Skocz do zawartości
Nerwica.com

Dotarlem do granicy wytrzymalosci


MusicMaster123

Rekomendowane odpowiedzi

Ja przez te wszystkie lata nie próżnowałem i naprawdę starałem się z całych sił zbudować relacje z innymi, ale nawet gdy to się udaje po heroicznym wysiłku, to... jakby czuję więcej strat niż zysków. Po prostu zbyt wiele energii włożyłem w tą relację, tak wiele że już nie mam sił się nią cieszyć. To jest chore, gdyby przeczytała to normalna osoba, wskazałaby mi palcem w czoło. Psycholog ciągle opowiada mi o tym by docenić swoje zalety, zaakceptować się i pokochać siebie i zrozumieć że jest się osobą wartościową. Lanie wody, nic z tego nie rozumiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja dalej szukam złotego środka. Czasem cierpię z powodu samotności, bo nie jestem duszą towarzystwa. Nie interesowało mnie wspólne picie ze studentami, czy rozmowy z koleżankami o ciuchach i chłopakach. Jestem lubiana w towarzystwie, ale nie wyróżniam się. Porozmawiam z nimi, ale nie jest to tak, że mogłabym spędzać z nimi długie godziny. Ale mam 3 koleżanki, na które mogę liczyć w większości sytuacji, kiedy jest mi źle rozmawiają ze mną, nawet są w stanie zarwać noc :). I nie jest tak, że codziennie gadamy. Ale w razie potrzebie mogę liczyć na nie, a one na mnie.

A psycholog ma rację, jeżeli nie bedziesz miał wysokiej samooceny to możesz dać sobie wejść na głowę, nie będziesz asertywny, będziesz nieśmiały.

Ja siebie troche znam i np bardzo łatwo peszę sie gdy mam rozmawiac na forum ze wszystkimi, Wole z każdym rozmawiac w 4 oczy :). Łatwiej nawiązać kontakt i dowiedziec sie naprawde wielu ciekawych rzeczy. A by przebywać w towarzystwie muszę naprawdę je lubić. I tak jest :). Nie z każdym czuję sie dobrze, więc o takich ludzi nie zabiegam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W sumie to pewnie nie ma większego znaczenia, ale chciałbym dodać, że ja naprawdę staram się dawać z siebie 100%. Mam takie powiedzenie o sobie, że ja bez względu na wszystko, zwyciężam każdego dnia. Nawet gdy przegrywam, jest poniekąd zwycięzcą, bo nie znam lenistwa. Znam za to ambicje i ciężką pracę. Może tylko dzięki temu przeżyłem już, czy może aż, 17 lat...

Gdyby tylko ktoś dał mi taki złoty środek, włożyłbym w to całe serce, 100% siebie, by to wykorzystać...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jedyny złoty środek, jaki dostrzegam to religia. Cóż. Od jutra dziennie czytam Biblię, modlę się, spowiadam się raz w miesiącu i przestrzegam postu piątkowego, chodzę w niedzielę do kościoła i uczestniczę w Komunii Świętej. Podobno wiara ma wielką moc, zamierzam się o tym przekonać na własnej skórze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam do Was pytanie z trochę innej "beczki". Nie wiem jak to wygląda u Was, ale ja, pomimo bólu i cierpienia, "śmierci za życia", jak mam to w zwyczaju nazywać, w środku głęboko wierzę w swoją szczęśliwą, zasypaną sukcesami przyszłość. Jestem przekonany, że porażka, pomimo wszystko, nie wchodzi w grę, i że tak czy inaczej zdołam wygrać, chociaż dzisiaj mieliście idealną okazję zobaczyć jak czuję się, gdy moja siła upada. Wiem, że tak czy inaczej, lekami, religią, ludźmi czy oglądaniem Smerfów uda mi się zwalczyć tę chorobę i później już będzie tylko i wyłącznie lepiej. Kieruje mną takie przekonanie typu "Ha! Skoro musiałem cierpieć aż 17 lat i wegetować, to teraz pokaże Wam co to jest prawdziwe życie i w 200% je wykorzystam!!!", zamierzam czerpać z życia garściami, chcę oddychać życiem. Tak więc, dla mnie jest to oczywiste, że gdy nadarza się iskierka nadziei na sukces (religia), to włożę w to całe swoje zasoby. Dlaczego Tobie Inga_beta (oraz innym) nie wystarczyło zapału do rozwinięcia w sobie dość silnej wiary w Boga? Opowiedzcie co nieco o tym, jak staracie się zwyciężyć, mam ochotę posłuchać Waszych historii, jeśli chcecie. Lubię poznawać ludzi. Poznaję ich zalety i wady, dzięki czemu wiem jaką zaletę sobie skopiować, a jakiej wady się pozbyć. Mam nadzieję, że moje na wpół dziecięce gadanie nie gra zbytnio nikomu po nerwach, a jak gra, to przyjmuję reklamacje ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MusicMaster123 ja sobie odpuszę taki opis (o sobie), w publiczny sposób ; ).

