Skocz do zawartości
Nerwica.com

aga20

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia aga20

  1. Persen i jakieś herbatki uspokajające
  2. Mecze sie z taka nerwica z krotkimi przerwami od 5 miesiecy . Bole podbrzusza, biegunki/luzne stolce, czasami bol zoladka i mdlosci, napiecie miesni. Badania wykluczyly dolegliwosci organiczne, a wiec to nerwica i ibs. Od przedwczoraj biore Sertagen /wczesniej przez 3 miesiace bez wiekszych efektow Coaxil/ , niedlugo ide do psychologa i mam pytanie czy z tym cholerstwem mozna poradzic sobie bez lekow, czy w ogole psychoterapia daje efekty w przypadku takiej nerwicy ktora objawia sie glownie objawami somatycznymi i lekiem przed nimi? pozdrawiam
  3. Witam wszystkich, to moj pierwszy post na tym forum, nie chcialam zakladac osobnego tematu wiec pisze tutaj. Cierpie na nerwice od kwietnia, wszystko zaczelo sie od objawow somatycznych i do tej pory na nich sie koncentruje chociaz ostatnio doszly nowe.. ale od poczatku. Zaczelo sie pewnego dnia rano gdy bylam na uczelni. Bylam wtedy zestresowana, denerwowalam sie , juz nie pamietam czym... Wypilam kawe ktora pilam w czasie zajec praktycznie codziennie od miesiecy. Tym razem moze przez nerwy czy tez moze cos nietak bylo z ta kawa, rozbolal mnie brzuch i musialam szybko wyjsc do toalety. Sytuacja powtarzala sie kilka razy w czasie kolejnych zajec co mocno mnie stresowalo zwlaszcza ze w tym dniu bylo najwiecej zajec a biegunka meczyla mnie od samego rana. Byly to tez zajecia wylacznie z moja grupa, nie wyklady, wiec rzucalo sie w oczy ze wychodze. Czulam sie glupio i balam sie ze wszyscy patrza na mnie jak na idiotke ;/ ale jakos dalam rade, dojechalam do domu i wieczorem czulam sie lepiej. W zasadzie nic przeciez sie nie stalo, kazdemu sie zdarza czasami zatruc, na miescie czy w innym miejscu publicznym, mnie tez, i nigdy nie robilam z tego tragedii.. nastepnego dnia niby bylo juz ok. Umowilam sie z chlopakiem na spacer. Wysiadlam z autobusu i nagle dopadla mnie glupia mysl ze wczoraj zatrulam sie na uczelni , a nawet tam byl problem z chodzeniem do toelaty kiedy potrzebowalam , a tu jestem na dworze i zadnego kibla w poblizu. Ogarnal mnie jakis chory lęk i rozbolal mnie brzuch, powiedzialam chlopakowi ze dalej zle sie czuje i zebysmy poszli najpierw do galerii handlowej a pozniej polazimy. Mial pretensje ze zmieniam plany bo chcial pospacerowac, to mnie dodatkowo zestresowalo, że swoim zachowaniem robie mu klopot.. Poszlismy w koncu do galerii , tam nagle wszystko mi przeszlo bo wiedzialam ze jakby co mam blisko toalete... zaczelam sie denerwowac ze tak sie wtedy na tym spacerze poczulam ale zwalilam to na wczorajsze zatrucie. od tamtej pory jednak zaczal mnie lapac ten lek i bol brzucha w roznych sutacjach kiedy nie bylo w poblizu WC , np rano w autobusie do szkoly , jednak bylo to dosc sporadyczne i nie stwarzalo wielkiego problemu. Najgorsze zaczelo sie pare dni pozniej. Po sniadaniu dostalam naglej i ostrej biegunki. Myslalam ze moze po prostu zaszkodzilo mi cos , bo jadlam na tym sniadaniu rzeczy ktorych na codzien raczej nie jem (byly swieta . Ale powiazalam to z tym co dzialo sie w zeszlym tygodniu i zaczelam sobie wkrecac ze o boze znowu mi sie to przydarzylo, co by bylo gdybym byla w tym momencie na uczelni , albo gdyby mnie to zlapalo wtedy na spacerze z chlopakiem, chyba nie zdazylabym dobiec do kibla;/ moi rodzice zbierali sie na wycieczke po tym sniadaniu, ja i tak