Skocz do zawartości
Nerwica.com

Przegrywy


Mic43

Rekomendowane odpowiedzi

55 minut temu, bei napisał(a):

Dlaczego nie chcesz umowy o pracę?

 

Ja mam UoP i chyba bym wolał zlecenie, bo wtedy mogę w każdej chwili po prostu nie przyjść albo wyjść wcześniej jak się źle czuję. Tak, wiem że wynagrodzenia wtedy nie ma, ale jest komfort psychiczny. Pracowałem kilka lat na UoP i co z tego, dopiero będę miał z tego jakiekolwiek profity w wieku 65 lat a mam prawie 31

Edytowane przez Raccoon

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, Raccoon napisał(a):

 

Ja mam UoP i chyba bym wolał zlecenie, bo wtedy mogę w każdej chwili po prostu nie przyjść albo wyjść wcześniej jak się źle czuję. Tak, wiem że wynagrodzenia wtedy nie ma, ale jest komfort psychiczny. Pracowałem kilka lat na UoP i co z tego, dopiero będę miał z tego jakiekolwiek profity w wieku 65 lat a mam prawie 31

No to nie jest do końca tak, że na zleceniu możesz wyjść i tyle. W zależności od sformułowanej umowy, jeśli zakład pracy ucierpi na Twoim wyjściu, nieobecności nagłej, zleceniodawca może nałożyć na zleceniobiorcę karę pieniężną. Tak samo jak to nie jest tak, że można z dnia na dzień zrezygnować z takiej pracy. Coraz częściej pracodawcy zawierają w takiej umowie okres wypowiedzenia.

Godzinę temu, Purpurowy napisał(a):

Trochę inaczej - umowa -zlecenie to minimalny cel do jakiego dążę.

Podejrzewam, że prościej z orzeczeniem mimo wszystko znaleźć UOP. Na zleceniu pracodawca nic nie dostaje za pracownika z orzeczeniem (bo wtedy nawet nie ma pracodawcy), tak samo jak pracownikowi nie przysługują żadne przywileje związane z posiadaniem orzeczenia, PFRON dopłaca tylko do wynagrodzeń pracowników pracujących na UOP (a i to nie zawsze).

23 minuty temu, Raccoon napisał(a):

Pracowałem kilka lat na UoP i co z tego, dopiero będę miał z tego jakiekolwiek profity w wieku 65 lat

No nie do końca, bo zabezpieczenie finansowe w przypadku choroby masz już po 30 dniach pracy i przy dobrych wiatrach można przez 1,5 roku dostawać kasę z ZUSu i nie pracować 🤷‍♀️ owszem, w przypadku zlecenia też można mieć, ale tu trzeba popracować trochę dłużej, bo dłuższy jest okres wyczekiwania i odprowadzać składkę chorobową, która przy UZ jest dobrowolna i mało kto ją odprowadza z takiej umowy 🤷‍♀️ na UOP masz to "w pakiecie", bo te składki są obowiązkowe przy tej formie umowy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, acherontia styx napisał(a):

No to nie jest do końca tak, że na zleceniu możesz wyjść i tyle. W zależności od sformułowanej umowy, jeśli zakład pracy ucierpi na Twoim wyjściu, nieobecności nagłej, zleceniodawca może nałożyć na zleceniobiorcę karę pieniężną. Tak samo jak to nie jest tak, że można z dnia na dzień zrezygnować z takiej pracy. Coraz częściej pracodawcy zawierają w takiej umowie okres wypowiedzenia.

 

Pracowałem na UZ i zawsze można było z dnia na dzień zakończyć współpracę zarówno ze strony pracownika jak i pracodawcy. Jak masz w umowie okres wypowiedzenia, to co się stanie jak nie przyjdziesz? Nic. Dyscyplinarki dać nie mogą, bo na UZ nie obowiązuje kodeks pracy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, Raccoon napisał(a):

 

Pracowałem na UZ i zawsze można było z dnia na dzień zakończyć współpracę zarówno ze strony pracownika jak i pracodawcy. Jak masz w umowie okres wypowiedzenia, to co się stanie jak nie przyjdziesz? Nic. Dyscyplinarki dać nie mogą, bo na UZ nie obowiązuje kodeks pracy.

