Skocz do zawartości
Nerwica.com

Toksyczne związki !!!! (związki które was wykańczają)


Rekomendowane odpowiedzi

hej.moj problem jest wg mnie dosyc dziwny.ja skonczylam dlugi,toksyczny zwiazek.potem leczylam sie na depresje.byl przy mnie moj nowy chlopak.z poczatku wydawalo sie,ze bedzie ok,w koncu ktos normalny,z nadzieja na zdrowe relacje.wspieral mnie w leczeniu.okazlo sie jednak szybko,ze zaczal mi opowiadac o swoich bylych, o tym co z nimi robil(ze szczegolami),na dodatek z jedna z lasek utrzymywal do niedawna kontakt(nas zwiazek trwa 2,5roku)na poczatku,gdy bylam na lekach mialam to wszytsko gdzies,obwinialam siebie,ze jestem brzydka,beznadziejna itd.pozniej po prostu sie buntowalam,ze niby jak i po co,ze nie chce z nim byc w takim razie.on przepraszal,plakal,mowil,ze kocha mnie nad zycie itp.kilka razy probowalam sie z nim rozstac,ale zostalismy razem.nie wiem tylko czy dobrze.on za wszytsko przeprosil i bardzo sie stara.a ja brzydze sie soba i nim,nie chce z nim sypiac,unikam tego,czasem sie zmuszam.na dodatek nie moge spac,nie jem,schudlam.no i czasem znow robie sobie krzywde.mam problemy z patrzeniem na siebie w lustrze.gdy chcialam isc do psychologa odradzal,ze niby psycholog tylko mi namiesza i bedzie gorzej.on za moj stan obwinia przebyta chorobe i moje przezycia z przeszlosci,szkole.boje sie,ze choroba wrocila.nie wiem co robic,moze przesadzam,moze depresja wrocila a wszytsko sie tylko na nim odbija jak to czesto jest.mimo wszytsko zalezy mi na nim,teoretycznie jestesmy swietnie dobrana para.nie wiem czy powinnam zakonczyc ten zwiazek czy raczej isc do specjalisty.boje sie byc bez niego i jestem mu wdzieczna,ze byl przy mnie podczas choroby.juz nic nie wiem,no i nie mam z kim o tym pogadac.czy ktos moze spojrzec na to wszystko trzezwym okiem??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@micia

Nie bylam nigdy chora na depresje i nie wiem jak to jest, ale wydaje mi sie ze jezeli nie czujesz przyjemnosci plynacej z bycia z partnerem to niesety nie wrozy to dobrej przyszlosci :( Sadze tez ze zle robi nastawiajac Cie negatywnie do psychologa. Szczera rozmowa z druga osoba moze najwiecej pomoc. Jezeli chcesz napisz do mnie 1261441 albo wybierz sie do psychologa, bo co by nie mowil Twoj partner moze byc tylko lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mcia - zadawałaś sobie pytanie, czy jesteś szczęśliwa? Gdy ja je sobie zadałem, wbrew radom najbliższych tydzień później siedziałem na kozetce u psychologa z prośbą - Pani mi pomoże żyć szczęśliwie! Pani powiedziała, że ja ja, gut, pomoże, ale może mi się stać kilka dziwnych rzeczy w życiu - mogę zerwać z ukochaną i rzucić robotę na przykład. Celem jednak ma być odnalezienie samego siebie, nauka dbania o siebie. Moim zdaniem powinnaś przespacerować się do psychologa.

 

asiula82 - jeśli ten człowiek powiedział to na serio, w swoje urodziny i nie przeprosił, to ci współczuję. Pół roku temu to nie wiem, co bym zrobił, teraz czułbym wielką wściekłość i coś bym z tą wściekłością zrobił. Moja psycholog mówi, że dobrze czuć wściekłość, że to lepsze niż strach, uczucie poniżenia i zgnojenia. Wściekłość pokazuje chyba poczucie swojej wartości. Jak myślicie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziekuje za odp.chyba rzeczywiscie najlepiej bedzie pojsc do psychologa.strasznie sie boje otworzyc,ale zdaje sobie sprawe,ze moze byc juz tylko lepiej.boje sie tego,co napisales Coltrane "że ja ja, gut, pomoże, ale może mi się stać kilka dziwnych rzeczy w życiu - mogę zerwać z ukochaną i rzucić robotę na przykład".chyba nie mozna inaczej,ale ja nie chce nikogo ranic:( podczas terapii dowiedzialam sie,ze powinnami dbac przede wszytskim o siebie,ale to tak strasznie ciezko... jeszcze raz wielkie dzieki:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja psycholog mówi, że dobrze czuć wściekłość, że to lepsze niż strach, uczucie poniżenia i zgnojenia. Wściekłość pokazuje chyba poczucie swojej wartości. Jak myślicie?

 

Podoba mi się taki pogląd bo wściekłość w związku jest najbardziej piętnowana, zawsze myślałam że jest zabójcza dla związku, nawet jeśli jest uzasadniona. Rzadko pozwalam sobie na wściekłość, częściej właśnie czuję poniżona i zgnojona. A jak już nie wytrzymam i wybuchnę to zaraz zalewa mnie takie poczucie winy, że najchętniej bym sobie zrobiła krzywdę. Chyba nie umiem sensownie reagować na zachowania męża, które mnie ranią. Albo milczę i problem zżera mnie od środka, albo ryczę i słyszę wtedy "o co znowu płaczesz", albo mówię niby żartem co mi leży na wątrobie, a potem się wycofuję że to było tylko takie gadanie. Czasem próbuję spokojnie rozmawiać, ale wtedy słyszę, że się czepiam. W tej sytuacji nie wiem już co do cholery mam robić! A Wy jak sobie z tym radzicie? Co mówicie partnerom, kiedy Was ranią?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wściekłością nieopanowaną można oczywiście ranić i zadawać ból. Ale jeśli ona występuje, oznacza to, moim zdaniem, poczucie własnej wartości. Osobiście wiem, że kiedyś poczucia własnej wartości prawie wogóle nie miałem i zgadzałem się na wszystko, co się dookoła mnie działo. Później, ze wściekłości, którą za radą pani psycho i pod wpływem mojej ówczesnej dziewczyny zacząłem wykorzystywać do wymyślania tego, co powinienem zrobić lub powiedzieć żeby obronić siebie przed tym, czego nie chcę, żeby wyrazić to, co chcę wyrazić i zrobić to, co chcę zrobić lub co chcieliśmy zrobić we dwoje. Bardzo dużo o tym z moją byłą dziewczyną rozmawiałem. Tak dużo, że poczuła, że to ja jestem centrum naszego związku i że się nią wcale nie interesuję. Jestem za to na siebie wściekły, bo odeszła. Ale jest mi bez niej dobrze nawet, wbrew temu, czego się obawiałem. Wściekłość zamieniam teraz w energię do realizacji własnych planów.