mialam zostac w domu wiec w niczym mi to nie przeszkodzilo i w sumie nie byly powodu do niepokoju. ale zaczelam myslec co by bylo gdybym jednak chciala jechac z nimi, gdybym byla z nimi w samochodzie gdzies w trasie ;/ i wtedy bym dostala biegunki ;/ nie wiem skad wziely sie u mnie takie mysli, raz juz zaszkodzila mi kawa na miescie, biegalam wtedy po wszystkich kiblach w okolicy, mialam problem z dojazdem do domu i nic sie nie tym pozniej nie martwilam, na nastepny dzien potrafilam sie z tego smiac, wypic kawe w domu , wyjsc i niczym sie nie martwic. a teraz takie sytuacje zaczely powodowac u mnie takie obawy jak napisalam. Zaczelam sobie tez wkrecac ze to pewnie z nerwow i ze sie to powtorzy. Tym bardziej sie tym martwilam bo nigdy nie mialam czegos takiego. Znowu powtorzyla sie sytuacja z chlopakiem ktory pisal do mnie pozniej w ten swiateczny dzien , chcial gdzies ze mna pojechac, ja sie balam w ogole gdzies wyjsc a co dopiero jechac z nim autem, ze znowu dostane biegunki i narobie sobie wstydu ;/ Powiedzialam mu ze zle sie czuje i nie chce zepsuc tym wycieczki , zebysmy nie musieli sie wracac zaraz przeze mnie i w ogole. Myslalam ze zrozumie i okaze jakas troske, ale przeciwnie.. mial pretensje ze nie chce spedzac z nim czasu , ze pogoda ladna to mozemy sie gdzies wybrac a ja nie chce. To mnie jeszcze bardziej zdolowalo i nasililo lek ze taka sytuacja sie powtorzy i uniemozliwi jakies wyjscie z domu albo przydarzy sie w trakcie. Zaczelam sobie wmawiac ze to wszystko pewnie bylo z nerwow nie od jedzenia, i to mnie szczerze mowiac przerazilo bo nigdy nie mialam dolegliwosci jelitowych na tle nerwowym - zawsze byl to bol zoladka i mdlosci i to raczej przed konkretnym stresujacym wydarzeniem np matura, i bylo to do opanowania - a jak tu gdzies wyjsc i sie nie denerwowac jesli w okolicy nie ma toalety ;/ zaczal mnie bolec brzuch, biegunka lapala mnie w roznych porach dnia, miedzy posilkami, bez znaczenia co i ile zjadlam. im dluzej to trwalo tym bardziej sie denerwowalam. Przerazalo mnie to ze tak reaguje na stres, w dodatku jakis urojony i bezsensowny, bo nie balam sie niczego konkretnego tylko tego ze dolegliwosci sie zaczna . Chore bledne kolo. Najbardziej przerazala mnie mysl ze skoro to wszystko jest spowodowane wylacznie stresem to moze sie zaczac wszedzie , o kazdej porze a ja nie moge tego zwalczyc. Balam sie powrotu na studia po tym tygodniu wolnego, tego jak wytrzymam rano w autobusie i na zajeciach. I wtedy sie zaczelo. Jazdy autobusem byly koszmarem. Robilo mi sie goraco, spocone dlonie, bol brzucha, liczenie przystankow, paniczny strach ze w koncu zdenerwuje sie tak ze nie wytrzymam i bede musiala wysiasc gdzies na trasie i biegac rano szukac WC . Kazdy korek na ulicy, wolna jazda autobusu powodowal wrecz paniczny lęk, po prostu paranoja. Na zajeciach po jakims czasie sobie poradzilam, zobaczylam ze potrafie wytrzymac te 1.5 godziny i to mnie uspokoilo. w zasadzie bylo lepiej niz w czasie jazdy na miescie bo wiedzialam ze jakby co zawsze moge na uczelni isc do toalety. Gorzej bylo tylko w czasie egzaminow kiedy wiedzialam ze nie ma mozliwosci wyjscia i do tego musze wysiedziec w spokoju co najmniej pol godziny i skupic sie na tescie. Mialam schizy ze wszyscy widza jak sie stresuje , i ww objawy: spocone rece, mdlosci, paniczny lęk. To bylo jakies bledne kolo.. Najpierw denerwowalam sie ze zmarnowalam przez to wolne (swieta), pozniej tym ze to w ogole dalej