Ale mogą nałożyć karę pieniężną. Informacja o karze musi być wtedy zawarta w umowie, ale to, że kodeks pracy tej umowy nie dotyczy, nie oznacza, że pracodawca nie może dochodzić roszczeń na drodze powództwa cywilnego. 
Dwa, są przypadki że sądy pracy mimo wszystko zajmują się UZ - bo duża część UZ nosi znamiona UOP, a pracodawcy robi wałki dając UZ żeby zaoszczędzić 🤷‍♀️ jak takie coś trafi do sądu pracy, to mimo umowy zlecenie, sąd pracy zajmie się taką sprawą, przede wszystkim, żeby stwierdzić że to nie było żadne zlecenie, tylko UOP i obowiązuje kodeks pracy jednak ;) 

Edytowane przez acherontia styx

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, acherontia styx napisał(a):

jak takie coś trafi do sądu pracy, to mimo umowy zlecenie, sąd pracy zajmie się taką sprawą, przede wszystkim, żeby stwierdzić że to nie było żadne zlecenie, tylko UOP i obowiązuje kodeks pracy jednak ;) 

 

Czekaj, bo nie rozumiem. Czyli pracodawca daje do podpisania pracownikowi UoP mówiąc że to UZ? What?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz, Raccoon napisał(a):

 

Czekaj, bo nie rozumiem. Czyli pracodawca daje do podpisania pracownikowi UoP mówiąc że to UZ? What?

Nawet jeśli dostałeś UZ ale w umowie masz zawarte, że musisz świadczyć pracę osobiście (nie możesz wziąć sobie na swoje zastępstwo kogoś innego), jest pod zwierzchnictwem zleceniodawcy, masz określone ściśle miejsce i czas wykonywania pracy w umowie, to sorry, ale pracodawca próbuje na Tobie oszczędzić (nie musząc płacić składek) i daje Ci UOP ale nazwany tylko zleceniem 🤷‍♀️ przez sąd pracy taka umowa zostanie uznana za UOP razem ze wszystkimi konsekwencjami dla obu stron. Dla pracodawcy: opłacenie wszystkich zaległych składek za pracownika odkąd pracuje w firmie. Dla pracownika: podleganie pod kodeks pracy czyli nagle ma się okres wypowiedzenia, urlop i całą resztę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przykład typowej umowy zlecenie na przykładzie mojej umowy: owszem, podpisałam umowę zlecenie, ale to czy ja zrobię to do czego zobowiązuje mnie umowa, czy w danym dniu zrobi to inna osoba, zleceniodawcy nie interesuje. Jeśli za mnie to zrobi ktoś inny i będzie zrobione prawidłowo, kasę za to i tak dostanę ja i moim problemem jest rozliczyć się z osobą, której ja to zleciłam (ona może wystąpić tylko do mnie o wypłatę, nie do instytucji z którą ja podpisałam umowę). Moim problemem jeśli chciałabym to komuś zlecić jest też znalezienie osoby która ma wymagane do takiej pracy kwalifikacje. Nie mam absolutnie określonego miejsca i czasu kiedy zrobię to co mam zrobić, mam tylko przedział czasowy - dwa tygodnie, a czy zrobię to w poniedziałek o 9 rano czy w niedzielę o 20 ich nie interesuje. Interesuje ich tylko to, że ma być zrobione. Tak samo nie mam określonego miejsca, w którym muszę to zrobić. Nikt podczas robienia nie stoi mi nad głową.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że mój argument społeczny został skrytykowany. Nie jestem zwolennikiem komunizmu, wiem że nie działa. Interesuję się historią PRL, więc znam jego bolączki.

Chciałem tylko pokazać, że termin "przegryw" wywodzi się z systemu społecznego, gdzie panuje konkurencja. 

 

Kilka tygodni temu uświadomiłem sobie, że w nieświadomy sposób marzyłem o "sukcesie". Czyli dojściu do jakichś osiągnięć, które zaliczą mnie do grona społecznej elity. Postanowiłem zanegować to pragnienie. Nasza samoocena powinna wynikać z akceptacji samego siebie, a nie z tego. że wstrzelimy się w jakieś kryterium i dopiero wtedy nasze życie ma wartość. 

 

Jeśli teraz ludzie nas nie szanują, to tak samo po wielkich osiągnięciach nie będą.

 

Nie chciałem promować komunizmu, chcę jedynie dostrzec wady i propagandę sukcesu promowaną przez nasz system. Nie każdy będzie sławny, bogaty, ważny. Ale czy to oznacza, że jesteśmy przegrywami? Nie warto myśleć w taki sposób. Szanujmy innych ludzi. Śmieciarze, sprzątaczki i niewykwalifikowani pracownicy też są potrzebni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, naftan_limes napisał(a):

Widzę, że mój argument społeczny został skrytykowany. Nie jestem zwolennikiem komunizmu, wiem że nie działa. Interesuję się historią PRL, więc znam jego bolączki.

