Skocz do zawartości
Nerwica.com

jak sobie radzić? Jak pomóc osobie chorej na nerwicę?


Gość lizka22

Rekomendowane odpowiedzi

Heh... też mi to wygląda na rozpieszczenie. Jesli od dziecka wszystko było zapewnione przez rodziców, to potem nie jest łatwo o siebie zadbać i się usamodzielnić, stąd pewnie też ta nerwica u niego. Czasem rodzice myślą, że pomagają a tak naprawdę szkodzą nadopiekuńczością.

A przez tą swoją złość chłopak może woła własnie o pomoc, ale też nie wie jak i gdzie ją uzyskać. Jednen człowiek cierpi przez lęki drugi wyraża swoją złość na innych. Mimo wszystko chłopak cierpi przez złe wychowanie i pewnie kilka innych czynników. Ja to tak widzę po tym co napisałaś jako siostra, ale to powinien wypowiedzieć się fachowiec.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiele osób wypowiada się na tym forum. Jest to dla mnie zaskakujące, że aż tyle :shock: , bo w życiu codziennym nie dostrzegam innych z moimi objawami ... :? i zawsze wydaje mi się, że jestem w tym problemie osamotniona. Owszem, dostrzega się u ludzi wzmożoną nieśmiałość, większą podatność na stres przy wystąpieniach publicznych etc. Ale nie widze, żeby ktoś jak ja stresował się, siedząc na wykładzie i trzęsąc sie z tego powodu !

 

Czy wy w swoim życiu macie styczność z osobami mającymi nerwice?

Czy są to ludzie wam obcy, czy wręcz przeciwnie znajomi?

Rozmawiacie o tym z nimi, czy jedynie forum stanowi możliwość konwersacji na ten temat?

 

Ciekawi mnie to, bo ja nawet z rodziną o tym nie rozmawiam, a wiem, że moja mama cierpiała na nerwice i mój tata jak był mały, stwierdzono u niego nerwice serca ?! Ja sie panicznie tego wstydze i czasami zastanawiam się, czy własnie nie wartobyłoby o tym innym powiedzieć... W sumie jakby wiedzieli, to nie patrzyliby sie na mnie dziwnie, jak sie zaczne mocno bać, stresowac itd bez powodu. Co o tym myślicie ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale nie widze, żeby ktoś jak ja stresował się, siedząc na wykładzie i trzęsąc sie z tego powodu !

 

Bo tego nie widzi się ot tak. Ale daje się wyczuć w półsłówkach, sytuacjach, jakichśtam strzępkach wypowiedzi. "Rozgryzłem" tak jedną osobę, jak jeszcze studiowałem, postawiłem na jedną kartę i zacząłem rozmowę o tym przy okazji. Okazało się że strzeliłem w dziesiątkę, może nie było z nią tak źle jak ze mną, ale dużo nas łączyło. Fajnie było mieć koło siebie kogoś kto mnie rozumiał i wiedział jak się czuję...

 

A zupełnie inna opcja to ludzie z sieci poznani w realu. Ale to się chyba nie liczy? Zresztą ja w realu z powodu lęków praktycznie nie istnieję, nie spotykam się z ludźmi z sieci tak często jak dawniej... A szkoda, brakuje mi tego trochę czasami...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja uważam że o swoim problemie trzeba mówić, oczywiście nie wszystkim i nie o wszystkim ale nie wolno nam się tego wstydzić. Zaburzenia lękowe nie sprawiają przecież ze jesteśmy gorszymi ludźmi!!!! Poza tym uważam że ludzi trzeba edukowac na temat nerwicy, myśle ze dzięki temu bedą podchodzic do nas z większa wyrozumiałością. A rozmowa z kimś kto przechodził to samo co my może naprawde pomóc i dodać otuchy. A zdziwiłabyś się jak wielu ludzi miało lub ma zaburzenia lękowe tylko ze wstydza sie o tym mówić i udają ze wszystko jest ok. :):):)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może to zabrzmi banalnie ale nikt nie ma prawa mówić ze jesteśmy nic nie warci. Nam po prostu nigdy nie wolno w to uwierzyc. Choc wiem jakie to trudne to polecam by nawet w najgorszych momentach pamiętać że jesteśmy wyjątkowymi i cennymi osobami. Wiem z autopsji i z przykładów bliskich że uwierzenie w to że jesteśmy bezwartościowi to największy błąd ponieważ jest to okropna bzdura i kłamstwo i jesli w nie uwierzymy to skutecznie zniszczy to nasz wewnetrzny potencjał. Niestety wiele osób uswiadamia to sobie za późno(łącznie ze mną):(:(:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

i zawsze wydaje mi się, że jestem w tym problemie osamotniona.

 

Tak, skąd ja to znam. Ja też nie wiedziałam, że ludzie mają takie same problemy dopóki nie trafiłam na to forum. Zawsze wydawało mi się, że jestem dziwna i nikt nie może zrozumieć moich problemów, ale to pewnie dlatego że moi bliscy nigdy nie próbowali mnie zrozumieć i nie interesowali się co się ze mną dzieje. Myślałam, że z nikim nie mogę porozmawiać o swoich problemach.

