Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2


LDR

Rekomendowane odpowiedzi

czesc! Prosze Was i porade i pomoc. Nerwice mam od kilkunastu lat (czyli od dziecka). Mam etapy gdzie moge praktycznie normalnie funkcjonowac (wiekszosc mojego zycia), ale sa chwile nasilenia takie, ze nie jestem w stanie zrobic cokolkwiek. Pierwsze spotkanie z nerwica bylo najsilniejsze, nie moglam wychodzic z domu a i w domu bylo slabo ze mna, wtedy bralam dlugo leki, ale nie pamietam juz jakie. Wtedy byla moja jedna jedyna wizyta u psychologa. Jakos sie wygrzebalam. Potem bralam xanax od domowego i bralam doraznie. Raz na np. 2 lata czy poltorej roku zdarzal mi sie gorszy okres i nasilenie objawow wtedy xanax bralam serią codziennie np. przez 2 tyg, odstawialam i jakos dalej zylam. Rok temu bylam u psychiatry, troche jej opowiedzialam. Chcialam recepte na xnanax, wypisala, ale nagadala sie przy tym jak to uzaleznia blebleble cala litanie o tym strzelila. Wiem o tym dobrze, ze to nie cuekierki, ale nie biore tego dla przyjemnosci. Polecila zapisac sie na terapie, dala jakies adresy, telefony. Chcialam, ale wszytsko platne. Ja niestety nie pracuje więc... nie poszlam i na razie nie pojde z powodow finansowych. I tu pytanie do Was - jakie sa szanse na terapie na nfz? Minal rok, xanax na wyczerpaniu, ja mam nasilenie i szczerze mowiac czuje, ze powinnam zrobic przez jakis czas serie codziennie xanaxem. Bardzo mnie sciska. Jak wychodze z domu czuje, ze sie poszcze, porzygam i posram (jak to ladnie przekazac lekarzowi?). Na razie kupilam valused, ale to wiadomo nie da rady. Ide do psychiatry, ale czy jest jakis lek podobnie dzialajacy jak xanax taki przeciwlekowy, rozluzniajacy, przeciwmysleniowy, ale ktory nie jest tak uzalezniajacy? Nie wiem czy mowic temu psychiatrze o zamiarze przyjecia go w serii ciągiem... boje sie, ze wtedy mi nie wypisze bo powie, ze sie uzaleznie, nic innego nie da tylko wysle na platna terapie, na ktora mnie nei stac. Wyszukalam juz nazwiska najlepszych psychiatrow z mojego miasta i zamierzam sie zapisac do jednego z nich, ale wiem, ze na nfz beda na pewno dluugie kolejki do takich "sław" wiec na razie musze isc tutaj na dniach. A do dobrego sie zapisze rowniez, ale potrzebuje teraz szybko xanaxu. Czy na razie sciemnic i nie mowic, ze bede brala codziennie i czekac na wizyte do lepszego lekarza? Kurna, boje sie, ze mnie przepedzi jak powiem jej o tym z radą zebym sobie "gniotka" na nerwy kupila.... I co z ta terapia sa jakies szanse zeby dostac na nfz? Czy sa jakies inne leki niz xanax mniej uzalezniajace?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od dziecka byłem nerwicowy.Wpadałem w lęk,gdy byłem sam w domu,że niby gaz się ulatnia,że ktoś obcy zapuka itd.Pod koniec ogólniaka zaczęło się to nasilać,bałem się że ktoś mnie posądzi że kłamię i wtedy robiłem się strasznie zmieszany.Potem było różnie,najlepiej się czułem wtedy,jak miałem jakieś ambicje i plany,ale gdy się rozpadły,a do tego zmarła matka-zaczęły się schody w dół.Straciłem kolegów i znajomych,zacząłem unikać ludzi.Z resztą rodziny miałem słabe relacje.Potem zacząłem unikać miasta,ludzi-przemykałem się chyłkiem na rowerze do pracy,a po pracy-do lasu,za miasto.Byłem całkiem sam,cierpiałem na bezsenność.Potem była terapia grupowa,pewna poprawa,ale w końcu przyszło całkowite załamanie-silny atak nerwicy natręctw.Leki,wszystko straciło sens,życie stało się wegetacją.

Zacząłem chodzić z bratem do wspólnoty w kościele,bo całymi dniami leżałem w łóżku,a tam była jakaś odmiana,byli ludzie.

Zaczął pracować nade mną Lekarz nad lekarzami.Panów Pan,Królów Król.Stopniowo,prawie niezauważalnie,moje życie zaczęło podnosić się z ruiny.

Najbardziej spektakularne wydarzenie przyszło wiosną 2004.Uzdrowienie z ciężkich natręctw,odstawiłem leki.Wierzę,ze wymodliła to moja obecna żona.Dziś mam rodzinę wielodzietną,jestem słabszą osobowością,to wiem,ale to co kiedyś mnie tak niszczyło,dziś mnie już nie zabija.Powiem więcej,jest moim błogosławieństwem.

Dziś widzę,że tamto życie,sprzed powrotu do kościoła,to wcale nie było życie,tyle tu czytam podobnych historii...

Takie moje świadectwo,więcej nic.

 

[Dodane po edycji:]

 

Jak pomyślę,że kiedyś moim największym marzeniem było,żeby nie było tej cholernej nerwicy.Chciałem tylko tyle,a dostałem dużo,dużo więcej.

A nerwica?Zamieniła się ze strasznego potwora(w dawnych czasach) w łagodnego potwora,obłaskawionego,który przypomina mi czasem:"O tu,bracie,masz jeszcze jakiś obszar nierozwinięty" itd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Razem z psychologiem doszlismy do wniosku ze moja nerwica lękowa zaczela sie tak naprawde jak mialem 8-10 lat. Wtedy przez kilka lat co noc budzilem sie, zapalalem swiatlo i wolalem kogos zeby spal u mnie w pokoju bo sam sie zaczynalem trzasc i mialem napady lęku. Dodatkowo mam alkoholika w domu co raczej mi nie pomaga, pamietam ze zawsze jak wracalem do domu balem sie zebym czasami nie zobaczyl plamy krwi przed domem i karetki czy radiowozu bo alkoholik kogos pobił czy zabił.

 

Czy jest szansa wyjsc z nerwicy w moim przypadku? Bede chodzil do psycholog na jakies terapie, dodatkowo biore leki i ataku lęku juz nie mialem prawie od 11 miesiecy, jednak gdy mam gdzies dalej wyjsc czy jechac to wracaja natretne mysli ze dostane atak i np zemdleje w samochodzie czy zwymiotuje choc tak na prawde to sie nigdy nie zdazylo.

 

Na pewno jest lepiej niz rok temu gdy nawet lapaly mnie lęki przy wyjsciu przed dom a juz nie bylo mowy o wyjsciu do sklepu :D , teraz to wydaje sie troche smieszne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie!

 

Czytam już to forum od jakiegoś czasu ale dopiero teraz odważyłam się sama coś napisać.

Dobrze wiedzieć, że inni ludzie mają podobne problemy bo zanim trafiłam na to forum i temu podobne myślałam , że jestem jakaś nienormalna i ludzie generalnie nie mają takich jazd...Z resztą przez długi czas nie wiedziałam co mi jest.

Ciągle nie mam zdiagnozowanej nerwicy , nie byłam u psychiatry i psychologa ale czytając więcej o tej chorobie (?) przekonuje się , że to właśnie to...

Wiem, ze takie historie pojawiały się tu miliony razy, ale potrzebuję się po prostu wygadać.

Zawsze byłam dosyć znerwicowana i lękowa. Głupie schizy typu strach, że nagle przestanę oddychać , albo idąc ulicą wyobrażałam sobie (co trwa do dzisiaj), że ktoś mnie zaatakuje albo ,że wpadnę pod samochód, napady niepokoju bez wyrażnego powodu , strach przed czymś nieokreślonym, problemy z zasypianiem, czasem nie spałam cała noc.

Tak było do 2007.

Po tym czasie zaczęłam dobrze sypiać jakby wszystko się uspokoiło, czułam się dużo lepiej.A to też było dziwne bo to był akurat czas kiedy pisałam pracę magisterską i się broniłam więc teoretycznie powinnam być bardziej nerwowa.

