Skocz do zawartości
Nerwica.com

Romansidło


renai

Rekomendowane odpowiedzi

Witam Was, jestem nowa, wiec mówię wszystkim hej :)

 

Potrzebuję Waszej pomocy, bo kompletnie nie wiem, co mam zrobić. Jestem już w 3letnim związku. Układało nam się całkiem, całkiem, ale... jest małe ALE. Mój ukochany bardzo dużo pracuje. Już od ponad dwóch lat widujemy się raptem 3 razy w miesiącu. Nasz kontakt spoczywa ciągle na moich barkach, bo on nie ma sił aby wpaść do mnie po pracy, więc co tydzień w weekend (chyba że pracuje też w weekend) ja jadę do niego. Problem rozwiązałoby wspólne mieszkanie, ale jego nie stać, aby mnie utrzymać, a mnie nie stać, aby się do rachunków dokładać, bo wciąż studiuję (jestem na 3 roku) i co zarobię to idzie na kolosalne czesne (800 zł miesięcznie), więc mieszkam dalej z mamą.

 

Ponieważ mój chłopak dużo pracuje wszystkie inne rzeczy do zrobienia odkłada na weekend. Zaczęło mnie to irytować. Studiuję, pracuję, ogarniam swój dom, potem przyjeżdżam do niego, robię dokładnie to samo, co u siebie, a on jak po prostu skończy wcześniej sprzątanie i tak coś zaraz sobie wymyśla, albo niknie w internecie. Wtedy miarka się przebrała. Mieszka na drugim końcu miasta, przyjeżdżam do niego, czy deszcz, czy zawieje i zamiecie, czy -15 na dworze, a on nawet nie miał godzinki, aby pogadać. Zrobiłam mu o to karczemną awanturę, w trakcie której usłyszałam, że to mój problem, on ma to gdzieś, nie będzie nic robił dla związku i wiele przykrych słów.

 

Dlaczego wybuchłam? Chorowałam. Nie przyjeżdżałam do niego przez miesiąc, a on ani nie odwiedził, ani nie zadzwonił, tłumacząc się, że: nie mogłem bo w weekend odpoczywałem" -_-'. Oczywiście cofnął te słowa, przyznał się, że moja złość po prostu go zaskoczyła w nieodpowiednim momencie i jak przyjechałam do niego potem znów był słodki i kochany, tylko że... nijak mnie to nie cieszyło. Za dużo doznałam przykrości walcząc o to, co powinien robić sam z siebie. W dodatku jego słowa w zasadzie odzwierciedlał prawdę, bo rzeczywiście nic nie robi, i myśli, że skoro już ma dla mnie tą chwilkę, to nasz związek jest dalej zajebisty, a jak ja nie jestem szczęśliwa, no to znaczy, że sobie wymyślam i już.

 

Z jednej strony rozumiem... w pracy go naprawdę wyzyskują, w tydzień potrafi przepracować tyle, co niejeden z Was w miesiąc. Wpadł w jakiś marazm, w wolne najlepiej to by się z łóżka nie ruszał, ale... pracy nie chce zmienić, więc nie mogę mu pomóc. Kocham go strasznie, planowaliśmy wspólną przyszłość, ślub za 2 lata i jak jesteśmy obok siebie, jesteśmy naprawdę szczęśliwi, tylko że ja już tak dłużej nie wytrzymam! Mój chłopak nie wie, ani dokładnie na czym polega moja praca, ani o której kończę zajęcia, ani na co się zapisałam, ani o moich przyjaciołach, ani o moich problemach bo "nigdy nie ma czasu". Dojrzewam, zmieniam się, a on w tym nie uczestniczy. Zaczęłam bawić się z kolegami, wychodzić z nimi na miasto, zwierzać się przyjaciółkom i... zauważyłam, że już nawet za moich chłopakiem nie tęsknię, a jak przyjeżdżam na weekend mimo że się stara chcę uciec. Czuję się dziwnie i nieswojo, jakby został nam tylko seks i przytulenie się. Martwi mnie, że tak się oddaliliśmy, a nasze cotygodniowe rozmowy mają charakter bardziej sprawozdania z tego co robiliśmy. On miał trudnych klientów, ja nie zaliczyłam kolosa i ciiiiiisza. Nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia. Był kiedyś moim najlepszym przyjacielem, uratował mi życie... Dosłownie. Żyję dzięki niemu, nauczył mnie wychodzić do ludzi, bawić się, uśmiechu, pomógł w bardzo trudnej sytuacji. Tym bardziej nie chcę tego skreślać... Jednak czy po kolejnych takich latach będzie co zbierać? On nie lubi dużo rozmawiać, nie widzi więc problemu. Uważa, że jak siądę w garażu, jak będzie grzebał w aucie to zajebiście spędzimy czas i to nam wystarczy.

