Skocz do zawartości
Nerwica.com

Marla30MR

Użytkownik
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Marla30MR

  1. Muszę się wygadać bo za chwilę poprostu oszaleje. Straciłam najwspanialszego człowieka na świecie..przez własną głupotę.. Jest mi tak źle ze to trudno opisać..Nie mam już sił płakać,nie mogę spać,nie mogę jeść..O normalnym myśleniu to już w ogóle mogę zapomnieć.. Wyrzuciłam z domu najbardziej ukochanego mężczyznę mojego życia.. Boze..nawet nie umiem dobrać słów żeby normalnie pisać. Przez swoją cholerną agresję i złość nie dostrzegałam jak wiele dla mnie robił..jak cholernie był cierpliwy w stosunku do mnie i mojego dziecka który też łatwym dzieckiem nie jest...Tak wiele mu zawdzięczam.tak bardzo mi w życiu pomógł a ja tego nie chcialam docenić..Wszystko u mnie było na nie..Szukałam u niego na siłę wad i czepiałam się dosłownie o wszystko..a on to znosił..przez ogromną miłość do mnie...Nie rozumiałam że on tez potrzebuje pojechać do swojej rodziny..potrzebuje odpoczynku i wytchnienia od nas..Każdy tego potrzebuje..A ja się na niego wydzierałam i krzykiem chciałam zmusić aby cały czas był ze mną..bez przerwy...Zachowywałam się w stosunku do niego naprawdę podle i przez własną złość i gniew nie liczyłam się z tym,ze przez to on coraz bardziej sie odsuwa..bo czuje zmęczenie mną i moją cholerną agresją...Boze..co ja narobiłam najlepszego...On był dla mnie zawsze oparciem w trudnych momentach i tak bardzo mi pomagał...słuchałam złych doradców i pogrążałam się w to coraz bardziej...Znosił moje stany depresyjne i złości,moje nerwy i okrutne słowa kierowane do niego..Nigdy w życiu,nigdy..nie wybaczę sobie tego co zrobiłam. Po tym jak zweryfikowałam swoje okrutne postępowanie i zrozumialam ze tak nie wolno traktować kogoś kto kocha zaczęlam walczyć o niego..Powiedzialam mu to wszystko co czuję i powiedziałam jak cholernie mi z tym źle co zrobiłam..przepraszałam go niemal co dzień..Dzwoniłam..odbierał telefon..przyjeżdżał na spotkanie ze mną i słuchał co mówię..Jednak nie umie mi już zaufać po raz kolejny..Nie umie już uwierzyć ze naprawdę z całego serca pragnę aby było dobrze,ze walczę ze sobą i stałam się lepszym człowiekiem...ze na boga przysięgam ze będe się zachowywała inaczej..bo wiem że potrafię tylko ta złość i gniew przysłoniły mi to co w życiu jest najpiękniejsze...On już nigdy do mnie nie wróci..Straciłam najwspanialszego człowieka na świecie...Nawet nie potrafię opisać jakie mam ogromne poczucie winy za to co zrobiłam...Pisze to i znów płaczę bo czuję bezsilność i ogromny żal i nienawisć do siebie.. Nie chce mi się już nic...Nie interesuje mnie totalnie nic...Wszystko robię automatycznie,bezmyślnie...Nie potrafię sobie znależć miejsca.. Wpadam w coraz większą depresję...Mam uderzenia zimna igorąca jednocześnie..ręcę mi sie trzęsą i nie jem już totalnie nic...nie czuje nawet tego ze trzeba czasem jeść...Wszystko schrzaniłam i nie nigdy sobie tego nie wybaczę.Zrozumiałam że mój płacz i resztki walki o niego nie mają żadnego sensu bo to ja wszystko przekreśliłam..Zostałam sama.bez kogoś kto dawał mi poczucie bezpieczeństwa..Zawsze go będę kochać całym sercem i wiem że nigy już nikogo tak nie pokocham jak jego.Gdyby nie moje dziecko dla którego dalej muszę żyć..nie zależało by mi juz na życiu..
  2. Tak sobie myślę o tej przyjaźni i o szczerych rozmowach...I dochodzę do wniosku,że ludzie nie lubią cudzych problemów,męczy ich słuchanie i drażnią łzy innych..Szybko się odsuwają od tych którzy naprawdę potrzebują odrobimy zrozumienia i WYSłUCHANIA.. Uciekają od tych którzy przez swoją szczerosć szukają przyjaciół..To boli jak jasna cholera jeśli po czasie zaczyna się zauważać znów powtarzające sie zachowanie typu..nie mam czasu..muszę gdzieś jechać..nie mam teraz możliwosci sie spotkać...I po raz kolejny zostaje się samemu..i po raz kolejny pozostaje wściekłość na siebie ,że znów się zaufało niepotrzebnie..znów sie zaangażowało i zbyt wiele powiedziało w nadzieji że to będzie ta osoba z którą mogę dzielić się kłopotami...
  3. Marla30MR

