowane. Pamiętam, że musiałem przynajmniej raz na dwa dni gdzieś wyjść do ludzi, żeby się „odblokować”. Starałem się na siłę coś przeżywać , chociaż wiedziałem, że nie jest tak jak być powinno. Jednak gdy zbyt długo przebywałem z ludźmi, zwłaszcza w zamkniętym pomieszczeniu, lęk się nasilał i powodowało to kolejne zblokowanie. Dlatego jak się z kimś spotykałem najwyżej kilka godzin, po czym starałem się odejść.

Wracając do pracy; bałem się pracować, zajmować czymś dłużej, bo powodowało to „zablokowanie”. Pamiętam też , że kiedyś jak było mi źle, potrafiłem płakać, wyrzucić to z siebie, jednak coraz silniejsza „blokada” sprawiła, że straciłem tą ludzką zdolność.

 

Również wcześniej miałem kilka dorywczych prac we wakacje, były to ciężkie fizyczne prace po kilkanaście godzin dziennie. Pewnie dla zdrowego człowieka nie jest to jakimś ogromnym wyzwaniem, ale dla mnie było, chociaż nie jestem słaby fizycznie . Po jakimś czasie niestety musiałem z tych prac zrezygnować, gdyż psychicznie byłem tak wycieńczony, że kilka dni po skończeniu jej dochodziłem do jakiego takiego stanu. Sam już nie wiem co to powodowało, ale chyba to zablokowanie emocji, które powodowała praca, powiązane z wysiłkiem, tak strasznie mnie męczyło, powodowało aż ból fizyczny, do tego często nie mogłem spać nawet po całym dniu pracy, a niewyspanie + wysiłek fizyczny 12 godzin , był nie do zniesienia.

 

Muszę wspomnieć też , że prze ten okres , począwszy od prawie początku studiów korzystałem co jakiś czas z psychologów czy psychiatrów, brałem kilka razy przez pewien okres psychotropy, ale szybko je odstawiałem , bo na mnie nie działały, najwyżej powodowały jeszcze większe „zablokowanie”. Co do psychologów, przez problemy z odczuwaniem cały czas, spotkania nie przynosiły żadnych efektów, zresztą sam już nie wiedziałem co chcę osiągnąć. Byłem nawet na kilku sesjach hipnotycznych u znanego hipnoterapeuty, oczywiście bez efektu.

 

Mijał czas, a ja coraz bardziej cierpiałem, nieraz zdarzało się nawet tak, że przypomniałem sobie jakiś lęk, lub pomyślałem, że on może wystąpić ( nawet w domu ) to zaczynałem czuć jakby go w sobie, on od razu powodował , że nie mogłem normalnie myśleć, czułem narastające napięcie , które mnie wykańczało, najgorsze, że potrafiło to trwać nawet parę dni, podczas których musiałem leżeć , bo nie nadawałem się do niczego, każda myśl wtedy powodowała lęk, który powodował jakby takie ukłucie w brzuchu, to było bardzo nieprzyjemne i bolesne, a zdarzało się coraz częściej i coraz dłużej trwało.

 

Moje życie stawało się coraz bardziej nie do zniesienia, chociaż bardzo chciałem żyć i pomimo bólu jakoś to „ciągnąłem”.

 

Jednak nadeszła chwila, że miarka się przebrała. To co opiszę stało się moją życiową tragedią, jeszcze chyba większą od tego co było wcześniej. Pewnego dnia, gdy wróciłem ze studiów i tradycyjnie już odczuwałem ból psychiczny , lęk, doła , ból fizyczny przez to i nie wiem jak to jeszcze nazwać, po prostu położyłem się do łóżka i postanowiłem, że jak tak mam przeżywać, to nie chcę przeżywać. Wolę kompletnie nic nie czuć.

I tak się stało. Gdzieś w podświadomości wmówiłem sobie, że nie chcę już nic czuć, bo moje życie jest nie do zniesienia. Pewnie ciężko w to uwierzyć, ale rzeczywiście tak się stało. Już następnego dnia po tym czułem się jak z innego świata. Zablokowałem swoje emocje tak, że po prostu zacząłem z dnia na dzień czuć się nierealnie, nienormalnie , po prostu od tego momentu przestałem przeżywać swoje życie. Nie pozwalałem sobie na przeżycie niczego i stało się to tak automatyczne, że nie potrafiłem i nie potrafię do dziś tego odwrócić.

Było mi kompletnie wszystko jedno co się dzieje, osoby znajome stały się jakby nieznajome, inne , obce, tak samo miejsca. Z tym dniem moje życie diametralnie się zmieniło.

Przestałem cokolwiek czuć , zostały mi tylko myśli, emocji już nie było. Było mi do tego stopnia wszystko jedno, że mogłem zrobić cokolwiek i wiem, że w ogóle miałbym to gdzieś. Miałem tak wszystko zblokowane, że zmieniło mi się nawet odczuwanie czasu, czasem minęło 5 minut w moim mniemaniu, a w rzeczywistości godzina. Naprawdę ciężko jest mi ten stan opisać słowami, jest to po prostu niewyobrażalne i straszne, nie życzę tego największemu wrogowi.

 

Już w tym stanie napisałem i obroniłem pracę magisterską ( chociaż nie miało to dla mnie żadnego znaczenia). Ponieważ wiedziałem, że i tak już przegrałem życie i było mi kompletnie wszystko jedno, mogę wyjechać do innego kraju, przynajmniej coś zarobię, lęków już nie miałem , bo nie czułem kompletnie nic. I tak zrobiłem, wyjechałem. To co tam przeżyłem nie jestem nawet w stanie opowiedzieć, jak było to dla mnie straszne. Z racji tego, że nic nie czułem, w ogóle nie czułem się jakbym był w innym kraju, w ogóle nie przeżyłem kompletnie tego okresu. W ogóle straciłem także uczucie strachu, uczucie jakby jakiegoś takiego dystansu do obcych ludzi, rozmawiałem z obcymi jak ze znajomymi, w ogóle czy rozmawiałem z mamą czy np. z obcokrajowcem, nie robiło dla mnie żadnej różnicy. Stałem się jak jakieś bezbronne dziecko.

Po pewnym czasie, nie mając już siły na te cierpienia, postanowiłem wrócić. Jedyny plus, że zarobiłem trochę pieniędzy, i na razie z nich żyję, bo do pracy się nie nadaję. Oczywiście nic się nie zmieniło, cierpiałem cały czas, żadne objawy nie minęły. Zblokowanie jest tak silne, że nawet np. jak jest jest zimno to nie dopuszczam tego do siebie, nie czuję więc zimna, tak samo z bólem, potrafiłem tak się od niego odłączyć, że choćby był najsilniejszy nie dokuczał mi.

 

Wiedziałem i wiem to do dziś , że JEDYNYM dla mnie ratunkiem, jest psychiczne pozwolenie sobie na odblokowanie i przeżycie emocji, których nie przeżywam od tego dnia zablokowania. A trwa to już prawie 2,5 roku. Wiem też ,że gdyby się to odblokowało, przeżyłbym taki ból, że po prostu mój organizm prawdopodobnie tego nie wytrzyma, skończy się to wylewem, zawałem, lub po prostu mnie rozsadzi. Nie przesadzam ani trochę.

Cały czas starałem się nie pozwalać sobie przeżywać życia, żeby się nie przyzwyczaić do takiego stanu, cały czas starałem się „pamiętać” te emocje, które muszę wyrazić, odblokować, żeby się uwolnić.

Niestety coraz bardziej się przyzwyczajałem i na chwilę obecną prawie już nie pamiętam jak to jest normalnie, przestałem czuć ten ból , który musze wyrazić, żeby się uwolnić, co jest dla mnie kolejną życiową tragedią. Wiem , że mam w sobie tak potwornie wielkie pokłady stłumionego lęku i agresji, że gdyby się naraz uwolniła zabił bym siebie albo kogoś, albo nie wiem co jeszcze.