micia - nie bój się rozmowy z psychologiem - przecież zrobisz, co zechcesz, nie musisz się nikomu podporządkować, bo to ty kierujesz własnym życiem. Fajnie jest jednak czasem walnąć pięścią w stół i powiedzieć "dość". Super uczucie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Coltraneja czułam ból i smutek tak straszny że aż miałam dreszcze tego smutku nie da sie opisać słowami,a wściekła byłam na siebie za to że jestem taka słaba i beznadziejna i że nie potrafie sie zmienić,tylko tak sie zastanawiam czy on naprawde nie widzi że mnie rani??? swoimi słowami ,zachowaniem...rozmowa tu nic nie da to jak rzucanie grochem o ściane wydaje sie że ok. a zaraz kubeł zimnej wody.Byłam wczoraj u psychiatry bo czułam sie tak zle że bałam się sama siebie bałam się ze zrobie cos złego i nie będe mogła widzieć jak moja córeczka rośnie,dostałam leki ale nie moge ich narazie brac.Czy mój koszmar się kiedys skończy czy będe miec odwage sie w końcu obudzić....?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

asiula82, koszmary mają to do siebie, że się z nich budzisz, przestajesz uciekać, słońce wstaje itp. Być może ten twój też ma depresję, nie wiem, nie znam człowieka. Wiem, że mój brat ma depresję większą od mojej, podlewa ją alkoholem i wsadza swój nos w sprawy, które go obchodzić nie powinny i robi porządek jak słoń w składzie porcelany. Muszę mu powiedzieć, żeby przestał i zrobię to jutro, bardzo spokojnie. Powie mi, że się czepiam i on ma rację. Wtedy powiem mu, że ma skończyć pić, co go rozjuszy, a mnie nie, bo to nie ja piję.

Czy ten twój wie, czego ci potrzeba? Że ma cię przytulać, mówić ci, że mu się podobasz itp? Czy dałaś mu kiedykolwiek instrukcję obsługi ciebie? Spróbuj mu taką dać i wziąć od niego taką samą o nim. (Ciekawy jestem, jak bardzo go znasz :)) O tym można poważnie porozmawiać i dowiedzieć się kilku rzeczy o sobie nawzajem.

Niczego się nie bój, bo nic złego się nie stanie, a twoja córka ma mieć wspaniałą i kochającą matkę, i ojca, rzecz jasna. A i jeszcze jedno: ze stosunku wzrostu do wagi nie wynika, żebyś miała cokolwiek za duże, w sam raz się to wydaje ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Coltranedziękuje za wiadomość postawiła mnie troche na nogi,pytasz jak dobrze go znam...hm..wydaje się ze bardzo dobrze wiem co znaczy każdy jego gest,co odpowie w danej sytuacji,co lubi czego nie lubi itd.itp wiem chyba wszystko co wiedziec powinnam a może i za dużo wiem nawet kiedy kłamie ma to wypisane na twarzy :? co do instrukcji do mnie jak napisałeś chyba zna ją na pamięć nasz związek trwa 8lat tylko jakoś dziwnie przestał z niej korzystać i nie przesadze pisząc że raczej robi wszystko na odwrót,odpycha mnie od siebie podam przykład:np.gdy chce sie przytulic do niego nie pozwala na to,ciągle mnie krytykuje i chyba nie ma nic w czym byłabym dobra bo "wszystkorobie zle,zaczynam mieć dość już tego wszystkiego... :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I pewno jest tak, że gdy go o to pytasz, mówi, że się czepiasz. Może ten twój chłop potrzebuje, żebyś w końcu przestała mu się żalić? Wiesz, rozumiesz, chciałby mieć w końcu zdrową i uśmiechniętą, wesołą kobitę? Mówię teraz jak facet, wiem, bo jestem facetem i wiem, czego od kobiety oczekuję. Myślę, że w tak długim związku musi być miejsce również na to, co dzieje się w pierwszym roku znajomości - uwiedź go, kolokwialnie rzecz ujmując. Zastosuj swoje babskie sztuczki: fatałaszki, zalotne spojrzenia lub inne i go uwiedź, nic się nie bój, przecież to twój facet i możesz go uwodzić. Myślę, że gdy on dostanie od ciebie to, czego potrzebuje i jego męskość stanie się potrzebna pod wszelkimi postaciami, to zacznie się tobą na powrót opiekować. I wydaje mi się jeszcze, że musi ponieść pewien trud w tym zdobywaniu ciebie - jak myśliwy ma polowaniu, musi się trochę poskradać, trochę posiłować i wtedy jest twój.

Przepraszam, ale takie właśnie mam przemyślenia po wyjątkowo długim i baletowym weekendzie. Pozdrawiam :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Coltranenie jest do końca tak jak piszesz ale dużo bym musiała pisać żeby nakreslić Ci całą sytuacje :( dziękuje Ci za odpowiedzi.

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

asiula 82 -proszę bardzo, cieszę się, jeśli choć trochę mogłem ci (wam) pomóc, choć faktycznie, mało danych podałaś ;) Rozmawiałem wczoraj ze swoją psycholożką o moich problemach i ta kobieta zadziwiająco często pytała mnie, czego się boję, skąd bierze się strach, który przeszkadza zadziałać na polu relacji popsutych, nie takich, jakie być powinny. Radziła mi poskromić ten strach i zacząć racjonalnie myśleć i zacząć działać. Faktycznie nie dałaś mi wielu danych, ale zrozumiałem, że twój facet działa destrukcyjnie a ty pokazujesz mu, że ciebie rani. Czy pokazujesz mu także w międzyczasie miłość? To brzmi trywialnie, ale z własnego doświadczenia wiem, że niezwykle trudno to pokazać.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

