Skocz do zawartości
Nerwica.com

CHAD- Choroba Afektywna Dwubiegunowa cz.III


Amon_Rah

Rekomendowane odpowiedzi

Żyję. "Nie chcem, ale muszem" jak mawiał klasyk.

 To katorżniczy wysiłek, który jako, że nie przynosi  żadnych dla mnie korzyści ( wręcz przeciwnie ) wydaje się kompletnie pozbawionym sensu.

Stałem się wyalienowanym, bezgranicznie wqrwionym, beznadziejnym, zalęknionym, paranoicznym, psychopatycznym i strasznie zmęczonym dziwolągiem z patologicznym schematem , ktory niczym rytuał świra powielam każdego dnia, co niewątpliwie sprowadza mnie do dna. Niczego nie jestem w stanie z tym zrobić. To nie ja decyduję o swoim życiu. Nie mam od dawna już nad nim żadnej kontroli.

Ostatnio zdarzają się porywy w których na przykład nocą stoję niewidoczny na skraju drogi krajowej i zastanawiam sie nad wtargnięciem pod jednego z tych dużych rozpędzonych potworów. Stanowczo za często... A może za rzadko? Rachunek prawdopodobieństwa podpowiada że im więcej takich "stań" tym łacniej ów krok może się wydarzyć.

Nie udało mi się/spieerdoliłem sobie życie

Jeszcze trochę.

Jak zniknę, to z pewnością ktoś Was o tym powiadomi.

Może ja osobiście na chwilę przed samym aktem  ?

Może jakaś transmisja "live" z całego wydarzenia? To było takie "na czasie" . Lajki i suby :classic_biggrin:

 

Nara....

 

 

 

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, INTEL 1 napisał:

Żyję. "Nie chcem, ale muszem" jak mawiał klasyk.

 To katorżniczy wysiłek, który jako, że nie przynosi  żadnych dla mnie korzyści ( wręcz przeciwnie ) wydaje się kompletnie pozbawionym sensu.

Stałem się wyalienowanym, bezgranicznie wqrwionym, beznadziejnym, zalęknionym, paranoicznym, psychopatycznym i strasznie zmęczonym dziwolągiem z patologicznym schematem , ktory niczym rytuał świra powielam każdego dnia, co niewątpliwie sprowadza mnie do dna. Niczego nie jestem w stanie z tym zrobić. To nie ja decyduję o swoim życiu. Nie mam od dawna już nad nim żadnej kontroli.

Ostatnio zdarzają się porywy w których na przykład nocą stoję niewidoczny na skraju drogi krajowej i zastanawiam sie nad wtargnięciem pod jednego z tych dużych rozpędzonych potworów. Stanowczo za często... A może za rzadko? Rachunek prawdopodobieństwa podpowiada że im więcej takich "stań" tym łacniej ów krok może się wydarzyć.

Nie udało mi się/spieerdoliłem sobie życie

Jeszcze trochę.

Jak zniknę, to z pewnością ktoś Was o tym powiadomi.

Może ja osobiście na chwilę przed samym aktem  ?

Może jakaś transmisja "live" z całego wydarzenia? To było takie "na czasie" . Lajki i suby :classic_biggrin:

 

Nara....

 

 

 

Nie znamy się, ale znowu piszesz jakby za mnie... Też w głębi złościsz się na rodzinę, tę najbliższą, że jest i tym swoim byciem przeszkadza w realizacji tego ostatniego kroku, który miałby przynieść ukojenie?

Na poczatku choroby myślałam, że cierpienie skłaniające do śmierci, jest tym największym, najboleśniejszym z możliwych doznań. Ale teraz, po kilku latach, uświadomiłam sobie, że jeszcze gorzej boli, gdy w takim, pełnym niezmierzonego cierpienia stanie dociera do nas świadomość, że (w moim przypadku z powodu syna) nie można się zabić, nie można uciec, trzeba jakimś cudem nie rozpaść się...

Może nie zdobywamy świata, bo codzienność jest zaj..iście trudna, ale odwrócone Kilimandżaro zdobywamy nie raz...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

22 minuty temu, Bazyli napisał:

Na poczatku choroby myślałam, że cierpienie skłaniające do śmierci, jest tym największym, najboleśniejszym z możliwych doznań. Ale teraz, po kilku latach, uświadomiłam sobie, że jeszcze gorzej boli, gdy w takim, pełnym niezmierzonego cierpienia stanie dociera do nas świadomość, że (w moim przypadku z powodu syna) nie można się zabić, nie można uciec, trzeba jakimś cudem nie rozpaść się...