trwa , ze nie przechodzi. Kiedy denerwowalam sie przed wyjsciem z domu, a nic sie nie stalo jak wyszlam, zamiast ulgi czulam podwojny stres: bo co w tym normalnego ze stresuje mnie cos takiego jak np wyjscie do sklepu , przeciez nieraz bede musiala gdzies wyjsc, to chore ze w ogole czyms takim sie martwie. Nie mam sie z czego cieszyc ze nic sie nie dzialo jak gdzies wyszlam bo co to za wyzwanie, codzienne zycie, a mnie to zaczelo tak przerazac... Do tego doszedl lek przed czyms konkretnym. panikowalam ze nie wytrzymam w czasie sesji, najbardziej balam sie najwazniejszego egzaminu trwajacego 3h. Czulam ze po prostu tyle nie wysiedze, bez mozliwosci wyjscia do wc i z tymi wszystkimi dolegliwosciami, do tego "zwykly" stres przed samymi egzaminami... w koncu jednak przeszlam wszystkie testy , poszly mi dobrze, jakos wytrzymalam ale ile nerwow przed i po mnie to kosztowalo zrozumieja chyba tylko ci ktorze mieli podobnie. No i zaczely sie wakacje, pomyslalam ze teraz nie ma juz zadnych stresujacych sytuacji, ani nauki ani koniecznosci pojechania gdzies, ladna pogoda, czas wolny to moze sie uspokoje... ale nie polepszylo sie. Bylo nawet gorzej bo wczesniej moglam czesciowo zrzucic to na stres zwiazany z sesja , chociaz wiedzialam przeciez ze to zaczelo sie duzo wczesniej i nie jest spowodowane egzaminami. I jak juz zaczely sie wakacje w pelni to do mnie dotarlo. Wczesniej musialam sie zmuszac zeby wyjsc na uczelnie, wysiedziec tam, napisac egzamin, no bo i tak nie mialam wyjscia. Koncentrowalam sie na tym ze musze cos zrobic mimo lęku. i to ze mi sie to udawalo dawalo mi jakas motywacje. Mialam tez cel zeby to wszystko przejsc i doczekac wakacji, wtedy jeszcze liczylam ze sie w tym czasie polepszy. W wakacje kiedy stres "dorazny" zwiazny ze studiami minal, troche ochlonelam i ogarnelam to wszystko, zaczelam myslec o tym jak sie czulam przez ostatnie 2 miesiace i ze teraz nic nie musze , ze kazde wyjscie z domu zalezy ode mnie, lęk mi sie nasilil. Na mysl jak mi to ograniczylo normalne zycie, np jest lato a ja nie jestem w stanie isc do parku na jakis spacer bo bede myslec tylko o tym co zrobie jak rozboli mnie brzuch robilo mi sie slabo;/ Tak jak wczesniej balam sie przez to egzaminow, teraz zaczelam sie jeszcze denerwowac ze nie znajde przez to zadnej pracy a w koncu nic nie bede w stanie zrobic tylko zamkne sie w domu i zmarnuje cale wakacje. Te mysli lapaly mnie najczesciej przed takim stresujacym wydarzeniem bo jak juz przychodzilo co do czego albo jakos udawalo mi sie zdystansowac i odsunac te mysli albo balam sie tak bardzo ze nie dopuszczalam do siebie tego strachu (np myslenie "trwa egzamin, nie moge wyjsc ale musze go napisac, balam sie tak juz tyle razy wczesniej i wytrzymalam to teraz tez dam rade , nie bede myslec co bedzie jak bede musiala wyjsc bo to po prostu zbyt straszne :>) i jakos wytrzymalam. W ten sposob poradzilam sobie z koncowka studiow i znalazlam w wakacje prace. Zalezalo mi zeby nie pozwolic sie ograniczyc przez te problemy jelitowe i strach bo wtedy bedzie jeszcze gorzej i bede sie bala w ogole wyjsc z domu , wsiasc do autobusu itd. Nieraz mnie to kosztowalo wiele wysilku ale nigdy nie zostalam w domu przez to ze sie balam, zmuszalam sie zeby wsiasc do autobusu, pojechac na miasto . To mnie troche motywowalo i dodawalo sil, ze probuje funkcjonowac normalnie . Wmawialam sobie ze zycie az tak sie nie zmienilo. Tylko ze ile tak mozna. Lęk przed tym że