 

Czy wy w swoim życiu macie styczność z osobami mającymi nerwice?

Czy są to ludzie wam obcy, czy wręcz przeciwnie znajomi?

Rozmawiacie o tym z nimi, czy jedynie forum stanowi możliwość konwersacji na ten temat?

 

Mam styczność. Porozmawiać mogę o moich problemach z przyjaciółmi, którzy mnie rozumieją, ale jest ich bardzo niewielu. Przełamałam się dzięki forum, bo wcześniej myślałam, że zostanę odrzucona jak powiem o swojej chorobie. Przełamałam się i tak się nie stało. Ale może dlatego, że trafiłam na odpowiednich ludzi w realu. Zaczęłam od tego forum, a później odważyłam się o tym rozmawiać w realu i ulżyło mi jak nigdy.

 

Ciekawi mnie to, bo ja nawet z rodziną o tym nie rozmawiam, a wiem, że moja mama cierpiała na nerwice i mój tata jak był mały, stwierdzono u niego nerwice serca ?!

 

Ja rozmawiam bardzo żadko, bo oni nie umieją mnie wysłuchać. Moi rodzice leczą się u psychologa, biorą leki. Mamie to pomaga i z nią mogę czasem szczerze pogadać, ale z ojcem to szczera rozmowa odpada.

 

Ja sie panicznie tego wstydze i czasami zastanawiam się, czy własnie nie wartobyłoby o tym innym powiedzieć... W sumie jakby wiedzieli, to nie patrzyliby sie na mnie dziwnie, jak sie zaczne mocno bać, stresowac itd bez powodu. Co o tym myślicie ?

 

Ja myślę, że jeżeli znajdziesz odpowiednie osoby, którym ufasz, to warto o tym powiedzieć, bo ja się czuję dużo lepiej, gdy wyrzuciłam to wszystko z siebie. Ale podstawa, to znalezienie odpowiednich osób, które cię zrozumieją.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam wielu znajomych, przyjaciół (tym słowem nie określa sie dobrych znajomych) z 3 mogłabym powiedzieć... Jedna, najbliższa przyjaciółka wie, że się często niepotrzebnie stresuje, ale nie rozmawiam z nią o tym, choć wiem, ze mogłaby mi pomóc... Poprostu się wstydze, nie potrafie mówic o takich problemach. Poza tym, jak zaczynam mówić, co mnie męczy, to mnie to stresuje, że zaczynam się plątać i kupa wychodzi :roll:

przykład: ona powiedziała mi, że jej tata ma problemy z alkoholem, a mi to nie przeszło przez gardło...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poprostu się wstydze, nie potrafie mówic o takich problemach. Poza tym, jak zaczynam mówić, co mnie męczy, to mnie to stresuje, że zaczynam się plątać i kupa wychodzi :roll:

przykład: ona powiedziała mi, że jej tata ma problemy z alkoholem, a mi to nie przeszło przez gardło...

 

Na początku jest ciężko. Ja to czuję ucisk na sercu i zbiera mi się na płacz, gdy zaczynam mówić o swoich problemach (bo mi się przypomina wszystko co przeszłam). Ale jak rozmawia się już któryś raz z kolei, to jest łatwiej. Najważniejsze, żeby się przełamać. Może spróbuj najpierw tutaj jakiś czas o tym pogadać, a potem może w realu będzie łatwiej. Tak było ze mną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

taa ;) wiem, ze macie racje, bo tak jest. ostatnio jadlam obiad z siostra i tata, i nagla wypalilam: chce isc do psychiatry! powiem wam szczerze, ze ich reakcja mnie rozbawila :lol: oni zaczeli sie gapic na mnie z otwarta buzia oboje... i im dokonczylam, o co chodzi, a moj tata wtedy skwitowal, ze psychiatrzy sa nienormalni i mi przepisza mocne psychotropy, ktore otepiaja i uzalezniaja... w sumie racje ma... ale na tym sie skonczylo... dzisiaj chcialam dac im do zrozumienia, ze potrzebuje pomocy, mowiac, ze nie poszlam na cwiczenia, bo sie stresuje, to dostalam ochrzan, ze mnie ze studiow wywala.... :?:?:evil:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No z tymi psychiatrami co ''są nienormalni i przepisują mocne psychotropy'' to chyba gruba przesada...owszem zdarzają się tacy jakby z księzyca spadli i nie wiedzieli że farmakologia psychiatryczna posunęła się już do przodu odkąd skończyli studia ale na pewno

znajdą się też kompetentni, którzy naprawde chcą pomóc:):)A jeśli chodzi o Ciebie to może zamiast mówić o tym rodzicom po prostu zapisz się na wizyte u psychologa i porozmawiaj z nim.........może to będzie lepsze rozwiązanie, które Cię

przełamie do rozmowy o tych sprawach:):):)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiem, ze jest to przesada, dlatego mnie to rozbawilo :smile:

kiedys, jak bylam na neurologii w szpitalu na tydzien, to byly jakgdyby 'badania psychologiczne', ktore polegaly na wypelnieniu kilku kartek ankiety ze szczegolowymi pytaniami dotyczacych tego, co mnie stresuje w domu, szkole... itd itp... zdawalam sobie sprawe z ich celu, ale postanowilam chociaz na kartce sie przelamac i napisalam w wiekszosci prawde. Potem okazalo sie, ze przy odbieraniu mnie ze szpitala przez rodzicow, lekarka o wszystkim im powiedziala, a zapewniala mnie, ze nie wyjdzie to poza mna a nia :evil::evil::evil: niestety tam byly napisane przykre rzeczy dotyczace mojej rodziny, wiec sila rzeczy nie bylo to dla mnei przyjemne...

