Skocz do zawartości
Nerwica.com

anoniomowa

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia anoniomowa

  1. Poczytałam troszke Wasze posty i postanowiłam też coś napisać. Nie przeżywam depresji (chyba), ale jest mi ciężko i właściwie to ocena zupełnie obcych,obiektywnych osób byłaby wskazana. Może bardziej przekona mnie,że dobrze robie.. Byłam w związku, który trwał 3,5 roku. To długo, zważywszy na to, że w tym roku skończe dopiero 20lat. Ten chłopak był/jest moją pierwszą miłością. Zawsze wydawało mi się,że jestem na tyle rozsądna, że rozumiem, że w tym wieku nie jestem w stanie stworzyć związku na całe życie i wcześniej czy później to się rozpadnie. Ale wyobrażałam sobie, że nastąpi to w wyniku naszej wspólnej decyzji, że poczujemy, że po prostu coś się wypaliło i rozstaniemy się w przyjaźni. Niestety rozstanie przebiegło w innej atmosferze. Minęło 2 miesiące odkąd nie jesteśmy razem. Rozstaliśmy się, bo chłopak ten był notorycznym kłamcą. Nie sądze, żeby mnie zdradzał, ale te kłamstwa były chyba gorsze niż zdrada. Właściwie okłamywał mnie od ok.2 lat. Całe mijanie się z prawdą polegało na tym, że mówił, że idzie do domu, a tak naprawdę wychodził do klubów. Nie jestem nietolerancyjna i niewiadomo jak zazdrosna. Szczerze mówiąc, uważam siebie za osobę bardzo wyrozumiałą. Niestety, on tego nie doceniał. Przez te 3,5 roku były może ze 3 przypadki kiedy szczerze powiedział, że idzie na impreze i naprawdę nie kończyło sie to żadną awanturą. Wręcz przeciwnie. Ale on wolał sobie wmawiać, że dla mojego dobra lepiej będzie, jesli nie będe wiedzieć o tych wszystkich imprezach, bo po co mam sie stresować. On jest dość dziwnym człowiekiem. Nigdy nie chciał, żebym ja istniała w jego życiu towarzyskim. Wręcz mówił, że on nie potrzebuje innych ludzi i że woli mnie mieć tylko dla siebie. I wszystko było pięknie do momentu kiedy nie dowiedziałam się, że mój ukochany utrzymywał taką wersje tylko dla mnie. Nie potrafił nigdy połączyć mnie i reszty świata. Nawet nie próbował. Nasze wspólne imprezy zawsze kończyły się awanturą, bo on był chorobliwie zazdrosny. Nawet kiedy siedziałam z nim i nie tańczyłam, on o coś się przyczepił. Wmawiałam sobie, że ta zazdrość to oznaka miłości. Nie moge jednoznacznie powiedzieć, że to był nieszczęśliwy związek. Wiele razem przeżyliśmy i naprawdę czułam się kochana i kochałam. Ale sytuacja wymknęła sie spod kontroli. Wieczne przyrzekania poprawy, bezwzględnej szczerości itp. nie przynosiły żadnych skutków. Aż w końcu doszło do sytuacji, która przeważyła o wszystkim. Postanowiłam sie z nim rozstać. I na początku radziłam sobie świetnie. Ale pojawił sie kryzys. On zaczął pisać, dzwonić,błagać.. I zmiękłam. Zeszliśmy się na krótki okres. To był cudowny czas. Naprawdę uwierzyłam, że tym razem się uda. Widziałam jak sie stara i byłam pewna, że tym razem zrozumiał. Ale niestety, oboje mamy impulsywne i silne charaktery. Doszło do głupiej sytuacji, która skończyła się kolejnym rozstaniem. Nie mogłam sobie poradzić. Próbowałam coś naprawić, ale jego duma była zbyt silna i nie chciał. Zawzięłam się i jakos się uporałam z tym cierpieniem i poczuciem