Skocz do zawartości
Nerwica.com

Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?


LINA

Rekomendowane odpowiedzi

W dniu 10.11.2024 o 18:11, lily102 napisał(a):

Mój ból też mnie praktycznie nie opuszcza ehh... I też jest zlokalizowany po lewej stronie, najgorsze jest to że mam wrażenie, że promieniuje na plecy, co mnie przeraża ;(( W sumie sama nie wiem, gdzie mnie boli - czasem zlokalizowany jest przy pępku po lewej stronie, czasem typowo po boku, a czasem pod żebrami. Dzisiaj mam wrażenie, że cała lewa strona mnie boli, i z przodu i z tyłu, taki dyskomfort. Ty masz chociaż kolonoskopię za sobą, ja nie mam odwagi na tak inwazyjne badanie ;( U mnie trwa to już ponad miesiąc, zaczęło się rewolucjami w jelitach przy braniu antybiotyku, a potem ostrym bólem pod lewym żebrem jakoś tydzień później. Też boję się obecnie zrobić morfologię i usg brzucha... Ale musimy się jakoś w końcu zmusić, obawiam się że nic innego nam nie pomoże ani nas nie uspokoi :(

Byłam w międzyczasie u kolejnego ginekologa, który pozatym, że nie widzi nic złego, to zrobił mi usg jamy brzusznej i tez nic nie widzi. W międzyczasie czekam na wizytę pod kątem endometriozy, mam w grudniu a później pewnie umowie się do flebologa na dopplera miednicy, bo poszerzone zyly przy np lewym jajniku też powodują przewlekłe bóle. Mam po prostu tak serdecznie dosyć, nie jestem typem nerwicowe, który lata po lekarzach, ja się nie boję badania, mnie paraliżuje wynik, aż do lęku wymiotnego. Budzę się z bólem który trwa do wieczora i noc beż bolu i na nowo od rana, jeździ mi po jelicie w tym miejscu, lewe podbrzusze. Cały czas czuje się jakbym miała okres... taki bol i bol krzyza. Wiem, że od jelit boli kregoslup, napięcia. Ale jeśli nawet to jelito drazliwe, to czemu nic mi na to nie pomaga. Marzę o dniu beż bólu 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

22 godziny temu, minou napisał(a):

Wiesz, to wszystko polega na równowadze. Nie chodzi o to, żebyś lekceważyła objawy, ale nie możesz im też przypisywać większej wagi, niż mają. Piszesz, że problemy pojawiły się po konkretnym zdarzeniu, antybiotykoterapii, a to samo raczej brzmi uspokajająco. Spróbuj diety bogatej w probiotyki i prebiotyki, regularnie jedz. Poza tym spróbuj jakiś delikatnych ćwiczeń na kręgosłup, żeby uwolnić napięcie. O problemy z kręgosłupem nietrudno, a stres dodatkowo powoduje dużo napięć mięśniowych. Ja mam silne bóle w prawym podżebrzu od lat. Raz częściej, raz rzadziej. Ale to tylko nerwobóle, choć byłam diagnozowana na kamicę żółciową, problemy z wątrobą, jelitami, trzustką… nic mi nie jest, oprócz nadwrażliwości na bol

Tak, "zdrowa" nieznerwicowana część mnie mówi że to pewnie jelita wciąż dochodzą do siebie po tym antybiotyku, ktory serio je przeczołgał (oszczędzając szczegółów, nie byłam w stanie ruszyć się z domu :P ), bo przecież od tego się zaczęło, potem za szybko po skonczeniu antybiotykoterapii napiłam się piwa i objadłam fastfoodów i dlatego mnie ten mocny ból pod lewym żebrem złapał. Ale ta "chora" część mojego mózgu przejmuje kontrolę nad zdrową i mówi, że to za długo trwają te bóle, że przecież te objawy pasują do chorej trzustki i tak dalej i tak dalej... Brałam Sanprobi IBS przez jakieś 3 tygodnie, ale różnicy nie widziałam, czy polecasz może jakieś konkretne probiotyki/prebiotyki?
Ostatnio mimo tych "objawów" poszłam pobiegać, stwierdziłam że jak mnie podczas biegu będzie boleć i będę się słabo czuć, to po prostu wrócę się do domu i zacznę szukać wreszcie lekarza, ale przebiegłam 6km swoim stałym tempem, czułam się dobrze, lekki ból był bardziej przypominający kolkę, więc nie wiem, pocieszam się, że może jakbym była tak poważnie chora jak myślę, to nie byłabym w stanie uprawiać takiej aktywności fizycznej :D 

18 godzin temu, inesdekn napisał(a):

Byłam w międzyczasie u kolejnego ginekologa, który pozatym, że nie widzi nic złego, to zrobił mi usg jamy brzusznej i tez nic nie widzi. W międzyczasie czekam na wizytę pod kątem endometriozy, mam w grudniu a później pewnie umowie się do flebologa na dopplera miednicy, bo poszerzone zyly przy np lewym jajniku też powodują przewlekłe bóle. Mam po prostu tak serdecznie dosyć, nie jestem typem nerwicowe, który lata po lekarzach, ja się nie boję badania, mnie paraliżuje wynik, aż do lęku wymiotnego. Budzę się z bólem który trwa do wieczora i noc beż bolu i na nowo od rana, jeździ mi po jelicie w tym miejscu, lewe podbrzusze. Cały czas czuje się jakbym miała okres... taki bol i bol krzyza. Wiem, że od jelit boli kregoslup, napięcia. Ale jeśli nawet to jelito drazliwe, to czemu nic mi na to nie pomaga. Marzę o dniu beż bólu 

