Skocz do zawartości
Nerwica.com

wychodzenie na prostą


mmagdalenaa

Rekomendowane odpowiedzi

Witam.

Od dwóch dni mam mętlik w głowie, szybko przedstawię całą historię.

Mam 18 lat, jakoś od dwóch lat leczę się z zaburzeń odżywiania, a mniej więcej trzy lata temu po raz pierwszy spróbowałam zioła. Przez pierwszy rok albo i dłużej zapaliłam może z pięć lub sześć razy, potem weszłam w takie środowisko, że w krótkim czasie po prostu stało się dla mnie czymś absolutnie normalnym raz na tydzień, dwa złapać parę buchów. Bardzo długo, bo do marca tego roku, działało to w ten właśnie sposób, choć wiadomo, trochę częściej i częściej zdarzało mi się samej za tym latać, ale nigdy nie łamałam swoich zasad, czyli palenie 'do lustra', bez towarzystwa oraz sięgania po cokolwiek innego niż zioło lub hasz. W marcu tak się zadziało w moim życiu (przede wszystkim trafiłam na totalnego dupka, dilera, który rozkochał mnie w sobie i jak tylko dostał to, czego chciał, to urwał kontakt), że pofrunęłam. Bez słowa przestałam chodzić na terapię, olewałam szkołę, zaczęłam palić zioło i popijać (! szczególnie to picie kiedyś byłoby dla mnie nie do pomyślenia) w samotności, mniej więcej przez dwa tygodnie był taki okres, że codziennie od rana zaczynałam wyłączanie świadomości. Potem trafiłam na dawnego znajomego i tutaj zaczęły się schody. Na początku nie miałam pojęcia, jak bardzo ten typ siedzi w narkotykach, bo tylko paliliśmy. Jeszcze trzymałam się swojej zasady nietykania czegokolwiek innego. On o niej wiedział, ale w końcu zaczął mnie namawiać na inne rzeczy. Do tej pory mam do niego w sumie ogromny żal, choć jestem świadoma, że mogłam zapobiec temu, co zaraz opiszę, choć z drugiej strony byłam wtedy w stanie takiego otępienia i obojętności, że szkoda gadać. Raz jak byłam strasznie skuta dosłownie pod nos mi podsunął mefedron. Wtedy nie wiedziałam nawet do końca, co to jest. Tylko tyle, że jakaś pochodna amfetaminy, nie miałam pojęcia, jakie to gówno, z góry zakładałam, że jest mniej uzależniające. Bo tak ten chłopak mówił. Parę razy powtarzałam, że nie chcę, że się boję, ale w końcu mnie przekonał w taki sposób, żebym ten jeden raz wciągnęła i że obiecuje, że nigdy więcej mnie nie będzie namawiał, jeśli mi się nie spodoba (!). Wiadomo że się spodobało. Potem jeszcze w przeciągu dwóch tygodni cztery wieczory miałam z wciąganiem. Dodam, że za każdym razem to było coś innego, różne pochodne fety. Za czwartym razem miałam straszny psychiczny zjazd, gdy nad ranem wróciłam do domu, akurat w zupełnej rozsypce, zapłakana, wpadłam na mamę. Od dawna widziała, że dzieje się ze mbą coś bardzo złego,ale kompletnie nie dawałam sobie pomóc, okłamywałam ją i odpychałam. Tamtego dnia już nie mogłam udawać, że jest w porządku. PRzez jakieś pięć godzin siedziałam w swoim pokoju i ryczałam non stop w przekonaniu, że wszystko potoczyło się za daleko, że się zupełnie 'zepsułam'. To chyba było dla mnie już dno, pierwszy raz od dawna świadomie spojrzałam na to, co się ze mną działo przez ostatnie tygodnie i byłam w szoku. Tamtego dnia powiedziałam o wszystkim mamie, dwa dni później wróciłam na terapię, którą mam kontynuować od września, ale dostałam parę warunków. Zero wciągania, babka mi wprost powiedziala, że jeśli choć raz to się powtórzy, to nie zgodzi się na leczenie mnie z anoreksji, dopóki nie przejdę przez terapię uzależnień. Całkowita abstynencja od września. I ostatni warunek - zerwanie kontaktu z tym chłopakiem. Całe wakacje płynęły mi dość fajnie, paliłam zioło, ale już bardziej z głową, ze trzy razy byłam na kwasie (spróbowania kwasu nie żałuję), rzuciłam palenie papierosów, o furaniu nawet nie myślałam. Dwa dni temu spotkałam się z tym chłopakiem. Chciałam zobaczyć, jak sobie radzi. To był ogromny błąd. Zaraz mnie namówił, dał mi furanie, że niby świętujemy jego urodziny, że bardzo chce właśnie ze mną. I tutaj nie ma dla mnie usprawiedliwienia żadnego. Dziś postanowiłam niezależnie od wszystkiego całkowicie zerwać z nim kontakt (w czasie wakacji zdarzało mu się do mnie dzwonić z różnych numerów, ale do spotkania nie dochodziło), ale pozostaje fakt, że wciągnęłam. Choć świecie postanowiłam sobie wcześniej, że nigdy więcej tego gówna nie tknę, pogardzam tym absolutnie, a stało się i nawet nie potrafię za bardzo wytłumaczyć, czemu to zrobiłam.

