Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Dobry moment na obranie innej drogi samorealizacji. ; >

Jakiej innej drogi jak nawet w monopolu mnie nie chcą :? W pracy w jakiej byłam wcześniej mam pozamiatane i nikt mnie nie przyjmie.

Idę po browar, nie mam kurwa siły :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zbliżają się święta, sylwester (chociaż raz nie muszę się martwić o to gdzie się mam podziać więc jakiś pozytyw jest) i studniówka a ja nie mam najmniejsze ochoty na przebywanie z ludźmi. Unikam ostatnio jak tylko mogę. W piątek była obowiązkowa próba poloneza a ja wyłączyłam telefon i leżałam w łóżku. Wczoraj "znajomi" szli się bawić, dogadać co do sylwka a ja gniłam w domu w łóżku. Studniówka to jedna taka impreza w życiu a ja spędzę ją w takim spieprzonym humorze. Mój partner będzie się na prawdę świetnie ze mną bawił... Nawet nie wiem co jest przyczyną!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość SmutnaTęcza

ewelka91, ja okropnie to przechodzę. Zawsze bardzo boli mnie brzuch, bez silnych tabletek się nie obejdzie. Czasami zdarza się, że jakieś pierwsze dwa dni to potworny, rozdzierający ból brzucha, nudności, duszności i zawroty głowy. Nie jestem wtedy zdolna do jakiegokolwiek działania, nawet jedzenia czy picia, mogę tylko leżeć i płakać. A ogólnie to mam miesiączki bardzo obfite, bardzo długie (7-8 dni) i baaardzo nieregularne. No i bolesne...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Weekendy są okropne, zawsze niedziela działa na mnie tak dobijająco, że w poniedziałek jestem nieżywa. Nie mam siły już chodzić na zajęcia, strasznie się boję, że coś zawalę i się w ogóle nigdy nie obronię...Mam wyrzuty sumienia jak chociaż chwilę nic nie robię, mam jakąś pieprzoną presję, że ciągle powinnam się uczyć, by być coraz lepszą i paraliżują mnie myśli, że coś zawalę (jeszcze mi się nie zdarzyło, ale ciągle to wizualizuję). Boję się świąt, nienawidzę jeździć do mojego ''domu rodzinnego'',jestem szczęśliwa, że się wyprowadziłam i jeszcze tam bardzo rzadko. Nienawidzę świątecznej atmosfery, głupich pogadanek... Czuję się beznadziejna, niewartościowa i że wszystkiego się czepiam, a inni kochają te cholerne święta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kokojoko, niech zostaną, mam to gdzieś. I tak mam już cały ryj w bliznach po trądziku, a ciało w krostkach po goleniu.

 

Teraz tak mówisz a za parę lat będziesz się ich wstydzić i żałować, że tak niszczyłaś ciało. Zamiast niszczyć ciało, napraw psychikę. Czemu nie pójdziesz na jakąś terapię?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się raz pocięłam i żałuje tego każdego dnia. Wielka obrzydliwa blizna na ręce. Jest mi tak wstyd jak ktoś zauważy... Dlatego nie lubię lata. Bo widać te cholerstwo. Byłam głupim gówniarzem który sobie zabalował ze znajomymi. Chryste, nienawidzę siebie za to! Jak można być tak tępym i się tak oszpecić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czuję się gorsza. Nie zasługuję na dobroć, zainteresowanie, przyjaźń. Nie potrafię nawiązywać głębszych relacji z ludźmi. Gdy już otworzę się przed nimi bardzo szybko zaczynam tego żałować (nawet jeśli nie dali mi żadnego powodu do tego), wstydzić się i zwiększać dystans (mam jedną przyjaciółkę od kilkunastu lat, ale mam wrażenie, że nie zna mnie do końca, bo nawet przed nią nie potrafię być całkowicie otwarta)... Jestem chodzącym chłodem. I nigdy nie znajdę mężczyzny odpowiedniego dla siebie. Nie podobam się sobie kompletnie. Staram się ubierać ładnie (w swoim mniemaniu) i malować, ale wychodząc z domu pytam samą siebie "po co Ci to, skoro i tak jesteś brzydka?". Nigdy z nikim nie byłam, a od kiedy pamiętam chciałabym czuć wzajemną miłość i szacunek... Jestem bardzo słabo rozwinięta emocjonalnie. Od jakiegoś czasu znów nie mogę porządnie się wyspać. Czasami czuję ucisk w klatce piersiowej. Stresuje się wszystkim. Obwiniam, że nie jestem wystarczająco dobra dla znajomych. Obawiam się, że nie zaliczę tego semestru (choć w tamtym roku nie miałam ani jednej poprawki). Nienawidzę siebie za zazdrość, której nie mogę się pozbyć. Zazdrość związaną z jedną z najbliższych mi osób. Nie umiem tego zwalczyć i straciłam szacunek do samej siebie z tego powodu. Wracają do mnie myśli samobójcze (choć myślałam, że ten etap mam już za sobą...). Jest mi źle. Płaczę coraz częściej. Nie wiem co mi jest i boję się iść do psychologa. Są dwie opcje: a) powie mi, że jestem chora, b) powie mi, że wymyślam sobie problemy - nie wiem, która z tych dwóch opcji jest gorsza... Nawet nie wiem od czego miałabym zacząć moją historię...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aurora92