Zaznaczę więc tutaj, że moje objawy często nie miały powiązania z sytuacjami jakie przeżywałam.

Wręcz w czasach kryzysów było lepiej czułam się silniejsza , a wtedy kiedy nie było realnych zagrożeń - załamka.

I pierwszą poważną jazdę miałam właśnie jakiś dwa lata temu kiedy palilismy trawę ze znajomymi ( wcześniej paliłam tylko kilka razy w życiu )..Miałam świetny humor, byłam z moimi z najlepszymi przyjaciółmi.

I pierwszych parę minut super faza, głupawka , euforia . I nagle jakby mi odbiło. Poczułam paniczny strach, histeria, walenie serca, poty, wydawało mi się , że nie mogę oddychać, zaczełam płakać, krzyczeć, że umieram, że chce, żeby ktoś zadzwonił na pogotowie. To było straszne. Moi znajomi nie zadzwonili oczywiście myśląc, że tak się spaliłam tylko włożyli mi głowę pod kran i uspokajali. Faktycznie po paru minutach uspokoiło się wszystko.

I cały czas myślałam, że to była taka jazda po trawie. Oczywiście więcej nie sięgnęłam.

I niby wszystko było ok.

Po paru miesiącach wyjechałam do pracy do Anglii na wakacje. Było ciężko, rózne dziwne problemy itp. Ale dawałam radę.

I pewnego dnia kiedy miałam wolne wybralismy się ze znajomymi do knajpy.Super lajtowa atmosfera, maksymalne wyluzowanie , dobry humor. Zamówiłam sok z mango .Zrobiłam łyka i zaczęła się jazda. Znów ten paniczny lęk, drapanie w gardle ,kołatanie serca, stwierdziłam wtedy, że może mam alergię na mango i wtedy już w ogóle jazda była. Znów myslałam, ze zaraz umrę, moi znajomi się przerazili, ale zaczełam wtedy kojarzyć to z tym atakiem wtedy po trawie i zaczęłam się sama uspokajac, że wtedy to minęło , próbowałam brać regularne wdechy i wydechy i minęłó....

Ale wtedy zaczęłam się porządnie martwić. Płakałam cały dzień, totalne rozbicie. I te myśli ,że to może jakieś stany przedzawałowe,

I lęk przed kolejnym atakiem, wsłuchiwanie się w swoje ciało. I wtedy przeczytałam w necie , ze to ataki leku panicznego i są obecne w nerwicy . I że choremu wydaje się , że umiera ale tak naprawdę to jest tylko w jego głowie. I to z jedne strony uspokoilo mnie a z drugiej przeraziło.I ciągle przez kolejne dni czułam, że znów "ta jazda " przychodzi , ale próbowałam ją dusić w zarodku. Np zaczynałam spiewac , głęboko oddychać, szukac towarzystwa ( strach przed tym , że coś mi się stanie i nikt mi nie pomoże).

Po powrocie do Polski poszłam od razu na EKG. Pani doktor powiedziała, ze serce jak dzwon i ze to moze być nerwica.

Ale nie miałam mozliwości kontynuowania wizyt u lekarza , bo drugi raz jechałam do Anglii tym razem na dlużej. ( jestem tu do dzisiaj ).

I znów jakby się wszystko uspokoiło. Były małe akcje, ale jakby czułam , że jestem silna i kontroluje to gówno.

Ostanie 10 miesięcy było bardzo ciężkie dla mnie, miałam wypadek samochodowy, problemy z mieszkaniem , choroba i śmierć mojego taty , problemy spadkowe ( ciągnące się do dzisiaj). Ale ciągle jakby nerwica moja drzemała.

I ostatnie 4 miesiące to jakaś masakra. Przede wszystkim znów problemy ze snem. Zasypialam ok, tyle , ze budziłam się nagle w nocy z walącym sercem, przerażeniem,trzęsłam się. Zaczęłam brać persen forte z Polski na spanie i troszkę się uspokoiło aczkolwiek ciągle nawet po tym budzę się nocy.

No i ciągłe zdenerwoanie , zaczęlam być bardzo wybuchowa, wręćz rozhisteryzowana.

I miałam kolejny atak paniki. Z tym, ze z nowym objawem a mianowice zawroty głowy i strach, że zemdleje. Siedziałam sobie sama w moim pokoju, dobry humor, słuchałam ulubionej muzyki, zadnych chorych mysli i nagle bum... Zaczęło mi wszystko wirować, do tego serducho. Niby trwalo to chwile, ale wystarczyło, żeby totalnie mnie rozbić i rozmontowac...:/

Za parę dni to samo z tym, że w stołówce w pracy ( pracuje z dzieciakami autystycznymi). Duszności, zawroty głowy, uczucie jakby wszystko było obok i panika.

Musiałam wyjść na powietrze i jakoś się uspokoiłam ale i tak cały dzień byl pod znakiem lęku.

Za 2 dni to samo tym razem w sklepie w markecie. Nie mogłam dokończyć zakupów.

Mam też mini ataki jadąc samochodem i to mnie przeraża, boję się,że znów będę mieć wypadek.

Poszłam w koncu dzisiaj do mojego lekarza ogólnego i skierowal mnie na badanie krwi i EKG... No i zobaczymy .

W sumie to nie wim za bardzo co mam z tym wszystkim robić.

Nie chcę brać leków , chciałabym chyba iśc na jakaś terapie ale się boję . No i też nie wiem jak to tu w Anglii wygląda

A najlepsze jest to , że ja generalnie jetem radosna, żywa , kontaktową osobą i tak mnie potrzegają ludzie i nie maja zielonego pojęcia, że ja moge miec takie jazdy...

Boję się , że pomyslą, ze histeryczka ze mnie jakaś , że sobie wmawiam coś czego nie ma. Czasem sama się tak czuję ze soba... :Próbuje się wręcz wysmiewać z siebie i to czasem pomaga a czasem jest po prostu zle. Tak jak dzisaj. Totalne zmeczenie, cay dzień leże w łóżku i nic mi się nie chce.

No właśnie "chcę odpocząć!!!" jakby to Adaś Miauczyński powiedział w "Dniu Świra"...

Ale się rozpisałam, dziękuję tym co dotrwali , doczytali i pozdrawiam wszystkich nerwicowców!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tą trawką tak jest,też miałem kiedyś w dawnych czasach napad takiego ogromnego lęku,bo trawka wzmacnia-uwydatnia te emocje:agresję,czy lęk itd.

Olej te badania,bo będziesz sobie jeszcze więcej wmawiać jak już będziesz miała jakiś papierek.

A lęk atakuje wtedy znienacka,kiedy go tłumisz po prostu i tyle.I wtedy,w sytuacji jakiegoś luzu,zabawy i chwili spontaniczności,kiedy osłabiają się mechanizmy tłumiące i spychające go,on naglę wyłazi i BUUM!!!,halo kochanie,tutaj jestem,ja,twój przyjaciel lęk!

Kiedy masz ten lęk na wierzchu,czujesz go-kontrolujesz go,a kiedy go tłumisz(i pozornie czujesz się dobrze)-on kontroluje Ciebie.

Ja teraz siedzę przy klawiaturze i czuję ten swój lęk,i tak jest dobrze.Teraz jest on trochę silniejszy,bo w ciągu dnia byłem trochę nakręcony,rozemocjonowany(tak pozytywnie).Kiedy mam go jak na dłoni,to na pewno bezpieczniej prowadziłbym samochód i paradoksalnie zasnąć też mi będzie łatwiej.

