Skocz do zawartości
Nerwica.com

przegranyy

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez przegranyy

  1. Wiesz, nie skupiam się tylko na tym, ale to chyba dlatego, że mam ten "komfort" ,że na razie mogę siedzieć, a właściwie leżeć w domu przed kompem i zajmować się czym innym. Niestety do pracy na razie się nie nadaję, dobrze, że mam jeszcze oszczędności, bo całkiem byłbym skazany na rodziców, nawet ma fajki bym nie miał Co do studiów, to rzeczywiście ich skończenie mogę uważać za sukces, zwłaszcza w moim stanie, gdyż na pewno były cięższe niż dla innych ( zdrowych osób ). Tyle, że były to studia zaoczne, z dziennymi na 100% nie dałbym rady, bo już ten weekend na studiach mi wystarczał, żebym był wykończony psychicznie przez lęki. Po za tym , jeżeli jeszcze duużo sam się nauczę być może mógłbym w przyszłości pracować w domu, przed kompem. Wiesz, co do poświęcania życia innym to z jednej strony jest dobre, ale z drugiej jeżeli nie myślisz kompletnie o swoim zadowoleniu, dajesz się wtedy wykorzystywać, a wiesz jaka jest duża część ludzi - zero wdzięczności, wykorzystywanie innych do swoich celów ile się da, brak szacunku dla osoby, która dla nich dużo robi, w ich mniemaniu chyba jest słaba i można z nią robić co się chce.Oczywiście nie wszyscy są tacy, ale np. w szkole tak właśnie byłem traktowany, jeżeli ktoś chciał coś ode mnie , ja nie potrafiłem odmówić, mimo, że wiedziałem, że taka osoba nie będzie mnie dalej traktować poważnie. Oczywiście ja też nie jestem jakimś ideałem, mam bardzo dużo wad, ale nigdy nie traktowałem ludzi w sposób jak opisałem powyżej, chociaż muszę przyznać ze wstydem, że rodziców potrafiłem wykorzystywać Dziękuję za miłe słowa i próbę wsparcia :) Pozdrawiam Cię smutekwekrwi :)
  2. Victorek, na pewno dużo można zmienić i gratuluję, że Ci się udało. Niestety mój stan to już dawno nie jest fobia społeczna, a raczej jej bardzo zaawansowane następstwa. Taka czysta fobia społeczna skończyła się u mnie jakieś 5-6 lat temu. Co do psychologów, to wydawało mi się kiedyś, że są nastawieni na rozwiązywanie ukrytych konfliktów, psychoterapię itp. , a przekonałem się , że każdy liczy, że leki w czymś pomogą, każdy przekonywał mnie do leków, że zaczną działać, jak nie ten to inny. Ja niestety wiem , że mi leki nie pomogą, przecież one działają na emocje i żeby odczuć działanie leków trzeba mieć te emocje. Ja ich nie mam , nie pozwalam sobie na ich przeżywanie. Chciałbym przestać cierpieć, zwłaszcza, że od tych 2,5 roku cierpię nieustannie dzień w dzień, nie ma dnia wytchnienia, raz mocniej raz słabiej. Paradoksalnie nawet w tym stanie nie mam depresji, potrafię się czasem "cieszyć" mimo ciągłego bólu, po prostu moja psychika przyzwyczaiła się, że cały czas jest ból, ale czasem się od niego odcina. Oczywiście nie ma to wiele wspólnego z radością , jaką przeżywałem lata temu, jest to może 5 procent prawdziwej radości. Pozdrawiam [*EDIT*] Nie powiem, że w 100% nie wierzę, jak wiadomo nadzieja zawsze jest chociaż bardzo słaba. Powiedzmy , że jestem bardzo mocno sceptycznie nastawiony, myślę, że moje szanse to powiedzmy 1%. pozdrawiam [*EDIT*] Jak ja to rozumiem Ja nie byłem też w stanie z nikim rozmawiać, tzn. rozmawiałem, ale temu towarzyszył silny lęk. [*EDIT*] Nie powiem, że w 100% nie wierzę, jak wiadomo nadzieja zawsze jest chociaż bardzo słaba. Powiedzmy , że jestem bardzo mocno sceptycznie nastawiony, myślę, że moje szanse to powiedzmy 1%. pozdrawiam [*EDIT*] Jak ja to rozumiem Ja nie byłem też w stanie z nikim rozmawiać, tzn. rozmawiałem, ale temu towarzyszył silny lęk. Jak sobie przypomnę ten stan, jak ja tego nienawidziłem z całego serca, to jest takie upokarzające, naprawdę nie chcę do tego wracać, myślę, że nie warto żyć z czymś takim a wyleczenie całkowite nie wierzę, a tylko to by mnie usatysfakcjonowało
  3. Pisałem już o tym wyżej, uważam to za nierealne, a powody tez podałem wcześniej. Nie ze wszystkiego jest wyjście. Po za tym już od dawna z tym walczyłem, kiedy problem był znacznie mniejszy - bez efektów - tym bardziej teraz nie da rady.
