Skocz do zawartości
Nerwica.com

Powiem wam prawdę o sobie, uznacie mnie za nienormalną.


MarryM

Rekomendowane odpowiedzi

A może jednak lepiej żyć w tym wyimaginowanym świecie i być szczęśliwym, niż żyć w realu i być nieszczęśliwym? Bo skąd ta pewność, że tylko real uszczęśliwia? W końcu szczęście to raczej stan umysłu, więc jeśli ktoś chodzi usmiechnięty, nie popada w depresję, to chyba lepiej niż zamartwianie się całymi dniami, płacz i potencjalne próby samobójcze?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zmęczona_wszystkim, w przypadku, kiedy człowiek na chandrę może sobie poprawiać swój nastrój taplając się w wyimaginowanym świecie.

Ludzie żyją w realnym świecie, nie na planecie wiecznej szczęśliwości, dlatego też powinni starać się zmierzyć z rzeczywistością, nie uciekać od niej.

Wg mnie, jest to zamiatanie śmieci pod dywan.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko dla jednych realne życie to mordęga każdego dnia, żmudne próby przetrwania od rana do wieczora. Jak życie nie cieszy, nie smakuje i nie ma perspektyw na to, by cokolwiek się zmieniło, to opcja takiego życia wydaje mi się, hmm, humanitarna...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Schizofrenikowi też można wmówić, że jest normalny... MarryM na razie widzi tylko swojego chłopaka, który nikogo nie krzywdzi, a może kiedyś zacznie widzieć coś innego, coś gorszego? Ona niby wie, że to fikcja, ale widzi go jako żywego. To jest normalne? Wybaczcie, ale ja bym się bała mieskzać z kimś takim pod jednym dachem. 1 z koleżanek ze studiów mieszkała w akademiku w 1 pokoju ze schizofreniczką, która też twierdziła, że jest normalna. Niby faktycznie spoko, ale czasem zarzucała Justynie, że ta porysowała jej trampki z zazdrości, że grzebala w jej kompie, nie wspominając o tym, że potrafiła spać cały dzień by na noc zniknąć i błąkać się samotnie po mieście, by o 5 nad ranem wejść do akademika i dostać takiego ataku histerii, że portierka po pogotowie dzwoniła. Innym razem dziewczynie tak odbiło że ryczała, cięła się i ostatecznie kupiła współlokatorce komputer za własne pieniądze, bo uznała, że jest jej to winna po pewnej awanturze. Spór dotyczył nieumytych naczyć pozostawionych na weekend w zlewie. Inni wiem, ze nadudużywali jej hojności, kiedy ta nie brała leków. No sorry, ale jeśli autorka naprawdę widzi coś czego nie ma, powinna udać się do specjalisty. Na razie jest tak, a kiedyś może wymyślony ukochany postanowi coś głupiego zrobić, a może ktoś też wykorzysta MarryM? Osoba chora nie myśli racjonalnie i nawet jeśli nie zdaje sobie z tego sprawy wymaga pomocy, dla dobra swojego i innych. Można sobie wymyślić coś i kochać taki światek, ale widzieć go na żywo wbrew pozorom nie jest zdrowe i kto wie w co może się przerodzić...

 

A tak poza tym wydaje mi się, że autorka posta robi sobie jaja:D Opisała historię w nieco dziwaczny sposób, mam wrażenie, że się zbija :P Osoba chora by tak nie postąpiła raczej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A tak poza tym wydaje mi się, że autorka posta robi sobie jaja:D Opisała historię w nieco dziwaczny sposób, mam wrażenie, że się zbija :P Osoba chora by tak nie postąpiła raczej.

 

Czyli nie dowiem się, jak to jest uprawiać seks z wymyślonym partnerem :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To takie wyimaginowane szczęście. Pozorne. Zdradliwe. Taka przykrywka względem swoich uczuć. Trzymanie siebie pod kloszem, z premedytacją i usprawiedliwianie siebie.

Mylę się?

No, chyba, że pisze się opowiadania, tzw. bajki, opowieści rozwijając wyobraźnię.

Tylko gdzie kończy się, z gdzie zaczyna normalność?

Myślę, że gdy poziom lęku przekracza pewną granicę, zaczyna się budować wokół siebie mur, taki nie do przeskoczenia. Wtedy snuje się wyobrażenia bo rzeczywistość jest nie do przyjęcia, a zmierzenie się z nią wymaga dużego nakładu wysiłku.

fakt niby jest granica dla każdego

każdego można złamać

ale trzeba opierać się słabościom

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak niektórym poprzednikom, też mi niekontrolowanie przeszło przez myśl, jak to jest uprawiać wyimaginowany seks. To znaczy, przecież autorka tematu widzi, słyszy i prawdopodobnie również odczuwa swojego "partnera". Z boku musiałoby to wyglądać dość zabawnie.

 

A zupełnie poważnie, to osobliwy przypadek. Coś jak w przypadku małych dzieci, które często wymyślają sobie wyimaginowanych przyjaciół jako ekwiwalent rówieśnika, który w realnym świecie go na przykład nie lubi. Umiejscawia wtedy żywą osobę w misiu, czy tam lalce.

 

Z jednej strony ciekawe, wygodne rozwiązanie. Pewnie niejedna osoba chciałaby pobawić się w taki zaczarowany ołówek. "Wymyśliłam i mam."