Mnie z nerwicy wyleczyła wielodzietna rodzina,czyli cała masa codziennych,RZECZYWISTYCH!,problemów,czego i Tobie życzę :)

 

[Dodane po edycji:]

 

Podłożem nasilania się tych stanów może być też ta Anglia-czyli Twoja samotność,utrata dotychczasowego,naturalnego dla Ciebie środowiska osób bliskich i przyjaciół,to znaczy poczucia bezpieczeństwa i bliskości,stress i odpowiedzialność.Pamiętam jak w wieku 13-tu lat miałem ostre jazdy z lękami hipochondrycznymi,bo znalazłem się w szpitalu na obserwacji(z powodu problemów skórnych) i musiałem przez 3 miesiące radzić sobie z tą nową,trudną dla mnie sytuacją bycia poza domem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kris ciekawe jest to co piszesz o tym kontrolowaniu lęku. Gdzieś się muszę z Tobą zgodzić aczkolwiek z drugiej strony taki lęk "na wierzchu " strasznie wyczerpuje , bo to ciągła walka, poddam mu się albo tym razem wygram i się nie dam. I w tym momencie wychodzimy z założenia, że lepiej żyć w ciągłym, że tak to nazwę "czuwaniu, nie pozwalamy sobie na relaks , luz, zapomnienie bo a nóż znów przyjdzie.Tak też się nie da żyć...

A co do Anglii to już tu jestem prawie dwa lata i jest ok. Mam dużo fajnych ludzi wokół siebie , tak jak pisałam jestem raczej towarzyską i żywą osobą i w sumie to aż tak nie tęsknię. Wręcz jest mi tu łatwiej bo jestem daleko od problemów, które mam w Polsce.

Więc to raczej nie jest przyczyna.

A Twoja historia, która w skrócie przedstawiłeś w poście wyżej jest inspirująca. Ja też jestem osobą wierząc i to właśnie wiara powoduje , że zupełnie nie zwariowałam.

Aczkolwiek mam momenty totalnej załamki i brakuje mi wiary, że to wszystko ma jakiś sens.

Chociaż to chyba takie ludzkie , nie ?

pozdrawiam ciepło!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja proponuje Wam ksiazke ktora sprawi ,ze Wasze zycie stanie sie nie tylko fajniejsze...ale i latwiejsze ,bez tych wszystkich leków ,ktore niedosc ze (jak to powiedzial mi jeden psycholog) - "nie maja pomoc ,one tylko nie poglebiaja" ,to i pewnie malo kto zdaje sobie sprawe ,jak latwo uzalezniaja..bo przeciez - biezesz leki...i od razu czujesz sie leeepiej...no nie?:)

Ksiazka ,ktora zmienila zycie wielu ludzi ,w tym i moje. Fascynujace techniki wplywania na wlasny umysl...kontrole emocji...a co za tym idzie? - swojego zachowania.

Jak latwo i szybko dokonac trwalych zmian...jak pozbyc sie lęków...jak wygrac z depresja...doznac przyjemnego uczucia spokoju ,w kazdym momencie ,kiedy tylko zapragniesz... nauczysz sie z ksiazki Richarda Bandlera - "Transformacja".

Jedyna prosba z mojej strony ,odlozcie swojego sceptyka na czas czytania tej ksiazki...jak i tego co tutaj czytacie...i dajcie sobie prawdziwa szanse:) to naprawde jest latwiejsze ,niz ktokolwiek Wam mowil ,jak i Wy sami mysleliscie;)

http://www.empik.com/transformacja-hipnoza-dla-kazdego-bandler-richard,prod54370128,ksiazka-p

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oj,niezbyt ładne "towarzystwo" tej książki:"Alchemia manipulacji","Techniki manipulacji","Wykorzystaj potęgę podświadomości".Ja tam rewelacje z kraju,gdzie rządzi "sukces"(inteligencja sukcesu!),pieniądz i oczywiście seks przyjmuję z duuuuuużym dystansem.Swego czasu było modne NLP-neurolingwistyczne programowanie.Autora nie pamiętam.Gdzie to się podziało.Na pewno ci panowie mają już te swoje wille z basenem.

Wybacz,hudy,takie jest moje zdanie.

Świat bez cierpienia? Cierpienie ma zniknąć?Wyobrażam sobie obraz namalowany tylko samymi jasnymi kolorami,jaki będzie?Bez światła i cienia żaden obraz nie będzie wyrazisty.

A co do nerwicy.Moim zdaniem nerwica jest tylko ekranem.Zaraz wyjaśnię.Dla naszego ciała ekranem jest skóra,bo kiedy chorujesz,często pojawiają się na niej różne rzeczy,zmienia się kolor itd.

Nerwica jest ekranem naszego stanu ducha.Kiedy na tym ekranie pojawiają się różne rzeczy,nieprzyjemne,lęki,emocje,to znaczy,że ze stanem naszego ducha marniutko.A kiedy jesteśmy mocni duchem,to ten ekran jest spokojny.

Dla kogoś może to być jakaś chińszczyzna,bo przecież mnóstwo jest ludzi,którzy nie zakładają w ogóle,że jakaś tam sfera duchowa istnieje.

Albo tak,krócej: Im bliżej Boga-tym mniej lęku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od stycznia miewałem dziennie silne nerwobóle serca , po zażywaniu Mg , oraz środkach przeciwbólowych przeszło .

W maju dwa dni bolała głowa , trzeciego dnia czułem się otępiony , jakby odizolowany od świata , brak czucia szyi oraz tylnej części głowy , lekarz stwierdził nadciśnienie .

Mimo tabletek nadal czułem się dziwnie , jakby wzrok się pogorszył , czasami było dobrze , póżniej przez parę dni znów to samo . Ściskanie gardła , brzucha , strach przez zemdleniem , bóle głowy , drętwienie i brak czucia lewej dłoni , ten cholerny wzrok , jakby otępiony , brak czucia twarzy , szyji .

Ostatnio jeszcze bardziej się nasiliło , do tego doszło bardzo silne drętwienie szyi , jakby ktoś sznur zawiązał , mrowienie lub kłucie tylnej części głowy , wylądowałem na sotrym dyżurze , podano kroplówkę ,po której ustało , lekarz stwierdził , że wszystko pod względem neurologicznym jest ok , mimo tego nie bardzo byłem przekonany , bez żadnych badań odesłano mnie do domu .

Dzisiaj znowu otępienie oraz po raz pierwszy drętwieją mi nogi ..

 

Do tego podczas objawów ciągłe myślenie o śmierci,. szukanie choroby w internecie , objawów itd ...

 

Wcześniejsze badania w ośrodku stwierdziły zniesioną lordoze , badanie krwi oraz mocz ok , u okulisty również wszystko dobrze .

 

Czy lekarz bez badań mógł stwierdzić , że to nerwica ?

Co Wy o tym sądzicie ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam takie małe pytanko,czy nałogowa masturbacja może mieć jakiś wpływ na stan naszej psychiki,mianowicie na nerwice lękową,sam osobiście jestem weteranem w tej kwestii dobre 15 lat,napady lękowe najczęściej dopadają mnie w miejscach publicznych,przy spotkaniach z ludzmi których dawno nie widziałem,a dodam że jeszcze 6 lat do tyłu,byłem normalnym wesołym człowiekiem,moja ostatnia praca polegała na stałym kontakcie z ludzmi.Najdłuższy okres abstynencji jaki miałem to może dwa tygodnie,aż wstyd mi się do tego przyznać.Co jeszcze zauważyłem kiedy tego nie robię,przez parę dni czuje jakąs tam poprawe,co prawda jest to dalekie od ideału.Dodam że jestem osobą wierzącą,ale nigdy siebie nie obwiniałem za to,z tego powodu też nie miałem nigdy wyrzutów sumienia.Być może grubo się mylę,ale zawsze warto się spytać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak to jest chyba ten dział w, którym napisze co nieco o Sobie.

Jestem normalnym 22 latkiem. Mam prace, dziewczyna (super), Jestem zdrowy, nie mam problemów z prawem, z ludźmi, mam super rodzine, .. Wielu ludzi byłoby bardzo szcześliwych na Moim miejscu. Ja też jak najbardziej Jestem, ale jedynym problemem w życiu jaki mnie dręczy jest nerwica. Tylko jeden problem z którym wielu ludzi na tym forum nie może sobie poradzić. Tylko jeden albo aż jeden.

Chciałbym całą tą historie ująć w taki sposób, żeby wiele tu osób zaciekawić ..

A wszystko zaczęło się kilka lat wstecz. Tak patrząc na ten przypadek nerwicy, ostatnie kilka lat, cała ta historia składa się z etapów.