wiem, ze poprostu nie trafilam na odpowiednia osobe, ale jestem chyba typem samouka, w leki chyba tez wole sie nie pakowac.. w sumie czasami, jak jestem pozytywnie nastawiona, to potrafie normalnie funkcjonowac, a czasami w ogole nie funkcjonuje... :(:cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to rzeczywiście nie bylo to przyjemne :evil: Dlatego ja wole o pewnych rzeczach nie rozmawiać z bliskimi bo po prostu nie chce ich zranić, wole sobie porozmawiac o tym z psychoterapeutą, który dodatkowo pomaga mi zrozumieć dlaczego tak mysle, mając stu procentową pewność że nie wyjdzie to poza ściany gabinetu:d:d:d

 

napisałaś:

czasami, jak jestem pozytywnie nastawiona, to potrafie normalnie funkcjonowac, a czasami w ogole nie funkcjonuje...

 

Wiesz co powiem Ci ze ja mam tak samo>>czasami jest dobrze i myśle sobie ze całkiem sobie radze a czasami w ogóle nie daje rady....ale myśle że chyba tak na świecie jest że raz sobie radzimy a czasami nie...przynajmniej takiego zdania jest mój psychiatra:):)ostatnio stwierdził że gdybym w ogóle się niczym nie przejmowała i nie denerwowała to to by była dopiero choroba:):):)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

super, ze ktos mnie rozumie :D jasne, ze zycie to zycie i kazdy sie przejmuje, tez ci, ktorzy na nerwice nie cierpia ;) ja jak nie bylam chora, rowniez sie stresowalam, przejmowalam, ale generalnie potrafilam sobie z tym radzic... opanowac stres... dziwie sie nawet, ze taka bylam w porownaniu z tym, kim jestem teraz. Naprawde wiele rzeczy odebrala mi nerwica, pasji, ktorych przez nia nie moge poglebiac :? z drugiej jednak strony wniosla pewne pozytywy i faktycznie inne spojrzenie na ludzi i swiat ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Appletree nerwica nic Ci nie odebrała:)Wewnątrz dalej jestes ta wspaniałą i silną osobą którą byłaś, tylko silne napięcie jakie teraz przeżywasz zmieniło troche Twoje podejście do pewnych rzeczy.... przynajmniej tak twierdzą lekarze, a ja wole w to wierzyć bo dzięki temu moge wierzyć w to że kiedyś wszystko wróci do normy:):):)Pozdrawiam i jeszcze raz goraco namawiam na rozmowe z psychologiem...:*:*:*:*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dzisiaj chcialam dac im do zrozumienia, ze potrzebuje pomocy, mowiac, ze nie poszlam na cwiczenia, bo sie stresuje, to dostalam ochrzan, ze mnie ze studiow wywala.... :?:?:evil:

 

Oj mój ojciec też niedawno próbował mnie pouczać, że nie powinnam opuszczać zajęć. Powiedziałam mu, że to nie szkoła średnia i że jestem dorosła i będę decydować sama za siebie. I że niech lepiej się martwi o tych co w ogóle nie chodzą na zajęcia!!!

Co do szkoły średniej... Bardzo chorowałam przez prawie całe liceum. Non stop miałam grypę, anginę i inne takie. A moi rodzice na siłę wysyłali mnie na lekcje, bo się bali że zawalę szkołę. Jeny, jak ja się źle wtedy czułam, taka usmarkana, z gorączką, ledwo żywa musiałam siedzieć kilka godzin w szkole i jeszcze wrócić autobusem do domu. Mówili, że to dla mojego dobra, żebym nie opuściła za dużo godzin. A ja ledwo to wytrzymywałam. W końcu okazało się, że przyczyną były chore migdałki. Ale żal miałam o to do nich duży.

 

Dlatego ja wole o pewnych rzeczach nie rozmawiać z bliskimi bo po prostu nie chce ich zranić

 

Ja próbuje mojej mamie tłumaczyć i faktycznie widzę, że niektóre moje słowa ją ranią, np. że zarzucałam jej, że mnie nie broniła w dzieciństwie przed ojcem. Ale teraz wiem, że nie miała na tyle siły, żeby się mu przeciwstawić i rozumiem to. Nie zawsze taka rozmowa pomaga, fakt. Ale w moim przypadku bardzo oczyszcza relacje między mną a moją mamą, bo o ojcu, to nie ma co marzyć :?

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×