    Powitanie

    Witaj:) Warto być na tym forum bo uwierz że już nie jedna osoba się "dźwignęła"dzięki pomocy tym wszystkim ludziom,którzy sobie tu wzajemnie pomagają.Pozdrawiam.:)
  4. Człowieku nerwica.....Odrazu Ci powiem tak: Nie jesteś żadnym nieudacznikeim życiowym..Gdybyś nim był to:nie ukończył być żadnej szkoły..nie miałbyś tyle siły aby rozpocząć w ogóle jakiekolwiek studia a zobacz,Ty jednak brniesz do przodu..wytrzymujesz to wszystko co sprawia Ci ból,słowa ludzi którzy widać mają bardzo wąskie ścieżki myślowe(i tak o nich myśl właśnie..Zobaczysz że lepiej się będziesz z tym czuł..)Masz dopiero 20 lat!!!tyle życia przed Tobą i to jak wiele jeszcze możesz osiągnąć..tylko postaraj się,proszę nie przejmować tym co gadają inni...(Mnie w pracy też nie traktują dobrze ale uczę się to olewać,jestem na niższym stanowisku niż oni i dają mi to odczuć na każdym kroku i dzięki temu to oni pokazują jak bardzo są malutcy i guzik warci..).Pamiętaj: Kto pomniejsza innych nigdy nie będzie wielkiWiem ,ze masz w sobie tyle siły aby dać sobie z tym wszystkim radę!!A kobietami się nie przejmuj.Przyjdzie czas,że znajdzie się taka,która będzie Cię potrafiła zaakceptować takim jaki jesteś..A co do wyglądu to myślę,że ludzie zauważają Twoje myśli o sobie samym.Postaraj się chodzić z uniesioną głową i jak tylko uwierzysz w siebie,Twój wyraz twarzy też się na pewno zmieni.Obiecuję Ci to.Pozdrawiam Cię serdecznie.
  5. Kazia...to liczenie to Metoda Silvy..I wcale nie jest trudna aż tak.:)A pomaga rzeczywiście rewelacyjnie.Też musiałam się tego nauczyć dla mojego i dziecka dobra.. Pozdrawiam serdecznie.
  6. Dziękuję Ci Joluś za odpowiedź..Tak bardzo na nią czekałam..Zaglądałam tutaj co chwila z nadzieją że ktoś mi odpowie..i oczywiście też sobie pomyślalam ze nawet tego co tu staram się powiedzieć każdego średnio interesuje..Jest mi nadal tak strasznie smutno,ze nie da się tego wypowiedzieć slowami..z resztą wszyscy którzy tu są wiedzą jak bardzo bolesny może być smutek..
  7. Jestem kompletnie rozmontowana,w totalnej rozsypce,nie nadaję się do niczego,coraz częściej myślę żeby usnąć na zawsze i nie myśleć juz o niczym..Jestem totalną kretynką i nienawidzę świata w którym żyję i siebie jeszcze bardziej...Nie umiem się pozbierać..Związek (o którym pisałam w temacie toksycznych związków)rozpada się w zastraszającym tempie i najgorsze że nie wiem dlaczego...Czemu ucieka ode mnie i nie chce być ze mną i z moim dzieckiem..Błagałam go zeby wrócił do domu,do nas..powiedział ze nie wróci teraz bo ma zajęcie a ja mam się puknąć w głowę i isć do psychologa..Prosiłam jego mamę zeby go poprosila by wrócił to mi powiedział ze mam nie dzwonić do jego mamy bo ją denerwuję....,że to nic pilnego zeby musiał zaraz wracać do domu ze tak mi sie tylko wydaje...A ja jak ta kretynka skończona dalej go