asiula 82 -proszę bardzo, cieszę się, jeśli choć trochę mogłem ci (wam) pomóc, choć faktycznie, mało danych podałaś ;) Rozmawiałem wczoraj ze swoją psycholożką o moich problemach i ta kobieta zadziwiająco często pytała mnie, czego się boję, skąd bierze się strach, który przeszkadza zadziałać na polu relacji popsutych, nie takich, jakie być powinny. Radziła mi poskromić ten strach i zacząć racjonalnie myśleć i zacząć działać. Faktycznie nie dałaś mi wielu danych, ale zrozumiałem, że twój facet działa destrukcyjnie a ty pokazujesz mu, że ciebie rani. Czy pokazujesz mu także w międzyczasie miłość? To brzmi trywialnie, ale z własnego doświadczenia wiem, że niezwykle trudno to pokazać.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej! Ja ostatnio uświadomilam sobie, że przyjaźń z moją przyjaciólką robi sie toksyczna a może już jest. Mamy razem fajny klimat, jets zupelnie ok wobec mnie. Ale ona ogolnie jest dziwna i ma często dziwne zachowania które mnie wkurzają na samą myśl że ja moglabym się tak zachowywać i przejąć od niej jakieś glupie maniery które mnie rażą. Poza tym mimo, że dobrze się dogadujemy to jestesmy bardzo inne. Ja jestem ciepla osobą pogodną, do ludzi, ona jest oschla szorstka często w stosunku do innych nie ma taktu i woli się izolować, Zauważylam że dziwaczeję przy niej troche co mnie wkurza bo bardzo dlugo pracowalam nad sobą i na sama myśl, że teraz przez ta przyjaźń z nia moglabym zacząć się choćby w malym stopniu do niej upodabniać trafia mnie...A wyraźnie czuję że to mnie coraz bardziej męczy. Hym dodam że mam wspanialą paczkę z którą moglabym trzymać i zawiązać mocniejsze wiezi. Oni są tacy jak ja towarzyscy pogodni ciepli, a ona przyznam ze się wyróżnia tym swoim wlaśnie nietypowym sytylem. I na pewno nie zamierzam z nią zerwać kontaktów, ale chyba wolę swo czas spędzać z nimi. Hym wiem jedno wolę skończyć tą ptrzyjaźń niż potem miec przez to problemy sama z sobą. Co o tym myślicie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć ashley. Czy rozmawiałaś z tą przyjaciólką o tym problemie? Pytam, bo wiem, że to trudne albo nawet bardzo trudne - porozmawiać z kimś bliskim o ważnej i jednocześnie drażliwej sprawie. Mam w tej chwili duży strach przed rozmową z moim bratem, osobą bardzo mi bliską iwierz mi, chciałbym, żeby rozmowę tę przeprowadził ktoś inny. Moja psycholog mówi, że problemy same się nie rozwiązują, tylko ja muszę je rozwiązać. Ale nie jestem sam - jest także ta druga osoba, ona też ma problem i dlatego należy rozmawiać. Albo się to rozpadnie na kawałki albo jakoś się zmieni i przetrwa. Pytanie jest takie: czy chcesz zmiany? Jeśli chcesz, to zmieniaj, bo zdrowi ludzie zmieniają to, co chcą zmienić. Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki;) tak ja wiem że musi się to zmienić. Nie chcę tego kończyć, ale nie mogę z nia spędzać tyle czasu co zawsze, wręcz muszę się przerzucić do mojej paczki(tez moi przyjaciele) dla wlasnego dobra. Już zresztą zmiany się zaczęly i nieżle to wygląda jak narazie. A rozmowa jest potrzebna ale już raz gadalysmy więc jak coś zacznie to wtedy tez powiem o co mi chodzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poczytałam troszke Wasze posty i postanowiłam też coś napisać. Nie przeżywam depresji (chyba), ale jest mi ciężko i właściwie to ocena zupełnie obcych,obiektywnych osób byłaby wskazana. Może bardziej przekona mnie,że dobrze robie.. Byłam w związku, który trwał 3,5 roku. To długo, zważywszy na to, że w tym roku skończe dopiero 20lat. Ten chłopak był/jest moją pierwszą miłością. Zawsze wydawało mi się,że jestem na tyle rozsądna, że rozumiem, że w tym wieku nie jestem w stanie stworzyć związku na całe życie i wcześniej czy później to się rozpadnie. Ale wyobrażałam sobie, że nastąpi to w wyniku naszej wspólnej decyzji, że poczujemy, że po prostu coś się wypaliło i rozstaniemy się w przyjaźni. Niestety rozstanie przebiegło w innej atmosferze. Minęło 2 miesiące odkąd nie jesteśmy razem. Rozstaliśmy się, bo chłopak ten był notorycznym kłamcą. Nie sądze, żeby mnie zdradzał, ale te kłamstwa były chyba gorsze niż zdrada. Właściwie okłamywał mnie od ok.2 lat. Całe mijanie się z prawdą polegało na tym, że mówił, że idzie do domu, a tak naprawdę wychodził do klubów. Nie jestem nietolerancyjna i niewiadomo jak zazdrosna. Szczerze mówiąc, uważam siebie za osobę bardzo wyrozumiałą. Niestety, on tego nie doceniał. Przez te 3,5 roku były może ze 3 przypadki kiedy szczerze powiedział, że idzie na impreze i naprawdę nie kończyło sie to żadną awanturą. Wręcz przeciwnie. Ale on wolał sobie wmawiać, że dla mojego dobra lepiej będzie, jesli nie będe wiedzieć o tych wszystkich imprezach, bo po co mam sie stresować. On jest dość dziwnym człowiekiem. Nigdy nie chciał, żebym ja istniała w jego życiu towarzyskim. Wręcz mówił, że on nie potrzebuje innych ludzi i że woli mnie mieć tylko dla siebie. I wszystko było pięknie do momentu kiedy nie dowiedziałam się, że mój ukochany utrzymywał taką wersje tylko dla mnie. Nie potrafił nigdy połączyć mnie i reszty świata. Nawet nie próbował. Nasze wspólne imprezy zawsze kończyły się awanturą, bo on był chorobliwie zazdrosny. Nawet kiedy siedziałam z nim i nie tańczyłam, on o coś się przyczepił. Wmawiałam sobie, że ta zazdrość to oznaka miłości. Nie moge jednoznacznie powiedzieć, że to był nieszczęśliwy związek. Wiele razem przeżyliśmy i naprawdę czułam się kochana i