Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy tak zaczyna się obłęd?


Vanvidd

Rekomendowane odpowiedzi

Witam Was serdecznie. Z góry przepraszam, jeśli post będzie nieco chaotyczny.

 

Jakiś czas temu zetknęłam się ze słowem borderline. Specjalnie nie czytałam stron temu poświęconych, żeby nie wkręcać sobie na siłę objawów choć zastanawiam się, czy to jest wytłumaczeniem na część moich problemów. Mam jedynie mgliste pojęcie, co charakteryzuje takie osoby.

 

Nie umiem poradzić sobie sama ze sobą. Wiem, że pewnie takie zdania często padały na tym forum, ale... Chyba właśnie takie miejsce jest moją ostatnią deską ratunku. Nie wydarzyło się w moim życiu nic traumatycznego. Od kiedy pamiętam, taka właśnie byłam.

 

Z pewnych powodów chciałabym zachować anonimowość i uniknąć podawania o sobie zbyt wielu szczegółów (nie chodzi mi o to, że nie ufam ludziom stąd, po prostu wiecie jak czasami jest) jednak wiem, że niektóre informacje mogą być istotne.

 

Jestem kobietą, mieszkam razem z rodziną w jednym z największych polskich miast. Uczę się jeszcze.

Zawsze bardzo zachwiane poczucie własnej wartości i nie umiałam nawiązać żadnych relacji z ludźmi. Na placu zabaw przesiadywałam samotnie na drabinkach, gdy rodzicom udało się mnie na niego zawlec. Nigdy chętnie nie wychodziłam z domu, choć paradoksalnie nie odbieram go jako swojej ostoi czy miejsca szczególnie komfortowego. Wiem, że gdy poszłam do podstawówki, szkolny psycholog dawał moim rodzicom wiele przesłanek odnośnie "skrajnej aspołeczności" - tak to nazywał, nie jestem w stanie ocenić trafności. Na kolejnym etapie edukacji wszystko potoczyło się dokładnie tak samo. Zostałam totalną outsiderką - nie akceptuję siebie i wiem, że inni to wyczuwają. Nie jestem w stanie napisać wszystkich czynników się na to składających, jednak duży wpływ ma wygląd zewnętrzny; waga (BMI 27,4, aktualne), głos (problemy z pewnymi głoskami i bardzo szybkie mówienie w stresie). Robiono coś, aby te rzeczy zniwelować. Chodziłam do logopedy, dietetyka, miałam praktycznie stałe miejsce u kolejnego szkolnego psychologa... Nie pomogło. Jeśli to ważne, to nie mam zdiagnozowanej żadnej choroby przewlekłej, oprócz otyłości oczywiście. Miałam podejrzenia o problemy z tarczycą ale już sama nie pamiętam, co z tego wynikło. Wiem, że brałam jakieś hormony, które okazały się być niedopasowane i przestałam.

 

Byłam bardzo skonfliktowana z ludźmi stamtąd. Na wszelkie agresywne zachowania reagowałam zamknięciem się w sobie i ucieczką, nie miałam siły żeby im odpyskować. Im bardziej oddalałam się od nich, tym więcej osób widziało, że może mnie bezkarnie atakować. W kilku sytuacjach podbramkowych nie poinformowałam o niczym psychologa ani nauczycieli, choć zachowanie pewnych osobników spokojnie podpadałoby pod paragraf o nękanie i przemoc psychiczną. Na początku czasami jeszcze kontaktowali się ze mną tylko, gdy czegoś potrzebowali. Później przestali, wycisnęłi mnie na tyle, na ile tylko mogli. Sytuacja znacznie się pogorszyła gdy zaczęłam myśleć, że może tak naprawdę to oni mają rację i dobrze robią, karząc mnie za to, jaka jestem? Z jednej strony wiem, jak nienormalna jest to myśl, lecz nie potrafię się od niej uwolnić. Jeszcze dwa, trzy lata temu miałam swoje pasje i poświęcałam im dużo czasu, teraz nie ruszam ich w ogóle. Zobojętniałam. Na początku prawie nieustannie chodziłam z zapuchniętymi od płaczu oczami - bolało mnie wszystko. Bolało mnie to, że spotykam się z takim traktowaniem. Że oni mają swój krąg znajomych, kolegów, przyjaciół. Że rodzina nie udziela mi wsparcia, zbywając słowami "ignoruj to". Ignorowałam. Rówieśnicy nauczyli mnie, że nie ma dla mnie miejsca wśród innych ludzi. Z czasem zaczęłam karać sama siebie. Zaczęło się od uderzeń w miejsca, odnośnie których miałam największe kompleksy, a było całkiem sporo. Skończyło się na ostrych narzędziach, a samo to zachowanie stało się czymś w rodzaju przykrego rytuału, siedzenia na kafelkach w łazience i pogrążaniu w nienawiści do siebie. Nie tylko do swojego ciała, ale i osobowości. A przynajmniej tej jednej jej części.