 

Muszę dodać, że byłem nawet w szpitalu psychiatrycznym przez około 3 miesiące, w jednym z najlepszych w kraju, jednak zupełnie nie wiem po co. Byli tam ludzie głównie z psychozami i schizofrenią, a ja nigdy tego typu zaburzeń nie miałem. Lekarze, mimo moich zapewnień, że muszę odblokować , wyrazić, te uczucia, ale nie potrafię sobie na to pozwolić, twierdzili, że leki i czas mi pomogą. Oczywiście się mylili, leki działały na mnie jak witamina C, a ja wypisałem się na własne życzenie, bo nie mogłem już słuchać tego ich głupiego gadania.

 

Wiedząc, że nic mi już nie pomoże , jeździłem z rodzicami ( którzy jako jedyni o tym wiedzą), do jakichś zakonów bożego miłosierdzia itp., po egzorcystach księżach, na Ukrainę również do jakiegoś sanktuarium, naiwnie miałem iskierkę nadziei, że bóg się zlituje i przerwie moje cierpienia. Oczywiście się zawiodłem. Celowo pisze bóg z małej litery, bo (przepraszam głęboko wierzących) jest dla mnie sadystą bez serca i na pewno nie jest miłosierny. Chociaż ciągle wierzę w jego istnienie, to w jego pomoc już nie.

 

Obecnie koje życie wygląda tak , że spędzam całe dnie leżąc przed komputerem, staram się nigdzie nie wychodzić, bo w każdym miejscu czuję się dziwnie i rodzice częściowo mnie utrzymują. Żałuję ,że się urodziłem, uważam, że takie buble nie powinny przychodzić na ten świat, niestety nie mam odwagi na samobójstwo i ciągle wierzę w boga i nie wiem co będzie potem. Najgorsze, że jestem młody , a całe życie przede mną , martwię się tym, że musze przeżyć jeszcze pewnie z kilkadziesiąt lat, ucieszyłbym się, gdyby dopadła mnie jakaś śmiertelna choroba; na pewno nie podejmowałbym leczenia. Boję się też , że kiedyś rodzice przestaną mnie utrzymywać i będę musiał iść do pracy, a to będzie się wiązało z jeszcze gorszym cierpieniem niż przeżywam teraz. Nie mam już nadziei ani na zmiany, wiem ,że przegrałem swoje życie na starcie, żałuję, że się urodziłem. O takich rzeczach jak małżeństwo, czy w ogóle związek , mogę tylko pomarzyć, może w następnym życiu…

Chociaż jak każdy pewnie marzyłem kiedyś o dziewczynie, miłości, po prostu normalnym życiu, jakie ma większość ludzi, niestety nie ja…

 

To tyle, jeżeli ktoś dotrwał do końca to gratuluję wytrwałości. Nie życzę nikomu podobnych przeżyć, dlatego leczcie to ścierwo w zarodku, dla mnie jest już za późno, ale dla Was na pewno jeszcze nie. Nie wiem czy wszystko idzie zrozumieć co napisałem, starałem się jak mogłem, ale rozumiem, że jak ktoś nie przeżył, może nie pojmować pewnych rzeczy.

Tylko proszę, nie piszcie, że zawsze jest nadzieja, że na pewno jest wyjście, ja wiem, że NIE MA. Nie mam zamiaru także iść do kolejnego psychiatry, który powie mi to samo co poprzedni, przepisze inny lek i nic z tego nie wyniknie.

 

Jeżeli kogoś zainteresowało co napisałem, jeżeli ktoś ma pytania - odpowiem

 

Pozdrawiam Wszystkich

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Twój wzorzec myślowy tak mocno się wrył w Twój umysł, że nawet już nie potrafisz myśleć inaczej niż negatywnie. Piszesz: jestem skreślony, dla mnie już za późno, nie ma wyjścia, o związku mogę tylko pomarzyć itp.

Nadajesz non stop negatywną energię, która do Ciebie wraca i tkwisz w tym bagnie.

Po pierwsze, wcale nie jest na nic za późno. Zmieniać możesz zacząć się ot już od tej chwili.

Po drugie, nie psychiatrzy, nie leki, tylko psychoterapia. Im szybciej zaczniesz, tym szybciej zakończysz ;)

Po trzecie, Twoje przeżycie tego stanu totalnego odcięcia, przypomniało mi historię Eckharta Tolle.

Polecam przeczytać wstęp jego książki pt. "Potęga teraźniejszości". Polecam także świetną pozycję: Louise L. Hay - "Mozesz uzdrowic swoje zycie". Obie książki dostępne tutaj: http://66.102.9.104/search?q=cache:xDVGU_dxnooJ:bartek.ironet.pl/e-books/index.php

 

Tylko od Ciebie zależy czy coś z tym zrobisz. Skoro napisałeś na tym forum, to jednak w głębi siebie, chciałbyś się wyleczyć.

 

Pozdrawiam 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że jednak ktoś próbuje dawać mi nadzieję...

Ja jednak będę się upierał przy swoim, z wielu powodów.

 

1.Uważam, że mój stan jest zbyt zaawansowany na leczenie, to już od lat nie jest tylko fobia społeczna czy nerwica, która powoduje od czasu do czasu lęki, a poza tym człowiek funkcjonuje w miarę normalnie. Ja wiem, że inni też mają problemy z tym paskudztwem i nikomu nie chcę umniejszać jego problemów, bo każdy chory cierpi. Jednak mój problem jest już naprawdę bardzo głęboki i bardzo zaawansowany. Stan , który przeżyłem/przeżywam nadal, jest znacznie jeszcze gorszy od derealizacji, chociaż częściowo można go tak pewnie nie określić.

To co przeżywam odkąd z dnia na dzień 2,5 roku temu stłumiłem swoje emocje po prostu było dla mnie do uwierzenia, nie myślałem, że człowiek tak może się czuć. Naprawdę ciężko jest mi ten stan opisać słowami, psychologom też nie udało mi się nigdy tego wyjaśnić tak jak chciałem.

 

2.Tak jak pisałem wcześniej, żeby odblokować te emocje, których nie przeżywam wcale od 2,5 roku, musiałbym sobie na to jakoś pozwolić. Przynajmniej tak było jeszcze do niedawna, po prostu czułem ten potworny ból, który we mnie siedzi , ale nie potrafiłem/nie potrafię pozwolić sobie na przeżycie go. Zaręczam, jestem tego pewny, że puszczenie tego, odblokowanie doprowadziło by mnie prawdopodobnie do śmierci. To nie jest parę jakiś tam złości na kogoś czy parę emocji, które zablokowałem i zapomniałem o tym. To są wszystkie emocje i uczucia, które powinienem przeżyć, a ich nie przeżyłem, ich siła jest tak wielka i potworna, że po prostu bardzo bałbym się puszczenia tego, nie wspominając o cierpieniu psychicznym, które bym przeżył, bo to jeszcze można wytrzymać, ale tak jak pisałem wyżej , mój organizm tego nie przetrzyma. Pewnie ciężko w to uwierzyć, ale ja tak czuję i wiem , że się nie mylę.

Kolejnym problemem jest to, że wcześniej czułem po prostu to wszystko co mam w sobie zablokowane, ten ból, wiedziałem , że jakbym to wyraził, przeżył, to bym wrócił być może chociaż do stanu sprzed 2,5 roku.Ostatnio jednak, jak pisałem wcześniej przyzwyczajam się do tego stanu, przestaję czuć ten ból, a ten ból zmienił się jakby w coraz bardziej popieprzone moje postrzeganie świata. Ech, ciężko to wytłumaczyć, wątpię czy ktoś zrozumie, zresztą jakie to ma znaczenie.