kochałam. Ale sytuacja wymknęła sie spod kontroli. Wieczne przyrzekania poprawy, bezwzględnej szczerości itp. nie przynosiły żadnych skutków. Aż w końcu doszło do sytuacji, która przeważyła o wszystkim. Postanowiłam sie z nim rozstać. I na początku radziłam sobie świetnie. Ale pojawił sie kryzys. On zaczął pisać, dzwonić,błagać.. I zmiękłam. Zeszliśmy się na krótki okres. To był cudowny czas. Naprawdę uwierzyłam, że tym razem się uda. Widziałam jak sie stara i byłam pewna, że tym razem zrozumiał. Ale niestety, oboje mamy impulsywne i silne charaktery. Doszło do głupiej sytuacji, która skończyła się kolejnym rozstaniem. Nie mogłam sobie poradzić. Próbowałam coś naprawić, ale jego duma była zbyt silna i nie chciał. Zawzięłam się i jakos się uporałam z tym cierpieniem i poczuciem winy. Ale on zaczął znów błagać,prosić. Nie chciałam z nim więcej być. Nie odbierałam jego telefonów, nie odpisywałam na smsy. Aż któregoś dnia dostaje od niego wiadomość, że uzależnił się od hazardu. Potraktowałam to jako kolejną bajeczke, ponieważ już zdarzały mu się podobne historie dzięki którym brał mnie na litość. Czasem naprawdę chciałam odejść, ale on robił takie rzeczy, że bałam się, żeby nie zrobił sobie krzywdy. No i wymyślił tą historie z hazardem. Pisał, że tylko ja moge mu pomóc, że tylko ze mną da radę się z tym uporać. Czułam sie silna i pisałam mu, że jedyne co moge dla niego zrobić, to znaleźć mu lekarza, umówić na wizyte z psychologiem czy coś takiego. Po prostu mu nie wierzyłam. Dopóki nie przyjechał, nie dał mi kilku pamiątek i nie powiedział, że na drugi dzień wyjeżdża na odwyk 400km od mojego miasta. Wtedy naprawdę sie przestraszyłam. I szczerze mówiąc, kiedy przebywał na tym "odwyku" dałam mu do zrozumienia, że kiedy wróci, będzie mógł liczyć na moją pomoc. Ale ten "odwyk" dziwnie pokrył się z długim majowym weekendem i trwał dosłownie 5 dni. Poskładałam kilka faktów do kupy i doszłam do wniosku, że to jedna wielka ściema, a ja znowu dałam się nabrać. Zaczęłam sie z kimś spotykać, ale nie potrafiłam się zdobyć nawet na pocałunek. Mój były pisał, dzwonił błagał, a ja nic. Czułam sie tak oszukana, że nie potrafiłam przestać o tym myśleć. W końcu troszke odpuścił. I już myślałam,że sytuacja sie uspokoiła. Niestety w między czasie miałam drobnym wypadek samochodowym w centrum miasta i pech chciał, że kiedy rozmawiałam z policją, on akurat przejeżdżał. Zatrzymał się i zaczął iść w moją stronę, ale kiedy zobaczył, że go zauważyłam, cofnął się i odjechał. To był cios poniżej pasa. Po 3,5 roku on nawet nie zapytał, czy jestem cała. Do każdego by podszedł, tylko nie do dziewczyny, którą rzekomo ciągle kocha. Później wydzwaniał do mnie i do mojej siostry, ale nie odbierałam. Uznałam, że to nie jego sprawa. Ale spotkałam go raz, drugi w klubie. Udawaliśmy jakbyśmy się w ogóle nie znali. Wiem, że to dziecinne, ale tak było łatwiej. Aż w czwartek znowu się spotkaliśmy i tym razem powiedzieliśmy sobie symboliczne cześć. I od czwartku nie daje rady. Ciągle płacze i mam wątpliwości, czy potrafie sobie z tą sytuacją poradzić. On mi pisze, że ciągle mnie kocha, że śnie mu się po nocach, że bardzo za mną tęskni itp. To tworzy taki mętlik w mojej głowie, że właściwie to zastanawiam się, czy bardziej go nienawidze czy bardziej pragne, żeby był ze mną. Minęło dwa miesiące. I dużo i mało. Za mało, żeby on zdążył się zmienić, ale i bardzo długo juz wytrzymałam. Nie wiem, czy przemawia przeze mnie przezwyczajenie czy bardziej miłość. Próbowałam spotykać się z innymi,bo wiem, że na starą miłość najlepsza jest nowa, ale odrzuca mnie od nich. Usłyszałam nawet, że każdego do siebie zniechęcam. Wiem, że mój problem nie jest niewiadomo jak poważny, ale zastanawiam się co z tym zrobić. Chciałabym zacząć normalnie funkcjonować, ale mi sie nie udaje.. Jeśli ktoś dotrwał do końca tego postu, to mam nadzieje, że znajdzie chwile, że mi odpowiedzieć,co o tym szczerze myśli. Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tego, co napisałaś, to niezły z niego szachraj. Kłopot w tym, ze prawdopodobnie on sam wierzy w kłamstwa, którymi zasypuje otoczenie. Jeśli tak jest w istocie, to on powinien jak najszybciej skontaktować się z psychologiem, który pomoże mu żyć w prawdzie, może ksiądz byłby lepszy? Przestań płakać i ciesz się, że teraz możesz żyć bez jego kłamstw i oszustw. Trzymaj się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem facetem w związku od trzech lat. Już rok (albo dwa lata, zależy jak liczyć :) ) po ślubie. Właściwie nigdy nie było łatwo. Na początku byłem pomocny i opiekuńczy. Podobało mi się, że nie poddaje się rozpaczy po tym jak kolejny facet ją zostawił. Jak się poznaliśmy była pół roku po takim wydarzeniu. Dużo rozmawialiśmy. Pisaliśmy maile. I wtedy wszystko wydawało się takie poukładane, na miejscu. Miało sens. Była przyczyna był skutek. Było akcja i reakcja. Były sprawy do omówienia i następne gdy poprzednie już były omówione. Z biegiem czasu wdawał się coraz większy chaos. Przeskakiwanie z tematu na temat. Kilka godzin rozmowy żeby coś ustalić, żeby ją przekonać że tak się nie da bo np nie mamy pieniędzy na taką drogą zabawkę bo kredyt na głowie itp. Jak dziś pamiętam 5 cholernych godzin tłumaczenia jak dziecku. I co? Przetrwało w głowie 2 dni. Z czego pierwszy zachowywała się jak półtora nieszczęścia, chodziła i marudziła bo ... musi się z tym pogodzić, bo sobie już o tym zamarzyła.