Chciałem tylko pokazać, że termin "przegryw" wywodzi się z systemu społecznego, gdzie panuje konkurencja. 

 

Kilka tygodni temu uświadomiłem sobie, że w nieświadomy sposób marzyłem o "sukcesie". Czyli dojściu do jakichś osiągnięć, które zaliczą mnie do grona społecznej elity. Postanowiłem zanegować to pragnienie. Nasza samoocena powinna wynikać z akceptacji samego siebie, a nie z tego. że wstrzelimy się w jakieś kryterium i dopiero wtedy nasze życie ma wartość. 

 

Jeśli teraz ludzie nas nie szanują, to tak samo po wielkich osiągnięciach nie będą.

 

Nie chciałem promować komunizmu, chcę jedynie dostrzec wady i propagandę sukcesu promowaną przez nasz system. Nie każdy będzie sławny, bogaty, ważny. Ale czy to oznacza, że jesteśmy przegrywami? Nie warto myśleć w taki sposób. Szanujmy innych ludzi. Śmieciarze, sprzątaczki i niewykwalifikowani pracownicy też są potrzebni.

Jakiej wersji komunizmu nie jesteś zwolennikiem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Każdej. Każdy kraj miał swój wariant. Lubię samodzielnie myśleć i nie chcę, żeby ktoś narzucał mi jakąś ideologię. Panowała bieda, a jedynym celem ludzkiego życia stało się przetrwanie. Z drugiej strony komuniści na prawdę wierzyli w słuszność tego co robią i w swoim mniemaniu budowali utopię. 

 

Minęło 36 lat i myślę, że najwyższy czas wybaczyć tamtym ludziom, a nie ciągle ich za coś winić. Podobnie ma się rzecz z drugą wojną światową. Polacy nadal nie wybaczyli, a PiS chciało dostawać reparacje od Niemców. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

20 minut temu, naftan_limes napisał(a):

Każdej. Każdy kraj miał swój wariant. Lubię samodzielnie myśleć i nie chcę, żeby ktoś narzucał mi jakąś ideologię. Panowała bieda, a jedynym celem ludzkiego życia stało się przetrwanie. Z drugiej strony komuniści na prawdę wierzyli w słuszność tego co robią i w swoim mniemaniu budowali utopię. 

 

Minęło 36 lat i myślę, że najwyższy czas wybaczyć tamtym ludziom, a nie ciągle ich za coś winić. Podobnie ma się rzecz z drugą wojną światową. Polacy nadal nie wybaczyli, a PiS chciało dostawać reparacje od Niemców. 

Czytałeś coś Marksa?

21 minut temu, naftan_limes napisał(a):

Lubię samodzielnie myśleć i nie chcę, żeby ktoś narzucał mi jakąś ideologię.

To się chwali, ale nie da się nie korzystać z jakiejś istniejącej ideologii. Jesteśmy zanurzeni w szeroko pojętej kulturze, wraz z jej ideologiami, założeniami itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie, to już by była stara literatura z XIX w. Lubię to stulecie, więc jakaś nikła szansa jest, że będę miał jeszcze styczność. 

 

Jeśli chodzi o utopijne myślenie, to sam się często zastanawiam czy to możliwe. Główny czynnik to ludzie, oni są słabym ogniwem. W tych czasach technika jest rozwinięta, a życie nadal jest żmudne i ciężkie. Stąd chociażby to forum.

 

Jeśli kiedyś powstanie lepszy świat to nie za pomocą reżimu, ani boskiej interwencji, tylko właśnie poprzez ludzi, którzy potrafią zmienić swe wnętrze. Takie forum jak to, umożliwia to. Psychologia to dobre narzędzie samorozwoju. Obyśmy się nie stali z tego powodu zbytnimi egoistami, bo psychologia ego próbuje wzmocnić, a nie osłabić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, naftan_limes napisał(a):

 

Jeśli kiedyś powstanie lepszy świat to nie za pomocą reżimu, ani boskiej interwencji, tylko właśnie poprzez ludzi, którzy potrafią zmienić swe wnętrze. Takie forum jak to, umożliwia to.