sie zdenerwuje, przed bolami brzucha i biegunka, przed tym ze zlapie mnie to gdzies gdzie nie bedzie wc caly czas we mnie jest, im dluzej to trwa tym gorzej. W koncu przerodzilo mi sie to w trwale bole brzucha ktore sie utrzymywaly niemal caly dzien. Zaczelam jeszcze bardziej histeryzowac ze przez te nerwowe bole tylko uszkadzam sobie uklad pokarmowy i w koncu naprawde na cos zachoruje. Nie dosc ze sie obwinialam o ta sytuacje i mialam do siebie pretensje, martwilam sie ze naprawde zrujnuje sobie zdrowie przez swoje urojenia. Poszlam do lekarza ,zrobilam badania (usg,krew,mocz,kal) , wszystko ok. Biore od paru tygodni Debretin i Iberogast ktore duzo pomogly ale i tak trzymaja sie mnie te chore lęki bo wiem ze nawet jak jest lepiej to za zasluga lekow a nie moge ich brac przeciez cale zycie, problem jest w glowie.. od paru tygodni szukalam psychologa u ktorego moglabym chodzic na darmowa psychoterapie czy chocby na czeste wizyty (od marca chodze do jednej pani psycholog ale ciezko sie do tej przychodni zarejestrowac , odstepy miedzy wizytami to co najmniej 3-4 tygodnie, wiec niestety to zadna pomoc na dluzsza mete). Platna terapia to ostatecznosc (studiuje dziennie na prywatnej uczelni, ciezko z kasa). Na razie znalazlam jedna psycholog u ktorej mam nadzieje rozpoczne terapie pod koniec sierpnia. Mysle ze gdybym mogla chociaz raz na 2 tygodnie porozmawiac o tym z lekarzem to wyszlabym z tego chociaz czasami czuje ze to nigdy nie przejdzie i ze trwa od zawsze ;/ Ostatnio bylo juz lepiej , chociaz tak panikowalam to znalazlam prace i nie bylo w niej zadnych problemow. Coraz czesciej wychodzilam daleko na miasto , czasem na caly dzien i tez nic sie nie dzialo (chociaz zawsze spokojniej sie czulam gdy wiedzialam ze moge isc do wc ) . Wyjechalam nawet na pare dni co wczesniej wydawalo mi sie niemozliwe i tam tez wiekszosc czasu bylo ok. Niestety , ostatnio zerwalam z chlopakiem, po czesci wlasnie przez ta nerwice, konkretnie przez to ze nie otrzymalam w tym czasie od niego praktycznie zadnego wsparcia , czulosci czy nawet proby zrozumienia . To pewnie przyczynilo sie do tego ze czulam sie coraz gorzej i do tego winna bo nawet facet z ktorym bylam ponad 3 lata nie robil nic zebym sie poczula lepiej. Sam fakt zerwania zwiazku mnie dobija a teraz wszystko rzutuje jeszcze na ta nerwice. Czuje sie jakby wszystkie uczucia normalne w takiej sytuacji , samotnosc, rozczarowanie i zal, byly podwojone bo nasilaja sie jeszcze te lęki. Odkad z nim zerwalam znow nasilily sie te bole brzucha, mimo tabletek na jelita, strasznie sie boje ze wroci sytuacja sprzed paru miesiecy bo jednak ostatnio bylo lepiej i przynajmniej nie meczyly mnie biegunki . Do tego te lęki ze stracilam osobe ktora jednak byla mi bliska przez 3 lata a raczej mialam takie wyobrazenia.. ze teraz strace wszystkich i nie znajde nikogo nowego bo kazdego odstraszy ta nerwica...ze sama sobie z niczym nie poradze i po prostu tego nie przezwycieze po prostu beznadzieja. Niezle sie rozpisalam, dzieki jesli ktos dal rade doczytac do konca :) Jesli ktos mial lub ma podobny problem , w sensie nerwica z naciskiem na podobne dolegliwosci somatyczne i chcialby pogadac to zapraszam;) . Gdyby ktos znal dobrego psychologa (prywatnego) we Wroclawiu to tez prosze o kontakt. Czy psychoterapia jest skuteczna w takim przypadku i czy ktos wyszedl z tego przy samej terapii, bez lekow (jak dotad biore tylko Coaxil od 3 miesiecy) ?pozdrawiam :)
×