  4. Tzn. uważasz, że zablokowanie to jest mój wymysł ? A, że mój problem jest bardzo głęboki i poważny to ja doskonale wiem.
  5. Chodziłem do psychologów, jednak sam powiedz jaki to ma sens, jeżeli ja nawet wszystko opowiem, a to ze mnie nie wychodzi, opowiadam o najgorszych rzeczach nie czując nic. Poza tym każdy psycholog po około 3 spotkaniach już sam nie wiedział o czym ze mną gadać, wysyłał mnie do psychiatry po leki itp. Ostatni z nich właśnie namówił mnie na szpital psychiatryczny, żałuję, że się zgodziłem, bo poza jeszcze większym cierpieniem nic nie osiągnąłem. W ogóle też wolę już nic nie czuć, boję się nawet czytać humor czy w ogóle dopuścić to rozbudzenia w sobie jakiś emocji bo to powoduje u mnie straszny ból napięcie itd, mam tak już od lat, później taki stan ciągnie się godzinami i jestem wykończony. Wiem, że każdy z Was ma nadzieję, ale powiedz, czy ktoś wyleczył się kiedyś z nerwicy czy fobii społecznej ( wyleczył, nie zaleczył )? Ja czytam tego typu fora od lat i jeszcze nie przeczytałem , każdy pisze czasem : jest lepiej, mam nadzieję, że w końcu sie wyleczę itd. Ale to kiedyś nigdy nie następuje. Poza tym, jak pisałem obszernie w poprzednich postach, żeby mój stan był "tylko" nerwicą/fobią społeczną to na pewno bym walczył dalej, zresztą kiedyś walczyłem jak każdy, ale miarka się przebrała, nie mogłem już znieść nie tyle nerwicy co tego blokowania się , które u mnie powodowało potworny psychiczny i do tego fizyczny ból. A jak odniesiesz się do tego co napisałem w poprzednim poście w pkt.2 ? Ja sobie tego nie wymyśliłem, nie mam urojeń, po prostu pamiętam jaki ból powodowało u mnie jeszcze przed tym 2,5 roku temu odblokowanie emocji, które zablokowały się np. na dzień. A teraz musiałbym odblokować emocje z okresu 2,5 lat, to ponad 800 dni ! I czasem , zwłaszcza jak wypije coś, choć nie zawsze , czuję co musiałbym przeżyć , żeby ta blokada puściła i uważam, że jest to ponad moje możliwości. A nawet jeśli to przetrzymam, to jak sobie na to pozwolić ? Nie potrafię tego zrobić,ani żaden psycholog nie potrafił mi w tym pomóc. Nie ma sytuacji/możliwości, żebym sobie na to pozwolił. Z tym się zgodzę, że przyczyna na pewno sięga daleko , pewnie w dzieciństwo. Już jako dzieciak, nie czułem się do końca normalny, rzadko miałem dobre kontakty z innymi, zawsze czułem się gorszy, stąd , gdy nawet ktoś mnie krzywdził nie potrafiłem się przeciwstawić, pewnie podświadomie uważałem, że mi można robić krzywdę. Dawałem się wykorzystywać przez ludzi, którzy byli tak naprawdę dużo gorsi ode mnie jako ludzie, ale ja i tak czułem, że oni są lepsi. Z resztą jak czytam wiele osób miało tego typu problemy bądź ma. Odważny byłem tylko w domu, potrafiłem dokuczać bratu, bić go. Z rodzicami też jako dzieciak/nastolatek miałem takie jazdy, nieraz wpadałem w taką furię, że dochodziło do rękoczynów, podnosiłem na nich rękę , ale była to głównie obrona jak czasem mnie bili. Nie było to jakieś bicie dla bicia , moja rodzina nie jest patologiczna, chociaż czasem do tego dochodziło. Gdy miałem ok. 15 lat nie dawałem już się, miałem na tyle siły, że potrafiłem już "bić" się z ojcem, który mi chciał wpieprzyć i sobie poradzić. Nieraz miałem takie jazdy, że jak np. mam mnie czymś wkurzyła