Skoro padło akurat na ludzi, to najwidoczniej mam powód.

Ale chyba nie masz pretensji do ludzi jako ogółu tylko personalnie do kogoś?

I nie tnij się, bo z tym nawet nie o blizny chodzi. Będziesz czuła się jeszcze gorzej a dodatkowo dojdzie potem poczucie winy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aurora92, niestety świat jest zły, a ludzie to skurwysyny :P

W sporej części to racja...jednak,nie do końca.

 

 

Koleżanko Aurora92[/b],siedząc tu przez 2 lata,nabrałem trochę "doświadczenia" co do kwestii bezczynności,no właśnie,nie robiąc nic by o siebie zawalczyć,nic się nie zmieni,kompletnie NIC,egzystencja będzie pasmem utwierdzania się we własnej śmieciowatości,bezwartościowości i reszcie,świat nie jest czarny,biały, jest szary,ma setki tysięcy,albo i milionów odcieni,nigdy,przenigdy choćby nie wiem jak długo się żyło,nie można jednoznacznie stwierdzić jacy są ludzie.

 

Przez swoją samoocenę,przeżycia masz spaczone spojrzenie na życie,innych ludzi,świat.

Można to zmienić,prawie że wszystko można jak długo jest się zdrowym,ma się sprawny organizm i umysł,wystarczy i trzeba...aż chcieć :

Wiem,są gorsze dni,niemoc,poczucie beznadziei,Bezsilność,doły,myśli samobójcze i inne,co powoduje że człowiek się sypie,ale mimo to,choćby pełznąć trzeba coś ze sobą zrobić.

Oczywiście,nie trzeba samemu,tylko i wyłącznie,do dyspozycji jest pomoc lekarska

topic-t29030-168.html wystarczy tu poszukać,ewentualnie spytać w wątku Gdańskim o dobrego i KOMPETENTNEGO terapeutę w Gdańsku, który przyjmuje na NFZ (nie wierzę że wszyscy z funduszówki to partacze mający w d...pacjenta)

Analogicznie i z psychiatrą.

Jeśli chodzi o brak towarzystwa ludzkiego,to próbowałbym się przeprosić z grupą Trójmiejską i jakoś się dogadać,wierzę że to git ludzie.

 

Oczywiście można też i nic nie robić,chlastać się,i utrwalać się w poczuciu beznadziejności,dopierdalać sobie i traktować się jak śmieć,efekt gwarantowany,zdechniesz jak śmieć,w poczuciu beznadziei i bezwartościowości.

Czekając na niewiadomo co...sorry,nie da się,po prostu,bezczynność zabija,fizycznie i psychicznie,sam przerabiałem.

 

Jednak nadal daleka droga przede mną do jakiegoś "wyzdrowienia",choć nie wiem czy to do końca mogę tak nazwać,czy raczej pozbierania się,stabilizacji,niejednokrotnie zaryje się ryjem w błoto,złapie załamkę,doła,życie jeszcze niejednokrotnie rozjedzie niczym Niemiecka Pantera biednych nap*rdolonych rusków w szałasie gdzieś na Syberii,ale nikt nie mówił że będzie łatwo,trzeba się starać być na to przygotowanym.

 

Pozdrawiam uniżenie,człek bez serca i sk*rwiel.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×