Jak wiele osób nerwicowych, miałem takie chwile w życiu, że straszliwie bałem się o Swoje zdrowie, życie. Jejku, dosłownie zwykły kaszel, krostka, ból głowy, zęba to wizyta u lekarza i panika czy przypadkiem nic mi nie jest. Eh, strasznie męcząca sprawa, ale teraz wspominając to mam uśmiech na twarzy. Wtedy naprawdę myślałem, ze Mój problem to unikat na skale światową. .. i chyba nie spodziewałem się, że w przyszłości będę miał gorsze i bardziej męczące objawy nerwicy. Zapomniałem jeszcze wspomnieć o uciążliwych natręctwach takich jak: sprawdzanie po kilkanaście razy drzwi (czy są zamknięte), kurków gazu od kuchenki, bałem się podchodzić do okna (swego czasu), bałem i nadal boje się śmierci, itd. Jest tego tyle, że aż w głowie się nie mieści. Żyłem z tym aż samo przeszło na jakiś czas. I chyba to była cisza przed burzą.

To było lato, jeszcze za czasów szkoły, więc miałem wakacje. Zostałem Sam w domu, rodzice pojechali na wakacje, brata też gdzieś wywiało .. 2 tygodnie samemu, ale czad. To był coś. I bodajże drugiego dnia dostałem takiego ataku paniki, że nie wiedziałem co się ze mną dzieje. To było coś nowego. Zawroty głowy, pieczenie, dolegliwości sercowe, dreszcze, ból mięśni, wymioty, mgła przed oczami, nogi z waty i lęk .. przed czym ? przed niczym, po prostu strach. Nie wiedziałem co mam ze Sobą zrobić. o godzinie 2 w nocy,zadzwoniłem do rodziców, którzy byli kilkaset km od domu. Po dłuższej pogawędce uspokoiłem się, położyłem się spać .. udało się zasnąć dopiero nad ranem. uf. Niestety sytuacja powtórzyła się i nikt nie zgadnie jak to się skończyło .. ? Rodzice musieli do mnie przyjechać z nad morze, z wakacji. Było mi tak wstyd, że najchętniej schowałbym głowe w piach. .. Totalne porażka, mając prawie 18 lat bałem się zostać w domu. Jejku.

.., ale rok później dostałem drugiego w życiu ataku nerwicy. To był listopad, objawy takie same jak za pierwszym razem. Już pracowałem. Byłem już tak wyczerpany, że płakałem po kątach. Z jednej strony miałem chęć siedzieć tylko w domu, ale z drugiej strony miesiąc wcześniej zacząłem pracować i wiedziałem, że jak nawale to wylecę z pracy. Byłem tak zdezorientowany i zmęczony, że postanowiłem iść do lekarza .. Zrobili mi EEG (wynik bardzo dobry), EKG (wypadająca zastawka w dwóch miejscach). Lekarz zasugerował mi, że powinienem iść do psychologa. I tak zrobiłem .. Wygadałem się jak nigdy, choć nie było łatwo. Dostałem Asentre .. Wtedy czułem, że żyje .. Byłem szcześliwy, pracowałem, było super. Lęków, nerwicy, brak. Od czasu do czasu chodziłem tylko na kontrole. Chyba wszyscy odetchnęli wtedy z ulgą a zwłaszcza Moja rodzina. To była dla nich ulga bo sytuacja kiedy Oni musieli przerywać wakacje nie powtórzyła się.

Odstawiłem ten lek. Raz bywało gorzej, raz lepiej, ale ogólnie dawałem rade przez długi czas

Teraz czuje, że to chyba powraca .. Boje się tego, znów zaczynam rozmyślać tak samo jak kiedyś. Boje się o Siebie, rodziców, dziewczyne .. Jestem jak kłębek nerwów. Pracuje fizycznie i to też w jakiś sposób mnie męczy ..

 

To nie jest tak, że załamuje się. Mam Swoje pasje, hobby, zainteresowania, Jestem energiczny, lubie pracować, relaksować się, świrować .. :), ale nerwica też potrafi swoje nabroić i zepsuć dobry humor.

 

p.s dopisałbym jeszcze z kilka metrów tekstu, ale jest tyle tego, że nie wiem jak ułożyć to chronologicznie i z sensem. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich i naprawdę dziekuję że tutaj jesteście. Sam fakt że nie jestem sam ze swoimi problemami wręcz mnie uspokaja .

Zawroty głowy, uczucie duszenia się, wieczne osłabienie, wysoki puls ( nawet 120 na min.w stanie spoczynku )biegunka po jedzeniu, wymioty po jedzeniu, zimne stopy, drżenie wszystkich mięśni, gula w gardle.

W chwili ataku mam wrażenie że zaraz zemdleję ale na szczęście prawie wszyscy to mają.Nie boję się śmierci,ale za to panicznie boję się bólu.

Boli mnie wszystko a najczęściej serce i okolice brzucha. Czasami to nawet wolałbym umżeć niż ciągle czekać kiedy mnie zaboli.

Z powodu tej choroby straciłem pracę- niech to szlag trafi.

Na szczęście już od 11-tu lat mam wspaniałą żonę.Śliczna kobieta i tak jakby każdego dnia robiła się coraz ładniejsza.

Jakoś jeszcze ze mną wytrzymuje ale nie wiem na jak długo wystarczy jej sił.

Nie wiem co się dzieje , bo w naszym związku to ja byłem zawsze tym silniejszym psychicznie.

Dzięki że mogłem napisać i pozdrawiam tego co przeczytał.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich i naprawdę dziekuję że tutaj jesteście.

 

nikogo tu nie ma tylko reklama gabinetow psychologicznych zeby wydusic od ciebie ostania stowke i kopnac pozniej w biodrowke. Tez sie cieszymy ze jestes. Idzi do lekarza wylecz sie i zyj i sie rozmnazaj :twisted:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Postaram się opowiedzieć moją historię. Wszystko zaczęło się jakieś 5-6 lat temu w liceum. Teraz mam 22 lata a wyglądam co najwyżej na 15 z powodu chorób hormonalnych tj. niedobór hormonu wzrostu, tarczycy ogólnie mam problemy z przysadką mózgową odpowiedzialną m in. za te choroby. W szkole byłem ciągle wyśmiewany, nawet w mojej klasie. Miałem kliku przyjaciół dzięki, którym czułem się tam lepiej, ale uraz do ludzi mi pozostał. Niestety to jeszce nie jest najgorsze, mój ojciec jest alkoholikiem, jak się napił zawsze bałem sie o mamę. Stary po pijaku potrafił z nożem chodzić po domu, od tamtej pory nieustannie bałem się o zdrowie i życie mamy. Teraz ojciec jest już jedną noga w trumnie z powodu chorób trzustki i cukrzycy, wystarczy, że się napiję i już ląduję na pogotowiu, ale niestety strach pozostał, ale nie tylko o mamę. Martwię się jak najmłodsza siostra długo nie wraca czy też nie dzwoni, boję się wyśmiania z powodu mojego wyglądu, z powodu nerwicy rzuciłem studia (bałem się pójść na egzaminy ustne :roll: ). Do tego dochodzi paniczny strach o moje zdrowie czy życie, co chwile wymyślam sobie nowe choroby, od jakiegoś czasu nie mogę usnąć bez ataku paniki. Po prostu moje życie jest do bani i nawet bym pomyślał o najgorszym gdybym nie wiedział, że za bardzo będę się bał to zrobić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie wszystko sie zaczęło dwa lata temu we wrzesniu. Miałam bardzo stresująca sesje, w czerwcu nie zdałam egzaminu z którego miałam warunek i ostatnia szansa we wrześniu, a że to byl 2 rok to wiadomo nikt nie liczy sie ze studentem a nie wyobrażałam sobie że miałabym powtarzac rok:/ przez cały wrzesien cały czas chodziła mi po glowie chemia analityczna, zanim zasnęłam kilka godzin analizowałam w głowie całą sytuację, rano po obudzeniu pierwsza mysl ; egzamin. Nigdy tak nic nie przezywałam. Pod koniec wrzesnia siedzialam sobie przy komputerze i nagle zaczelam odczuwac dusznosci i uczucie gorąca, otworzylam okno żeby się dotlenić, po chwili zrobiło mi sie tak zimno że dreszcze mnie przeszywały i weszlam pod kołdre, za chwile znowu goraco :/ nie wiedziałam co sie ze mna dzieje. na drugi dzień oczywiscie prosto do lekarza a tam pani dr zapisała mi persen i magnez, nie wierzyłam jej że to stres. Kolejne dni wyglądaly pododbnie. najgorszy był powrót do akademika :/ cały czas powtarzały sie akcje z dreszczami, doszły biegunki, złe samopoczucie rano po przebudzeniu. Wszyscy obstawiali że jestem w ciązy. Kilka razy byłam na pogotowiu, zawsze ta sama diagnoza. Raz zrobili mi badania krwi i wyszło że mam niedobór potasu więc zaczęłam braz potas. Nie chodziłam na poprawki w pazdzierniku bo wciąz sie fatalnie czułam i nie miałam siły się uczyć. Na zajęcia chodziłam rzadko a jak juz to nieprzytomna i cały czas brałam tabletki uspokajające. W pazdzierniku wróciłam do treningów karate które zaczełam kilka miesięcy wczesniej i po pierwszym treningu od razu poczułam się lepiej, jak nowo narodzona. I przez kilka tygodni nic sie nie działo ;) myslałam że wszystko mam za sobą. Aż do czasu kolejnej sesji ... ale juz nie było tak zle, teraz juz biorę magnez caly czas i mam w pogotowiu tabletki uspokajające. Chociaż jak jest sytuacja stresująca tak jak teraz że zaczełam praktyki w nowej firmie znowu wszystko wraca, dlatego wybieram się na psychoterapie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzień dobry .

