Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nieszczęśliwa, zła miłość


Rekomendowane odpowiedzi

7 godzin temu, Felix Lighter napisał(a):

I tak już trochę na spokojnie powiem jeszcze że też tak naprawdę nie chcę już z nią być. Jak sobie pomyślę co dałoby mi największą ulgę, to chyba uciec. Ale tego nie mogę zrobić ze względu na córki. Wczoraj okazało się że żona już zaczyna wchodzić na podobną ścieżkę z drugim dzieckiem, które zazwyczaj traktuje znacznie, znacznie bardziej ulgowo, bo jest podobne do niej z charakteru i spełnia jej oczekiwania. Po prostu muszę zostać i się jakoś przemęczyć 

No, z tym że jak oboje dzieci ma być nieszczęśliwe i sterroryzowane przez taka matkę, to chyba lepiej by miały pod opieką samego ojca:) az tak źle, to ja nie wiem, ale jeśli Twoja córka miała myśli samobójcze z powodu twojej żony to zakładam że jest tak źle 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, Karolina5432 napisał(a):

Hej. Chciałabym Wam się z czegoś zwierzyć. Mam przecudownego mężczyznę, którego kocham nad życie. Parę razy nadużyłam jego zaufania ,bo bałam się powiedzieć ,że mam problem ze sobą i uciekałam do alkoholu i narkotyków. Boję się ,że nie zasługuje na miłość z jego strony ,bo jestem najgorszą osobą na świecie.. Czuję się bezwartościowa.

W sensie jesteś uzależniona i zatajalas to przed nim a on się dowiedział?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gratulacje. Kółko wzajemnej adoracji doprowadza do rozpadów związków. Jak coś nie pasuje, to co tam, rozstać się, a te lata co się razem przeżyło? A huy z tym, po co rozwiązywać problem razem kiedy można ogłosić wyrok znając opinie jednej ze stron sugerując się opiniami ludzi z forum. No szacunek, na prawdę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, DEPERS napisał(a):

Gratulacje. Kółko wzajemnej adoracji doprowadza do rozpadów związków. Jak coś nie pasuje, to co tam, rozstać się, a te lata co się razem przeżyło? A huy z tym, po co rozwiązywać problem razem kiedy można ogłosić wyrok znając opinie jednej ze stron sugerując się opiniami ludzi z forum. No szacunek, na prawdę

ten komentarz miał być tu czy tematy pomyliłeś?:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To nie jest tak, że wezmę rozwód, bo na forum tak mi doradzono. To nie jest też tak, że nie biorę pod uwagę rozwiązania problemu razem. Chodzi o to, że mimo moich prób nie ma chęci tej drugiej strony na rozwiązywanie problemu, bo wszleki próby dyskusji są ucinane. A rozwodu nie biore pod uwagę. Znam trochę przypadków rozbitych rodzin i wiem, że rozwód to może nawet większa drama dla nastolatka niż to, że w rodzinie coś nie halo. Poza tym cały czas zdaję sobie sprawę, że tu na forum problem jest dyskutowany przy jednym tylko punkcie widzenia, czyli moim, a ja nie jestem nieomylny, może gdyby moja żona uczestniczyła w tej dyskusji, co nie wchodzi w grę, rzuciłaby inne siwatło na wszystko. Na pewno są rzeczy które z jej punktu widzenia wyglądają inaczej i bądź co bądź ten punkt widzenia musze brać zawsze pod uwagę. I swoją omylność.  BTW, może idzie ku lepszemu, bo właśnie wybuchł konflikt między córkami i żona, mimo że obrażona na mnie od dwóch dni, zgodziła się, że ona się w ten konflikt nie będzie wtrącać i pozwoli, żebym ja sam go ogarnął. Powoli zaczynam rozkminiać, jak ten system działa i może jakoś dam radę... Czasem trzeba paradoksalnie nie wykjazać dobrej woli, że będę ustępował i godził się tylko pokonac ją jej własną bronią: teraz to po mnie twoje uwagi będą spływać, ja się nie będę tobą przejmował, tylko robił swoje. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

27 minut temu, Felix Lighter napisał(a):

