Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy wypada na koniec terapii coś dać?


śpiąca królewna

Rekomendowane odpowiedzi

anka szklanka, ale np. nauczyciel też wykonuje swoją pracę, a dostaje jakieś fanty na koniec roku :105: Pielęgniarki w szpitalu też zwykle dostają kawę, bo potrzebna jest im do życia.

Wydaje mi się, że w zawodach, w których jest wyraźny czynnik ludzki, gdzie ktoś daje coś od siebie, jakiś symboliczny gest na zakończenie procesu jest słuszny.

 

Psychiatrze kiedyś bez okazji przyniosłam muffinki na spróbowanie, ale to trochę inna sytuacja, bo znałyśmy się wcześniej, a była ciekawa przepisu, który wymyśliłam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja dałam psychiatrze prezent na początku wizyty. Ale dalej zamierzałam się leczyć. Spaliłam buraka gdy zapomniałam jej na koniec wizyty zapłacić a ona się wtedy się upomniala że musi z czegoś żyć. Tym bardziej było mi glupio gdyż brała ona niewiele w stosunku do innych psychiatrów a miała spore doświadczenie. W ogóle u mnie w szpitalu psychiatrycznym bardzo często widziałam jak pacjenci lub rodziny przynosiły prezenty. Często było widać ze pacjent biedny ale do kiosku szpitalnego poszedł kupił bombonierke lub duża czekoladę w ramach podziękowania. Pielęgniarki tez dostawały. U nas były bardzo miłe jak na takie miejsce, nie złościly się. Dobrze wspominam to miejsce i się tam jeszcze wybiorę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak się kiedyś załatwiało sprawy, formą wymiany i tak też dziękowało bo przecie ten kraj zawsze w ruinie piętnowany to kurami sypnąłeś i miałeś. Teraz to przybrało formę ballantines i konfetti spadającego w sufitu choć ja na znak tradycji pierdolnął bym bimber i pierze kurze. Mało kto potrafi dać coś od siebie i sformalizować podziękowania w formie zgrabnego komunikatu. Wiadomo to są emocje, nad którymi tak długo pracowaliśmy i nadal nie umiemy ich wyrażać i możne lepiej dać niż mówić, tylko czy wtedy terapia miała sens? Jak takie formy wdzięczności się nie pojęło i trzeba za wszystko płacić bo nasze dobre słowo już mało znaczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja swojej lekarce dałam prezent aby podziękować bo wtedy mi bardzo pomogła, wręcz uratowała życie. Nie była to próba przekupstwa. Jak ktoś coś dobrego dla Ciebie zrobił to możesz się tak odwdzięczyć. Taki lekarz tez czuje się doceniony. Absolutnie nie jestem za tym aby każdemu lekarzowi czy terapeucie coś dawać, wszystko zależy od naszej relacji. Oczywiście jak rodzina chorego coś przynosi to może być to lapowkarstwo żeby lepiej się zainteresować czy postarać. Mi się wydaje ze w tym wątku chodzi o to czy wypada coś dać aby podziękować. Ja myślę że tak i jest to na miejscu, ale nic na siłę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jakbym był terapeutą wolałbym po prostu podziękowania w formie jakiejś fajnej wypowiedzi. To świadczyłoby o tym, ze ktoś jest bardzo silny, nie musi się za czymś schować a moja praca się udała b.dobrze. Wiadomo to zbyt idealistyczne i jego nawet nie obchodzi czy za 15 minut nie wpadniesz pod jadącego Żuka ale będzie sie o ciebie ocierał myślą jak będzie robił czarną z mlekiem ale to o kimś innym będzie opowiadał przy tej kawie kolegom. Będzie wspominał, ze dawno go ktoś tak ładnie między słowami, zawoalowanie nie wyruchał.

No dobra wiadomo lodzik by był lepszy:/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że w zawodach, w których jest wyraźny czynnik ludzki, gdzie ktoś daje coś od siebie, jakiś symboliczny gest na zakończenie procesu jest słuszny.

 

Psychiatrze kiedyś bez okazji przyniosłam muffinki na spróbowanie, ale to trochę inna sytuacja, bo znałyśmy się wcześniej, a była ciekawa przepisu, który wymyśliłam.

 

Cyklopka chiiiiba masz rację. Może jestem za bardzo wyczulona na tym punkcie (mam jakiś łapówkarski alert, wpojony w domu). Ale fakt, ulubionym nauczycielom i wykładowcom coś tam wręczałam. Ale nie dawałam kwiatków (zanim doniosłabym je do szkoły zostałby strzępki :P) czy czekoladek, ale zazwyczaj coś co robiłam sama.

 

Np. nauczycielowi etyki, który należał do Stowarzyszenia Fenomenologicznego dałam linoryt z podobizną Patocki (z tydzień ją dłubałam :D) i podziękowaniami za 3 lata cierpliwości (tylko ja chodziłam na etykę, więc to były 3 lata nauki face to face).

 

 

A nauczyciele? I akademiccy?