 

Głodziłam się. Robię to nadal. W ciągu ostatniego roku schudłam dwanaście kilogramów, co wydaje mi się śmiesznym wynikiem, jak na jedzenie średnio dwóch suchych kromek wazopodobnego pieczywa dziennie. Jeśli chodzi o odżywianie, to bywam kompulsywna. Potrafię podejść do lodówki, zjeść wszystko co mam w swoim zasięgu (czasami powstrzymuje mnie jedynie wegetarianizm, kiedyś weganizm, choć to akurat z powodów czysto empatycznych), po czym spędzić kolejnych kilka godzin na płakaniu i biciu się w brzuch.

 

Nie czuję, że moje ciało i psychika są jednością. Czasami mam też wrażenie, że nawet ta sfera psychiki jest rozdarta na dwie części będące ze sobą w stałym konflikcie, że "to nie są moje myśli, to nie są moje ręce, nogi, głos". Czasami zdaję sobie sprawę z nieprawidłowości w swoim zachowaniu (dziś jest taki dzień i pewnie dlatego teraz to piszę), a czasami wręcz czerpię chorą radość ze swojego postępowania przytoczonego choćby powyżej.

 

Wiele razy słyszałam, że jestem skrajną osobą. Najczęściej od jedynych ludzi, których widzę codziennie - domowników. Nie istnieje dla mnie coś takiego, jak szarość. Albo jem jak świnia, albo nie jem nic. Albo na siłę pcham się do ludzi, albo reaguję agresją na każdą próbę dotarcia do mnie. Albo chcę iść do terapeuty, albo buntuję się i krzyczę sama do siebie, że nie jestem wariatką. Coraz bardziej w to wątpię. Czuję się źle. Bywają dni, że wstaję i mam uczucie, jakbym była kimś wspaniałym, dosłownie mogła podbić świat. Po takim czymś zazwyczaj następuje silne odbicie w drugą stronę.

 

Od zawsze dużo ode mnie wymagano. Czasami myślę, że i ja wymagam zbyt wiele od swoich potencjalnych bliższych osób, i dlatego właśnie nikogo takiego nie mam. Nieustannie słyszałam i słyszę nadal, że ja sama nie staram się, że wymagam od siebie właśnie za mało. Nie chodzi tu jedynie o wyniki szkolne (choć dla przykładu powiem, że trójki były uznawane za koniec świata), a też o pewne funkcjonowanie w społeczeństwie. Wiem jednak, że nikt - a przynajmniej matka, kiedyś rozmawiałam z nią - nie przelewa na mnie swoich ambicji. Ona po prostu chce, bym miała w życiu jak najlepiej i zapracowała sobie na to.

 

Gdy dojrzałam i dowiedziałam się nieco więcej o sobie, zaobserwowałam pewną tendencję odnośnie zrywania ciężko "zarobionych" kontaktów z innymi w ciągu jednej chwili, pod wpływem impulsu. Nie umiem tego opisać, ale pewnie będziecie wiedzieli, o co chodzi. Nie umiem przy sobie nikogo zatrzymać, nikomu nie pozwalam się też zatrzymać przy mnie. Boję się, że spotka mnie ze strony takiej osoby to, co robili mi moi rówieśnicy w latach wczesnoszkolnych. Że ktoś mnie odrzuci, wyśmieje. Mam świadomość, że pozwoliłabym się komuś takiemu ranić tylko po to, by nazajutrz usłyszeć jedno miłe słowo i mieć iluzję normalności. Nigdy nie byłam z nikim w związku, nie trzymałam nikogo za rękę, nie mówiłam nikomu "kocham cię". Nie flirtowałam z nikim, nie patrzyłam na nikogo jak na potencjalny obiekt seksualny czy też uczuciowy. I w drugą stronę. Potrafiłam przepłakiwać całe dnie z powodu samotności, braku bliskości. I fizycznej, i psychicznej, jednak nadal nikogo nie miałam i nie mam. Nawet na chwilę. Nawet na jeden pocałunek, nic więcej. W dzisiejszych czasach wydaje się to wyjęte wręcz nie z tej epoki, wiem. Bywały osoby, wobec których z niewiadomych powodów odczuwałam raz wręcz uwielbienie, raz nienawiść i obrzydzenie. Zupełnie tak, jak do siebie samej.