Ciekawa myśl. Mógłbyś rozwinąć trochę jak „to forum” potrafi zmienić wnętrze użytkownika?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

49 minut temu, mrNobody07 napisał(a):

Ciekawa myśl. Mógłbyś rozwinąć trochę jak „to forum” potrafi zmienić wnętrze użytkownika?

Nie było to pytanie do mnie ale na moim przykładzie.

Dzięki forum żyję. Dzięki komuś stąd jeszcze piszę te słowa. 

Czy mnie to zmieniło? Jak nigdy nic.

Czasami coś niepozornie zwykłego zmieni życie a nawet je uratuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mam na myśli może wyłączne forum. Raczej samą psychologię. Nie tylko leczy z chorób duszy, ale też pomaga w rozwoju, w dodatku o racjonalne podłoże. Nie sprawi że będziemy chodzić po wodzie, ale dam nam za to realne możliwości zmiany samych siebie. Ten świat zdominowany od lat przez religie potrzebował czegoś takiego jak psychologia. W moim przypadku psychoza łączy się z religijnością, psychologia daje realną pomoc, choć nie obiecuje tak wiele jak religia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przegrywy? Nie idźcie tą drogą… Pamiętam, jak 10 lat temu sam myślałem o sobie w ten sposób. Czułem się nikim, porównywałem się do innych i wychodziło mi, że nie mam szans. Używałem wobec siebie słów, których nigdy nie powiedziałbym do drugiego człowieka. To tylko pogarszało mój stan – nasilało lęki, poczucie winy i beznadziei.

Z perspektywy czasu widzę, że największym przełomem było to, że przestałem siebie stygmatyzować. Zrozumiałem, że to nie ja jestem „przegrywem”, tylko że zmagam się z chorobą, która zniekształca sposób myślenia o sobie.

Dziś mam rodzinę, stabilną pracę i – choć nadal bywa trudno – potrafię lepiej panować nad swoją chorobą. W dużej mierze pomogło mi to, że ktoś we mnie uwierzył, co doprowadziło do zmiany podejścia do siebie.

Nie jesteście gorsi. Nie jesteście „przegrywami”. To tylko głos choroby próbuje was do tego przekonać. I da się z tym wygrać – krok po kroku. Trzymajcie się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8 minut temu, Dryagan napisał(a):

Przegrywy? Nie idźcie tą drogą… Pamiętam, jak 10 lat temu sam myślałem o sobie w ten sposób. Czułem się nikim, porównywałem się do innych i wychodziło mi, że nie mam szans. Używałem wobec siebie słów, których nigdy nie powiedziałbym do drugiego człowieka. To tylko pogarszało mój stan – nasilało lęki, poczucie winy i beznadziei.

Z perspektywy czasu widzę, że największym przełomem było to, że przestałem siebie stygmatyzować. Zrozumiałem, że to nie ja jestem „przegrywem”, tylko że zmagam się z chorobą, która zniekształca sposób myślenia o sobie.

Dziś mam rodzinę, stabilną pracę i – choć nadal bywa trudno – potrafię lepiej panować nad swoją chorobą. W dużej mierze pomogło mi to, że ktoś we mnie uwierzył, co doprowadziło do zmiany podejścia do siebie.

Nie jesteście gorsi. Nie jesteście „przegrywami”. To tylko głos choroby próbuje was do tego przekonać. I da się z tym wygrać – krok po kroku. Trzymajcie się.

👏👏👏🫶

Godzinę temu, Fuji napisał(a):

Nie było to pytanie do mnie ale na moim przykładzie.

Dzięki forum żyję. Dzięki komuś stąd jeszcze piszę te słowa. 

Czy mnie to zmieniło? Jak nigdy nic.

Czasami coś niepozornie zwykłego zmieni życie a nawet je uratuje.

O kurde, aż tak? Super! ✊

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, mrNobody07 napisał(a):

👏👏👏🫶

O kurde, aż tak? Super! ✊

No aż tak kolorowo nie jest 😀.

Znaczy,  że żyje to już można uznać za sukces.

Ale ile cierpienia mnie to kosztowało później to Bóg jeden tylko wie. 

Zastanawiam się czy nie lepiej wtedy było zniknąć....odciążyć społeczeństwo. Bez mojej osoby na bank byłoby lepiej innym. 

Sam nie wiem co myśleć o tym.

Jedno wam powiem, że nie trzeba mieć peleryny i supermocny a można być bohaterem który ratuje świat, mały świat każdego z nas.