Nie wiem dziewczyny jak wy się zachowujecie w związkach ale w moim rozmowa nic nie daje. Jedyne co przynosi skutek to stanowczość. Z tego powodu jestem „apodyktyczny i nie znoszący sprzeciwu”. Chcę być delikatny ale ile można. Poniedziełek, rozmowy od 21:00 do 2 nad ranem. Wstajemy o 5. Wtorek rozmowy do 1 nad ranem. Wstajemy tak samo. Środa zmęczeni i rozdrażnieni, w pracy mętlik z którym ciężko sobie poradzić a w domu znów rozmowa, rozmowa i wściekłość jak po godzinie delikatnie przerywam i chcę się wcześniej położyć a wcześniej przygotować do pracy na jutro i zrobić konieczne sprawy jak zapłacić rachunki itp.

 

Podróż poślubna to musi być podróż życia. 15 tyś złotych. No ale to są dawne żale. Teraz już mam dość. Jestem zmęczony. Nie mam ochoty wracać do domu. Doszło do tego że drażni mnie sam jej głoś. Jeczy strasznie. I to nie jest tylko moje spostrzeżenie. Tyle że inni nie są tak znerwicowani no i nie muszą tego słuchać codziennie.

I co chwila nowe pomysły. Pojedźmy tu, pojedźmy tam, zrobmy to tamto. I co ja mam odpowiadać. Tak kochanie, dobrze kochanie ... itd a później dowiaduję się że to obiecałem i kiedy my to zrobimy.

A ja chcę odpocząć po pracy. Wielogodzinne gadanie to nie jest dla mnie odpoczynek. Tu się różnimy i to bardzo.

 

asiula82 napisała

czuje takie dziwne uczucie gdzieś w środku jakbym miała w sobie bombe która chce wybuchnąć a nie może

Mam to samo.

Od jakiegoś czasu proponuję żebyśmy poszli do poradni. I co? I „Nie. Sami musimy sobie radzić.” Tylko, że to radzenie z jej strony to złożenie rączek w modlitwie. Może i Bóg jest ale nie załatwia takich spraw za nas. To moje podejście.

 

Magdalenka81 napisała.

kiedys to myslalam ze to on jest dla mnie nie mily a tak naprawde to ja testowalam jego cierpliwosc

 

I mam wrażenie że już niedługo wytestuje. Nie mam już siły.

 

Od kilku lat chodzę na terapię do psychologa. Zaszłości z przeszłości to jedno nad czym trzeba było popracować a drugie to bierzące wnerwienie. Trochę pomaga mi się uspokoic ale jak można się uspokoic jak na 1 sesję w tygodniu przypada 5 wnerwień dziennie.

 

Żeby nie było, ja też nie jestem bez wad. Wiem jedno i tego jestem pewny. Jeśli w związku coś się ustala to trzeba się tego trzymać. Tylko wspólna zmiana decyzji po rozmowie możę coś zmienieć. Z pewnością nie a bo tak i za dowolone „hihihi, hahaha”.

 

Na czym można się oprzeć gdy nie ma się dobrych wzorców z własnej rodziny? Oboje jestśmy z powiedzmy mało doskonałych rodzin. Tylko na logice i wypracowanych/wyczytanych regułach. Ale jeśli kilkugodzinna dyskusja kończy się porozumieniem a później to wyszystko jest rujnowane bo ... mnie się zdawało itp., to jak to ciągnąć dalej? Wiem. Wiem. Ktoś mi powie na miłości. Ale co to znaczy? „I żyli długo i szczęśliwie”. Jest jeszcze coś takiego jak codzienne obowiązki których zaniedbywać nie można.

 

Kilka opinii/rad.

micia, wiej albo idźcie na terapię razem

Może ten facet tak jak ja nie jest taki zły ale schematy w które wpadliście są nie do odkręcenia bez specjalistycznej pomocy. Wiem coś o tym. Mnie sie udało kilka rzecz u siebie odkręcić w ciągu ostatnich trzech lat terapii ale sam nie dałbym rady. Hekate dobrze radzi.

 

Co się dzieje w związkach toksycznych.

Mazywam to technologią małych kroczków. Stopniowe przyzwyczajanie się do coraz gorszych rzeczy. To wkręcanie śruby trochę poniżej granicy wytrzymałości. Na tyle żeby zakłuło ale nie zabolało, później żeby zabolało ale nie za mocno, później trochę mocniej. Przyzwyczajamy się do bólu więc zniesiemy jeszcze większy. I tak aż do ... Tego nie wie nikt.

 

Coltrane.

Zgadzam się, że wsciekłość pokazuje poczucie własnej wartości. Co by się nie działo trzeba chodzić z głową uniesioną wysoko. Dla siebie, nie na pokaz. Dla siebie wysoko. Oczywiście nie w chmurach.

 

Pyzia.

Ja mówię swojej żonie. Krzycz, wściekaj się wyrzuć to z siebie w złości. Nie zatrzymuj tego. A ona a raguje tak jak Ty. Chyba pokutuje tu wpajane nam, żeby nie mówić za dużo bo słowa ranią i niektórych nie da się odwrócić. Gdzieś jest granica. Tylko jeśli postawi sie ją za daleko to już nie ma stamtąd powrotu w rejony gdzie jest dobrze. Jest tylko trwanie w bagienku.

 

asiula82

odnośnie ... bo wszystko robię źle.

Mamy podobny problem z moją żoną. Ona też ma poczucie, że ją krytykuję za wszystko co robi i wszystko robi źle. Pomyślałem sobie. Kurcze. Rzeczywiście czasem ją krytykuje. Czasem doradzam. Mnie się wydawało, że dobrze doradzam. Np żeby inaczej ustawiła patelnie bo zaraz ją zrzuci ... i stało się. Na szczęście bez poparzeń. Co to za krytyka? Ale ja nie o tym. Zrobiłem statystyki tego za co ją chwalę i kiedy krytykuje. Co wyszło? 1 krytyka(lub rada/prośba) na 4 pochwały. Np. Krytyka/rada. Odwróć kochanie tą patelnię uchwytem w drugą stronę bo zarać ktoś ją zrzuci. Pochwały. Świetnie wyglądasz. Ale fajnie Ci idzie jazda samochodem (świerzo upieczony kierowca). Boskie spagetti. Bardzo fajny film wybrałaś.

