Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresja sama w sobie a okoliczności życiowe..


Lux24

Rekomendowane odpowiedzi

Znów zakładam jakiś temat, ale zastanawia mnie tyle ciekawych rzeczy, że trudno tego nie robić ;)

Jak zapewne wiecie istnieje nie tylko psychiatria, ale i antypsychiatria, ostatnio przy okazji czytania innej książki Jarosława Stukana, natknęłam się na coś takiego jak „Toksyczna psychologia i psychiatria. Depresja a samobójstwo”. Jeszcze tej publikacji nie posiadam i w związku z tym jeszcze jej nie przeczytałam, zacytuję Wam tylko ze strony internetowej co Jarosław Stukan chce w tej książce powiedzieć.. Mianowicie:

 

"W tej w miarę przystępnie dla przeciętnego czytelnika napisanej pracy autor udowadnia, iż depresja nie istnieje w ogólnie przyjętym kontekście, a jest jedynie ekonomicznym oszustwem, natomiast tzw. antydepresanty trzeciej generacji nie mogą być określane terminem „leków na depresję”.

 

Według Stukana, to właśnie procedury rzekomego leczenia rzekomymi antydepresantami pośrednio i/lub bezpośrednio odpowiedzialne są za wzrost samobójstw na świecie. Według autora należy więc zakładać, że „obserwowany i przewidywany wzrost zaburzeń depresyjnych oraz wzrost liczby samobójstw, to problemy wytworzone przez przemysł farmaceutyczny i jest on całkowicie odpowiedzialny za śmierć dziesiątek tysięcy ludzi na przestrzeni ostatnich lat.”

 

Jasne i ostre słowa, przez co książka porusza czytelnika do myślenia i spojrzenia na temat tzw. depresji nie przez pryzmat choroby biologicznej, jak cały czas sugeruje swoimi hipotezami (przypuszczeniami) psychiatria, a pod kątem błyskawicznie wokół niej kwitnącego biznesu farmakologicznego. Stukan w prosty sposób udowadnia, że wprowadzenie do obowiązującej klasyfikacji chorób (ICD-10) takich diagnoz, jak „depresja lekka” i „depresja umiarkowana” zupełnie pozbawiły nas, ludzi, „prawa do cierpienia” i każde tego rodzaju naturalne „zachwianie” (spowodowane np. śmiercią bliskiego, rozstaniem z ukochaną osobą, czy utratą pracy i związanym z tym lękiem o przyszłość) definiowane jest jako „choroba” i natychmiast „leczone chemią” Cóż za paradoks?! Nie dość, że doznajemy załamania spowodowanego życiowym zbiegiem okoliczności, to w gabinecie u „Pana Doktora” dowiadujemy się, że jesteśmy... „chorzy psychicznie”..."

 

 

Ja osobiście im bardziej brnę w takie tematy, tym bardziej zaczynam po części, bo i swoje wątpliwości mam, się zgadzać. Widzę na tym forum mnóstwo osób, które mają problemy z pracą, ze związkami, ze szkołą, czy to nie są po prostu zwyczajne problemy życiowe i co najważniejsze - czy gdybyście mieli te sfery życia poukładane i uporządkowane, to czy mielibyście depresję?

Jeśli ktoś jest przykładowo samotny to ja uważam, że jest samotny, więc przez to ma depresję, a nie odwrotnie, czyli ma depresję, więc jest samotny. Sprowadzam to teraz do słynnego jajko czy kura, ale mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi. Myślę, że w wielu przypadkach depresja to nie depresja, co brak zrozumienia, akceptacji, docenienia, bliskiej osoby, więc gdyby danej osobie to wszystko dać, nie potrzebowałaby na przykład leków. Czy jestem naiwną idealistką?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kwestię ruchu antypsychiatrycznego pozostawię bez komentarza, bo szkoda moich słów.

 

Co do depresji- to można wyróżnić dwa zasadnicze rodzaje:

 

depresję egzogenną (inaczej reaktywną)- czyli związaną z czynnikami zewnętrznymi: żałoba po stracie bliskiej osoby, wypadek, choroba, problemy w pracy/bezrobocie, trudności finansowe itp. - ta depresja nie wymaga zastosowania farmakoterapii

 

depresję endogenną (biologiczną)- czyli uwarunkowaną czynnikami wewnętrznymi (brak równowagi biochemicznej, deficyty podstawowych neurotransmiterow, dysfunkcje partii mozgu)- w tej farmakoterapia jest niezbedna. Mimo, ze hipotezy wyjasniajace rzekoma etiologie tego schorzenia, tj. serotoninowa i norepinefrynowa sa bardzo mgliste i maja luki, to nie ulega watpliwosciom, ze cos jest na rzeczy.