Jakaś siła czuwa nad każdym człowiekiem. 

Widocznie coś jeszcze do zrobienia tutaj mam.

Paradoks polega na tym, że nie wiem co 😀

Czasami się boję i nikt o tym nie wie. Pójdę sobie do lasu, usiądę na szczycie góry i poleci łza jak nikt nie widzi. Ujdzie ze mnie zła emocja i wracam żyć dalej. 

A wtedy..... siedziałem tak samo tylko w domu i wracać nie zamierzałem. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z własnego doświadczenia wiem, jak łatwo wpaść w myślenie: „jestem beznadziejny, nikt mnie nie rozumie, nic się nie zmieni”. Te myśli przychodzą same, szczególnie gdy choroba ścina z nóg. Ale jeśli je w sobie pielęgnujemy – robimy z siebie cierpiętnika – to tylko pogłębiamy dołek. Nie chcę nikogo urazić, bo wiem, jak to boli. Ale prawda jest taka, że w pewnym momencie trzeba się zatrzymać i powiedzieć sobie: dość. Trzeba się zacząć programować na inne myślenie – nie na hurraoptymizm, ale na coś prostego: „mam wpływ na to, co będzie dalej, choćby mały”.

U mnie zmiana zaczęła się właśnie wtedy, gdy przestałem oczekiwać współczucia, a zacząłem szukać sposobów. To było trudne, wymagało wysiłku, czasem wbrew wszystkiemu. Ale z czasem przyniosło efekty – większą kontrolę nad chorobą, więcej spokoju, lepsze relacje.

Nikt nie jest skazany na cierpienie. Ale trzeba przestać samego siebie przekonywać, że nic się nie da zrobić. To od tego trzeba zacząć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

35 minut temu, Dryagan napisał(a):

Nikt nie jest skazany na cierpienie

nieprawda 🙂 jest mnóstwo osób, które cierpią i nie mają na to żadnego wpływu. W ogóle nie mamy wpływu na to, czy będziemy cierpieć, czy nie. Więc jesteśmy skazani na cierpienie, bo nie da się go wyrugować z życia. Jedni go mają więcej, inni mniej. Niektórych życie to tylko cierpienie i ich życie nie jest warte przeżycia, choć oni sami są wartościowi. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Mic43 na przeszłość nie mamy wpływu, tu bez dyskusji, ale na to co teraz i częściowo na przyszłość masz wpływ. Jeśli wybierasz pogrążanie w swoim cierpieniu to tak, będziesz cierpiał 🤷‍♀️  jeśli skupiasz się na tym tylko co jest źle i nie tak, to tylko takie rzeczy będziesz dostrzegał. To czemu dajemy uwagę rośnie w siłę. I nie mówię, że nie można czuć złości czy jakiegoś poczucia niesprawiedliwości, bo chyba dużej części osób na forum takie uczucia towarzyszyły na jakimś etapie, bądź towarzyszą, ale co zmieni skupianie się na złości na los/karmę/inne osoby/cokolwiek? Nic, poza tym, że jeszcze bardziej negatywnie się człowiek nakręci. Zamiast tracić energię na skupianie się na tym jaki to los/świat/cokolwiek jest złe, warto przekierować uwagę i skupić się na tym co na chwilę obecną mogę zrobić/zmienić, żeby było lepiej. Czy będzie to wymagało wysiłku? Pewnie tak, ale nikt tutaj nie jest już małym dzieckiem, całkowicie zależnym od rodziców, żeby nie mógł podjąć samodzielnie próby zmiany. Czy zawsze się uda? Pewnie nie, bo takie jest życie, że nie dostajemy wszystkiego co chcemy. Samo nic się zmieni. 
I największym wrogiem jakiejkolwiek zmiany jest porównywanie się do innych. Sorry, ale nigdy nie wiemy w 100% jaką drogę przeszła ta osoba, do której się porównujemy. Chcesz się porównywać? Porównuj się do siebie z przeszłości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

16 minut temu, acherontia styx napisał(a):

bo chyba dużej części osób na forum takie uczucia towarzyszyły na jakimś etapie, bądź towarzyszą, ale co zmieni skupianie się na złości na los/karmę/inne osoby/cokolwiek?

Te emocje można przekuć w działanie, np polityczne. Można też spróbować samemu wymierzać sprawiedliwość lub zroganizować sobie podobnych i wspólnie działać na rzecz zmiany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×