Sprawdzałem przez tydzięń bez jej wiedzy. Nie starałem się specjalnie chwalić bardziej niż zwykle. I co? Dnia siódmego okazało się że ją za wszystko krytykuję.

 

To nie jest Twoja wina że tak reagujesz.

Coś nie gra. W moim związku też. Z mojego doświadczenia wynika, że weszliśmy już na ścieżkę gdzie na pochwały reaguje się podejrzliwie a krytykę wyolbrzymia. Dlaczego tak się stało nie wiem. Wiem, że bez zmiany własnego nastawienia nic się nie zmieni. Wydaje mi się że chodzi o zmianę nastwawienia do siebie. Żyć dla siebie. Każdy ma do tego prawo.

Jak to zrobić do tego jeszcze nie doszedłem. I obawiam się, że nigdy nie dojdę.

 

W chwili obecnej najbardziej zastanawia mnie jak zmienić codzienną rutynę niechęci powrotów do domu w ich radość. Żeby mi się chciało z nią być.

 

Jest takie powiedzenie. Nie rób drugiemu co tobie nie miłe. W związku to nie wystarcza. Nie rób drugiemu co jemu niemiłe. Ale jak pogodzić to że ja do odpoczynku potrzebuję ciszy i spokoju a ona gadania, szaleństwa, tańca, muzyki, rozmowy, robienia czegoś razem. Kompromis?

Kompromis to niestety często rozwiązanie w którym obie strony są niezadowlone.

 

anonimowa

Bardzo Ci współczuję. Nie mam dla Ciebie żadnej rady bo na takiego upierdliwca nie ma rady. Potrafi zatruć życie.

Moja znajomam miała podobny problem i udało się go rozwiązać dzięki pomocy znajomych. A było to tak. Najpierw ona zadzowniła do niego i zakomunikowała że nie życzy sobie z nim rozmawiać, żeby się odczepił itp. Oczywiście nie podziałało. Po jakimś czasie gdy tylko on dzwonił ona odbierała i spokojnym stanowczym chłodnym głosem powtarzała to samo. Po drugim telefonie wkroczyli znajomi i na każdy taki telefon z jego strony ona odbierała powtarzała to samo a znajomi hurtem wydzwaniali do faceta i pisali smsy że ona sobie tego nie życzy. Tak z 20 telefonów i smsów z różnych numerów za każym razem. Żelazna kosekwencja przynisła skutki ... po roku w czasie którego wielokrotnie trzeba było powtarzać ten schemat.

Ale to nie jest moja rada tylko relacja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nawet nie wiem od czego zacząć..Taki bałagan mam w głowie..Nie wiem już co mam myśleć,co robić i jak rozwiązać ten problem który jest solą w moim oku..

W związku z nowym partnerem jestem trzeci rok..(Jestem po rozwodzie już lat kilka..mój były mąż nie żyje od października zeszłego roku..no cóż..sam ciężko pracował nad tym żeby to tak sie skończyło..ale to całkiem inna historia,która nie dotyczy już mojego obecnego życia.)Mam ośmioletniego synka z tamtego małżeństwa i jedyne co to on mi rozjaśnia moje ciemne ścieżki...

Trzy lata temu jak się poznaliśmy z moim partnerem byłam pewna ,że chwyciłam Pana Boga za nogi..totalna różnica i ogromna nadzieja na lepsze życie..spokojniejsze i pełne radości..

Taak,trwało to jakiś czas...Ostatnio wszystko zaczęło sie odwracać...Wszystko nie tak..Facet jest cholernie obowiązkowy,wszystko ma poukładane do ostatniego szczegółu,jest konsekwentny i stanowczy.,bardzo pracowity i jeśli obieca to słowa dotrzymuje choćby sie waliło i paliło..wydawałoby się ze to same zalety..Oczywiście..ale nie w stosunku do mnie..tylko do..swojej rodziny..W czym tkwi problem..?Otóż od zawsze poświęcał swojej rodzinie więcej czasu niż mnie i dziecku.Tłumaczyłam to sobie,ze to jego rodzina i nie mam żadnego prawa zabraniać mu tam jeżdzić i pomagać w pracach na terenie działki,jeżdziłam z nim tam i nie ważne ze się na okrągło denerwowałam tym ,że dają mi do zrozumienia że mały tam przeszkadza i traktują mojego synka jak zło konieczne...Moja złość odbijała sie oczywiście na mnie i na dziecku..Pogłębiało to moje chwiejne stany emocjonalne,stany depresyjne były tak silne że nie umiałam się nawet cieszyć tym że mały mnie przytula i pociesza jak może...Potem jak byliśmy znów razem wszyscy w domu..nie u niego ale w naszym domu, zaczynałam się znów czuć lepiej i wracałam do "normalności".Jednak jak zbliżała sie sobota znów zaczynałam sie denerwować..tłumaczyłam mu..poświęć więcej czasu nam...idźmy razem na spacer..do kina,do teatru..gdzieś..byle by być razem i tworzyć rodzinę.,tak rzadko sie widzimy w tygodniu bo jesteśmy zapracowani,bo nie ma czasu aby sobie pogadać a jak przychodzi wieczór to jesteśmy zbyt zmęczeni aby w ogóle zaczynać rozmowę na jakikolwiek temat...Niestety..nie było takiej siły żeby tam nie pojechał..bo jest tam robota i trzeba pracować...W "naszym"domu porozpoczynał też różne prace remontowe..wszystko rzucone w kąt...Jest nieistotne.Robota u rodziny na działce jest ważniejsza..