A czy jakiś lekarz zasugerował Ci jelito drażliwe i polecił stosowanie jakichś środków na to?
Tak, mi też chodziło o to, że nie boję się badań, tylko ich wyniku. A konkretnie wyników tych, których nie robiłam nigdy lub bardzo dawno. Na usg piersi/usg ginekologiczne i cytologię idę bez stresu bo robię kontrolnie co roku. Ale pełnej morfologii nie robiłam już dawno (znaczy parę miesięcy temu, ale wtedy miałam anginę więc wiadomo że wyniki były zakłamane) i się boję. Usg jamy brzusznej miałam pierwszy i ostatni raz dłuuugie lata temu, jak miałam chore nerki. Kolonoskopii czy gastroskopii nie miałam nigdy i to mnie przeraża co mogłoby tam wyjść.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, lily102 napisał(a):

Tak, "zdrowa" nieznerwicowana część mnie mówi że to pewnie jelita wciąż dochodzą do siebie po tym antybiotyku, ktory serio je przeczołgał (oszczędzając szczegółów, nie byłam w stanie ruszyć się z domu :P ), bo przecież od tego się zaczęło, potem za szybko po skonczeniu antybiotykoterapii napiłam się piwa i objadłam fastfoodów i dlatego mnie ten mocny ból pod lewym żebrem złapał. Ale ta "chora" część mojego mózgu przejmuje kontrolę nad zdrową i mówi, że to za długo trwają te bóle, że przecież te objawy pasują do chorej trzustki i tak dalej i tak dalej... Brałam Sanprobi IBS przez jakieś 3 tygodnie, ale różnicy nie widziałam, czy polecasz może jakieś konkretne probiotyki/prebiotyki?
Ostatnio mimo tych "objawów" poszłam pobiegać, stwierdziłam że jak mnie podczas biegu będzie boleć i będę się słabo czuć, to po prostu wrócę się do domu i zacznę szukać wreszcie lekarza, ale przebiegłam 6km swoim stałym tempem, czułam się dobrze, lekki ból był bardziej przypominający kolkę, więc nie wiem, pocieszam się, że może jakbym była tak poważnie chora jak myślę, to nie byłabym w stanie uprawiać takiej aktywności fizycznej :D 

A czy jakiś lekarz zasugerował Ci jelito drażliwe i polecił stosowanie jakichś środków na to?
Tak, mi też chodziło o to, że nie boję się badań, tylko ich wyniku. A konkretnie wyników tych, których nie robiłam nigdy lub bardzo dawno. Na usg piersi/usg ginekologiczne i cytologię idę bez stresu bo robię kontrolnie co roku. Ale pełnej morfologii nie robiłam już dawno (znaczy parę miesięcy temu, ale wtedy miałam anginę więc wiadomo że wyniki były zakłamane) i się boję. Usg jamy brzusznej miałam pierwszy i ostatni raz dłuuugie lata temu, jak miałam chore nerki. Kolonoskopii czy gastroskopii nie miałam nigdy i to mnie przeraża co mogłoby tam wyjść.

Po kolonoskopii gastroenterolog mowil, że jeśli nie ma zmian patologicznych w obrębie jelita to można stawiać na drazliwe. Ale leki typu duspatalin, debretin, jedynie pomagają na zaparcia ale nie na bol jelit... poza tym aby stwierdzić drazliwe to trzeb najpierw sprawdzić bakterie, grzyby, dysbioze, zakażenie helicobakter, itp. Bo objawy drazliwego to objaw, który z czegoś wynika... czekam na resztę badań, ale mam taką panikę przed zrobieniem.morfolofii. nie wiem jak cienie, ale mmie przeraża np rozmiar ręczny w morfo plus ob i crp. Znam te wskaźniki na blachę, co oznaczają i stąd ten lęk. I mam tak.samo cyto i ginekolog ogólnie luzik. Ale w sumie.czekajac na wynik cytologii też nie śpię kilka dni. A co tonie teraz dolega konkretniej? Sciskam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, inesdekn napisał(a):

Po kolonoskopii gastroenterolog mowil, że jeśli nie ma zmian patologicznych w obrębie jelita to można stawiać na drazliwe. Ale leki typu duspatalin, debretin, jedynie pomagają na zaparcia ale nie na bol jelit... poza tym aby stwierdzić drazliwe to trzeb najpierw sprawdzić bakterie, grzyby, dysbioze, zakażenie helicobakter, itp. Bo objawy drazliwego to objaw, który z czegoś wynika... czekam na resztę badań, ale mam taką panikę przed zrobieniem.morfolofii. nie wiem jak cienie, ale mmie przeraża np rozmiar ręczny w morfo plus ob i crp. Znam te wskaźniki na blachę, co oznaczają i stąd ten lęk. I mam tak.samo cyto i ginekolog ogólnie luzik. Ale w sumie.czekajac na wynik cytologii też nie śpię kilka dni. A co tonie teraz dolega konkretniej? Sciskam

