Skocz do zawartości
Nerwica.com

Witajcie


lemonysnicket

Rekomendowane odpowiedzi

No cóż, trafiłam na to forum z tego samego powodu co reszta osób. Na nerwicę cierpię od 2 lat. Od czego się zaczęło? koniec grudnia 2012 - 2 klasa liceum. U babci, z którą byłam bardzo związana, zdiagnozowano guza mózgu. Szok, bo była okazem zdrowia. Potworny strach o jej życie, a po operacji to już tylko bezradność i rozkładanie rąk. Nie mogła mówić, wstać, nic. Roślina po prostu. Ale kontakt z nią był. Widziałam jak się męczy i nic nie mogłam zrobić. Mój ojciec, alkoholik, jej syn, pił niemiłosiernie, zero wsparcia z żadnej strony, horror w domu, horror w szpitalu. Wszystko trwało ok. 2 miesiące. 18 luty - Byłam przy jej śmierci i po tym doświadczeniu totalnie mnie zniszczyło. Okresu 3 miesięcy po pogrzebie nie pamiętam. Dziura w głowie. Ale to nie była zwykła żałoba, tylko potworna trauma. Od czerwca mam już jakieś wspomnienia. Bałam się patrzeć na śpiących rodziców, budziłam ich żeby sprawdzić czy żyją. Masakra.. Zaczęłam później chodzić do niekompetentnego psychologa który nawet nie potrafił stwierdzić u mnie Zespołu Stresu Pourazowego i od razu wysłać mnie na terapie, co oszczędziłoby mi rozwoju nerwicy i nie rozwaliło życia. Doszły mi "ataki", somatyzacje które występowały jednocześnie; kołatanie serca, piszczenie w uszach, hiperwentylacja, widzenie tak jakby wszystko nagle stało się za jasne, zbyt rozmyte, osłabienia, omdlenia, czasem wymioty ale przeważnie nudności, problemy z układem pokarmowym, niskie ciśnienie i mega wysokie tętno. Nie wiedziałam wtedy co mi jest i że w ogóle istnieje coś takiego jak nerwica. Do tego, po przeżyciach ze szpitala, panicznie się bałam że umieram. Cierpiałam na bezsenność a jeśli zasypiałam mialam potworne koszmary. Tak bardzo zazdrościłam ludziom którzy nie zetknęli się ze śmiercią i nie mają na codzień świadomości jakie życie ludzkie jest kruche..No cóż.. Kardiolog, neufrolog, badania za badaniami. I nic. Lekarz rodzinny zasugerował że to jest coś o podłoży psychicznym, nerwowym. Moja psycholog stwierdziła że lekarz rodzinny jest niekompetentny i że musiałabym być ze skały żeby mnie ruszyło i że to NATURALNE PRZECHODZENIE ŻAŁOBY. Przestałam do niej chodzić, z czasem jakoś powoli zaczęło mi przechodzić po lekach od lekarzy. Objawy wyleczone ale przyczyna nieznana. Po 4 miesiącach zaczęłam mieć objawy depresji, samej depresji - listopad 2014. Mój tata przeszedł na emeryturę i pił i pił, i pił. Całe moje dzieciństwo wmawiano nam (mam dwóch starszych braci) że to normalne że pije. Dopiero jako 19-nastolatka nazwałam to po imieniu (alkoholizm). Po prostu miałam wtedy świadomość że może mu wysiąść wątroba, że trafi do szpitala i koszmar zacznie się od nowa, przez co otworzyły mi się oczy. Moja rodzina nie była po mojej stronie. Wyśmiewali mnie i wgl.. ale powoli zaczęli trzymać moją stronę. Chcieliśmy go skierować na leczenie. Ale on nic. Urządzał awantury, pił dalej i tak zaczęliśmy się wszyscy od siebie oddalać. Przez całą moją próbną maturę pił, zero spokoju. Znieczulica. Przestałam cokolwiek czuć - smutek, radość, nic. Dziwne to było. Tylko czasem lęk. Wkręciłam się w nowe towarzystwo, miałam obsesję na punkcie heroiny, próbowałam sobie załatwić bo naczytałam się że usuwa lęk. Nie zależało mi na niczym tylko na tym żeby coś wyłączyło mi przerażające myśli. Droga na skróty.. Poznałam tam swojego byłego chłopaka, który wszystko we mnie odblokował, widać miłość czyni cuda.. Dzięki niemu tylko nie wzięłam wtedy hery i Bogu dzięki... chodziłam z nim od marca 2014 do września 2014. Sytuacja w moim domu wykańczała mnie, on o niczym nie wiedział bo bałam się powiedzieć. Potem w końcu mu powiedziałam i niby było mi łatwiej ale wyjechał do pracy do Anglii (sierpien) i ta rozłąka bardzo nas oddaliła. Nie potrafiłam o niego dbać i kochać szczerze, za bardzo byłam wciągnięta w sytuacje w domu. I tak zerwaliśmy. We wrześniu miałam potworne dolegliwości z ukł. pokarmowym. Ból był taki silny że nie mogłam wstać z łóżka. Lekarz rodzinny, u którego byłam raz bo mojego niestety nie było, stwierdził że to nerwica i MAM NAUCZYĆ SIĘ Z TYM ŻYĆ. Żadnych leków nic. Zrobiłam badania krwi na własną rękę, mialam bardzo podwyższone OB. Z wynikami poszłam tym razem do mojego lekarza rodzinnego, skierował mnie do gastroenterologa. Miałam gastroskopie - nie polecam ogólnie, ciężkie badanie. Wyszło mi silne zapalenie przewodu pokarmowego. A przyczyna była na tle nerwowym. Lekarz był pod wrażeniem do jakiego stanu może doprowadzić psychika organizm człowieka. Dostałam antybiotyki i przeszło. Miałam idealny plan, studia w Krakowie z moimi przyjaciółmi, mieszkanie. Niestety nie dostałam się, wyniki były zbyt słabe. (ojciec dzień w dzień pił gdy miałam maturę, a kiedy miałam iść na rozszerzenie z polskiego powiedział że jak wyjde z domu to się powiesi, wyszłam ale nie muszę mówić w jakim stresie pisałam test, na matmie cały czas walczyłam ze sobą żeby nie stracić przytomności i nie zwymiotować - pierwszy nawrót nerwicy... jednorazowy.). Trafiłam na studia do Katowic, sama, niepasująca do mentalności ludzi na których trafiłam. Depresyjne miasto. I cóż... ataki wróciły w listopadzie 2014. Zaczęłam szukać na własną rękę informacji i tak znalazłam termin nerwica. Zapisałam się do centrum leczenia nerwic w Katowicach, ale tak się przedłużyło że psychoterapię będę miała od października 2015. Byłam u psychiatry, dostałam miravil (grudzień 2014-luty 2015) później paroxinor (luty 2015 - maj 2015). Odstawiłam paroxinor na własną rękę bo może się nie bałam ale miałam spotęgowaną depresję i mega problemy z koncentracją. I żyję, choć jest ciężko. Tatuś znalazł sobie kochankę, mama ma depresję i zaczęła zachowywać się jak nastolatka, bracia niestety się po mnie wyżywają. Mój psychoterapeuta kiedyś, na konsultacjach do psychoterapii powiedział mi że jestem już dorosła i nie potrzebuje wsparcia rodziców i najlepiej jak bym się przeprowadziła do Katowic na stałe i zerwała z nimi kontakt. Ciekawa koncepcja. Póki co mam wakacje, siedzę w domu i średnio się czuję, upały bardzo utrudniają funkcjonowanie. Bracia każą mi iść do pracy, a ja po prostu się boję że zasłabnę, że coś się stanie ale tego nie muszę tłumaczyć bo Wy rozumiecie. Wyśmiewają mnie, że udaję, że nic mi się nie chcę i zasłaniam się chorobą której nie mam, że oni przeszli to samo co ja a jakoś im nic się nie dzieje. Taka krytyka wcale w niczym nie pomaga, wiecie.. Co dalej? Iść na terapię, pokonać nerwicę, wyciągnąć średnią na 4,6 i przenieść się do Krakowa, przestać się buntować, zaakceptować stan rzeczy i powoli działać jak dorosły a nie jak zbuntowany nastolatek. Mam 20 lat, jestem DDA i cierpię na nerwicę lękową. Oto moja historia. Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lemonysnicket, Witaj na forum :smile:

Historia, którą opisałaś pokazuje dokładnie jak nabyłaś zachowań, które utrudniają Tobie funkcjonowanie. Nie trzeba pełnić zawodowej funkcji psychiatry, żeby stwierdzić, że potrzeba Tobie psychoterapii. Sama wiesz, że leki powodują złagodnienie objawów, natomiast ważne jest, żeby dojść do przyczyny (którą Ty znasz), przepracować mechanizmy, które spowodowały, że masz teraz życiowe trudności.

Z tą izolacją od rodziny lekarz miał rację. Jest toksyczna i nie sprzyja Twojemu samopoczuciu. Wiem, łatwo się mówi... "Odejść i odizolować się", ale spróbować warto. Warto z uwagi na perspektywy. Możesz zacząć psychoterapię, pracować, studiować (zaocznie).

Dużo zrozumiesz na psychoterapii, a o to właśnie chodzi...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za przeczytanie i wypowiedź, też uważam że psychoterapia to takie właśnie "światełko w tunelu". Może uda mi się już od października ją rozpocząć. Mam nadzieje że uda mi się wyjść na prostą. Trzymam kciuki za wszystkich którzy zmagają się z tym problemem, musimy dać radę :)!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak jest teraz? Czy masz się choć o odrobinkę lepiej? Dużo już przeszłaś i musiało Ci być ciężko, zwłaszcza że nie miałaś oparcia u braci.