Czwarty tydzień teraz mija jak co dzień po pracy tam jeździ i pomaga w stawianiu płotu..Wraca do domu około 22,kąpie sie i idzie spać...Nie wytrzymałam ostatnio i go zapytałam gdzie jest w jego życiu miejsce dla mojego dziecka i dla mnie..to otrzymuję idiotyczną odpowiedź ze sie umówił i musi tam pracować...Mam straszny żal do jego rodziców,ze nie pomyślą o tym ze my też byśmy chcieli spędzić z nim więcej czasu,ze może ja bym chciała też choć przez jeden czy dwa dni poprzebywać z nim..nikt mnie nie zapyta o zdanie a widzą jak bardzo się tym przejmuję..ale mają to gdzieś..ważne ze mają dodatkowe ręce do roboty...Czasem myślę też ze to ja gdzieś popełniłam błąd ze coś zepsułam i jestem kompletnie do niczego,że on woli siedzieć u swojej rodziny niż być ze mną i z dzieckiem..Czuję ze zaczyna u mnie sie dziać źle..Popadam w coraz większego doła..mam samobójcze myśli,nic mnie nie cieszy i nie interesuje...Byle drobiazg wyprowadza mnie z równowagi i podnoszę głos na dziecko i potem sie jeszcze bardziej za to nienawidzę...I tak jest na okrągło..Dziś też pojechał i znów kolejny dzień sama..Tak bardzo pragnę mieć rodzinę..swoją fajną rodzinkę gdzie moglibyśmy spędzać ze sobą fajnie czas..Przecież tyle jest możliwości,pomysłów..Mój błąd polega na tym,że jestem chyba od niego uzależniona psychicznie i nie umiem walnąć pięścią w stół i powiedzieć"koniec!!"tylko dalej brnę w to wszystko,dalej szukam rozwiązania i na siłę chce aby było jak najlepiej..czemu?bo go kocham,bo się przywiązuje jak ten pies i wypłakuję łzy..Myślę, że tez za dużo z siebie dałam i dlatego teraz otrzymuję w zamian olewkę i totalny brak zainteresowania z jego strony,on ma rodzinę i tam bez przerwy poświęca swój wolny czas..każdą godzinę i minutę..To jest tak bardzo przykre dla mnie,że nie umiem nawet tego opisać..To tyle. :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bardzo sie ciesze ze zanalazlam to forum,bo widze ze naprawde sa tu dobrzy ludzie ktorzy uwaznie przeczytaja i zrozumieja inncy a przynajmniej sie postaraja a nie jak na innych forach rzyca zdanie "pogadaj z lekarzem" albo "wszystko bedzie dobrze"..chce Wam opisac moja historie bo jestem rozwalona i niemam sil na nic a niemam komu sie "wyzalic" i z kim pogadac.

otoz zyjce w toksycznym zwiazku od 3lat,a jestem dosc mloda,mam20lat.chlopak z ktorym jestem jest 6lat starszy i jest moja pierwsza miloscia.zaczne od tego ze nie jestesmy z jednego miasta i zyjemy w zwiazku na odleglosc(strzezcie sie przed tym!).od 3 lat widujemy sie raz na 2miesace czasem czesciej czasem rzadziej.na pocztaku bylo cudownie pierwsze poltora roku naprawde piekne moj chlopak staral sie by nasz zwiazek przetrwal odleglosc i zebysmy byli szczesliwi,dawal z siebie wszytsko bo kiedy mnie poznal wlasnie wychodzil z ciezkeij depresji i bylam jego nadzieja wtedy wiec oddal sie zupelnie temu zwiazkowi.ja bylam wtedy mloda,glupia i wogule tego nie docenialam bralam wszytsko co dawal a niewiele dawalam.razem spedzilismy 2miesciace wakacji,to byl pierwszy i jak dotad ostatni raz kiedy nylismy razem tak dlugo na codzien i bylo naprawde peiknie wtedy tez powstal plan abym ja przeprowadzila sie do niego.ja pelna mlodzienczego entuzjazmu zgodzilam sie i powiedzialam ze zaraz po maturze sie przeniose,jednak moi rodzice nie byli zachwyceni z tego planu i odradzali mi go na wszytskie sposoby(tu dodam ze nie zyje w zbyt zdrowym domu,ojciec alkoholik,ktorego zawsze sie balam i nie sprzeciwialam mu sie nigdy,od roku niemieszka z nami).a wiec zostalam postawiona przed wyborem On albo rodizna i musialam wybrac.wybralam rodzine ale tylko ze wzgledu na ciagly strach przed sprzeciwieniem sie im.od tegfo czasu minal rok i jest to najgorszy rok w moim zyciu.moj chlopak tez niezyje w zbyt zdrowym domu i od pewnego czasu rodzice go poprostu stamtad wyrzucaja i kaza sie wyprowadzic,dlatego wspolne mieszkanie bylo dla niego sznasa na lepsze zycie,sznasa ktora ja zmarnowalam poniewaz balam sie przeniesc do niego.wiem ze On ma sporo wad i jest ciezkim czlowiekiem,dlatego kiedy jest mu zle bardzo ciezko mu pomoc.w tej chwili sytuacja wyglada tak ze on obwinia mnie o to ze nie bdzie niedlugo mial gdzie mieszkac,ze nie ma szansy na inny zwiazek(bo sadzi ze jest stary)i ze zniszczylam mu zycie,i slysze to codzien,wiem ze ma sporo racji bo gdybym podjela inna decyzje byloby nam teraz leopeij bi zylibysmy razem a tak jestesmy osobno i obydwoje sie meczymy.chcialam bym naprawic swoje bledy lecz niewiem jak,niemam pieniedzy na kupno cz wynajem mieszkania,niemam sil by probowac cos wymyslic,kazdy dzien to walka z Nim i ze soba.czasem jest mi go szkoda ze ma taka straszna sytuacje a czasem szczerze go nienawidze za to co do mnie mowi i ze mnie obwinia.jestem od niego emocjonalnie uzalezniona i nawet gdybym chciala odejsc to niewiem jak to zrobic bo niedalabym rady,zreszta on mowi mi ze my musimy byc juz na zawsze razem bo On niebdzie juz nikogo mial wiec ja tez i kiedy probuje odejsc szanatazuje mnie(niestety ma czym).wiec czasem niewiem cz jestem z nim ze strachu cz z milosci..raz chce uciec od niego i poniesc wszelkie konsekwencje jego szantazu a raz wszytsko naprawic i zyc razem.jednak wiem ze normalne zycie wspolne bdzie mozliwe jak bdziemy mieszkac razem a ztym jest najwiekszy problem,finanse.kiedys On dostal mozliwosc na tanie mieszkanie,wlasne a teraz juz niema tej mozliwosci.

