Skocz do zawartości
Nerwica.com

martitta

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez martitta

  1. Kris ciekawe jest to co piszesz o tym kontrolowaniu lęku. Gdzieś się muszę z Tobą zgodzić aczkolwiek z drugiej strony taki lęk "na wierzchu " strasznie wyczerpuje , bo to ciągła walka, poddam mu się albo tym razem wygram i się nie dam. I w tym momencie wychodzimy z założenia, że lepiej żyć w ciągłym, że tak to nazwę "czuwaniu, nie pozwalamy sobie na relaks , luz, zapomnienie bo a nóż znów przyjdzie.Tak też się nie da żyć... A co do Anglii to już tu jestem prawie dwa lata i jest ok. Mam dużo fajnych ludzi wokół siebie , tak jak pisałam jestem raczej towarzyską i żywą osobą i w sumie to aż tak nie tęsknię. Wręcz jest mi tu łatwiej bo jestem daleko od problemów, które mam w Polsce. Więc to raczej nie jest przyczyna. A Twoja historia, która w skrócie przedstawiłeś w poście wyżej jest inspirująca. Ja też jestem osobą wierząc i to właśnie wiara powoduje , że zupełnie nie zwariowałam. Aczkolwiek mam momenty totalnej załamki i brakuje mi wiary, że to wszystko ma jakiś sens. Chociaż to chyba takie ludzkie , nie ? pozdrawiam ciepło!
  2. Witajcie! Czytam już to forum od jakiegoś czasu ale dopiero teraz odważyłam się sama coś napisać. Dobrze wiedzieć, że inni ludzie mają podobne problemy bo zanim trafiłam na to forum i temu podobne myślałam , że jestem jakaś nienormalna i ludzie generalnie nie mają takich jazd...Z resztą przez długi czas nie wiedziałam co mi jest. Ciągle nie mam zdiagnozowanej nerwicy , nie byłam u psychiatry i psychologa ale czytając więcej o tej chorobie (?) przekonuje się , że to właśnie to... Wiem, ze takie historie pojawiały się tu miliony razy, ale potrzebuję się po prostu wygadać. Zawsze byłam dosyć znerwicowana i lękowa. Głupie schizy typu strach, że nagle przestanę oddychać , albo idąc ulicą wyobrażałam sobie (co trwa do dzisiaj), że ktoś mnie zaatakuje albo ,że wpadnę pod samochód, napady niepokoju bez wyrażnego powodu , strach przed czymś nieokreślonym, problemy z zasypianiem, czasem nie spałam cała noc. Tak było do 2007. Po tym czasie zaczęłam dobrze sypiać jakby wszystko się uspokoiło, czułam się dużo lepiej.A to też było dziwne bo to był akurat czas kiedy pisałam pracę magisterską i się broniłam więc teoretycznie powinnam być bardziej nerwowa. Zaznaczę więc tutaj, że moje objawy często nie miały powiązania z sytuacjami jakie przeżywałam. Wręcz w czasach kryzysów było lepiej czułam się silniejsza , a wtedy kiedy nie było realnych zagrożeń - załamka. I pierwszą poważną jazdę miałam właśnie jakiś dwa lata temu kiedy palilismy trawę ze znajomymi ( wcześniej paliłam tylko kilka razy w życiu )..Miałam świetny humor, byłam z moimi z najlepszymi przyjaciółmi. I pierwszych parę minut super faza, głupawka , euforia . I nagle jakby mi odbiło. Poczułam paniczny strach, histeria, walenie serca, poty, wydawało mi się , że nie mogę oddychać, zaczełam płakać, krzyczeć, że umieram, że chce, żeby ktoś zadzwonił na pogotowie. To było straszne. Moi znajomi nie zadzwonili oczywiście myśląc, że tak się spaliłam tylko włożyli mi głowę pod kran i uspokajali. Faktycznie po paru minutach uspokoiło się wszystko. I cały czas myślałam, że to była taka jazda po trawie. Oczywiście więcej nie sięgnęłam. I niby wszystko było ok. Po paru miesiącach wyjechałam do pracy do Anglii na wakacje. Było ciężko, rózne dziwne problemy itp. Ale dawałam radę. I pewnego dnia kiedy miałam wolne wybralismy się ze znajomymi do knajpy.Super lajtowa atmosfera, maksymalne wyluzowanie , dobry humor. Zamówiłam sok z mango .Zrobiłam łyka i zaczęła się jazda. Znów ten paniczny lęk, drapanie w gardle ,kołatanie serca, stwierdziłam wtedy, że może mam alergię na mango i wtedy już w ogóle jazda była. Znów myslałam, ze zaraz umrę, moi znajomi się przerazili, ale zaczełam wtedy kojarzyć to z tym atakiem wtedy po trawie i zaczęłam się sama uspokajac, że wtedy to minęło , próbowałam brać regularne wdechy i wydechy i minęłó.... Ale wtedy zaczęłam się porządnie martwić. Płakałam cały dzień, totalne rozbicie. I te myśli ,że to może jakieś stany przedzawałowe, I lęk przed kolejnym atakiem, wsłuchiwanie się w swoje ciało. I wtedy przeczytałam w necie , ze to ataki leku panicznego i są obecne w nerwicy . I że choremu wydaje się , że umiera ale tak naprawdę to jest tylko w jego głowie. I to z jedne strony uspokoilo mnie a z drugiej przeraziło.I ciągle przez kolejne dni czułam, że znów "ta jazda " przychodzi , ale próbowałam ją dusić w zarodku. Np zaczynałam spiewac , głęboko oddychać, szukac towarzystwa ( strach przed tym , że coś mi się stanie i nikt mi nie pomoże). Po powrocie do Polski poszłam od razu na EKG. Pani doktor powiedziała, ze serce jak dzwon i ze to moze być nerwica. Ale nie miałam mozliwości kontynuowania wizyt u lekarza , bo drugi raz jechałam do Anglii tym razem na dlużej. ( jestem tu do dzisiaj ). I znów jakby się wszystko uspokoiło. Były małe akcje, ale jakby czułam , że jestem silna i kontroluje to gówno. Ostanie 10 miesięcy było bardzo ciężkie dla mnie, miałam wypadek samochodowy, problemy z mieszkaniem , choroba i śmierć mojego taty , problemy spadkowe ( ciągnące się do dzisiaj). Ale ciągle jakby nerwica moja drzemała. I ostatnie 4 miesiące to jakaś masakra. Przede wszystkim znów problemy ze snem. Zasypialam ok, tyle , ze budziłam się nagle w nocy z walącym sercem, przerażeniem,trzęsłam się. Zaczęłam brać persen forte z Polski na spanie i troszkę się uspokoiło aczkolwiek ciągle nawet po tym budzę się nocy. No i ciągłe zdenerwoanie , zaczęlam być bardzo wybuchowa, wręćz rozhisteryzowana. I miałam kolejny atak paniki. Z tym, ze z nowym objawem a mianowice zawroty głowy i strach, że zemdleje. Siedziałam sobie sama w moim pokoju, dobry humor, słuchałam ulubionej muzyki, zadnych chorych mysli i nagle bum... Zaczęło mi wszystko wirować, do tego serducho. Niby trwalo to chwile, ale wystarczyło, żeby totalnie mnie rozbić i rozmontowac...:/ Za parę dni to samo z tym, że w stołówce w pracy ( pracuje z dzieciakami autystycznymi). Duszności, zawroty głowy, uczucie jakby wszystko było obok i panika. Musiałam wyjść na powietrze i jakoś się uspokoiłam ale i tak cały dzień byl pod znakiem lęku. Za 2 dni to samo tym razem w sklepie w markecie. Nie mogłam dokończyć zakupów. Mam też mini ataki jadąc samochodem i to mnie przeraża, boję się,że znów będę mieć wypadek. Poszłam w koncu dzisiaj do mojego lekarza ogólnego i skierowal mnie na badanie krwi i EKG... No i zobaczymy . W sumie to nie wim za bardzo co mam z tym wszystkim robić. Nie chcę brać leków , chciałabym chyba iśc na jakaś terapie ale się boję . No i też nie wiem jak to tu w Anglii wygląda A najlepsze jest to , że ja generalnie jetem radosna, żywa , kontaktową osobą i tak mnie potrzegają ludzie i nie maja zielonego pojęcia, że ja moge miec takie jazdy... Boję się , że pomyslą, ze histeryczka ze mnie jakaś , że sobie wmawiam coś czego nie ma. Czasem sama się tak czuję ze soba... :Próbuje się wręcz wysmiewać z siebie i to czasem pomaga a czasem jest po prostu zle. Tak jak dzisaj. Totalne zmeczenie, cay dzień leże w łóżku i nic mi się nie chce. No właśnie "chcę odpocząć!!!" jakby to Adaś Miauczyński powiedział w "Dniu Świra"... Ale się rozpisałam, dziękuję tym co dotrwali , doczytali i pozdrawiam wszystkich nerwicowców!!!
×