...a teraz Ty napisałaś za mnie.

Syn... udany syn. Nad wyraz inteligentny pomimo tego, że - bez owijania w bawełnę - wychowuje się od 11 juz lat w rodzinie  z powodu tatusia dysfunkcyjnej...  Ma 14, prawie 15 lat i jeszcze nie mogę mu "tego" zrobić. A ja tak bardzo chcę już mieć spokój, wiekuisty niebyt z dala od obłędu, rozterek, lęku, napięcia, bezsenności, odrealnienia i poczucia winy za ową dysfunkcyjność. 

Wielkim sukcesem jest to, że owa dysfunkcyjnośc nie wiąże się z alkoholem i awanturami jak to w moim rodzinnym domu było.

Wiąże się ze zdychaniem, leżeniem, brakiem pieniędzy, nie odzywaniem się całymi tygodniami ( wypowiadam tylko proste zdania służace  do podstawowej komunikacji ), woskową maską zamiast twarzy, smutkiem, kompletną degrengoladą towarzyską i społeczną i nie rozwiązalnymi kłopotami . Udawaniem życia najkrócej mówiąc. Ale mimo to większośc twierdzi, że lepszy taki ojciec/mąż niż rozsmarowany przez ciężarówkę samobójca, czy awanturujący się maniakalny alkoholik... 

 U mnie w domu jest spokój, nie ma krzyku, kłótni, wulgaryzmów, poczucia zagrożenia i tak dalej. Ale jest DEPRESJA i CHOROBA PSYCHICZNA. I zdaje sobie sprawę z tego że jest to namacalne.

Wiem, ze mimo wszystko robię i załatwiam rzeczy/sprawy których żona sama by nie ogarnęła. Tak zwana męska częśc obowiązków. Ale to wszystko zajmuje mi eony więcej czasu niż powinno. 

Kosztuje mnie tyle wysiłku co zawałowca wejście na Czomolungmę - płacę za to nasileniem depresji, myślami samobójczymi i ogólnym zdychaniem. Brak odczuwania jakiejkolwiek satysfakcji czy przyjemności dodatkowo mnie demotywuje. 

I kurwa od lat nie zarabiam normalnych, regularnych pieniędzy!!! Tylko jakieś dorywcze prace fizyczne, przeprowadzki, sprzątania mieszkań pod sprzedaż, rąbanie mebli do utylizacji, jakies usługi transportowe i tak dalej. Generalnie całkowita porażka.

 

Żałuję, bardzo żałuję że nie zajebałem się tak jak chciałem w pierwszym roku choroby, kiedy synek miał około 4-5 lat. Dziś, po dziesięciu latach byłbym dla niego już tylko imieniem i nazwiskiem na nagrobku. Być może miałby juz innego "tatusia" a żona męża i byli by szczęśliwsi w życiu niż są teraz...z pewnością.

A ja nie spierdoliłbym koncertowo, wręcz filmowo swojego i ich życia , pakując się w sytuacje bez jakiegokolwiek dobrego wyjścia. 

To prawdziwy pat, z którego najlepszym ze złych wyjśc jest samobójstwo. To dla normalnego człowieka zapewne niepojęte.

Całkowicie odmienny klimat panował niestety w domu mojego dzieciństwa - wielotygodniowe alkoholickie ciągi ojca, popierdoleńca, który po kolejnej awanturze trwającej przeważnie do 1-2 rano ( wyważanie drzwi, rozbijanie mebli, demolowanie kuchni, ryki, nocne ucieczki w wieku 13 lat przez balkon z pierwszego piętra, spanie z mamą i bratem u sąsiadów czy babci - jeżeli jechał jeszcze jakiś nocny autobus - ale wpierw na raty, po kolei trzeba bylo z domu wypierdolić, tak żeby stary od razu sie nie ściął ) wstawał o 4.30 i jechał do roboty. Następnie wracał napierdolony w trupa wieczorem i znów to samo. Wielotygodniowe pijacko-maniakalne ciągi. Przez około 7 lat z tego co pamiętam. Z krótkimi przerwami, kiedy przepraszał, nie chlał, normalnie się zachowywal i tak dalej. A ja tylko czekałem z przerażeniem na to kiedy znów mu odjebie. Bo to nie  bylo pytanie  "czy" , ale "kiedy"... i to "kiedy" trwalo maksymalnie kilka tygodni ( najczęściej 2 - 3 ) po czym znów wpadałem w paraliżująca panikę, kiedy spóźniał się ktoregoś dnia o kilka godzin z roboty... Bo już nie mialem wątpliwości co będzie dalej... a dalej? Dalej bylo zawsze, ale to zawsze pierdolnięcie z całej siły stalowymi drzwiami do klatki schodowej i kilkanaście sekund po tym walenie w drzwi do naszego mieszkania... I wtedy pojawiały się u mnie pierwsze derealizacje...Łaskotanie w głowie i we wnętrznościach i pewnośc że tym razem już oszaleje, że nie dam rady tego wytrzymać... ( moi obecni sąsiedzi w bloku na piętrze mają taki przedsionek z podobnymi drzwiami i ich skurwiałe, prawie dorosłe dzieci tak samo walą tymi drzwiami... nawet nie zdają sobie sprawy jak bardzo sa w tym momencie zagrożeni :classic_biggrin: )