Tragedia z tymi badaniami. Ale dobrze, że w kolonoskopii nie masz żadnych zmian! Z tego co czytałam, to nierzadko lekarze stawiają diagnozę jelita drażliwego na wyrost, więc rzeczywiście dobrze te rzeczy dobadać. A czy nerwy nie wpływają właśnie na jelita? Długo zmagasz się z nerwicą?
Tak, mam dokładnie tak samo - morfologia z rozmarem ręcznym, ob i crp obecnie mnie przeraża! Poziom hormonów itd z krwi mogę badać bez problemów, ale to, właśnie przez to, co mogą oznaczać podwyższone wskaźniki... Chociaż wiadomo, że mogą wskazywać na mnóstwo innych, nierzadko błahych rzeczy. Ale wiadomo jak myśli znerwicowany umysł... No i czekanie na wynik cytologii też mnie potrafi stresować :D Lubię usg za to że od razu widać czy coś jest nie tak :D 
U mnie obecnie na tapecie problemy z trzustką/jelitami. Brałam ponad miesiąc temu antybiotyk i przez 7 dni dzień w dzień miałam biegunki, nic nie mogłam jeść, żadne osłony nic nie pomagały. Jak tylko przestałam go brać to minęły, ale musiałam uważać na to co jem. Ale chyba za szybko się napiłam alkoholu i objadłam niezdrowych rzeczy, bo tak mnie zakuło pod lewym żebrem mocno i trzymało mnie cały dzień. No i od tamtej pory cały czas mnie coś po tej lewej stronie a to kłuje, a to gniecie, a to przy pępku, a to z boku, a to w plecach... W toalecie też różnie bywa. Nie jest to mocny ból, w niczym mi nie przeszkadza, bardziej dyskomfort. Ale jest codziennie (choc nie przez cały dzień). Czasem już sama nie wiem kiedy mnie boli naprawdę a kiedy mi się tylko wydaje ehhhh

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jednak zapisałam się do gastrologa na przyszły tydzień. Wczoraj wieczorem miałam mocny ból brzucha po tej lewej stronie przy pępku, taki ścisk. I trwał w zasadzie do południa, musiałam wziąć wolne w pracy. Był naprawdę silny, aż plecy mnie bolały. Nawet mnie przebudził w nocy i jeździło mi po brzuchu, miałam też nudności. Może zaszkodziło mi coś co zjadłam wczoraj, nie wiem. Ale nie będę robić badań na własną rękę, mam nadzieję, że na wizycie lekarz będzie miał pomysł co mi może dolegać, w którą stronę iść i jakie badania najlepiej wykonać.

Edytowane przez lily102

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 19.11.2024 o 16:56, nadiee napisał(a):

Siema. Nieźle się trzymałam, ale ostatnio wkręcam sobie glejaka, bo boli mnie głowa. Zazwyczaj po jednej stronie, po prawej. Nie codziennie. Ale co parę dni. 

Ból bez innych objawów raczej nie jest charakterystyczny dla glejaka. Bardziej prawdopodobne są napięciowe bóle głowy albo zapalenie zatoki po stronie bólu. Glejak oprócz bólu wywołuje szereg objawów neurologicznych, zwykle dość uciążliwych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 19.11.2024 o 16:56, nadiee napisał(a):

Siema. Nieźle się trzymałam, ale ostatnio wkręcam sobie glejaka, bo boli mnie głowa. Zazwyczaj po jednej stronie, po prawej. Nie codziennie. Ale co parę dni. 

to, co opisujesz, tak jak napisała @minou, brzmi jak napięciowy ból głowy lub migrena, zwłaszcza że pojawia się co kilka dni i po jednej stronie. Objawy glejaka są zwykle bardziej złożone, jak np. problemy z widzeniem, mową, równowagą lub inne poważne symptomy neurologiczne, których nie wspominasz. Zadbaj o odpowiednie nawodnienie (jeśli za mało pijesz wody, to może powodować ból głowy), sen i redukcję stresu. Ból może też wynikać z napięcia mięśni szyi lub postawy. Nie nakręcaj się – bóle głowy mają mnóstwo nieszkodliwych przyczyn.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 19.11.2024 o 16:56, nadiee napisał(a):

Siema. Nieźle się trzymałam, ale ostatnio wkręcam sobie glejaka, bo boli mnie głowa. Zazwyczaj po jednej stronie, po prawej. Nie codziennie. Ale co parę dni. 

Zgadzam się z powyższymi odpowiedziami. Na pocieszenie - miałam okres kiedy głowa bolała mnie codziennie przez jakiś miesiąc. Praktycznie codziennie musiałam brać tabletki przeciwbólowe, żeby normalnie funkcjonować. Wtedy jeszcze nie miałam hipochondrii więc na szczęście nie wkręcałam sobie żadnych poważnych chorób :P Kilka sesji u fizjoterapeuty uwolniły napięcia i sprawiły, że ból zniknął.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

22 godziny temu, nadiee napisał(a):

Dziękuję Wam bardzo za odpowiedzi.staram się właśnie nie nakręcać i podchodzić racjonalnie, nie dać góry nerwicy. Najpewniej jest tak,jak mówicie. 🧡

Przede wszystkim trzeba pamiętać, że niezależnie od tego, co Ci dolega, Twoje życie i szanse wyleczenia będą dużo lepsze z pozytywnym nastawieniem - to udowodnione. Niektórzy ludzie niestety mają pecha i zapadają na ciężkie choroby. Ale to, jak ich życie potem wygląda, zależy w dużej mierze od nich samych. 
Ja tu wiele razy pisałam, że hipochondria była dla mnie dormą ucieczki od rzeczywistości. Bo nie ma co się oszukiwać - jeśli Twój mózg fiksuje się na chorobach, to tylko dlatego, że masz z tego jakąś pokręconą korzyść. Złudną oczywiście, ale jednak. Podczas ataku hipochondrii nie myślałam o egzaminach, przyszłości, finansach, wymeldowałam się z życia bo przecież umieram. Ciężko było to odkręcić, przestać używać tych dolegliwości jako wymówkę i zmierzyć się z życiem. Hipochondria daje pewne „korzyści” pytanie, czy jesteś gotowa z nich zrezygnować?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

23 godziny temu, minou napisał(a):