niewiem gdzie szukac pomocy,to co napisalam to i tak niewszytsko ale ciezko bardzo opisac dokladnie wszystko,chce mu jakos pomoc przedstawic plan na dobre wspolne zycie jednak realia sa takie ze niewiem cz to kiedykolwiek sie stanie..a ja wiem ze ani on ani ja nie damy rady znosic tego dluzej

jezeli ktos odpwoie na moj przyglugi post:) to bardzo dziekuje jest mi nawet juz nieco lzej po tym jak to napisalam,ale nie chodzi o to by bylo lezje ale by byly pomysly i perspektywy:)

a wszytskim zycze sily!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cześć annamolly! Sama widzisz, że facecik cię szantażuje. Nie wierz w to, że się zabije, bo jest tchórzem - przecież boi się, że sobie nikogo nie znajdzie. Przecież to nie prawda oczywista!!! Zrobił z ciebie ofiarę, a z siebie kata - chcesz mieć kiedyś w domu jak pewna austriacka rodzina szeroko opisywana w prasie? Nie? To zerwij z nim natychmiast, najlepiej tak, jak to w filmach robią :) Jeśli ma rzeczy, którymi cię szantażuje - zadzwoń na policję i zapytaj, co z tym można zrobić - moi znajomi zgłosili kiedyś uprzykrzanie im życia przez pewną niewiaste, która ubzdurała sobie cośtam - została wezwana na komisariat pismem urzędowym gdzie usłyszała pouczenie i wymiar kary za kontynuację czynu - uspokoiła się. TO może być drastyczne rozstanie - ale taki kubeł zimnej wody mocno studzi, zwłaszcza, że nie mieszkacie w jednym mieście i jak piszesz, chłopak ma kłopot, żeby do ciebie przyjeżdżać częściej niż raz na dwa miesiące. Swoją drogą to ciekawe, że nie tęskni. Dlaczego on się nie przeprowadzi? Jeszcze raz powtarzam ci, że on sobie spokojnie kogoś znajdzie - byleby nie kolejną ofiarę swojej toksyczności. Pozdrawiam i powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj lestath. Trudny jest twój problem, nie mam żony ani stałego zwiazku w sensie dzień w dzień i noc w noc z tą samą dziewczyną - jak się umówimy, to jesteśmy, nawet kilkanaście godzin, a czasami to cały tydzień każde z nas robi swoje. Ale znam jeden aspekt, o którym pisałeś: krytyka za wszystko i o wszystko złość, nawet jeśli krytyka nie jest krytyką. Miałem to w domciu rodzinnym, moja matka krytykowała wszystko - tak to odbierałem i tak to odbieram również dziś, kiedy już od roku nie mieszkam w domu i jak sobie wypiorę, to mam czyste, talerze są tam, gdzie je zostawiłem, wiesz o co chodzi. Kiedy odwiedzam rodziców i brata, matka wciąż daje mi dobre rady, jak posolić kluski na przykład, jak słodzić herbatę - strasznie się na nią denerwuję i mówię jej, że nie musi tak się troszczyć, że sobie przecież jakoś radzę i kloszardem nie jestem. Ona dalej uważa, że wie lepiej i że wie najlepiej.

Marzę o dniu, kiedy nie będzie żadnej krytyki - przecież nic się nie stanie i świat się nie skończy, gdy kluski posolę sobie na talerzu a herbata będzie zamieszana w drugą stronę. Tak na prawdę to zwiałem od matki i tego jej gęgania w dużej mierze, tak teraz to widzę. I nie zamierzam nigdy nikomu na siłę pokazywać, jak jest lepiej. Wedle zasady - "gdzie zostawiłeś kluczyki od swojego auta - tam leżą" (standardowa moja odpowiedź na pytanie sublokatora o klucze od golfa:)) Może w ten sposób nadstawiam drugi policzek?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

coltarne srdecznie dziekuje za odpowiedz o przeczytanie moich zalosnych uzalan:) wiedze zreszta ze bardzo aktywnie tu dzialasz i naleza Ci sie wielkie podziekowania.milo wiedziec ze ktos chociaz na chwile zwroicla uwage na inna osobe.

szczerze powiedziawszy wlasnie obawialam sie ze dostane odpwoiedz ze powinnam to zakonczyc,chyba sam siebie probuje caly czas oszukac ze kiedys bdzie wszytsko dobrze..kiedys..ja poprostu niemam na tyle sil,odwagi by to zrobic.bo wiem ze jesli uda mi sie zakonczyc ten chory zwiazek to zostanie we mnie ogromna pustka i niewiem cz sobie poradze bo na dzien dzisiejszy np niewyobrazam sobie zycia z jakimkoliwek facetem bo ich szczerze nienawidze.najchetniej chcialabym uciec z tego calego bagna ale wiem ze to nie jest rozwiaznie problemu.stoje w miejscu i czekam,a dzieje sie z kazdym dniem gorzej ale nic nie robie,jak zwykle pozwalam by sytuacja mnie niszczyla i stawala sie coraz gorsza.niestety jestem typem czlowieka ktorego trzeba wziac za reke i poprowadzic bo ja niewierze w sibie zupelnie po latach zycia w alkoholowej rodzinie..coz nie bd sie rozpisywac bo nawet to sensu niema.

przepraszam ze nie doradzam tu nic nikomu ale z tego co widze to ja za glupia na to wszytsko jestem.a kazdemu zycze wiary w siebie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

annamolly

 

Tak sobie czytam co napisałaś i jedyne co nasuwa mi sie na myśl to uciekaj od niego jak najszybciej. Skoro juz Ciebie szantażuje obojętnie czym) to co bedzie jak będziecie razem żyć, szantaż to nie jest sposób na przekonywanie kogoś do swoich racji, a obwinianie za nieudane życie Ciebie to istna przesada. To nie twoja wina że on ma taką rodzinę, ty kiedyś podjęłaś decyzję że nie zamieszkasz z nim miałaś do tego pełne prawo ( pamiętaj że rodzice nie chcą nam źle i może wiedzieli co robią mówią ). Trzeba najpierw poznać dobrze człowieka , a 2 miesiące wakacji na pewno były cudowne ale moim zdaniem to za mało. Ja mojego męża znałam 4 lata przed ślubem dzień w dzień, a i tak nie jest łatwo , nie podejmuj pochopmych decyzji i pod wpływem emocji. Pośpiech to najgorszy doradca. Przemyśl sobie spokojnie jeszcze raz czy to jest człowiek z którym chcesz spędzić resztę życia, mieć dzieci, tworzyć rodzinę , czy twoim zdaniem będzie dobrym wspierającym mężem , kochającym ojcem. I wtedy zdecyduj

 

 

Pozdrawiam i trzymaj się cieplutko

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×