Skocz do zawartości
Nerwica.com

Felix Lighter

Użytkownik
  • Postów

    44
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Felix Lighter

  1. Czsem chodzi o motylki w brzuchu. Czasem jednak robi się z tego taka obsesja, taki rozpierdziel emocjonalny, że człowiek nie daje rady wytrzymać, takie cierpienie, że śmierć wydaje się wybawieniem.
  2. Dzięki za komentarze. Dużo w tym wszystkim prawdy. Chcę tu coś jeszcz napisać. Może ja się po prostu nad sobą użalam, może jestem straszną niedorajdą życiową, ale muszę powiedzieć, że ostatnio bardzo boli mnie jedna rzecz. Całe życie czułem, że musze się do kogoś dostosowywać, że musze odgrywać rolę którą powinienem odgrywać i nierzadko dużo mnie to kosztowąło. W dzieciństwie musiałem swoje całe życie podporządkować rodzicom (byli bardzo zasadniczy) i młodszemu bratu, który sporo chorował, mama bała się stale o jego zdrowie, wiązała je z komfortem pszychicznym i stale instruowała mnie, jak mam z nim rozmawiać, że mam go każdego dnia chwalić za osiągnięcia w szkole itp. i jeszcze dostawałem ochrzan że moje pchwały wyglądjaą mało wiarygodnie. Mnie nie wolno było wyrazić żadnego sprzeciwu wobec niego nawet w najdrobniejszej sprawie. Musiałem spędzać całe dnie w wakacje bawiąc się z nim. Uciekłem z tego w religię i tam zawsze też starałem się robić wszystko jak należy, wkurzało mnie, że inni, "świętsi" ode mnie dają sobie dużo luzu i wyrozumiałości, mnie nauczono, ze wyrozumiałość należy zawsze okazywać innym, nigdy sobie. Zdarzyło mi się od rodziców (skądinąd tez bardzo religijnych) dostać ochrzan,że np zaryzykowałem swoje bezpieczeństwo żeby komuś pomóc. Gdy udało mi się wyrwać z domu, trudno było mi się przystosować do grupy rówoeśniczej na studiach, tam też poznałem dziewczynę w której się zakochałem a która była skonfliktowana z moimi najbliższymi kolegami i dla niej zaryzykowałem z trudem zdobytą przyjaźń z nimi stając w jej obronie i w ogóle robiłem bardzo dużo rzeczy dla niej, a ona potem wobec tych kolegów potraktowała mnie bardzo niesprawiedliwie (nie wspomnę o tym, że oczywiście dostałem od niej kosza). Potem poznałem moją obecną żonę, dla której z masy spraw musiałem zrezygnować. Założyłem rodzinę i spędziłęm wiele lat w pracy, której nienawidziłem, z podłymi ludźmi, która doprowadziłą mnie do nerwicy lekowej paraliżującej moje życie, którą każdego dnia miałem ochotę rzucić ale wiedziałem, że nie mogę tego zrobić, bo niezłe zarobki i zawiódłbym moją rodzinę. Pamiętam że kiedyś bus którym jechałem z pracy miał wypadek i w momencie, gdy w coś uderzył i myślałem, że zginę, poczułem wielką, wielką ulgę i potem byłem rozczarowany że nic się nie stało. Do tego druga praca po południu a w weekendy dodatkowe studia, których potrzebowałem do awansu. Po prostu wydaje mi się, że cąłe życie muszę stawać na wysokości zadania, muszę sprostać oczekiwaniom i wiem, że to normalne, że każdy tak musi i że będę dalej to robił i dam radę, skoro dotąd dawałem. Tyle, że czasem jestem już tym zmęczony. Jeśli ktoś to przeczyta i stwierdzi, że nie jestem prawdziwym mężczyzną i głową rodziny tylko pzidą użalającą się nad sobą to zprzykrością muszę powiedzieć, że ma rację. Ale dodam tyle: mam wokół siebie zaskakująco sporo osób, które nie lubiły pracy - rzuciły pracę. Nie wytrzymywały w związku - zostawiły żonę samą z dziećmi. I to właśnie chyba oni są prawdziwymi pzidami, nie ja.