KURWA, jak to pisze to czuje się jak wtedy. Mógłbym mu teraz złamac kark gołymi rękami. Zmasakrować, skakać po głowie tak, aby zwłoki były trudne w identyfikacji. Porąbać siekierą na kawałki, popakować w worki i rozrzucić po lesie... Jak robot, drapieżca, psychopata. Wystarczył by tylko pierwszy cios, który uszkodził by moją wewnętrzna tamę trzymająca w ryzach szaleństwo. 

Noszę w sobie obłęd, bestię, potwora, ktory karmi sie do syta moim szaleństwem. Dosłownie słysze w glowie jego podszepty, aluzje, podpowiedzi, imaginacje i "rozkminki",  jakby chciał mnie skłonić abym go wypuścił wreszcie na wolnośc. To diabeł, szatan, zło wcielone.

Nie wiem jakim cudem go jeszcze kiełznam. 

A jednoczesnie to moje drugie ja, ten pomimo wszystko , grzeczny, empatyczny, ciekawy świata i DOBRY mały czlowieczek ze wszystkich sił stara się krzyczeć - nieee, to złe, to niedobre, tak nie wolno, to nic nie da, to nieludzkie. 

Ten człowieczek to resztki mojego człowieczeństwa. Inkub z jeszcze normalnego wczesnego dzieciństwa, kiedy mogłem normalnie sie rozwijać, uczyć, być zuchem, czytać dziesiątki popularnonaukowych książek wypożyczanych z bibliotek, mieć rokrocznie świadectwa z paskiem, jeździć z rodzicami do zoo, wesołego miasteczka, nad jeziora, być ministrantem i tak dalej.

I dlatego jestem popierdolony, rozdwojony jak Dr Jekyll i Pan Hyde. Dlatego, że sielanka najlepszego w klasie, zbyt grzecznego , oczytanego i bystrego "lalusia" zamieniła się szybko i niepostrzeżenie w najgorsze piekło patologicznej rzeczywistości.

Nie bylem na to gotowy. Nikt nigdy nie jest. To było wręcz niepojęte. Nie do ogarnięcia.... 

Potem stary sie wyhuśtał . Ja miałem 18, brat 14 lat. Obaj jesteśmy napiętnowani, obaj popierdoleni, obaj mamy spierdolone życie, a wrodzona/nabyta inteligencja i zbyt duża empatia powodują że z pełną wyrazistością zdajemy sobie sprawę z tego jak wegetujemy oraz wiemy jak normalne dzieciństwo spowodowało by że moglibyśmy dobrze żyć i cieszyć sie jak inni owym życiem.

Dlatego jeszcze nie mogę się zabić. Tak bardzo chce i tak bardzo nie mogę. Bo syn...  Napiętnowany ojcem - samobójcą półsierota z pewnością będzie miał cięzko w życiu i być może ów fakt nieodwracalnie negatywnie zdefiniuje jego dalsze życie... 

...a moje losy nadal się ważą. Nie potrafię już tego wytrzymać. Rok temu też myślałem, że już więcej nie wytrzymam. Ale wytrzymałem. Z tym że to "wytrzymanie" spowodowało, kosztowalo mnie tyle że już więcej nie potrafię, nie mogę, nie chce.

Codziennie się okłamuję, że jak się zajebie to może moi bliscy tego nawet nie zauważą. Że - daj Boże - ich trauma będzie tylko chwilowa i płytka

Tak źle nie bylo od wielu juz lat. Praktycznie nie wychodzę z domu, a jak juz to uczynię to przemykam szybko w pełnej gotowości bojowej, napięty tak, jakbym szedł przez pole minowe. Z każdej strony, w każdej sytuacji  widzę realne zagrożenie i jestem gotowy je odeprzeć mając nadzieję że odpierając je postradam wreszcie życie.