to potrafiłem się z nią kłócić, gnębić ją , obrażać, , pastwić się psychicznie, aż nie wytrzymywała i płakała. Po tym czułem się jeszcze większym zerem niż normalnie, ale w trakcie nie potrafiłem się opanować. Bo gdzieś w głębi zawsze czułem się zerem, pamiętam, że jak ktoś w podstawówce powiedział do mnie po imieniu, a nie po przezwisku, czułem się wyróżniony. Wiem, że to chore , ale pamiętam nawet , że jak samochód mnie wymijał i włączył kierunkowskaz, że mnie omija, to czułem się wyróżniony, już chyba gorszego poczucia własnej wartości mieć nie było można. Z tego też powodu, oraz lęków czułem podświadomie, że na pewno nie będę miał dziewczyny w sumie miałem dobre przeczucie. Mam już ćwierć wieku , a nawet nigdy nie miałem dziewczyny, nie mówiąc o całowaniu się czy seksie, dobrze, że koledzy nie wiedzą Cóż, nie wiem po co to pisze i tak mi to nic nie da. Jasne, że tak, bez skutku Nie uważam się za lenia, nigdy nim nie byłem, zawsze walczyłem pomimo bólu. Z tym się zgadzam, ale nie do tego stopnia jak ja mam, przeczytaj mój pierwszy post. Jest to do tego stopnia, że potrafiłem nie czuć bólu, zimna, czasu. Nie obrażam się . LucidMan, a mógłbyś przytoczyć ten fragment, czytałem początek i nie znalazłem niczego podobnego. Dzięki. Pozdrawiam
  6. Widzę, że jednak ktoś próbuje dawać mi nadzieję... Ja jednak będę się upierał przy swoim, z wielu powodów. 1.Uważam, że mój stan jest zbyt zaawansowany na leczenie, to już od lat nie jest tylko fobia społeczna czy nerwica, która powoduje od czasu do czasu lęki, a poza tym człowiek funkcjonuje w miarę normalnie. Ja wiem, że inni też mają problemy z tym paskudztwem i nikomu nie chcę umniejszać jego problemów, bo każdy chory cierpi. Jednak mój problem jest już naprawdę bardzo głęboki i bardzo zaawansowany. Stan , który przeżyłem/przeżywam nadal, jest znacznie jeszcze gorszy od derealizacji, chociaż częściowo można go tak pewnie nie określić. To co przeżywam odkąd z dnia na dzień 2,5 roku temu stłumiłem swoje emocje po prostu było dla mnie do uwierzenia, nie myślałem, że człowiek tak może się czuć. Naprawdę ciężko jest mi ten stan opisać słowami, psychologom też nie udało mi się nigdy tego wyjaśnić tak jak chciałem. 2.Tak jak pisałem wcześniej, żeby odblokować te emocje, których nie przeżywam wcale od 2,5 roku, musiałbym sobie na to jakoś pozwolić. Przynajmniej tak było jeszcze do niedawna, po prostu czułem ten potworny ból, który we mnie siedzi , ale nie potrafiłem/nie potrafię pozwolić sobie na przeżycie go. Zaręczam, jestem tego pewny, że puszczenie tego, odblokowanie doprowadziło by mnie prawdopodobnie do śmierci. To nie jest parę jakiś tam złości na kogoś czy parę emocji, które zablokowałem i zapomniałem o tym. To są wszystkie emocje i uczucia, które powinienem przeżyć, a ich nie przeżyłem, ich siła jest tak wielka i potworna, że po prostu bardzo bałbym się puszczenia tego, nie wspominając o cierpieniu psychicznym, które bym przeżył, bo to jeszcze można wytrzymać, ale tak jak pisałem wyżej , mój organizm tego nie przetrzyma. Pewnie ciężko w to uwierzyć, ale ja tak czuję i wiem , że się nie mylę. Kolejnym problemem jest to, że wcześniej czułem po prostu to wszystko co mam w sobie zablokowane, ten ból, wiedziałem , że jakbym to wyraził, przeżył, to bym wrócił być może chociaż do stanu sprzed 2,5 roku.Ostatnio jednak, jak pisałem wcześniej przyzwyczajam się do tego stanu, przestaję czuć ten ból, a ten ból zmienił się jakby w coraz bardziej popieprzone moje postrzeganie świata. Ech, ciężko to wytłumaczyć, wątpię czy ktoś zrozumie, zresztą jakie to ma znaczenie. 