 

Pytasz o zapał..

Według mnie trzeba czuć szczery pociąg do Boga czy religii.

Czułem to kilkanaście dni temu.. jednakże minęło mi to ;/, z czego zadowolony nie jestem.

 

Jak staram się zwyciężyć ?. Mam nadzieję, po prostu. Z dnia na dzień moje życie się zmienia... inaczej > wierzę w lepszą przyszłość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jasli chodzi o wiare, to moze w pierwszych kilkunastu latach mojego zycia bylam bardzo religijna ale to chyba kwestia socjalizacji. Pozniej bylo raz lepiej raz gorzej. Jednak kilka lat tamu wydarzylo sie cos co spowodowalo, ze oddalilam sie od Boga. Teraz mam momenty, ze mowie sobie zaczne chodzic do kosciola i wiecej sie modlic, bo czasem mi sie zdarza modlic nie mowie, ze nie. Jednak w kwestii kosciola jako instytucji mam niestety wyrobione dosc negatywne zdanie wiec jakos mnie nie ciagnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MusicMaster123,

- psycholog nie pomogl? wcale mnie to nie dziwi- to nie lekarz tylko humanista.

to tak jakbys ze zlamana reką poszedł do baby jagi zamiast do lekarza.

 

Jakby co, zawsze moge isc sie modlic

haha, dobrze ze masz do kogo ;-)

 

Teraz przy zyciu trzymie mnie nadzieja, ze za 47 dni dostane cudowne tabletki, ktore sprawia, ze nie bede sie bal rozmowy z kolega z klasy, ze bede mogl sie uczyc, ruszac, zyc.

dokladnie tak bedzie.

 

Nie grzesze ani sprawnoscia fizyczna ani umyslowa

a zalozymy sie ze jestes mega ambitny i pracowity?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

- psycholog nie pomogl? wcale mnie to nie dziwi- to nie lekarz tylko humanista.

to tak jakbys ze zlamana reką poszedł do baby jagi zamiast do lekarza.

Czyli dobrze wnioskuję że zapisanie się do psychiatry było dobrym ruchem.

 

Teraz przy zyciu trzymie mnie nadzieja, ze za 47 dni dostane cudowne tabletki, ktore sprawia, ze nie bede sie bal rozmowy z kolega z klasy, ze bede mogl sie uczyc, ruszac, zyc.

 

dokladnie tak bedzie.

 

Poważnie? (Jedną z moich poważniejszych wad jest to, że nie zawsze wyczuwam sarkazm)

 

a zalozymy sie ze jestes mega ambitny i pracowity?

Skąd to wiesz? Czyżbym dał to już do zrozumienia? Masz rację.

 

Według mnie trzeba czuć szczery pociąg do Boga czy religii.

Trochę mnie to zaskakuje, że ludzie tak nie chętnie garną się do swojego polepszania wiary, skoro mogą w ten sposób uzyskać tak wiele korzyści, już tu na Ziemi.

 

Mowiac o przezwyciezaniu, masz na mysli jedynie kwestie wiary czy rowniez inne sprawy?

i to i to

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trochę mnie to zaskakuje, że ludzie tak nie chętnie garną się do swojego polepszania wiary, skoro mogą w ten sposób uzyskać tak wiele korzyści, już tu na Ziemi.

 

Moze zle Cie zrozumialam, ale rozmawiamy teraz o Twoich problemach czy o tym dlaczego ktos nie chce polepszac swojej wiary? To zdanie brzmi troche jakbys zamierzal kogos nawrocic. Wybacz, jesli sie myle?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moze zle Cie zrozumialam, ale rozmawiamy teraz o Twoich problemach czy o tym dlaczego ktos nie chce polepszac swojej wiary? To zdanie brzmi troche jakbys zamierzal kogos nawrocic. Wybacz, jesli sie myle?

Rozmawiamy o problemach moich i Waszych. Nie zamierzam nikogo nawracac.