 

Mam poczucie bycia nierzeczywistą, tracę swoje nawyki, przyzwyczajenia i cechy charakterystyczne. Coś, co kiedyś mnie pasjonowało, dziś ani ziębi, ani grzeje. Gdybym miała siebie opisać, nie umiałabym powiedzieć nic ponad to, co widać na pierwszy rzut oka - kolor włosów, oczu, wzrost, tego typu rzeczy.

 

Nie mam możliwości pójścia do terapeuty. Nie stać mnie. Rodzina na nieśmiałe sugestie reaguje zdaniami w stylu "każdy ma swoje problemy", "znowu się użalasz nad sobą?", "ja mam już tego dość, wychodzę". Myślę, że jestem dla nich toksyczna. I oni dla mnie. Doskonale się w tym aspekcie uzupełniamy.

 

Zaczyna mnie to przerażać. Coś chyba jest ze mną nie tak. Od jakiegoś czasu mam dodatkowo wrażenie, że zdarza mi się widzieć kątem oka coś w rodzaju omamów - ciemne lub świetliste plamy, zarysy. Nie umiem na niczym się skoncentrować, szwankuje mi pamięć. Nie mam energii na nic. Od połowy czerwca nie spotkałam się z nikim nawet tak pogadać, nie wyszłam z domu. Nawet, gdybym chciała, nie miałabym z kim. Nie wiem, czy zapracowałam sobie na to sama, czy to wina otaczających mnie osób, czy też może pół na pół.

 

Nie jestem wierząca. Myślę jednak, że gdyby piekło istniało, to mogłoby być właśnie odwzorowaniem mojego aktualnego stanu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W autodiagnozę nie warto się bawić...

Po raz enty napiszę, iż jestem jej przeciwnikiem.

 

Od jakiegoś czasu mam dodatkowo wrażenie, że zdarza mi się widzieć kątem oka coś w rodzaju omamów - ciemne lub świetliste plamy, zarysy. Nie umiem na niczym się skoncentrować, szwankuje mi pamięć.

Potrafisz napisać coś więcej na temat owych omamów, jakoś doprecyzować?

Z tym wybrałabym się do psychiatry...

 

Co do tego, iż piszesz, że nie stać Cie na terapeutę - psycholodzy, jak i terapeuci przyjmują przecież również na NFZ. Warto byłoby, gdybyś kogoś poszukała. I znalazła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja też sobie wkrecłama rózne rzeczy, a to tylko pogorszyło mój stan... niestety w takiej dziedzinie jak psychiatria nie ma jdnozancznych diagnoz...wg mnie w ogole diagnozy sa glownie dla nfz-u w spychiatrii....ja mam tyle diagnoz ze bys nie uwierzyla, a ostatecznie teraz wieksozc lekarzy uwaza ze mozliwe ze bardzo mi zaszkodzily leki...ogoleni nikt nie wie co mi jest...a czuje sie tez jak w piekle...od lat bez ustanku...border zostal wykluczony, a wkrecalam sobie i to...rozne rzeczy czlowiekowi pasuja jak sie tak czuje. Aczkolwiek zanim zaczelam tracic uczucia po citabaxie to tego piekla nie bylo...i ani przedtem ani potem w ogole nigdy nie mialam tendencji do autoagresji, zadnego glodzenia sie, ciecia...nie wiem co Ci jest i nie zgaduje nawet....zycze Ci zebys znalazla bardzo empatycznego terapuete ktory bedzie rozumial a nie stawial diagnoz, diagnozy moga zabic, a potem sie okazuje ze byly pomylka

Ponysl ile czynnikow ma wplyw na stan psychiczny:

- choroby psychiczne jak schizofrenia, CHAD, depresja endogenna

- zaburzenia psychiczne o podlozu psychologicznym: nerwice, zaburzenia osobowosci, zaburzenia adaptacyjne, PTSD itd - rozwaz trudny dom, trudne dziecinstwo

- zaburzenia hormonalne ( zwl tarczyca!! zrob badanie TSH, ft3 i ft4 oraz usg)

- zmiany organiczne w mozgu ( mam nadzieje ze masz zrobiona co najmniej tomografie luib rezonans i eeg)

- choroby wirusowe jak borelioza ( czytalam o przypadkach boreliozy ktora uczynila zycie jednym wielkim pieklem psychicznym a ludzie byli blednie diagnozowani i trzymani w szpitalu jak totalni "wariaci" - zrob koniecznie test na borelioze choc jest drogi, kiła, HIV i pewnie jeszcze inne)

To takie minimum ktore radzilabym CI rozwazyc.

Nie wpadaj w hipochondrie, ale tarczyce, badanie obrazowe mozgu, eeg i borelioze to uwazam za minimum ktore trzeba wykluczyc, zeby zalozyc ze to sa scisle zaburzanie psychiczne/psychologiczne

pozdrawiam

-

 

-- 06 sie 2012, 10:04 --

 

Aha - nawet jak nie masz pieniedzy to przeciez sa poradnie zdrowia psychicznego, nawet nie trzeba miec skierowania. psycholog tez tam przyjmuje ale na porzadna terapie nie licz, najwyzej na diagnoze - zrobia Ci pewnie test MMPI i moze cos jeszcze i jakas forme trerapii, ale nie wiem jak u CIebie w miescie to funkcjonuje. postaraj sie wybadac zeby isc do dobrego lekarza. Psychiatrzy sa nastawieni na swoje gabinety prywatne, poradnie traktuja po macoszemu, maja 10 minut na pacjenta itd.

Na Twoim miejscu radzilabym zrobic tak skoro nie masz pieniedzy:

- musisz rozwazyc czy obgadac to z rodzina czy nie - czy sa w stanie pomoc i zrozumiec

- pojsc do pzp do psychiatry, on Cie pokieruje dalej - w czasie rozmowy zachaczyc o badanie obrazowe mozgu i skierowanie do psychologa

- pojsc do lekarza poz i poprosic o skierowanie na badanie tarczycy te co napisalam

- borelioza zostaje Ci raczej prywatnie, ale naprawde warto to wykluczyc - mozesz spytac "_asie_" z naszego forum

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak jest (jak wyżej napisano) uregulować se TSH na początek. to zajmie pare miesięcy jeśli masz (a na to wygląda, że masz) rozregulowane hormony. co do reszty to bardzo ciężko samemu jest określić czy coś się posiada, czy też nie. nawet jeśli spełniasz kryteria zaburzenia, to kluczowe jest nasilenie objawów i ich regularność (względna stałość) w rysie osobowościowym, a tego już obiektywnie nie ocenisz. jednym słowem nic sama nie wymyślisz, musisz iść do specjalisty.

 

-- 07 sie 2012, 00:08 --

 

a w ogóle to jeszcze musze pokwękać, że jeśli chodzi stricte o bpd, to mam takie wrażenie, że to zaburzenie jest w praktyce zupełnie czymś innym, niż ludzie sobie wyobrażają po przeczytaniu klucza DSM-u. :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a w ogóle to jeszcze musze pokwękać, że jeśli chodzi stricte o bpd, to mam takie wrażenie, że to zaburzenie jest w praktyce zupełnie czymś innym, niż ludzie sobie wyobrażają po przeczytaniu klucza DSM-u.

 

Tak, chyba tak jest...jak ja opisałam psycholożce jak moim zdaniem funkcjonują borderzy, to zaczeła sie smiac, ze pojecia nie mam i olpisuje raczej dzieci-kwiaty;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a w ogóle to jeszcze musze pokwękać, że jeśli chodzi stricte o bpd, to mam takie wrażenie, że to zaburzenie jest w praktyce zupełnie czymś innym, niż ludzie sobie wyobrażają po przeczytaniu klucza DSM-u.