 

3. Nawet, gdyby jakimś cudem doszło do tego odblokowania ( w co naprawdę nie wierzę ) i jakoś bym to przetrzymał wrócę w najlepszym przypadku do samopoczucia z przed 2,5 roku. A było ono fatalne, po coś te emocje zblokowałem, wiem, że zrobiłem to świadomie, to była moja decyzja, choć fatalna w skutkach. Różnica jaka była między wtedy a teraz to taka między innymi, że wtedy jeszcze swoje życie przeżywałem, mimo, że bardzo bolało. Od 2,5 roku czuję jakbym umarł, tylko moje ciało żyje.

 

4. Uważam, że życie nie jest tego warte , żeby o nie walczyć, do wszystkiego idzie się przyzwyczaić, choćby było najgorzej, człowiek jest bardzo wytrzymały. Tak samo jak człowiek bez władzy w nogach godzi się po pewnym czasie ze swoim kalectwem, uznaje to już później za normalne, tak samo ja pogodzę się z moim losem. Zwłaszcza życie z problemami, jakie miałem jeszcze przed tym "głównym" zblokowaniem, nie widzę sensu walki ani nie mam na to ochoty i siły. Jeżeli nie będę miał wyjścia znajdę byle jaką pracę i jakoś to "życie" przebieduję. Pogodziłem się ze swoim losem i z tym, że nie będzie udane czy szczęśliwe. Chyba lepsze to niż łudzić się i żyć nadzieją, która jest jak się słusznie twierdzi-matką głupich, o czym zdążyłem się przekonać .

 

5. Taki stan w jakim jestem paradoksalnie ma plusy - prawie całkowicie zniknął lęk, mam wszystko gdzieś.

 

To chyba tyle, chociaż jeszcze pewnie by się coś znalazło.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

przegranyy, witaj, to nie wiem jak szukałeś podobnych przypadków bo znalazło by się na pewno wiele....:)

JA również, mam problemy z tym wszystkim odkąd pamiętam, odkąd poszedłem do technikum wszystko było jak u ciebie, później studia, maksymalne lęki w grupie itp. Ja studiów nie ukończyłem, wywalili mnie za niechodzenie, wszystko to co p[iszesz, znane mi jest bardzo dobrze, tylko widzisz każdy objawy chorobowe odczuwa inaczej, bądź ma inne, ty skupiłeś się bardzo i niesamowicie na tym braku uczuć, że nic nie bedziesz czuł, u mnie od półtora roku natomiast dominuje wrażenie że nie mam tożsamości i mam to w sumie non stop, świat dla mnie jest jakiś nierzeczywisty, i ja widzę to, że za bardzo się na tym skupiam i mam to cały czas. Tak więc masz nadzieje, dlatego, że są to zaburzenia emocji, to można leczyć i wyleczyć, ja też mam wątpliwości co do tego nie raz, ale chcę normalnie żyć, i wiedz, że i ja nie pamiętam już jak to było normalnie przezywac życie. Jest nas wielu. Nerwica może i faktycznie np mnie i ciebie w tej chwili doprowadza do załamania, doprowadza do zabrania nam wiary, że możemy normalnie żyć, ale jest to możliwe, życie bez tego.

Tak jak Lucid napisał spróbuj psychoterapii, to zablokowanie ma koniec, czy kiedyś terapią próbowałeś to zniwelować? Bo wiesz pewnie, że to co ty opisujesz, to zablokowanie to nie jest główny problem, to jest moim zdaniem objaw, ale problem lezy w tobie, w tym co przeżywałeś już we wczesnej młodości, liceum, być może w dzieciństwie już.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

eeeeeeeeeeeeeeeej. ale gaaadasz, zmrożenie emocji to typowy stan dla wielu nerwicowców a to ze jeszcze masz skłonnośc do dramatu to inna sprawa, no i niecierpliwy też jesteś, wszystko byś chciał od razu, a tu nici, trzeba podjąć walkę ze sobą. nie martw sie mi tez sie nie chce i mój zapał też jest słomiany, ja też wolę komputer. ale zdaje sie ze ty to wszystko wiesz i sie z tym godzisz bla bla bla, twoja sprawa. człowiek, zawsze, będzie miał troche nadziei, ona naprawdę umiera ostatnia, i ona nie jest niczyją matką, durnowatych powiedzeń świat wymyśłił mnóstwo, w tej sytuacji myląc ją z naiwnością, więć nie bądź naiwny. bądź mądry i podejmij próbę a to może potrwać nawet długo, ale chyba lepszy smak prawdziwej miłości, sexu, związku, przyjaźni, zrozumienia, aniżeli to pełne zrozumienie twoich potrzeb na stronach xxx, stary ja tu jestem o krok od strzelenia sobie w łeb, ale wierz mi nadziei nie porzuce, możesz wygrać swoje życie do ch...! więc myślę sobie ze potrzebowałes sie wygadac, pojęczec, pobiadolić, ale skoro juz cos napisałeś to do roboty kieeerwa, ja wiem ze ty na tego posta to zaraz znajdziesz kontrargumenty, w koncu chcesz udowodnić ze dla ciebie koniec. ty leniu patentowany!!!!!!!!!! a hipnozy próbowałeś? bo ja to chyba sobie spróbuje, nie obrażaj sie na mnie, ty biadolisz, ja ci myję głowę. ja pani piep.... psychoanalityk prawde ci powie. z tego mozna wyjść.

love

j.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak jak Lucid napisał spróbuj psychoterapii, to zablokowanie ma koniec, czy kiedyś terapią próbowałeś to zniwelować?

 

Chodziłem do psychologów, jednak sam powiedz jaki to ma sens, jeżeli ja nawet wszystko opowiem, a to ze mnie nie wychodzi, opowiadam o najgorszych rzeczach nie czując nic. Poza tym każdy psycholog po około 3 spotkaniach już sam nie wiedział o czym ze mną gadać, wysyłał mnie do psychiatry po leki itp. Ostatni z nich właśnie namówił mnie na szpital psychiatryczny, żałuję, że się zgodziłem, bo poza jeszcze większym cierpieniem nic nie osiągnąłem. W ogóle też wolę już nic nie czuć, boję się nawet czytać humor czy w ogóle dopuścić to rozbudzenia w sobie jakiś emocji bo to powoduje u mnie straszny ból napięcie itd, mam tak już od lat, później taki stan ciągnie się godzinami i jestem wykończony.

 

Tak więc masz nadzieje, dlatego, że są to zaburzenia emocji, to można leczyć i wyleczyć

 

Wiem, że każdy z Was ma nadzieję, ale powiedz, czy ktoś wyleczył się kiedyś z nerwicy czy fobii społecznej ( wyleczył, nie zaleczył )? Ja czytam tego typu fora od lat i jeszcze nie przeczytałem , każdy pisze czasem : jest lepiej, mam nadzieję, że w końcu sie wyleczę itd. Ale to kiedyś nigdy nie następuje.

Poza tym, jak pisałem obszernie w poprzednich postach, żeby mój stan był "tylko" nerwicą/fobią społeczną to na pewno bym walczył dalej, zresztą kiedyś walczyłem jak każdy, ale miarka się przebrała, nie mogłem już znieść nie tyle nerwicy co tego blokowania się , które u mnie powodowało potworny psychiczny i do tego fizyczny ból.

 

A jak odniesiesz się do tego co napisałem w poprzednim poście w pkt.2 ? Ja sobie tego nie wymyśliłem, nie mam urojeń, po prostu pamiętam jaki ból powodowało u mnie jeszcze przed tym 2,5 roku temu odblokowanie emocji, które zablokowały się np. na dzień. A teraz musiałbym odblokować emocje z okresu 2,5 lat, to ponad 800 dni !

I czasem , zwłaszcza jak wypije coś, choć nie zawsze , czuję co musiałbym przeżyć , żeby ta blokada puściła i uważam, że jest to ponad moje możliwości. A nawet jeśli to przetrzymam, to jak sobie na to pozwolić ? Nie potrafię tego zrobić,ani żaden psycholog nie potrafił mi w tym pomóc. Nie ma sytuacji/możliwości, żebym sobie na to pozwolił.