3. Nawet, gdyby jakimś cudem doszło do tego odblokowania ( w co naprawdę nie wierzę ) i jakoś bym to przetrzymał wrócę w najlepszym przypadku do samopoczucia z przed 2,5 roku. A było ono fatalne, po coś te emocje zblokowałem, wiem, że zrobiłem to świadomie, to była moja decyzja, choć fatalna w skutkach. Różnica jaka była między wtedy a teraz to taka między innymi, że wtedy jeszcze swoje życie przeżywałem, mimo, że bardzo bolało. Od 2,5 roku czuję jakbym umarł, tylko moje ciało żyje. 4. Uważam, że życie nie jest tego warte , żeby o nie walczyć, do wszystkiego idzie się przyzwyczaić, choćby było najgorzej, człowiek jest bardzo wytrzymały. Tak samo jak człowiek bez władzy w nogach godzi się po pewnym czasie ze swoim kalectwem, uznaje to już później za normalne, tak samo ja pogodzę się z moim losem. Zwłaszcza życie z problemami, jakie miałem jeszcze przed tym "głównym" zblokowaniem, nie widzę sensu walki ani nie mam na to ochoty i siły. Jeżeli nie będę miał wyjścia znajdę byle jaką pracę i jakoś to "życie" przebieduję. Pogodziłem się ze swoim losem i z tym, że nie będzie udane czy szczęśliwe. Chyba lepsze to niż łudzić się i żyć nadzieją, która jest jak się słusznie twierdzi-matką głupich, o czym zdążyłem się przekonać . 5. Taki stan w jakim jestem paradoksalnie ma plusy - prawie całkowicie zniknął lęk, mam wszystko gdzieś. To chyba tyle, chociaż jeszcze pewnie by się coś znalazło. Pozdrawiam
  7. Witam Wszystkich ! To mój pierwszy post na tym forum . Chciałem opisać mój przypadek i pokazać Wam niestety na własnym przykładzie do czego może człowieka doprowadzić fobia społeczna/nerwica . Post jest bardzo długi, więc jeżeli nie masz ochoty- nie czytaj. Mam podstawy twierdzić, że mój przypadek jest bardzo rzadki, być może jestem jedyny z tak zaawansowanym problemem i wiem też, że nie ma już wyjścia z tej sytuacji . Przeglądałem setki stron zarówno polskich, jak i anglojęzycznych w poszukiwaniu podobnego przypadku jak mój - bezskutecznie. Nie jest to żadna prośba o pomoc czy rady, bo wiem, że nic mi już nie pomoże, chciałem tylko ostrzec innych, że nie można tej choroby lekceważyć i myśleć , że sama minie. Ja niestety muszę pogodzić się z takim życiem. Od dziecka byłem bardzo wrażliwy i podobno bardzo inteligentny ( słowa głównie nauczycieli ). Nie mogłem znieść jak ktoś np. się na kimś wyżywał, byłem także trochę przewrażliwiony na punkcie swojego wyglądu, ciężko mi było siebie zaakceptować. Ale oczywiście to nie jest jakieś wyjątkowe i pewnie dużo ludzi tak ma . Pierwsze moje poważniejsze lęki zaczęły się kiedy przeniosłem się z jednego liceum do drugiego. Byłem bardzo niepewny siebie, nie radziłem sobie za bardzo z nową sytuacją. Szybko moją niepewność zauważyła klasa i oczywiście przestali mnie traktować poważnie, na porządku dziennym było wyśmiewanie i tak dalej. To jeszcze pogłębiło moje problemy i lęki, codziennie po szkole miałem doła i tylko w