Późnym wieczorem  wymykam sie z domu i chleje w samotności w parku, co mnie w przeciwieństwie do ojca uspokaja, gasi obłęd, pozbawia bestię kłów. Świat zwalnia, kontury łagodnieją, kolory tonują, pojawia się nawet uśmiech,  spada kurtyna niemocy z umysłu... jest dobrze, jasno, ciepło i spokojnie. W pewnym momencie biorę potężny wdech i rozluźniający całe moje jestestwo dłuuuugi wydech... To jak orgazm. Jest wtedy normalnie.

Najwazniejsze że syn i żona nie widzą. Pewnie wiedzą, zdają sobie sprawę. Ale nie widzą. Zresztą do pewnej ilości  spożytego alkoholu w ogole tego po mnie nie widać. Nie zataczam się, nie bełkoczę, nie pierdole głupot - jestem mozna powiedzieć trzeźwiejszy niż na trzeźwo. Nie przekraczam (  przekraczam tylko  sporadycznie kiedy trzeba zgasić myśli samobójcze ) tej dawki/ilości. Wracam cichutko w nocy, kiedy już śpią i zapadam się w pozbawioną snów nicośc na kilka spokojnych godzin....

Jestem gotowy na wszystko zło tego świata. Ale to patologiczny, wyniszczający stan.

Ech, rozpisałem się w bardzo emocjonalny sposób. Taki, jakiego nie lubię i którego się wstydzę. 

Może tą pisaninę wykasowac w pizdu?

Może jednak nie... szkoda by było. Dużo emocji i serca w to dziś włożyłem...

 

 

 

 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, INTEL 1 napisał:

Ech, rozpisałem się w bardzo emocjonalny sposób. Taki, jakiego nie lubię i którego się wstydzę. 

Może tą pisaninę wykasowac w pizdu?

Może jednak nie... szkoda by było. Dużo emocji i serca w to dziś włożyłem...

Nie wykasować i nie w pizdu🙂

Jestem zdania, że ubranie w słowa pomaga trochę spuścić ciśnienie, a wśród braci niedoli łatwiej też znaleźć zrozumienie. Uwielbiam, gdy w pracy (klika osób wie, co mi dolega) na moje CHAD-owe "źle się czuję" odpowiadają "tak, też miałam słaby dzień, chyba ciśnienie się zmienia". No i jak tu z takimi gadać? Czy one naprawdę myślą, że lekarze wypisują psychtropy na fronty atmosferyczne?

Tak więc fajnie, że napisałeś. 

Każdy dźwiga bagaż, ale twój jest naprawdę duży i trzeba mieć niezłe plecy, by go dźwigać. Tak sugestywnie opisałeś scenki z dzieciństwa, że można je poczuć. Można poczuć dreszcz na plecach. Znam kilka osób z taką przeszłością i podziwiam (ich i ciebie), że nie stoczyli się, choć po tak trudnym dzieciństwie mieli na to duże szanse.

Trzymaj się Intel, nie wiem czego, ale złap się czegoś i trzymaj. Na razie nie mamy wyboru.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Robert nie tylko ty miałeś takie dzieciństwo, pocieszę cię że ja również miałem całkowicie podobne. Przypuszczam że ojciec był chory i leczył się wódką. Nienawidziłem jego i alkoholu który pił. W wieku 13 lat postawiłem mu się z nożem w ręku. Od tego czasu nie rozmawialiśmy z sobą. Pogodziliśmy się dopiero 3 lata przed jego śmiercią. Zrobił się z niego dobrotliwy staruszek, którego było mi żal. Był 45 lat starszy niż ja. Co ciekawe ja pomimo że nienawidziłem alkoholu zacząłem go pić. Pierwszy raz na studiach. Długo się zastanawiałem dlaczego to robiłem.

Nigdy nie dopuszczałem do siebie myśli, że jestem chory psychicznie. Przypuszczałem że wszyscy ludzie reagują na pewne sytuacje stresowe podobnie jak ja, tylko lepiej to maskują. Ponieważ moja choroba wiązała się z niezauważalnymi stanami hipomanii, lecz z ciężkimi stanami depresji to jakoś udawało mi się przejść przez życie tak, aby nikt nie zauważył że jestem chory. Jeszcze jedna rzecz - niestety wraz z wiekiem objawy choroby stawały się coraz cięższe. włączyły się stany mieszane.

Teraz mam kilkuletnią remisję, nie piję alkoholu i jakoś to życie upływa.