 

 

Bo wiesz pewnie, że to co ty opisujesz, to zablokowanie to nie jest główny problem, to jest moim zdaniem objaw, ale problem lezy w tobie, w tym co przeżywałeś już we wczesnej młodości, liceum, być może w dzieciństwie już

 

Z tym się zgodzę, że przyczyna na pewno sięga daleko , pewnie w dzieciństwo.

Już jako dzieciak, nie czułem się do końca normalny, rzadko miałem dobre kontakty z innymi, zawsze czułem się gorszy, stąd , gdy nawet ktoś mnie krzywdził nie potrafiłem się przeciwstawić, pewnie podświadomie uważałem, że mi można robić krzywdę. Dawałem się wykorzystywać przez ludzi, którzy byli tak naprawdę dużo gorsi ode mnie jako ludzie, ale ja i tak czułem, że oni są lepsi. Z resztą jak czytam wiele osób miało tego typu problemy bądź ma. Odważny byłem tylko w domu, potrafiłem dokuczać bratu, bić go. Z rodzicami też jako dzieciak/nastolatek miałem takie jazdy, nieraz wpadałem w taką furię, że dochodziło do rękoczynów, podnosiłem na nich rękę , ale była to głównie obrona jak czasem mnie bili. Nie było to jakieś bicie dla bicia , moja rodzina nie jest patologiczna, chociaż czasem do tego dochodziło. Gdy miałem ok. 15 lat nie dawałem już się, miałem na tyle siły, że potrafiłem już "bić" się z ojcem, który mi chciał wpieprzyć i sobie poradzić. Nieraz miałem takie jazdy, że jak np. mam mnie czymś wkurzyła to potrafiłem się z nią kłócić, gnębić ją , obrażać, , pastwić się psychicznie, aż nie wytrzymywała i płakała. Po tym czułem się jeszcze większym zerem niż normalnie, ale w trakcie nie potrafiłem się opanować. Bo gdzieś w głębi zawsze czułem się zerem, pamiętam, że jak ktoś w podstawówce powiedział do mnie po imieniu, a nie po przezwisku, czułem się wyróżniony. Wiem, że to chore , ale pamiętam nawet , że jak samochód mnie wymijał i włączył kierunkowskaz, że mnie omija, to czułem się wyróżniony, już chyba gorszego poczucia własnej wartości mieć nie było można. Z tego też powodu, oraz lęków czułem podświadomie, że na pewno nie będę miał dziewczyny w sumie miałem dobre przeczucie. Mam już ćwierć wieku , a nawet nigdy nie miałem dziewczyny, nie mówiąc o całowaniu się czy seksie, dobrze, że koledzy nie wiedzą :D

Cóż, nie wiem po co to pisze i tak mi to nic nie da.

 

a hipnozy próbowałeś?

 

Jasne, że tak, bez skutku

 

ty leniu patentowany!!!!!!!!!

Nie uważam się za lenia, nigdy nim nie byłem, zawsze walczyłem pomimo bólu.

 

eeeeeeeeeeeeeeeej. ale gaaadasz, zmrożenie emocji to typowy stan dla wielu nerwicowców

 

Z tym się zgadzam, ale nie do tego stopnia jak ja mam, przeczytaj mój pierwszy post. Jest to do tego stopnia, że potrafiłem nie czuć bólu, zimna, czasu.

 

nie obrażaj sie na mnie

 

Nie obrażam się .

 

Po trzecie, Twoje przeżycie tego stanu totalnego odcięcia, przypomniało mi historię Eckharta Tolle.

Polecam przeczytać wstęp jego książki pt. "Potęga teraźniejszości".

 

LucidMan, a mógłbyś przytoczyć ten fragment, czytałem początek i nie znalazłem niczego podobnego. Dzięki.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chodziłem do psychologów, jednak sam powiedz jaki to ma sens, jeżeli ja nawet wszystko opowiem, a to ze mnie nie wychodzi, opowiadam o najgorszych rzeczach nie czując nic. Poza tym każdy psycholog po około 3 spotkaniach już sam nie wiedział o czym ze mną gadać, wysyłał mnie do psychiatry po leki itp.

Psychoterapię prowadzą psychoterapeuci. Nie wiem czy psychologowie też. W Twoim przypadku potrzeba by było dosyć sporej ilości spotkań, ponieważ już tak mocno zakorzenił Ci się ten "pomysł" z zablokowaniem, że nawet nie idzie Cię przekonać, że jest inaczej. Twój problem jest znacznie, znacznie głębszy niż Ci się wydaje.

 

Pozdrawiam 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychoterapię prowadzą psychoterapeuci. Nie wiem czy psychologowie też. W Twoim przypadku potrzeba by było dosyć sporej ilości spotkań, ponieważ już tak mocno zakorzenił Ci się ten "pomysł" z zablokowaniem, że nawet nie idzie Cię przekonać, że jest inaczej. Twój problem jest znacznie, znacznie głębszy niż Ci się wydaje.

 

Pozdrawiam 8)

 

Tzn. uważasz, że zablokowanie to jest mój wymysł ?

A, że mój problem jest bardzo głęboki i poważny to ja doskonale wiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tzn. uważasz, że zablokowanie to jest mój wymysł ?

Źle mnie zrozumiałeś. Chodzi o to, że koncentrujesz się tylko na tym co widać, na tym co Ci się wydaje, że jest ważne.
A, że mój problem jest bardzo głęboki i poważny to ja doskonale wiem.
To dlaczego nie chcesz się wziąć za siebie i go rozwiązać?

 

Pozdrawiam 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To dlaczego nie chcesz się wziąć za siebie i go rozwiązać?

Pisałem już o tym wyżej, uważam to za nierealne, a powody tez podałem wcześniej. Nie ze wszystkiego jest wyjście. Po za tym już od dawna z tym walczyłem, kiedy problem był znacznie mniejszy - bez efektów - tym bardziej teraz nie da rady.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przegrany otóż można wyjść z fobii społecznej, wiem, że to ciężkie i bardzo trudne ale można, ja sam w którymś momencie byłem w tak kiepskim stanie z tego powodu, że omijałem ludzi którzy szli chodnikiem, wybierałem te strony przejść gdzie nie ma ludzi. Do tramwaju nie wsiadłem gdzie kasownik był przez kogoś obstawiony, ach dużo by wymieniać i w którymś momencie naprawde pekło coś we mnie, zaczałem pracować nad pewnością siebie i bardzo wiele się udało, fakt że wiele rzeczy zostało ale to i tak pikuś do tego co było, zacząłem chodzić na imprezy, co wczesniej było dla mnie jak horror, zaczałem nawet umawiać się na randki. Żyłem pełnią życia. Jakoś się udało. Fakt że taraz od długiego czasu mam to o czym ci pisałem. Ale to nie o to chodzi, żebyśmy stwarzali tutaj dwa fronty i pisali że można wyjść itd a ty po drugim froncie że nie i koniec i sprzeczka. Potrafię zrozumieć że cierpisz, nawet wiem to, ja też co do uczuć mam jedną wielką blazę, może i faktycznie nie taką blokadę jak masz ty, ale z tego co opisujesz to jest bardzo nerwicowe, bardzo lękowe i musi być z tego wyjście i chyba to wiesz doskonale, tak mi się przynajmniej wydaje. Nie masz przegranego życia, kiedyś kumpel był u jakiegoś znanego psychiatry prof. Bomby który powiedzial mu że wyleczenie z tego zależy od człowieka, od jego podejścia. Wiem że to się wydaję wręcz nierealne, bo i dla mnie też ale to nasze życie,a co ważne nie ma z tego drogi bez wyjścia. Psycholog wysyłał cię do psychiatry bo jeżeli po którejś wizycie ty mówiłeś wkoło że nie nie da rady, to nigdy nie zniknie to po prostu lekami chciał cię wyciszyć, ze mną tak było i teraz też jest, terapeutka ostatnio dziwnie załamała ręce i pytała czy łykam prochy :)

Trzymaj się, myślę żebyś nie dołował się szukaniem że nikt z tego nie wyszedł, bo myślę że udało się wielu choćby do tego stopnia że moga normalnie funkcjonować. Ty też uważam dałbyś radę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Victorek, na pewno dużo można zmienić i gratuluję, że Ci się udało.