błagałam żeby wrócił bo tęsknimy..bo mały sie pyta czemu nie wraca...Co ja robię w życiu źle..Chyba wszystko..Nie rozumiem dlaczego tracę z dnia na dzień kogoś kogo tak bardzo kocham i mi zależy na nim i co ja zrobiłam mu ze nie chce wracać..Przepraszam ze piszę tak chaotycznie ale tak bardzo boję sie zostać sama..nie mam rodziny..Nie mam nikogo oprócz synka i tak strasznie się boję samotności..Zawsze musiałam sobie w zyciu radzić sama i przed trzema laty jak myślalam ze naprawde jestem i będę szcześliwa juz do końca dni teraz wszystko sie wali i nie wiem czemu..i nie mogę nawet sie dowiedzieć bo otrzymuje zdawkowe odpowiedzi..Jestem pewna ze jego rodzina mnie nienawidzi za to ze tak weszłam w ich życie z butami..i to z dzieckiem..Jestem pewna ze nie chcą mnie widzieć i gardzą mną..Ja już nie mam sił udawać ze wszystko jest cudownie..chodzić ze sztucznym uśmiechem na buzi i śmiać sie z czegoś co mnie w ogóle nie cieszy...Nienawidzę się tak bardzo ze nie mogę nawet patrzeć w lustro,może rzeczywiście jestem nienormalna i wszystko pojmuje źle..Juz nie wiem co mam pisać..nie wiem co mam myśleć i nie chce mi się już żyć.
  8. Nawet nie wiem od czego zacząć..Taki bałagan mam w głowie..Nie wiem już co mam myśleć,co robić i jak rozwiązać ten problem który jest solą w moim oku.. W związku z nowym partnerem jestem trzeci rok..(Jestem po rozwodzie już lat kilka..mój były mąż nie żyje od października zeszłego roku..no cóż..sam ciężko pracował nad tym żeby to tak sie skończyło..ale to całkiem inna historia,która nie dotyczy już mojego obecnego życia.)Mam ośmioletniego synka z tamtego małżeństwa i jedyne co to on mi rozjaśnia moje ciemne ścieżki... Trzy lata temu jak się poznaliśmy z moim partnerem byłam pewna ,że chwyciłam Pana Boga za nogi..totalna różnica i ogromna nadzieja na lepsze życie..spokojniejsze i pełne radości.. Taak,trwało to jakiś czas...Ostatnio wszystko zaczęło sie odwracać...Wszystko nie tak..Facet jest cholernie obowiązkowy,wszystko ma poukładane do ostatniego szczegółu,jest konsekwentny i stanowczy.,bardzo pracowity i jeśli obieca to słowa dotrzymuje choćby sie waliło i paliło..wydawałoby się ze to same zalety..Oczywiście..ale nie w stosunku do mnie..tylko do..swojej rodziny..W czym tkwi problem..?Otóż od zawsze poświęcał swojej rodzinie więcej czasu niż mnie i dziecku.Tłumaczyłam to sobie,ze to jego rodzina i nie mam żadnego prawa zabraniać mu tam jeżdzić i pomagać w pracach na terenie działki,jeżdziłam z nim tam i nie ważne ze się na okrągło denerwowałam tym ,że dają mi do zrozumienia że mały tam przeszkadza i traktują mojego synka jak zło konieczne...Moja złość odbijała sie oczywiście na mnie i na dziecku..Pogłębiało to moje chwiejne stany emocjonalne,stany depresyjne były tak silne że nie umiałam się nawet cieszyć tym że mały mnie przytula i pociesza jak