Robert pamiętam cię sprzed 10-ciu lat. Byłeś pełen wigoru (siłownia, muzyka itp.). Liczyłeś że poradzisz sobie z chorobą. Gdyby udało ci się znaleźć dobrze płatną i interesującą pracę to objawy choroby byłyby płytsze. Tego ci życzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Carica Milica Stało się coś cztery lata temu czy nie ma sprecyzowanego powodu?

@KotJaroslawa Co ciekawe z sukcesami udało się już przeprowadzić kilka przeszczepów głowy u zwierząt, małpach doprecyzowując. Łatwiej jest ciachnąć głowę, rdzeń kręgowy łatwiej jest połączyć zachowując dystans od mózgu. A w jakże oświeconych i dbających o etykę chinach praktykuje się takie przeszczepy na zwłokach. Na żywych pewnie też próbują, tyle, że na tych biednych.

@JERZY62 Chciałbyś? Zmienić charakter i zacząć bez wspomnień?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, SarkastyczneSerce napisał:

po prostu nie rozumiem okaleczania się

to jest tak jak z zębem, boli cię tak że masz już dość, wyrywasz i czujesz niesamowitą ulgę z emocjami jest podobnie, tniesz się i czujesz ulgę i spokój ale że tylko na chwilę to inna sprawa 🙂 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@KotJaroslawa To jest dosyć logiczne. Nie jest całkowicie bezsensowne. Ale nie zrobiłbym tego nigdy. Jak w tym roku usuwałem korzeń to znieczulenie + adrenalina + kodeina, dawka jak dla konia i nie bolało, była rzeczywiście ulga ale samochodem już do domu bym nie dojechał ;)

@Carica Milica Hmm. To może lekarz ma rację? Żebyś sobie nic poważniejszego nie zrobiła. To chyba najlepsze obiektywnie rozwiązanie, intensywne leczenie do skutku albo do poprawy umożliwiającej lepsze życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Carica,szpital to strata czasu. Przeczytaj "Psy ras drobnych" Olgi Hund...Pamiętaj , że w naszej chorobie najważniejsze są stabilizatory(!!!)Ja przy dwubiegunówce jadę na effectinie , abilify i symli . Jakie dawki ? 75mg;15mg;200mg  doraźnie afobam.Skonsultuj z lekarzem , ale ten co Cię wypycha do szpitala chce mieć problem z głowy....

Intel , błagam Cię po prostu Bądź(!) na pohybel wszystkim normalsom...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...a ja , jak dobrze pójdzie to w pierwszej połowie przyszłego roku wreszcie będę miał upragniony, ostateczny powód do samobójstwa :classic_biggrin:

Bo sama chad w tym aspekcie pozostawia mimo wszystko trochę wątpliwości i nie do końca daje w pełni akceptowalne zielone światło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Coś mi się wydaje, że tu, na forum przełączę się na kpiarską autoironię. Moja rzeczywistośc w krzywym zwierciadle.

Nie chce mi się zbyt często pisać o przegranym życiu. To niczego nie daje. W niczym nie pomoże. Z resztą chyba każdy z forum wie w jak głębokiej dupie jestem od lat.

Może autoironia wprowadzi trochę luzu? Może się razem pośmiejemy z pojeba? Może Wam też sie lżej choć na chwilę  zrobi?

Tylko nie dajcie się zwieść i nie wyciągajcie wniosków typu "z Intelem lepiej, chyba dobrze się czuje, remisja" i tak dalej.

Bo to bzdura.

To będzie kolejna, oskarowa gra aktorska, ktora muszę uskuteczniać na co dzień, aby nie stracic resztek kontaktów z ludźmi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziś kilkanaście minut po godzinie ósmej rano zadzwonił ktoś do drzwi mojego mieszkania. Natychmiastowa reakcja "uciekaj lub walcz", oczywiście z pełnym wskazaniem na to drugie. Dobrze, że już byłem po porannej defekacji, gdyż jak wiadomo reakcja ta często powoduje chęć wypróżnienia się. Gonitwa myśli - kto to może być - listonosz zawsze około południa, nikt więcej bez zapowiedzi nie przychodzi. Tak więc to jak zwykle oczywiste - milicja znów przyszła mnie zawinąć. Szóste piętro, lipa. Łomotanie w głowie, błyskawiczny pod wpływem kolejnego wystrzału adrenaliny myślowy przegląd "sprzętu" ( gdzie co leży ) otwieram drzwi i jestem gotów popełnić samobójstwo przy pomocy milicjantów. Niestety - to tylko kurator sądowy, a właściwie kuratorka. Fajna blondyna. Cholera, nie zdążyłem się ogolić. Dobrze, że od kilku dni nie pacyfikowalem się do nocy samotnie w parku, być może nie mam zapuchniętego ryja, zwłaszcza, że wcześnie wstałem.