Niestety mój stan to już dawno nie jest fobia społeczna, a raczej jej bardzo zaawansowane następstwa. Taka czysta fobia społeczna skończyła się u mnie jakieś 5-6 lat temu.

 

Co do psychologów, to wydawało mi się kiedyś, że są nastawieni na rozwiązywanie ukrytych konfliktów, psychoterapię itp. , a przekonałem się , że każdy liczy, że leki w czymś pomogą, każdy przekonywał mnie do leków, że zaczną działać, jak nie ten to inny. Ja niestety wiem , że mi leki nie pomogą, przecież one działają na emocje i żeby odczuć działanie leków trzeba mieć te emocje. Ja ich nie mam , nie pozwalam sobie na ich przeżywanie.

 

Chciałbym przestać cierpieć, zwłaszcza, że od tych 2,5 roku cierpię nieustannie dzień w dzień, nie ma dnia wytchnienia, raz mocniej raz słabiej.

 

Paradoksalnie nawet w tym stanie nie mam depresji, potrafię się czasem "cieszyć" mimo ciągłego bólu, po prostu moja psychika przyzwyczaiła się, że cały czas jest ból, ale czasem się od niego odcina. Oczywiście nie ma to wiele wspólnego z radością , jaką przeżywałem lata temu, jest to może 5 procent prawdziwej radości.

 

Pozdrawiam

 

[*EDIT*]

 

szczegónie jeżeli się w nie nie wierzy.

 

Nie powiem, że w 100% nie wierzę, jak wiadomo nadzieja zawsze jest chociaż bardzo słaba.

Powiedzmy , że jestem bardzo mocno sceptycznie nastawiony, myślę, że moje szanse to powiedzmy 1%.

 

pozdrawiam

 

[*EDIT*]

 

ja sam w którymś momencie byłem w tak kiepskim stanie z tego powodu, że omijałem ludzi którzy szli chodnikiem, wybierałem te strony przejść gdzie nie ma ludzi. Do tramwaju nie wsiadłem gdzie kasownik był przez kogoś obstawiony

 

 

Jak ja to rozumiem :(

Ja nie byłem też w stanie z nikim rozmawiać, tzn. rozmawiałem, ale temu towarzyszył silny lęk.

 

[*EDIT*]

 

Victorek, na pewno dużo można zmienić i gratuluję, że Ci się udało.

Niestety mój stan to już dawno nie jest fobia społeczna, a raczej jej bardzo zaawansowane następstwa. Taka czysta fobia społeczna skończyła się u mnie jakieś 5-6 lat temu.

 

Co do psychologów, to wydawało mi się kiedyś, że są nastawieni na rozwiązywanie ukrytych konfliktów, psychoterapię itp. , a przekonałem się , że każdy liczy, że leki w czymś pomogą, każdy przekonywał mnie do leków, że zaczną działać, jak nie ten to inny. Ja niestety wiem , że mi leki nie pomogą, przecież one działają na emocje i żeby odczuć działanie leków trzeba mieć te emocje. Ja ich nie mam , nie pozwalam sobie na ich przeżywanie.

 

Chciałbym przestać cierpieć, zwłaszcza, że od tych 2,5 roku cierpię nieustannie dzień w dzień, nie ma dnia wytchnienia, raz mocniej raz słabiej.

 

Paradoksalnie nawet w tym stanie nie mam depresji, potrafię się czasem "cieszyć" mimo ciągłego bólu, po prostu moja psychika przyzwyczaiła się, że cały czas jest ból, ale czasem się od niego odcina. Oczywiście nie ma to wiele wspólnego z radością , jaką przeżywałem lata temu, jest to może 5 procent prawdziwej radości.

 

Pozdrawiam

 

[*EDIT*]

 

szczegónie jeżeli się w nie nie wierzy.

 

Nie powiem, że w 100% nie wierzę, jak wiadomo nadzieja zawsze jest chociaż bardzo słaba.

Powiedzmy , że jestem bardzo mocno sceptycznie nastawiony, myślę, że moje szanse to powiedzmy 1%.

 

pozdrawiam

 

[*EDIT*]

 

ja sam w którymś momencie byłem w tak kiepskim stanie z tego powodu, że omijałem ludzi którzy szli chodnikiem, wybierałem te strony przejść gdzie nie ma ludzi. Do tramwaju nie wsiadłem gdzie kasownik był przez kogoś obstawiony

 

 

Jak ja to rozumiem :(

Ja nie byłem też w stanie z nikim rozmawiać, tzn. rozmawiałem, ale temu towarzyszył silny lęk.

Jak sobie przypomnę ten stan, jak ja tego nienawidziłem z całego serca, to jest takie upokarzające, naprawdę nie chcę do tego wracać, myślę, że nie warto żyć z czymś takim a wyleczenie całkowite nie wierzę, a tylko to by mnie usatysfakcjonowało

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie nerwica doprowadziła do tego że nie jestem w stanie normalnie funkcjonować.

Nie pracuję od czerwca ub roku ,moje życie towarzyskie jest równe zeru.Odwrócili się od mnie znajomi.Zawsze byłam tzw duszą towarzystwa a przez nerwicę stałam się outsiderem .

Przestałam jeździć nawet do rodziny, wychodzę z domu wyłącznie z psem i do najbliższego sklepu no i do przychodni. :cry:

Kontakt z rodziną uległ pogorszeniu ,rozpadł mi się związek ,zostałam zupełnie sama.

Teraz jest trochę lepiej ale pierwsze 7 miesięcy leżałam w łóżku i umierałam z rozpaczy i przez te somatyczne pierdoły.Zniszczyłam sobie prawie rok.I niszczę dalej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Błagam, nie spisuj swojego życia na straty... Pamiętaj, że to wszystko siedzi w Tobie... i tylko Ty możesz sobie pomóc, tylko Ty możesz z tym walczyć i to ZWALCZYĆ.. Tak bardzo Ci współczuję i tak bardzo chciałabym Ci pomóc, chociaż nie mam pojęcia jak. Twoje życie to pasmo sukcesów, wielu ludzi chciałoby "bez trudu" dostać się na studia, skończyć je.. Masz dla kogo żyć i starać się - masz rodziców. Nie skupiaj się tylko i wyłącznie na tym problemie, "tylko zycie poświęcone innym warte jest przeżycia".

Gdybym mogła, bardzo mocno bym Cię przytuliła. Wierzę w Ciebie ..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Błagam, nie spisuj swojego życia na straty... Pamiętaj, że to wszystko siedzi w Tobie... i tylko Ty możesz sobie pomóc, tylko Ty możesz z tym walczyć i to ZWALCZYĆ.. Tak bardzo Ci współczuję i tak bardzo chciałabym Ci pomóc, chociaż nie mam pojęcia jak. Twoje życie to pasmo sukcesów, wielu ludzi chciałoby "bez trudu" dostać się na studia, skończyć je.. Masz dla kogo żyć i starać się - masz rodziców. Nie skupiaj się tylko i wyłącznie na tym problemie, "tylko zycie poświęcone innym warte jest przeżycia".

Gdybym mogła, bardzo mocno bym Cię przytuliła. Wierzę w Ciebie ..