 

Problemem wspolczesnej psychiatrii nie jest tworzenie sztucznych jednostek chorobowych tylko raczej wypisywanie na masowa skale medykamentow psychoptropowych w sytuacjach ktore takiej interwencji nie wymagaja, bo nawet de facto nie mamy do czynienia z zaburzeniem psychicznym- a napedzaja jedynie koniunkture i nabijaja kabze koncernom farmaceutycznym.

 

Przede wszystkim winni sa sami ludzie, ktorzy naduzywaja okreslenia DEPRESJA w mowie potocznej. Jak ktos jest smutny to ma depresje, jak samotny to ma depresje, jak ma jesienna apatie to depresja itd. - a tak naprawde z kliniczna depresja takie stany maja niewiele wspolnego.

 

Smutek jest EMOCJĄ, a nie synonimem depresji. Smutek jest czyms normalnym, wiekszosc ludzi go odczuwa, przezywa. To nie swiadczy o zaburzeniu psychicznym. Problem jest wtedy, gdy smutek jest nieadekwatny do bodźca. No bo, gdy stracimy pracę- jest nam smutno, gdy ktoś umrze- jest nam smutno, gdy zgubimy portfel- jest nam smutno. Ale co gdy teoretycznie nie mamy obiektywnego powodu by go czuc, a czujemy smutek w bardzo intensywnej formie, ktory paralizuje nasze funkcjonowanie?

 

Analogicznie- gdy dostaniemy awans- czujemy radosc, gdy sie zakochamy- radosc, gdy wygramy milion w totka radosc. Ale co gdy czujemy chroniczna, nieuzasadniona radosc, stany euforyczne, ekstazy? I przy tym nie zazywamy substancji psychoaktywnych. Moznaby rzecz- no fajnie byc radosnym 24/7. Ale czy na pewno? Pod wplywem tej euforii i bezkrytycznej pewnosci siebie mozemy podjac wiele lekkomyslnych i ryzykownych dzialan, poniewaz nie posiadamy wgladu, trzezwego osadu i nie potrafimy przewidziec konsekwencji swych czynow. To przedsionek manii.

 

Kliniczna depresja to zestaw objawow- obnizony nastroj, naped, anhedonia, zaburzenia snu, zaburzenia łaknienia, myśli sucidyalne itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lux24, myślę, że chyba patrzysz z innej perspektywy.

Po to mamy jednostkę chorobową "depresja", żeby zakwalifikować stan w jakim ktoś się znajduje. Bo powód jest już raczej marginalizowany, oczywiście jeśli mówimy o psychiatrii. Lekarz musi jakoś zakwalifikować to, z czym przychodzi pacjent. Nie bardzo widzę kartę pacjenta, w której zamiast choroby jest pół strony przyczyn, a drugie pół objawów. Fakt, depresja reaktywna ma jakąś przyczynę, do której trzeba się dogrzebać, pomyśleć jak naprawić i to zrobić. To trochę trwa i nie jest takie proste. Okoliczności życiowe mają to do siebie, że czasem nie da się ich dopasować do naszego widzimisię. W rezultacie może tak być, że nie jesteśmy w stanie całkiem usunąć przyczyny depresji.

Druga sprawa, jak leki pomagają, ktoś ich potrzebuje, bo nie może czekać na efekty za parę miesięcy, to czemu nie? Nie wiem z jakimi problemami ludzie chodzą do psychiatry, ale chyba każdy rozumie czyjś smutek po stracie bliskiej osoby i daje czas na to naturalne cierpienie. Tyle, że naturalne cierpienie ma jakieś ramy czasowe i nie polega na całkowitym pozbawieniu człowieka sił do wstania z łóżka. Jeśli ktoś stracił pracę i ma z tego powodu obniżony nastrój, idzie do psychiatry i dostaje leki to... No cóż, to sprawa lekarza co i komu przypisuje. Jeśli ktoś stracił pracę, a poza tym ma tysiąc innych problemów które jako tako były do przeżycia póki ta praca była, to już bardziej rozumiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×