 

Jest jeszcze coś... a raczej ktoś. Kto czekał na mnie całe te 3 lata, kto ciągle mi pomaga, kto robi wszystko to, co powinien robić mój chłopak. Ostatnio po dużej ilości wódki, prawie zdradziłam z nim, swojego chłopaka. Byłam cholernie nie w porządku, ale wiem z kim chcę być - z moim aktualnym partnerem. Tylko jesteśmy w patowej sytuacji. Jeśli go zostawię wyjdę na zimną sukę i pewnie będę tego żałować. Jednakże wiem, iż pragnienie, aby mój chłopak o mnie zadbał, wysilił się troszeczkę, jest absolutnie bezsensowne, skoro jest permanentnie zmęczony. Przez to zaczęłam się zastanawiać, czyby nie dać szansy koledze, w którym się zadurzyłam. Nic na to jednak nie poradzę. Brakuje mi kogoś z kim gdzieś wyjdę, kto o mnie zabiega. Mój chłopak mnie przyćmił, bo ciągle wynajdywał stos wymówek: basen kosztuje, w kinie jest za głośno... przez co sama strasznie się roztyłam, udzieliła mi się jego depresyjna aura i dopiero co, dzięki koledze się z niej wyrwałam. Nie wiem już, jak z nim rozmawiać. Ponieważ z mojej strony kocham go, jestem przywiązana do niego i wdzięczna, jest mnie tak pewien, że sobie po prostu odpuścił. Nawet jak próbowałam w nim wzbudzić zazdrość - nijak mi nie wyszło. Ma gdzieś, z kim się spotykam, gdzie i co robimy. W zasadzie to tego też nie wie, więc...

 

Proszę pomóżcie mi. Nie chcę nikogo skrzywdzić, ale boję się własnych uczuć. Zauroczenie jest w końcu mocniejsze od miłości, ale też krótsze. Chciałabym zawalczyć o swoją miłość, ale nie wiem jak... A przez tego mojego kolegę... zwiększa się tylko ból, że mój partner tak bardzo mnie zaniedbał, i nie potrafi zrobić nawet ćwierci tego, co robi dla mnie mój kolega.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

renai, Witaj na forum.

 

 

Myślę, że masz dylemat, jesteś rozdarta pomiędzy tym czego pragniesz, jak być powinno, a jak nie jest.

Jeśli Waszej relacji nie można zmienić, chociaż Ty próbujesz, a Twój chłopak nie wysila się, to porozmawiaj z nim, że chciałabyś dać Wam czas. Tylko w tym momencie nie mogłabyś rozdartego serca leczyć nowym związkiem. Tak się nie robi. Ale Ty zrobisz, jak zechcesz.

Jeśli dojdziecie do wspólnych wniosków, że jednak nie będziecie razem, może warto spróbować zaprzyjaźnić się i bliżej poznać kolegę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

renai, wg mnie to dziwne, ze w sumie nie przebywacie ze soba,nie wiecie o sobie za duzo, bo jak napisalas po kilku zdaniach jest cisza, to raczej wychodzi ze nie tworzycie zwiazku a kolezenstwo. Takie z lozkiem ;) Wg powinnas jasno powiedziec chlopakowi co i jak, jezeli sytuacji sie nie zmieni, to trzeba sie wycofac. Nie ma co na sile, tworzyc relacji, w ktorej chyba oboje nie czujecie sie za dobrze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cóż... dzięki za odpowiedzi. Myślę, że dużo łatwiej by mi było, jakby zachowywał się jak dupek, również kiedy jestem obok, ale wówczas mój facet potrafi być naprawdę kochający. "POTRFI" bo jak już wspomniałam miał okres odpoczywania jedynie przed kompem, ale od czasu naszej kłótni o to, naprawdę się stara. Martwi mnie jednak że jest fajny jak nie musi wkładać wysiłku w związek. Ja przyjeżdżam, dostosowuję się do jego życia, no to i śniadanie do łóżka i moje ulubione drinki zrobi na wieczór i poprzytula wystarczająco długo... Wtedy zawsze mięknę. Myślałam nawet o poświęceniu się i przyjeżdżaniu do niego częściej, skoro mogę wyegzekwować czas dla nas tylko w ten sposób, ale... nadal uważam że tak być nie powinno. Mimo to WIEM, że mnie kocha. Nie wiem czy sił nie ma przez pracę, depresję, czy ja po prostu go tak przyzwyczaiłam, czy po prostu ma to w dupie, ale ciężko zerwać z facetem, jeśli się wie, że w jakiś tam pokrętny sposób mu zależy.