Twój tata jest osobą chorą i tak też na niego patrz - jak na osobę chorą, a od chorego nie można wymagać; więc spróbuj mu wybaczyć, bo sam wiele pewnie wycierpiał. Warto się czasem zastanowić dlaczego ktoś jest taki, jaki jest obecnie - co musiał przejść i podejść ze współczuciem. Jeśli straci się wiarę w miłość, to człowiekowi nic już nie zostanie - tak myślę; i ostatecznie żaden ocean cierpień nie będzie miał znaczenia, jako jedna kropla miłości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Twój tata jest osobą chorą i tak też na niego patrz - jak na osobę chorą, a od chorego nie można wymagać; więc spróbuj mu wybaczyć, bo sam wiele pewnie wycierpiał. Warto się czasem zastanowić dlaczego ktoś jest taki, jaki jest obecnie - co musiał przejść i podejść ze współczuciem.
W tym przypadku jest to anty-rada. Ojciec alkoholik posuwa się do szantażowania dziecka samobójstwem, a Ty wymagasz współczucia?!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałam mój życiorys który napisałam 6 miesięcy temu i dochodzę do wniosku że jest bardzo, ale to bardzo okrojony choć i tak obszerny... dziękuję każdemu kto zechciał przeczytać/odpisać. To bardzo budujące uczucie kiedy ktoś dzieli się swoim zrozumieniem, oburzeniem w komentarzu. Nie wiem jak to nazwać.. Po prostu dziękuję wam bardzo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak jest teraz? Czy masz się choć o odrobinkę lepiej? Dużo już przeszłaś i musiało Ci być ciężko, zwłaszcza że nie miałaś oparcia u braci.

Twój tata jest osobą chorą i tak też na niego patrz - jak na osobę chorą, a od chorego nie można wymagać; więc spróbuj mu wybaczyć, bo sam wiele pewnie wycierpiał. Warto się czasem zastanowić dlaczego ktoś jest taki, jaki jest obecnie - co musiał przejść i podejść ze współczuciem. Jeśli straci się wiarę w miłość, to człowiekowi nic już nie zostanie - tak myślę; i ostatecznie żaden ocean cierpień nie będzie miał znaczenia, jako jedna kropla miłości.

 

Teraz jest.. nie wiem. Wszystko wypełnia mi nauka. Ale ostatnie miesiące były koszmarem... Skrótowo, suche fakty; ojciec wyprowadził się do kochanki, mama była w strasznym stanie ale znalazła sobie hmm.. przyjaciela i po części jej to pomogło. 3 sprawy rozwodowe rodziców na jednej z nich zeznawałam, nie polecam stać między matką a ojcem przed obcymi ludźmi i opowiadać o jego alkoholizmie.. tragedia.. i maglowanie przez (co prawda miłego) sędziego (do rozwodu nie doszło, formalnie rodzice nadal są małżeństwem). Później sprawa alimentacyjna, ojciec tak jakby się nas wyrzekł [?] zerwał kontakty. Wyszły mi nieprawidłowości w EEG, (listopad) jutro mam rezonans magnetyczny. Zobaczymy.. mam potworne ataki, uczucie jakby prąd raził od środka albo.. jeśli uderzyliście się kiedyś w łokiec i poczuliście palący ból - to właśnie coś takiego. Kolejny objaw nerwicy czy tym razem już jakieś wyjaśnienie medyczne? Ciekawe...

Wiem że mój tata miał straszne dzieciństwo. Wiem że psychika mu siadła. Wiem że nie potrafił sobie poradzic, Nie można jednak wszystkich usprawiedliwiac, zwłaszcza jeśli to krzywdzi Ciebie...wiesz nie jestem w stanie zrozumiec, może i wybaczyc tego że w młodości pomyślał "dzieci rozwiążą wszystkie moje problemy". To nie dziecko jest dla rodzica. To rodzic jest dla dziecka. Po prostu to było nieodpowiedzialne..

 

"Jeśli człowiek starci wiarę w miłośc, to człowiekowi nic już nie zostanie"

Coś w tym jest.. zostaje jeszcze wiara że kiedyś nauczymy się kochać i pozwolic komuś pokochac nas

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Twój tata jest osobą chorą i tak też na niego patrz - jak na osobę chorą, a od chorego nie można wymagać; więc spróbuj mu wybaczyć, bo sam wiele pewnie wycierpiał. Warto się czasem zastanowić dlaczego ktoś jest taki, jaki jest obecnie - co musiał przejść i podejść ze współczuciem.
W tym przypadku jest to anty-rada. Ojciec alkoholik posuwa się do szantażowania dziecka samobójstwem, a Ty wymagasz współczucia?!!

 

Od chorego można wymagać - leczenia. Ale jeśli człowiek sam nie chce się zmienic to żadna siła nie pomoże... jako człowiek współczuje mu, jednak jako dziecko do końca życia będę pełna żalu i goryczy w związku z tym jak poprowadził mnie przez życie i jaki grunt mi przygotował.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×