To nie jest tak, że wezmę rozwód, bo na forum tak mi doradzono. To nie jest też tak, że nie biorę pod uwagę rozwiązania problemu razem. Chodzi o to, że mimo moich prób nie ma chęci tej drugiej strony na rozwiązywanie problemu, bo wszleki próby dyskusji są ucinane. A rozwodu nie biore pod uwagę. Znam trochę przypadków rozbitych rodzin i wiem, że rozwód to może nawet większa drama dla nastolatka niż to, że w rodzinie coś nie halo. Poza tym cały czas zdaję sobie sprawę, że tu na forum problem jest dyskutowany przy jednym tylko punkcie widzenia, czyli moim, a ja nie jestem nieomylny, może gdyby moja żona uczestniczyła w tej dyskusji, co nie wchodzi w grę, rzuciłaby inne siwatło na wszystko. Na pewno są rzeczy które z jej punktu widzenia wyglądają inaczej i bądź co bądź ten punkt widzenia musze brać zawsze pod uwagę. I swoją omylność.  BTW, może idzie ku lepszemu, bo właśnie wybuchł konflikt między córkami i żona, mimo że obrażona na mnie od dwóch dni, zgodziła się, że ona się w ten konflikt nie będzie wtrącać i pozwoli, żebym ja sam go ogarnął. Powoli zaczynam rozkminiać, jak ten system działa i może jakoś dam radę... Czasem trzeba paradoksalnie nie wykjazać dobrej woli, że będę ustępował i godził się tylko pokonac ją jej własną bronią: teraz to po mnie twoje uwagi będą spływać, ja się nie będę tobą przejmował, tylko robił swoje. 

O związek trzeba walczyć. To jest Twoja żona, Ona jest u Twego boku i to Ty masz znaleźć sposób żeby do niej przemówić. To mężczyzna dźwiga cały ciężar rodziny i ma o nią dbać nawet jak jest hujowo. Musisz znaleźć sposób żeby to rozwiązać, a ta koleżanka z pracy na pewno w tym Ci nie pomoże

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pozwolę sobie mieć przeciwne zdanie. Nie o każdy związek trzeba walczyć - czasem zresztą się nie da. A odpowiedzialność jest przede wszystkim za dzieci - jeśli jeden z rodziców szkodzi dziecku, trzeba go od tego dziecka odseparować. Jednak w omawianym przypadku nie będzie to takie proste. Przy rozwodzie sądy najczęściej orzekają, że dzieci pozostają przy matce. A to byłaby katastrofa. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

31 minut temu, Dryagan napisał(a):

Pozwolę sobie mieć przeciwne zdanie. Nie o każdy związek trzeba walczyć - czasem zresztą się nie da. A odpowiedzialność jest przede wszystkim za dzieci - jeśli jeden z rodziców szkodzi dziecku, trzeba go od tego dziecka odseparować. Jednak w omawianym przypadku nie będzie to takie proste. Przy rozwodzie sądy najczęściej orzekają, że dzieci pozostają przy matce. A to byłaby katastrofa. 

Dlatego do związku trzeba dojrzeć, a nie schodzić się z powodu zwykłego zauroczenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, DEPERS napisał(a):

Dlatego do związku trzeba dojrzeć, a nie schodzić się z powodu zwykłego zauroczenia

Różnie się w życiu toczy. Czasami nawet po 20 latach widzisz rzeczy, które wcześniej były niewidoczne. Takie, które nie przeszkadzały w życiu we dwójkę. Przy dzieciach okazuje się, że ta osoba  je krzywdzi. Odbiega od tego co mówiła, od tego jaką Ty miałeś wizję życia w 2+.  Uważasz, że za wszelką cenę powinno się walczyć o ten związek? Oczywiście nie mówię, żeby zrezygnować z drugiej osoby przy najmniejszym problemie. Jednak jeśli ktoś krzywdzi wspólne dzieci, nie zgadza się na terapię, to nie da się kogoś zmienić na siłę. Walczyć o związek owszem, ale nie kosztem siebie czy dzieci. Każdy człowiek ma jakąś granicę. Poza tym czasy, kiedy facet miał być oparciem dla żony chyba minęły. Związek to wspólna droga dwóch osób.  Wzajemne wspieranie się, podnoszenie, ale to wszystko można zbudować na rozmowie, szczerości i dojrzałości obu osób. Świadomości, że każdy popełnia błędy. Świadomości, że dzieci są osobnymi organizmami i mają prawo odczuwać swoje emocje. Nie obarczać o to drugiej połówki. Jednocześnie wiedzieć kiedy zareagować na wysyłane sygnały o pomoc. Pozwolić mieć swoją przestrzeń każdemu, ale nie zaniedbywać potrzeby bliskości. Czasami podejmuje się decyzję o związku, nie mając wiedzy i samoświadomości. Dopiero potem dostrzegana jest niedojrzałość partnera. Najgorzej jak on się nie chce zmienić. Nie zawsze walka ma sens. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O każdy związek trzeba walczyć. Pytanie na ile walki starczy nam siły.