 

To chyba dobry dział , żeby napisać co sie u mnie dzieje jak się czuje itp.

 

Zacznę od tego że mam 32 wiosenki , od trzech lat jestem mężatką a od roku matką ślicznej córeńki z której niestety nie umie się cieszyć ale o tym później

A więc problem zaczął się od tego że miałam ojca alkoholika , od najmłodszych lat patrzyłam jak wraca z pracy pijany, ale to jeszcze nic najgorsze było to że znęcał i bił matkę , mnie i siostrze tez czasem się dostało ale rzadko bo przeważnie matka nas osłaniała przed ojcem :( Po 13-tu latach (po tym jak ojciec pobił na moich oczach mamę prawie do nieprzytomności tylko dlatego że wóciła później z pracy bo ktoś robił imieniny) , powiedziała dość i w końcu mieliśmy spokój , chociaż nie do końca bo niestety mieszkał w tej samej miejscowości i jak tylko zobaczył mame na ulicy to jej ubliżał ile sie dało i od najgorszych .

My z siostra nie chciałyśmy mieć z nim nic wspólnego ale niestety mama kazała nam do niego chodzić bo to ojciec . Teraz po wielu latach cały czas powtarza że tego żałuje .

Nasz spokój skończył sie po roku , wprowadziła się do nas babcia (mamy mama) której tez wszystko nie pasowało , a to za długo sie światło świeciło , albo za duzo wody z kranu leciało itp. No i zaczął sie kolejny ciężki okres , marzyłam żeby wyjść za mąż i wyprowadzić się byle jak najdalej od domu .

No i moje marzenia się spełniły , tyle tylko że weszłam z deszczu pod rynne :(

Męża poznałam na plenerowej imprezie , znajoma sobie postawiła za cel nas poznać , spotykaliśmy sie przez pół roku i podjęliśmy decyzje o ślubie , ze względu na dużą odległość od siebie (mieliśmy do siebie 200 km) .

Pobraliśmy się po roku znajomości , wydawało mi się że wreszcie będę mogła o sobie decydować , robic co chce itp .

Niestety bardzo się myliłam , zamieszkaliśmy z teściami mimo że ja tego nie chciałam , ale mąż mówił że jakoś będzie , szybko wykończymy górę i będziemy na swoim .

Niestety minęło prawie trzy lata a my nadal jesteśmy na piętrze z teściami w dodatku teściowa okazała się człowiek który zawsze ma racje a nie daj Boże się sprzeciwić to jest od razu obraza (a mąż mimo że jest bardzo dobrym człowiekiem i dużo mi pomaga to niestety nie umie sie odezwać do swojej mamy tylko patrzy jak mnie wykańcza i nigdy jeszcze się nie odezwał albo stanął po mojej stronie , umie mi tylko powiedzieć żebym się nie przejmowała ) :( :(

Póki nie było dziecka to jeszcze sobie dawałam rade , ale jak się pojawiła córeczka na świecie to już nie umiałam powstrzymać nerw . Po porodzie w domu byłam raptem tydzień i musiałam wracać do szpitala bo dostalam 40 stopniowej gorączki i nikt nie umiał powiedzieć czemu , ja wiedziałam że to przez nerwy , teściowa jak tylko córeczka zapłakała to leciała i wyrywała mi ją z rąk :( doszło w końcu do tego że jak mała zapłakała to zaczynałam się cala trząś bo wiedziałam że nie minie chwila i juz ta wleci i mi wyrwie córeńkę z rąk :( Oczywiście mąż milczał :roll:

Doszło do tego że zaczęłam chudnąć w oczach , mdleć itp .

Poszłam do lekarza , dostałam leki i po jakimś czasie się wyciszyłam , pomyślałam że już jest ok i przestałam brać leki i tu zrobiłam błąd moje leki przed teściową i nerwy wróciły z większą mocą :(

Wynik jest taki że chciałam sobie zrobić krzywde na oczach męża , kurcze aż wstyd o tym pisać :( Zaczęłam od nawa brać leki ( byłam u psychiatry ) ale biore od kilku miesięcy i nie widze wielkiej poprawy :(

Wczoraj np . teściowa mi powiedziała że moje dziecko jest głodne , a godzine wcześniej dostała jajeczko . Kolejne pouczenia i stwierdzenia że źle się zajmuje dzieckiem :( że jestem złą matką itp. czuje sie jak śmieć , nie mam poczucia własnej wartości :(

I znowu wpadłam w szał :( i znowu zaczęłam wyłupywać tabletki z listków i sie dusić sznurkiem .

Mimo że męża kocham to szleje na jego oczach i daje mu nieźle w kość , mam do niego ogromny żal że się nic nie odezwie i że się nie chce wyprowadzić :( Powiedziałam o tym to kazał mi sie samej odezwać , ale jak ja coś powiem to jest taka obraza że się odechciewa wszystkiego :( a o wyprowadzce nie chce słyszeć :( Najgorsze jest to że o niczym inny nie myśle w takich chwilach tylko o tym żeby ze sobą skończyć i nawet ta mała słodka istotka jaka jest moja córeńka nie działa na mnie jako motyw że mam dla kogo żyć i być :(

Wiem z autopsji że za kilka dni mi przejdzie , ale boje się że kiedyś jednak nie przejdzie i dojdzie do tragedii :(

Pomóżcie .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Izuś, Iza,przeczytalam Twoją historię i aż mnie krew zalewa.Nienawidzę jak ktos wpieprza się z butami w moje życie-bylam już ostro wkurfiona jak teściowa podkarmiala mi psa,a przecież to rzecz nieporownywalnie mniejszego kalibru.A i tak wyszlo na jej-pies jest tlusty,oddychac nie może,ale śpi z nią :blabla: Nie ma innego wyjścia,musicie stamtąd uciekać,bo się wykonczysz.Faceci to czesto takie dupy wolowe,mamusi synusie,na forum co i rusz slyszy się historię,jak to facet taki duży chlop,a narzeczonej przed rodzicami nie obronil..Albo (razem z mężem) postawicie sprawe jasno-podzial obowiązkow,coreczka jest Wasza,Ty sie nia zajmujesz,a ona tylko wtedy jak będziecie tego chcieli,albo musicie uciekać gdzie pieprz rosnie,bo nie bedziesz miala życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Shadowmere dziekuje , ale jak pisałam nie ma szans się wyprowadzić , bo mąż nie chce :( Już sama nie wiem ile razy go prosiłam raz grzecznie drugi raz złościa i nic na niego nie działa :( to było jego marzenie żeby sobie góre wykończyć , tylko strasznie opornie mu to idzie . Ale może w końcu weźmie się za robote - oby . Przynajmniej jak się wkurze to schowam się u siebie , mam nadzieje że nie będzie tam wchodzic nieproszona , chociaż po taj kobiecie można się spodziewać wszystkiego :(