 

Ty żebyś widziała jakie na obronach cuda-wianki mamy :D

żarcia na tydzień, bo dostajemy kosze łakoci (takie wieelkie), poczęstunek zaraz po obronie (ciasto, kawa, herbata), kwiaty.

 

Ale uważam, że w szkołach jest jeszcze gorzej. My nie dostajemy NIC oprócz kwiatów i żarcia - i szczerze mówiąc, wisi nam to, czy to dostaniemy, czy nie. Mogę sobie przecież sama kupić kawę i czekoladę, nieważne w jakiej ilości.

W szkołach jest problem, bo nauczycielki na koniec dostają biżuterię, a jednej ufundowali nawet lot balonem. Dla mnie to patologia i najzwyklejsze łapownictwo.

 

Ten lot balonem to kosmos :D

Wiem, że to się zdarza (u mnie na roku była dziewczyna, która była córką jakiegoś sadownika, non stop przywodziła płody rolne i chciała to wciskać po zajęciach wykładowcom :)).

Mój tata, lata temu dostał od grupy... lampę (a co to była za lampa! ojjj taka zdobiona na bogato czysty barok, świeciła na klaśnięcie, grała melodyjki, myślałam że obiad też będzie robiła :D). Nie przyjął jej (nie dość, że koszmarna, to po prostu takie prezenty są niezręczne). I na drugi dzień, do naszych drzwi zapukała matka jednego ze (tu wstaw nazwę osoby, która uczy się w studium policealnym, bo akurat tata był tam na zastępstwie - ich się normalnie nazywa uczniami?)... z rzeczoną lampą pod pachą. Weszła do salonu, postawiła lampę i wyszła oburzona, że ktoś nie chciał prezentu.

Ciężko w takiej sytuacji zachować się właściwie. Nie przyjmiesz - urazisz kogoś, przyjmiesz - ludzie będą przekonani, że robią dobrze dając prezenty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Weszła do salonu, postawiła lampę i wyszła oburzona, że ktoś nie chciał prezentu.

Ciężko w takiej sytuacji zachować się właściwie. Nie przyjmiesz - urazisz kogoś, przyjmiesz - ludzie będą przekonani, że robią dobrze dając prezenty.

 

Nie przyjmiesz - urazisz kogoś, przyjmiesz - ludzie pomyślą że zachłanna leci na prezenty i łapówkara

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Anka szklanka a czy w historii Twojego taty nie chodziło o zwykła łapówkę w postaci lampy za wyższe ocenę lub przepuszczenie z przedmiotu?

 

To było na zakończenie kiedy każdy miał już dyplom w dłoni, poza tym to był taki prezent składkowy (może to pomysł matek, bo 'tak trzeba'?). Myślę, że to po prostu miał być wyraz sympatii bo tata utrzymuje do tej pory kontakt mailowy z wieloma uczniami i studentami, czy wychowankami (w zależności od miejsca pracy).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że to się zdarza (u mnie na roku była dziewczyna, która była córką jakiegoś sadownika, non stop przywodziła płody rolne i chciała to wciskać po zajęciach wykładowcom :)).

 

kurde, szkoda że nie miałam w żadnej dziecka producenta ferrari

:twisted:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

iiwaa, ja miałam jedną mamę w hurtowni kosmetyków, niestety nie wszystkie były fajne, a co parę miesięcy ktoś przywoził do szkoły 2 tony jabłek :mrgreen:

Ale na koniec roku od pierwszych klas ani złamanego kwiatka, ani "pocałuj mnie w dupę"... :roll:

 

Jesteś nauczycielką? :)

W jakiej szkole? (w sensie podstawówka/gimnazjum/liceum?)

 

Ooo, mama w hurtowni kosmetyków dobra rzecz :twisted:

 

My nic nie dostajemy ogólnie - jedynie po obronach - w innym wypadku nie wolno nam niczego (absolutnie niczego) przyjąć. Dopiero kiedy się obronią = tracą status studenta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Faktem, dwóch największych łobuzów zadeklarowało, że jak znowu będą na dywaniku u dyrektora, to mu powiedzą, żebym została. To w miarę dobrze podsumowuje temat. :pirate:

 

A widzisz! :)

Łobuzów się najlepiej pamięta ;) W liceum i na początku studiów udzielałam korepetycji, to też najlepiej pamiętam łobuziary (głównie dziewczynki uczyłam, zresztą nie mam absolutnie podejścia do chłopców, jestem dla nich nudna). Zawsze chciały się w ciuciubabkę bawić :D Oczywiście to ja miałam mieć zawiązane oczy :D wyobraź sobie ile miałam siniaków po ściganiu ich na ślepo w obcym domu :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko ładna ma być ta laurka,a nie jakiś bohomaz.I to jeszcze zciągnięty z netu.
Bardzo ładna :D Narysowałam smutne drzewo, a że złamała się brązowa kredka i nie chce mi się jej ostrzyć*, wyszła z tego smutna brzoza.

 

* to nie zupełnie tak, że mi się nie chce, po prostu wierzę w przeznaczenie i widocznie miała być brzoza

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×