Rozwód= dzieci zostają przy matce.

Wiem po swoim małżeństwie, że czasem zmiana wydaje się niemożliwa.  Podświadomie zawsze miałem żal do żony za zadaną ranę przed 20tu laty... I nie widziałem jakim czasami byłem draniem bo gdzieś to we mnie siedziało..

Przyszła moja choroba i odsłoniła wszystko, wszystko.. Ja chciałem się zabić bo codziennie przeżywałem ten ból z przed lat, żona tego nie rozumiała.. aż musiała zrozumieć bo moja choroba zaczęła ją niszczyć.. obecnie zmieniamy się oboje (ale było strasznie). Mam wrażenie że zako/cenzura/emy się w sobie od nowa. Czy nam się uda? Nie wiem. Ale wiem, że ja teraz jestem w końcu sobą (kimś kim kiedyś byłem, przed zranieniem)a choroba od kilku tygodni znikła..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, DEPERS napisał(a):

O związek trzeba walczyć. To jest Twoja żona, Ona jest u Twego boku i to Ty masz znaleźć sposób żeby do niej przemówić. To mężczyzna dźwiga cały ciężar rodziny i ma o nią dbać nawet jak jest hujowo. Musisz znaleźć sposób żeby to rozwiązać, a ta koleżanka z pracy na pewno w tym Ci nie pomoże

Po raz kolejny podkreślę, że nie chcę tego związku kończyć. Założyłem ten wątek w zasadzie dlatego, że skończyły mi się środki do walki o ten związek i szukam nowych. To nie jest łatwe, jeśli każda próba zmiany tragicznej dla dziecka sytuacji kończy się słowami "albo bedzie po mojemu albo cię pogonię". Mężczyzna chce dźwigać, ale jak ma żonę zagorzałą feministkę która uważa, że kobieta nie może się podporządkować żadnej sugestii nawet na milimetr, bo to jest męska dominacja i do piekła za to. Jest u mojego boku ale nie jak partnerka tylko jak zwierzchnik. Nie daje się dźwigać, tylko chce być woźnicą i zaraz zaczyna skręcać ku przepaści. A ja nie chcę z tego wózka uciekać, tylko próbuję przejąc ster jakoś. Może łańcuch powinieniem kupić i w kuchni przywiązać? CO mam jej powiedzieć, żeby do niej przemówić? Co byś powiedział swojej żonie, gdyby powiedziała Ci że wie że jest zła i szkodzi Tobie i dziecku, ale tego nie zmieni bo nie bo taka jest i huy?

Edytowane przez Felix Lighter

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do mojej żony, może ktoś coś podpowie: na pewno jest zaburzona, ma nerwicę natręctw (sprawdzanie okien, drzwi, klamek w samochodzie, kilka razy już uszkadzała klamki i zamki z powodu zbyt silnego ich domykania czy sprawdzania), bierze hydroksyzynę, którą sama sobie zaordynowała (lekarz rodzinna daje bez problemu jak się poprosi, nawet benzodiazepiny). Ma w rodzinie wiele osób uzależnionych od clenazpamu i korzystających z pomocy psychiatry. KIedyś, bardzo dawno temu, wspomniała, że miała w swoim życiu jakąś osobę (nie partnera) która nią manipulowała przez krótki czas i to jej jakoś utwkiło w psychice. Nigdy nie chciała podac szczegółów. Za każdym razem, gdy mowa o tym, że mogłaby coś zmienić, momentalnie z dobrego humoru przechodzi w atak wściekłości. Czy to możliwe, że wskutek jakiegoś traumatycznego zdarzenia w przeszłości, panicznie boi się narzucania sobie czyjejś woli nawet w najdrobniejszych kwestiach? Boi się zmieniania siebie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Felix Lighter napisał(a):

Co do mojej żony, może ktoś coś podpowie: na pewno jest zaburzona, ma nerwicę natręctw (sprawdzanie okien, drzwi, klamek w samochodzie, kilka razy już uszkadzała klamki i zamki z powodu zbyt silnego ich domykania czy sprawdzania), bierze hydroksyzynę, którą sama sobie zaordynowała (lekarz rodzinna daje bez problemu jak się poprosi, nawet benzodiazepiny). Ma w rodzinie wiele osób uzależnionych od clenazpamu i korzystających z pomocy psychiatry. KIedyś, bardzo dawno temu, wspomniała, że miała w swoim życiu jakąś osobę (nie partnera) która nią manipulowała przez krótki czas i to jej jakoś utwkiło w psychice. Nigdy nie chciała podac szczegółów. Za każdym razem, gdy mowa o tym, że mogłaby coś zmienić, momentalnie z dobrego humoru przechodzi w atak wściekłości. Czy to możliwe, że wskutek jakiegoś traumatycznego zdarzenia w przeszłości, panicznie boi się narzucania sobie czyjejś woli nawet w najdrobniejszych kwestiach? Boi się zmieniania siebie?