winy. Ale on zaczął znów błagać,prosić. Nie chciałam z nim więcej być. Nie odbierałam jego telefonów, nie odpisywałam na smsy. Aż któregoś dnia dostaje od niego wiadomość, że uzależnił się od hazardu. Potraktowałam to jako kolejną bajeczke, ponieważ już zdarzały mu się podobne historie dzięki którym brał mnie na litość. Czasem naprawdę chciałam odejść, ale on robił takie rzeczy, że bałam się, żeby nie zrobił sobie krzywdy. No i wymyślił tą historie z hazardem. Pisał, że tylko ja moge mu pomóc, że tylko ze mną da radę się z tym uporać. Czułam sie silna i pisałam mu, że jedyne co moge dla niego zrobić, to znaleźć mu lekarza, umówić na wizyte z psychologiem czy coś takiego. Po prostu mu nie wierzyłam. Dopóki nie przyjechał, nie dał mi kilku pamiątek i nie powiedział, że na drugi dzień wyjeżdża na odwyk 400km od mojego miasta. Wtedy naprawdę sie przestraszyłam. I szczerze mówiąc, kiedy przebywał na tym "odwyku" dałam mu do zrozumienia, że kiedy wróci, będzie mógł liczyć na moją pomoc. Ale ten "odwyk" dziwnie pokrył się z długim majowym weekendem i trwał dosłownie 5 dni. Poskładałam kilka faktów do kupy i doszłam do wniosku, że to jedna wielka ściema, a ja znowu dałam się nabrać. Zaczęłam sie z kimś spotykać, ale nie potrafiłam się zdobyć nawet na pocałunek. Mój były pisał, dzwonił błagał, a ja nic. Czułam sie tak oszukana, że nie potrafiłam przestać o tym myśleć. W końcu troszke odpuścił. I już myślałam,że sytuacja sie uspokoiła. Niestety w między czasie miałam drobnym wypadek samochodowym w centrum miasta i pech chciał, że kiedy rozmawiałam z policją, on akurat przejeżdżał. Zatrzymał się i zaczął iść w moją stronę, ale kiedy zobaczył, że go zauważyłam, cofnął się i odjechał. To był cios poniżej pasa. Po 3,5 roku on nawet nie zapytał, czy jestem cała. Do każdego by podszedł, tylko nie do dziewczyny, którą rzekomo ciągle kocha. Później wydzwaniał do mnie i do mojej siostry, ale nie odbierałam. Uznałam, że to nie jego sprawa. Ale spotkałam go raz, drugi w klubie. Udawaliśmy jakbyśmy się w ogóle nie znali. Wiem, że to dziecinne, ale tak było łatwiej. Aż w czwartek znowu się spotkaliśmy i tym razem powiedzieliśmy sobie symboliczne cześć. I od czwartku nie daje rady. Ciągle płacze i mam wątpliwości, czy potrafie sobie z tą sytuacją poradzić. On mi pisze, że ciągle mnie kocha, że śnie mu się po nocach, że bardzo za mną tęskni itp. To tworzy taki mętlik w mojej głowie, że właściwie to zastanawiam się, czy bardziej go nienawidze czy bardziej pragne, żeby był ze mną. Minęło dwa miesiące. I dużo i mało. Za mało, żeby on zdążył się zmienić, ale i bardzo długo juz wytrzymałam. Nie wiem, czy przemawia przeze mnie przezwyczajenie czy bardziej miłość. Próbowałam spotykać się z innymi,bo wiem, że na starą miłość najlepsza jest nowa, ale odrzuca mnie od nich. Usłyszałam nawet, że każdego do siebie zniechęcam. Wiem, że mój problem nie jest niewiadomo jak poważny, ale zastanawiam się co z tym zrobić. Chciałabym zacząć normalnie funkcjonować, ale mi sie nie udaje.. Jeśli ktoś dotrwał do końca tego postu, to mam nadzieje, że znajdzie chwile, że mi odpowiedzieć,co o tym szczerze myśli. Pozdrawiam.
×