Przede wszystkim trzeba pamiętać, że niezależnie od tego, co Ci dolega, Twoje życie i szanse wyleczenia będą dużo lepsze z pozytywnym nastawieniem - to udowodnione. Niektórzy ludzie niestety mają pecha i zapadają na ciężkie choroby. Ale to, jak ich życie potem wygląda, zależy w dużej mierze od nich samych. 
Ja tu wiele razy pisałam, że hipochondria była dla mnie dormą ucieczki od rzeczywistości. Bo nie ma co się oszukiwać - jeśli Twój mózg fiksuje się na chorobach, to tylko dlatego, że masz z tego jakąś pokręconą korzyść. Złudną oczywiście, ale jednak. Podczas ataku hipochondrii nie myślałam o egzaminach, przyszłości, finansach, wymeldowałam się z życia bo przecież umieram. Ciężko było to odkręcić, przestać używać tych dolegliwości jako wymówkę i zmierzyć się z życiem. Hipochondria daje pewne „korzyści” pytanie, czy jesteś gotowa z nich zrezygnować?

Ja mam ataki hipochondrii, gdy moje życie zdaje się układać, kiedy dzieje się coś dobrego, coś, na co czekam. To wynika z mojej przeszłości, mam głęboko zakorzeniony strach, że nigdy nie będę szczęśliwa. Walczę z nim, ale to trudna droga. 

Ja niezupełnie mogę wymeldować się z życia, bo wtedy wyląduję na ulicy. 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 25.11.2024 o 14:19, nadiee napisał(a):

Ja mam ataki hipochondrii, gdy moje życie zdaje się układać, kiedy dzieje się coś dobrego, coś, na co czekam. To wynika z mojej przeszłości, mam głęboko zakorzeniony strach, że nigdy nie będę szczęśliwa. Walczę z nim, ale to trudna droga. 

Ja niezupełnie mogę wymeldować się z życia, bo wtedy wyląduję na ulicy. 

 

 

No tak, autoagresja też jest możliwą przyczyną nerwicy. Ale to nadal ucieczka w coś. Wszystko jest ok, więc musiałabyś się zmierzyć z tym, że nie umiesz się cieszyć. Że nie pozwalasz sobie na radość. Dlaczego? Zwykle jest to głębszy problem, wychowanie lub jakieś zdarzenia. Więc hipochondria jest tematem zastępczym żeby nie pracować nad tym prawdziwym. Myślę, że jakbyś na serio zajęła się swoimi traumami z przeszłości, to hipochondria by znikła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć mam pytanie, czy brał ktoś z Was lek na uspokojenie/ataki paniki o nazwie Cloranxen? Ja byłam przedwczoraj na izbie przyjęć w szpitalu psychiatrycznym ponieważ od tygodnia jestem w kiepskim stanie psychicznym, mam dzień w dzień praktycznie całe dnie ataki paniki i czuję mega niepokój w sobie (oczywiście związany z moim zdrowiem) moja Świętej Pamięci już Babcia była przez długi czas w szpitalu i przedwczoraj niestety właśnie zmarła co mnie dodatkowo dobiło. Moja mama musiała pojechać już wtedy wieczorem do miasta w którym Babcia mieszkała załatwić wszystkie formalności i pogrzeb a ja w domu tylko przy niej czuję się w miarę bezpiecznie i przez mój stan już zdecydowałam się pójść na oddział zamknięty w SP z tego względu, że już nie widziałam innego dla siebie wyjścia. I tam skończyło się na konsultacji jedynie z lekarzem psychiatrą który mi przepisał właśnie ten lek Cloranxen 5mg i mam go brać 2 razy dziennie rano i wieczorem po jednej tabletce przez 10 dni na te ataki paniki. W międzyczasie tam dostałam też ataku paniki i dała mi jedną tabletkę Lorafenu 1mg potem zmodyfikowała mi trochę leki podwyższyła dawki i gdy już wyszłam stamtąd to poczułam już działanie tego Lorafenu i w domu już czułam się wprost cudnie (miałam dobry nastrój, kręciło mi się trochę w głowie ale było to takie przyjemne odczucie i byłam bardzo spokojna przede wszystkim i noc też super przespałam plus lek działał mi aż do następnego dnia jakoś do południa). A gdy przestał działać to już zostało mi jedynie branie Cloranxenu i zauważyłam że on mi nie pomaga a jak już to dosłownie na chwilę i jestem ciekawa czy ktoś z Was go brał też i miał podobnie jak ja? Wiem, że działanie leków to jest bardzo indywidualna sprawa każdego organizmu ale ciekawi mnie to czy to tylko na mnie ten lek nie działa czy na kogoś też…Nie wiem co mam robić bo do mojej psychiatry mam dopiero na 4 kwietnia a boję się że cały czas będę mieć te ataki paniki non stop :( 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

29 minut temu, acherontia styx napisał(a):

Bo Cloranxen to słaby lek w porównaniu do Lorafenu. Dawka 5mg....no cóż, moja lekarka twierdzi, że takie dawki na nikogo nie działają.

(Piszę jeszcze raz bo chyba się nie dodało) w takim razie ja nie wiem po co ona mi to przepisała. Z tego co czytałam to Cloranxen to jest praktycznie taki sam lek co Alpragen a on też na mnie już nie działa. A mówiłam jej że go brałam cały czas w razie potrzeby także no nie wiem. Ja będę u mojej psychiatry w kwietniu to jej powiem że chciałabym doraźnie Lorafen bo jednak mam porównanie. I dziękuję za odpowiedź! 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

21 minut temu, acherontia styx napisał(a):

@patrycja03 ja nie mówię że Cloranxen w ogóle nie działa, bo na mnie np. działa i to tak jak oczkuje - uspokaja, ale nie powoduje senności w przeciwieństwie do alprazolamu , ale w wyższej dawce niż 5mg.  Z tym, że ja Cloranxen brałam może z 4 razy w życiu.