Sąd przysłał w niezapowiedziany sposób kuratorkę, celem dokonania wywiadu środowiskowego co jest potrzebne do kolejnej sprawy sądowej w styczniu, kiedy to już mi przypierdolą po całości. Adwokaci po rozmowach z "prorokiem" nie maja wątpliwości, że wyrok zapadnie BZ czyli bezwzględne więzienie.

Kurcze, i tak trafiła w niefortunnym momencie. Moja żona. Wczoraj rano wstała z zapuchniętym okiem jak Jędrzejczyk po kolejnej przegranej walce :classic_biggrin:. Jakieś ostre zapalenie czegoś tam. W kazdym razie ma L4, bierze antybiotyki i tak dalej. Ale jak wyszła z pokoju to już wiedziałem co sobie kuratorka może pomyśleć.. jak zwykle przejebane. "Chory psychicznie kryminalista bije swoją żonę" Wiecie - solidarność jajników. Na szczęście oko nie sine, tylko zapuchnięte. Szybki wywiad, zdziwiona, że sprawy trwają juz tyle lat ( zorganizowana grupa ), pokazałem papiery ze szpitali, rentowe i tak dalej. Zaproponowalem, że wyjdę z mieszkania aby mogła swobodnie z żoną porozmawiać i tak tez zrobiłem. Potem pytała o synka, z czego żyję ( jak to z czego - przecież praworządne i demokratyczne państwo nie pozwoli zdechnąc inwalidzie choremu umyslowo - mam 750 zł renty :classic_biggrin: ) Zgodnie z prawdą powiedziałem, że imam się w miarę możliwości wszelakich poniżających prac dorywczych - nikt nie zatrudni pojeba na żadną normalną umowę.

Myślę, że globalnie zrobiłem doś pozytywne wrazenie. Ale to i tak chuja da - miejsce bandytow jest w kryminale, co mnie powinno cieszyć- przeciez ponoć żarcie lepsze niż w szpitalach, kablowka, play station, siłownie do bólu, narkotyki i alkohol od strażnikow, pokoje widzeń intymnych, fajni koledzy, leżenie calymi dniami na łóżkach, duży wybór partnerów seksualnych i tak dalej.

Potem wyruszyłem do miasta po kapustę na bigos. Dużo kapusty - dużo bigosu. Ugotuje wielki gar i depresja nie będzie mi uniemożliwiać dokonania wyboru co by dzis wpierdolić. A co najwazniejsze uniemożliwiac wprowadzenia w czyn dokonanego juz w obłedzie przeciwstawnych myśli i niemocy wyboru. Co skutkuje tym, że całymi dniami niczego poza  psychotropami i wieczornymi browarami praktycznie nie jem ( ostatnio wpadłem na genialny w swej prostocie pomysł. I co najwazniejsze - realizuje go. Otóż kupilem tony odżywek dla kulturystów i pomimo tego że "produkt nie może być stosowany jako substytut zróżnicowanej diety" to często tylko to wpierdalam aby nie zdechnąc :classic_biggrin:

A gar bigosu spowoduje, że na śniadanie, obiad i kolacje przez kilka dni ów bigos będzie stanowił ową "zróżnicowaną dietę"

I git.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Idą Święta . Hmm , chciałabym Wam napisać coś w prezencie . Wam chorym , sobie również . Otóż życie niektórym z nas ustawicznie podkłada nogę . Jedni reagują spokojnie i nic się nie dzieje . Drudzy reagują " tylko " inaczej . Wszyscy na tym świecie jesteśmy normalni , Ci "zdrowi" to " tylko" nie zdiagnozowani ...

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, Karolina66 napisał:

Wszyscy na tym świecie jesteśmy normalni , Ci "zdrowi" to " tylko" nie zdiagnozowani .

Niestety nie.

Mózgi ( a co za tym idzie psychika/umysł ) ludzi zdrowych , tymże ludziom sprzyjają, są ich partnerami, sprzymierzeńcami w codziennym znoju. U nas, ludzi chorych jest dokładnie na odwrót. Chore mozgi w każdej sekundzie życia nam  szkodzą niczym nowotwór rozsiewający swe zdegenerowane komórki po całym organizmie. To jest zasadnicza różnica.