 

Niedługo nasza rocznica. Wypada w tygodniu, on nie ma czasu. Chce odbić sobie w weekend, kiedy... ja tym razem nie mogę, sam zaś zapowiedział, że ma wówczas robotę, więc... w zasadzie odechciewa mi się do niego przyjeżdżać... A jednak... jak tylko do mnie napisze wciąż się łudzę i czekam. Nie chcę kończyć tego związku ;( Nie cierpię siebie za to, ale po prostu nie umiem. Miłość do mojego partnera wiąże się z przywiązaniem, ale i dużą wdzięcznością za to, że postawił mnie na nogi, pomógł mi i to wielokrotnie to trzystu krotnie wzmożyło moją lojalność. Wiem, że jestem gotowa wyjść za niego i urodzić mu dzieci i być nieszczęśliwą przez resztę życia, bo to wydaje mi się łatwiejsze od zerwania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

renai, Więc sama rozwiązałaś sytuację.

Wiem, że jestem gotowa wyjść za niego i urodzić mu dzieci i być nieszczęśliwą przez resztę życia, bo to wydaje mi się łatwiejsze od zerwania.

Żadne z podanych przez nas "wyjść awaryjnych" nie spełniło Twoich oczekiwań. Wybrałaś już opcję na przyszłość.

Myślę, że dzieci będą nieszczęśliwe widząc nieszczęśliwą mamę. Twoje nieszczęście będzie rzutowało na sytuację Waszej rodziny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie no to że jestem gotowa, nie znaczy że tak zrobię. Mam swój rozsądek tylko pokazuję jak silnie jestem z nim związana i jak cholerne to dla mnie trudne. Myślę, że pasuje tutaj: "uzależnienie". Wziął mnie w kompletnej rozsypce i uczył wszystkiego od początku. Wychował sobie mnie a teraz ja nie wyobrażam sobie życia bez niego. To dość... lipnie ;/

Nie wiem jak wyrwać się spod tak dużego wpływu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

renai, Nie można być z kimś z wdzięczności.

Czasami nasze drogi muszą się rozbiec. On stanął na Twojej drodze, nauczył Cię wszystkiego, ale widać, że Ty chcesz się rozwijać. On nie może podcinać Ci skrzydeł. Rozumiesz?

Jeśli męczysz się w związku, to jaki sens trwać w nim? Z braku laku lepszy kit? Myślisz, że już nic lepszego, dobrego w życiu nie może Cię spotkać?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cóż, dzięki za pomoc, aczkolwiek sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej. Mój partner odpuścił nasz związek bo... myślał że go zdradzam, jeszcze nim poznałam mojego adoratora. Pewne życzliwe osoby rozsiewały plotki na temat mojego kolegi, który rzekomo chce mnie zdobyć i umawia się ze mną na randki i z którym rzeczywiście się spotykałam niegdyś dość często, mimo jego próśb abym tego nie robiła. Teraz jak tak na to patrzę myślę że w naszym związku było dużo niedopowiedzeń. Aczkolwiek to żadne usprawiedliwienie dla niego. Postawiłam sprawę jasno: albo zaczniemy się starać oboje: ja poznam go ze swoimi znajomymi (czego nie zrobiłam dotychczas, zaledwie zna parę osób), a on zacznie poświęcać mi więcej czasu i przyjeżdżać do mnie. Potraktował to poważnie i bardzo się stara. A ja... ja postanowiłam nie szukać wrażeń dopóki jestem w związku. Mam nadzieję, że nam się uda. Na początek - wspólny wyjazd :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×