Co do podziału obowiązków to nie takie proste , bo widzisz u mnie jest jeszcze tak że ja pracuje a ona mi sie małą zajmuje ,a jak coś powiem to sie obrazi i dopiero będzie , teraz to chociaż w pracy jestem spokojna ,ale jak tylko przychodzi czas iść do domu to sie cala trzęsę bo nie wiadomo co sie zastanie i czy znowu nie będzie że głodze dziecko albo cos innego .(szczególnie mi ciężko się wraca po takich sytuacjach jak wczoraj )

I tu jest tak że to teściowa się zajmuje kiedy chce a nie kiedy ja :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Izuś, Ta sytuacja psuje Ci uroki macierzyństwa.Dziecinstwo trwa bardzo krótko,doroslosc cale życie i ani sie obejrzysz,a Coreczka będzie już duża,a Ty będziesz miala tylko fatalne wspomnienia z tego okresu.Nie możesz postawic sprawy na ostrzu noża-że dopoki mąż nie wykonczy góry to wyprowadzasz się z małą?Zawozilabys ją przed pracą do dziadków,a po pracy odbierala i bylybyście same w spokoju,a mąż wracalby np. na noc?Potrzebujesz profesjonalnego wsparcia,jakiegos terapeuty,ktory pomoglby Ci w wypracowaniu asertywnych zachowań.Mialaś w dzieciństwie ciężko (ja też jestem dda) i to rzutuje na Twoja obecną samoocenę i strach przed zaznaczeniem granic..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Shadowmere gdybym się wyprowadziła to nie miałabym gdzie wracac , bo teściowa na pewno by sie nie zgodziła , a tym bardziej nie opiekowała by mi dziecka .

Wiem że czas szybko ucieka i dzieci rosną i wiem co mi ta kobieta zabrała , praktycznie dziecko , bo jak małej jest źle to idzie do babki , wzięło sie to z tąd że jak pisałam wcześniej jak tylko zpłakała to mi ją wyrywała . ja w tej chwili dziecka nie umie uspokoić a tamta ja weźmie i dziecko od razu sie uspokaja , ale niestey pozwoliłam sobie na to i bardzo żałuje, ale chciałam żeby mąż był szczęśliwy że w dom ujest spokój .

Dlatego też powiedziałam że jeśli zdecyduje sie na drugie dziecko to tylko wtedy gdy będziemy na swoim .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam ponownie .

No i dozło do tego ze się pocięła , było to w sobote po południu , a w niedziele wpadłam w taki szał , że gdyby mąż mnie nie trzymał to bym frunęła jak ptaszek z dachu . Koniec końców wezwał lekarza , dostałam połowe clonazepanu i ćwiartkę amitriptylinum i zasnęłam jak dziecko , leki oczywiście dostał mój mąż żebym czasem się do nich nie przyssała , bo by ie było ratunku :(

Najgorsze w tym wszytkim jest dziecko , bo ma mame wariatkę .

Ja mimio że biore te leki to i tak o niczym innym nie myśle , jak tylko o tym żeby ze sobą skończyć , bo po co dziecku matka , a mężowi żona WARIATKA !!!!!!!!!!!!!!!!

Więc jakbym sie dłużej nie pokazywała to odpowiedź macie wyżej .

To tyle :(

 

[Dodane po edycji:]

 

Witam ponownie .

No i dozło do tego ze się pocięła , było to w sobote po południu , a w niedziele wpadłam w taki szał , że gdyby mąż mnie nie trzymał to bym frunęła jak ptaszek z dachu . Koniec końców wezwał lekarza , dostałam połowe clonazepanu i ćwiartkę amitriptylinum i zasnęłam jak dziecko , leki oczywiście dostał mój mąż żebym czasem się do nich nie przyssała , bo by ie było ratunku :(

Najgorsze w tym wszytkim jest dziecko , bo ma mame wariatkę .

Ja mimio że biore te leki to i tak o niczym innym nie myśle , jak tylko o tym żeby ze sobą skończyć , bo po co dziecku matka , a mężowi żona WARIATKA !!!!!!!!!!!!!!!!

Więc jakbym sie dłużej nie pokazywała to odpowiedź macie wyżej .

To tyle :(

 

EDIT

 

dochodze pomału do siebie i zastanawiam się co ja najlepszego zrobiłam , reka wyglada jak by była w sieczkarni .

Czuje taki wielki wstyd , jak to wszystko przetrwać :(

Pomocy !!!!!!!!!!!!!

 

[Dodane po edycji:]

 

Witam ponownie .

No i dozło do tego ze się pocięła , było to w sobote po południu , a w niedziele wpadłam w taki szał , że gdyby mąż mnie nie trzymał to bym frunęła jak ptaszek z dachu . Koniec końców wezwał lekarza , dostałam połowe clonazepanu i ćwiartkę amitriptylinum i zasnęłam jak dziecko , leki oczywiście dostał mój mąż żebym czasem się do nich nie przyssała , bo by ie było ratunku :(

Najgorsze w tym wszytkim jest dziecko , bo ma mame wariatkę .

Ja mimio że biore te leki to i tak o niczym innym nie myśle , jak tylko o tym żeby ze sobą skończyć , bo po co dziecku matka , a mężowi żona WARIATKA !!!!!!!!!!!!!!!!

Więc jakbym sie dłużej nie pokazywała to odpowiedź macie wyżej .

To tyle :(

 

EDIT

 

dochodze pomału do siebie i zastanawiam się co ja najlepszego zrobiłam , reka wyglada jak by była w sieczkarni .

Czuje taki wielki wstyd , jak to wszystko przetrwać :(

Pomocy !!!!!!!!!!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam.

 

Właśnie się zarejestrowałem na forum i może napisze jak wygląda mój "przypadek".

Lęki zaczęły się u mnie kiedyś, dawno, dawno temu, jak miałem 18 lat. Długo nie wiedziałem co mi jest, myślałem, że mam chore serce i w ogóle myśli hipohondryka rozkręcone na 100%, wszystkie badania wyszły ok i nadal nie wiedziałem co się dzieje. Dopiero pewna mądra Pani doktor wysłała mnie do psychologa, a tam on wręczył mi książeczkę o lęku i...eureka. Były wypisane objawy, chyba ze 30 i wszystkie miałem :D Potem była psychoterapia i kuracja bodaj remeronem i po około roku lęki minęły (poza niewielkimi epizodami).

 

A teraz historia nowożytna, mam już prawie lat 29 i od roku mam nawrót tego koszmaru. Codziennie jestem zmęczony, nic mi się nie chce, boje się odejść dalej od domu, ciągle mi duszno i w głowie mi się kręci. Do tego doszły badania, które oczywiście po raz kolejny zrobiłem. Wyszło, że mam HCV (wirusowe zapalenie wątroby typu C) i dwa guzy w mózgu (jeden torbiel i jeden nie wiadomo (do dalszej konsultacji). I żeby ładnie przypieczętować "tragizm" całej sytuacji, tydzień temu zostawiła mnie kobieta (po 2 latach ponad) bo chyba już nie wyrobiła (w sumie się nawet nie dziwie).

 

Teraz w ramach kinetycznego przyjęcia kopa w tyłek, staram się odwrócić całą tą sytuacje na pozytyw i zacząłem się odchudzać, rzuciłem granie w wowa (co zabierało mi strasznie dużo czasu) no i znowu zacząłem chodzić na psychoterapie. Postępy na chwile obecną są w tych 2 pierwszych bo to 3 wymaga jeszcze trochę czasu. Mam nadzieje, że będzie dobrze i pozdrawiam wszystkich umierających, zbolałych, zmęczonych i zmaltretowanych tym paskudztwem. Wiem, że można z tego wyjść bo już raz się udało (na 10 lat) chociaż teraz może być odrobine trudniej.