Jedyny skuteczny ratunek w naszym przypadku to całkowita ekstrakcja mózgu :classic_biggrin: Ekstrakcja polowy nic nie da. Ostatnio wprost zapytałem mojej psychiatry z wieloletnim klinicznym doświadczeniem o to, czy półgłówki, debile i patole również tak często chorują na depresje i inne gówna, czy to tylko domena ludzi bardziej oświeconych. Okazuje się, że chorują z taką samą częstotliwością. Tak więc stanie sie półgłówkiem poprzez ekstrakcję nawet połowy mózgu nic nie da.

Wniosek? Upierdolić sobie łeb przy samej szyi. Okazuje się, że najlepszym specjalistą od chorób psychicznych, dodatkowo mogącym sie pochwalić 100 % wyleczalnością był kazdy, kto w terapii stosował pomysł pana Josepha Ignace Guillotina.

To chyba jedyne skuteczne lekarstwo.

Carica. Święta w szpitalu? Ciekawy hard-core. Tego jeszcze nie przerabiałem. Przerabiałem natomiast w puszcze, gdzie po Kolacji Wigilijnej ( 12 dań, a jakże ) pod celą, stwierdziliśmy rankiem w Boże Narodzenie, że "jebać Święta"

12 dań w Wigilię pod celą? czyli faktycznie - lepiej niż w szpitalu.

Jak już pisałem podstawą był barszcz z tytki, zagotowany "buzałą" którym to zalaliśmy mrożone pierogi z kantyny. I to byl wypas. Jeden z lepszych jakie w życiu jadłem. Blat przykryliśmy  czystym, skombinowanym specjalnie na tę okazje prześcieradłem. Choinki nie było, gdyż żadna na spacerniaku nie rosła, a nawet gdyby rosła to dorzucili by nam zapewne kolejne zarzuty wyczerpujące znamiona kradzieży zuchwałej, niszczenia środowiska i  złamania jakichś unijnych, bzdurnych przepisow dotyczących ochrony przeciwpożarowej.

Pozostałe 11 dań to były między innymi takie specyfiki jak czekolada gorzka, kisiel, ryby z puszki, chleb, kawa, grzybowa z tytki ( ale po pół kubka wystarczyło dla każdego ) i jeszcze kilka tego typu potraw. Oczywiście zdobyte własnym sumptem, przyoszczędzone z wcześniejszych zakupów w kantynie, tudzież z jakiejś paczki zywnościowej. Chyba nawet złamaliśmy tradycję i jedliśmy mielonke z puszki, ale ponoć już nie ma konieczności powstrzymywania się w Wigilie od spożywania potraw mięsnych, tak więc spowiadać z tego czynu się nie musiałem :classic_biggrin:

Kolęd nikt nie śpiewał, gdyz każdy się bał popłakać i być posądzonym o frajerstwo, hehehehehe.

W psychiatryku też może byc spoko. Niech pacjenci odłożą wcześniej troche tabletek, potem wszystko wymieszać w jakimś pojemniku i w Wigilię niech każdy losowo z pojemnika zje po 12 różnych tabsów. Myśle że spokojnie będzie można potem zobaczyć przynajmniej jedną Gwiazdę Betlejemską na niebie :classic_biggrin:

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że masz rację. Kliniki rządzą się swoimi ( rozsądnymi ) prawami.

Kolega z Forum był kiedyś w Klinice Psychiatrii w jednym z dużych miast i opowiadał, że miał stale wolne wyjścia do miasta, ktore skrzętnie wykorzystywał na kino, fast-foody i tak dalej. Oczywiście czasami nadużywał owej swobody, na szczęście w rozsądnych granicach :classic_biggrin:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, INTEL 1 napisał:

Niestety nie.

Mózgi ( a co za tym idzie psychika/umysł ) ludzi zdrowych , tymże ludziom sprzyjają, są ich partnerami, sprzymierzeńcami w codziennym znoju. U nas, ludzi chorych jest dokładnie na odwrót. Chore mozgi w każdej sekundzie życia nam  szkodzą niczym nowotwór rozsiewający swe zdegenerowane komórki po całym organizmie. To jest zasadnicza różnica.

Jedyny skuteczny ratunek w naszym przypadku to całkowita ekstrakcja mózgu :classic_biggrin: Ekstrakcja polowy nic nie da. Ostatnio wprost zapytałem mojej psychiatry z wieloletnim klinicznym doświadczeniem o to, czy półgłówki, debile i patole również tak często chorują na depresje i inne gówna, czy to tylko domena ludzi bardziej oświeconych. Okazuje się, że chorują z taką samą częstotliwością. Tak więc stanie sie półgłówkiem poprzez ekstrakcję nawet połowy mózgu nic nie da.