Rozumiem, no to na mnie nie działa albo sama sobie to wmawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, patrycja03 napisał(a):

Rozumiem, no to na mnie nie działa albo sama sobie to wmawiam.

Lorafen to bardzo silny lek. Nie dziwię się, że zadziałał i trochę zazdro, bo na mnie benzo nie działają. 

 

Może spróbuj większą dawkę tego Clorsnxenu? Wszystkie wymienione przez Ciebie leki to inne substancje. A jak nie, to idź na ten oddział jeszcze raz. Współczuję Ci bardzo 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

43 minuty temu, nadiee napisał(a):

Lorafen to bardzo silny lek. Nie dziwię się, że zadziałał i trochę zazdro, bo na mnie benzo nie działają. 

 

Może spróbuj większą dawkę tego Clorsnxenu? Wszystkie wymienione przez Ciebie leki to inne substancje. A jak nie, to idź na ten oddział jeszcze raz. Współczuję Ci bardzo 

Właśnie nie wiem czy mogę zwiększyć bez konsultacji z żadnym lekarzem:/ czytałam że największa dawka Cloranxenu jaka może być to 30mg a ja biorę dziennie 10mg bo mi tak ta psychiatra z izby przyjęć zaleciła. Tata też mi mówił żeby tam pojechać jeszcze raz i powiedzieć o tym, żeby przepisali mi zamiast Cloranxenu to Lorafen ale ja sobie mówię, że akurat na dyżurze będzie tam inny lekarz który mi powie coś typu że oni nie są od tego no nie wiem takie natrętne myśli na temat tego mam. Cóż chyba wolę już poczekać do tego kwietnia jak będę u mojej psychiatry i od razu jej powiem że ja chce doraźnie Lorafen. 
Dziwnie, że nie działają na Ciebie żadne benzo 😕 a jakieś inne leki uspokajające oprócz benzo działają? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

55 minut temu, patrycja03 napisał(a):

Właśnie nie wiem czy mogę zwiększyć bez konsultacji z żadnym lekarzem:/ czytałam że największa dawka Cloranxenu jaka może być to 30mg a ja biorę dziennie 10mg bo mi tak ta psychiatra z izby przyjęć zaleciła. Tata też mi mówił żeby tam pojechać jeszcze raz i powiedzieć o tym, żeby przepisali mi zamiast Cloranxenu to Lorafen ale ja sobie mówię, że akurat na dyżurze będzie tam inny lekarz który mi powie coś typu że oni nie są od tego no nie wiem takie natrętne myśli na temat tego mam. Cóż chyba wolę już poczekać do tego kwietnia jak będę u mojej psychiatry i od razu jej powiem że ja chce doraźnie Lorafen. 
Dziwnie, że nie działają na Ciebie żadne benzo 😕 a jakieś inne leki uspokajające oprócz benzo działają? 

Jedź. Co masz się męczyć. Powiedz im, jaka jest sytuacja. Szczerze. Dlaczego miałby Ci nie pomóc. 

 

Nie, na mnie generalnie mało co działa hah. Choć jestem ogólnie na wenlafaksynie od roku. Generalnie w ostatnim czasie udało mi się trochę okiełznać lęki, tak mi się wydaje. Miewam, ale nie przejmują tak kontroli. 

Edytowane przez nadiee

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

57 minut temu, nadiee napisał(a):

Jedź. Co masz się męczyć. Powiedz im, jaka jest sytuacja. Szczerze. Dlaczego miałby Ci nie pomóc. 

 

Nie, na mnie generalnie mało co działa hah. Choć jestem ogólnie na wenlafaksynie od roku. Generalnie w ostatnim czasie udało mi się trochę okiełznać lęki, tak mi się wydaje. Miewam, ale nie przejmują tak kontroli. 

To tyle dobrze, że jakoś sobie radzisz ze swoimi lękami i nie masz ich aż tak uciążliwych 🙂 ja to trochę tych leków biorę, kwetiapina, karbamazepina(?), escitalopram i pregabalina. Kiedyś brałam też już escitalopram kilka lat temu to wtedy dodatkowo chodziłam na oddział dzienny i czułam że żyję. Potem po skończeniu trzy razy terapii tam już żadnej nie miałam i jutro idę na pierwszą wizytę do nowej psycholog. A Ty masz jakąś terapię która daje Ci takie wsparcie w tym wszystkim? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, patrycja03 napisał(a):

To tyle dobrze, że jakoś sobie radzisz ze swoimi lękami i nie masz ich aż tak uciążliwych 🙂 ja to trochę tych leków biorę, kwetiapina, karbamazepina(?), escitalopram i pregabalina. Kiedyś brałam też już escitalopram kilka lat temu to wtedy dodatkowo chodziłam na oddział dzienny i czułam że żyję. Potem po skończeniu trzy razy terapii tam już żadnej nie miałam i jutro idę na pierwszą wizytę do nowej psycholog. A Ty masz jakąś terapię która daje Ci takie wsparcie w tym wszystkim? 

Ojej, to rzeczywiście sporo bierzesz... I miałaś trzy razy terapię, jaka szkoda, że efekt nie jest trwały. 