 

Tak, chyba tak jest...jak ja opisałam psycholożce jak moim zdaniem funkcjonują borderzy, to zaczeła sie smiac, ze pojecia nie mam i olpisuje raczej dzieci-kwiaty;)

 

jestem bardzo ciekawa, o co dokładnie Ci chodzi. :) napiszesz, jak wyglądał ten opis ?

 

Zielona miętowa, jeśli możesz - rozwiniesz również swoją wypowiedź? jak wg Ciebie bordera wyobrażają sobie ludzie po przeczytaniu klucza? ja też chętnie mogę napisać jak to jest wg mnie:D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja też sobie wkrecłama rózne rzeczy, a to tylko pogorszyło mój stan...border zostal wykluczony, a wkrecalam sobie i to...rozne rzeczy czlowiekowi pasuja jak sie tak czuje. ....zycze Ci zebys znalazla bardzo empatycznego terapuete ktory bedzie rozumial a nie stawial diagnoz, diagnozy moga zabic, a potem sie okazuje ze byly pomylka

ho ho Stonka, nie poznaje koleżanki, widze, ze spotkania z terapeutą okazały się owocne :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chiha, sorry za obsuwe, zapomniałam o tym wątku ;) jak sobie wyobrażają? na pewno nie tak, jak widzą mnie :roll: osoby bliskie uświadomione co do mojego stanu, które skutecznie wypierają z głowy tą informację. Ale moim zdaniem po pierwsze dużo czasu musi upłynąć, nim człowiek ogarnie sobie ten klucz tak, że faktycznie coś z niego zapamięta (u mnie na zajęciach po 1,5 wykładzie o bpd laski nie zapamiętały nic poza autoagresją i skłonnością do przypadkowego seksu...) po drugie, jak już sobie tą wiedzę zintegrują w głowie, dochodzą do wniosku, że border to histeryk i awanturnik, w dodatku wiecznie przyćpany, pijany i zaryczany. no taki tajfun poprostu, niewiadomo czy na powitanie przytuli do piersi, czy da po mordzie. Do tego publicznie manifestuje hiperimpresję emocji, codziennie można go zobaczyć biegnącego z nożem w ręku, by wyperswadować chłopakowi potencjalne odejście ;) naturalnie jego wrzaski słyszy przy tym cały blok, podobnie jak jego seksualne ekscesy z nowopoznanymi osobami, które śmiało realizuje na każdym wolnym skrawku barowego krzesła.

natomiast cała sfera wewnętrznej patologii, pustki i niepokoju jest przez ludzi z daleka pomijana, skwapliwie ignorowana i szybko zapominana. o tym czym jest brak tożsamości, słabe, chwiejne JA, to już w ogóle nikt nie ma pojęcia, nie widzieli, nie słyszeli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A możesz opisać na czym polega Twoja wewnętrzna patologia i pustka? Czy w ogole nie odczuwasz emocji/ W OGOLE nie odczuwasz emocji pozytywnych (ani jednej? od jakiego czasu?) / czujesz rozne emocje, nawet glebokei i intwnesywne i czesto niby pzyjemne ale masz poczucie ze ciagle Ci czegos brakuje...bo z tyloma rodzjami pustki sie spotkalam.

 

-- 15 sie 2012, 17:01 --

 

I jak wygląda w takim razie Twoj border? na czym to naprawde polega...poznalam pare osob, ktore mowily, ze maja zdiagnzowane bpd, ale poza cieciem sie to byly bardzo nornalme:/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Was serdecznie. Z góry przepraszam, jeśli post będzie nieco chaotyczny.

 

Nie czuję, że moje ciało i psychika są jednością. Czasami mam też wrażenie, że nawet ta sfera psychiki jest rozdarta na dwie części będące ze sobą w stałym konflikcie, że "to nie są moje myśli, to nie są moje ręce, nogi, głos". Czasami zdaję sobie sprawę z nieprawidłowości w swoim zachowaniu (dziś jest taki dzień i pewnie dlatego teraz to piszę), a czasami wręcz czerpię chorą radość ze swojego postępowania przytoczonego choćby powyżej.