Z optymistycznego punktu widzenia, zrobiłaś niezły trik, a mogłaś w tym czasie leczyć się z depresji po byłym.

 

Ale patrząc realnie i godząc się z granicami i normami naszej (często cholernie mało komfortowej) rzeczywistości - to jest iluzja.

Nie zaprosisz go na obiad, ani nie zabierze Cię na pokera z jego przyjaciółmi. Dlaczego?

 

Bo nie istnieje.

 

 

Pozornie atrakcyjne rozwiązanie, które znalazła Twoja podświadomość na pozbycie się bólu, wprowadziło Cię w pułapkę, z której nie wyjdziesz sama,

bo nawet nie dostrzegasz problemu. Różnie się to może skończyć. A już na pewno w szpitalu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A zupełnie poważnie, to osobliwy przypadek. Coś jak w przypadku małych dzieci, które często wymyślają sobie wyimaginowanych przyjaciół jako ekwiwalent rówieśnika, który w realnym świecie go na przykład nie lubi. Umiejscawia wtedy żywą osobę w misiu, czy tam lalce.

Z tymi dziećmi to jest trochę inaczej niż mówisz. Pamiętam jak sama byłam dzieckiem, czasem wyobrażałam sobie, że jest przy mnie rodzeństwo, którego nigdy nie miałam, albo sympatia (np. nastoletni piosenkarz, którego nie mogłam spotkać w realu), ale wiedziałam, że to tylko moje marzenia.

Nie ma to nic wspólnego z traktowaniem moich pluszaków jakby były czującymi istotami obdarzonymi osobowością. Zwyczajnie personifikowałam większość zabawek, samochody też.

 

Inna rzecz, kiedy wymyśliłam sobie niewidzialnego tygryska na smyczy, powiedziałam o tym i rodzicom i koleżance, i potem ona też miała swojego. Ale to była zabawa, wyobrażanie i udawanie.

 

Dwa razy natomiast miałam regularny omam, raz był dorosły tyranozaur, raz młode. Jednego miałam na rękach.

 

Dlatego mogę wam powiedzieć, że to kurwa nie to samo. Kiedy wyobrażałam sobie jakąś osobę, postać, zwierzę miałam nad tym kontrolę, wiedziałam, że to jest na niby, że się bawię, albo się sama oszukuję, nigdy naprawdę nie widziałam, tylko oczyma wyobraźni. Natomiast przy halucynacji nie miałam wpływu na to co widziałam i byłam w 100% pewna, że to jest w pokoju.

 

Dlatego ciężko mi uwierzyć, żeby samo wyobrażanie sobie osoby mogło w prostej linii prowadzić do występujących stale omamów, bo to są jednak różne mechanizmy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlatego ciężko mi uwierzyć, żeby samo wyobrażanie sobie osoby mogło w prostej linii prowadzić do występujących stale omamów, bo to są jednak różne mechanizmy.

 

Liberum veto, ja myślę, że jest to możliwe. Początkowo masz nad czymś kontrolę, a później ci to umyka i żyje własnym życiem. Jak się dobrze wkręcisz i masz takie skłonności to wcale bym tego nie wykluczyła.

 

Wracając do tego seksu - to ja się nadal zastanawiam, czy w takiej, czysto hipotetycznej, bo i nie wiadomo, czy autorka sobie robiła jaja, czy jej "facet" zamknął ją w piwnicy bez dostępu do internetów, sytuacji seksualnej osoba "bardziej realna" do osiągnięcia spełnienia seksualnego używa własnego ciała albo innych rzeczy (czyli na ten przykład rąk), czy też ma wrażenie penetracji bez jakiejkolwiek fizycznej stymulacji.

 

TO JEST ZAGADKA MOJEGO ŻYCIA

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wracając do tego seksu - to ja się nadal zastanawiam, czy w takiej, czysto hipotetycznej, bo i nie wiadomo, czy autorka sobie robiła jaja, czy jej "facet" zamknął ją w piwnicy bez dostępu do internetów, sytuacji seksualnej osoba "bardziej realna" do osiągnięcia spełnienia seksualnego używa własnego ciała albo innych rzeczy (czyli na ten przykład rąk), czy też ma wrażenie penetracji bez jakiejkolwiek fizycznej stymulacji.

 

TO JEST ZAGADKA MOJEGO ŻYCIA

hahah, orgazm podczas snu jest dość powszechny i wymaga zadnej fizycznej stymulacji :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hahah, orgazm podczas snu jest dość powszechny i wymaga zadnej fizycznej stymulacji :P

 

NIE POMYŚLAŁAM O TYM O.O

 

No dobra, ale podczas snu dajmy na to można się jakoś (chyba) wiercić w łóżku obcierać o coś (podświadomie przez sen) i jakoś to pomaga. CHYBA.

 

Poza tym przez sen to jedno, większa schiza to jednak na jawie, nie?:D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O, fajny temat. Tai życiowy.

 

Też tak miewam jak tutaj opisujecie. Tzn. nie jak autorka, ale jak bylam młodsza to całe moje życie opierało się na wyobraźni.

 

Ale chyba bym się bała mieć swojego wymyślonego chłopaka, który żyje obok mnie. Przecież zawsze by mówił to czego chcę. W sumie jestem z osobą, która także mówi to czego chcę. Hm.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×