 

Wiesz, nie skupiam się tylko na tym, ale to chyba dlatego, że mam ten "komfort" ,że na razie mogę siedzieć, a właściwie leżeć w domu przed kompem i zajmować się czym innym. Niestety do pracy na razie się nie nadaję, dobrze, że mam jeszcze oszczędności, bo całkiem byłbym skazany na rodziców, nawet ma fajki bym nie miał :(

Co do studiów, to rzeczywiście ich skończenie mogę uważać za sukces, zwłaszcza w moim stanie, gdyż na pewno były cięższe niż dla innych ( zdrowych osób ). Tyle, że były to studia zaoczne, z dziennymi na 100% nie dałbym rady, bo już ten weekend na studiach mi wystarczał, żebym był wykończony psychicznie przez lęki.

Po za tym , jeżeli jeszcze duużo sam się nauczę być może mógłbym w przyszłości pracować w domu, przed kompem.

 

Wiesz, co do poświęcania życia innym to z jednej strony jest dobre, ale z drugiej jeżeli nie myślisz kompletnie o swoim zadowoleniu, dajesz się wtedy wykorzystywać, a wiesz jaka jest duża część ludzi - zero wdzięczności, wykorzystywanie innych do swoich celów ile się da, brak szacunku dla osoby, która dla nich dużo robi, w ich mniemaniu chyba jest słaba i można z nią robić co się chce.Oczywiście nie wszyscy są tacy, ale np. w szkole tak właśnie byłem traktowany, jeżeli ktoś chciał coś ode mnie , ja nie potrafiłem odmówić, mimo, że wiedziałem, że taka osoba nie będzie mnie dalej traktować poważnie.

 

Oczywiście ja też nie jestem jakimś ideałem, mam bardzo dużo wad, ale nigdy nie traktowałem ludzi w sposób jak opisałem powyżej, chociaż muszę przyznać ze wstydem, że rodziców potrafiłem wykorzystywać :oops:

 

Dziękuję za miłe słowa i próbę wsparcia :) Pozdrawiam Cię smutekwekrwi :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tez jestem wyprana z uczuc. Moze jest inaczej niz w wypadku przegranego, bo dopiero od miesiaca siedze w domu przed komputerem i nic nie robie. Nie chodze na zajecia na studia bo nie moge sie tam skoncentrowac i jestem cala spieta...

Czuje sie jak typowy nieudacznik ktory jest skazany na łaske rodzicow...

Codziennie mysle o smierci, wiem ze nie dam rady sobie w zyciu...

Nie wiem po co to pisze ale musze to z siebei wyrzucic...

Tak naprawde nic nei ma dla mnei sensu...

Po raz trzeci w zyciu przechodze ta depresje czy jak to nazwac...Jednak tym razem nie mam juz sily zeby z nia walczyc..

Psychoterapia nie pomaga, leki rowniez nic nei daja...kontaktowalam sie nawet z facetem ktory egzorcyzmuje na odleglosc..prosilam siostry zakonne o modlitwe wstawienniacza za mnie...

Moze to wszystko brzmi smiesznie z zewnatrz ale ja naprawde staralam sie wszystkimi sposobami wydostac z tego beznadziejnego stanu...

Jestem skazana na zycie przy komputerze, sadze ze dlugo nei dam tak rady i sprobuje sie po prostu zabic...moje zycie jest tak monotonne ze chyba tlyko jedno wyjscie pozostalo aby usmierzyc ten bol jaki w sobei czuje...a wlasciwie jest to takie zrezygnowanie, beznadzieja...

Mysle o smierci, ale tez boje sie opuscic ten swiat...jakis zal zeby zostawic rodzine jest...nie wiem co mi jest ale uwazam ze Bog jest naprawde bezwzgledny ze pozwala na taki stan duszy i umyslu...

To co napisalam wydaje mi sie i tak bezowocne ale chcialam sie z kims tym podzielic..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2.Tak jak pisałem wcześniej, żeby odblokować te emocje, których nie przeżywam wcale od 2,5 roku, musiałbym sobie na to jakoś pozwolić. Przynajmniej tak było jeszcze do niedawna, po prostu czułem ten potworny ból, który we mnie siedzi , ale nie potrafiłem/nie potrafię pozwolić sobie na przeżycie go. Zaręczam, jestem tego pewny, że puszczenie tego, odblokowanie doprowadziło by mnie prawdopodobnie do śmierci. To nie jest parę jakiś tam złości na kogoś czy parę emocji, które zablokowałem i zapomniałem o tym. To są wszystkie emocje i uczucia, które powinienem przeżyć, a ich nie przeżyłem, ich siła jest tak wielka i potworna, że po prostu bardzo bałbym się puszczenia tego, nie wspominając o cierpieniu psychicznym, które bym przeżył, bo to jeszcze można wytrzymać, ale tak jak pisałem wyżej , mój organizm tego nie przetrzyma. Pewnie ciężko w to uwierzyć, ale ja tak czuję i wiem , że się nie mylę.

Kolejnym problemem jest to, że wcześniej czułem po prostu to wszystko co mam w sobie zablokowane, ten ból, wiedziałem , że jakbym to wyraził, przeżył, to bym wrócił być może chociaż do stanu sprzed 2,5 roku.Ostatnio jednak, jak pisałem wcześniej przyzwyczajam się do tego stanu, przestaję czuć ten ból, a ten ból zmienił się jakby w coraz bardziej popieprzone moje postrzeganie świata. Ech, ciężko to wytłumaczyć, wątpię czy ktoś zrozumie, zresztą jakie to ma znaczenie.

 

3. Nawet, gdyby jakimś cudem doszło do tego odblokowania ( w co naprawdę nie wierzę ) i jakoś bym to przetrzymał wrócę w najlepszym przypadku do samopoczucia z przed 2,5 roku. A było ono fatalne, po coś te emocje zblokowałem, wiem, że zrobiłem to świadomie, to była moja decyzja, choć fatalna w skutkach. Różnica jaka była między wtedy a teraz to taka między innymi, że wtedy jeszcze swoje życie przeżywałem, mimo, że bardzo bolało. Od 2,5 roku czuję jakbym umarł, tylko moje ciało żyje.

 

 

 

 

przegrany Piszesz o tym że jesteś pewien że twój organizm nie wytrzyma tylu nie przeżytych emocji, może żaden organizm człowieka na tym świecie by tego nie wytrzymał. Dlatego moim zdaniem musisz próbować małymi kroczkami wprowadzać w swoje życie różne emocje, przypominać je sobie, wydobywać je z wnętrza swojej duszy.

Życzę ci z całego serca żebyś wyzdrowiał i wiem że kiedyś tak się stanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję. Dziękuję, że opisałeś swoją historię. Nie będę mówić Ci, że masz szansę, że możesz z tego wyjść, bo nie wiem - już nic nie wiem. Jestem o krok od wejścia w ten etap, na którym Ty teraz jesteś. Przestaję czuć, przestaję żyć. Przeraża mnie, że nastąpiło to tak wcześnie... Bo jestem dużo młodsza od Ciebie. Mam jeszcze nadzieję, odrobinę nadziei... Nie chcę jej stracić. Nie chcę zapaść się w noc.

Twój post pomógł mi zrozumieć, że nie jestem na końcu tej drogi. Być może nie ma końca - nie chcę tego sprawdzać. Chcę znów żyć normalnie, dopóki jeszcze mogę. Spróbuję... Jeśli to tylko możliwe, wyleczę się. Muszę. Chcę.

Nie wierzyłam, że to dla mnie możliwe, że mam jakąkolwiek szansę, dopóki nie przeczytałam Twojego posta i nie dotarło do mnie, że jeśli nie wygram dzisiaj z tą pustką, to nie wygram z nią już nigdy. Może teraz - wreszcie - uda mi się coś zmienić.