 

Ja generalnie też przeszłam długą drogę, wyboista i trudną. Nie pomogła mi żadna konkretna terapia, przynajmniej nie zdefiniowana. Tak się złożyło, że mam mądra bliską osobę, która mi mentorowała. Plus sama dużo czytałam psychologicznych treści, próbując siebie zrozumieć. A także doświadczenie życiowe, przejście przez różne sytuacje (w tym wiele trudnych), wyjście z nich na prostą. Na pewno wszystko to pozwoliło mi poznać siebie i źródło swoich lęków, a to już dużo. Teraz praca nad podejściem. 

Jeśli chodzi o lęki o zdrowie, to na pewno doświadczenie tego, że już wiele razy "umierałam" przekonana, że coś mi jest, a ostatecznie nic nie było, a przynajmniej nie groźnego z czasem dało do myślenia, zaczęło sprawiać, że się potrafię przynajmniej do pewnego stopnia zdystansować od tych natrętnych myśli, jakoś je negować. Też kwestia na pewno tego, że na tapet weszły inne problemy hah. W sensie życiowe, realne. No i nie mogę nie wspomnieć o ogólnym moim światopoglądzie, mam na myśli wiarę w Stworce. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 19.03.2025 o 19:52, nadiee napisał(a):

Ojej, to rzeczywiście sporo bierzesz... I miałaś trzy razy terapię, jaka szkoda, że efekt nie jest trwały. 

 

Ja generalnie też przeszłam długą drogę, wyboista i trudną. Nie pomogła mi żadna konkretna terapia, przynajmniej nie zdefiniowana. Tak się złożyło, że mam mądra bliską osobę, która mi mentorowała. Plus sama dużo czytałam psychologicznych treści, próbując siebie zrozumieć. A także doświadczenie życiowe, przejście przez różne sytuacje (w tym wiele trudnych), wyjście z nich na prostą. Na pewno wszystko to pozwoliło mi poznać siebie i źródło swoich lęków, a to już dużo. Teraz praca nad podejściem. 

Jeśli chodzi o lęki o zdrowie, to na pewno doświadczenie tego, że już wiele razy "umierałam" przekonana, że coś mi jest, a ostatecznie nic nie było, a przynajmniej nie groźnego z czasem dało do myślenia, zaczęło sprawiać, że się potrafię przynajmniej do pewnego stopnia zdystansować od tych natrętnych myśli, jakoś je negować. Też kwestia na pewno tego, że na tapet weszły inne problemy hah. W sensie życiowe, realne. No i nie mogę nie wspomnieć o ogólnym moim światopoglądzie, mam na myśli wiarę w Stworce. 

Rozumiem, zazdroszczę Ci szczerze mówiąc tego, że jakoś się z tym uporałaś, że udało Ci się zrozumieć siebie. Ja sama niestety tego nie potrafię, nigdy nie umiałam a moim rodzicom jest trochę łatwo mówić w momencie gdy mam jakiś atak paniki „staraj się o tym nie myśleć, pomyśl że jest dobrze” tylko że ja dodatkowo odkąd pamiętam jestem straszną pesymistką i nie umiem po prostu nie umiem tak. A strasznie bardzo bym chciała. 
Właśnie od 19-tej znowu zmagam się z uczuciem niepokoju i atakiem paniki, wzięłam już Cloranxen a do tego Alpragen żeby się uspokoić i staram się nie nakręcać na nowo z tym wszystkim ale nie umiem i to mnie dołuje i niesamowicie wkurw..

Przez tydzień miałam duży problem z jedzeniem, nie umiałam nic zjeść choć żołądek był pusty, bałam się jeść w obawę o zwymiotowanie. Aż w końcu chyba ten Cloranxen zdziałał „cuda” i przez jakieś ostatnie 2 czy 3 dni było wspaniale, jadłam ze smakiem, mało ale często. Brak ataków paniki zupełny spokój i chęć życia. I dziś mi znowu się pojawiło i bardzo na to liczę że to jest tylko jednorazowe teraz, bo ja już nie zniosę tego więcej. To jest moja trauma, ogromny strach przed tym, że to wszystko powróci na nowo. 
Wczoraj byłam na pierwszej wizycie u Pani psycholog i dobrze mi się z nią rozmawiało ale powiedziała mi, że na razie na początku kilka pierwszych wizyt to będą konsultacje z nią bo musi zebrać o mnie wszystkie informacje. A potem będzie taki kontrakt zawarty i regulamin do czego oczywiście będę musiała się stosować no i powie mi w jakim nurcie będzie ze mną pracować żeby dopasować tą psychoterapię do mnie jak najlepiej. Wizyty będę mieć co każdy czwartek o stałej godzinie.

A jeszcze co do Ciebie kochana, to trzymam mocno kciuki żeby Twoje aktualne problemy, z którymi się zmagasz, minęły i żeby było wszystko dobrze u Ciebie 🙂 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

10 minut temu, patrycja03 napisał(a):

Rozumiem, zazdroszczę Ci szczerze mówiąc tego, że jakoś się z tym uporałaś, że udało Ci się zrozumieć siebie. Ja sama niestety tego nie potrafię, nigdy nie umiałam a moim rodzicom jest trochę łatwo mówić w momencie gdy mam jakiś atak paniki „staraj się o tym nie myśleć, pomyśl że jest dobrze” tylko że ja dodatkowo odkąd pamiętam jestem straszną pesymistką i nie umiem po prostu nie umiem tak. A strasznie bardzo bym chciała. 
Właśnie od 19-tej znowu zmagam się z uczuciem niepokoju i atakiem paniki, wzięłam już Cloranxen a do tego Alpragen żeby się uspokoić i staram się nie nakręcać na nowo z tym wszystkim ale nie umiem i to mnie dołuje i niesamowicie wkurw..