Po traumatycznych przeżyciach rzeczywiście czasami występuje chęć kontroli na wszystkim. Trauma zabiera kontrolę, więc potem człowiek za wszelką cenę chce ją odzyskać. Natomiast to jest kwestia przyznania się przed samym sobą, że coś się stało, że jest problem i pójście na terapię. Inaczej życie tej osoby będzie piekłem i życie osób bliskich. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, Felix Lighter napisał(a):

Po raz kolejny podkreślę, że nie chcę tego związku kończyć. Założyłem ten wątek w zasadzie dlatego, że skończyły mi się środki do walki o ten związek i szukam nowych. To nie jest łatwe, jeśli każda próba zmiany tragicznej dla dziecka sytuacji kończy się słowami "albo bedzie po mojemu albo cię pogonię". Mężczyzna chce dźwigać, ale jak ma żonę zagorzałą feministkę która uważa, że kobieta nie może się podporządkować żadnej sugestii nawet na milimetr, bo to jest męska dominacja i do piekła za to. Jest u mojego boku ale nie jak partnerka tylko jak zwierzchnik. Nie daje się dźwigać, tylko chce być woźnicą i zaraz zaczyna skręcać ku przepaści. A ja nie chcę z tego wózka uciekać, tylko próbuję przejąc ster jakoś. Może łańcuch powinieniem kupić i w kuchni przywiązać? CO mam jej powiedzieć, żeby do niej przemówić? Co byś powiedział swojej żonie, gdyby powiedziała Ci że wie że jest zła i szkodzi Tobie i dziecku, ale tego nie zmieni bo nie bo taka jest i huy?

Ty tutaj opisujesz tylko fragment swojego odczucia. Cały związek tak się męczysz? Czy coś się wydarzyło? To co mogę Ci poradzić to iść razem do lekarza i zasięgnąć jego opinii 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Illi napisał(a):

Po traumatycznych przeżyciach rzeczywiście czasami występuje chęć kontroli na wszystkim. Trauma zabiera kontrolę, więc potem człowiek za wszelką cenę chce ją odzyskać. Natomiast to jest kwestia przyznania się przed samym sobą, że coś się stało, że jest problem i pójście na terapię. Inaczej życie tej osoby będzie piekłem i życie osób bliskich. 

Spróbuję jeszcze to może jakoś z niej wydobyć. Jak tylko znowu zacznie się do mnie odzywać...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, Felix Lighter napisał(a):

Mężczyzna dźwiga cały ciężar rodziny? A nie czasem powinno się go dźwigać we dwójkę? Kobieta jest od tego, żeby leżeć i ładnie pachnieć?

 

Też uważam że małżeństwo powinno się dzielić obowiązkami i wspierać. 

8 godzin temu, Felix Lighter napisał(a):

Za każdym razem, gdy mowa o tym, że mogłaby coś zmienić, momentalnie z dobrego humoru przechodzi w atak wściekłości

To jest mechanizm obronny, taki obrała. Coś jest nie tak i nie umie o tym rozmawiać. Ja też tak kiedyś robiłam. Później zaufałam ( nie było łatwo) i powiedziałam co się stało i dlaczego jest taka moja reakcja. Teraz już tak nie atakuje, ale nauczyłam się że nie warto w taki sposób tego robić. 

Uważam że żonie dobrze by zrobiło jakby poszła na jakąś terapię albo z kimś od serca porozmawiała ( chociaż pewnie będzie to wręcz niemożliwe z jej strony. Musiało się coś wydarzyć takiego że sobie z tym nie radzi). 

8 godzin temu, Felix Lighter napisał(a):

Boi się zmieniania siebie?

Nie o to chodzi. Tzn ja to pisze ze swojego punktu widzenia i doświadczenia. Czasami jest w nas coś o czym nie chcemy mówić, boimy się. Może ona też się boi powiedzieć tobie co się stało? Może boi się że jak ci powie to ją zostawisz? 