domu przed komputerem lub zajmując się jakimś hobby typu elektronika uspokajałem się. Aż do następnego dnia w szkole. Szkołę jakoś przeżyłem i postanowiłem pójść na studia. Na uczelnię dostałem się bez problemu, decydowały punkty z matury i za oceny, a te były niezłe. Dojeżdżałem około 150 km co drugi weekend, zajęcia w soboty i niedziele. Moje lęki na uczelni stawały się jeszcze silniejsze niż w liceum, doprowadzały mnie do takiego stanu, że nawet kilka dni po powrocie do domu „dochodziłem do siebie”. Potwornie bałem się, że ktoś mnie zapyta, a ja dostanę ataku lęku. Jednak jeszcze gorszy był powrót do domu, bałem się chodzić w nocy po mieście, bałem się , że ktoś mnie napadnie, a ja zamiast się bronić dostanę ataku lęku. Pamiętam, że ostatnie lata , kiedy czułem się jeszcze „normalny” , oprócz fobii społecznej, to mniej więcej pierwszy i trochę drugi rok studiów. Normalny w tym sensie, że moje emocje i uczucia były normalne, wiedziałem czego chce, po prostu normalnie przeżywałem życie, a lęk był tylko jego częścią, która czasami mi przeszkadzała. Niestety to zaczęło się zmieniać. Lęki doprowadzały mnie do takiego stanu, że po prostu traciłem uczucia, emocje, zauważałem coraz częściej, że np. nie czuję tego, gdy komuś bliskiemu coś złego się działo, nie czułem też np. radości z zaliczonego egzaminu, nie zależało mi tak jak kiedyś na tym, że go zdam. Wtedy też pozornie zmniejszyły się lęki, i wydawało mi się , że zaczynam je oswajać, przezwyciężać. Niestety, nie było tak, gdyż działo się to kosztem uczuć, których miałem coraz mniej, właśnie dlatego lęk się zmniejszał. Coraz częściej działo się tak, że czułem, że po prostu jakiegoś wydarzenia nie przeżyłem, wracałem ze studiów i czułem się jakbym nigdzie nie był, żyłem za coraz większą „ścianą”. Coraz częściej, żeby coś przeżywać musiałem „odblokowywać” swoje emocje, miałem dni kiedy czułem się w miarę normalnie a zaraz czułem się fatalnie. Coraz bardziej przeszkadzał brak uczuć, nie potrafiłem np. przeżywać złości , gdy ktoś mi dokuczył, po prostu nie było tak jak dawniej, ciągły lęk zmienił moje widzenie świata, coraz częściej miałem nieprzespane noce i coraz bardziej cierpiałem psychicznie. Nie wiem jaki wpływ na moje problemy miał komputer, przed którym spędzałem większość czasu. Z jednej strony pozwalał zapomnieć mi o lęku, a zwłaszcza oglądanie porno na necie, a z drugiej strony czułem, że np. po całym dniu siedzenia przed nim byłem za jeszcze większą „ścianą” , nieraz musiało minąć kilka, kilkanaście godzin po odejściu od kompa, aż zaczynałem w miarę przeżywać. Niestety zauważyłem też, że również zajmowanie się innymi rzeczami , np. jakimś hobby powodowało jakby „blokowanie „ moich uczuć. Później także czytanie książek, a najgorsze – nauka, jakby mnie „blokowały”. Dlatego bałem się uczyć, zwłaszcza np. dzień przed zajęciami, bo wiedziałem, że znowu nie będę miał uczuć. Często właśnie, gdy następowało „odblokowanie” było to dla mnie bardzo bolesne psychicznie i fizycznie, czułem ogromny ból psychiczny, a do tego czułem, jakby coś cały czas „siedziało” mi w brzuchu. Już wtedy wiedziałem, że nie będę miał dziewczyny, bo moje emocje , ich raz odczuwanie raz nie, do tego skrajnych, od euforii do doła powodowało, że nie