  3. @Dalja Chyba tak jak piszesz. Ok, j amusze sobie zorbić przerwę od tej dyskusji. Bardzo dużo się nauczyłem, ale takie rozkminy ryją beret. Muszę jeszcze na koniec odnieść się do tego wszystkiego, co pisze @DEPERS, bo ilekroć coś tu wrzuci, mnie jakoś tak coś trafia. I wiecie dlaczego tak jest? Bo chłop od samego początku pisze prawdę. Poczytajcie wszystkie jego posty tutaj: to są dokładnie rzeczy, które powinienem usłyszeć. W oczy kole, bo trafia w sedno. Dokładnie za tymi wskazówkami powinienem podążać. Tyle, że robię to od wielu lat i opadłem już z sił. Ale to nie jest wymówka. W szczęściu i w nieszczęściu, w zdrowiu i chorobie - to znaczy, że jak jedno nawala to drugie to naprawia. I tak powinno być. A jeśli umysł próbuje znaleźć odskocznię tam, gdzie mój, to świadczy tylko o mojej niedojrzałości i to nad nią powinienem pracować. Jeśli ja się zmienię, to zmieni się 50% mojego związku. A to dużo. Także @DEPERSszacun że masz takie zasady. Może u Ciebie nie zostały one poddane wielokrotnie próbie tak jak u mnie, ale i tak jesteś dobrym przykładem dla mnie.
  4. Był super człowiekiem. Spokojny, nic nie było w stanie go wyprowadzić z równowagi. Wszystkim wokół pomagał, sam nigdy o nic nie prosił. Nigdy nie widziałem, żeby się zdenerwował. Wszystko zawsze ze spokojem i na humor. Nigdy na nic się nie poskarżył, o nikim nie powiedział złego słowa, podobno przez całe małżeństwo jego żona wywoływała awantury a on łagodził. Palił fajki na potęgę i okazjonalnie wypił, ale nie dużo i bez jakichś problemów. Pracoholik. Jeden z najbardziej podziwianych przeze mnie ludzi.
  5. Depresji bym nie podejrzewał. Jeśli wszystko jest ok, tzn nic się na bieżąco nie dzieje, wszyscy siedzą spokojnie i nikt się nie wychyla, ona potrafi być naprawdę pogodna i w dobrym nastroju. Nie miewa stanów jakiegoś przygnębienia, to zawsze gniew i irytacja.
  6. Trazodon brałem tylko pod inną nazwą Trittico, różne dawki od 50 do 150. Bardzo dobry na sen, śpisz twardo i ten sen jest taki jakby... skuteczny? w sensie jesteś po nim wypoczęty. Skutek uboczny jest taki, że ciśnienie bardzo, bardzo spada. Ja podczas kuracji ze dwa razy się obudziłem (bo jakiś hałas czy coś, generalnie jak to brałem, to ciężko mnie było obudzić), to czułem, że ciśnienie jest u mnie tak niskie, że chyba zaraz padnę. Poza tym nie miałem żadnych innych skutków ubocznych.
  7. Choć z drugiej strony, jak ta sobie dobrze przeanalizować, to jej matka ma dość podobne zachowania, więc może to żadna trauma, może taki charakter...
  8. I to jest prawdopodobnie to, co teraz powinienem zrobić.
  9. PIsałem już, że ona za nic nie chce isć na terapię. Czy cały związek się tak męczę? Na samym początku pojawiały się red flags, ale je zignorowałem. Powiedziałbym, pierwsze dwa lata od poznania się było dobrze. Po tych dwóch latach wzięliśmy ślub. Zaczęło się ok. pół roku po ślubie. Pogłębiało się po urodzeniu każdego dziecka oraz po śmierci jej ojca. Tak czy owak, to, co powtarzasz, że nie należy zostawiać żony i rodziny, że nie należy szukać sobie kogoś na boku - masz absolutną rację. Nawet jeśli, jak być może jest zdaniem innych, ciągnięcie tego na siłę to błąd, ja tego małżeństwa nie rozbiję. Widzicie sami, że trafiłem tutaj z mega już trzaskami w głowie (wspominałem o alkoholu, o myślach samobójczych) bo szukam jakiegoś wyjścia. Gdybym uważał, że wyjściem jest ucieczka z tej rodziny lub skok w bok, to już dawno bym to zrobił a nie szukał pomocy tutaj.