 

Pozdrawiam, Filip.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich, to moj pierwszy post na tym forum, nie chcialam zakladac osobnego tematu wiec pisze tutaj.

Cierpie na nerwice od kwietnia, wszystko zaczelo sie od objawow somatycznych i do tej pory na nich sie koncentruje chociaz ostatnio doszly nowe.. ale od poczatku. Zaczelo sie pewnego dnia rano gdy bylam na uczelni. Bylam wtedy zestresowana, denerwowalam sie , juz nie pamietam czym... Wypilam kawe ktora pilam w czasie zajec praktycznie codziennie od miesiecy. Tym razem moze przez nerwy czy tez moze cos nietak bylo z ta kawa, rozbolal mnie brzuch i musialam szybko wyjsc do toalety. Sytuacja powtarzala sie kilka razy w czasie kolejnych zajec co mocno mnie stresowalo zwlaszcza ze w tym dniu bylo najwiecej zajec a biegunka meczyla mnie od samego rana. Byly to tez zajecia wylacznie z moja grupa, nie wyklady, wiec rzucalo sie w oczy ze wychodze. Czulam sie glupio i balam sie ze wszyscy patrza na mnie jak na idiotke ;/ ale jakos dalam rade, dojechalam do domu i wieczorem czulam sie lepiej. W zasadzie nic przeciez sie nie stalo, kazdemu sie zdarza czasami zatruc, na miescie czy w innym miejscu publicznym, mnie tez, i nigdy nie robilam z tego tragedii.. nastepnego dnia niby bylo juz ok. Umowilam sie z chlopakiem na spacer. Wysiadlam z autobusu i nagle dopadla mnie glupia mysl ze wczoraj zatrulam sie na uczelni , a nawet tam byl problem z chodzeniem do toelaty kiedy potrzebowalam , a tu jestem na dworze i zadnego kibla w poblizu. Ogarnal mnie jakis chory lęk i rozbolal mnie brzuch, powiedzialam chlopakowi ze dalej zle sie czuje i zebysmy poszli najpierw do galerii handlowej a pozniej polazimy. Mial pretensje ze zmieniam plany bo chcial pospacerowac, to mnie dodatkowo zestresowalo, że swoim zachowaniem robie mu klopot.. Poszlismy w koncu do galerii , tam nagle wszystko mi przeszlo bo wiedzialam ze jakby co mam blisko toalete... zaczelam sie denerwowac ze tak sie wtedy na tym spacerze poczulam ale zwalilam to na wczorajsze zatrucie. od tamtej pory jednak zaczal mnie lapac ten lek i bol brzucha w roznych sutacjach kiedy nie bylo w poblizu WC , np rano w autobusie do szkoly , jednak bylo to dosc sporadyczne i nie stwarzalo wielkiego problemu.

 

Najgorsze zaczelo sie pare dni pozniej. Po sniadaniu dostalam naglej i ostrej biegunki. Myslalam ze moze po prostu zaszkodzilo mi cos , bo jadlam na tym sniadaniu rzeczy ktorych na codzien raczej nie jem (byly swieta ;). Ale powiazalam to z tym co dzialo sie w zeszlym tygodniu i zaczelam sobie wkrecac ze o boze znowu mi sie to przydarzylo, co by bylo gdybym byla w tym momencie na uczelni , albo gdyby mnie to zlapalo wtedy na spacerze z chlopakiem, chyba nie zdazylabym dobiec do kibla;/ moi rodzice zbierali sie na wycieczke po tym sniadaniu, ja i tak mialam zostac w domu wiec w niczym mi to nie przeszkodzilo i w sumie nie byly powodu do niepokoju. ale zaczelam myslec co by bylo gdybym jednak chciala jechac z nimi, gdybym byla z nimi w samochodzie gdzies w trasie ;/ i wtedy bym dostala biegunki ;/ nie wiem skad wziely sie u mnie takie mysli, raz juz zaszkodzila mi kawa na miescie, biegalam wtedy po wszystkich kiblach w okolicy, mialam problem z dojazdem do domu i nic sie nie tym pozniej nie martwilam, na nastepny dzien potrafilam sie z tego smiac, wypic kawe w domu , wyjsc i niczym sie nie martwic. a teraz takie sytuacje zaczely powodowac u mnie takie obawy jak napisalam. Zaczelam sobie tez wkrecac ze to pewnie z nerwow i ze sie to powtorzy. Tym bardziej sie tym martwilam bo nigdy nie mialam czegos takiego. Znowu powtorzyla sie sytuacja z chlopakiem ktory pisal do mnie pozniej w ten swiateczny dzien , chcial gdzies ze mna pojechac, ja sie balam w ogole gdzies wyjsc a co dopiero jechac z nim autem, ze znowu dostane biegunki i narobie sobie wstydu ;/ Powiedzialam mu ze zle sie czuje i nie chce zepsuc tym wycieczki , zebysmy nie musieli sie wracac zaraz przeze mnie i w ogole. Myslalam ze zrozumie i okaze jakas troske, ale przeciwnie.. mial pretensje ze nie chce spedzac z nim czasu , ze pogoda ladna to mozemy sie gdzies wybrac a ja nie chce. To mnie jeszcze bardziej zdolowalo i nasililo lek ze taka sytuacja sie powtorzy i uniemozliwi jakies wyjscie z domu albo przydarzy sie w trakcie. Zaczelam sobie wmawiac ze to wszystko pewnie bylo z nerwow nie od jedzenia, i to mnie szczerze mowiac przerazilo bo nigdy nie mialam dolegliwosci jelitowych na tle nerwowym - zawsze byl to bol zoladka i mdlosci i to raczej przed konkretnym stresujacym wydarzeniem np matura, i bylo to do opanowania - a jak tu gdzies wyjsc i sie nie denerwowac jesli w okolicy nie ma toalety ;/ zaczal mnie bolec brzuch, biegunka lapala mnie w roznych porach dnia, miedzy posilkami, bez znaczenia co i ile zjadlam. im dluzej to trwalo tym bardziej sie denerwowalam. Przerazalo mnie to ze tak reaguje na stres, w dodatku jakis urojony i bezsensowny, bo nie balam sie niczego konkretnego tylko tego ze dolegliwosci sie zaczna . Chore bledne kolo. Najbardziej przerazala mnie mysl ze skoro to wszystko jest spowodowane wylacznie stresem to moze sie zaczac wszedzie , o kazdej porze a ja nie moge tego zwalczyc. Balam sie powrotu na studia po tym tygodniu wolnego, tego jak wytrzymam rano w autobusie i na zajeciach.

 