wiedziałem czego chcę, nie wiedziałem kogo lubię , kogo nienawidzę, moje życie było coraz bardziej bolesne i nie do zniesienia. Z miesiąca na miesiąc moje problemy coraz bardziej się pogłębiały. Pamiętam, pod koniec studiów dostałem pracę. Było to dłubanie przy takich różnych urządzeniach, zresztą mniejsza z tym. Wtedy już moje problemy były bardzo zaawansowane. Pamiętam, że musiałem przynajmniej raz na dwa dni gdzieś wyjść do ludzi, żeby się „odblokować”. Starałem się na siłę coś przeżywać , chociaż wiedziałem, że nie jest tak jak być powinno. Jednak gdy zbyt długo przebywałem z ludźmi, zwłaszcza w zamkniętym pomieszczeniu, lęk się nasilał i powodowało to kolejne zblokowanie. Dlatego jak się z kimś spotykałem najwyżej kilka godzin, po czym starałem się odejść. Wracając do pracy; bałem się pracować, zajmować czymś dłużej, bo powodowało to „zablokowanie”. Pamiętam też , że kiedyś jak było mi źle, potrafiłem płakać, wyrzucić to z siebie, jednak coraz silniejsza „blokada” sprawiła, że straciłem tą ludzką zdolność. Również wcześniej miałem kilka dorywczych prac we wakacje, były to ciężkie fizyczne prace po kilkanaście godzin dziennie. Pewnie dla zdrowego człowieka nie jest to jakimś ogromnym wyzwaniem, ale dla mnie było, chociaż nie jestem słaby fizycznie . Po jakimś czasie niestety musiałem z tych prac zrezygnować, gdyż psychicznie byłem tak wycieńczony, że kilka dni po skończeniu jej dochodziłem do jakiego takiego stanu. Sam już nie wiem co to powodowało, ale chyba to zablokowanie emocji, które powodowała praca, powiązane z wysiłkiem, tak strasznie mnie męczyło, powodowało aż ból fizyczny, do tego często nie mogłem spać nawet po całym dniu pracy, a niewyspanie + wysiłek fizyczny 12 godzin , był nie do zniesienia. Muszę wspomnieć też , że prze ten okres , począwszy od prawie początku studiów korzystałem co jakiś czas z psychologów czy psychiatrów, brałem kilka razy przez pewien okres psychotropy, ale szybko je odstawiałem , bo na mnie nie działały, najwyżej powodowały jeszcze większe „zablokowanie”. Co do psychologów, przez problemy z odczuwaniem cały czas, spotkania nie przynosiły żadnych efektów, zresztą sam już nie wiedziałem co chcę osiągnąć. Byłem nawet na kilku sesjach hipnotycznych u znanego hipnoterapeuty, oczywiście bez efektu. Mijał czas, a ja coraz bardziej cierpiałem, nieraz zdarzało się nawet tak, że przypomniałem sobie jakiś lęk, lub pomyślałem, że on może wystąpić ( nawet w domu ) to zaczynałem czuć jakby go w sobie, on od razu powodował , że nie mogłem normalnie myśleć, czułem narastające napięcie , które mnie wykańczało, najgorsze, że potrafiło to trwać nawet parę dni, podczas których musiałem leżeć , bo nie nadawałem się do niczego, każda myśl wtedy powodowała lęk, który powodował jakby takie ukłucie w brzuchu, to było bardzo nieprzyjemne i bolesne, a zdarzało się coraz częściej i coraz dłużej trwało. Moje życie stawało się coraz bardziej nie do zniesienia, chociaż bardzo chciałem żyć i pomimo bólu jakoś to „ciągnąłem”. Jednak nadeszła chwila, że miarka się przebrała. To co opiszę stało się moją życiową tragedią, jeszcze chyba większą od tego co było wcześniej. Pewnego dnia, gdy wróciłem ze studiów i tradycyjnie już odczuwałem ból psychiczny , lęk, doła , ból