Po prostu ludzie dysponjja potencjalnie bardzo silna bronia, a nie chca jej wykorzystac. I to jest dziwne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę że o tym czy to jest silna broń zadecydujesz wtedy gdy sam się przekonasz, bo na razie to tylko w to wierzysz.

Ja oprócz tego codziennego chodzenia do kościoła, codziennie odmaweiałam różaniec lub inne modlitwy, spowiadałam się oraz jeździłam na msze charyzmatyczne. Starałam się to robić z pełną żarliwośćią i wiarą. Po kilku miesiącach gdy nie działo sie kompletnie nic, żadnej zmiany, zrezygnowałam. Gdy się rozeznałam w temacie okazało się że w przypadku zaburzeń psychicznych żadna wiara nie pomaga. Pomaga tylko ludziom zdrowym psychicznie i znam takie przypadki gdy tacy ludzie bardzo się zmienili. Wiem też o przypadku księdza chorego na depresję który popełnił samobójstwo i wiara mu tu nie pomogła.

Niestety w przypadku zaburzeń psychicznych trzeba się wziąć za pracę nad sobą albo jechać na lekach.

Ludzie którzy rzeczywiśćie dotarli do granic wytrzymałośći decydują się na psychoterapię. Inni którzy jeszcze wytrzymują szukają łatwiejszych metod.

Ja chodzę na psychoterapię i ona rzeczywiście działa. Zmiana w stosunku do tego jak czułam się kiedys jest ogromna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychoterapia? No przeciez chodze do psychologa i nic sie nie zmienia. W co mam wierzyc, jesli na chwile obecna poza wiara nie mam nic? Nad czym mam pracowac, przeciez zyly z siebie ... by sobie pomoc, tez bez efektow. Podobno ludzie dzieki naprawde wielkiej wierze wychodzili juz z o wiele powazniejszych chorob niz depresja, przynajmniej ta w moim stadium. Jesli nie religia, to co mi zostalo? Na leki moge liczyc dopiero za 6 ponad tygodni. Co mam zrobic?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychologa czy psychoterapeuty? Pisałeś że psycholog dawał ci rady. Więc to nie psychoterapia.

 

Słyszałeś o metodzie EFT? Znam wielu ludzi którzy bardzo ją sobie chwalą i im pomogła. U mnie nie działa bo jestem za bardzo zaburzona ale w przypadku depresji czy nerwic wiem że działa. Zobacz, może ci spasuje, jeżeli jesteś tak ambitny to powinieneś spróbować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MusicMaster123, to nie sarkazm- tak bedzie- wtedy wszystko sie pozmienia.

moze trudno Ci w to uwierzyc w tej chwili, ale masz potencjał- widzisz wiecej, czujesz wiecej- to przejebany dar, ale dzieki niemu moze osiagniesz cos co wykracza poza przecietnosc. trzeba ukoic emocje-pojsc do lekarza, a nie do pieprzonego szarlatana ktoremu sie wydaje ze slowem rozwieje złe demony.

 

w tej chwili jestes chory- dlatego nie ufaj temu co widzisz -tylko zaciagnij swoja osobe do lekarza.

 

-- 13 mar 2014, 22:23 --

 

i jeszcze jedno na temat demagogow tego swiata napedzajacych wielka spirale psychologiczna- moga wam zmienic nastawienie na krocej czy dluzej ale to samooszukiwanie sie- gówno bedzie gównem nawet jesli uznacie je za dzielo sztuki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też się wychowałam w patologicznej rodzinie i też przechodziłam etap totalnej rezygnacji z życia i buntu "dlaczego akurat ja?". Ale po okresie takiego lamentowania doszłam do wniosku, że to mało produktywne, poza tym i tak już nie zmienię pewnych faktów. Jestem na takim etapie, że zupełnie odrzuciłam rodziców jako autorytety w jakichkolwiek dziedzinach i chyba nawet się już z tym pogodziłam. Teraz jedynym sensownym pomysłem jest dążenie do ułożenia sobie życia po mojemu (dla mnie aktualnie to pójście na wymarzone studia), co Tobie też polecam...

 

 

Pamiętam, jak strasznie rozbiło mnie psychicznie przyjście do liceum, dość elitarnego. Nauczyciele wydawali się tacy inteligentni, wyrozumiali i faktycznie zainteresowani mną, czyli wykazywali wszystkie cechy, jakich brakuje moim rodzicom... Ale z perspektywy czasu cieszę się z tego, bo w pewnym sensie posłużyli mi za jakieś wzory i utwierdzili w przekonaniu, że zachowania z mojego domu nie są w porządku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×