Wniosek? Upierdolić sobie łeb przy samej szyi. Okazuje się, że najlepszym specjalistą od chorób psychicznych, dodatkowo mogącym sie pochwalić 100 % wyleczalnością był kazdy, kto w terapii stosował pomysł pana Josepha Ignace Guillotina.

To chyba jedyne skuteczne lekarstwo.

 

w tym kraiku?w tym kraiku jedynie wyrywają zęby bez żadnych ograniczeń.jak rzodkiewkę.z byle powodu.często bywa iż wyrywają zdrowe zęby lub doprowadzają do tego że próchnica zęba zeżre jeszcze zanim wyrośnie lub żeby zęby same wypadły poprzez porady typu "nie zdejmuj kamienia bo spaja zęby,nie wyrywaj mleczaka którego toczy próchnica".poco robić i plombować jak można wyjebać.żaden problem mieć 20 lat i nie mieć wogóle zębów.chcesz pozbyć się zębów(za darmo)?polakiem sie urodz/ zamieszkaj w polsce.bezdomnym amputują złamane nogi,państwo sie o takich nie troszczy.wedle tej teorii to każdy neurolog i psychiatra sypałby skierowaniami na dekapitacje na NFZ każdemu kto przyjdzie i poskarży się na migreny lub w.w choroby psychiczne no chyba że ktoś jest obrzydliwie bogaty i stać go na ibuprom,sumatriptan,tramale,morfinę czy psychoterapię która kosztuje grube tysiące czy dziesiątki tysięcy ale i tu niema żadnej gwarancji ze nie spieprzą(wydasz pieniądze a powikłania pozostaną dla ciebie).w tym kraiku natomiast dupigia i te sprawy więc zamiast masowych dekapitacji czeka się aż glejak wielopostaciowy czy masywny udar krwotoczny łeb rozpieprzy.tak samo kwestia orchidektomii na którą żeby dostac skierowanie choroba musi być tak ciężka żeby cała rodzina lub sąsiedzi chorego poumierali kolejno jeden po drugim.kilku majciarzy było za.leszek pękalski,krzysztof pańkow i bartosz k. byli za i stwierdzili że libido im bardzo przeszkadza bo i tak nie znajdą partnerki.chenryk z. domagał się mechanicznej orchidektomiii na NFZ a tu państwo odpowiedzialo że nie-bo to okaleczanie.jak stwierdził przedmówca libido u zdrowego mężczyzny jest oznaką jego zdrowia,jego przyjacielem który dodaje smaczek z każdej zaliczonej kobiety.u w.w. majciarzy jest niczym głęboka bolesna ropna śmierdząca odleżyna u sparaliżowanego której nie może sobie umyć ani zdezynfekować bo sie nie rusza a tym bardziej nikt jej nie umyje bo każdy sie brzydzi,niczym przewlekłe zaparcia poprzez które prędzej czy pozniej dochodzi do sepsy wskutek przenikania bakterii kałowych z rozdętych do granic jelit do krwioobiegu,niczym zakrzepy gdzie popadnie powstałe po wieloletnim bezruchu. ich największym wrogiem który posłał ich za kratki bo tylko waląc kamieniem w łeb upatrzone ofiary mogli siłą zabrać to czego ono sie domaga/torturą niczym rosnący przez nich bambus przez wiele dni.podobny skutek miało by podawanie niemowlęciu testosteronu w strzałach-wąsy i broda w wieku 18 miesięcy i seksualne dziecko.będzie wyglądało jak mężczyzna.dopiero będzie "męskie".to dopiero hipokryzja.w tym kraiku nie obetną ci głowy która boli "bo przecież zabiją",nie obetną pedofilowi i gwałcicielowi jajek "bo to okaleczanie"skierowanie na pozbycie się zębów daje byle konował spod budki z piwem.z byle powodu.wystarczy powiedzieć "nie zapłace bo nie mam czym" i niema już kontraargumentu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie. Intel nie ma niestety ani hipomanii, ani manii. Intel hipomanii przyjemnej nigdy nie zaznał. 

Intel ma tylko stale "pobudzoną depresję" czyli stan mieszany.

Intel postanowił zdechnąć na wesoło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 Nieboszczyk nareszcie znów wróciła Ci forma. To niesamowite. Najbardziej zawsze zadziwia mnie Twoje fachowe nazewnictwo wszelakich wynaturzonych jednostek chorobowych i wyjątkowo obrzydliwych zabiegów medycznych. 

Dzięki Twoim postom zdycha mi się jeszcze weselej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×