fizyczny przez to i nie wiem jak to jeszcze nazwać, po prostu położyłem się do łóżka i postanowiłem, że jak tak mam przeżywać, to nie chcę przeżywać. Wolę kompletnie nic nie czuć. I tak się stało. Gdzieś w podświadomości wmówiłem sobie, że nie chcę już nic czuć, bo moje życie jest nie do zniesienia. Pewnie ciężko w to uwierzyć, ale rzeczywiście tak się stało. Już następnego dnia po tym czułem się jak z innego świata. Zablokowałem swoje emocje tak, że po prostu zacząłem z dnia na dzień czuć się nierealnie, nienormalnie , po prostu od tego momentu przestałem przeżywać swoje życie. Nie pozwalałem sobie na przeżycie niczego i stało się to tak automatyczne, że nie potrafiłem i nie potrafię do dziś tego odwrócić. Było mi kompletnie wszystko jedno co się dzieje, osoby znajome stały się jakby nieznajome, inne , obce, tak samo miejsca. Z tym dniem moje życie diametralnie się zmieniło. Przestałem cokolwiek czuć , zostały mi tylko myśli, emocji już nie było. Było mi do tego stopnia wszystko jedno, że mogłem zrobić cokolwiek i wiem, że w ogóle miałbym to gdzieś. Miałem tak wszystko zblokowane, że zmieniło mi się nawet odczuwanie czasu, czasem minęło 5 minut w moim mniemaniu, a w rzeczywistości godzina. Naprawdę ciężko jest mi ten stan opisać słowami, jest to po prostu niewyobrażalne i straszne, nie życzę tego największemu wrogowi. Już w tym stanie napisałem i obroniłem pracę magisterską ( chociaż nie miało to dla mnie żadnego znaczenia). Ponieważ wiedziałem, że i tak już przegrałem życie i było mi kompletnie wszystko jedno, mogę wyjechać do innego kraju, przynajmniej coś zarobię, lęków już nie miałem , bo nie czułem kompletnie nic. I tak zrobiłem, wyjechałem. To co tam przeżyłem nie jestem nawet w stanie opowiedzieć, jak było to dla mnie straszne. Z racji tego, że nic nie czułem, w ogóle nie czułem się jakbym był w innym kraju, w ogóle nie przeżyłem kompletnie tego okresu. W ogóle straciłem także uczucie strachu, uczucie jakby jakiegoś takiego dystansu do obcych ludzi, rozmawiałem z obcymi jak ze znajomymi, w ogóle czy rozmawiałem z mamą czy np. z obcokrajowcem, nie robiło dla mnie żadnej różnicy. Stałem się jak jakieś bezbronne dziecko. Po pewnym czasie, nie mając już siły na te cierpienia, postanowiłem wrócić. Jedyny plus, że zarobiłem trochę pieniędzy, i na razie z nich żyję, bo do pracy się nie nadaję. Oczywiście nic się nie zmieniło, cierpiałem cały czas, żadne objawy nie minęły. Zblokowanie jest tak silne, że nawet np. jak jest jest zimno to nie dopuszczam tego do siebie, nie czuję więc zimna, tak samo z bólem, potrafiłem tak się od niego odłączyć, że choćby był najsilniejszy nie dokuczał mi. Wiedziałem i wiem to do dziś , że JEDYNYM dla mnie ratunkiem, jest psychiczne pozwolenie sobie na odblokowanie i przeżycie emocji, których nie przeżywam od tego dnia zablokowania. A trwa to już prawie 2,5 roku. Wiem też ,że gdyby się to odblokowało, przeżyłbym taki ból, że po prostu mój organizm prawdopodobnie tego nie wytrzyma, skończy się to wylewem, zawałem, lub po prostu mnie rozsadzi. Nie przesadzam ani trochę. Cały czas starałem się nie pozwalać sobie przeżywać życia, żeby się nie przyzwyczaić do takiego stanu, cały czas starałem się „pamiętać” te emocje, które muszę wyrazić, odblokować, żeby