Jeszcze raz dziękuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam serdecznie

 

Moja historia jest podobna co autora postu

 

fobia społeczna, dystymia, kołatania serca, napięcia i bóle mięsni, uderzenia gorąca, pocenie się, nawet lek paniczny,

dolegliwości jelitowe, zaczerwienienie twarzy, odcięcie od emocji, brak apetytu i w ogóle brak smaku,

zaburzenia widzenia, ostrości, nie można się wyspać, wysłowić, ból psychiczna, podwójna depresja, nadciśnienie, a dodatki

to wyśmiewanie, poniżanie, samoocena, pustka w głowie, uczucie niemocy, drżenia, ucisk w gardle,

zdenerwowanie, ból kręgosłupa, niepokój, ...itd można wymieniać po prostu katastrofa,

 

 

 

Przerobiłem najróźniejsze tematy:

leki(seroxat, rexetin, efectin, seronil), tzrech egzorcystów i ksiądz, oczyszczanie organizmu, zmiana odżywiania,

ziołoterapia, 2 razy hipnoza, badania neurologiczne, badania pierwiastkowe, ziołoterapie, psycholog, psychoterpia,

przeczytałem książki artykuły, chyba cały internet

w poszukiwaniu rozwiązania:p, masaze rożnego rodzaju, tsh badane, magnetoterapie,

gluten wylaczyoem na jakis czas, bsm, eft, homepatie,

trochę pracy z oddechem .

 

z tego wszystkiego została mi dystymia, jeszcze jakieś prześwity przeżycia z przeszłości, ale chwilowo nie mogę zlokalizować, odcięcie od emocji, kwestia czasu aż to rozpracuje:)

 

 

Najlepsze jest to,co właściwe już mnie nie dziwi że najbardziej pomogły mi najprostsze techniki, dostępne za darmo

 

jeżeli chodzi o leki to największa poprawę odczułem po seroxacie - głównie jako napęd, i wyciszenie,

jeżeli chodzi o egzorcystów to tutaj również była poprawa! - to nie żadna magia, po prostu byty się podczepiają

albo opętują kiedy są dziury w energetyce i nasilają lęki i depresje. temat egzorcyzmów tez jest dość szeroki

egzorcyzm a egzorcyzm to nie to samo. trzeba szukać dobrego egzorcysty ceny jakie sobie krzyczą to około 200-300zł i to trochę

trwa. prosty egzorcyzm też się może sprawdzić, ale z opętaniem sobie chyba nie poradzi. ja się na tym nie znam tylko mówię to co doświadczyłem i wyczytałem

z usług 4 egzorcystów. tylko mowie u mnie one nie rozwiązały problemu, ale znacznie pomogły w depresji. Bo mowie miałem podwójną depresje

Została dystymia.

 

oczyszczanie organizmu, odżywianie - można traktować jako wspomagacz jak się jest w stanie.

W niektórych przypadkach może pomoże. Pomaga jak się jest już zdrowym:p, ale mimo tego warto bo w nerwicach, depresjach

organizm się zanieczyszcza

 

ziołoterapia - wspomóc oczyszczanie organizmu

 

hipnoza - Byłem u dwóch specjalistów, jedna trwała godzinę a druga 15 minut. Może jestem niepodatny, ale z tego co wiem

to tam nikt nie wchodził w trans. to była moim zdaniem trochę pseudo hipnoza, Nie twierdze, że nie ma odpowiednich specjalistów

W każdym bądź razie radzę uważać. Bo chyba nerwicowcy i jeszcze osoby z depresją na pewno będą miały trudności wejścia w trans

 

badania pierwiastkowe - napewno odpowiednio zbilansowana dieta pomoże utrzymać organizm w odpowiedniej kondycji. lekarz

zlecający badanie twierdził, że to rozwiąże problem. Ale w cięższych przypadkach nie ma szans, żeby uzyskać efekty.

 

psycholog - moim zdaniem W takich tematach, jak depresja, fobia społeczna, silna nerwica będzie ciezko,

trzeba by chyba codziennie chodzić na wizyte. Wiadomo, że dużo zależy od psychologa itp.

 

psychoterapia - kazali mi chodzić a ja przecież nie mogłem wytrzymać pół godziny. Toż to katorgi. Nie dało się !!!

Są po prostu przypadki, że się nie da.

 

gluten - trochę pomogło, może to placebo, Ale w końcu jest to zmiana odżywiania, może pomoc u niektórych

 

homeopatia - trudno powiedzieć, później nie stosowałem systematycznie. Podejrzewam, że tutaj jest potrzeba długotrwałej terapii

ale w cięższych objawach czuje, że nie ma szans

 

samoleczenie BSM - polecam technikę, gdy tylko lęk narastał....łapkę w pozycji 1 i lęk mijał. Czasami

odczuwałem znaczną poprawę. W szczególności gdy brałem seroxat. Ale niepolecanym takich eksperymentów!, można sobie zaszkodzić

bo bsm ma silne działanie. Sprawdza sie u mnie świetnie na choroby typu angina, grypa, katar, ból zęba. To tez przecież nie jest żadna

magiczna metoda. Po prostu trzeba zrozumieć zasadę działania, trzeba pamiętać o uzupełnianiu pierwiastków

 

EFT - technika za pomocą, której dokonałem największych zmian. Do tego najbardziej kontrowersyjna wydawała mi się na początku

ale po zgłębieniu tematu stwierdziłem, żadnej magii tu nie ma. W necie jest kilka podręczników dostępnych za darmo i sporo informacji

dowody neurologiczne. Polecam w szczególności ksiązke Horst Benesch - zapukaj po zdrowie. tych wszystkich dolegliwości pozbyłem się właśnie za pomocą tej techniki!!!

Póki co dla mnie najlepsza technika o szerokim spektrum działania.

 

jeszcze co do blokady emocji, odczuwania. cytat z książki "Dłonie pełne światła" Barbara Ann Brennan świetna książka

 

Energetyczne systemy obronne

"To samo dzieje się z człowiekiem, który jest "obok siebie". ta konstrukcja jest bardziej długotrwała niż "wycofanie",

która może trwać od zaledwie kilku sekund, godzin. Stan bycia "obok siebie" trwa dłużej, przez całe dnie, a nawet lata.

Widziałam ludzi, którzy znajdowali się częściowo poza swoimi ciałami z powodu jakiegoś zaburzenia nerwowego,

albo przeprowadzonej w dzieciństwie operacji chirurgicznej.

Pewna młoda kobieta przeszła operację na otwartym sercu w wieku dwóch lat.

Miała lat dwadzieścia jeden, kiedy z nią pracowałam próbując usadowić jej ciała energetyczne w ciele fizycznym.

Wyższe ciała odłączyły się częściowo i odpływały na zewnątrz w górę i w tył. to spowodowało brak łączności z uczuciami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj przegrany

 

Mam podstawy twierdzić, że mój przypadek jest bardzo rzadki, być może jestem jedyny z tak zaawansowanym problemem
Wierzę, ze tak jest, w końcu każdy z nas to jedyny w swoim rodzaju i zdawałoby się beznadziejny przypadek :D

Wiem jak to jest kiedy jest się inteligentnym i jednocześnie niepewnym siebie dzieckiem, gdy rozwój rozumu wyprzedza rozwój emocjonalny, poszedłem kiedyś do szkoły jako 6-latek umiejący już czytać i pisać i nie mający żadnych problemów z nauką za to zasadnicze i nieprzezwyciężalne z integracją wśród rówieśników, akceptacją samego siebie i poczuciem bezpieczeństwa. Gdy dziecko nie potrafi znaleźć oparcia w rodzicach usiłuje radzić sobie samo,a ponieważ nie potrafi, zaczyna uciekać przed "złymi" emocjami. Tłumienie emocji powoduje nerwice. Przerabiałem chyba wszystkie możliwe nerwice: natręctw, oczekiwania, jąkanie, agorafobię, erytrofobię itp itd. Wychodzenie z tych stanów nie jest łatwe, ale jest możliwe, przy czym dużym problemem jest tendencja do samowystarczalności- ja wszystko najlepiej wiem: wiem, że nikt mi nie pomoże. Nikt mi nie pomógł, kiedy miałem 9 lat (zresztą nie prosiłem wtedy nikogo o pomoc- z góry wiedziałem,że "to nic nie da"), to dlaczego ma pomóc dzisiaj? Dokąd uznaję, że to ja wiem wszystko najlepiej, trudno żeby ktoś mi pomógł, czy będzie to Bóg, lekarz, czy ktokolwiek inny.