Mamy tutaj tylko Twój punkt widzenia, nie znamy opinii na ten temat drugiej osoby. Prawdopodobnie ona widzi to inaczej. Nie chcę tutaj nikogo oceniać bo was nie znam, nie znam drugiej wersji, ale może warto próbować podejść jakoś do żony, wyczuć ją i delikatnie a nie od razu "z grubej rury" powiedzieć że może zaufać i powiedzieć co się dzieje. 

8 godzin temu, Felix Lighter napisał(a):

Czy to możliwe, że wskutek jakiegoś traumatycznego zdarzenia w przeszłości, panicznie boi się narzucania sobie czyjejś woli nawet w najdrobniejszych kwestiach?

Atak = obrona

Tak jak napisałam też tak kiedyś robiłam, bo było coś co bardzo odbiło się na moim życiu i nie umiałam sobie z tym prowadzić. Niszczyło mnie to od środka. Każdą próbę pomocy uważałam za atak. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, DEPERS napisał(a):

Ty tutaj opisujesz tylko fragment swojego odczucia. Cały związek tak się męczysz? Czy coś się wydarzyło? To co mogę Ci poradzić to iść razem do lekarza i zasięgnąć jego opinii 

PIsałem już, że ona za nic nie chce isć na terapię. Czy cały związek się tak męczę? Na samym początku pojawiały się red flags, ale je zignorowałem. Powiedziałbym, pierwsze dwa lata od poznania się było dobrze. Po tych dwóch latach wzięliśmy ślub. Zaczęło się ok. pół roku po ślubie. Pogłębiało się po urodzeniu każdego dziecka oraz po śmierci jej ojca. Tak czy owak, to, co powtarzasz, że nie należy zostawiać żony i rodziny, że nie należy szukać sobie kogoś na boku - masz absolutną rację. Nawet jeśli, jak być może jest zdaniem innych, ciągnięcie tego na siłę to błąd, ja tego małżeństwa nie rozbiję. Widzicie sami, że trafiłem tutaj z mega już trzaskami w głowie (wspominałem o alkoholu, o myślach samobójczych) bo szukam jakiegoś wyjścia. Gdybym uważał, że wyjściem jest ucieczka z tej rodziny lub skok w bok, to już dawno bym to zrobił a nie szukał pomocy tutaj. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, Szczebiotka napisał(a):

warto próbować podejść jakoś do żony, wyczuć ją i delikatnie a nie od razu "z grubej rury" powiedzieć że może zaufać i powiedzieć co się dzieje. 

 

I to jest prawdopodobnie to, co teraz powinienem zrobić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

18 minut temu, Felix Lighter napisał(a):

Pogłębiało się po urodzeniu każdego dziecka oraz po śmierci jej ojca

Depresja? 🤔 ja po urodzeniu dziecka dostałam depresji, niedługo po tym umarł mój tata i to wszystko bardzo wpłynęło na moje życie. Nie dawałam sobie rady totalnie. Na każdą próbę pomocy reagowałam właśnie atakiem. W tym że ja później poszłam na terapię i przede wszystkim do psychiatry bo było mega źle. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9 minut temu, Szczebiotka napisał(a):

Depresja? 🤔 ja po urodzeniu dziecka dostałam depresji, niedługo po tym umarł mój tata i to wszystko bardzo wpłynęło na moje życie. Nie dawałam sobie rady totalnie. Na każdą próbę pomocy reagowałam właśnie atakiem. W tym że ja później poszłam na terapię i przede wszystkim do psychiatry bo było mega źle. 

 

Depresji bym nie podejrzewał. Jeśli wszystko jest ok, tzn nic się na bieżąco nie dzieje, wszyscy siedzą spokojnie i nikt się nie wychyla, ona potrafi być naprawdę pogodna i w dobrym nastroju. Nie miewa stanów jakiegoś przygnębienia, to zawsze gniew i irytacja. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9 minut temu, Szczebiotka napisał(a):

Jaki był ojciec twojej żony?

Był super człowiekiem. Spokojny, nic nie było w stanie go wyprowadzić z równowagi. Wszystkim wokół pomagał, sam nigdy o nic nie prosił. Nigdy nie widziałem, żeby się zdenerwował. Wszystko zawsze ze spokojem i na humor. Nigdy na nic się nie poskarżył, o nikim nie powiedział złego słowa, podobno przez całe małżeństwo jego żona wywoływała awantury a on łagodził. Palił fajki na potęgę i okazjonalnie wypił, ale nie dużo i bez jakichś problemów. Pracoholik. Jeden z najbardziej podziwianych przeze mnie ludzi. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×