może...Potem jak byliśmy znów razem wszyscy w domu..nie u niego ale w naszym domu, zaczynałam się znów czuć lepiej i wracałam do "normalności".Jednak jak zbliżała sie sobota znów zaczynałam sie denerwować..tłumaczyłam mu..poświęć więcej czasu nam...idźmy razem na spacer..do kina,do teatru..gdzieś..byle by być razem i tworzyć rodzinę.,tak rzadko sie widzimy w tygodniu bo jesteśmy zapracowani,bo nie ma czasu aby sobie pogadać a jak przychodzi wieczór to jesteśmy zbyt zmęczeni aby w ogóle zaczynać rozmowę na jakikolwiek temat...Niestety..nie było takiej siły żeby tam nie pojechał..bo jest tam robota i trzeba pracować...W "naszym"domu porozpoczynał też różne prace remontowe..wszystko rzucone w kąt...Jest nieistotne.Robota u rodziny na działce jest ważniejsza.. Czwarty tydzień teraz mija jak co dzień po pracy tam jeździ i pomaga w stawianiu płotu..Wraca do domu około 22,kąpie sie i idzie spać...Nie wytrzymałam ostatnio i go zapytałam gdzie jest w jego życiu miejsce dla mojego dziecka i dla mnie..to otrzymuję idiotyczną odpowiedź ze sie umówił i musi tam pracować...Mam straszny żal do jego rodziców,ze nie pomyślą o tym ze my też byśmy chcieli spędzić z nim więcej czasu,ze może ja bym chciała też choć przez jeden czy dwa dni poprzebywać z nim..nikt mnie nie zapyta o zdanie a widzą jak bardzo się tym przejmuję..ale mają to gdzieś..ważne ze mają dodatkowe ręce do roboty...Czasem myślę też ze to ja gdzieś popełniłam błąd ze coś zepsułam i jestem kompletnie do niczego,że on woli siedzieć u swojej rodziny niż być ze mną i z dzieckiem..Czuję ze zaczyna u mnie sie dziać źle..Popadam w coraz większego doła..mam samobójcze myśli,nic mnie nie cieszy i nie interesuje...Byle drobiazg wyprowadza mnie z równowagi i podnoszę głos na dziecko i potem sie jeszcze bardziej za to nienawidzę...I tak jest na okrągło..Dziś też pojechał i znów kolejny dzień sama..Tak bardzo pragnę mieć rodzinę..swoją fajną rodzinkę gdzie moglibyśmy spędzać ze sobą fajnie czas..Przecież tyle jest możliwości,pomysłów..Mój błąd polega na tym,że jestem chyba od niego uzależniona psychicznie i nie umiem walnąć pięścią w stół i powiedzieć"koniec!!"tylko dalej brnę w to wszystko,dalej szukam rozwiązania i na siłę chce aby było jak najlepiej..czemu?bo go kocham,bo się przywiązuje jak ten pies i wypłakuję łzy..Myślę, że tez za dużo z siebie dałam i dlatego teraz otrzymuję w zamian olewkę i totalny brak zainteresowania z jego strony,on ma rodzinę i tam bez przerwy poświęca swój wolny czas..każdą godzinę i minutę..To jest tak bardzo przykre dla mnie,że nie umiem nawet tego opisać..To tyle.
  9. Marla30MR

    Witam Kochani

    Już tu byłam..jakiś czas temu..Spory czas..może rok..czy półtora...I znów chciałam sie z Wami mocno przywitać i coś mi sie zdaje że zostane tu na dłużej..Myślę,że niektórzy mnie choć trochę pamiętają..
×