 

Z jednej strony piszesz, że nic ci nie pomoże, z drugiej strony słusznie zauważasz, że ratunkiem byłoby dla Ciebie pozwolenie sobie na odblokowanie i przeżycie emocji. Obawiasz się wywołanego tym bólu, ale przecież nie wszystkie emocje są bolesne, jest cała masa fajnych i przyjemnych emocji, które też tłumisz. Nie da się tłumić emocji selektywnie, wystarczy, że tłumimy jedną i gasimy w sobie całe życie emocjonalne, wiem to dobrze po sobie, bo też jeszcze nieraz zmagam się z niechcianymi emocjami, wspomnieniami itp. Terapia dała mi pewien obraz jakie emocje tłumię, mam więc podstawy, żeby uczyć się je dopuszczać. Czasami mi się to udaje lepiej, czasami gorzej, ale widzę światełko w tunelu i mam już pozytywne doświadczenia, do ktorych mogę się odwołać w gorszych momentach.

 

Jest fajna książka holenderskich psychiatrów pt "Integracja psychiczna", (http://www.tolle.pl/r/512) opisująca konkretne przypadki leczenia zablokowanych w różny sposób osób poprzez odkrywanie ich rzeczywistych lęków i zahamowań, bo to co odczuwamy na codzień to są raczej objawy niż przyczyny. Np opisana jest historia kobiety, która miała fobię, że rośnie jej broda, a okazało się, ze po prostu nie pozwalała sobie na wyrażanie jakiegoś konkretnego uczucia i gdy zaczęła to robić cały problem minął. Albo młodego wykształconego prawnika, który wpędził się w ciężką nerwicę lękową tłumiąc emocje seksualne. Przyczyny mogą być różne, ale opisana w tej książce metoda sprawdza się w praktyce. W każdym razie warto sobie uświadomić jakie konkretnie emocje poddajemy represji, bo wtedy można nad nimi pracować. Lęki co wiem z autopsji mozna codziennie mieć inne, ale to tylko objaw, trzeba dojść do przyczyny.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak na marginesie, zadziwiające jest w ilu przypadkach nerwic i depresji u mężczyzn występuje odcięcie od świata i oglądanie porno, nie? :roll:;)

 

a teraz do autora wątku: ile lat się zmagasz z nerwicą lękową? pewnie z 10-12 lat, prawda? ja się z tym męczę 16 lat, a może nawet dłużej. zablokowanie emocjonalne u mnie nie nastąpiło w ogóle. jako wolontariuszka pomagająca bezdomnym zwierzętom jestem nawet bardziej emocjonalna niż kiedykolwiek. mój problem jest zupełnie inny, bo ja mam duże problemy z objawami wegetatywnymi moich lęków, ale podobnie jak Ty bardzo długo nie wierzyłam w wyleczenie. aż pewien psychiatra mi powiedział, że tak długo jak nie wierzę i nie chcę tak naprawdę się leczyć, tak długo nikt mi nie pomoże. 16 lat zmagań z lękami to długo. wcale nie chcę dłużej się męczyć i zamierzam się poddać leczeniu, konsekwentnie - nie przez 3 miesiące, bo takie leczenie trwa co najmniej rok, i potrzebna jest i psychoterapia i osobna farmakoterapia. wmawiaj sobie dalej, że nic Ci nie pomoże, to Ci faktycznie nie pomoże. a nie lepiej poszperać i znaleźć gdzieś naprawdę uznanego psychiatrę z wynikami w leczeniu nerwic/depresji i się do niego zgłosić? nie lepiej komuś zaufać? bo przecież nie wiesz lepiej niż lekarz. on się kształcił żeby pomagać, więc chyba wie lepiej, prawda? to nie jest prawda, że ludzie się z tego nie wyleczyli, bo są na tym forum przypadki wyleczenia.

 

nic nie czujesz? nie masz uczuć wobec innych? jak można być takim egoistą? przecież istoty wokół Ciebie czują! i potrzebują tego, żeby im okazywać uczucia. może zamiast skupiać się na sobie, zaczniesz dostrzegać, że nie jesteś jedyną cierpiącą osobą w swoim otoczeniu? zastanowiłeś się kiedyś jak bardzo cierpią Twoi rodzice?

 

wybacz, że jestem taka surowa, ale należy przede wszystkim przestać patrzeć na samego siebie i popatrzeć na ludzi wokół, bo oni jednak są równie ważni jak my, jeśli czasem nie ważniejsi. i nie masz się leczyć tylko dla siebie, ale też dla rodziców/rodziny, bo oni Cię kochają, i dla nich Twoje życie jest najważniejsze na świecie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ble ble ble.Nadzieja jest.Możesz sobie mowić , że nie ma.A ja wiem , że jest!To Ty sam ,wmowiłeś sobie , że nie ma dla ciebie ratunku.Uparcie , i konsekwentnie wmawiasz sobie dalej.A przecież jesteś inteligentny , i wiesz , do jasnej cholery , że tak nie można!!Może chociaż sprobuj , zadzialać odwrotnie! 15 lat , już choruję... i nigdy , zaznaczam NIGDY nie zwątpilam , że wyzdrowieję! Ty też mozesz być zdrowy.I będziesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

przegranyy czytałem tylko kilka pierwszych Twoich postów i mi się kuuurrrna odechciało!!! Wnerwia mnie taki brak wiary! Wierzysz w Boga? Wierzysz w cokolwiek? Tym się właśnie różnimy, bo ja wierzę, i nie poddaje sie. Napisałeś, ze nie z każdej sytuacji jest wyjście, może to i fakt, ale ja szukam tego wyjścia dopóki go nie znajdę i nigdy się nie poddaję, tym się różnimy. Ja walcze z tym gównem od ponad 3 lat na dobre, nie mówiąc o lękach z dzieciństwa... I co myślisz że mnie łatwo jest? Tylko, że ja pracuję, skończyłem już kolejne studia i idę na następne, niejeden zdrowy nie ma tyle zapału i samozaparcia co ja nerwicowiec, myślę, że to dzięki chorobie wciaż idę w zaparte i staram sie sobie udowadniac, ze jednak dam radę, ale to tylko moje spojrzenie i podejście do życia, zawsze mozna usiąśc podłożyć ręce pod dupę i wmawiać sobie, ze nic się nie da zrobić. Kuuurr..aaa. Do roboty leniu!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...a ja cię rozumiem "przegrany"

Wprawdzie nie mam zablokowania na uczucia, no może są stłumione trochę po lekarstwach ale ROZUMIEM POCZUCIE BEZNADZIEJNOŚCI I PRZEGRANEJ.

To nie ma nic wspólnego z lenistwem!!! Po prostu wpada się w jakies diabelskie błędne koło i potrzeba naprawdę gromu z jasnego nieba, żeby się ocknąć.

Ja żyję jakby w uśpieniu. Niewiele mnie cieszy, czuję, że jestem już bardzo stara, że nic miłego mnie w życiu nie spotka, a to przecież nieprawda.

Do działania zmusza mnie myśl o moich blskich. Mam dwójkę dzieci, które są moimi Skarbami największymi i to dla nich chcę jako tako funkcjonować. Nie zawsze mi się to udaje. Często leżę w łózku i nie mam siły na nic ale staram sie to przerywać i działać dla bliskich. I tu rację ma Jadis. Pomyśl o rodzicach. Postaraj się zrobić coś dla nich w sensie emocjonalnym (nawet jeśli ci się wydaje, że nic nie czujesz) i trenuj przekazywanie miłych, pozytywnych emocji.

Pozdrawiam cię cieplutko, trzymajmy się jakoś :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×