Przez tydzień miałam duży problem z jedzeniem, nie umiałam nic zjeść choć żołądek był pusty, bałam się jeść w obawę o zwymiotowanie. Aż w końcu chyba ten Cloranxen zdziałał „cuda” i przez jakieś ostatnie 2 czy 3 dni było wspaniale, jadłam ze smakiem, mało ale często. Brak ataków paniki zupełny spokój i chęć życia. I dziś mi znowu się pojawiło i bardzo na to liczę że to jest tylko jednorazowe teraz, bo ja już nie zniosę tego więcej. To jest moja trauma, ogromny strach przed tym, że to wszystko powróci na nowo. 
Wczoraj byłam na pierwszej wizycie u Pani psycholog i dobrze mi się z nią rozmawiało ale powiedziała mi, że na razie na początku kilka pierwszych wizyt to będą konsultacje z nią bo musi zebrać o mnie wszystkie informacje. A potem będzie taki kontrakt zawarty i regulamin do czego oczywiście będę musiała się stosować no i powie mi w jakim nurcie będzie ze mną pracować żeby dopasować tą psychoterapię do mnie jak najlepiej. Wizyty będę mieć co każdy czwartek o stałej godzinie.

A jeszcze co do Ciebie kochana, to trzymam mocno kciuki żeby Twoje aktualne problemy, z którymi się zmagasz, minęły i żeby było wszystko dobrze u Ciebie 🙂 

A ile masz lat? 

Pytam dlatego, że u mnie to trochę trwało, trwa nadal i naprawdę miałam przez wiele lat potężne jazdy. Najgorsze było jakoś 3 lata temu. Zmierzam do tego, żebyś nie traciła nadziei, to trudna walka, czasem trwa naprawdę długo, ale efekty przychodzą. 

Fajnie z tą terapią. Wiadomo, początki takie są, jak piszesz, normalka. Ale jak macie flow to mam nadzieję, że będziesz zadowolona. 

 

Co do rodziców, no to cóż. Ktoś, kto tego nie doświadczył, nie wie po prostu, jak to jest i że nie wystarczy przestać myśleć. Starają się zapewne, jak mogą, tylko no... Dobrze by było może wspólnie znaleźć jakieś inne zdania, które by były w takich sytuacjach pomocne. Zamiast rad może po prostu "jestem z tobą", "to wszystko dzieje się w Twojej głowie, to są Twoje myśli, ale nie prawda" (ja ostatnio staram się właśnie myśleć w tym nurcie, że to, co mi się wydaje, co myślę, co czuję, jest bardzo subiektywne, ale nie mam racjonalnych zewnętrznych powodów, by zakładać najgorsze). Coś, co Tobie pomaga. 

 

Trzeba poznać przyczynę Twoich leków, Twoich pesymistycznych myśli i może zastanów się, czy vos Cię teraz w życiu obecnym nie triggeruje. Ja np pochodzę z trudnego domu i wyrosłam w takim duchu. A ten najgorszy atak miałam kilka miesięcy po śmierci mojego ojca, nie przeżytej żałobie (mieliśmy trudna relacje) plus nawale spraw życiowych, które mnie po prostu doprowadziły do stanu załamania. 

 

Myślę głośno, co mogłoby Ci pomóc... Oczywiście wiele już możesz wiedzieć, mieć wypróbowane, więc nie traktuj tego jako dobrych rad hah, tylko po prostu jak coś Ci się przyda, to bierz. 

 

Jest taka książka Dr Nerwica, która uczy, jak sobie radzić z lękami. I to w naprawdę fajny sposób. Autor wymyślił coś na kształt gry i przechodząc ja, uczysz się lepiej kontrolować swoje lęki. I daje narzędzia na potem. 

 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, nadiee napisał(a):

A ile masz lat? 

Pytam dlatego, że u mnie to trochę trwało, trwa nadal i naprawdę miałam przez wiele lat potężne jazdy. Najgorsze było jakoś 3 lata temu. Zmierzam do tego, żebyś nie traciła nadziei, to trudna walka, czasem trwa naprawdę długo, ale efekty przychodzą. 

Fajnie z tą terapią. Wiadomo, początki takie są, jak piszesz, normalka. Ale jak macie flow to mam nadzieję, że będziesz zadowolona. 

 

Co do rodziców, no to cóż. Ktoś, kto tego nie doświadczył, nie wie po prostu, jak to jest i że nie wystarczy przestać myśleć. Starają się zapewne, jak mogą, tylko no... Dobrze by było może wspólnie znaleźć jakieś inne zdania, które by były w takich sytuacjach pomocne. Zamiast rad może po prostu "jestem z tobą", "to wszystko dzieje się w Twojej głowie, to są Twoje myśli, ale nie prawda" (ja ostatnio staram się właśnie myśleć w tym nurcie, że to, co mi się wydaje, co myślę, co czuję, jest bardzo subiektywne, ale nie mam racjonalnych zewnętrznych powodów, by zakładać najgorsze). Coś, co Tobie pomaga. 

 

Trzeba poznać przyczynę Twoich leków, Twoich pesymistycznych myśli i może zastanów się, czy vos Cię teraz w życiu obecnym nie triggeruje. Ja np pochodzę z trudnego domu i wyrosłam w takim duchu. A ten najgorszy atak miałam kilka miesięcy po śmierci mojego ojca, nie przeżytej żałobie (mieliśmy trudna relacje) plus nawale spraw życiowych, które mnie po prostu doprowadziły do stanu załamania. 

 

Myślę głośno, co mogłoby Ci pomóc... Oczywiście wiele już możesz wiedzieć, mieć wypróbowane, więc nie traktuj tego jako dobrych rad hah, tylko po prostu jak coś Ci się przyda, to bierz. 