I wtedy sie zaczelo. Jazdy autobusem byly koszmarem. Robilo mi sie goraco, spocone dlonie, bol brzucha, liczenie przystankow, paniczny strach ze w koncu zdenerwuje sie tak ze nie wytrzymam i bede musiala wysiasc gdzies na trasie i biegac rano szukac WC . Kazdy korek na ulicy, wolna jazda autobusu powodowal wrecz paniczny lęk, po prostu paranoja. Na zajeciach po jakims czasie sobie poradzilam, zobaczylam ze potrafie wytrzymac te 1.5 godziny i to mnie uspokoilo. w zasadzie bylo lepiej niz w czasie jazdy na miescie bo wiedzialam ze jakby co zawsze moge na uczelni isc do toalety. Gorzej bylo tylko w czasie egzaminow kiedy wiedzialam ze nie ma mozliwosci wyjscia i do tego musze wysiedziec w spokoju co najmniej pol godziny i skupic sie na tescie. Mialam schizy ze wszyscy widza jak sie stresuje , i ww objawy: spocone rece, mdlosci, paniczny lęk. To bylo jakies bledne kolo.. Najpierw denerwowalam sie ze zmarnowalam przez to wolne (swieta), pozniej tym ze to w ogole dalej trwa , ze nie przechodzi. Kiedy denerwowalam sie przed wyjsciem z domu, a nic sie nie stalo jak wyszlam, zamiast ulgi czulam podwojny stres: bo co w tym normalnego ze stresuje mnie cos takiego jak np wyjscie do sklepu , przeciez nieraz bede musiala gdzies wyjsc, to chore ze w ogole czyms takim sie martwie. Nie mam sie z czego cieszyc ze nic sie nie dzialo jak gdzies wyszlam bo co to za wyzwanie, codzienne zycie, a mnie to zaczelo tak przerazac... Do tego doszedl lek przed czyms konkretnym. panikowalam ze nie wytrzymam w czasie sesji, najbardziej balam sie najwazniejszego egzaminu trwajacego 3h. Czulam ze po prostu tyle nie wysiedze, bez mozliwosci wyjscia do wc i z tymi wszystkimi dolegliwosciami, do tego "zwykly" stres przed samymi egzaminami... w koncu jednak przeszlam wszystkie testy , poszly mi dobrze, jakos wytrzymalam ale ile nerwow przed i po mnie to kosztowalo zrozumieja chyba tylko ci ktorze mieli podobnie. No i zaczely sie wakacje, pomyslalam ze teraz nie ma juz zadnych stresujacych sytuacji, ani nauki ani koniecznosci pojechania gdzies, ladna pogoda, czas wolny to moze sie uspokoje... ale nie polepszylo sie. Bylo nawet gorzej bo wczesniej moglam czesciowo zrzucic to na stres zwiazany z sesja , chociaz wiedzialam przeciez ze to zaczelo sie duzo wczesniej i nie jest spowodowane egzaminami. I jak juz zaczely sie wakacje w pelni to do mnie dotarlo. Wczesniej musialam sie zmuszac zeby wyjsc na uczelnie, wysiedziec tam, napisac egzamin, no bo i tak nie mialam wyjscia. Koncentrowalam sie na tym ze musze cos zrobic mimo lęku. i to ze mi sie to udawalo dawalo mi jakas motywacje. Mialam tez cel zeby to wszystko przejsc i doczekac wakacji, wtedy jeszcze liczylam ze sie w tym czasie polepszy. W wakacje kiedy stres "dorazny" zwiazny ze studiami minal, troche ochlonelam i ogarnelam to wszystko, zaczelam myslec o tym jak sie czulam przez ostatnie 2 miesiace i ze teraz nic nie musze , ze kazde wyjscie z domu zalezy ode mnie, lęk mi sie nasilil. Na mysl jak mi to ograniczylo normalne zycie, np jest lato a ja nie jestem w stanie isc do parku na jakis spacer bo bede myslec tylko o tym co zrobie jak rozboli mnie brzuch robilo mi sie slabo;/ Tak jak wczesniej balam sie przez to egzaminow, teraz zaczelam sie jeszcze denerwowac ze nie znajde przez to zadnej pracy a w koncu nic nie bede w stanie zrobic tylko zamkne sie w domu i zmarnuje cale wakacje. Te mysli lapaly mnie najczesciej przed takim stresujacym wydarzeniem bo jak juz przychodzilo co do czego albo jakos udawalo mi sie zdystansowac i odsunac te mysli albo balam sie tak bardzo ze nie dopuszczalam do siebie tego strachu (np myslenie "trwa egzamin, nie moge wyjsc ale musze go napisac, balam sie tak juz tyle razy wczesniej i wytrzymalam to teraz tez dam rade , nie bede myslec co bedzie jak bede musiala wyjsc bo to po prostu zbyt straszne :>) i jakos wytrzymalam. W ten sposob poradzilam sobie z koncowka studiow i znalazlam w wakacje prace.

Zalezalo mi zeby nie pozwolic sie ograniczyc przez te problemy jelitowe i strach bo wtedy bedzie jeszcze gorzej i bede sie bala w ogole wyjsc z domu , wsiasc do autobusu itd. Nieraz mnie to kosztowalo wiele wysilku ale nigdy nie zostalam w domu przez to ze sie balam, zmuszalam sie zeby wsiasc do autobusu, pojechac na miasto . To mnie troche motywowalo i dodawalo sil, ze probuje funkcjonowac normalnie . Wmawialam sobie ze zycie az tak sie nie zmienilo. Tylko ze ile tak mozna. Lęk przed tym że sie zdenerwuje, przed bolami brzucha i biegunka, przed tym ze zlapie mnie to gdzies gdzie nie bedzie wc caly czas we mnie jest, im dluzej to trwa tym gorzej. W koncu przerodzilo mi sie to w trwale bole brzucha ktore sie utrzymywaly niemal caly dzien. Zaczelam jeszcze bardziej histeryzowac ze przez te nerwowe bole tylko uszkadzam sobie uklad pokarmowy i w koncu naprawde na cos zachoruje. Nie dosc ze sie obwinialam o ta sytuacje i mialam do siebie pretensje, martwilam sie ze naprawde zrujnuje sobie zdrowie przez swoje urojenia. Poszlam do lekarza ,zrobilam badania (usg,krew,mocz,kal) , wszystko ok. Biore od paru tygodni Debretin i Iberogast ktore duzo pomogly ale i tak trzymaja sie mnie te chore lęki bo wiem ze nawet jak jest lepiej to za zasluga lekow a nie moge ich brac przeciez cale zycie, problem jest w glowie..

 

od paru tygodni szukalam psychologa u ktorego moglabym chodzic na darmowa psychoterapie czy chocby na czeste wizyty (od marca chodze do jednej pani psycholog ale ciezko sie do tej przychodni zarejestrowac , odstepy miedzy wizytami to co najmniej 3-4 tygodnie, wiec niestety to zadna pomoc na dluzsza mete). Platna terapia to ostatecznosc (studiuje dziennie na prywatnej uczelni, ciezko z kasa). Na razie znalazlam jedna psycholog u ktorej mam nadzieje rozpoczne terapie pod koniec sierpnia. Mysle ze gdybym mogla chociaz raz na 2 tygodnie porozmawiac o tym z lekarzem to wyszlabym z tego chociaz czasami czuje ze to nigdy nie przejdzie i ze trwa od zawsze ;/ Ostatnio bylo juz lepiej , chociaz tak panikowalam to znalazlam prace i nie bylo w niej zadnych problemow. Coraz czesciej wychodzilam daleko na miasto , czasem na caly dzien i tez nic sie nie dzialo (chociaz zawsze spokojniej sie czulam gdy wiedzialam ze moge isc do wc ;) ) . Wyjechalam nawet na pare dni co wczesniej wydawalo mi sie niemozliwe i tam tez wiekszosc czasu bylo ok. Niestety , ostatnio zerwalam z chlopakiem, po czesci wlasnie przez ta nerwice, konkretnie przez to ze nie otrzymalam w tym czasie od niego praktycznie zadnego wsparcia , czulosci czy nawet proby zrozumienia . To pewnie przyczynilo sie do tego ze czulam sie coraz gorzej i do tego winna bo nawet facet z ktorym bylam ponad 3 lata nie robil nic zebym sie poczula lepiej. Sam fakt zerwania zwiazku mnie dobija a teraz wszystko rzutuje jeszcze na ta nerwice. Czuje sie jakby wszystkie uczucia normalne w takiej sytuacji , samotnosc, rozczarowanie i zal, byly podwojone bo nasilaja sie jeszcze te lęki. Odkad z nim zerwalam znow nasilily sie te bole brzucha, mimo tabletek na jelita, strasznie sie boje ze wroci sytuacja sprzed paru miesiecy bo jednak ostatnio bylo lepiej i przynajmniej nie meczyly mnie biegunki . Do tego te lęki ze stracilam osobe ktora jednak byla mi bliska przez 3 lata a raczej mialam takie wyobrazenia.. ze teraz strace wszystkich i nie znajde nikogo nowego bo kazdego odstraszy ta nerwica...ze sama sobie z niczym nie poradze i po prostu tego nie przezwycieze po prostu beznadzieja.

 

Niezle sie rozpisalam, dzieki jesli ktos dal rade doczytac do konca :) Jesli ktos mial lub ma podobny problem , w sensie nerwica z naciskiem na podobne dolegliwosci somatyczne i chcialby pogadac to zapraszam;) . Gdyby ktos znal dobrego psychologa (prywatnego) we Wroclawiu to tez prosze o kontakt. Czy psychoterapia jest skuteczna w takim przypadku i czy ktos wyszedl z tego przy samej terapii, bez lekow (jak dotad biore tylko Coaxil od 3 miesiecy) ?pozdrawiam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×