 

Wiele razy słyszałam, że jestem skrajną osobą. Najczęściej od jedynych ludzi, których widzę codziennie - domowników. Nie istnieje dla mnie coś takiego, jak szarość. Albo jem jak świnia, albo nie jem nic. Albo na siłę pcham się do ludzi, albo reaguję agresją na każdą próbę dotarcia do mnie. Albo chcę iść do terapeuty, albo buntuję się i krzyczę sama do siebie, że nie jestem wariatką. Coraz bardziej w to wątpię. Czuję się źle. Bywają dni, że wstaję i mam uczucie, jakbym była kimś wspaniałym, dosłownie mogła podbić świat. Po takim czymś zazwyczaj następuje silne odbicie w drugą stronę.

 

widzę tu problemy z podejmowaniem decyzji...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A możesz opisać na czym polega Twoja wewnętrzna patologia i pustka? Czy w ogole nie odczuwasz emocji/ W OGOLE nie odczuwasz emocji pozytywnych (ani jednej? od jakiego czasu?) / czujesz rozne emocje, nawet glebokei i intwnesywne i czesto niby pzyjemne ale masz poczucie ze ciagle Ci czegos brakuje...bo z tyloma rodzjami pustki sie spotkalam.

 

I jak wygląda w takim razie Twoj border? na czym to naprawde polega...poznalam pare osob, ktore mowily, ze maja zdiagnzowane bpd, ale poza cieciem sie to byly bardzo nornalme:/

moja, no moja to akurat polega na wzlotach i upadkach, od kompletnego szczęścia po totalną depresję i to wszystko w oparciu o obecność/nieobecność osób bliskich, partnera, terapeutki. nigdy nie miałam tak, żeby nie odczuwać emocji. można je powstrzymywać, hamować się przy innych, ale potem one wybuchają w całej okazałości, najczęściej poprzez akty autodestrukcji.

 

co do pustki - jak jestem szczęśliwa to jestem ;) niczego mi nie brakuje. natomiast pustka z definicji to poczucie głębokiego deficytu, niezaspokojenia podstawowej potrzeby bliskości, na które reaguje się złością. inaczej w przypadku zwykłej samotności - przyczyną jest nieobecność osoby bliskiej i osoba reaguje smutkiem.

 

-- 15 sie 2012, 19:57 --

 

aha, a co do tych rozmaitych rodzajów pustki - to jest potoczne nadużywanie tego słowa. w końcu każdy może czuć jakąś "pustkę", przez siebie tylko definiowaną. w żargonie psychologicznych pustka jest jedna, dotyczy najczęściej z.o. z wiązki B ;) i charakteryzuje się tym co napisałam powyżej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

w żargonie psychologicznych pustka jest jedna, dotyczy najczęściej z.o. z wiązki B i charakteryzuje się tym co napisałam powyżej

chyba nie

jest jeszcze pustka w depresji i pustka w schizofrenii - polegająca wlasnie na nieodczuwaniu uuczuc, albo tylko uzuc wyzszych albo w ogole i uczuciu pustki. w depresji tez jest uczuie pustki i to nawet w depresji endogennej nie majacej zwiazku z odejsciem bliskiej oosby itd

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Swoją drogą, co do autorki tego tematu, to napisałem do niej prywatną wiadomość, generalnie zawarłem w niej informację odnośnie tego co może zrobić z wagą, jak sobie pomóc i gdzie tej pomocy szukać.

Niestety mimo upływu tego czasu, nadal nie odpisała.

 

Zastanawiam się, jaki jest sens wejść na forum, napisać post i zniknąć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Swoją drogą, co do autorki tego tematu, to napisałem do niej prywatną wiadomość, generalnie zawarłem w niej informację odnośnie tego co może zrobić z wagą, jak sobie pomóc i gdzie tej pomocy szukać.

Niestety mimo upływu tego czasu, nadal nie odpisała.

 

Zastanawiam się, jaki jest sens wejść na forum, napisać post i zniknąć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Och, chyba miał miejsce jakiś błąd. Najlepiej jakby jeden z tych postów został usunięty przez moderatora. Nie wiem jak to się stało.

 

Ja mam pustkę depresyjną ale wywolaną lekiem:(

 

-- 31 sie 2012, 09:52 --

 

Ao, przepraszam...wiesz w jakim jestem stanie... przeczytaj sobie mojego posta z dzis w dziale leki -to zrozumiesz moje cierpienie. Wybacz

 

Wybacz ? Czego właściwie tyczy się ten post, bo zdaje się iż zgubiłem wątek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×