 

Jest taka książka Dr Nerwica, która uczy, jak sobie radzić z lękami. I to w naprawdę fajny sposób. Autor wymyślił coś na kształt gry i przechodząc ja, uczysz się lepiej kontrolować swoje lęki. I daje narzędzia na potem. 

 

 

 

 

Mam 21 lat, w tym roku 22. Współczuję Ci bardzo tej męczarni jaką musiałaś mieć…Ja swój najgorszy okres przeszłam 5 lat temu i teraz się powtarza także no…Jednym słowem masakra.

Taak ta terapeutka już mi się podoba więc myślę że moje nastawienie do niej już się nie zmieni:)

 

Oj to jest całkowita prawda. Takim osobom jest najłatwiej mówić i w ogóle myśleć o tym wszystkim, ale jednak nie wiedzą co przeżywamy w środku, jak bardzo nam jest ciężko…Nawet jeśli próbują pomóc i zrozumieć, to nigdy nie uda im się to w 100% skoro nigdy nie doświadczyli takich stanów.

 

Wiesz, mi się wydaje że przyczyną tych wszystkich lęków jakie mam, jest moje dzieciństwo. Ja również wychowywałam się w trudnym środowisku domowym (główny problem był z tatą ale teraz wyszedł na prostą) i ogólnie rodzice mi mówili, że ja odkąd byłam mała to już byłam taka lękliwa, już miałam problemy z jedzeniem.

Ja już sama nie mam pojęcia co mi może pomóc…Zdaje się na pomoc tej mojej Pani psycholog i będę starała się mocno z nią współpracować bo wiem, że bez mojej współpracy efektów po prostu nie będzie.

 

Ooo a ta książka jest może dostępna też online? W sensie że dałoby się ją przeczytać internetowo? Czy tylko do zakupienia gdzieś? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, patrycja03 napisał(a):

Mam 21 lat, w tym roku 22. Współczuję Ci bardzo tej męczarni jaką musiałaś mieć…Ja swój najgorszy okres przeszłam 5 lat temu i teraz się powtarza także no…Jednym słowem masakra.

Taak ta terapeutka już mi się podoba więc myślę że moje nastawienie do niej już się nie zmieni:)

 

Oj to jest całkowita prawda. Takim osobom jest najłatwiej mówić i w ogóle myśleć o tym wszystkim, ale jednak nie wiedzą co przeżywamy w środku, jak bardzo nam jest ciężko…Nawet jeśli próbują pomóc i zrozumieć, to nigdy nie uda im się to w 100% skoro nigdy nie doświadczyli takich stanów.

 

Wiesz, mi się wydaje że przyczyną tych wszystkich lęków jakie mam, jest moje dzieciństwo. Ja również wychowywałam się w trudnym środowisku domowym (główny problem był z tatą ale teraz wyszedł na prostą) i ogólnie rodzice mi mówili, że ja odkąd byłam mała to już byłam taka lękliwa, już miałam problemy z jedzeniem.

Ja już sama nie mam pojęcia co mi może pomóc…Zdaje się na pomoc tej mojej Pani psycholog i będę starała się mocno z nią współpracować bo wiem, że bez mojej współpracy efektów po prostu nie będzie.

 

Ooo a ta książka jest może dostępna też online? W sensie że dałoby się ją przeczytać internetowo? Czy tylko do zakupienia gdzieś? 


A wiesz od czego masz nerwicę? Od tego trzeba zacząć. Sama miałam silne lęki odkąd pamiętam. Najpierw jako dziecko lęk przed ciemnością, pająkami, owadami ogólnie, potem jako nastolatka irracjonalny lęk przed potworami, duchami itd (najlepsze w tym wszystkim było to, że ja nie wierzyłam w takie rzeczy. A jednak się ich bałam! Tak samo jak pająki, przecież wiedziałam że są zupełnie nieszkodliwe). Potem jako młoda dorosła pojawiła się hipochondria. To była męczarnia, straciłam przyjaciół, pracę studencką, o mało co nie zawaliłam roku i prawie rozstałam się z narzeczonym. I tak doszłam do miejsca, w którym było mi obojętnie. Stwierdziłam, że takie życie to nie życie, nawet nie wegetacja a tortury. Nie jestem typem samobójcy więc jedyną opcją było… żyć! Robić wszystko to, czego się boję, olewać objawy chorób, chodzić do piwnicy po ciemku, złapać pszczółkę w szklankę i wypuścić za okno… obudził się we mnie straszny bunt. Stwierdziłam, że mój własny umysł mnie zdradził, sabotuje mnie. Postanowiłam, że ja tu rządzę, a jak coś mi się stanie, to przynajmniej wcześniej trochę pożyję. Nerwica się wycofała.

Potem, po urodzeniu dzieci pojawił się lęk wolnopłynący i już nie było tak łatwo, bo swoje bezpieczeństwo i życie mogłam olać, a dzieci? Nie! Terapie, leki, pomagały na krótko. Lęk gdzieś tam był, odbierał radość życia i energię. Aż w końcu kilka lat temu zdiagnozowano u mnie AuDHD (ADHD i cechy autystyczne). Leczę się na ADHD i dostaję środki wyciszające nadreaktywny układ nerwowy. Nerwica zniknęła całkowicie praktycznie w ciągu pierwszych dni leczenia (leki na ADHD działają od razu, nie jak antydepresanty). I nie wróciła. Już prawie 4 lata samopoczucie jak po tych pierwszych dawkach benzo. Nadal walczę z negatywnymi wzorcami myślowymi, bo tak jak Ty nie jestem urodzoną optymistką. Ale to w przeciwieństwie do terapii na nerwicę, działa i efekty są trwałe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×