 

Mój mętlik wynika głównie z głowienia się, co teraz zrobić. Dzięki terapii od zaburzeń odżywiania poznałam siebie już na tyle, żeby wiedzieć, jak słaba jestem i jak łatwo popadam ze skrajności w skrajność. Boję się.

Zastanawiam się, czy mówić o tym jednym razie terapeutce na tej pierwszej wizycie po wakacjach i tym samym odciąć się na jakiś czas od leczenia anoreksji (a po pięciu latach choroby naprawdę doszłam już do momentu, że strasznie chcę w końcu być zdrowa) i czy mówić o tym mamie, której też obiecałam, że więcej tego nie zrobię. Zastanawiam się, na ile w moim przypadku można mówić o uzależnieniu. Nie mam złudzeń, jeśli chodzi o zioło, to jest w moim przypadku problem, potrafię nie palić kilka dni, choć w te wakacje dwa razy doszło też do kilkudniowego ciągu. Mimo to szczerze myślę, że nie będzie problemu z tą abstynencją od września, a przynajmniej tak myślałam przed tym wyskokiem sprzed dwóch dni.

 

Bardzo potrzebuję i proszę o parę opinii z zewnątrz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć. Sama wiesz jak jest i myślę, że jak sie będzie okazja zapalić to to zrobisz. Jeszcze chyba nie jesteś gotowa iść dalej póki na dobre tego nie rzucisz i będziesz konsekwentnie tego trzymać. I na pewno musisz te wcześniejsze kontakty zerwać bo nic dobrego Ci nie dadzą. Przy uzależnieniu nie myśli że panujesz nad tym na tyle by czasem tylko po to sięgnąć. Będzie Cie jeszcze bardziej ciągnęło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć. Nie chodzi mi o palenie zioła tylko o wciąganie. Terapeutka od ED jasno mi powiedziała, że zrobię to jeszcze raz, to mogę do niej wrócić dopiero, gdy rozwiążę kwestię nałogów. No i stało się. Zerwalam kontakt z tym chłopakiem, a była to jedyna osoba z mojego otoczenia, która siedzi w fecie/dopalaczach. Nie wiem teraz tylko, czy mówić o całym zajściu terapeutce i czy może faktycznie nie byłoby lepiej pójść do jakiejś poradni w sprawie narkotyków. Boję się, że kierują mną już jakieś mechanizmy uzależnienia, że się oszukuję i chcę podjąć jak najwygodniejszą dla siebie decyzję. Cały czas zresztą odkąd te parę dni temu wciągnęłam, boję się, nie umiem się pozbierać. Oczywiste jest, że tając to przed wszystkimi, nie rozwiążę problemu, ale nie wiem, na ile wciąganie jest już problemem w moim przypadku, skoro łącznie zdarzyło się to sześć razy. Na razie powiedziałam o tym ostatnim tylko jednej przyjaciółce i ustalilyśmy, że zobaczymy jak sobie poradzę w ogóle z tą ogólną abstynencją od września i że póki co nie będę mówić o tym terapeutce. Ale nie wiem już sama, czy tak faktycznie będzie dla mnie najlepiej, czy po prostu najwygodniej.

 

 

edit. poprzedni raz, gdy wciągnęłam, miał miejsce w czerwcu i wtedy też miałam mocne postanowienie, że to się nigdy więcej nie powtórzy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lepiej działać przezornie i nie szukać wymówek bo inaczej cały czas będziesz w tym siedzieć. Trzeba podjąć szczerą i bezkompromisową decyzję. Inaczej to nie będzie miało większego sensu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×