się uwolnić. Niestety coraz bardziej się przyzwyczajałem i na chwilę obecną prawie już nie pamiętam jak to jest normalnie, przestałem czuć ten ból , który musze wyrazić, żeby się uwolnić, co jest dla mnie kolejną życiową tragedią. Wiem , że mam w sobie tak potwornie wielkie pokłady stłumionego lęku i agresji, że gdyby się naraz uwolniła zabił bym siebie albo kogoś, albo nie wiem co jeszcze. Muszę dodać, że byłem nawet w szpitalu psychiatrycznym przez około 3 miesiące, w jednym z najlepszych w kraju, jednak zupełnie nie wiem po co. Byli tam ludzie głównie z psychozami i schizofrenią, a ja nigdy tego typu zaburzeń nie miałem. Lekarze, mimo moich zapewnień, że muszę odblokować , wyrazić, te uczucia, ale nie potrafię sobie na to pozwolić, twierdzili, że leki i czas mi pomogą. Oczywiście się mylili, leki działały na mnie jak witamina C, a ja wypisałem się na własne życzenie, bo nie mogłem już słuchać tego ich głupiego gadania. Wiedząc, że nic mi już nie pomoże , jeździłem z rodzicami ( którzy jako jedyni o tym wiedzą), do jakichś zakonów bożego miłosierdzia itp., po egzorcystach księżach, na Ukrainę również do jakiegoś sanktuarium, naiwnie miałem iskierkę nadziei, że bóg się zlituje i przerwie moje cierpienia. Oczywiście się zawiodłem. Celowo pisze bóg z małej litery, bo (przepraszam głęboko wierzących) jest dla mnie sadystą bez serca i na pewno nie jest miłosierny. Chociaż ciągle wierzę w jego istnienie, to w jego pomoc już nie. Obecnie koje życie wygląda tak , że spędzam całe dnie leżąc przed komputerem, staram się nigdzie nie wychodzić, bo w każdym miejscu czuję się dziwnie i rodzice częściowo mnie utrzymują. Żałuję ,że się urodziłem, uważam, że takie buble nie powinny przychodzić na ten świat, niestety nie mam odwagi na samobójstwo i ciągle wierzę w boga i nie wiem co będzie potem. Najgorsze, że jestem młody , a całe życie przede mną , martwię się tym, że musze przeżyć jeszcze pewnie z kilkadziesiąt lat, ucieszyłbym się, gdyby dopadła mnie jakaś śmiertelna choroba; na pewno nie podejmowałbym leczenia. Boję się też , że kiedyś rodzice przestaną mnie utrzymywać i będę musiał iść do pracy, a to będzie się wiązało z jeszcze gorszym cierpieniem niż przeżywam teraz. Nie mam już nadziei ani na zmiany, wiem ,że przegrałem swoje życie na starcie, żałuję, że się urodziłem. O takich rzeczach jak małżeństwo, czy w ogóle związek , mogę tylko pomarzyć, może w następnym życiu… Chociaż jak każdy pewnie marzyłem kiedyś o dziewczynie, miłości, po prostu normalnym życiu, jakie ma większość ludzi, niestety nie ja… To tyle, jeżeli ktoś dotrwał do końca to gratuluję wytrwałości. Nie życzę nikomu podobnych przeżyć, dlatego leczcie to ścierwo w zarodku, dla mnie jest już za późno, ale dla Was na pewno jeszcze nie. Nie wiem czy wszystko idzie zrozumieć co napisałem, starałem się jak mogłem, ale rozumiem, że jak ktoś nie przeżył, może nie pojmować pewnych rzeczy. Tylko proszę, nie piszcie, że zawsze jest nadzieja, że na pewno jest wyjście, ja wiem, że NIE MA. Nie mam zamiaru także iść do kolejnego psychiatry, który powie mi to samo co poprzedni, przepisze inny lek i nic z tego nie wyniknie. Jeżeli kogoś zainteresowało co napisałem, jeżeli ktoś ma pytania - odpowiem Pozdrawiam Wszystkich
×