  10. Spróbuję jeszcze to może jakoś z niej wydobyć. Jak tylko znowu zacznie się do mnie odzywać...
  11. Co do mojej żony, może ktoś coś podpowie: na pewno jest zaburzona, ma nerwicę natręctw (sprawdzanie okien, drzwi, klamek w samochodzie, kilka razy już uszkadzała klamki i zamki z powodu zbyt silnego ich domykania czy sprawdzania), bierze hydroksyzynę, którą sama sobie zaordynowała (lekarz rodzinna daje bez problemu jak się poprosi, nawet benzodiazepiny). Ma w rodzinie wiele osób uzależnionych od clenazpamu i korzystających z pomocy psychiatry. KIedyś, bardzo dawno temu, wspomniała, że miała w swoim życiu jakąś osobę (nie partnera) która nią manipulowała przez krótki czas i to jej jakoś utwkiło w psychice. Nigdy nie chciała podac szczegółów. Za każdym razem, gdy mowa o tym, że mogłaby coś zmienić, momentalnie z dobrego humoru przechodzi w atak wściekłości. Czy to możliwe, że wskutek jakiegoś traumatycznego zdarzenia w przeszłości, panicznie boi się narzucania sobie czyjejś woli nawet w najdrobniejszych kwestiach? Boi się zmieniania siebie?
  12. Mężczyzna dźwiga cały ciężar rodziny? A nie czasem powinno się go dźwigać we dwójkę? Kobieta jest od tego, żeby leżeć i ładnie pachnieć?
  13. Po raz kolejny podkreślę, że nie chcę tego związku kończyć. Założyłem ten wątek w zasadzie dlatego, że skończyły mi się środki do walki o ten związek i szukam nowych. To nie jest łatwe, jeśli każda próba zmiany tragicznej dla dziecka sytuacji kończy się słowami "albo bedzie po mojemu albo cię pogonię". Mężczyzna chce dźwigać, ale jak ma żonę zagorzałą feministkę która uważa, że kobieta nie może się podporządkować żadnej sugestii nawet na milimetr, bo to jest męska dominacja i do piekła za to. Jest u mojego boku ale nie jak partnerka tylko jak zwierzchnik. Nie daje się dźwigać, tylko chce być woźnicą i zaraz zaczyna skręcać ku przepaści. A ja nie chcę z tego wózka uciekać, tylko próbuję przejąc ster jakoś. Może łańcuch powinieniem kupić i w kuchni przywiązać? CO mam jej powiedzieć, żeby do niej przemówić? Co byś powiedział swojej żonie, gdyby powiedziała Ci że wie że jest zła i szkodzi Tobie i dziecku, ale tego nie zmieni bo nie bo taka jest i huy?
  14. To nie jest tak, że wezmę rozwód, bo na forum tak mi doradzono. To nie jest też tak, że nie biorę pod uwagę rozwiązania problemu razem. Chodzi o to, że mimo moich prób nie ma chęci tej drugiej strony na rozwiązywanie problemu, bo wszleki próby dyskusji są ucinane. A rozwodu nie biore pod uwagę. Znam trochę przypadków rozbitych rodzin i wiem, że rozwód to może nawet większa drama dla nastolatka niż to, że w rodzinie coś nie halo. Poza tym cały czas zdaję sobie sprawę, że tu na forum problem jest dyskutowany przy jednym tylko punkcie widzenia, czyli moim, a ja nie jestem nieomylny, może gdyby moja żona uczestniczyła w tej dyskusji, co nie wchodzi w grę, rzuciłaby inne siwatło na wszystko. Na pewno są rzeczy które z jej punktu widzenia wyglądają inaczej i bądź co bądź ten punkt widzenia musze brać zawsze pod uwagę. I swoją omylność. BTW, może idzie ku lepszemu, bo właśnie wybuchł konflikt między córkami i żona, mimo że obrażona na mnie od dwóch dni, zgodziła się, że ona się w ten konflikt nie będzie wtrącać i pozwoli, żebym ja sam go ogarnął. Powoli zaczynam rozkminiać, jak ten system działa i może jakoś dam radę... Czasem trzeba paradoksalnie nie wykjazać dobrej woli, że będę ustępował i godził się tylko pokonac ją jej własną bronią: teraz to po mnie twoje uwagi będą spływać, ja się nie będę tobą przejmował, tylko robił swoje.
×